Plaża nudystów - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony Poprzednia 1 2 3 4 7 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 130 z 407 ]

66 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-01-10 00:55:17)

Odp: Plaża nudystów
bagienni_k napisał/a:

Priscilla Dobrze to ujęła: nikt nie lubi specjalnie kręcić się ciągle w kółko, aby ponownie wracać do tego samego miejsca. Każdy zbyt ceni sobie swój czas, aby poświęcać go na bezcelową wymianę zdań, gdzie jedna strona cały czas skupia się wyłącznie na sobie i swoich przekonaniach, pozostając zamkniętym na argumenty reszty uczestników. Samemu nie chcę zbyt mocno wdawać się w takie dyskusje, bo mam przykre doświadczenie w tym zakresie, jednak być może coś mnie jednak zainteresuje.

Rozumiem i nikogo nie namawiam. Każdy ma jakieś granice, co również należy uszanować. Zresztą wszyscy robimy jakąś wstępną selekcję, komu oraz w jakim zakresie mamy ochotę pomóc. Nikt nie ma tyle czasu, ani zasobów, by pochylać się nad każdym człowiekiem. Jeśli zaś chodzi o ten temat, to chciałabym, żeby nie ograniczał się on do jednego użytkownika, czy jakichś ściśle określonych kwestii. Niektóre wątki pewnie będą dominować, ale jak przyjdzie komuś do głowy choćby absurdalnie losowa myśl i zechce się nią podzielić, to zawsze znajdzie na to przestrzeń.

Priscilla napisał/a:

Jedni się odsuwają, ale po nich przychodzą nowi, którzy w swojej nieświadomości dają się wciągać w grę "tak, ale..."
Obserwowaliśmy to wiele razy. Shini jest kulturalny, więc na swój sposób ujmujący, pisze składnie i w gruncie rzeczy dobrze się to czyta, dlatego wywołuje u ludzi chęć pomocy, stąd ich początkowe zaangażowanie, które w pewnym momencie zaczyna coraz bardziej słabnąć. Mimo to karuzela się kręci wink

Akurat u mnie nie ma mowy o nieświadomości. Widziałam wystarczająco jego postów, aby wiedzieć czego mogę się spodziewać po swoim rozmówcy. Poza tym takie osoby wyczuwam na kilometr, bo duża część mojej rodziny ma zapędy do skupiania się mocno na sobie, niski poziom empatii, a do tego są mistrzami racjonalizacji i potrafią w mgnieniu oka wymyślić tysiąc wymówek, gdy nie chcą czegoś zrobić. Ktoś z zewnątrz, gdyby miał okazję spotkać się z nimi w większym gronie, już po paru minutach byłby totalnie zagubiony i nie wiedział, na kogo patrzeć, ani komu odpowiadać. Nie ma żadnej płynności rozmowy, każdy gada coś zupełnie innego, byle się wygadać. Shini w porównaniu z niektórymi z nich to zaledwie amator. Co w moich oczach działa na jego korzyść, dlatego z nim nadal dyskutuję. Póki co widzę jakiś potencjał do zmiany oraz mikroskopijne pęknięcia w betonie. Czas pokaże, co będzie dalej.

Priscilla napisał/a:

Zresztą sama spójrz, kiedy zwrócono mu uwagę, że poświęcasz mu swój czas, a on nawet nie zapytał, co u Ciebie, w swoim stylu skupiając się na swojej osobie, to nie poczuł się nawet zażenowany, nie przeprosił, za to bez ogródek stwierdził, że nawet o tym nie pomyślał, a nie pomyślał, bo nikt go tego nie nauczył. Mnie aż poraża, że trzydziestoletni facet nawet w tak pozornie banalnych sprawach zasłania się innymi i to tych innych za wszystko wini.

No tak, to prawda, że nie wygląda to dobrze, gdy człowiek za wszystko obwinia otoczenie. Być może istnieją tacy ludzie, ale osobiście jeszcze nie spotkałam się z przypadkiem, żeby czyjeś życie było jednym wielkim pasmem nieszczęść bez choćby grama winy tej osoby. Zwykle od pewnego momentu każdy z nas sam podejmuje decyzje i odpowiada za konsekwencje tych wyborów, nawet jeśli usilnie się wzbrania przed zaakceptowaniem tego faktu. Przy okazji, zauważyłam, że jak ktoś ma tendencję do stawiania siebie w roli ofiary, to nierzadko wręcz wypatruje kolejnych okazji, w których od początku jest skazany na porażkę, po czym udaje zaskoczonego i jeszcze bardziej utwierdza siebie w przekonaniu, że cały świat jest przeciwko niemu. Ludzki mózg to naprawdę przerażające narzędzie.

ALE, edytując, bo trochę nad tym myślałam. Nie miałam żadnych oczekiwań, gdy zaczęłam rozmawiać z Shinim.
Byłam ciekawa, dlaczego nie za bardzo interesuje się innymi, ale nie na zasadzie, że mi przykro, bo mnie nie pyta, co u mnie słychać.
Nie uważam, że powinien mnie za cokolwiek przeprosić, ponieważ na nic się nie umawialiśmy.
Przynajmniej jego intencje były szczere i nie udawał, że go to obchodzi, skoro tak nie było.

Shinigami napisał/a:

Ciąg dalszy jutro(w sumie to już dziś) bo trochę późno, a rano do roboty.

Zatem poczekam aż dopiszesz resztę i wtedy na spokojnie odpowiem na całość, żebyśmy się później nie pogubili.

67

Odp: Plaża nudystów

Ciąg dalszy

Sam fakt, że miał dziewczynę już mu dawał lepszy start bo umożliwiał chociażby wynajęcie. Akurat tą kwestię widzę zerojedynkowo, albo się ma ten start albo się nie ma. To prawda, że mnóstwo młodych ludzi nie ma ani mieszkania, ani spadku, ani nie stać ich na kredyt i jak już wielokrotnie pisałem nie znam i nigdy nie znałem nikogo kto w pojedynkę wyprowadziłby się od rodziców chyba, że na prawdę porządnie zarabia. Każdy, dosłownie każdy inny kto się od tych rodziców wyprowadził zrobił to dopiero z partnerem/partnerką.

Po pierwsze na prawdę wierzysz w to, że na portalach randkowych są normalne dziewczyny, które w ogóle by odpisały i włożyłyby choć minimum wysiłku w podtrzymanie rozmowy? Po drugie każdy facet jakiego się zapytasz o portale randkowe odpowie, że właśnie całkowicie się zniechęcił. Po trzecie czy da się korzystać z jakiegokolwiek portalu za darmo?

Nie chodzi o to na kogo się zwraca uwagę tylko o to, że nie sposób określić czyjegoś wieku tylko patrząc. Dziewczyna może mieć 14 lat albo 18 lat i często nie ma szans tego odróżnić. W ogóle zdaje się, że w tej kwestii mamy totalnie odmienny pogląd. Ja widzę kobiety, do których miałbym próbować zagadywać jak nauczycielkę albo egzaminatorkę, która na każdym kroku będzie mnie sprawdzać i oceniać tylko czekając na najmniejszy błąd i robiąc wszystko by wywołać jak największy stres. Ty widzisz je jako jakieś cudowne istoty, miłe, otwarte, tylko czekające aż facet do nich zagada. Prawda jest pewnie gdzieś po środku co nie zmienia faktu, że nie słyszałem jeszcze by jakaś dziewczyna nie miała problemu z nieśmiałością faceta, szczególnie będącego w moim wieku.

A ja nie miałem ani jednej takiej szansy. Jedyne co kiedykolwiek miałem przynajmniej lekko skierowane w stronę bliższej relacji z dziewczyną to z tą jedyną, która mi się podobała. Ale z nią też nie było żadnej tego typu sytuacji, nasz najbliższy kontakt był jak tańczyliśmy na mojej studniówce. Nie licząc tego nigdy nawet nie trzymaliśmy się za ręce nie wspominając o bliższych kontaktach. Jedynie jeszcze w liceum miałem jedną przyjaciółkę, z którą raz wspólnie oglądaliśmy film ale nawet nie próbowałem nic robić bo była zajęta. Dosłownie każda dziewczyna z jaką przez całe życie miałem dobry kontakt i świetnie się dogadywaliśmy była zajęta. Sytuacji typu zaczepka w tramwaju też nigdy nie miałem.

Takie zakupy typu chleb czy ser robiłem wielokrotnie, to nie jest żaden problem. Problemem byłyby bardziej skomplikowane zakupy, w sensie składniki do jakichś dań. W taki sposób niczego bym nie sprawdził, musiałbym jeść dosłownie tylko jedną rzecz i sprawdzać efekty. Na przykład zjeść tylko chleb i zobaczyć czy coś się będzie działo. Co mi da odstawienie sera czy pomidorów skoro będę jeść kilka innych rzeczy i nawet nie zauważę różnicy, a jeśli zauważę to nie będę wiedział co konkretnie ją spowodowało. 

W to już najtrudniej mi uwierzyć. Że niby jest wiele dziewczyn w podobnym wieku do mojego i bez doświadczenia albo z bardzo małym? To brzmi wręcz nieprawdopodobnie, szczególnie jeśli mówimy o osobach nienajgorszej wyglądających. Chciałbym wierzyć, że spotkam taką dziewczynę ale im dłużej korzystam z internetu tym bardziej tracę tą wiarę. Ja niemal bez przerwy odczuwam stres więc może faktycznie to było powodem wtedy na masażu. W to "Normalna kobieta w takiej sytuacji uśmiechnie się, powie, że nic się nie stało i postara się rozpalić ukochanego na nowo, albo bez spiny spróbujecie innym razem" tak samo ciężko uwierzyć. Na prawdę istnieją tak wyrozumiałe kobiety?

Gdybym miał odpuścić pisanie na forum z takich powodów to już dawno by mnie tu nie było. Temat o muzykoterapii zacząłem sprawdzać i mam już kilka pomysłów co mógłbym tam wrzucić.

Wiem, że to może być dla niektórych niezrozumiałe ale nie, nie pytają. Jak już się spotykamy to zawsze w jakimś konkretnym celu. Zawsze mamy wcześniej zaplanowane co, gdzie i jak. Po prostu witamy się i idziemy/jedziemy i rozmawiamy na różne tematy ale bez żadnych takich tekstów typu "jak się czujesz" czy "jak ci minął dzień". Co do anime to ostatnio oglądałem najnowszy sezon Fairy Tail, a teraz odświeżam najfajniejsze dla mnie fragmenty z poprzednich sezonów.

Bert44 napisał/a:

Dokoncze jeszcze jedna mysl i nie zamęczam dalej. Dlaczego bez zmiany podejscia nie będziesz mial ani dziewczyny ani kumpli? Zobacz co się dzieje na forum. Mnostwo ludzi próbowało Cie wspierac. Jakims cudem po wymianie paru postow zaczynasz irytować (może wyjątkiem jest Mrs. Happiness ale ona ma niewyczerpalne źródła cierpliwości:)). Zastanawiałeś się dlaczego? Dlatego że próbujesz raz - no nic beton z drugiej strony. Próbujesz drugi raz- beton. No to kij ci w oko nie chce mi się więcej. Wkurzasz mnie.
Gdybys byl moim kumplem to poszedłbym z Toba na piwo pogadać.  Może nawet dwa razy.  Ale nikt nie chce na stałe przebywać z kims kto jest ofiara i wiecznie marudzi. Trzeci raz pójdę na piwo z kumplem z którym się pośmieje. Oczywiecie ze tez marudzimy. Spotkam sie z kumplem ktorego zwolnili albo ktoremu w małżeństwie się nie układa. Ale to tymczasowe problemy do rozwiązania. Od tego sa kumple zeby wesprzeć.  Nikt nie będzie tkwil z zwiazku w którym się męczysz z maruda. Żadna dziewczyna tego nie zniesie. Chyba że taka z którą nie chcesz być bo potrzebuje ojca dla dziecka albo też jest ofiara-maruda. Z tego jednak nic szczęśliwego nie powstanie.
Jeśli nie zmienisz podejcia to pierwsza randka będzie zawsze ostatnia. Nawet jak nie będziesz marudził na głos to i tak się to wyczuje. Ze coś jest nie tak.
A czy warto próbować? My faceci mamy rywalizację wpisana w charakter. Ty moze tego z domu nie wyniosłeś. Jak idę z kumplami grać w piłkę to połowa idzie wygrac a polowa przegrać. Tak jest i już. Wazna jest walka bo to z niej jest frajda. Niektórzy multi na konsoli grają. Inni boksują. Porażka porażka sukces. Porazka porażka sukces. Tak to działa. U Ciebie jest porażka porażka porażka (na własne zyczenie). A  ie musi tak być. Wygraj wszystkie sparingi na treningu (wygraj umownie bo przecież tego nikt nie sedziuje). Zobacz co poczujesz. Jak będzie źle to trudno. Powtorz próbę. Potworz, powtorz ,powtorz az przetaniesz czuc wyrzuty sumienia z powodu tego że coś Ci się udalo

A dla mnie to kolejna rzecz, której nie rozumiem. Mnie ani trochę nie wkurza jak ktoś ciągle narzeka czy nie robi tego co mu się doradza. Tak samo nie rozumiem dlaczego ktoś ma pretensje o to, że "poświęca" swój czas pisząc rady, które nie dają efektu. Nikt nikogo nie zmusza do piania na forum, jak ktoś nie ma na to czasu to tego nie robi i tyle. A jeśli ktoś to robi z własnej woli i świadomie ten czas poświęca to dlaczego potem ma pretensje? Toż to bez sensu. Nawet ja mam takich kumpli, którzy pewnie by wsparli gdyby tylko wiedzieli o choć 10% tego co tu piszę. Absolutnie nie zgadzam się z tym, że faceci mają rywalizację wpisaną w charakter. To też jest coś co zostaje wykształcone w procesie wychowania i dojrzewania. Jeśli ktoś nie doświadczał czynników tworzących tą chęć rywalizacji to po prostu nie będzie jej miał. Żeby dało się rywalizować trzeba mieć chociaż tą jedną wygraną na trzy próby jak piszesz. Co więcej trzeba mieć możliwość uczenia się i wyciągania wniosków z tych dwóch porażek. To nie jest ani oczywiste ani żaden naturalny odruch, tego też trzeba się nauczyć, a przynajmniej znaleźć się w środowisku to umożliwiającym. Ja sam teraz, z pomocą forum do tego doszedłem, a powinienem to wiedzieć już od najmłodszych lat. Co do sparingów na treningu to patrz wyżej. Na każdym kolejnym będę próbował coraz bardziej atakować i zobaczymy czy coś z tego wyjdzie.

Mrs.Happiness napisał/a:

Shini zrobiłby sobie ogromną przysługę, gdyby zmienił podejście do życia. Po niektórych jego wpisach zastanawiałam się, jak na co dzień prowadzi dyskusje z innymi ludźmi. Kolegami, rodziną, czy nawet tym fryzjerem, któremu zwierzył się, że nie ma dziewczyny. Jeśli zawsze skupia uwagę na sobie, nie interesuje się rozmówcą, albo na każdy przytoczony przez kogoś problem odpowiada, że no tak, rozumie, ale on ma gorzej, to pewnie nie jest specjalnie lubiany. Tak jak mówisz, ciężko będzie z takim nastawieniem znaleźć normalną dziewczynę, czy przyjaciół. Nikt nie chce ciągle psuć sobie humoru cudzym marudzeniem. Kiedyś przez jakiś czas jeździłam rano z bratem do pracy i on dosłownie każdy dzień zaczynał od narzekania. Mimo że sama miałam początkowo odmienne nastawienie, to po spędzeniu z nim kilkunastu minut w samochodzie byłam już tak zmęczona, że nic mi się nie chciało.

Tu się na moment zatrzymam, bo chciałabym się zwrócić do Ciebie, Shini.

Pisałeś w swoim wątku, że nie rozumiesz, dlaczego część użytkowników sugeruje, że jesteś wampirem energetycznym, bo przecież nie czujesz żadnego przypływu sił. Wcale nie musi tak być. Taka osoba z definicji sprawia, że po przebywaniu w jej obecności ludzie czują się osłabieni, smutni i nierzadko doświadczają poczucia beznadziei. Korzyścią dla niej jest z kolei fakt, że otrzymuje trochę ukochanej atencji, może się wygadać, odkręcić na parę chwil kurek z szambem, w którym na co dzień tapla się w samotności. Wracając do historii z bratem, jemu też nie poprawiał się nastrój po tym, gdy wyrzucał z siebie ten emocjonalny syf. Za to mój ulegał znacznemu pogorszeniu. Dla niego byłam takim śmietnikiem z uszami. Guzik go obchodziło, że później potrzebuję kilku godzin, by wrócić do stabilności psychicznej.

Dlatego w relacjach tak ważny jest odpowiedni balans. Nie można wiecznie brać.
Chyba, że czyjąś ambicją jest zostanie samotnym zgorzkniałym dziadem.

To jak rozmawiam z ludźmi w realu akurat jest bardzo proste. Staram się nie mówić zbyt wiele, a już w żadnym wypadku nie mówić nic o sobie. W realu nigdy z nikim nie rozmawiam tak jak tu z wami. To ten fryzjer zapytał czy mam dziewczynę i czy kiedyś miałem. I tak było zawsze, w każdym przypadku. Nigdy pierwszy nie mówiłem nic o dziewczynie, doświadczeniu w tym zakresie czy w ogóle na temat swojego życia. Ja zawsze jedynie odpowiadam na pytania. Dlatego w realu nie mam problemów z kontaktami międzyludzkimi, bo nikt nie wie o nawet małej części moich problemów. Staram się unikać jak tylko mogę rozmowy na mój temat, a jeśli już taka się pojawi to jak najszybciej ją zakończyć. Dlatego też w zdecydowanej większości rozmów staram się skupić na słuchaniu i utrzymywać rozmowę po stronie drugiej osoby. Jakbyś zapytała kogoś z moich znajomych o moje trzy cechy jakie pierwsze się kojarzą to najprawdopodobniej najczęściej powtarzającymi się byłyby: cichy, spokojny, wycofany. Gdzieś tam pewnie jeszcze przewijałoby się nieśmiały czy nie wyróżniający się.

Wybacz jeśli to zabrzmi niemiło ale czy choć raz powiedziałaś bratu, że ci się to nie podoba, że to pogarsza twój humor, że byłaś tym "śmietnikiem"? On na prawdę mógł nie mieć o tym pojęcia, ani przez chwilę nie zdawać sobie sprawy z tego, że dla ciebie to nie było zbyt przyjemne. Ja też nie miałem o tym pojęcia dopóki nie dowiedziałem się dopiero z forum, że mogę być kimś takim.

Priscilla napisał/a:

To sam Shini użył pojęcia prowokacja, kiedy usiłował wyjaśnić, dlaczego na swoje potrzeby zagarnia kolejne wątki. Uważa, że jest prowokowany, co w moim odczuciu prawdopodobnie wygląda mniej więcej tak, jak Ty to opisałaś, ale o niebo częściej zauważam, że Shini pojawia się w jakimś temacie, wtrącając swoje trzy grosze, co zwykle nie zostaje bez odzewu, a potem powolutku, zdanie po zdaniu, post po poście, przekierowuje uwagę na siebie. Ma w tym już na tyle wprawy, że udaje mu się to naprawdę szybko. Mimo to ma winnego tego zachowania.

I żeby nie było - jak najbardziej uważam, że forum jest od tego, żeby ze sobą rozmawiać, ale jak w życiu, tak i tutaj, we wszystkim trzeba zachować umiar, a Shini rozmawia tylko o sobie, inni go kompletnie nie interesują.

Zresztą sama spójrz, kiedy zwrócono mu uwagę, że poświęcasz mu swój czas, a on nawet nie zapytał, co u Ciebie, w swoim stylu skupiając się na swojej osobie, to nie poczuł się nawet zażenowany, nie przeprosił, za to bez ogródek stwierdził, że nawet o tym nie pomyślał, a nie pomyślał, bo nikt go tego nie nauczył. Mnie aż poraża, że trzydziestoletni facet nawet w tak pozornie banalnych sprawach zasłania się innymi i to tych innych za wszystko wini.

Jest czyjś wątek, autor w nim opisuje jakąś sytuację lub zadaje pytania. Ja odpisuję do autora, niedługo później pojawia się ktoś kto pisze coś nie do autora tylko bezpośrednio do mnie. Ja odpowiadam tej osobie i już jestem złapany w jej prowokację. Na prawdę tego nie widzisz? Po co ktoś zadaje pytanie mi, a nie autorowi tematu jeśli nie po to by wciągnąć mnie w rozmowę? Po co niektórzy użytkownicy zaczynają personalnie atakować kogoś kto nie jest autorem tematu i to nie o nim powinna być rozmowa?

Co sprawiło, że ty interesujesz się innymi? Pytam o źródło tej cechy u ciebie. Pojawiło się znikąd, urodziłaś się z tą cechą czy może pamiętasz jak ktoś to robił i zaczęłaś brać przykład?

Wytłumaczysz mi za co powinienem przepraszać? Zwykle przeprasza się za zrobienie czegoś złego, niemiłego, nieadekwatnego do miejsca i czasu czy też przerywając komuś jakąś czynność w celu na przykład zadania pytania. Tu była sytuacja podobna do składania życzeń na święta, można ale nie jest to konieczne nawet dla zachowania zwykłej grzeczności. Masz pretensje do każdego kto nie złoży ci życzeń na święta? Dla mnie to nie ma żadnego znaczenia ani żadnego wpływu na moje relacje z tą osobą. Poza tym to nawet nie dotyczyło ciebie tylko Mrs.Happiness, a na tyle na ile zdążyłem ją poznać na forum nie wygląda na osobę przejmującą się takimi drobiazgami.

Mrs.Happiness jeśli się mylę i moje niedopełnienie grzeczności cię uraziło to teraz przepraszam i teraz się poprawię. Co u ciebie?

Priscilla wiesz jaki masz problem? Wszędzie się doszukujesz czyjejś winy. Cokolwiek nie działa tak jak powinno to od razu ktoś musi być temu winny i musi ponieść tego konsekwencje. Ja ani przez chwilę nikogo nie winiłem za to, że ktoś mnie czegoś nie nauczył. Po prostu takie miałem środowisko i nikt nie miał na to wpływu bo nikt nawet nie zdawał sobie sprawy, że coś było nie tak.

Szacun dla każdego kto dotrwał do końca posta.

68 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-01-10 00:32:06)

Odp: Plaża nudystów

Wpadłam jeszcze napisać, że ostatnio po przeczytaniu kilku postów na temat stosowania przemocy wobec dzieci pierwszy raz od dłuższego czasu zaczęłam więcej o tym myśleć, jak również wspominać własne przeżycia i uznałam, że szczerze nienawidzę ludzi, którzy znęcają się nad swoim potomstwem. Wolałabym nie pielęgnować w sobie tak negatywnych uczuć, ale nie potrafię spojrzeć na nich inaczej, niż z głęboką pogardą. Rozumiem oczywiście, że dorosły może mieć gorszy dzień, albo czuć się bezradny, gdy bardziej cywilizowane sposoby zawiodły, więc podnosi głos, czy daje maluchowi klapsa. Nie są to zachowania, które popieram, jednak staram się nie być przesadnie ostra w ocenie, bo zdaję sobie sprawę, że nikt z nas nie jest idealny. Przy czym nigdy nie pojmę, jak można w regularny sposób i z premedytacją wyżywać się na dziecku, dla którego dom powinien być przede wszystkim bezpieczną przystanią. Mam nadzieję, że z każdym rokiem takie zachowania będą coraz mocniej piętnowane przez społeczeństwo i wspólnymi siłami wyplenimy te popieprzone metody wychowawcze. 

Kolejna rzecz, która mnie odpala w tym temacie, to bierność otoczenia. Ile razy się słyszy, że jakieś dziecko było katowane, przypalane papierosami, molestowane, zaszczuwane, a wszyscy dookoła odwracali wzrok, dopóki nie stała się tragedia. Potem nagle wielkie zaskoczenie i tłumy na pogrzebie, ale póki żyło, to nikomu nie chciało się ruszyć dupska, żeby zareagować. Miałam takiego kolegę w klasie, który też miał w domu nieciekawie. Matka chlała, sprowadzała fagasów, gromadka dzieciaków była zdana sama na siebie. On był najmłodszy z braci. W pewnym momencie doszło do tego, że nie mieli zimą prądu w domu. Na tej samej ulicy mieszkała jedna z nauczycielek, więc nie wierzę, że skoro do nas dotarły słuchy, co się tam wyprawia, to ich jakimś magicznym sposobem ominęło. Chłopak nie miał za bardzo książek, zeszytów, bardzo często był nieprzygotowany do lekcji. Zamiast się nim jakkolwiek zainteresować, to oczywiście wielcy pedagodzy wystawiali mu kolejne jedynki. Finalnie nie zdał jednej klasy, a że rok młodsi od nas uczniowie mieli inną podstawę programową, to musiałby zaczynać gimnazjum od nowa. Skończyło się więc tak, że trafił do hufca pracy. Ciekawe jak ich zdaniem miał w ciemnościach odrabiać prace domowe, albo za co kupić sobie przybory szkolne, gdy matka wszystko przewalała na wódę. Podobnie było z kolegą, który odreagowywał sobie życie z patologicznymi rodzicami poprzez różne dziwne akcje, włamywał się do sklepów, niszczył cudze mienie, wdawał się w bójki, przez co kilka razy skończył w poprawczaku. Jego też wszystkie lokalne instytucje spuściły w toalecie.

Takich sytuacji jest znacznie więcej, co mnie czasem naprawdę mocno dołuje.
Wiem, że to nie jest przyjemny temat, a mnie samej daleko w nim do obiektywności.
Jednak podobne historie niezmiennie mnie poruszają i zapragnęłam wypuścić te myśli na wolność.

69

Odp: Plaża nudystów
Priscilla napisał/a:

Jedni się odsuwają, ale po nich przychodzą nowi, którzy w swojej nieświadomości dają się wciągać w grę "tak, ale..."
Obserwowaliśmy to wiele razy. Shini jest kulturalny, więc na swój sposób ujmujący, pisze składnie i w gruncie rzeczy dobrze się to czyta, dlatego wywołuje u ludzi chęć pomocy, stąd ich początkowe zaangażowanie, które w pewnym momencie zaczyna coraz bardziej słabnąć. Mimo to karuzela się kręci wink

To prawda, a ja nie widzę w tym niczego złego.
Shini od każdego może dowiedzieć się czegoś nowego, każdy w inny sposób przekaże mu jakieś swoje przemyślenia/mądrości by mu pomóc, i każdy zrobi to w innym czasie, więc jest szansa, że kolejna nauka może zostać inaczej/lepiej odebrana.

Jeśli staramy się komuś pomóc, to powinien w tym być altruizm, czyli z założenia nie spodziewamy się jakichś gratyfikacji w postaci udoskonalenia naszego obiektu pomocy.
Mnie osobiście najbardziej przeszkadza frustracja pomagających, gdy ich rady i pomoc nie przynoszą wymiernych skutków. Niemal czuje się ich zawód, że tak się starają a tu kicha. No bywa i tak.
Gdyby było łatwo pomóc/zmienić takiego Shiniego i jemu podobnych, to już dawno pierwszy lepszy kumpel go zmienił, pierwszy psycholog rozwiązał jego problem.  Oczywiście bez udziału Shiniego problem się nie rozwiąże, ale tez nie wymagajmy od niego, że musi się zmienić pod nasze dyktando.

Często gdy starałam się pomóc komuś w realu, czyli bardziej kogoś znałam/ widziałam jak działa i żyje, z czym sie zmierza i w jakich okolicznościach, słyszałam po swoich radach coś takiego : to może mi to sama zrób skoro tobie tak dobrze to wychodzi. Często tez taka osoba bywa niemal obrażona, że chcemy jej dyktować jak ma żyć i co robić, zapominając, że przed chwilą szukała rady jak sobie poprawić życie.
Zauważyłam też, że moja rada wcale nie musi sprawdzić się w przypadku osoby, która funkcjonuje inaczej, ma inne zasady, inny system wartości, inaczej działa. To co dla mnie jest proste dla drugiej osoby jest nie do przeskoczenia, nie będzie tak postępować bo to się kłóci z jej zasadami albo jest niezgodne z jej charakterem. I wszystkie moje dobre życzenia mogę sobie o kant....

Dlatego gdy komuś coś radzę, wcale nie oczekuję, że to odmieni jego życie. Będzie chciał to skorzysta z "daru", a nie będzie chciał to nie skorzysta. To jego życie, jego decyzje i on poniesie skutki swoich decyzji/czynów. I dobrze, bo wcale nie jest powiedziane, że żyjąc tak, jak my mu radzimy, będzie szczęśliwszy niż jest teraz.

70

Odp: Plaża nudystów
Shinigami napisał/a:



A dla mnie to kolejna rzecz, której nie rozumiem. Mnie ani trochę nie wkurza jak ktoś ciągle narzeka czy nie robi tego co mu się doradza. Tak samo nie rozumiem dlaczego ktoś ma pretensje o to, że "poświęca" swój czas pisząc rady, które nie dają efektu. Nikt nikogo nie zmusza do piania na forum, jak ktoś nie ma na to czasu to tego nie robi i tyle. A jeśli ktoś to robi z własnej woli i świadomie ten czas poświęca to dlaczego potem ma pretensje? Toż to bez sensu.

Mam tak samo, dokładnie tak samo big_smile
Lepiej bym tego nie napisała big_smile

71 Ostatnio edytowany przez Tamiraa (2025-01-10 00:46:22)

Odp: Plaża nudystów
Agnes76 napisał/a:
Shinigami napisał/a:



A dla mnie to kolejna rzecz, której nie rozumiem. Mnie ani trochę nie wkurza jak ktoś ciągle narzeka czy nie robi tego co mu się doradza. Tak samo nie rozumiem dlaczego ktoś ma pretensje o to, że "poświęca" swój czas pisząc rady, które nie dają efektu. Nikt nikogo nie zmusza do piania na forum, jak ktoś nie ma na to czasu to tego nie robi i tyle. A jeśli ktoś to robi z własnej woli i świadomie ten czas poświęca to dlaczego potem ma pretensje? Toż to bez sensu.

Mam tak samo, dokładnie tak samo big_smile
Lepiej bym tego nie napisała big_smile

Dlaczego? Ktoś poświęca w dobrej wierze swoją energię i okazuje się, że niepotrzebnie czyli nie warto się zbytnio angażować, czytać kilometry tekstu, analizować, żeby w końcu komuś odpowiedzieć.

72

Odp: Plaża nudystów
Tamiraa napisał/a:
Agnes76 napisał/a:
Shinigami napisał/a:



A dla mnie to kolejna rzecz, której nie rozumiem. Mnie ani trochę nie wkurza jak ktoś ciągle narzeka czy nie robi tego co mu się doradza. Tak samo nie rozumiem dlaczego ktoś ma pretensje o to, że "poświęca" swój czas pisząc rady, które nie dają efektu. Nikt nikogo nie zmusza do piania na forum, jak ktoś nie ma na to czasu to tego nie robi i tyle. A jeśli ktoś to robi z własnej woli i świadomie ten czas poświęca to dlaczego potem ma pretensje? Toż to bez sensu.

Mam tak samo, dokładnie tak samo big_smile
Lepiej bym tego nie napisała big_smile

Dlaczego? Ktoś poświęca w dobrej wierze swoją energię i okazuje się, że niepotrzebnie czyli nie warto się zbytnio angażować, czytać kilometry tekstu, analizować, żeby w końcu komuś odpowiedzieć.

Ja nie czytam kilometrów tekstu. Dlatego nie mam poczucia, że zmarnowała swój czas i energię.
Czytam jak coś mnie zainteresuje, jak mam ochotę, jak chcę komuś poświęcić swój czas bez poświęcania się.
Pierwsza zasada - nigdy się nie poświęcaj. Poświęcenie można sobie w buty włożyć wink
Jak się poświęcasz to potem oczekujesz zapłaty za poświęcenie. Więc może trzeba kogoś najpierw zapytać, czy on chce, byśmy się dla niego poświęcali, zanim mu wystawimy rachunek za poświęcenie.
I na tym polega błąd, że ludzie oczekują zapłaty za poświęcenie, którego nikt od nich nie chciał.

73

Odp: Plaża nudystów
Agnes76 napisał/a:
Tamiraa napisał/a:
Agnes76 napisał/a:

Mam tak samo, dokładnie tak samo big_smile
Lepiej bym tego nie napisała big_smile

Dlaczego? Ktoś poświęca w dobrej wierze swoją energię i okazuje się, że niepotrzebnie czyli nie warto się zbytnio angażować, czytać kilometry tekstu, analizować, żeby w końcu komuś odpowiedzieć.

Ja nie czytam kilometrów tekstu. Dlatego nie mam poczucia, że zmarnowała swój czas i energię.
Czytam jak coś mnie zainteresuje, jak mam ochotę, jak chcę komuś poświęcić swój czas bez poświęcania się.
Pierwsza zasada - nigdy się nie poświęcaj. Poświęcenie można sobie w buty włożyć wink
Jak się poświęcasz to potem oczekujesz zapłaty za poświęcenie. Więc może trzeba kogoś najpierw zapytać, czy on chce, byśmy się dla niego poświęcali, zanim mu wystawimy rachunek za poświęcenie.
I na tym polega błąd, że ludzie oczekują zapłaty za poświęcenie, którego nikt od nich nie chciał.

To może tu niektórzy blogi powinni zakładać? smile

74 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2025-01-10 01:25:42)

Odp: Plaża nudystów

Happiness Skoro wywołałaś mnie do tablicy, a propos potencjalnych nowych tematów, to pozwolę sobie poruszyć pewną kwestię.

Jesteśmy na anonimowym forum.
Wiadomo, że nieco łatwiej przychodzi nam dzielenie się ze sobą swoimi problemami i rozterkami. O ile powszechnym zjawiskiem stało się zwierzanie z ciężkich czy skomplikowanych sytuacji życiowych, z uwzględnieniem spraw związkowych, emocjonalnych i społecznych, o tyle zawsze mnie ciekawiło jak bardzo ludzie reagują na niedomagania stricte zdrowotne, tj. dotyczące chorób oraz schorzeń czysto fizycznych. Mam tu na myśli szczególnie podejście do własnych, trudnych doświadczeń ze swojego życia, gdzie trzeba się było zmierzyć nie tylko z chorobą, ale z niewątpliwie wadliwym systemem służby zdrowia w kraju.
Inaczej mówiąc: czy i jak bardzo łatwo/trudno przychodzi Wam mówić czy zwierzać się z tych ciężkich momentów, w jakich się kiedyś znaleźliście, kiedy dopadł/a Was kryzys zdrowotny?
Mogę stwierdzić na podstawie sytuacji z mojego życia, że pewne epizody, które wydają się wstrząsające, przebiegały nadzwyczajnie spokojnie. W tym roku minie 20 lat odkąd zachorowałem na złośliwy nowotwór. Wtedy, mając 18 lat, był to potężny szok, który pozbawił mnie na chwilę całkowicie zdolności do racjonalnej oceny sytuacji. O dziwo jednak, trwało to właśnie chwilę: na samym początku niemal eksplodowałem złością. Nie płaczem czy rozpaczą, ale wręcz wściekłością. Natomiast po upływie może kilku godzin przyszło nagłe otrzeźwienie, taki swego rodzaju impuls gdzieś z tyłu głowy, że trzeba się ogarnąć i "chwycić tego byka za rogi". Oczywiście okazało się, że czeka mnie katorżnicza praca. Droga, jaką przeszedłem z pewnością nie należała do łatwych: operacja, chemioterapia z jej wszystkimi następstwami a potem rekonwalescencja, gdzie powoli dochodziłem do siebie oraz nadrabianie zaległości w szkole - to wszystko mnie trochę przeorało, tym bardziej, że cały czas musiałem pozostawać pod pełną kontrolą lekarską. Jednak po czasie uświadomiłem sobie, że wywalczyłem coś, co było i jest dla mnie najcenniejsze a mianowicie ŻYCIE. To, co mnie w dalszym ciągu ukształtowało, to poczucie, że nie ma w zasadzie nic cenniejszego, więc potem każdy możliwy problem czy zagrożenie nie może mi zaszkodzić a pokonać można to bez najmniejszych trudności. Nie wygląda to rzecz jasna tak dokładnie, jednak w dalszym ciągu niejako odnoszę wszystko to, co mnie spotyka i z czym muszę się zmierzyć, do tego przeżycia. W rezultacie we wszystkim odnajduję pozytywne aspekty, co dalej napędza mnie do działania. Doszedłem do wniosku, że skoro można wygrać ze śmiercią, to można i z wszystkim.
Będę wdzięczny za ewentualne głosy krytyki.

75

Odp: Plaża nudystów
Tamiraa napisał/a:
Agnes76 napisał/a:
Tamiraa napisał/a:

Dlaczego? Ktoś poświęca w dobrej wierze swoją energię i okazuje się, że niepotrzebnie czyli nie warto się zbytnio angażować, czytać kilometry tekstu, analizować, żeby w końcu komuś odpowiedzieć.

Ja nie czytam kilometrów tekstu. Dlatego nie mam poczucia, że zmarnowała swój czas i energię.
Czytam jak coś mnie zainteresuje, jak mam ochotę, jak chcę komuś poświęcić swój czas bez poświęcania się.
Pierwsza zasada - nigdy się nie poświęcaj. Poświęcenie można sobie w buty włożyć wink
Jak się poświęcasz to potem oczekujesz zapłaty za poświęcenie. Więc może trzeba kogoś najpierw zapytać, czy on chce, byśmy się dla niego poświęcali, zanim mu wystawimy rachunek za poświęcenie.
I na tym polega błąd, że ludzie oczekują zapłaty za poświęcenie, którego nikt od nich nie chciał.

To może tu niektórzy blogi powinni zakładać? smile

Dlaczego blogi?
Przede wszystkim powinniśmy tutaj spotykać się dla zabawy i przyjemności. Cieszyć się ze wspólnej rozmowy, wymiany argumentów i poglądów, a jak uda nam się komuś pomóc, to tylko dodatkowy bonus.

76

Odp: Plaża nudystów
bagienni_k napisał/a:

Happiness Skoro wywołałaś mnie do tablicy, a propos potencjalnych nowych tematów, to pozwolę sobie poruszyć pewną kwestię.

Jesteśmy na anonimowym forum.
Wiadomo, że nieco łatwiej przychodzi nam dzielenie się ze sobą swoimi problemami i rozterkami. O ile powszechnym zjawiskiem stało się zwierzanie z ciężkich czy skomplikowanych sytuacji życiowych, z uwzględnieniem spraw związkowych, emocjonalnych i społecznych, o tyle zawsze mnie ciekawiło jak bardzo ludzie reagują na niedomagania stricte zdrowotne, tj. dotyczące chorób oraz schorzeń czysto fizycznych. Mam tu na myśli szczególnie podejście do swoich własnych, trudnych doświadczeń ze swojego życia, gdzie trzeba się było zmierzyć nie tylko z chorobą, ale z niewątpliwie wadliwym systemem służby zdrowia w kraju.
Inaczej mówiąc: czy i jak bardzo łatwo/trudno przychodzi Wam mówić czy zwierzać się z tych ciężkich momentów, w jakich się kiedyś znaleźliście, kiedy dopadła/a Was kryzys zdrowotny?
Mogę stwierdzić na sytuacji z mojego życia, że pewne epizody, które wydają się wstrząsające, przebiegają nadzwyczajnie spokojnie. W tym roku minie 20 lat odkąd zachorowałem na złośliwy nowotwór. Wtedy, mając 18 lat, był to potężny wstrząs, który pozbawił mnie na chwilę całkowicie zdolności do racjonalnej oceny sytuacji. O dziwo jednak, trwało to właśnie chwilę: na samym początku niemal eksplodowałem złością. Nie płaczem czy rozpaczą, ale wręcz wściekłością. Natomiast po upływie może kilku godzin przyszło nagłe otrzeźwienie, taki swego rodzaju impuls gdzieś z tyłu głowy, że trzeba się ogarnąć i chwycić tego byka za rogi. Oczywiście okazało się, że czeka mnie katorżnicza praca. Droga, jaką przeszedłem z pewnością nie należała do łatwych: operacja, chemioterapia z jej wszystkimi następstwami a potem rekonwalescencja, gdzie powoli dochodziłem do siebie oraz nadrabianie zaległości w szkole - to wszystko mnie trochę przeorało, tym bardziej, że cały czas musiałem pozostawać pod pełną kontrolą lekarską. Jednak po czasie uświadomiłem sobie, że wywalczyłem coś, co było i jest dla mnie najcenniejsze a mianowicie ŻYCIE. To, co mnie w dalszym ciągu ukształtowało, to poczucie, że nie ma w zasadzie nic cenniejszego, więc potem każda możliwa trudność, problem czy zagrożenie nie może mi zaszkodzić a pokonać można to bez najmniejszych trudności. Nie wygląda to rzecz jasna tak dokładnie, jednak w dalszym ciągu niejako odnoszę wszystko to, co mnie spotyka i z czym muszę się zmierzyć, do tego przeżycia. W rezultacie we wszystkim odnajduję pozytywne aspekty, co dalej napędza mnie do działania.
Będę wdzięczny za ewentualne głosy krytyki.

Nie ma czego krytykować. To prawda, pewne przeżycia i doświadczenia zmieniają nas, zmieniają nasze spojrzenie na świat, zmieniają nasz system wartości.
Jednym z takich doświadczeń jest pokonanie śmiertelnej choroby albo otarcie się o śmierć. Potem już nic nie jest takie samo.
Miałam nawiązać do tego Twojego doświadczenia, gdy napisałeś mi w wątku paslavka, " że jeszcze dużo wody musi upłynąć...." wink wiesz o co chodzi prawda? Otóż podobnie jak otarcie się o śmierć, urodzenie dziecka zmienia perspektywę smile

77

Odp: Plaża nudystów

Pozwól, Happines, że z uwagi na porę odniosę się tylko do krótkiego fragmentu, ale zapewniam, że całość przeczytałam z uwagą.

Mrs.Happiness napisał/a:

Przynajmniej jego intencje były szczere i nie udawał, że go to obchodzi, skoro tak nie było.

W sumie masz rację, ale to jest kolejny punkt, który rzuca światło na jego egocentryzm.

Shinigami napisał/a:

Jest czyjś wątek, autor w nim opisuje jakąś sytuację lub zadaje pytania. Ja odpisuję do autora, niedługo później pojawia się ktoś kto pisze coś nie do autora tylko bezpośrednio do mnie. Ja odpowiadam tej osobie i już jestem złapany w jej prowokację. Na prawdę tego nie widzisz? Po co ktoś zadaje pytanie mi, a nie autorowi tematu jeśli nie po to by wciągnąć mnie w rozmowę? Po co niektórzy użytkownicy zaczynają personalnie atakować kogoś kto nie jest autorem tematu i to nie o nim powinna być rozmowa?

Ja widzę to inaczej i pozostanę przy swoim zdaniu.

Shinigami napisał/a:

Co sprawiło, że ty interesujesz się innymi? Pytam o źródło tej cechy u ciebie. Pojawiło się znikąd, urodziłaś się z tą cechą czy może pamiętasz jak ktoś to robił i zaczęłaś brać przykład?

Tak szczerze, to chyba się z tą cechą urodziłam, choć na pewno po drodze te naturalne dla mnie mechanizmy wykształciły się jeszcze bardziej.
W każdym razie miałam fajny dom, czułam się kochana, ale dorośli żyli swoim życiem, a dzieci swoim. Im byłam starsza, tym bliżej mi było do koleżanek, bo mama czy tata nie bardzo interesowali się moimi dziecięcymi sprawami. Nie sprawiałam właściwie żadnych problemów, więc dbali o mnie, nawet bardzo, ale bardziej zadaniowo niż emocjonalnie. Dopiero w dorosłości zdałam sobie z tego sprawę.

Shinigami napisał/a:

Wytłumaczysz mi za co powinienem przepraszać?

Ja przeprosiłabym za zagarnięcie całej przestrzeni w rozmowie. Niemniej wyraźnie ja to ja, a Ty tego tak nie czujesz, co w sumie pokazuje, że z Twoją emocjonalną inteligencją nie jest najlepiej.

Shinigami napisał/a:

Priscilla wiesz jaki masz problem? Wszędzie się doszukujesz czyjejś winy. Cokolwiek nie działa tak jak powinno to od razu ktoś musi być temu winny i musi ponieść tego konsekwencje. Ja ani przez chwilę nikogo nie winiłem za to, że ktoś mnie czegoś nie nauczył. Po prostu takie miałem środowisko i nikt nie miał na to wpływu bo nikt nawet nie zdawał sobie sprawy, że coś było nie tak.

Teraz to już na mnie projektujesz swoje własne zachowania. Wiele razy czytałam w Twoich postach, że ktoś Cię czegoś nie nauczył, nie wyposażył Cię w jakieś umiejętności, że przez mamę nie możesz tego, a przez ojca tamtego, a wszystko w kontekście swojej życiowej sytuacji.
Zatem co to jest, jeśli nie zrzucanie winy na innych za to, że jesteś, jaki jesteś i jesteś w miejscu, w jakim jesteś?

Przypomnijmy sobie zresztą Twoje odkrycie, które pojawiło się w trakcie terapii - jaką ulgę poczułeś, że już wiesz, dlaczego tak Ci w życiu trudno, bo... to Twoi rodzice Ci to zafundowali.

Agnes76 napisał/a:

Jeśli staramy się komuś pomóc, to powinien w tym być altruizm, czyli z założenia nie spodziewamy się jakichś gratyfikacji w postaci udoskonalenia naszego obiektu pomocy.
Mnie osobiście najbardziej przeszkadza frustracja pomagających, gdy ich rady i pomoc nie przynoszą wymiernych skutków. Niemal czuje się ich zawód, że tak się starają a tu kicha. No bywa i tak.
Gdyby było łatwo pomóc/zmienić takiego Shiniego i jemu podobnych, to już dawno pierwszy lepszy kumpel go zmienił, pierwszy psycholog rozwiązał jego problem.  Oczywiście bez udziału Shiniego problem się nie rozwiąże, ale tez nie wymagajmy od niego, że musi się zmienić pod nasze dyktando.

Oczywiście, że pomagając komuś po pierwsze nie należy robić tego na siłę, a po drugie oczekiwać, że zasłyszane rady ktoś wcieli w życie, bo świadczyłoby to o nas samych i niestety niespecjalnie dobrze, ale w przypadku Shiniego widzę inny problem, który możliwie wyraźnie starałam się naświetlić. 
W moim odczuciu on robi wokół siebie zasłonę dymną, oszukując swoich rozmówców, że oczekuje pomocy, by coś się w jego życiu zmieniło, a tak naprawdę oczekuje uwagi. Brakuje mi tu po prostu transparentności i chyba też takiej zwykłej uczciwości. Sądzę, że to właśnie dlatego kolejne angażujące się osoby, kiedy w końcu orientują się, że to ich zaangażowanie już na starcie nie miało żadnego sensu, czują się zniechęcone i chyba nawet zniesmaczone, dlatego odpuszczają. Nie dlatego, że Shini nie skorzystał z podsuniętych rad, ale że odebrano im prawo do decyzji, czy taki cel angażujący ich zasoby (uwagę, czas, energię) jest dla nich wciąż interesujący.
Zdecydowanie uczciwsze byłoby napisanie wprost, że czuje się w życiu samotny, dlatego potrzebuje czyjejś uwagi, a skoro tego nie było, to można nawet poczuć się zmanipulowanym. Nie twierdzę, że zrobił to intencjonalnie, ale na pewno wielokrotnie, co z każdym kolejnym razem jest coraz bardziej widoczne.
Przynajmniej ja tak to czuję i odbieram, dlatego właśnie w pewnym momencie odpuściłam.

78 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-01-10 08:51:59)

Odp: Plaża nudystów
Shinigami napisał/a:

Czas nie pozwala na więcej niż jedną chyba, że wcisnąłbym coś w weekendy. Ten kickboxing mam po prostu blisko i to było głównym powodem takiego wyboru. Basen, siłownię czy ściankę wspinaczkową mam dość daleko jak na jeżdżenie po pracy zważywszy na to, że nigdy nie wiem, o której godzinie skończę to pracę. Też niestety lokalizacja nie jest zbyt sprzyjająca, niby 30 km od centrum Warszawy, a tu nic nie ma.

A gdybyś miał wcisnąć coś w weekendy, to która opcja wydaje się najbardziej interesująca?

Shinigami napisał/a:

Aktualnie czytam wciąż tą poleconą przez Muqin, wnioski z niej opiszę w jakimś osobnym poście. Poza nią czytam jeszcze "Zew Cthulhu", "Tako rzecze Zaratustra" i "Obcy Wyjście z cienia". Dwie z nich doczytałem jak na razie ledwo do połowy, a dwie ledwo początek.

Rozumiem. Daleko już zaszedłeś? Bo ja nadal jestem na początku, więc jeszcze nie wiem co myśleć.
Jeśli chodzi o pozostałe, to dwa tytuły kojarzę, ale żadnej z nich nie czytałam. Poleciłbyś którąś z nich?

Shinigami napisał/a:

Ciężko odmówić ci racji, jak się dokładniej przyjrzeć to faktycznie było tu więcej osób, które okazały zainteresowanie, choćby wspomniana Muqin.

Cieszę się, że teraz to widzisz i nie starasz się na siłę przeczyć faktom.
Jestem ciekawa, więc zapytam. Jak się z tym czujesz?

Shinigami napisał/a:

Wątpię by Jack miał na celu rozbicie betonu choć może i on na jakiś pokręcony sposób próbował pomóc.

On ma po prostu specyficzne metody. Mi się Wasze rozmowy kojarzyły z:


Wykapany Jack, nie sądzisz?

Shinigami napisał/a:

No właśnie i to jest jedna z rzeczy, których nie rozumiem. Skoro wiesz, że nie masz szans pokonać tych utalentowanych to jaki jest sens wciąż próbować? Skoro od samego początku masz pewność, że to się nie uda to w jakim celu próbujesz? Nie rozumiem, po co robić coś co z góry wiadomo, że się nie uda? Nawet weźmy te języki, ja od pierwszej klasy szkoły podstawowej uczyłem się angielskiego, wciąż się go uczę z aplikacji i wciąż nie mogę się nauczyć na odpowiedni poziom. Miałbym poziom maksymalnie B2, do C1 nie jest nawet blisko. Znam gościa, który już na początku liceum umiał na najwyższy poziom, w zasadzie to on był lepszy od nauczycielki, która wprost mówiła, że jeszcze nigdy nie widziała takiego talentu do języków. Ja poświęciłem na to znacznie więcej czasu i wysiłku niż on, a nie jestem nawet blisko jego poziomu. Co w takiej sytuacji miałoby mnie zmotywować do dalszych prób pokonania go?

Shini, dlaczego miałabym chcieć ich pokonać? Czy całe życie musi się kręcić wokół rywalizacji?
Nie tylko utalentowanym ludziom wolno się rozwijać i marzyć.

Jeśli czujesz potrzebę, aby poznać lepiej ten język, to się go ucz. Może nie będziesz nigdy tak dobry, jak ten kolega, ale na obecnym poziomie już spokojnie dogadasz się z obcokrajowcami, czy obejrzysz film po angielsku. Te wyższe poziomy tak naprawdę różnią się głównie bardziej wyszukanym słownictwem. Zresztą, co tu wiele mówić, ilu naszych rodaków nie potrafi się dobrze wysłowić po polsku. Sądzisz, że gdyby skierować ich na egzamin certyfikujący, to otrzymaliby najwyższą notę, jak ledwo są w stanie sklecić poprawnie kilka zdań? A przecież całe życie tu mieszkają, obcując z językiem na co dzień. Idąc tym tokiem myślenia, skoro robią dużo błędów gramatycznych, interpunkcyjnych, czy stylistycznych, to nie powinni się w ogóle odzywać, bo przegrywają z tymi, którzy mają zasady poprawnej pisowni oraz wymowy w małym paluszku.

Swoją drogą, kiedyś przez chwilę uczyłam się japońskiego. Było to w okresie, gdy najbardziej intensywnie oglądałam anime. Pewnie większość fanów przechodziło ten etap. Nadal mam w domu kilka książek do nauki, ale chyba trzeba będzie się z nimi pożegnać, bo raczej do niego nie wrócę.

Z jakiej apki do nauki korzystasz?

Shinigami napisał/a:

Wystarcza na więcej niż podstawowe potrzeby ale tylko dzięki mieszkaniu z rodzicami. Gdybym miał wynajmować to sam wynajem ledwo by starczyło, na nic innego już by nie starczyło, nawet na jedzenie. Ta praca nie daje żadnego prestiżu, żadnej kariery, żadnego szacunku społecznego, nie zrobi na nikim wrażenia i nie podniesie mojego statusu. Dla tej jednej osoby, której zrobimy meble na chwilę mogę zrobić jakieś wrażenie ale dla społeczeństwa czy świata nadal będę nikim. No właśnie nie dostanę kierowniczego stanowiska, a mój kolega nie mając tych super cennych studiów ma to kierownicze stanowisko i zarabia więcej niż ja. Znam nie jedną młodszą ode mnie osobę, która ma już jakieś stanowisko, całkiem konkretne zarobki i doświadczenie znacznie większe niż ja. I nie mówię tu tylko o dzieciach nepotyzmu czy osobach pracujących w IT.

No tak, ale w aktualnym układzie wystarcza. Może nie jest idealny, jednak daje możliwość spełnienia więcej niż podstawowych potrzeb, więc warto to docenić. Inna sprawa, że według mnie spokojnie znalazłbyś sobie lepszą pracę, gdybyś spróbował. Pisałeś, że masz blisko do centrum, czyli początkowo mógłbyś dojeżdżać z rodzinnego domu. Wiadomo, że zabierałoby to trochę czasu każdego dnia, ale miałoby przełożenie w lepszych pieniądzach. Jeśli chodzi o zawód stolarza, to moim zdaniem w ostatnich latach nabiera prestiżu. Dość często widuję w social mediach konta ludzi, którzy nagrywają proces tworzenia własnych mebli i mają setki tysięcy wyświetleń. Podobnie jak ci, co pokazują renowację jakichś rozlatujących się staroci. Weź też pod uwagę, że fachowców jest jak na lekarstwo, a rynek pracy cały czas się zmienia. Niemówione, że za kilka lat to właśnie takie zawody będą najbardziej pożądane i wysoko opłacane. Już teraz mówi się głośno o deficycie, bo nie ma chętnych, by uczyć się w szkołach zawodowych. Gość naprawiający zmywarki wziął dwie stówy za to, że w kilka minut wymienił jakiś uszkodzony kabelek. Także ja bym nie była zbytnio hop do przodu w ocenie.

Shinigami napisał/a:

Jeszcze nie spotkałem takiej, która by przyznała, że lubi łysych.

Za mało się obracasz w towarzystwie kobiet, żeby mieć okazję podsłuchać takie rozmowy. Jak mi nie wierzysz, to wpisz sobie w internecie takie hasło, czy kobiety lubią łysych mężczyzn, to sam zobaczysz. Prowadzone były na ten temat liczne badania i ankiety, z których jasno wynika, że wiele z nas uważa łysych za atrakcyjnych, albo nie zwraca uwagi na brak włosów, o ile facet nie zostawia sobie jakichś smętnych resztek czupryny, bo wygląda to mega dziwnie.

Shinigami napisał/a:

Ubrania faktycznie potrafią sporo zmienić i też nie raz widziałem tego dowody. Ale żeby podniosły czyjąś atrakcyjność do poziomu pozwalającego wejść w związek jeszcze nie słyszałem. To po pierwsze, a po drugie samemu nie mając pojęcia o stylizacji szansa na to, że wyjdzie ona chociaż poprawnie są niewielkie. Po trzecie można nakupować eleganckich, stylowych ubrań tylko nie bardzo jest gdzie ani kiedy w nich chodzić. Garnitur jak się założy dwa razy w roku to już niezłe osiągnięcie. Do roboty przecież nie pójdę w eleganckich ubraniach bo byłyby do wywalenia po jednym dniu.

Bo ubranie nie zmienia cudzego charakteru, jest tylko opakowaniem konkretnej zawartości. Jednak zdecydowanie może dać komuś przewagę w momencie, gdy widzi się z kimś po raz pierwszy w życiu. Dobrze wystylizowany człowiek mimowolnie przyciąga spojrzenia. Według mnie moda męska nie jest specjalnie skomplikowana, projektanci dużo mniej kombinują, bo co innego pokazać modela w sukience na wybiegu, a co innego przekonać przeciętnego zjadacza chleba, żeby założył kieckę. Takie codzienne outfity są w gruncie rzeczy bardzo proste. Wystarczy mieć minimalne wyczucie stylu, żeby wyglądać dobrze. Jakbym miała doradzić w ciemno, to bym powiedziała, że najważniejsze to dobierać odpowiedni rozmiar i nie eksperymentować za dużo z wzorami, czy kolorami, jeśli nie ma się w tej kwestii doświadczenia. Tyle, jeśli chodzi o kompletne podstawy. Daleko temu do fizyki kwantowej. Ciut trudniejsze, ale równie ważne jest, by kupować materiały dobrej jakości i przewiewne, żeby skóra oddychała, a nie gotowała się w plastikowej koszulce. Nie mylić z droższe, bo wiele marek z wysokiej półki sprzedaje poliestrowe i akrylowe szmatki. Wełna, kaszmir, angora, bawełna, len, wiskoza, tencel. Im więcej w składzie, tym lepiej.
Uff, się żem rozgadała o ciuszkach jak rasowa fashionistka.
Kończę zatem. Idę dalej.

Shinigami napisał/a:

Sam fakt, że miał dziewczynę już mu dawał lepszy start bo umożliwiał chociażby wynajęcie. Akurat tą kwestię widzę zerojedynkowo, albo się ma ten start albo się nie ma. To prawda, że mnóstwo młodych ludzi nie ma ani mieszkania, ani spadku, ani nie stać ich na kredyt i jak już wielokrotnie pisałem nie znam i nigdy nie znałem nikogo kto w pojedynkę wyprowadziłby się od rodziców chyba, że na prawdę porządnie zarabia. Każdy, dosłownie każdy inny kto się od tych rodziców wyprowadził zrobił to dopiero z partnerem/partnerką.

Nie wszyscy wyprowadzali się z partnerami. Niektórzy wyjeżdżają na studia albo za pracą i dzielą mieszkanie nawet z kilkoma nieznajomymi, bo nie stać ich na samodzielny wynajem. Opcja mało atrakcyjna, zwłaszcza dla kogoś, kto mocno ceni sobie prywatność i porządek, ale czasem brak alternatyw. Poza tym pamiętaj, że związek może się w każdej chwili rozpaść, więc tak czy siak wypadałoby dążyć do finansowej niezależności, by w przypadku rozstania nie musieć wracać do rodziców z podkulonym ogonem i czekać aż pojawi się kolejna dziewczyna. Generalnie opieranie ważnych życiowych kwestii na drugim człowieku jest mocno ryzykowne.

Shinigami napisał/a:

Po pierwsze na prawdę wierzysz w to, że na portalach randkowych są normalne dziewczyny, które w ogóle by odpisały i włożyłyby choć minimum wysiłku w podtrzymanie rozmowy? Po drugie każdy facet jakiego się zapytasz o portale randkowe odpowie, że właśnie całkowicie się zniechęcił. Po trzecie czy da się korzystać z jakiegokolwiek portalu za darmo?

Tak, naprawdę wierzę, bo sama na takich bywałam i towarzystwo było mocno zróżnicowane. Już wspominałam, że daleko mi do tak zwanych normalnych ludzi, ale na powodzenie nie narzekałam. Lubiłam rozmawiać i zawsze angażowałam się w dyskusję. Podobnie jak wiele moich koleżanek. Kluczem do sukcesu na portalach jest dystans. Nie można sobie narzucić na wstępie żadnej presji, bo na pewno wiele razy przeżyjesz rozczarowanie. Najlepiej uznać to za ciekawy eksperyment oraz możliwość poznania nowych osób. Jeśli tak potrafisz, to polecam. Co do ostatniego pytania, to od lat nie korzystałam, więc nie wiem, jak to aktualnie wygląda. Kiedyś większość była darmowa z możliwością dokupienia płatnych funkcji.

Shinigami napisał/a:

Nie chodzi o to na kogo się zwraca uwagę tylko o to, że nie sposób określić czyjegoś wieku tylko patrząc. Dziewczyna może mieć 14 lat albo 18 lat i często nie ma szans tego odróżnić. W ogóle zdaje się, że w tej kwestii mamy totalnie odmienny pogląd. Ja widzę kobiety, do których miałbym próbować zagadywać jak nauczycielkę albo egzaminatorkę, która na każdym kroku będzie mnie sprawdzać i oceniać tylko czekając na najmniejszy błąd i robiąc wszystko by wywołać jak największy stres. Ty widzisz je jako jakieś cudowne istoty, miłe, otwarte, tylko czekające aż facet do nich zagada. Prawda jest pewnie gdzieś po środku co nie zmienia faktu, że nie słyszałem jeszcze by jakaś dziewczyna nie miała problemu z nieśmiałością faceta, szczególnie będącego w moim wieku.

Sama rozmowa nie zostanie uznana za molestowanie, podobnie jak uśmiechnięcie się. Wiekiem będziesz się martwił, jak już uda się z kimkolwiek nawiązać kontakt. Na razie nie wybiegaj myślami za daleko. Tak samo z tym ocenianiem. Jak się dziewczynie spodobasz, to drobne potknięcia nie będą miały znaczenia. Istnieje spora szansa, że ich nawet nie zauważy. Nie twierdzę przy tym, że każda z nas jest miła i otwarta. Nigdy nie masz pewności, na kogo trafisz, ale bezsensu zakładać z góry ten gorszy scenariusz, skoro dobry jest równie prawdopodobny.

Shinigami napisał/a:

Takie zakupy typu chleb czy ser robiłem wielokrotnie, to nie jest żaden problem. Problemem byłyby bardziej skomplikowane zakupy, w sensie składniki do jakichś dań. W taki sposób niczego bym nie sprawdził, musiałbym jeść dosłownie tylko jedną rzecz i sprawdzać efekty. Na przykład zjeść tylko chleb i zobaczyć czy coś się będzie działo. Co mi da odstawienie sera czy pomidorów skoro będę jeść kilka innych rzeczy i nawet nie zauważę różnicy, a jeśli zauważę to nie będę wiedział co konkretnie ją spowodowało.

Źle do tego podchodzisz. Nie jestem specjalistą, podkreślam raz jeszcze, żeby mnie nikt nie oskarżył o szerzenie nieprawdziwych informacji, ale moim zdaniem najłatwiej znaleźć przyczynę problemu, gdy eliminujesz pojedynczo. Czyli wszystko inne zostawiasz jak jest, ale przez wyznaczony czas zamiast przykładowo jasnego pieczywa jesz ciemne, albo przerzucasz się na sucharki. Jak absolutnie nic się nie zmienia, wracasz do poprzedniej wersji i wyrzucasz z diety nabiał. Mamie chyba jesteś w stanie powiedzieć, żeby nie dodawała czegoś do obiadu przez kilka dni. Zalecenia lekarza, pamiętaj. Skoro uważasz, że i tak musisz jeść to, co ona ugotuje, to trzeba spróbować się z nią dogadać. Jak zobaczysz, że współpracuje, to taka mała rada, podziękuj. Niech wie, że jej zaangażowanie zostało docenione, to chętniej przystanie na podobne eksperymenty w przyszłości.
Jak coś, to polecam taką metodę, ponieważ u mnie się sprawdziła.
W razie co możesz ją sobie dowolnie zmodyfikować.

Shinigami napisał/a:

W to już najtrudniej mi uwierzyć. Że niby jest wiele dziewczyn w podobnym wieku do mojego i bez doświadczenia albo z bardzo małym? To brzmi wręcz nieprawdopodobnie, szczególnie jeśli mówimy o osobach nienajgorszej wyglądających. Chciałbym wierzyć, że spotkam taką dziewczynę ale im dłużej korzystam z internetu tym bardziej tracę tą wiarę.

To ja zapytam inaczej. Dlaczego miałoby ich nie być?
W chwilach, gdy nachodziły mnie jeszcze podobne rozkminy, zawsze kończyły się myślą, że skoro istnieje ktoś taki jak ja, kto ma konkretny bagaż doświadczeń i jakiś tam zestaw cech, to najpewniej na świecie są ludzie podobni do mnie. Może nie identyczni, ale zbliżeni zarówno wyglądem, charakterem, jak i przeżyciami. Wszak natura lubi się powtarzać. Nie istnieje tylko jedna szatynka, czy jedna osoba z brązowymi oczami. Miłych ludzi też jest znacznie więcej. Te cechy nie zostały zarezerwowane wyłącznie dla mnie, więc czemu z pozostałymi miałoby być inaczej? Podważając to, musiałabym uznać siebie za kogoś wyjątkowego i niepowtarzalnego, a to byłoby już zarozumialstwo.

Shinigami napisał/a:

W to "Normalna kobieta w takiej sytuacji uśmiechnie się, powie, że nic się nie stało i postara się rozpalić ukochanego na nowo, albo bez spiny spróbujecie innym razem" tak samo ciężko uwierzyć. Na prawdę istnieją tak wyrozumiałe kobiety?

Nawiązując do tego, co napisałam wyżej. Tak zupełnie szczerze.
Jak sądzisz, jaka byłaby Twoja własna reakcja, gdyby dziewczyna z jakiegoś powodu nie dała rady odbyć stosunku?
I pytanie numer dwa, czy chciałbyś mieć za partnerkę kogoś, kto w tak krępującej sytuacji zareagowałby śmiechem, wpędzał w poczucie winy, albo robił coś równie podłego?

Shinigami napisał/a:

Temat o muzykoterapii zacząłem sprawdzać i mam już kilka pomysłów co mógłbym tam wrzucić.

Super! W ciągu dnia zerknę, co tam wrzuciłeś.

Shinigami napisał/a:

Wiem, że to może być dla niektórych niezrozumiałe ale nie, nie pytają. Jak już się spotykamy to zawsze w jakimś konkretnym celu. Zawsze mamy wcześniej zaplanowane co, gdzie i jak. Po prostu witamy się i idziemy/jedziemy i rozmawiamy na różne tematy ale bez żadnych takich tekstów typu "jak się czujesz" czy "jak ci minął dzień".

No dobrze, skoro mówisz, że tak jest, to nie mam powodu tego negować.
Widać masz dość specyficzne towarzystwo. Zdarza się.
Nigdy nie czułeś potrzeby, by zadawać ludziom takie pytania?

Shinigami napisał/a:

Co do anime to ostatnio oglądałem najnowszy sezon Fairy Tail, a teraz odświeżam najfajniejsze dla mnie fragmenty z poprzednich sezonów.

Miałam kiedyś się zabrać za to anime, ale jakoś zawsze odkładałam ten moment w czasie.
Rozumiem, że Tobie się podoba, skoro jesteś na bieżąco?

Shinigami napisał/a:

Nigdy pierwszy nie mówiłem nic o dziewczynie, doświadczeniu w tym zakresie czy w ogóle na temat swojego życia. Ja zawsze jedynie odpowiadam na pytania. Dlatego w realu nie mam problemów z kontaktami międzyludzkimi, bo nikt nie wie o nawet małej części moich problemów. Staram się unikać jak tylko mogę rozmowy na mój temat, a jeśli już taka się pojawi to jak najszybciej ją zakończyć.

Dlaczego?

Shinigami napisał/a:

Wybacz jeśli to zabrzmi niemiło ale czy choć raz powiedziałaś bratu, że ci się to nie podoba, że to pogarsza twój humor, że byłaś tym "śmietnikiem"? On na prawdę mógł nie mieć o tym pojęcia, ani przez chwilę nie zdawać sobie sprawy z tego, że dla ciebie to nie było zbyt przyjemne. Ja też nie miałem o tym pojęcia dopóki nie dowiedziałem się dopiero z forum, że mogę być kimś takim.

Spoko, nie brzmi to niemiło. Pytaj o co zechcesz. Najwyżej nie odpowiem, jeśli nie będę miała ochoty. Niestety mój brat nie jest człowiekiem skłonnym do refleksji. Wiele razy dawałam mu do zrozumienia, że jego codzienne narzekanie męczy mnie psychicznie, ale nic sobie z tego nie robił, albo stwierdzał, że jak coś mi nie pasuje, to mam sobie znaleźć inny środek transportu. Taka to była z nim dyskusja.

Teraz, gdy napisałeś o tym, jak wyglądają Twoje rozmowy z ludźmi w rzeczywistości i że zwykle wszystko w sobie dusisz, to dużo lepiej rozumiem, dlaczego zachowujesz się w ten sposób na forum. Często bywa, że jak ktoś taki znajdzie wreszcie medium dla swoich bolączek, to mu się potem ulewa w niekontrolowany sposób. Moja matka miała tak po alkoholu. Najwięcej o jej dzieciństwie dowiedzieliśmy się, gdy była pijana. Na trzeźwo nie potrafiła się przed nikim otworzyć. Sądzę, że to podobny mechanizm.

Shinigami napisał/a:

Mrs.Happiness jeśli się mylę i moje niedopełnienie grzeczności cię uraziło to teraz przepraszam i teraz się poprawię. Co u ciebie?

Absolutnie nie masz za co mnie przepraszać. Nie zamierzam narzucać żadnej presji w naszej relacji, piszę tu, ponieważ mam na to ochotę. Prawdę mówiąc, nieszczególnie przepadam za jakąkolwiek formą sztucznej uprzejmości. Wystarczająco jej mamy w prawdziwym życiu, tutaj można sobie darować. Jeśli w przyszłości będę miała o cokolwiek żal, czy źle się z czymś poczuję, to zaręczam, że to zakomunikuję. Nie jestem z tych, co każą się domyślać. Na pytanie chętnie odpowiem, ale tylko pod warunkiem, że chcesz poznać odpowiedź, a nie dlatego, że tak wypada. Ze mną możesz być brutalnie szczery.

Shinigami napisał/a:

Szacun dla każdego kto dotrwał do końca posta.

No, to mi pasek respektu trochę wzrósł. Sweet.
Zawsze to jakaś rekompensata za to, że nie mogłam spać dziś w nocy.
Na resztę postów chętnie odpowiem za kilka godzin, bo zaraz rzucę się w objęcia Morfeusza.
Tak na marginesie. Wam też tak wiało całą noc? Normalnie jakby jakie licho wypuścili na wolność.

79

Odp: Plaża nudystów

Agnes76 Oczywiście, że pamiętam smile

Nie zmienia to jednak faktu, że chęć do posiadania potomstwa wynika(ograniczmy się tutaj do nas, czyli Homo sapiens smile ) z własnego wyboru i chęci a nie jakiegoś przymusu czy zewnętrznej presji, że skoro jesteśmy dorośli to "powinniśmy mieć dzieci". Odnoszę takie wrażenie, że wśród wielu osób panuje właśnie tego typu  tendencja, ale może się mylę. Nie lubię po prostu, jak się wartościuje ludzi ze względu na określone kwestie, choć wiem, że niełatwo jest zmienić perspektywę. Często podświadomie segreguje się osoby ze względu na urodę, wykształcenie, osiągnięcia czy właśnie posiadanie rodziny. W tym ostatnim wypadku niemal zawsze inaczej jest postrzegany ktoś samotny lub tym bardziej para bezdzietnych ludzi. To się prędko pewnie nie zmieni, choć na szczęście jest lepiej niż było smile

W przypadku osobiste zmiany podejścia, nie twierdzę, że jest inaczej. Natomiast warto tutaj zauważyć, że jednak cała masa ludzi poza wychowaniem dzieci czy życiem rodzinnym rozwija się w pozostałych sferach życia. Jeśli jednak komuś "brakuje" tego pierwiastka rodzinnego, automatycznie staje się on dla wielu osób z otoczenia jakiś wybrakowany czy niekompletny.

Odnośnie dyskusji wokół Shiniego: Shini, powiedz proszę dlaczego ciągle się przewija w Twoich postach przekonanie, że Ty musisz ciągle coś komuś udowadniać?
Porównujesz się z innymi, patrząc na ich osiągnięcia i sukcesy, aby z nimi rywalizować? Pytam, bo sam w dzieciństwie i wczesnej młodości, przez krótki czas, próbowano we mnie to niejako zaszczepić. Oczywiście źródłem tego była moja rodzina, ale na szczęście gwałtownie to ukróciłem czy wręcz zdusiłem. Od tamtej pory w życiu kieruje się wyłącznie swoimi potrzebami a nie pragnieniami innych osób czy pseudorywalizacją w każdym możliwym aspekcie. Nie odnajduję żadnego sensu w porównywaniu się do ludzi w moim otoczeniu, więc tym samym nie oceniam siebie pod kątem "jakości" czy sprawności względem innych. Nie interesują mnie żadne trendy czy tendencje, tak samo nie rozumiem dlaczego ktoś miałby mnie bez przerwy czegoś uczyć ani pokazywać tej właściwej drogi. Sam sobie ją wybieram i sam staram się nabywać nowe zdolności. Druga osoba może mnie wesprzeć poradą czy sugestią, ale decyzja należy raczej do mnie. Z tego względu nie zrzucam odpowiedzialności za swoje niepowodzenia na innych, to ostatnie, o czym byłbym w stanie pomyśleć.

80

Odp: Plaża nudystów
bagienni_k napisał/a:

Nie zmienia to jednak faktu, że chęć do posiadania potomstwa wynika(ograniczmy się tutaj do nas, czyli Homo sapiens smile ) z własnego wyboru i chęci a nie jakiegoś przymusu czy zewnętrznej presji, że skoro jesteśmy dorośli to "powinniśmy mieć dzieci". Odnoszę takie wrażenie, że wśród wielu osób panuje właśnie tego typu  tendencja, ale może się mylę.

Oczywiście, że się mylisz. Chęć posiadania potomstwa jest zakodowana w genach każdego organizmu żywego. Owszem - możemy decydować. Ale tak realnie, to rzadko kiedy ma to miejsce. Człowiek podlega takim samym prawom jak każdy inny organizm żywy na tej planecie. Jak są warunki - rozmnażamy się. Jak ich nie ma - przestajemy.


Porównujesz się z innymi, patrząc na ich osiągnięcia i sukcesy, aby z nimi rywalizować? Pytam, bo sam w dzieciństwie i wczesnej młodości, przez krótki czas, próbowano we mnie to niejako zaszczepić.

Chęć rywalizacji jest związana z testosteronem. Większość osób z rywalizacji czerpie przyjemność. Nawet scrabble są punktowane. Nobla też nie dają za dobre chęci tak samo jak pucharów sportowych nie rozdają za sam udział. Frazesy tego pokroju w 99% pochodzą od ludzi, którzy nie zaznali satysfakcji z wypracowanej wygranej.


A abstrahując już od tego, to jest to stale grany przez Shiniego schemat w kolejnych, przejmowanych przez niego wątkach.



Nie interesują mnie żadne trendy czy tendencje, tak samo nie rozumiem dlaczego ktoś miałby mnie bez przerwy czegoś uczyć ani pokazywać tej właściwej drogi. Sam sobie ją wybieram i sam staram się nabywać nowe zdolności.

A ten fragment zawiera wewnętrzną sprzeczność logiczną. Nie żyjemy w próżni. To co opisałeś nie jest dojrzałą niezależnością, ale brakiem ambicji. To nie jest coś złego. Ale jednak nie jest to też nic pozytywnego.

81 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2025-01-10 14:40:08)

Odp: Plaża nudystów

Spodziewałem się takiej reakcji, ale w sumie mnie to nie dziwi. Jako biolog zdaję sobie z pewnych rzeczy sprawę, ale cenię sobie to, co nas odróżnia od wszystkich pozostałych organizmów na tej planecie. Nie wątpię, że się ludzie rozmnażają z wewnętrznej, instynktownej potrzeby, jednak ostatecznie to racjonalna ocena sytuacji bierze górę. Odpowiednia dawka samoświadomości czy rozsądku powinna tu grać sporą rolę. Mamy tą przewagę, że potrafimy pewne rzeczy przewidywać, tworzyć abstrakcyjne pojęcia czy potencjalne scenariusze swoich wyborów. Podlegamy ty samym prawom, co inne organizmy, jednak sporo nas wyróżnia spośród reszty.
Czy wszelkie zachowania, jakie nam się przytrafiają mamy tłumaczyć swoją biologiczną naturą? Zresztą, chodziło mi akurat o presję społeczną, schematy czy też stereotypy a nie instynktowne potrzeby. Zresztą widać to dobrze, kiedy porównuje się dzietność między społeczeństwem rozwiniętym ekonomicznie a krajami o bardzo niskim poziomie rozwoju. W tych ostatnich naturalna potrzeba najwyraźniej bierze górę, bo tam często nie ma wystarczających środków do osiągnięcia celu.

Zdrowa rywalizacja a patologiczna rywalizacja to dwie różne rzeczy. Zbyt łatwo przekroczyć tą granicę, jak często się o tym przekonujemy. Z mojej strony mogę jedynie powiedzieć, że raczej próbuję sam siebie ulepszać wedle swoich kryteriów a nie trendów panujących w społeczeństwie.

Nie wiem, jak Shini, ale ja nie oczekuję, że ktoś sam z własnej chęci czy potrzeby będzie mnie prowadził za rączkę. On się próbuje usprawiedliwiać tym, że nikt go niczego nie nauczył ani nie pokazał? A sam nie miał owej chęci, żeby coś w sobie zmienić? I to właśnie rozumiem pod pojęciem pragnienia rozwoju czy posiadania ambicji a nie podążanie za jakimś tam ustalonym czy modnym trendem. Jeśli sam chciałbym nim podążyć, to pewnie zdecydowałbym się na zupełnie inną ścieżkę kariery zawodowej niż tą, którą wybrałem. Dlaczego mam patrzeć na to, co inni robią w sprawach decydujących o MOIM życiu? Skoro jest np. popyt na rynku pracy w branży IT czy budowlanej to oznacza, że mam koniecznie w to się pakować? Czy mam koniecznie spędzać czas, jak choćby urlop, tam, gdzie inni jeżdżą, bo to modne?

Ciekawe, co Shini powie na ten temat...

82

Odp: Plaża nudystów
Agnes76 napisał/a:
Tamiraa napisał/a:
Agnes76 napisał/a:

Ja nie czytam kilometrów tekstu. Dlatego nie mam poczucia, że zmarnowała swój czas i energię.
Czytam jak coś mnie zainteresuje, jak mam ochotę, jak chcę komuś poświęcić swój czas bez poświęcania się.
Pierwsza zasada - nigdy się nie poświęcaj. Poświęcenie można sobie w buty włożyć wink
Jak się poświęcasz to potem oczekujesz zapłaty za poświęcenie. Więc może trzeba kogoś najpierw zapytać, czy on chce, byśmy się dla niego poświęcali, zanim mu wystawimy rachunek za poświęcenie.
I na tym polega błąd, że ludzie oczekują zapłaty za poświęcenie, którego nikt od nich nie chciał.

To może tu niektórzy blogi powinni zakładać? smile

Dlaczego blogi?
Przede wszystkim powinniśmy tutaj spotykać się dla zabawy i przyjemności. Cieszyć się ze wspólnej rozmowy, wymiany argumentów i poglądów, a jak uda nam się komuś pomóc, to tylko dodatkowy bonus.


Toż to czysta utopia przy braku moderacji. A po drugie poświęcamy tu jednak trochę czasu.

83

Odp: Plaża nudystów

Gdzie jest ta plaża bo kumpel pytał?

84 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-01-10 16:01:04)

Odp: Plaża nudystów
Agnes76 napisał/a:

Dlatego gdy komuś coś radzę, wcale nie oczekuję, że to odmieni jego życie. Będzie chciał to skorzysta z "daru", a nie będzie chciał to nie skorzysta. To jego życie, jego decyzje i on poniesie skutki swoich decyzji/czynów. I dobrze, bo wcale nie jest powiedziane, że żyjąc tak, jak my mu radzimy, będzie szczęśliwszy niż jest teraz.

Mam podobne podejście.

To znaczy, byłoby oczywiście bardzo miło, jakby rady podziałały, ale nie jest to żaden wymóg konieczny, żebym miała ochotę z kimś dalej rozmawiać. Poza tym, jak słusznie zauważyłaś, nie wiadomo, jak dana osoba by się czuła, gdyby wcieliła je w życie. Może byłoby gorzej. Nie jestem nieomylna, w dodatku ten człowiek może ukrywać jakiś istoty fakt, znajomość którego zupełnie zmieniłaby postać rzeczy. Ludzie często zatajają niewygodną dla nich część historii, albo nie biorą pod uwagę, że ona też ma znaczenie, jeśli chce się adekwatnie ocenić sytuację.

Aczkolwiek rozumiem, że ktoś może mieć inne podejście i spoko, nic mi do tego.

bagienni_k napisał/a:

Skoro wywołałaś mnie do tablicy, a propos potencjalnych nowych tematów, to pozwolę sobie poruszyć pewną kwestię.

No i to ja rozumiem!
Jak pewnie zauważyłeś, oboje wczoraj przyszliśmy z dodatkowym tematem, więc fajnie, na nudę nie będziemy narzekać.
Co prawda, obie kwestie są raczej negatywne i wiele osób unika poruszania ich, ale dla mnie to żadna przeszkoda.
Tak czy inaczej, cieszę się, że postanowiłeś się trochę uzewnętrznić.

bagienni_k napisał/a:

Mogę stwierdzić na podstawie sytuacji z mojego życia, że pewne epizody, które wydają się wstrząsające, przebiegały nadzwyczajnie spokojnie. W tym roku minie 20 lat odkąd zachorowałem na złośliwy nowotwór. Wtedy, mając 18 lat, był to potężny szok, który pozbawił mnie na chwilę całkowicie zdolności do racjonalnej oceny sytuacji. O dziwo jednak, trwało to właśnie chwilę: na samym początku niemal eksplodowałem złością. Nie płaczem czy rozpaczą, ale wręcz wściekłością. Natomiast po upływie może kilku godzin przyszło nagłe otrzeźwienie, taki swego rodzaju impuls gdzieś z tyłu głowy, że trzeba się ogarnąć i "chwycić tego byka za rogi".

Mogę się tylko domyślać, co czułeś, gdy usłyszałeś, że masz raka. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak wygląda nasza służba zdrowia. Sama kilka lat biegałam po lekarzach, zanim mnie wreszcie zdiagnozowano i daleka jestem od stwierdzenia, że było to przyjemne doświadczenie. Niemniej, w tej historii nie widzę niczego, co mogłabym skrytykować. Wykazałeś się odwagą, choć byłeś wtedy zaledwie młodziutkim chłopakiem. Stanąłeś z chorobą twarzą w twarz i szczerze doceniasz, że udało się wygrać tę nierówną walkę. Moim zdaniem świadczy to o sile charakteru.

bagienni_k napisał/a:

Inaczej mówiąc: czy i jak bardzo łatwo/trudno przychodzi Wam mówić czy zwierzać się z tych ciężkich momentów, w jakich się kiedyś znaleźliście, kiedy dopadł/a Was kryzys zdrowotny?

Sama nie wiem. Komuś bliskiemu raczej nie mam problemu powiedzieć, że źle się czuję, czy trochę mu pomarudzić z tego powodu, ale reszty otoczenia najczęściej nie informuję w ogóle, albo bardzo zdawkowo, jeśli już ktoś wprost zapyta, bo usłyszał, że byłam na wizycie u lekarza, albo jakimś badaniu.

Priscilla napisał/a:

W sumie masz rację, ale to jest kolejny punkt, który rzuca światło na jego egocentryzm.

Ale jednak postanowił zapytać o pewne rzeczy, zarówno mnie, jak i Ciebie.
Czyli zdarza się, że jest zainteresowany drugim człowiekiem.

Jack Sparrow napisał/a:

Chęć rywalizacji jest związana z testosteronem. Większość osób z rywalizacji czerpie przyjemność. Nawet scrabble są punktowane. Nobla też nie dają za dobre chęci tak samo jak pucharów sportowych nie rozdają za sam udział. Frazesy tego pokroju w 99% pochodzą od ludzi, którzy nie zaznali satysfakcji z wypracowanej wygranej.

Chęć rywalizacji jest w porządku, dopóki nie osiąga patologicznych rozmiarów. Jak człowiek zaczyna konkurować we wszystkim z całym światem, to ściąga na siebie tylko ogrom frustracji, a przecież jest z góry skazany na porażkę, bo zawsze znajdzie się ktoś bogatszy, atrakcyjniejszy, czy bardziej utalentowany od niego. Shini niestety przekracza granice normy w tej kwestii, przynajmniej ja tak uważam. Dlatego staram się w rozmowie pokazywać mu alternatywny sposób myślenia. Nie ukrywam, sama czuję frajdę, jak przykładowo wygram z kimś w planszówkę, ale potrafię zachować dystans, gdy to ja jestem na przegranej pozycji i nadal czerpać satysfakcję z gry.

Tamiraa napisał/a:

Toż to czysta utopia przy braku moderacji. A po drugie poświęcamy tu jednak trochę czasu.

Zgadzam się z Agnes w tej kwestii. Jasne, gdyby forum było nadal moderowane, to uniknęlibyśmy tak dużego zalewu wszelkiej maści trolli, czy świrów życzącym nam śmierci, ale z drugiej strony każdy sam decyduje, z kim wchodzi w dyskusję. Niektóre posty i tematy można bez problemu unikać, jeśli coś nam w nich nie pasuje.

strarzak sam napisał/a:

Gdzie jest ta plaża bo kumpel pytał?

Tutaj. A co, nie widzisz tych wszystkich kotłujących się golasów?

85

Odp: Plaża nudystów
Mrs.Happiness napisał/a:

Zgadzam się z Agnes w tej kwestii. Jasne, gdyby forum było nadal moderowane, to uniknęlibyśmy tak dużego zalewu wszelkiej maści trolli, czy świrów życzącym nam śmierci, ale z drugiej strony każdy sam decyduje, z kim wchodzi w dyskusję. Niektóre posty i tematy można bez problemu unikać, jeśli coś nam w nich nie pasuje.

To są truizmy bez pokrycia. Wystarczy prześledzić fragmenty waszych wypowiedzi.

86

Odp: Plaża nudystów
bagienni_k napisał/a:

jednak ostatecznie to racjonalna ocena sytuacji bierze górę.

Tia.....


Żeby to była jeszcze prawda....


Większość sobie to w taki lub inny sposób racjonalizuje. A prawda jest taka, że podlegamy tym samym mechanizmom co i reszta zwierząt. Świadome są jedynie pojedyncze jednostki. Nie jako ogół społeczności ludzkiej.


Czy wszelkie zachowania, jakie nam się przytrafiają mamy tłumaczyć swoją biologiczną naturą? Zresztą, chodziło mi akurat o presję społeczną, schematy czy też stereotypy a nie instynktowne potrzeby. Zresztą widać to dobrze, kiedy porównuje się dzietność między społeczeństwem rozwiniętym ekonomicznie a krajami o bardzo niskim poziomie rozwoju. W tych ostatnich naturalna potrzeba najwyraźniej bierze górę, bo tam często nie ma wystarczających środków do osiągnięcia celu.

Chyba zapomniałeś, że w biednych krajach dzieci są również zasobem. To tania siła robocza i przedmiot handlu.


Zdrowa rywalizacja a patologiczna rywalizacja to dwie różne rzeczy

I tu się z tobą zgadzam. To są dwie skrajności. Ale przekroczenie granicy wbrew pozorom nie jest takie łatwe. Żyjemy w czasach, że jeśli ci nie było coś zapewnione przez rodziców, to niestety, ale w wyścigu szczurów uczestniczyć musisz. Inaczej nie masz szans na zarobki, które umożliwią ci ekonomiczne bezpieczeństwo. A co w sytuacjach, kiedy do szczęścia ktoś potrzebuje czegoś więcej niż przeciętność? A co jeśli cenię sobie zdrowie i chcę jeść ekologiczne, nieprzetworzone jedzenie zamiast najtańszych parówek o składzie 'pies zmielony razem z budą i gumofilcami właściciela'? Co jeśli chcę zobaczyć cuda tego świata na własne oczy, a nie na ekranie tv/komputera?

I tu pojawia się zgrzyt, bo wyboru nie masz wtedy za bardzo żadnego. I albo bierzesz się do roboty i zapierdalasz w tej karuzeli, albo klepiesz biedę wiecznie przekonując siebie samego "ja wcale nie potrzebuję".


On się próbuje usprawiedliwiać tym, że nikt go niczego nie nauczył ani nie pokazał? A sam nie miał owej chęci, żeby coś w sobie zmienić?

Jemu się zmienia w zależności chyba od tego, którą nogą wstanie. Raz twierdzi, że rodzice nigdy niczego go nie nauczyli i niczego od niego nie wymagali, nie inwestowali w jego rozwój, a kolejnym razem, że nie ma życia, bo albo musiał się uczyć (dzięki czemu jest jedynym w rodzinie z wyższym wykształceniem) albo jeździł na zawody sportowe gdzie wygrywał medale.

Dlaczego mam patrzeć na to, co inni robią w sprawach decydujących o MOIM życiu? Skoro jest np. popyt na rynku pracy w branży IT czy budowlanej to oznacza, że mam koniecznie w to się pakować?

O ile przykład z destynacją wakacyjną trafiony, o tyle z wyborem branży nie. Wybierając drogę rozwoju zawodowego musisz przeliczyć czy wybór lub zmiana kariery ci się opłaci. Bo to inaczej takie gadanie jak połowy posiadaczy wypożyczalni VHS w latach 90tych, którzy twierdzili, że to złoty biznes, bo filmów do oglądania nigdy nie zabraknie.

87

Odp: Plaża nudystów
Mrs.Happiness napisał/a:

Shini niestety przekracza granice normy w tej kwestii, przynajmniej ja tak uważam. Dlatego staram się w rozmowie pokazywać mu alternatywny sposób myślenia.


Nie ty pierwsza i nie ostatnia. Ludzie mu to tłumaczą od początku jego obecności tutaj. Mija kilka miesięcy i zaczyna się od początku to samo.


Nawiasem, on presji żadnej nigdy nie czuł, bo nikt od niego nie wymagał. Dlatego pracuje u szwagra za najniższą krajową, dalej mieszka u rodziców i nie ma żadnych przyjaciół i nie potrafi ugotować nawet najprostszego obiadu. Jego wieczne porównywanie się z innymi wynika z faktu, że....nie zna życia. Nie ma własnych doświadczeń, a jedynie snuje domysły i fantazje głównie na podstawie anime.

88

Odp: Plaża nudystów
Tamiraa napisał/a:

To są truizmy bez pokrycia. Wystarczy prześledzić fragmenty waszych wypowiedzi.

Jeśli tak uważasz, to wskaż proszę fragmenty moich wypowiedzi, które świadczyłyby o tym, że tak sobie gadam, a robię inaczej. Nie dalej jak wczoraj dałam do zrozumienia jednemu agresywnemu użytkownikowi, że dla mnie przestaje istnieć i więcej mu nie odpisałam. Póki nie przeprosi, nic się w tej kwestii nie zmieni. Zresztą prowokowana byłam tu już wielokrotnie na przestrzeni lat i jakoś nigdy nie udało się wyprowadzić mnie z równowagi. Niektóre tematy są ewidentnie zmyślone. Krąży między nami uporczywy troll, który ma za dużo czasu, ale również specyficzny styl pisania, przez co w gruncie rzeczy jest dość łatwo rozpoznawalny. Wolałabym, żeby forum było moderowane, ponieważ mogliby wyłapywać takie ananasy i je stąd katapultować, jednak nie widzę najmniejszego sensu w wykłócaniu się z wariatami. Przyznam bez bicia, że czasem nawet świadomie wchodzę z nim w dyskusję. Nierzadko z ciekawości, czym jeszcze nas uraczy ten amator tanich dramatów. Innym razem dlatego, że ktoś może naprawdę borykać się z podobnym problemem i skorzystać z rad. Kolejna sprawa, że nigdy nie ma całkowitej pewności, czy ktoś nie oszukuje. Nie lubię zawracać sobie głowy czymś, na co nie mam żadnego wpływu, ani jak tego zweryfikować.

89

Odp: Plaża nudystów

Jeśli chodzi o kolegę TB to raczej prędzej palnie sobie w łeb, niż kogokolwiek czy kiedykolwiek przeprosi. Sorry za język, ale akurat co jego osoby pasuje jak ulał..

90 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-01-10 17:18:02)

Odp: Plaża nudystów
Jack Sparrow napisał/a:

Chyba zapomniałeś, że w biednych krajach dzieci są również zasobem. To tania siła robocza i przedmiot handlu.

Z tym się niestety zgodzę. Pamiętam, jak jeszcze w szkole średniej oglądaliśmy dokument o Indiach.
Opowiadano w nim, że niektóre rodziny specjalnie płodzą kilka dzieci więcej, żeby je sprzedać i za otrzymaną kasę wykarmić pozostałe.
W takich chwilach naprawdę doceniam, że mieszkam w zupełnie innej rzeczywistości.

JackSparrow napisał/a:

Jemu się zmienia w zależności chyba od tego, którą nogą wstanie. Raz twierdzi, że rodzice nigdy niczego go nie nauczyli i niczego od niego nie wymagali, nie inwestowali w jego rozwój, a kolejnym razem, że nie ma życia, bo albo musiał się uczyć (dzięki czemu jest jedynym w rodzinie z wyższym wykształceniem) albo jeździł na zawody sportowe gdzie wygrywał medale.

Mnie się wydaje, że Shini to rozgranicza na tej zasadzie, że owszem, dali mu edukację i opłacali treningi, ale nie inwestowali w jego rozwój emocjonalny, czy taki czysto życiowy. Rozumiem, że dla kogoś może to być równie ważne, bo bez tego ciężko mówić o samodzielności. Nie każde dziecko, jak mu się wprost nie powie, że ma coś wokół siebie zrobić, to z własnej inicjatywy zacznie interesować się takimi sprawami. Niektóre muszą mieć nad sobą osobę, która kontroluje ich postępy i popycha do działania. Kolejna sprawa, że nadopiekuńcze matki zdecydowanie mają swój udział w nieporadności wielu dorosłych. Zostaw, mamusia ugotuje. Nie sprzątaj, bo i tak zrobisz to źle i będzie trzeba poprawiać. Tu masz czyste majteczki i kanapki na jutro do pracy. Nic dziwnego, że potem chłop nie potrafi nawet jajecznicy usmażyć jak należy.

Jack Sparrow napisał/a:

Nie ty pierwsza i nie ostatnia. Ludzie mu to tłumaczą od początku jego obecności tutaj. Mija kilka miesięcy i zaczyna się od początku to samo.

Nawiasem, on presji żadnej nigdy nie czuł, bo nikt od niego nie wymagał. Dlatego pracuje u szwagra za najniższą krajową, dalej mieszka u rodziców i nie ma żadnych przyjaciół i nie potrafi ugotować nawet najprostszego obiadu. Jego wieczne porównywanie się z innymi wynika z faktu, że....nie zna życia. Nie ma własnych doświadczeń, a jedynie snuje domysły i fantazje głównie na podstawie anime.

Wiem, ale ja nie traktuję rozmowy z nim jak próbę udzielenia pomocy. Po prostu sobie dyskutujemy. Może jakieś słowa weźmie sobie do serca, może nie. Każda opcja jest w porządku. Jeśli zaś chodzi o presję, to nie wiesz tego. Widać, że ma problem z mówieniem o swoich potrzebach, więc raczej nikt go o nie nigdy nie pytał. Na żywo jest cichy, wycofany, stara się nie zwracać na siebie uwagi. Nie ma w ogóle pewności siebie i czuje jakąś chorobliwą presję, że wszystko musi być zrobione idealnie, albo w ogóle nie ma sensu się za to zabierać. Boi się postawić własnej matce, choć jest dorosły i zarabia na siebie. Ze szwagrem też nie za bardzo sobie radzi, inaczej już dawno zażądałby podwyżki. Psychiatrą nie jestem, ale widzę tu człowieka, który na pewnym etapie życia został wepchnięty w takie a nie inne schematy myślenia i boleśnie odczuwa tego konsekwencje. Faktem jest, że teraz świadomie je pielęgnuje, jednak nie wzięły się one z kosmosu. Oczywiście mogę się mylić, jednak w taki sposób go na ten moment odbieram.

bagienni_k napisał/a:

Jeśli chodzi o kolegę TB to raczej prędzej palnie sobie w łeb, niż kogokolwiek czy kiedykolwiek przeprosi. Sorry za język, ale akurat co jego osoby pasuje jak ulał..

Domyślam się, nie wygląda na człowieka, który jest skłonny do refleksji, a tym bardziej przeprosin.
Tak czy inaczej, była to moja ostatnia dyskusja z nim. Szkoda zużywać klawisze na takiego typa.

91

Odp: Plaża nudystów
Mrs.Happiness napisał/a:

Mnie się wydaje, że Shini to rozgranicza na tej zasadzie, że owszem, dali mu edukację i opłacali treningi, ale nie inwestowali w jego rozwój emocjonalny, czy taki czysto życiowy.

Nope. To było w kontekście posiadania pasji i rozwoju zawodowego.


Kolejna sprawa, że nadopiekuńcze matki zdecydowanie mają swój udział w nieporadności wielu dorosłych. Zostaw, mamusia ugotuje. Nie sprzątaj, bo i tak zrobisz to źle i będzie trzeba poprawiać. Tu masz czyste majteczki i kanapki na jutro do pracy. Nic dziwnego, że potem chłop nie potrafi nawet jajecznicy usmażyć jak należy.

Tia.....a w innych miejscach twierdził, że nie ma czasu na kontaktu z innymi ludźmi, bo go ojciec wiecznie zasypuje 'bojowymi zadaniami' wokół domu.


Shini ma swój wątek, ale jak tylko zaczyna umierać, to przejmuje kolejne wątki opowiadając kolejne bajki prowokujące do rozmowy, bo jak sam przyznał - to forum jest jego substytutem życia społecznego.



Jeśli zaś chodzi o presję, to nie wiesz tego. Widać, że ma problem z mówieniem o swoich potrzebach, więc raczej nikt go o nie nigdy nie pytał. Na żywo jest cichy, wycofany, stara się nie zwracać na siebie uwagi. Nie ma w ogóle pewności siebie i czuje jakąś chorobliwą presję, że wszystko musi być zrobione idealnie, albo w ogóle nie ma sensu się za to zabierać. Nawet teraz boi się postawić matce, choć jest dorosły i zarabia na siebie.

Shini wielokrotnie był przyłapywany na różnych kłamstwach, bo co kilka miesięcy mu się opowieść rozjeżdża. Raz wymagano od niego za dużo - innym za mało. Raz zdobywał medale na zawodach sportowych, a kolejnym, nie mógł robić niczego poza nauką.


Psychiatrą nie jestem, ale widzę tu człowieka, który na pewnym etapie życia został wepchnięty w pewne schematy myślenia. Faktem jest, że teraz świadomie je pielęgnuje, jednak nie wzięły się one z kosmosu. Oczywiście mogę się mylić, jednak w taki sposób go na ten moment odbieram.

Sam się ustawił w takiej, a nie innej pozycji i jest mu w niej wygodnie - jego bólem dupy jest to, że chciałby być za to wszystko podziwiany. Reszta to ściema. Dlatego nie robi nic, aby to zmienić i czeka, aż życie samo mu się ułoży.

92 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2025-01-10 17:49:05)

Odp: Plaża nudystów

Jeśli ktoś zaczyna, tak jak Shini, widzieć wszystko w czarnych barwach, to niestety na niewiele się zda nasza pomoc czy nawet dyskusja na pewne drażliwe tematy. Będzie czuł się wiecznie zagrożony, aby tylko nie wyjść z bezpiecznej kryjówki, bo zazwyczaj nowość oznacza "nieznane" a tym samym coś niepewnego, budzącego lęk.

Byłbym ostatnim ignorantem twierdząc, że nie podlegamy w żadnym stopniu biologicznym prawom czy wielu naturalnym zjawiskom spotykanym w przyrodzie. Sporo ludzi o tym zapomina. Natomiast nie zgodzę się z tym, że większość z nas, ludzi żyjących w społeczeństwie, jakby nie patrzeć rozwiniętym, jest pochłonięta jedynie "myślą" o spłodzeniu potomstwa. Nie ma co się uciekać tutaj do wpadek czy rodzenia dzieci w króliczym tempie, spotykanym nieraz właśnie wśród warstw społecznych o niskim poziomie życia żyjącym z zasiłków. Miałem na myśli ludzi, którzy chcą i mają wybór, dotyczący tego czy, kiedy i dlaczego chcą mieć te dzieci. Oprócz wrodzonych zachowań oraz instynktów posiadamy jeszcze pewien filtr zwany świadomością i zdolnością do podejmowania decyzji oraz przewidywania skutków swoich działań. Mamy po prostu narzędzia, służące świadomej i przemyślanej kontroli nad własnym życiem. Jak z tego korzystamy, to inna sprawa.

W tym wszystkim chodzi o to, aby nie oceniać innych przez pryzmat dzietności lub jej braku. Póki ci bezdzietni z wyboru pozostaną wybrakowani w oczach innych, nic się  nie zmieni. Zanim kolejny raz, gdzieś na rodzinnym spotkaniu ciotka-klotka zapyta młodego człowieka o to, kiedy w końcu się ustatkuje(pod kątem małżeństwa i dzieci), niech dwa razy się zastanowi nad tym a zamiast tego spyta, co tam w pracy słychać czy też co ciekawego ostatnio się zdarzyło w jego życiu...
Dzieci zasobami - racja, lecz raczej nie w naszym kręgu kulturowym.

W kwestii rywalizacji: wszystko się rozbija o priorytety. Mogę, lecz nie muszę uczestniczyć w wyścigu szczurów. Nie muszę brać wszystkiego garściami, rezygnując z jednego dobra na korzyść drugiego. Kto powiedział, że na każdym kroku czy etapie muszę być najlepszy we wszystkim, będąc w posiadaniu najwyższej jakości dóbr?
Wpadamy tu często w schematy, gdzie albo traktujemy otaczający świat w sposób jednoznaczny na zasadzie: "jeśli jeżdżę rowerem czy tramwajem do roboty, mogę uchodzić za kogoś, kto nie ma prawka i auta?" Znam przykład, gdzie osoba blisko 50-tki, mimo braku auta czy własnego mieszkania, oszczędza na tyle, pracując w oświacie(!), że stać ją na oglądanie owych cudów świata, zazwyczaj położonych poza Europą.
Coś za coś..

Odnośnie rozwoju zawodowego i "branży": dawno temu swoją ścieżkę wybrałem i konsekwentnie się jej trzymam. Pewnych stanowisk czy zawodów unikam, gdyż wiem doskonale, że mnie to zupełnie nie kręci. Zarówno charakter pracy, jak i PRZEDMIOT, którego to dotyczy leżą kompletnie poza moimi zainteresowaniami. Podałem przykład z IT, gdyż w życiu nie zachęci mnie nawet perspektywa znakomitych zarobków, jeśli wiem, że cały czas w robocie siedzę na tyłku, zajmując się czymś, co kompletnie mi nie leży. Już prędzej bym wybrał tą budowlankę w charakterze pracownika fizycznego. Niemal 80 % swojego życia przepracowałem, chodząc na świeżym powietrzu i mam zamiar utrzymać ten trend a przynajmniej poruszać się w mniej lub bardziej wąskiej dziedzinie, jeśli mówimy o głównych źródłach zarobku. Wiem, czego oczekuję od życia i nie zamierzam wprowadzać pod tym względem znaczących zmian.

93

Odp: Plaża nudystów
bagienni_k napisał/a:

Natomiast nie zgodzę się z tym, że większość z nas, ludzi żyjących w społeczeństwie, jakby nie patrzeć rozwiniętym, jest pochłonięta jedynie "myślą" o spłodzeniu potomstwa. Nie ma co się uciekać tutaj do wpadek czy rodzenia dzieci w króliczym tempie, spotykanym nieraz właśnie wśród warstw społecznych o niskim poziomie życia żyjącym z zasiłków. Miałem na myśli ludzi, którzy chcą i mają wybór, dotyczący tego czy, kiedy i dlaczego chcą mieć te dzieci. Oprócz wrodzonych zachowań oraz instynktów posiadamy jeszcze pewien filtr zwany świadomością i zdolnością do podejmowania decyzji oraz przewidywania skutków swoich działań. Mamy po prostu narzędzia, służące świadomej i przemyślanej kontroli nad własnym życiem. Jak z tego korzystamy, to inna sprawa.

Już pal sześć wszystko inne - ile tu takich wątków, gdzie jednak tej świadomości w autorach obojga płci nie ma za grosz, a jedynie wymówki?


Zanim kolejny raz, gdzieś na rodzinnym spotkaniu ciotka-klotka zapyta młodego człowieka o to, kiedy w końcu się ustatkuje(pod kątem małżeństwa i dzieci), niech dwa razy się zastanowi nad tym a zamiast tego spyta, co tam w pracy słychać czy też co ciekawego ostatnio się zdarzyło w jego życiu...
Dzieci zasobami - racja, lecz raczej nie w naszym kręgu kulturowym.

]

W naszym, w naszym. Tylko to w PL historie przedwojenne bardziej, a obecnie ograniczone do zasiłkowej patologii. Niemniej jednak nawet obecnie handel ludźmi ma się dobrze również w UE.

Co zaś się tyczy tejże ciotki - pyta o to, co dla niej najważniejsze w życiu. Ot i tyle.


Kto powiedział, że na każdym kroku czy etapie muszę być najlepszy we wszystkim, będąc w posiadaniu najwyższej jakości dóbr?

A czy dostrzegasz, że argumentujesz to jak każda osoba, która jednak chciałaby czegoś więcej, ale nie wie jak to osiągnąć i stąd próbuje przekonać samego siebie, że jednak nie chce?

Wiem, czego oczekuję od życia i nie zamierzam wprowadzać pod tym względem znaczących zmian.

Nikt ci tego nie każe robić. Bo to nie w tym rzecz. Ale jesteś w wąskiej grupie ludzi, którzy wiedzą czego chcą od życia i którzy to robią. Niektórzy mają oczekiwanie, że ta świadomość spłynie na nich niczym grom z jasnego nieba. A tym czasem najczęściej jest to coś, co trzeba wypracować i odnaleźć. Próbując nowych rzeczy, podnosząc się po kolejnych porażkach. Czasem do zmian zmusza życie - wypadek lub choroba. I trzeba na nowo odnaleźć siebie.

Najważniejsze to umieć odnaleźć swoje szczęście i umieć się nim cieszyć bez względu na innych ludzi. Nie ma znaczenia co to jest, o ile nie krzywdzi się tym innych.

Samo siedzenie z ręką w dupie i marudzenie bez podejmowania żadnego wysiłku w zmianę jest po prostu żałosne.

94

Odp: Plaża nudystów

Happiness Odnośnie poruszonego przeze mnie tematu zdrowotnego czy też swoich własnych przeżyć, to akurat sam byłem zaskoczony dość sporo tym, jak dobrze trafiłem z opieką medyczną w moim przypadku. Nie wiem, czy to wynikało z mojego wieku czy zwyczajnie spotkało mnie szczęście, że zaopiekował się mną wyrozumiały personel, ale nie mogę mieć większych zastrzeżeń co do sposobu, w jaki byłem traktowany, jeśli popatrzeć na to z perspektywy czasu. Cała opieka szpitalna, w szczególności nadzór ordynatora nad moim przypadkiem sprawiły, że byłem szczerze zaskoczony całą sytuacją. Kiedyś nawet, na końcowym już etapie leczenia, po przejściu kilku serii chemioterapii, stwierdzili, że dużo lepiej zniosłem wszystko psychicznie niż fizycznie. Wiem na pewno, że regeneracja fizyczna organizmu zajęła mi sporo czasu, co też odczułem na sobie bardzo wyraźnie.
Natomiast nigdy nie sprawiało mi trudności, aby dzielić się tym wszystkim z wieloma osobami wokół mnie, nie tylko tymi najbliższymi czy najbardziej zaufanymi, ale nawet dopiero co poznanymi. Nie odczuwałem jakoś żadnego skrępowania dzieląc się tymi czy innymi szczegółami, dotyczącymi rozmaitych zdrowotnych perypetii.

95 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-01-10 18:33:12)

Odp: Plaża nudystów
Jack Sparrow napisał/a:

Nope. To było w kontekście posiadania pasji i rozwoju zawodowego.

Nie widziałam wszystkich postów, jednak na tyle, na ile go poznałam, to sądzę, że wytłumaczenie może być bardzo proste. Shini nie uważa swoich studiów za coś wartościowego, a o treningach pisał również, że początkowo został do nich zmuszony i właściwie sam nie wie, czy lubi to robić, czy chodzi tam wyłącznie z przyzwyczajenia. Jakby przyjąć na chwilę jego pokrętny sposób myślenia, to można nie tylko nie docenić takich gestów, ale wręcz mieć o nie żal do rodziców. Bo nikt nie zapytał go o zdanie. To jest problem dość często spotykany w domach, gdzie dorośli mają swój plan zagospodarowania życia dzieci. Ktoś stojący z boku może odbierać to zupełnie inaczej. Mamusia i tatuś tak się poświęcają, pilnują, żeby dzieciak się uczył, uczęszczał na zajęcia dodatkowe, jeździł na zawody, ale mało kto pomyśli, że ten dzieciak może chciałby dla siebie czegoś zupełnie innego, tylko nie ma przestrzeni, by o tych potrzebach mówić głośno. Rodzice czasem naprawdę potrafią się zatracić w swoich wyobrażeniach i niespełnionych ambicjach.

JackSparrow napisał/a:

Tia.....a w innych miejscach twierdził, że nie ma czasu na kontaktu z innymi ludźmi, bo go ojciec wiecznie zasypuje 'bojowymi zadaniami' wokół domu.

JackSparrow napisał/a:

Shini wielokrotnie był przyłapywany na różnych kłamstwach, bo co kilka miesięcy mu się opowieść rozjeżdża. Raz wymagano od niego za dużo - innym za mało. Raz zdobywał medale na zawodach sportowych, a kolejnym, nie mógł robić niczego poza nauką.

Chyba zbyt zero-jedynkowo podchodzisz do kwestii obowiązków domowych. Skoro jakieś były, to przecież powinno wystarczyć, by się usamodzielnić i teraz sobie wymyśla problemy z tyłka. Niekoniecznie. W moim domu było podobnie. Brat nauczył się sprzątać lepiej niż niejedna kobieta, fajnie się ubiera, ale z męskimi pracami w ogóle sobie nie radzi. Nie ma też żadnego poczucia obowiązku, czy odpowiedzialności. Jak ojciec chciał go zabierać do jakichś prac na polu u dziadków, to dostawał opieprz od matki, że gdzie on zamierza jej chłopca zabierać i męczyć. Zawsze ten sam argument. Jest za mały. Dziwnym trafem ja, trzy lata młodsza siostra, za mała nie byłam. Jedyne, do czego go namawiała, to właśnie sprzątanie i później się zachwycała, jak pięknie wypucował mamusi łazienkę. Gdy ktokolwiek go zaczepiał, miał z nią na pieńku, a potrafiła budzić strach. Niby fajnie, że reagowała, ale ani razu nie dała mu możliwości, żeby sam się bronił. Jak w dorosłym życiu zaczął olewać pracę, to zamiast go wystawić za drzwi, jeszcze wymyślała mu alibi. Wszystko po to, by spełnić własną, chorą potrzebę. Żeby ktoś z nią został na starość. Nikt mi nie wmówi, że skoro musiał w domu robić porządek, to wszystko cacy i rodzice spełnili swój obowiązek wychowawczy. Żeby dziecko wyrosło na samodzielnego człowieka, to trzeba zadbać o pełen pakiet. Gotowanie, pranie, sprzątanie, edukacja, wbijanie gwoździ, noszenie drzewa, zakupy, opłaty i co tam jeszcze. Jak mocno zaniedbasz większość z tych rzeczy, to choćbyś jedną pomógł opanować do perfekcji, wciąż możesz wyhodować życiowego kalekę.

Nie twierdzę, że Shini nigdy nie skłamał, bo tego nie wiem.
Może nawet większość informacji jest zmyślona. Istnieje taka możliwość.
Ale takie rzeczy się dzieją naprawdę i mają swoje konsekwencje.

JackSparrow napisał/a:

Sam się ustawił w takiej, a nie innej pozycji i jest mu w niej wygodnie - jego bólem dupy jest to, że chciałby być za to wszystko podziwiany. Reszta to ściema. Dlatego nie robi nic, aby to zmienić i czeka, aż życie samo mu się ułoży.

Być może. Tego jeszcze nie potrafię jednoznacznie ocenić.
Póki co widzę potencjał do zmiany, nawet jeśli jest wielkości ziarnka piasku.
Może nas wszystkich jeszcze zaskoczy.

96

Odp: Plaża nudystów
Mrs.Happiness napisał/a:

Shini nie uważa swoich studiów za coś wartościowego

Bo w większości nie są. Tylko on nawet nigdy nie próbował nawet CV nigdzie wysłać, ani nie próbował podjąć nawet bezpłatnych kursów i szkoleń. Skończył studia bez choćby jednej, realnej próby konfrontacji z rynkiem pracy. Nie pracował nigdzie poza tym składaniem mebli u szwagra. Nie dlatego, ze nie mógł. Dlatego, że nigdy nawet nie spróbował.

o treningach pisał również, że początkowo został do nich zmuszony i właściwie sam nie wie, czy lubi to robić, czy chodzi tam wyłącznie z przyzwyczajenia.

Umówmy się - jak odpierdalasz treningi na odwal to nie wygrywasz zawodów. Starty są dość kosztowne, bo kluby nie mają pieniędzy, są mocno niedoinwestowane. Nawet jeszcze nie tak dawno temu czytałem o jakiejś polce, europejskiej mistrzyni czy tam v-ce w karate czy czymś podobnym jak zbiórkę robiła, żeby mogła na zawody pojechać. Lebiegi z podejściem 'robię, bo mi kazali' nikt nie wyśle na żadne zgrupowanie, na żadne zawody.


Bo nikt nie zapytał go o zdanie.

A o co mieli go pytać niewyedukowani rodzice na podwarszawskiej wsi? Czy chce mu się lekcje odrobić?

Mamusia i tatuś tak się poświęcają, pilnują, żeby dzieciak się uczył, uczęszczał na zajęcia dodatkowe, jeździł na zawody, ale mało kto pomyśli, że ten dzieciak może chciałby dla siebie czegoś zupełnie innego, tylko nie ma przestrzeni, by o tych potrzebach mówić głośno. Rodzice czasem naprawdę potrafią się zatracić w swoich wyobrażeniach i ich niespełnionych ambicjach.

Masz rację, ale jednocześnie to nie jest typ rodzica, który po tak ogromnych inwestycjach (w tym finansowych, bo jak pisałem wyjazdy na zawody nie są tanie) pozwoliłby takiemu dziecku marnować czas na japońskie bajki i pracować za najniższą krajową po rodzinie. Dlatego w jego bajaniach nic się nie spina kiedy znasz np realia właśnie wspomnianych zawodów sportowych itp.


Chyba zbyt jedynkowo podchodzisz do kwestii obowiązków domowych.

To nie w tym rzecz kompletnie. Chodzi mi po prostu o to, że co kilka miesięcy zmienia mu się wersja w zależności od tego na jakiego rozmówcę trafi.

97 Ostatnio edytowany przez Alessandro (2025-01-10 19:30:12)

Odp: Plaża nudystów

Happiness: Shini zdominował już także i Twoją plażę. A zaczynało już być tak przyjemnie, świeże tematy, te mniej lub bardziej prozaiczne, pyszne i soczyste wtrącenia, pikantne historie, karaibskie rytmy na swojską nutę, szum myśli nieuczesanych. A tymczasem Shini w potrawce, Shini na ostro, Shini w sosie słodko kwaśnym...
Shini: To nie jest żadna wycieczka osobista do Ciebie, więc nie bierz tego do siebie. Wystarczy tylko popatrzeć na ilość wypowiedzi dot. Twojej osoby.

98 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-01-10 19:13:00)

Odp: Plaża nudystów
Jack Sparrow napisał/a:

Bo w większości nie są. Tylko on nawet nigdy nie próbował nawet CV nigdzie wysłać, ani nie próbował podjąć nawet bezpłatnych kursów i szkoleń. Skończył studia bez choćby jednej, realnej próby konfrontacji z rynkiem pracy. Nie pracował nigdzie poza tym składaniem mebli u szwagra. Nie dlatego, ze nie mógł. Dlatego, że nigdy nawet nie spróbował.

Wiem. Też już z nim poruszałam ten temat. Szkoda, bo uważam, że bez problemu znalazłby coś lepszego niż praca fizyczna za byle jaką kasę, ale jak nie ma odwagi spróbować, to go i wołami nie zaciągniemy. Chyba problem w dużej mierze tkwi w tym jego przekonaniu, że trzeba być najlepszym, żeby podjęcie wysiłku miało sens. Zobacz, jak rozmawiał ze mną. Nawet w kwestii nauki języka pytał, po co to robię, skoro inni mają większy talent i nigdy ich nie pokonam.

JackSparrow napisał/a:

Umówmy się - jak odpierdalasz treningi na odwal to nie wygrywasz zawodów. Starty są dość kosztowne, bo kluby nie mają pieniędzy, są mocno niedoinwestowane. Nawet jeszcze nie tak dawno temu czytałem o jakiejś polce, europejskiej mistrzyni czy tam v-ce w karate czy czymś podobnym jak zbiórkę robiła, żeby mogła na zawody pojechać. Lebiegi z podejściem 'robię, bo mi kazali' nikt nie wyśle na żadne zgrupowanie, na żadne zawody.

Na tym się nie znam, więc nie będę na siłę robiła za adwokata diabła. Zresztą Shini sam mówił, że rodzice włożyli kupę kasy w różne zajęcia dodatkowe. Nie zgodzę się tylko z tym, że musi nam zależeć, żeby chcieć wygrać. Jak ktoś ma tak silną potrzebę bycia the best we wszystkim i jeszcze panicznie boi się zawieść czyjeś oczekiwania, to może wystarczyć, by pracować dużo ciężej, niż gdyby nie czuł żadnej presji.

JackSparrow napisał/a:

A o co mieli go pytać niewyedukowani rodzice na podwarszawskiej wsi? Czy chce mu się lekcje odrobić?

To nie zdejmuje z nich odpowiedzialności. Zrobili sobie dziecko i powinni byli zadbać o to, by z rodzinnego domu wyszedł jako samodzielny mężczyzna. Choć oczywiście używanie tego jako wymówkę przez resztę życia byłoby prostą drogą do zmarnowania go. Rodzice nie ogarnęli kilku ważnych spraw, w innych odwalili fuszerkę, ale kiedyś trzeba to po prostu zaakceptować i ruszyć dalej, zamiast przeżywać wciąż na nowo. Zawsze mogło być gorzej, a tak ma przynajmniej studia. Niby mało wartościowe, jednak nie wiadomo, czy kiedyś nie okażą się przydatne. Czasem bez tego papierka nie przyjmą człowieka na jakieś stanowisko, albo nie wyrażą zgody na awans, nawet jeśli spełnia wszystkie inne wymogi.

JackSparrow napisał/a:

Masz rację, ale jednocześnie to nie jest typ rodzica, który po tak ogromnych inwestycjach (w tym finansowych, bo jak pisałem wyjazdy na zawody nie są tanie) pozwoliłby takiemu dziecku marnować czas na japońskie bajki i pracować za najniższą krajową po rodzinie. Dlatego w jego bajaniach nic się nie spina kiedy znasz np realia właśnie wspomnianych zawodów sportowych itp.

Shini chyba nie wspominał, od jak dawna ogląda anime, ani czy nie był kiedyś w tej kwestii kontrolowany. Przynajmniej ja nic takiego nie widziałam. Może rodzice odpuścili jak poszedł wreszcie na ich wymarzone studia i dobrze sobie tam radził? Nie wiem. Jestem w stanie uwierzyć, że mogli go mocno cisnąć do pełnoletniości, a potem dać mu większą swobodę, gdy uznali, że posłali go na uczelnię, więc spełnili swój obowiązek. Ciężko powiedzieć. Shini generalnie sporo pisze, ale powiedzmy sobie szczerze, takich szczegółów pada z jego strony bardzo mało.

Tymczasem ja musze spełnić swój życiowy obowiązek i skoczyć na zakupy.
Jak wrócę, to postaram się odnieść również do pozostałych postów.
Widzę na horyzoncie całkiem ciekawą dyskusję, więc już zacieram rączki.
Niech mi ktoś przypilnuje drinka z parasolką.

99 Ostatnio edytowany przez Jack Sparrow (2025-01-10 19:22:20)

Odp: Plaża nudystów
Mrs.Happiness napisał/a:

Wiem. Też już z nim poruszam ten temat.

Uprzedzając - dostawał linki do platform z darmowymi (i płatnymi) profesjonalnymi szkoleniami, dostawał też oferty pracy (bez żadnego doświadczenia) z zarobkami kilkukrotnie większymi niż ma obecnie i z niczego nie skorzystał.

Chyba problem w dużej mierze tkwi w tym jego przekonaniu, że trzeba być najlepszym, żeby podjęcie wysiłku miało sens. Zobacz, jak rozmawiał ze mną.

Widzę, dlatego piszę kolejny raz - Shini już te bajki opowiadał wielokrotnie innym użytkownikom, aby po jakimś czasie zmienić narrację o 180stopni.


Nie zgodzę się tylko z tym, że musi nam zależeć, żeby chcieć wygrać.

W sporcie? Szczególnie kontaktowym? Nie ma innej opcji. Poza tym, gdyby choć połowa tych bajek o zmuszaniu go była prawdziwa, to sabotowałby nawet nie starty, ale same i same kwalifikacje.

Jak ktoś ma tak silną potrzebę bycia the best i jeszcze panicznie boi się zawieść czyjeś oczekiwania, to może wystarczyć, by pracować dużo ciężej, niż gdyby nie czuł żadnej presji.

Nawet z tak lichą motywacją nie skończyłby jako incel pracujący za najniższą krajową u rodziny.

To nie zdejmuje z nich odpowiedzialności. Choć oczywiście używanie tego jako wymówkę przez resztę życia byłoby prostą drogą do zmarnowania go.

Wypada mi się uśmiechnąć i znaczą popukać palcem wskazującym w nosi. Shini nie ma lat nastu. Nie ma wczesnych lat 20stu, kiedy jeszcze można jako-tako zrozumieć, ze ktoś może mieć niejasne cele i oczekiwania względem życia. Ale on ma prawie 30ści. 

Shini chyba nie wspominał, od jak dawna ogląda anime, ani czy nie był kiedyś w tej kwestii kontrolowany.

To nie ma znaczenia. Chodzi o fakt, że jakby go faktycznie rodzice tak cały czas pchali wbrew jego własnej woli, to pchaliby go nadal. Siedzieliby mu nad głową, żeby znalazł sobie porządną robotę i wypierdalał 'na swoje'. Nawet jakby w okolicy pełnoletności/studiów odpuścili, to popatrz, że ów 'rodzicielski hamulec' zniknąłby z jego życia jakąś dekadę temu. A tym czasem nie zmieniło się w jego życiu nic.


Czy ciekawa dyskusja? Zabijam trochę czas. Shini to dla mnie taki przypadek egocentrycznego atencjusza. Wszystko jest zawsze z perspektywy 'ja'. Ja nie doświadczyłem, ja nie wiedziałem, ja nie słyszałem. I to nigdy nie jest jego wina tylko zawsze rodziców, rówieśników, miejsca zamieszkania, ekonomi.

Taki typowy przedstawiciel rozmemłanych gniazdowników, którzy oczekują manny z nieba i glorii, bez podejmowania wysiłku. Najbardziej mnie rozpiedoliło (aż ekran oplułem ze śmiechu) jak wspomniał kiedyś, ze dla niego dobry start w życie to rodzice milionerzy i jakby dostał z 10 baniek minimum. A praca idealna, to z polecenia - czyli on miałby nie robić nic, dostawać wypłatę, a robotę i odpowiedzialność miałby ponosić ktoś inny. I to nie były dyskusje w formie żartu, tylko pisał to całkowicie poważnie.


a odmień "być"  wink

100

Odp: Plaża nudystów
Agnes76 napisał/a:

Jak się poświęcasz to potem oczekujesz zapłaty za poświęcenie. Więc może trzeba kogoś najpierw zapytać, czy on chce, byśmy się dla niego poświęcali, zanim mu wystawimy rachunek za poświęcenie.
I na tym polega błąd, że ludzie oczekują zapłaty za poświęcenie, którego nikt od nich nie chciał.

Dokładnie tak, pełna zgoda.

Priscilla napisał/a:

Ja widzę to inaczej i pozostanę przy swoim zdaniu.

Tak szczerze, to chyba się z tą cechą urodziłam, choć na pewno po drodze te naturalne dla mnie mechanizmy wykształciły się jeszcze bardziej.
W każdym razie miałam fajny dom, czułam się kochana, ale dorośli żyli swoim życiem, a dzieci swoim. Im byłam starsza, tym bliżej mi było do koleżanek, bo mama czy tata nie bardzo interesowali się moimi dziecięcymi sprawami. Nie sprawiałam właściwie żadnych problemów, więc dbali o mnie, nawet bardzo, ale bardziej zadaniowo niż emocjonalnie. Dopiero w dorosłości zdałam sobie z tego sprawę.

Ja przeprosiłabym za zagarnięcie całej przestrzeni w rozmowie. Niemniej wyraźnie ja to ja, a Ty tego tak nie czujesz, co w sumie pokazuje, że z Twoją emocjonalną inteligencją nie jest najlepiej.

Teraz to już na mnie projektujesz swoje własne zachowania. Wiele razy czytałam w Twoich postach, że ktoś Cię czegoś nie nauczył, nie wyposażył Cię w jakieś umiejętności, że przez mamę nie możesz tego, a przez ojca tamtego, a wszystko w kontekście swojej życiowej sytuacji.
Zatem co to jest, jeśli nie zrzucanie winy na innych za to, że jesteś, jaki jesteś i jesteś w miejscu, w jakim jesteś?

Przypomnijmy sobie zresztą Twoje odkrycie, które pojawiło się w trakcie terapii - jaką ulgę poczułeś, że już wiesz, dlaczego tak Ci w życiu trudno, bo... to Twoi rodzice Ci to zafundowali.

Oczywiście, że pomagając komuś po pierwsze nie należy robić tego na siłę, a po drugie oczekiwać, że zasłyszane rady ktoś wcieli w życie, bo świadczyłoby to o nas samych i niestety niespecjalnie dobrze, ale w przypadku Shiniego widzę inny problem, który możliwie wyraźnie starałam się naświetlić. 
W moim odczuciu on robi wokół siebie zasłonę dymną, oszukując swoich rozmówców, że oczekuje pomocy, by coś się w jego życiu zmieniło, a tak naprawdę oczekuje uwagi. Brakuje mi tu po prostu transparentności i chyba też takiej zwykłej uczciwości. Sądzę, że to właśnie dlatego kolejne angażujące się osoby, kiedy w końcu orientują się, że to ich zaangażowanie już na starcie nie miało żadnego sensu, czują się zniechęcone i chyba nawet zniesmaczone, dlatego odpuszczają. Nie dlatego, że Shini nie skorzystał z podsuniętych rad, ale że odebrano im prawo do decyzji, czy taki cel angażujący ich zasoby (uwagę, czas, energię) jest dla nich wciąż interesujący.
Zdecydowanie uczciwsze byłoby napisanie wprost, że czuje się w życiu samotny, dlatego potrzebuje czyjejś uwagi, a skoro tego nie było, to można nawet poczuć się zmanipulowanym. Nie twierdzę, że zrobił to intencjonalnie, ale na pewno wielokrotnie, co z każdym kolejnym razem jest coraz bardziej widoczne.
Przynajmniej ja tak to czuję i odbieram, dlatego właśnie w pewnym momencie odpuściłam.

Więc oboje pozostajemy przy swoim zdaniu.

Fajny dom, czułaś się kochana, nie sprawiałaś problemów, dbali o ciebie zadaniowo to są właśnie odpowiedzi na pytanie dotyczące źródła omawianej cechy. Zostałaś tego nauczona lub sama się nauczyłaś poprzez obserwację ludzi wokół, tak czy inaczej miałaś umożliwiające to warunki. To teraz chociaż spróbuj zrozumieć, że nie każdy tak miał.

Oczywiście, że z moją inteligencją emocjonalną nie jest najlepiej w końcu przez jedną połowę dotychczasowego życia nikt nawet nie wspominał o emocjach, a przez drugą sam ze wszystkich sił starałem się pozbyć wszelkich emocji czego efekty są już znane na forum.

Rodzice faktycznie nie robili tego co trzeba albo robili ale w niewłaściwy sposób ale byli przekonani, że robią to wszystko dla mojego dobra. Jeszcze do niedawna faktycznie ich za to winiłem, a teraz już wiem, że nie mogę ich za to winić bo nie robili tego umyślnie. Tak na prawdę jedyne co można im zarzucić to brak wiedzy i brak pomyślunku czyli najprościej ujmując głupotę. Winić los za to, że urodziłem w takim miejscu, czasie i środowisku to jak winić powódź za to, że nadeszła.

Ulga była krótkotrwała.

Przeceniasz mnie, nie jestem aż tak wyrachowany ani przebiegły. To nie jest żaden skomplikowany plan na zyskanie atencji tylko prawdziwe problemy, z którymi nie potrafię sobie poradzić.

To prawda, że czuję się samotny ale jakoś przeżyłem 28 lat tej samotności, a na forum jestem znacznie krócej.

101

Odp: Plaża nudystów
Mrs.Happiness napisał/a:

A gdybyś miał wcisnąć coś w weekendy, to która opcja wydaje się najbardziej interesująca?

Rozumiem. Daleko już zaszedłeś? Bo ja nadal jestem na początku, więc jeszcze nie wiem co myśleć.
Jeśli chodzi o pozostałe, to dwa tytuły kojarzę, ale żadnej z nich nie czytałam. Poleciłbyś którąś z nich?

Cieszę się, że teraz to widzisz i nie starasz się na siłę przeczyć faktom.
Jestem ciekawa, więc zapytam. Jak się z tym czujesz?

On ma po prostu specyficzne metody. Mi się Wasze rozmowy kojarzyły z:


Wykapany Jack, nie sądzisz?

Shini, dlaczego miałabym chcieć ich pokonać? Czy całe życie musi się kręcić wokół rywalizacji?
Nie tylko utalentowanym ludziom wolno się rozwijać i marzyć.

Jeśli czujesz potrzebę, aby poznać lepiej ten język, to się go ucz. Może nie będziesz nigdy tak dobry, jak ten kolega, ale na obecnym poziomie już spokojnie dogadasz się z obcokrajowcami, czy obejrzysz film po angielsku. Te wyższe poziomy tak naprawdę różnią się głównie bardziej wyszukanym słownictwem. Zresztą, co tu wiele mówić, ilu naszych rodaków nie potrafi się dobrze wysłowić po polsku. Sądzisz, że gdyby skierować ich na egzamin certyfikujący, to otrzymaliby najwyższą notę, jak ledwo są w stanie sklecić poprawnie kilka zdań? A przecież całe życie tu mieszkają, obcując z językiem na co dzień. Idąc tym tokiem myślenia, skoro robią dużo błędów gramatycznych, interpunkcyjnych, czy stylistycznych, to nie powinni się w ogóle odzywać, bo przegrywają z tymi, którzy mają zasady poprawnej pisowni oraz wymowy w małym paluszku.

Swoją drogą, kiedyś przez chwilę uczyłam się japońskiego. Było to w okresie, gdy najbardziej intensywnie oglądałam anime. Pewnie większość fanów przechodziło ten etap. Nadal mam w domu kilka książek do nauki, ale chyba trzeba będzie się z nimi pożegnać, bo raczej do niego nie wrócę.

Z jakiej apki do nauki korzystasz?

No tak, ale w aktualnym układzie wystarcza. Może nie jest idealny, jednak daje możliwość spełnienia więcej niż podstawowych potrzeb, więc warto to docenić. Inna sprawa, że według mnie spokojnie znalazłbyś sobie lepszą pracę, gdybyś spróbował. Pisałeś, że masz blisko do centrum, czyli początkowo mógłbyś dojeżdżać z rodzinnego domu. Wiadomo, że zabierałoby to trochę czasu każdego dnia, ale miałoby przełożenie w lepszych pieniądzach. Jeśli chodzi o zawód stolarza, to moim zdaniem w ostatnich latach nabiera prestiżu. Dość często widuję w social mediach konta ludzi, którzy nagrywają proces tworzenia własnych mebli i mają setki tysięcy wyświetleń. Podobnie jak ci, co pokazują renowację jakichś rozlatujących się staroci. Weź też pod uwagę, że fachowców jest jak na lekarstwo, a rynek pracy cały czas się zmienia. Niemówione, że za kilka lat to właśnie takie zawody będą najbardziej pożądane i wysoko opłacane. Już teraz mówi się głośno o deficycie, bo nie ma chętnych, by uczyć się w szkołach zawodowych. Gość naprawiający zmywarki wziął dwie stówy za to, że w kilka minut wymienił jakiś uszkodzony kabelek. Także ja bym nie była zbytnio hop do przodu w ocenie.

Za mało się obracasz w towarzystwie kobiet, żeby mieć okazję podsłuchać takie rozmowy. Jak mi nie wierzysz, to wpisz sobie w internecie takie hasło, czy kobiety lubią łysych mężczyzn, to sam zobaczysz. Prowadzone były na ten temat liczne badania i ankiety, z których jasno wynika, że wiele z nas uważa łysych za atrakcyjnych, albo nie zwraca uwagi na brak włosów, o ile facet nie zostawia sobie jakichś smętnych resztek czupryny, bo wygląda to mega dziwnie.

Bo ubranie nie zmienia cudzego charakteru, jest tylko opakowaniem konkretnej zawartości. Jednak zdecydowanie może dać komuś przewagę w momencie, gdy widzi się z kimś po raz pierwszy w życiu. Dobrze wystylizowany człowiek mimowolnie przyciąga spojrzenia. Według mnie moda męska nie jest specjalnie skomplikowana, projektanci dużo mniej kombinują, bo co innego pokazać modela w sukience na wybiegu, a co innego przekonać przeciętnego zjadacza chleba, żeby założył kieckę. Takie codzienne outfity są w gruncie rzeczy bardzo proste. Wystarczy mieć minimalne wyczucie stylu, żeby wyglądać dobrze. Jakbym miała doradzić w ciemno, to bym powiedziała, że najważniejsze to dobierać odpowiedni rozmiar i nie eksperymentować za dużo z wzorami, czy kolorami, jeśli nie ma się w tej kwestii doświadczenia. Tyle, jeśli chodzi o kompletne podstawy. Daleko temu do fizyki kwantowej. Ciut trudniejsze, ale równie ważne jest, by kupować materiały dobrej jakości i przewiewne, żeby skóra oddychała, a nie gotowała się w plastikowej koszulce. Nie mylić z droższe, bo wiele marek z wysokiej półki sprzedaje poliestrowe i akrylowe szmatki. Wełna, kaszmir, angora, bawełna, len, wiskoza, tencel. Im więcej w składzie, tym lepiej.
Uff, się żem rozgadała o ciuszkach jak rasowa fashionistka.
Kończę zatem. Idę dalej.

Nie wszyscy wyprowadzali się z partnerami. Niektórzy wyjeżdżają na studia albo za pracą i dzielą mieszkanie nawet z kilkoma nieznajomymi, bo nie stać ich na samodzielny wynajem. Opcja mało atrakcyjna, zwłaszcza dla kogoś, kto mocno ceni sobie prywatność i porządek, ale czasem brak alternatyw. Poza tym pamiętaj, że związek może się w każdej chwili rozpaść, więc tak czy siak wypadałoby dążyć do finansowej niezależności, by w przypadku rozstania nie musieć wracać do rodziców z podkulonym ogonem i czekać aż pojawi się kolejna dziewczyna. Generalnie opieranie ważnych życiowych kwestii na drugim człowieku jest mocno ryzykowne.

Tak, naprawdę wierzę, bo sama na takich bywałam i towarzystwo było mocno zróżnicowane. Już wspominałam, że daleko mi do tak zwanych normalnych ludzi, ale na powodzenie nie narzekałam. Lubiłam rozmawiać i zawsze angażowałam się w dyskusję. Podobnie jak wiele moich koleżanek. Kluczem do sukcesu na portalach jest dystans. Nie można sobie narzucić na wstępie żadnej presji, bo na pewno wiele razy przeżyjesz rozczarowanie. Najlepiej uznać to za ciekawy eksperyment oraz możliwość poznania nowych osób. Jeśli tak potrafisz, to polecam. Co do ostatniego pytania, to od lat nie korzystałam, więc nie wiem, jak to aktualnie wygląda. Kiedyś większość była darmowa z możliwością dokupienia płatnych funkcji.

Sama rozmowa nie zostanie uznana za molestowanie, podobnie jak uśmiechnięcie się. Wiekiem będziesz się martwił, jak już uda się z kimkolwiek nawiązać kontakt. Na razie nie wybiegaj myślami za daleko. Tak samo z tym ocenianiem. Jak się dziewczynie spodobasz, to drobne potknięcia nie będą miały znaczenia. Istnieje spora szansa, że ich nawet nie zauważy. Nie twierdzę przy tym, że każda z nas jest miła i otwarta. Nigdy nie masz pewności, na kogo trafisz, ale bezsensu zakładać z góry ten gorszy scenariusz, skoro dobry jest równie prawdopodobny.

Źle do tego podchodzisz. Nie jestem specjalistą, podkreślam raz jeszcze, żeby mnie nikt nie oskarżył o szerzenie nieprawdziwych informacji, ale moim zdaniem najłatwiej znaleźć przyczynę problemu, gdy eliminujesz pojedynczo. Czyli wszystko inne zostawiasz jak jest, ale przez wyznaczony czas zamiast przykładowo jasnego pieczywa jesz ciemne, albo przerzucasz się na sucharki. Jak absolutnie nic się nie zmienia, wracasz do poprzedniej wersji i wyrzucasz z diety nabiał. Mamie chyba jesteś w stanie powiedzieć, żeby nie dodawała czegoś do obiadu przez kilka dni. Zalecenia lekarza, pamiętaj. Skoro uważasz, że i tak musisz jeść to, co ona ugotuje, to trzeba spróbować się z nią dogadać. Jak zobaczysz, że współpracuje, to taka mała rada, podziękuj. Niech wie, że jej zaangażowanie zostało docenione, to chętniej przystanie na podobne eksperymenty w przyszłości.
Jak coś, to polecam taką metodę, ponieważ u mnie się sprawdziła.
W razie co możesz ją sobie dowolnie zmodyfikować.

To ja zapytam inaczej. Dlaczego miałoby ich nie być?
W chwilach, gdy nachodziły mnie jeszcze podobne rozkminy, zawsze kończyły się myślą, że skoro istnieje ktoś taki jak ja, kto ma konkretny bagaż doświadczeń i jakiś tam zestaw cech, to najpewniej na świecie są ludzie podobni do mnie. Może nie identyczni, ale zbliżeni zarówno wyglądem, charakterem, jak i przeżyciami. Wszak natura lubi się powtarzać. Nie istnieje tylko jedna szatynka, czy jedna osoba z brązowymi oczami. Miłych ludzi też jest znacznie więcej. Te cechy nie zostały zarezerwowane wyłącznie dla mnie, więc czemu z pozostałymi miałoby być inaczej? Podważając to, musiałabym uznać siebie za kogoś wyjątkowego i niepowtarzalnego, a to byłoby już zarozumialstwo.

Nawiązując do tego, co napisałam wyżej. Tak zupełnie szczerze.
Jak sądzisz, jaka byłaby Twoja własna reakcja, gdyby dziewczyna z jakiegoś powodu nie dała rady odbyć stosunku?
I pytanie numer dwa, czy chciałbyś mieć za partnerkę kogoś, kto w tak krępującej sytuacji zareagowałby śmiechem, wpędzał w poczucie winy, albo robił coś równie podłego?

Super! W ciągu dnia zerknę, co tam wrzuciłeś.

No dobrze, skoro mówisz, że tak jest, to nie mam powodu tego negować.
Widać masz dość specyficzne towarzystwo. Zdarza się.
Nigdy nie czułeś potrzeby, by zadawać ludziom takie pytania?

Miałam kiedyś się zabrać za to anime, ale jakoś zawsze odkładałam ten moment w czasie.
Rozumiem, że Tobie się podoba, skoro jesteś na bieżąco?

Dlaczego?

Spoko, nie brzmi to niemiło. Pytaj o co zechcesz. Najwyżej nie odpowiem, jeśli nie będę miała ochoty. Niestety mój brat nie jest człowiekiem skłonnym do refleksji. Wiele razy dawałam mu do zrozumienia, że jego codzienne narzekanie męczy mnie psychicznie, ale nic sobie z tego nie robił, albo stwierdzał, że jak coś mi nie pasuje, to mam sobie znaleźć inny środek transportu. Taka to była z nim dyskusja.

Teraz, gdy napisałeś o tym, jak wyglądają Twoje rozmowy z ludźmi w rzeczywistości i że zwykle wszystko w sobie dusisz, to dużo lepiej rozumiem, dlaczego zachowujesz się w ten sposób na forum. Często bywa, że jak ktoś taki znajdzie wreszcie medium dla swoich bolączek, to mu się potem ulewa w niekontrolowany sposób. Moja matka miała tak po alkoholu. Najwięcej o jej dzieciństwie dowiedzieliśmy się, gdy była pijana. Na trzeźwo nie potrafiła się przed nikim otworzyć. Sądzę, że to podobny mechanizm.

Absolutnie nie masz za co mnie przepraszać. Nie zamierzam narzucać żadnej presji w naszej relacji, piszę tu, ponieważ mam na to ochotę. Prawdę mówiąc, nieszczególnie przepadam za jakąkolwiek formą sztucznej uprzejmości. Wystarczająco jej mamy w prawdziwym życiu, tutaj można sobie darować. Jeśli w przyszłości będę miała o cokolwiek żal, czy źle się z czymś poczuję, to zaręczam, że to zakomunikuję. Nie jestem z tych, co każą się domyślać. Na pytanie chętnie odpowiem, ale tylko pod warunkiem, że chcesz poznać odpowiedź, a nie dlatego, że tak wypada. Ze mną możesz być brutalnie szczery.

No, to mi pasek respektu trochę wzrósł. Sweet.
Zawsze to jakaś rekompensata za to, że nie mogłam spać dziś w nocy.
Na resztę postów chętnie odpowiem za kilka godzin, bo zaraz rzucę się w objęcia Morfeusza.
Tak na marginesie. Wam też tak wiało całą noc? Normalnie jakby jakie licho wypuścili na wolność.

Ciężko powiedzieć, próbowałem wszystkich z wymienionych i nie ma tak, że jedno przeważa nad drugim. Siłownię mam w domu ale to nie to samo co pójść na publiczną gdzie jak wiele osób mówi można spotkać sporo dziewczyn. Basen też mam w sumie niedaleko tylko żeby odpowiednio z niego skorzystać czyli pływać po kilkadziesiąt długości basenu musiałbym wziąć jakiegoś instruktora bo moje pływanie jest średnie. Na ściance wspinaczkowej byłem trzy razy w życiu, a teraz prawdę mówiąc nawet nie wiem gdzie jest najbliższa, będę musiał poszukać. Masz jeszcze jakieś pomysły innych aktywności fizycznych?

W tej od Muqin jestem niemal dokładnie w połowie, 5 rozdział z 11. Ciężko byłoby na tą chwilę polecić, którąś z pozostałych bo za mało ich przeczytałem. Jeśli lubisz mroczne klimaty z elementami fantasy i horroru to "Zew Cthulhu" z pewnością można polecić. Jeśli znasz i lubisz filmową serię Obcego to książka też powinna ci się spodobać ale więcej o niej powiem jak przeczytam dalej. "Tako rzecz Zaratustra" to klasyk, o którym chyba każdy słyszał ale też jest to książka filozoficzna więc jej czytanie nie należy do łatwych.

Dziwnie, z jednej strony się cieszę, że jednak nie jestem tak całkowicie niewidzialny, a z drugiej wkurza mnie to, że nie zauważyłem tego wcześniej.

Kiedyś bym się zgodził z porównaniem Jacka do przedstawionej sceny, kiedyś. Spójrz na jego najnowsze posty i powiedz czy nadal sądzisz, że on ma choć malutką chęć pomocy?

W sumie to nie wiem co odpowiedzieć. Dla mnie zawsze porównywanie się i bycie porównywanym do innych było czymś całkowicie oczywistym i zawsze gdzieś w głowie była ta myśl, że muszę być najlepszy. W pewnym momencie ta myśl ewoluowała w "Muszę być tak dobry by inni bali się nawet pomyśleć o walce ze mną". Oczywiście coś takiego było niemożliwe do osiągnięcia, a skoro tak to nie było sensu nawet próbować. Z tym językiem to też nie jest tak, że czuję jakąś wewnętrzną potrzebę by umieć go na perfekt. Tu bardziej chodzi o fakt, że mając certyfikat z najwyższym poziomem bez żadnego problemu mógłbym znaleźć pracę lepiej płatną niż obecna. Miałbym w końcu jakąś na prawdę wartościową rzecz w CV. Korzystam pewnie jak większość ludzi z Duolingo.

To prawda, że fachowców jest mało ale ja nie jestem jednym z nich, nie znam się na tej robocie aż tak bym mógł ją wykonywać samemu. Pisząc o prestiżu nie miałem na myśli zarobków tylko społeczne postrzeganie danego zawodu. To jest praca fizyczna i wielu ludziom wciąż się kojarzy z typowym robolem co chleje, wyklina, z takim co poszedł do fizycznej roboty bo jest za głupi na umysłową.

Nie chodziło mi o to, że kobiety w ogóle nie lubią łysych facetów bo przecież każdy łysy patus w dresie Adidasa i jeżdżący E36 ma dziewczynę. Bardziej mi chodziło o bycie łysym ale bez tego pakietu patusa.

Jeśli chodzi o odpowiednie rozmiary, brak dziwnych wzorów i dopasowane kolory to nawet nie musiałbym nic zmieniać. Na rodzaj materiału nigdy nawet nie zwracałem uwagi ale od teraz zacznę.

Co do tego to już nie raz pisałem i powtórzę. Nie twierdzę, że nie ma tak jak piszesz ale ja osobiście nie mam na to żadnego potwierdzenia bo nie znam nikogo kto mieszkał z obcymi ludźmi w jednym mieszkaniu. Jedynie jedna koleżanka ze studiów tak miała ale nie trwało to długo. Za to takich osób, które po latach wrócili do rodziców znam kilka.

Skoro zarówno ty jak i twoje koleżanki korzystałyście z portali randkowych to odpowiedz mi na jedno pytanie. Czy to prawda, że na portalach kobiety w ogóle patrzą na jedynie 20% najatrakcyjniejszych mężczyzn z tych portali? Jak to było u was? W sumie to masz jeszcze jedno pytanie już bardziej z samej ciekawości. Czy to prawda, że niektórzy faceci potrafią od pierwszej wiadomości pytać o seks albo wysyłać zdjęcia pewnej części ciała?

Na prawdę ciężko uwierzyć, że istnieją tak miłe i wyrozumiałe kobiety, zwłaszcza patrząc na to jakie zdanie o kobietach panuje w pewnych kręgach internetu. Nawet tutaj spytaj Jacka to ci odpowie, że żadna kobieta nie chciałaby nawet nawiązać kontaktu wzrokowego z prawie 30 letnim facetem bez żadnego doświadczenia w relacjach.

Faktycznie tak do tego nie podszedłem, brzmi to całkiem logicznie choć z pewnością pochłonęłoby dużo czasu. Spróbuję.

Bo kobiety mają nieporównywalnie łatwiej jeśli chodzi o znalezienie partnera i seksu niż mężczyźni. Ciężko uwierzyć, że kobieta w moim wieku nie zdobyła tego doświadczenia jeśli miała na to mnóstwo szans i jeszcze nie musiała nic robić bo kandydaci zgłaszali się sami.

Moja reakcja byłaby spokojna i wyrozumiała, powiedziałbym żeby niczym się nie martwiła, że będziemy próbować aż się uda, a ja zrobię wszystko co tylko mogę by jej to ułatwić. Oczywiście, że nie chciałbym takiej partnerki ale raczej nie miałbym za bardzo wyboru. Ona pewnie od ręki mogłaby znaleźć kilku chętnych na moje miejsce, a ja miałbym tylko ją jedną.

To towarzystwo na chwilę obecną mi odpowiada, te kilka osób to w sam raz dla introwertyka. Miałem i nie raz pytałem różnych osób ale ja nigdy nie zostałem o coś takiego zapytany nie licząc odpowiedzi na moje wcześniejsze zapytanie.

Nie jest może jakieś wybitne ale na pewno jedno z najlepszych jakie oglądałem. Ogólnie lubię klimaty takie jak tam, a dodatkowo jest tam chyba najlepsza ścieżka dźwiękowa jaką słyszałem w anime, jeden utwór wrzuciłem wątku o muzykoterapii. Spokojnie mogę polecić ten tytuł. Jeśli masz jeszcze jakieś pytania o Fairy Tail to z przyjemnością odpowiem.

Dlatego żeby właśnie nie doszło do tego co dzieje się tu na forum. Nie chciałbym nieświadomie zacząć opowiadać komuś o swoich problemach.

Jeśli brat faktycznie jest taki jak opisujesz to faktycznie kiepsko. Dokładnie tak, mimo są tu osóby, z którymi dobrze się dogaduje nawet po tym jak się dowiedzieli o moich problemach to jednak w realu wolałbym tego uniknąć. Niewykluczone, że ja gdybym się napił to też zacząłbym się uzewnętrzniać z tymi problemami w realu ale to mi raczej nie grozi bo nie ma ani okazji ani z kim się napić więcej niż kilka drinków.

Kobieta, która nie karze się domyślać, to brzmi jak ideał. Na prawdę chcę poznać odpowiedź. W ogóle nie lubię robić czegoś tylko dlatego, że tak wypada i też nie lubię takiej sztucznej uprzejmości. Jak już o tym pomyślę i chcę to zrobić to zrobię, a jak nie to nie i dla mnie nie ma to wpływu na relacje z daną osobą.

U mnie aż tak nie wiało, dopiero rano zaczęło mocniej wiać.

102

Odp: Plaża nudystów
bagienni_k napisał/a:

Odnośnie dyskusji wokół Shiniego: Shini, powiedz proszę dlaczego ciągle się przewija w Twoich postach przekonanie, że Ty musisz ciągle coś komuś udowadniać?
Porównujesz się z innymi, patrząc na ich osiągnięcia i sukcesy, aby z nimi rywalizować? Pytam, bo sam w dzieciństwie i wczesnej młodości, przez krótki czas, próbowano we mnie to niejako zaszczepić. Oczywiście źródłem tego była moja rodzina, ale na szczęście gwałtownie to ukróciłem czy wręcz zdusiłem. Od tamtej pory w życiu kieruje się wyłącznie swoimi potrzebami a nie pragnieniami innych osób czy pseudorywalizacją w każdym możliwym aspekcie. Nie odnajduję żadnego sensu w porównywaniu się do ludzi w moim otoczeniu, więc tym samym nie oceniam siebie pod kątem "jakości" czy sprawności względem innych. Nie interesują mnie żadne trendy czy tendencje, tak samo nie rozumiem dlaczego ktoś miałby mnie bez przerwy czegoś uczyć ani pokazywać tej właściwej drogi. Sam sobie ją wybieram i sam staram się nabywać nowe zdolności. Druga osoba może mnie wesprzeć poradą czy sugestią, ale decyzja należy raczej do mnie. Z tego względu nie zrzucam odpowiedzialności za swoje niepowodzenia na innych, to ostatnie, o czym byłbym w stanie pomyśleć.

Nie wiem, jak Shini, ale ja nie oczekuję, że ktoś sam z własnej chęci czy potrzeby będzie mnie prowadził za rączkę. On się próbuje usprawiedliwiać tym, że nikt go niczego nie nauczył ani nie pokazał? A sam nie miał owej chęci, żeby coś w sobie zmienić? I to właśnie rozumiem pod pojęciem pragnienia rozwoju czy posiadania ambicji a nie podążanie za jakimś tam ustalonym czy modnym trendem. Jeśli sam chciałbym nim podążyć, to pewnie zdecydowałbym się na zupełnie inną ścieżkę kariery zawodowej niż tą, którą wybrałem. Dlaczego mam patrzeć na to, co inni robią w sprawach decydujących o MOIM życiu? Skoro jest np. popyt na rynku pracy w branży IT czy budowlanej to oznacza, że mam koniecznie w to się pakować? Czy mam koniecznie spędzać czas, jak choćby urlop, tam, gdzie inni jeżdżą, bo to modne?

Ciekawe, co Shini powie na ten temat...

Ciężko znaleźć jedną konkretną odpowiedź ale wydaje mi się, że najbliższe było to, że nie chcę być sam. Kiedyś chodziło o spełnianie oczekiwań rodziców, a teraz w większości chodzi o znalezienie dziewczyny. Ciągle nie mogę się pozbyć przekonania, że jeśli stanę się jakimś ultra chadem to dziewczyny jako pierwsze będą do mnie zagadywać. Wiem, że to kompletna bzdura i to nigdy się nie wydarzy ale przekonanie jest bardzo mocno utrwalone. Gdzieś w tym jest też strach dlatego chciałbym stać się tak silny by nikt nie chciał nawet próbować ze mną walczyć, a tak na prawdę to ja się boję tej walki.

Ja też nie oczekuje żadnego prowadzenia za rękę tylko wskazania drogi i pomocy w wykonaniu pierwszych kroków. Coś w stylu "Za pierwszym razem pokarzę ci jak to się robi, patrz i się ucz". Kiedyś nie miałem tej chęci, pojawiła się w zasadzie niedawno.

103

Odp: Plaża nudystów

Nawet tutaj spytaj Jacka to ci odpowie, że żadna kobieta nie chciałaby nawet nawiązać kontaktu wzrokowego z prawie 30 letnim facetem bez żadnego doświadczenia w relacjach.

GÓWNO PRAWDA. Już to opisywałem wielokrotnie, tylko tradycyjnie sobie przeinaczasz wszystko, aby pasowało do twojego obrazka biednego misia, jakim jesteś w swoim rozumku i jak to niczemu nie jesteś winien w swoim życiu, bo za twoje niepowodzenia odpowiadają inni.

TWIERDZIŁEM I DALEJ TWIERDZĘ, że to jest przepotężna wada. Nie ze względu na liczbę, ale ze względu na twoją aspołeczność i brak umiejętności nawiązania podstawowej rozmowy, a co dopiero mówić o flircie. Nikt nie ma wypisanej na czole liczby partnerów. I o ile pewna nieśmiałość w obyciu i niewiedza dotycząca alkowy mogą być pociągająca u nastolatka, o tyle oczekiwania co do 30 letniego konia są zgoła odmienne. 30letni facet ma już wiedzieć czego chce od życia i szereg 'pierwszych razów' ma mieć za sobą. Ma być pełnoprawnym partnerem. A nie dużym dzieckiem, wiecznie zdziwionym, któremu trzeba absolutnie wszystko tłumaczyć i prowadzić za rączkę, bo nawet CV nie potrafi wysłać czy prania zrobić albo choćby prostego obiadu.

104

Odp: Plaża nudystów
Jack Sparrow napisał/a:

Uprzedzając - dostawał linki do platform z darmowymi (i płatnymi) profesjonalnymi szkoleniami, dostawał też oferty pracy (bez żadnego doświadczenia) z zarobkami kilkukrotnie większymi niż ma obecnie i z niczego nie skorzystał.

To najlepszy dowód na to, że nie da się pomóc komuś, kto nie jest gotowy tej pomocy przyjąć.

JackSparrow napisał/a:

Widzę, dlatego piszę kolejny raz - Shini już te bajki opowiadał wielokrotnie innym użytkownikom, aby po jakimś czasie zmienić narrację o 180stopni.

Jeśli to w rzeczywistości bajki, to prędzej czy później zauważę, że coś jest nie tak.
Póki co wolę sama wyrobić sobie zdanie.
Zresztą jakieś tam już mam, bo jeden jego temat przeczytałam w całości.

JackSparrow napisał/a:

W sporcie? Szczególnie kontaktowym? Nie ma innej opcji. Poza tym, gdyby choć połowa tych bajek o zmuszaniu go była prawdziwa, to sabotowałby nawet nie starty, ale same i same kwalifikacje.

Zostanę przy swoim zdaniu w tej kwestii. Ludzie, którzy odczuwają silną presję i chcą sprostać czyimś oczekiwaniom potrafią zachowywać się w mega irracjonalny sposób. Shini mówił, że rodzice zapisali go, bo miał problemy z agresją, co samo w sobie mogło przełożyć się na tak dobre wyniki. Miał gdzie się wyżyć. Kolejna sprawa, że są wśród nas również tacy, co bardzo boją się przegrać, czy pokazać słabość przy innych. Sama trochę jestem taką osobą. Już w dzieciństwie wiele razy miałam takie sytuacje, że się zraniłam, czy upadłam i nawet nie pisnęłam, żeby tylko nikt się nie dowiedział, że mnie boli. A jak byłam zaczepiana przez różne dzieciaki, to choć bardzo nie lubię przemocy fizycznej, zawsze z automatu się broniłam. Nigdy nie poddałam walki, nie płakałam, nie uciekałam i inni bardzo szybko nauczyli się, że nie jestem materiałem na ofiarę. Z takich bardziej błahych rzeczy, to ponad rok chodziłam na karaoke, zanim odważyłam się zaśpiewać coś solo. Strach, że coś mi nie wyjdzie był zbyt silny. Podczas gdy jacyś goście na pełnej bombie i bez grama krępacji wyli tak, jakby im słoń nadepnął na ucho. Nie było w tym zbyt wiele logiki, bo w porównaniu z nimi mam naprawdę dobry głos, ale cóż. Dlatego co nieco wiem o tym, jak pokręcony potrafi być umysł. Aczkolwiek faktem jest, że trzeba to jakoś przezwyciężyć, albo zaakceptować własne ograniczenia. Nie ma innej drogi.

JackSparrow napisał/a:

Nawet z tak lichą motywacją nie skończyłby jako incel pracujący za najniższą krajową u rodziny.

A gdybyś wziął pod uwagę, że u niego chorobliwe pragnienie bycia podziwianym i najlepszym połączyło siły z bardzo niskim poczuciem wartości, finalnie tworząc człowieka, który z jednej strony czuje, że nie da rady osiągnąć nic więcej, a z drugiej chce wszystko z górnej półki i nic pomiędzy go nie interesuje, to nadal brzmiałoby tak nieprawdopodobnie? Pisałam kiedyś, że widzę u Shiniego pewne cechy osobowości narcystycznej. Między innymi to miałam wtedy na myśli.

JackSparrow napisał/a:

To nie ma znaczenia. Chodzi o fakt, że jakby go faktycznie rodzice tak cały czas pchali wbrew jego własnej woli, to pchaliby go nadal. Siedzieliby mu nad głową, żeby znalazł sobie porządną robotę i wypierdalał 'na swoje'. Nawet jakby w okolicy pełnoletności/studiów odpuścili, to popatrz, że ów 'rodzicielski hamulec' zniknąłby z jego życia jakąś dekadę temu. A tym czasem nie zmieniło się w jego życiu nic.

Może tak, może nie. Zależy na czym im tak naprawdę zależało.
Równie dobrze jego matka w głębi duszy też może odczuwać strach przed samotnością i podświadomie sabotowała jego rozwój, żeby jak najdłużej był od niej zależny. A skoro chcieli mieć dziecko, które ma studia, to mogli patrzeć na niego jak na maskotkę rodziny. Osiągnęli cel, mają czym się chwalić, więcej im nie trzeba do szczęścia. Trzeba by tych ludzi choć raz spotkać, żeby wyrobić sobie o nich jakieś zdanie. Shini też niewiele mówi na ich temat.

JackSparrow napisał/a:

Czy ciekawa dyskusja? Zabijam trochę czas. Shini to dla mnie taki przypadek egocentrycznego atencjusza. Wszystko jest zawsze z perspektywy 'ja'. Ja nie doświadczyłem, ja nie wiedziałem, ja nie słyszałem. I to nigdy nie jest jego wina tylko zawsze rodziców, rówieśników, miejsca zamieszkania, ekonomi.

Akurat w tamtym momencie chodziło mi o dyskusję z Bagiennikiem.
Co się zaś tyczy Shiniego, to wiem, że dla wielu osób na forum jego temat jest jak zdarta płyta.
Mnie nie męczy rozmowa z nim, więc nie mam nic przeciwko, żeby sobie tutaj pisał.
Nieważne, czy liczy na pomoc, czy po prostu chce sobie pogadać.

JackSparrow napisał/a:

Najbardziej mnie rozpiedoliło (aż ekran oplułem ze śmiechu) jak wspomniał kiedyś, ze dla niego dobry start w życie to rodzice milionerzy i jakby dostał z 10 baniek minimum. A praca idealna, to z polecenia - czyli on miałby nie robić nic, dostawać wypłatę, a robotę i odpowiedzialność miałby ponosić ktoś inny. I to nie były dyskusje w formie żartu, tylko pisał to całkowicie poważnie.

No, śmiesznie to brzmi, nie przeczę. Nic nie oplułam, ale się uśmiechnęłam.
Jak sobie pomyślę, że ja wyszłam z domu z jedną walizką.
Czemu nikt mi nie chciał dać dziesięciu baniek?

JackSparrow napisał/a:

a odmień "być"  wink

Nie no, co Ty, tato.
Ty w ogóle może uważaj na siebie, bo ten przybrany syn niesforny do grobu Cię wpędzi.
Swoją drogą, masz prawdziwe dzieci? Pytam z ciekawości.

105 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-01-10 22:07:16)

Odp: Plaża nudystów
Alessandro napisał/a:

Happiness: Shini zdominował już także i Twoją plażę. A zaczynało już być tak przyjemnie, świeże tematy, te mniej lub bardziej prozaiczne, pyszne i soczyste wtrącenia, pikantne historie, karaibskie rytmy na swojską nutę, szum myśli nieuczesanych. A tymczasem Shini w potrawce, Shini na ostro, Shini w sosie słodko kwaśnym...
Shini: To nie jest żadna wycieczka osobista do Ciebie, więc nie bierz tego do siebie. Wystarczy tylko popatrzeć na ilość wypowiedzi dot. Twojej osoby.

Tym razem to zdecydowanie nasza wina, że jego temat został tak rozwleczony. Shini tutaj przychodzi raz na dobę, czasem rzadziej. Pisze ze dwa posty i znika. Każdy z własnej woli dokłada kolejną cegiełkę w tej dyskusji. Mi ona prawdę mówiąc w niczym nie przeszkadza. Dobrze mi się rozmawia, nie czuję zmęczenia materiału. Tak, jak pisałam, jeden wątek chwyci mocniej, inne słabiej, zależy ile będzie chętnych do rozmowy.

Jeśli jest coś innego, o czym chciałbyś pokonwersować, to śmiało.
Szczerze zachęcam do przelewania tu swoich myśli.
Nie tylko tych najlepszych i wyjątkowych wink

106

Odp: Plaża nudystów
Mrs.Happiness napisał/a:

Shini mówił, że rodzice zapisali go, bo miał problemy z agresją, co samo w sobie mogło przełożyć się na tak dobre wyniki.

A kiedyś też twierdził, że zapisali go bo miał problemy z pewnością siebie.


Miał gdzie się wyżyć.

Do tej pory twierdzi, że boi się wyprowadzić cios.


Generalnie to twoją argumentację rozumiem i byłaby ona prawdziwa gdyby nie specyfika męskich sportów, w szczególności kontaktowych. Tu żeby odnieść sukces jaki rzekomo Shini odniósł, to potrzebna jest silna motywacja wewnętrzna, zewnętrzna oraz połączenie talentu z ciężką i konsekwentną pracą.


Podczas gdy jacyś goście na pełnej bombie i bez grama krępacji wyli tak, jakby im słoń nadepnął na ucho. Nie było w tym zbyt wiele logiki, bo w porównaniu z nimi mam naprawdę dobry głos, ale cóż.

Testosteron. Ot i różnica. Dlatego napisałem wcześniej, że twoją argumentację rozumiem i ona mogłaby być prawdziwa, ale w wypadku dziewczynek czy udziału w konkursie artystycznym czy czymś tego pokroju. Nie w odniesieniu do zawodów sportów kontaktowych i to młodzieżówki.


A gdybyś wziął pod uwagę, że u niego chorobliwe pragnienie bycia podziwianym i najlepszym połączyło siły z bardzo niskim poczuciem wartości, finalnie tworząc człowieka, który z jednej strony czuje, że nie da rady osiągnąć nic więcej, a z drugiej chce wszystko z górnej półki i nic pomiędzy go nie interesuje, to nadal brzmiałoby tak nieprawdopodobnie? Pisałam kiedyś, że widzę u Shiniego pewne cechy osobowości narcystycznej. Między innymi to miałam wtedy na myśli.

Już abstrahując od Shiniego to takie kompilacja pozornie sprzecznych cech i oczekiwań jak najbardziej zdarzają się w praktyce. Kiedy przyjmują obraz tak skrajny, że aż patologiczny, to podpada to pod kryteria diagnostyczne takich lub innych schorzeń psychiatrycznych. I to się leczy.


Równie dobrze jego matka w głębi duszy też może odczuwać strach przed samotnością i podświadomie sabotowała jego rozwój, żeby jak najdłużej był od niej zależny.

Jesteś chyba trzecią osobą, która to pisze. I to byłoby jakieś tam uzasadnienie jakby Shini miał ~dekadę mniej w peselu.

Shini też niewiele mówi na ich temat.

Pisał sporo swego czasu, tylko też mu się wszystko rozjeżdżało w zeznaniach. Raz jego ojciec był alkoholikiem, raz kompletnie wycofanym i nieobecnym kolesiem kompletnie zdominowanym przez matkę, a jeszcze innym normalnym, przeciętnym facetem. Takim typowym Ojcem wychowującym syna kolejnymi 'bojowymi zadaniami'. Z opisami jego matki podobnie - od takiej niepozornej babeczki, stereotypowej kury domowej, która pilnuje swoich obowiązków jak Częstochowy jako jej wkładu w dobrobyt do apodyktycznej terrorystki, która na nic mu nie pozwalała. Te historie się zmieniały w zależności od kierunku gdybań jego interlokutorów.

Ty w ogóle może uważaj na siebie, bo ten przybrany syn niesforny do grobu Cię wpędzi.

Luz. Jedyne emocje jakie tu odczuwam to rozbawienie. Czasem połączone politowaniem.


Nie, dzieci mieć z żoną nie możemy, ale często robimy na zastępstwo po rodzinie.

107 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2025-01-11 00:05:13)

Odp: Plaża nudystów

Liczyłem, że może jednak dyskusja odbiegnie nieco od Kolegi Shiniego, ale ok, niech będzie. Zaznaczam jednak, że to już ostatni raz, kiedy wypowiadam się ściśle w temacie dotyczącym jego tematu. W tym miejscu podkreślam, że nie zamierzam Kolegi poniżać ani umniejszać jego problemów - po prostu wolałbym, aby do niniejszych rozmów zostały włączone również nieco inne tematy.

Jeśli mamy się zastanowić nad tym, skąd się bierze to ciągłe poczucie rywalizacji czy chęć porównywania się do innych, uważam, że ktoś musiał z sukcesem w nim to zaszczepić. Rodzice może chcieli mieć idealnego synka, szczególnie matka. Sam miałem nieco ułatwioną sytuację, bo na starcie nie musiałem rywalizować z rodzeństwem - jestem jedynakiem. Shini - przypomnij, jak to jest u Ciebie?
Następną sprawą jest to, czy poczucie własnej wartości oraz indywidualność pozwala, aby przeciwstawić się zapędom innych, jak choćby rodziców, do ciągłego i uporczywego porównywania swojego dziecka do innych. Jeśli raz tacy rodzice zaczną wywierać presję na dziecko i ono się temu podda, bo zostanie zmanipulowane, choćby obietnicą uzyskania wymiernych korzyści w przyszłości, to już jest "pozamiatane". Będą mu wmawiać, że najlepiej, jak podda się ich kontroli i będzie cały czas odnosił się w życiu oraz swoich decyzjach do ich zdania. Kieruje się wyłącznie ich motywami w podejmowaniu istotnych wyborów a tym samym pozostaje całkowicie ślepy na własne potrzeby czy odczucia.
Poczucie wartości człowieka ma zależeć od tego, jak bardzo próbuje on przebić się przez tłum innych jednostek?

108

Odp: Plaża nudystów
bagienni_k napisał/a:

Liczyłem, że może jednak dyskusja odbiegnie nieco od Kolegi Shiniego, ale ok, niech będzie. Zaznaczam jednak, że to już ostatni raz, kiedy wypowiadam się ściśle w temacie dotyczącym jego tematu. W tym miejscu podkreślam, że nie zamierzam Kolegi poniżać ani umniejszać jego problemów - po prostu wolałbym, aby do niniejszych rozmów zostały włączone również nieco inne tematy.

Jeśli mamy się zastanowić nad tym, skąd się bierze to ciągłe poczucie rywalizacji czy chęć porównywania się do innych, uważam, że ktoś musiał z sukcesem w nim to zaszczepić. Rodzice może chcieli mieć idealnego synka, szczególnie matka. Sam miałem nieco ułatwioną sytuację, bo na starcie nie musiałem rywalizować z rodzeństwem - jestem jedynakiem. Shini - przypomnij, jak to jest u Ciebie?
Następną sprawą jest to, czy poczucie własnej wartości oraz indywidualność pozwala, aby przeciwstawić się zapędom innych, jak choćby rodziców, do ciągłego i uporczywego porównywania swojego dziecka do innych. Jeśli raz tacy rodzice zaczną wywierać presję na dziecko i ono się temu podda, bo zostanie zmanipulowane, choćby obietnicą uzyskania wymiernych korzyści w przyszłości, to już jest "pozamiatane". Będą mu wmawiać, że najlepiej, jak podda się ich kontroli i będzie cały czas odnosił się w życiu oraz swoich decyzjach do ich zdania. Kieruje się wyłącznie ich motywami w podejmowaniu istotnych wyborów a tym samym pozostaje całkowicie ślepy na własne potrzeby czy odczucia.
Poczucie wartości człowieka ma zależeć od tego, jak bardzo próbuje on przebić się przez tłum innych jednostek?

Co stoi na przeszkodzie by toczyło się tu kilka rozmów na różne tematy? Ja piszę tu w zasadzie tylko z Mrs.Happiness i czasami odpowiadam na posty twoje lub Priscilli, teraz najwięcej o mnie pisze mój największy fan czyli Jack. Jak pisałem to kwestia czasu aż się pojawi, on nie odpuści żadnej okazji by się poznęcać, przypominać po kilkadziesiąt razy kiedy gdzieś się pomyliłem ale, że posty dzielące na przykład rok różnicy nie do końca się zgadzają. To z medalami aż mnie śmieszy bo dosłownie w tym momencie patrzę na nie, wiszą pół metra ode mnie. Przypominam, że autorką wątku jest Mrs.Happiness i jeśli ona napisze, że ja mam pisać mniej, całkowicie zmienić temat albo w ogóle spadać to zastosuję się od razu. 

O co dokładnie pytasz? Czy mam rodzeństwo? Jeśli tak to odpowiadam, mam starszą siostrę. Myślę, że co do rodziców to każdy tu miał po trochu racji. Wymagania były do czasu ukończenia szkoły i pójścia na studia, potem było już tylko jedno, żeby skończyć te studia. Na tym wszelkie wymagania wykraczające poza wykonywanie jakichś fizycznych pracy koło domu czyli tych "bojowych zadań" ojca się kończyły. Na pierwszą sztukę walki, którą było karate faktycznie kazali mi iść bo według jakichś badań i testów u psychologa byłem nadpobudliwy i to miało właśnie służyć temu by się wyżyć. Po jakimś czasie się okazało, że nawet mi się to podoba i sam już zacząłem się w to angażować. Jeździłem na większość zgrupowań i zawodów, oczywiście z rodzicami bo byłem w podstawówce. Zawody dla dzieci wyglądały tak, że można było zdobyć złoty medal walkowerem bo dzieciak będący przeciwnikiem w finałowej walce dostał bólu brzucha i zrezygnował. To nie były żadne gale KSW tylko zabawa dla dzieci. Po kilku latach musiałem zrezygnować z karate z powodu dość ciężkiej kontuzji, a w późniejszych latach już sam próbowałem innych sztuk walki, rodzice jedynie płacili i wozili. Porównywanie do innych było na porządku dziennym odkąd pamiętam aż do końca liceum. Myślę, że strach ze strony matki, że bym ją opuścił też odgrywa tu sporą rolę. Nie raz wprost mówiła, że nawet sobie nie wyobraża mojej wyprowadzki, ona na prawdę jest szczerze przekonana, że nigdy się nie wyprowadzę. Nie wiem czy jest w ogóle świadoma tego. Wymagania niby dawno się skończyły ale ciągły stres i presja zostały do dziś. bagienni_k jeśli masz jeszcze jakieś pytania to daj znać.

109

Odp: Plaża nudystów
Mrs.Happiness napisał/a:

Tym razem to zdecydowanie nasza wina, że jego temat został tak rozwleczony. Shini tutaj przychodzi raz na dobę, czasem rzadziej. Pisze ze dwa posty i znika. Każdy z własnej woli dokłada kolejną cegiełkę w tej dyskusji.

To ja tak wpadnę na chwilę i zauważę, że po pierwsze znowu czytam o czyjejś winie, a przecie jeśli już to raczej by można przyczyn poszukać, nie winnych. Tak mi się zauważyło, że z pewnego punktu widzenia Shini posiada dar oraz wielce interesującą umiejętność skupiania na sobie uwagi rozmówców. Padły tu jakieś mało sympatyczne słowa, że mianowicie on jest egocentryczny atencjusz, wampir energetyczny itp...a przecież on nie żąda niczego, nie obraża się jak mu ktoś nie odpisze, nie ma pretensji że ktoś z nim nie rozmawia,  nie strzela fochów, nie gra na niczyim poczuciu winy, szantaży emocjonalnych nie stosuje ani żadnych takich znanych i paskudnych sztuczek. Pisze. O sobie, swoich problemach - fakt. A ileś osób całkiem przecież dobrowolnie te cegiełki dokłada, zarówno takie zwykłe,  jak i krytyczne, wredne czy z pretensjami, że mianowicie "Shini zawłaszcza rozmowę" i powinien przeprosić. Za co to ja nie wiem, bo przecież on z zasady to odpowiada, a i to nie wszystkim,  nie ma też wcale skłonności do pisania w każdym temacie. Ale dar posiada, ewidentnie.

Skoro zaś padło tu słowo o rywalizacji to ja ciut ogólniej oraz bardziej osobiście tudzież ekshibicjonistycznie. Ogólnie to na indywidualnej rywalizacji nasz kultura się opiera i od dziecka tak zwany "świat" to rywalizowanie wymusza, nawet jeśli rodzice indywidualnie jakoś na to nie naciskają. Stopnie w szkole, konkursy z nagrodami, medale sportowe, kariera, stanowiska... niełatwo jest żyć tym, którzy nie rywalizują i tu nie chodzi o sukcesy bądź ich brak tylko o samo podejście do rywalizacji i wygrywania/osiągania. Ja się od zawsze czułam totalnie przez tzw. świat nierozumiana, bo odkąd pamiętam dla mnie radość z indywidualnego zwycięstwa nad kimś , czy to w sporcie czy w szkole i na studiach to było coś całkiem niepojętego. Serio. Widziałam, ze ktoś się cieszy, że był "najlepszy" , że wygrał i... no nie wiedziałam, z czego on czy ona się właściwie cieszy. Do dziś nie wiem. O ile radość z sukcesu typu "załatwię coś podobno nie do załatwienia" albo "dowiem się czegoś, co mnie ciekawi choćbym miała rok na to poświęcić" to owszem, znam,  ale "radość z wygranej czy "radość ze zwycięstwa" są mi totalnie obce.


@Shini
Pamiętaj, że ja Ci gdzieś tam nadal kibicuję i kciuki trzymam, na forum czasu nie mam, po prostu.

110 Ostatnio edytowany przez Priscilla (2025-01-11 02:22:33)

Odp: Plaża nudystów

Szczerze się przyznam, że raczej męczą mnie dyskusje, w których pojawiają się ściany tekstu do przeczytania, aby być na bieżąco, a jeszcze bardziej, kiedy każde zdanie i każda myśl rozkładana jest na czynniki pierwsze, dlatego odpuściłam czytanie i odniosę się tylko do tego, co zostało skierowane bezpośrednio do mnie.

Shinigami napisał/a:

Fajny dom, czułaś się kochana, nie sprawiałaś problemów, dbali o ciebie zadaniowo to są właśnie odpowiedzi na pytanie dotyczące źródła omawianej cechy. Zostałaś tego nauczona lub sama się nauczyłaś poprzez obserwację ludzi wokół, tak czy inaczej miałaś umożliwiające to warunki. To teraz chociaż spróbuj zrozumieć, że nie każdy tak miał.

Dlaczego dopowiadasz sobie coś, czego nie napisałam, a to co napisałam odwróciłeś tak, żeby pasowało do Twojej narracji?

Mnie bardzo brakowało takiego realnego zainteresowania moją osobą, tym co się u mnie dzieje, z czym sobie nie radzę, dlaczego pokłóciłam się z koleżanką i jak się z tym czuję? Nie sprawiałam problemów, dobrze się uczyłam, więc nikt nie pytał, czy boję się egzaminów, bo rodzice byli pewni, że zdam je na pięć z plusem. 

Napisałam wprost, że czułam się kochana, ale jako dziecko nie zdawałam sobie sprawy, że emocjonalna troska jest nie mniej ważna niż spełnianie zachcianek typu zabawki, potem ładne ubrania czy fajny pokój. Dbano o to, żeby żyło mi się dostatnio i wygodnie, ale zapomniano o czymś bardzo ważnym - o głębokiej, szczerej rozmowie, o bliskości na poziomie emocjonalnym. 
Być może właśnie dlatego, że brakowało mi w domu takiej emocjonalnej troski i empatii, to podświadomie czułam, jak ważne są to elementy w relacjach z innymi ludźmi.

Przecież to o tym był ten post, więc błagam - nie wmawiaj mi, że mam wykształconą inteligencję emocjonalną, bo miałam kogo naśladować. Nie, mam ją, bo sama ją w sobie wykształciłam. Ty zaś uważasz, że Twój dom usprawiedliwia Twój egocentryzm, pomimo że już dawno, choćby z racji wieku i na podstawie obserwacji, sam mógłbyś zauważyć, że chcąc mieć obok siebie przyjaciół, znajomych, to oprócz brania trzeba im też umieć dać coś od siebie, choćby tę rzeczoną uwagę, zainteresowanie i troskę również o ich dobrostan.

111

Odp: Plaża nudystów
bagienni_k napisał/a:

Jeśli raz tacy rodzice zaczną wywierać presję na dziecko i ono się temu podda, bo zostanie zmanipulowane, choćby obietnicą uzyskania wymiernych korzyści w przyszłości, to już jest "pozamiatane". Będą mu wmawiać, że najlepiej, jak podda się ich kontroli i będzie cały czas odnosił się w życiu oraz swoich decyzjach do ich zdania.

Nie, sorry, ale z tym się nie można zgodzić. Uczy się poprzez przykłady. Porównywanie z innymi ma na calu odnalezienie swojego miejsca w grupie. Masz wzorce negatywne i masz też wzorce pozytywne. Masz być jak Tommy Lee Jones w "Ściganym". To nie znaczy, że masz zatracić własną osobowość i tożsamość. To znaczy, że pewne cechy i zachowania w określonych sytuacjach masz zaadaptować i wykorzystać do własnego celu/użytku/sukcesu. Shini to przeinacza, bo tak robi ze wszystkim co się do niego mówi, aby grać biednego misia i skupiać w ten sposób uwagę na sobie. To samo zrobił z moimi słowami, to samo zrobił ze słowami Priscilli i tak robi ze wszystkim. Ty powiesz jedno, on to przekręci i wyolbrzymi do absurdu, a potem chodzi zdziwiony i dopytuje co to właściwie znaczy i że on nie wiedział i tak dalej.


Pytasz o poczucie wartości.....poczucie wartości ma swoje dwa źródła. Wewnętrzne i zewnętrzne. Wewnętrzne opiera się na umiejętnościach, zdolnościach i doświadczeniu. Zewnętrzne wymaga ciągłej walidacji. Oczywiście to drugie jest słabiuteńkie i to widać np po aktorach, którzy tak właśnie mają. Stąd ich wieczne huśtawki emocjonalne, problemy z dragami itp. Wiele kobiet niestety też tak ma - pewność siebie i poczucie wartości uzależniają od poczucia atrakcyjności. Dlatego nie ma 'męskiego' odpowiednika Only Fans, choć z tego co wiem, to jakiś niski odsetek kolesi też tam jest. Nie wiem na ile to różnica płci, a na ile różnica kulturowa. W ogólnym rozrachunku kobiety jednak lepiej na tym wychodzą, bo jak mają słabe akumulatory, to mogą je łatwo podładować - w efekcie żyją dłużej i ogólnie w lepszym dobrostanie niż faceci. Można się zżymać na niskie standardy moralne, ale to w tym konkretnym aspekcie pomijalne.

Z tym przebijaniem się przez innych to nie poczucie wartości, a ambicja i miara wewnętrznego pragnienia sukcesu. Jak chcesz w życiu odnieść sukces na miarę Elona Muska czy kogokolwiek ze świecznika, to musisz być lepszym od innych. Nie ma w tym nic złego, bo to tacy ludzie właśnie pchają świat do przodu. Nie ci przeciętni, nie ci z ogona, nie ci żyjący niejako obok społeczeństwa, ale ci, co pragną mocniej od innych być NAJ i dążą ku temu. Bez tego aspektu realizacji można mówić jedynie o zaburzeniach.





Priscilla napisał/a:

Dlaczego dopowiadasz sobie coś, czego nie napisałam, a to co napisałam odwróciłeś tak, żeby pasowało do Twojej narracji?

Przecież on to robi nieustannie smile Z moimi tezami również tak regularnie robił i robi dalej.

112 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2025-01-11 12:42:24)

Odp: Plaża nudystów

Z tego względu, że u mnie w domu(na szczęście!) nie miało miejsca zbyt wiele tego typu wybryków ze strony rodziców, do końca nigdy nie wiem, co tak naprawdę chcą oni osiągnąć, jeśli sami trzymają przy sobie swoje dziecko przez długi czas. Zresztą to wszystko działa w obie strony i się nawzajem napędza. Dziecku wygodnie jest pod maminą spódnicą, żyjąc pod jednym dachem z kimś, kto w razie najmniejszych problemów podsunie gotowe rozwiązanie. Z drugiej strony rodzic zaspokaja pewne potrzeby kontroli nad dzieckiem, bo wmawia sobie, że tak powinno być, gdyż "ma do tego prawo". I na tym się kończy argumentacja.
Dawniej, kiedy jeszcze byłem dzieckiem, próbowano mnie właśnie "wychować" w ten sposób, abym cały czas dorównywał, ścigając w osiągnięciach i aspiracjach moich starszych kuzynów czy znajomych. Zakrawało to o jakiś obłęd! "Popatrz K., Karolek czy tam Władzio skończył te czy te studia, robi to i tamto.." Noż kuźwa, Karolek jest Karolkiem, Władzio Władziem a ja to jestem ja. Przede wszystkim własna tożsamość i osobowość! Wzorowanie się na tym, co się widzi u innych, niejako kopiowanie trendów wydaje się całkowicie błędnym posunięciem. Mogę coś podpatrzeć, ale dopiero po gruntownym przemyśleniu ją zastosować.

Poczucie wartości.. Odkąd pamiętam, przeważał u mnie ten wewnętrzny element. Dlatego kompletnie nie obchodziło mnie to, co widziałem właśnie często naokoło: ciągłej pogoni za atencją i pragnieniem bycia uwielbianym, co niejako miało wyznaczać to, czy ktoś siebie akceptuje. Tendencja do zakładania profili na OF czy nawet odsetek modelek względem liczby modeli może zastanawiać, co różnic międzypłciowych odnośnie tego zjawiska, ale pewnych rzeczy nie przeskoczymy. Cóż, uprawianie modelingu to w pewnym sensie robienie cyrku ze swojego życia - taka jest moja opinia.
Ambicja i pragnienie sukcesu? Mają one szeroki zakres, każdy ma swój poziom czy cel, do którego dąży. Nie każdy może czy chce być Ellonem Muskiem. Takie są realia.
Ktoś wyżej napisał, że dużo bardziej cieszy go/ją sam fakt pokonania jakiejś trudności czy konsekwencja w dążeniu do celu, nie zaś bezpośrednia rywalizacja oraz triumf nad innymi. Mogę się pod tym całkowicie podpisać!

113

Odp: Plaża nudystów
bagienni_k napisał/a:

I na tym się kończy argumentacja.

Ja bym powiedział, ze na tym argumentacja się zaczyna.



"Popatrz K., Karolek czy tam Władzio skończył te czy te studia, robi to i tamto.." Noż kuźwa, Karolek jest Karolkiem, Władzio Władziem a ja to jestem ja. Przede wszystkim własna tożsamość i osobowość! Wzorowanie się na tym, co się widzi u innych, niejako kopiowanie trendów wydaje się całkowicie błędnym posunięciem.

Ponownie - brzmisz jak osoba, która chciałaby, a nie jest w stanie, więc sobie racjonalizuje. Bo ciągle piszesz to w tym samym tonie - sukces innych ludzi vs twój święty spokój. Osoba, która faktycznie ma w zadku to o czym piszesz, przede wszystkim wciąż dostrzega własny sukces tylko na wybranym przez siebie  polu. Taka osoba realizuje swoje pasje nie patrząc na ich ocenę przez innych. Ty przede wszystkim podkreślasz różnicę i jak to twój święty spokój jest lepszy i ciągle jak ów pęd i ambicja są złe, bo wiążą się z presją. Ale nie bierzesz pod uwagę, że wielu ludzi naprawdę uwielbia presję. Uwielbiają jak coś dzieje, jak mogą/muszą o coś powalczyć. I jak wielu ludzi bez tej presji ze strony rodziców/otoczenia do niczego by nie doszła.

To, że nie każdy może być Muskiem niczego nie zmienia. Po prostu na pewnym etapie życia przychodzi weryfikacja i nawet jak wypadnie ona negatywnie, to nie jest to powód do załamywania rąk czy nie podejmowania prób w pierwszej kolejności. James Earl Jones jako dziecko się jąkał. A zasłynął jednym z najlepszych głosów i ostatecznie dostał oskara za całkoształt twórczości. DiCaprio też nigdzie by nie zaszedł gdyby nie stała motywacja jego ojca, bo początkowo, pomimo uznania i zachwytów, miewał ogromne problemy z angażem. Ramon Dekkers był pierwszym białym, który zdobył nagrodę w Tajlandii dla najlepszego tajboksera jak dobrze pamiętam. Pierwszą walkę odbył mając dopiero 16 lat, a pierwsze mistrzostwo mając 18 lat. Nazywali go Diamond (czasem również "Turbine from Hell") i zdobył wiele mistrzostw, a jego styl był niesamowity. Na treningi prowadzała go......mamusia.


Może to kwestia stylu, może to kwestia używanego słownictwa. Ale jak ciebie czytam to taki obrazek mi się jawi. Może zły, bo w innych miejscach brzmisz już inaczej.



Ktoś wyżej napisał, że dużo bardziej cieszy go/ją sam fakt pokonania jakiejś trudności czy konsekwencja w dążeniu do celu, nie zaś bezpośrednia rywalizacja oraz triumf nad innymi. Mogę się pod tym całkowicie podpisać!

Ale to oznacza w praktyce, że ktoś po prostu lubi rywalizację i to ona mu sprawia frajdę, a nie wygrana sama w sobie. Czerpiesz przyjemność z drogi, a nie z dotarcia do celu. To nie jest to samo co całkowity brak rywalizacji/wycofanie się z niej.

114

Odp: Plaża nudystów

Obrazki różne mogą się jawić każdemu, ale jeśli chcemy tutaj prowadzić jakąkolwiek dyskusję, to nie podważajmy co chwila tego, co ktoś ma do powiedzenia. Z każdej strony padają argumenty, ale jak widać, ciężko się przebić do czyjejś świadomości bez wyłączenia własnych projekcji i wyobrażeń.

Nie dbam o to, co wielu innych ludzi kręci. Kręci ich presja, stres czy nie wiadomo jakie wyzwania - ok, sam mam nieco inaczej. Określiłbym siebie, jako umiarkowanego gracza a te wszystkie docinki ze strony rodziny należą do przeszłości, bo skończyły się kiedy poszedłem własną drogą, będąc zadowolonym z siebie, swojej ścieżki i pasji, jakie mi daje moja praca czy inne zajęcia. Najważniejsze było to, że miałem głęboko w 4 literach to wszystko, co sądzi o mnie rodzina czy niektórzy uszczypliwi znajomi. Ci pierwsi boleśnie się przekonali, że nie zrobią ze mnie idealnego modela na miarę swoich pragnień i szybko odpuścili temat.
W dodatku istnieje raczej zasadnicza różnica między wsparciem połączonym z motywacją a ustawianiem czyjegoś życia pod swoje dyktando, jak to ma miejsce w wątku obok, gdzie rodzice sprawdzają czystość mieszkania swojego synalka i jego kobiety(WTF?). Moim osobistym zdaniem, najlepsza presja czy motywacja, jaką można doświadczyć, to ta ze swojej własnej strony, inaczej rzecz ujmując tzw. samozaparcie. Dużo bardziej wolę coś udowodnić samemu sobie, niż pokazywać wszędzie naokoło, jaki to ja jestem zaje**ty..

W kwestii rywalizacji, wczoraj akurat miał miejsce u mnie przypadek, który dobrze to obrazuje, jak podchodzę do życia: jak co tydzień, wybrałem się z kumplem na partyjkę billarda. Grało się przez godzinę, gdzie ów "pojedynek" okazał się w miarę wyrównany. Cieszyła mnie gra sama w sobie, to, że mi się udaje doskonalić swoje zdolności, nie zaś to, że z tym gościem rywalizuję o wygraną a tym bardziej, jeśli wygrywam z nim mecz.
Przyjemnie się rozwijać, próbować czegoś nowego czy poszerzać swoje horyzonty. Jednak pozostańmy może choć trochę bardziej wyrozumiali wobec czyichś wyborów. Czy ktoś by tutaj zaczął Shiniego krytykować, jeśli on uznałby, że ta jego praca daje mu niepomierną satysfakcję? Można powiedzieć: co to za zajęcie, jak skręcanie mebli? Przecież można iść dużo bardziej "ambitną ścieżką", zamiast dłubać w drewnie czy skręcać te wszystkie części? Jakby go kręciło takie zajęcie, to sobie zakłada firmę stolarską i niech na tym zarabia. Idę jednak o zakład, że zaraz znaleźliby się tacy, którzy by to skwitowali czymś w stylu: " Co za nieudacznik, struga tylko meble, zamiast się zająć porządną pracą!"
To jest dla mnie właśnie ta różnica między ludźmi, która sprawia, że każdy ma to swoje życie i niech tym życiem żyje, byle nie było ono wymuszone. Jeden się odnajdzie jako prezes, inny jako stolarz, jeszcze inny jako nauczyciel czy kierowca.

Zatem ponownie - między Ellonem Muskiem a bezrobotnym Mietkiem żyjącym na zasiłku jest jeszcze sporo innych opcji.

115

Odp: Plaża nudystów
bagienni_k napisał/a:

W dodatku istnieje raczej zasadnicza różnica między wsparciem połączonym z motywacją a ustawianiem czyjegoś życia pod swoje dyktando, jak to ma miejsce w wątku obok, gdzie rodzice sprawdzają czystość mieszkania swojego synalka i jego kobiety(WTF?).

Na tamten wątek proponuję patrzeć przez palce, bo dziewczynie sypie się życie i próbuje szukać winnych.


wink >>>>

https://i1.kwejk.pl/k/obrazki/2025/01/mcLlM6iLok8CLDls.jpg





To jest dla mnie właśnie ta różnica między ludźmi, która sprawia, że każdy ma to swoje życie i niech tym życiem żyje, byle nie było ono wymuszone. Jeden się odnajdzie jako prezes, inny jako stolarz, jeszcze inny jako nauczyciel czy kierowca.

Tak, tylko w kwestii Shiniego tu chodzi o to, że cały czas jojczy. Nie jest zadowolony z niczego, ani nie potrafi w niczym się odnaleźć, a przy tym jest absurdalnie zarozumiały i zacietrzewiony w doszukiwaniu się winnych swojego stanu (wcześniej to byli koledzy i koleżanki, miejsce zamieszkania, ogół społeczeństwa i współczesne normy społeczne, a obecnie to rodzice), czym po prostu po pewnym czasie zwyczajnie wkurwia. Nawet terapeutka z niego zrezygnowała, bo się połapała, że tylko dupę zawraca, a zmian żadnych wprowadzić w swoje życie nie chce. Przynajmniej miałby odwagę powiedzieć wprost, że jest zadowolony z tego gdzie jest i co ma. I byłoby git. Praca u rodziny, nikt go nie zwolni, zero jakiejkolwiek odpowiedzialności, nikt go nigdzie nie gania, nikt od niego niczego nie wymaga. Odwali swoje po łebkach i może dalej masturbować do hentajów, bo to jego ulubione zajęcie, któremu oddaje się z pasją w każdej wolnej chwili. Tylko tradycyjnie w dyskusji o zmianach życiowych i dobrobycie własnym nie zająknął się o swoim uzależnieniu tylko krąży wokół wymyślonych i nieistniejących problemów i przyczyn swojego stanu.

Pisane miał to wielokrotnie nie tylko przeze mnie - nie ma znaczenia co robi. To jest jego sprawa i to on ma być szczęśliwy. A jak nie jest - niech to zmieni. Nie ma żadnych zobowiązań, ani finansowych, ani żadnych innych. Niczym nie ryzykuje. Niech ruszy dupę. Inaczej to po prostu pierdolenie dla atencji.

116

Odp: Plaża nudystów
Mrs.Happiness napisał/a:
Tamiraa napisał/a:

To są truizmy bez pokrycia. Wystarczy prześledzić fragmenty waszych wypowiedzi.

Jeśli tak uważasz, to wskaż proszę fragmenty moich wypowiedzi, które świadczyłyby o tym, że tak sobie gadam, a robię inaczej. Nie dalej jak wczoraj dałam do zrozumienia jednemu agresywnemu użytkownikowi, że dla mnie przestaje istnieć i więcej mu nie odpisałam. Póki nie przeprosi, nic się w tej kwestii nie zmieni. Zresztą prowokowana byłam tu już wielokrotnie na przestrzeni lat i jakoś nigdy nie udało się wyprowadzić mnie z równowagi. Niektóre tematy są ewidentnie zmyślone. Krąży między nami uporczywy troll, który ma za dużo czasu, ale również specyficzny styl pisania, przez co w gruncie rzeczy jest dość łatwo rozpoznawalny. Wolałabym, żeby forum było moderowane, ponieważ mogliby wyłapywać takie ananasy i je stąd katapultować, jednak nie widzę najmniejszego sensu w wykłócaniu się z wariatami. Przyznam bez bicia, że czasem nawet świadomie wchodzę z nim w dyskusję. Nierzadko z ciekawości, czym jeszcze nas uraczy ten amator tanich dramatów. Innym razem dlatego, że ktoś może naprawdę borykać się z podobnym problemem i skorzystać z rad. Kolejna sprawa, że nigdy nie ma całkowitej pewności, czy ktoś nie oszukuje. Nie lubię zawracać sobie głowy czymś, na co nie mam żadnego wpływu, ani jak tego zweryfikować.

No, nie, zanim odkopałam tę wypowiedź, to jednak trochę mi zeszło smile Nie traktuj  tego, co napisałam jako atak. Mnie też się wydawało do pewnego czasu, że tylko miło dyskutuję, bo jest  jednak rozdźwięk między tym, co chcielibyśmy, żeby było, a tym, co jest naprawdę. Osoby piszące w sposób kulturalny tak jak ty są tu zresztą na wagę złota. W zasadzie już o tym wspomniałaś, że dyskutujesz sobie z kimś i jest miło i przyjemnie aż tu dostajesz wirtualnym obuchem w głowę. Więc co robisz? Zaprzestajesz dyskusji? Ale ta dyskusja już była i ty z tym kimś dyskutowałaś.

117

Odp: Plaża nudystów

Wczoraj niestety przeceniłam swoje możliwości. Jednak te piękne czasy, gdy mogłam zarwać nockę, zdrzemnąć się później dwie godziny i wciąż czuć się jak młoda bogini przeminęły bezpowrotnie. Aż strach pomyśleć, co mnie czeka po wymianie dwójki na trójkę z przodu. Jak się miało osiemnaście lat, to ten moment wydawał się tak odległy. Tak czy inaczej, zanim mi się zbierze na sentymenty, dzisiaj też jest dzień. Kolejne pranie nastawione, to można usiąść na chwilę i podzielić się przemyśleniami.

Zacznę od jednej z kwestii, które poruszył bagienni_k.
Oczywiście byłoby wspaniale, gdyby ludzie świadomie decydowali się na posiadanie potomstwa, zamiast oddawać stery instynktom, czy społecznej presji. Nie mielibyśmy tylu samotnych matek, ani ojców. Tylu maluchów w domach dziecka. A także tych, które doświadczyły przemocy z rąk swoich tak zwanych opiekunów. Właściwie teraz myślę, że bardziej adekwatnym słowem byłoby ODPOWIEDZIALNIE, bo przecież patologiczne osoby nierzadko celowo się rozmnażają, na przykład po to, aby zatrzymać przy sobie partnera lub zostać beneficjentem różnych plusów. Niestety w praktyce nie wygląda to zbyt kolorowo. Sama mam takie znajome, które mówiły wprost, że zaszły w kolejną ciążę, ponieważ chciały dłużej ciągnąć kosiniakowe, albo mieć pretekst do dalszego siedzenia w domu. 

Osobiście nie mam dzieci i nie jestem pewna, czy kiedykolwiek będę je miała. Jak na ironię, najczęściej tę kwestię poruszają ze mną moi rodzice. Wiele razy z ich ust padało, że jestem jedyna, która nie dała im wnuków. Czas leci. Zaraz mogę okazać się za stara. Jasne, każda kobieta ma ograniczoną ilość komórek jajowych. Biorę pod uwagę, że za kilka lat mogę zdecydować się na macierzyństwo i usłyszeć, że przegapiłam swój moment. Trudno. Wolę ryzykować swoim własnym rozczarowaniem, niż tym, że zawalę jakieś ważne kwestie i okażę się złą matką. Zgadzam się zatem, że ludzie powinni sobie takie uwagi wsadzić tam, gdzie słońce nie dochodzi. Nikt poza potencjalną matką nie ma prawa wybierać momentu, w którym podejmie się ona wydania na świat potomstwa.

Inna sprawa, że dzietność na świecie zaczyna być dużym problemem. Kobiety decydują się na rozwój kariery, czy substytuty w postaci psa i kota. Niektóre pary rezygnują z uwagi na finanse, wygodę, problemy osobiste, albo po prostu nie lubią dzieci. Z jednej strony można rzec, że jako społeczeństwo zbliżyliśmy się trochę do poruszanego przez nas odpowiedzialnego rozmnażania się. Tylko pozostaje pytanie za sto punktów. Czyje ręce zasilą gospodarkę i skąd weźmiemy kasę na utrzymanie rosnącej w oczach liczby seniorów. Ostatnio czytałam, że w Japonii ponad 30% społeczeństwa to osoby w wieku 65 lat lub więcej. Podobnie wygląda sytuacja we Włoszech i Finlandii. Praktycznie co trzeci lub czwarty człowiek na ulicy to dziadek lub babcia. Polska nie znajduje się co prawda na podium, ale u nas wskaźnik dzietności również maleje z roku na rok. Mówiąc krótko, świat się starzeje, natomiast skutki tego zjawiska mogą być opłakane. A skoro już zabrnęłam w te rejony, to dodam jeszcze, że najbardziej mną wstrząsnęło, gdy dotarła do mnie informacja, że w niektórych krajach zaczęto pozbywać się emerytów poprzez namawianie ich na eutanazję. Polują na tych samotnych i poważnie chorych, innym wmawiają, że są obciążeniem dla rodziny, zaś jako cudowne remedium proponują zastrzyk. Czasem na poważnie zastanawiam się, dokąd zmierzamy jako ludzkość, skoro dla własnych korzyści jesteśmy zdolni do tak bestialskich czynów.

118 Ostatnio edytowany przez Alessandro (2025-01-11 21:14:27)

Odp: Plaża nudystów

Przesłanie Zofii Nałkowskiej "Ludzie ludziom zgotowali ten los" jest, jak się okazuje, ponadczasowe. Wprawdzie jej słowa odnosiły się do zupełnie innego okresu, czasów drugiej wojny światowej.
To co kiedyś stanowiło scenariusz filmów sci-fi, teraz staje się rzeczywistością. Można się z tego śmiać, ironizować, ale na niewiele to się zda.
Eksperyment Calhouna jest świetnym przykładem tego co nas może czekać jako ludzkość. Owszem, jego badania spotkały się z ostrą krytyką, ale każde testy naukowe były różnym poddawane ciśnieniom społecznym, a mimo to wiele z nich przetrwało i ma się bardzo dobrze.
W takim razie co nas czeka? Historia bardzo często lubi zataczać wielkie koło. Doskonale obrazuje to kronika wielkich imperiów czy mniejszych państewek na przestrzeni tysięcy lat. Pożyjemy zobaczymy.

119 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2025-01-11 22:18:00)

Odp: Plaża nudystów
Mrs.Happiness napisał/a:

Właściwie teraz myślę, że bardziej adekwatnym słowem byłoby ODPOWIEDZIALNIE, bo przecież patologiczne osoby nierzadko celowo się rozmnażają

Nie ma czegos takiego jak "odpowiedzialnosc" za samych siebie.
Odpowiedzialnym mozna byc jedynie za kogos lub cos konkretnego.

Koncept odpowiedzialnosci zaklada kare.
Bycie odpowiedzialnym bez zadnej kary jest bez sensu - bo co to wlasciwie znaczy?

Np. mozemy powiedziec, ze:
- Rodzice sa odpowiedzialni za maloletnie dzieci jesli szkody wyrzadzone przez dzieci musza byc naprawione przez rodzicow.
- Ochroniarz jest odpowiedzialny za ochrone obiektu przed kradziezami jesli w razie powtarzajacych sie kradziezy np. zostanie mu odebrana premia lub zostanie zwolniony.

Powiedzenie, ze ludzie powinni byc odpowiedzialni i np. nie rodzic dzieci jesli nie sa w stanie zapewnic im odpowiednich warunkow do rozwoju nie ma zadnego sensu - bo co to w ogole znaczy?
Przeciez sami sobie ludzie nie wymierza kary. A jesli nie ma mowy o karze, to nie ma mowy o odpowiedzialnosci.

Uzywanie konceptow w absurdalnych kontekstach (jak odpowiedzialnosc za siebie, czy kochanie samych siebie) prowadzi do bezsilnosci w zyciu - bo czlowiek narzeka na to, ze ludzie sa nieodpowiedzialni, podczas gdy sam nie widzi, ze to na co narzeka jest tak absurdalne jak narzekanie, ze woda nie plonie.

Jak odejdziemy od mysli, ze zachowanie innych jest spowodowane absurdem (byciem nieodpowiedzialnym [za siebie / wlasne akcje]) to mozemy skupic sie na rzeczywistych powodach, dla ktorych ludzie np. rodza dzieci bez mozliwosci zapewnienia im warunkow.
A tymi powodami sa np:
- "aby zatrzymać przy sobie partnera lub zostać beneficjentem różnych plusów" - jak sama wspomnialas, oraz
- anty-spoleczne wartosci e.g. "stawiaj siebie na pierwszym miejscu, bo nikt inny Ciebie tam nie postawi"

Czy nie jest oczywiste jak anty-spoleczne wartosci jak powyzsze przyczyniaja sie do wzrostu takich zachowan jak powyzsze?
Wielu uzytkownikow na tym forum je powtarza jak mantre - i ironicznie - jednoczesnie pisze o tym, ze trzeba byc "odpowiedzialnym za wlasne akcje".

Hipokryzja nie jest efektem zlej woli.
Jest efektem uzywania absurdow w mysleniu - bo te sprawiaja, ze nie jestesmy zmuszeni do przyznania racji gdy jej nie mamy tylko pozwalaja na dojscie do takich wnioskow, do jakich chcemy dojsc.

Ps. natknalem sie dzisiaj na film psychoterapeuty dokonujacego krytycznej analizy tego zawodu, ktora zmotywowala go aby po latach z niego odejsc (polecam).

120

Odp: Plaża nudystów
Mrs.Happiness napisał/a:

Wczoraj niestety przeceniłam swoje możliwości. Jednak te piękne czasy, gdy mogłam zarwać nockę, zdrzemnąć się później dwie godziny i wciąż czuć się jak młoda bogini przeminęły bezpowrotnie. Aż strach pomyśleć, co mnie czeka po wymianie dwójki na trójkę z przodu. Jak się miało osiemnaście lat, to ten moment wydawał się tak odległy. Tak czy inaczej, zanim mi się zbierze na sentymenty, dzisiaj też jest dzień. Kolejne pranie nastawione, to można usiąść na chwilę i podzielić się przemyśleniami.

Zacznę od jednej z kwestii, które poruszył bagienni_k.
Oczywiście byłoby wspaniale, gdyby ludzie świadomie decydowali się na posiadanie potomstwa, zamiast oddawać stery instynktom, czy społecznej presji. Nie mielibyśmy tylu samotnych matek, ani ojców. Tylu maluchów w domach dziecka. A także tych, które doświadczyły przemocy z rąk swoich tak zwanych opiekunów. Właściwie teraz myślę, że bardziej adekwatnym słowem byłoby ODPOWIEDZIALNIE, bo przecież patologiczne osoby nierzadko celowo się rozmnażają, na przykład po to, aby zatrzymać przy sobie partnera lub zostać beneficjentem różnych plusów. Niestety w praktyce nie wygląda to zbyt kolorowo. Sama mam takie znajome, które mówiły wprost, że zaszły w kolejną ciążę, ponieważ chciały dłużej ciągnąć kosiniakowe, albo mieć pretekst do dalszego siedzenia w domu. 

Osobiście nie mam dzieci i nie jestem pewna, czy kiedykolwiek będę je miała. Jak na ironię, najczęściej tę kwestię poruszają ze mną moi rodzice. Wiele razy z ich ust padało, że jestem jedyna, która nie dała im wnuków. Czas leci. Zaraz mogę okazać się za stara. Jasne, każda kobieta ma ograniczoną ilość komórek jajowych. Biorę pod uwagę, że za kilka lat mogę zdecydować się na macierzyństwo i usłyszeć, że przegapiłam swój moment. Trudno. Wolę ryzykować swoim własnym rozczarowaniem, niż tym, że zawalę jakieś ważne kwestie i okażę się złą matką. Zgadzam się zatem, że ludzie powinni sobie takie uwagi wsadzić tam, gdzie słońce nie dochodzi. Nikt poza potencjalną matką nie ma prawa wybierać momentu, w którym podejmie się ona wydania na świat potomstwa.

Inna sprawa, że dzietność na świecie zaczyna być dużym problemem. Kobiety decydują się na rozwój kariery, czy substytuty w postaci psa i kota. Niektóre pary rezygnują z uwagi na finanse, wygodę, problemy osobiste, albo po prostu nie lubią dzieci. Z jednej strony można rzec, że jako społeczeństwo zbliżyliśmy się trochę do poruszanego przez nas odpowiedzialnego rozmnażania się. Tylko pozostaje pytanie za sto punktów. Czyje ręce zasilą gospodarkę i skąd weźmiemy kasę na utrzymanie rosnącej w oczach liczby seniorów. Ostatnio czytałam, że w Japonii ponad 30% społeczeństwa to osoby w wieku 65 lat lub więcej. Podobnie wygląda sytuacja we Włoszech i Finlandii. Praktycznie co trzeci lub czwarty człowiek na ulicy to dziadek lub babcia. Polska nie znajduje się co prawda na podium, ale u nas wskaźnik dzietności również maleje z roku na rok. Mówiąc krótko, świat się starzeje, natomiast skutki tego zjawiska mogą być opłakane. A skoro już zabrnęłam w te rejony, to dodam jeszcze, że najbardziej mną wstrząsnęło, gdy dotarła do mnie informacja, że w niektórych krajach zaczęto pozbywać się emerytów poprzez namawianie ich na eutanazję. Polują na tych samotnych i poważnie chorych, innym wmawiają, że są obciążeniem dla rodziny, zaś jako cudowne remedium proponują zastrzyk. Czasem na poważnie zastanawiam się, dokąd zmierzamy jako ludzkość, skoro dla własnych korzyści jesteśmy zdolni do tak bestialskich czynów.

Pomysl co będzie jak będziesz sie zbliżała do 5 a nie 3 na początku. Pamiętam czasy jak wszyscy w domu szli spać a  ja musiałem być na bieżąco z kinem. Parę godzin snu i funkcjonowałem jak młody Bóg.  Teraz usypiam pierwszy a moje corki wkurzja się że nie da się oglądać bo chrapie. Ciezkie czasy przed Tobą.

Ja nie za dobrze poruszam się w świecie ludzi z trudnych (bardzo trudnych) domów. A z Twoich opisów taki Mrs. Happiness był Twój. Ale powiem o koleżance z pracy. Z domu tak trudnego jak Twój. Znalazła chłopaka- fajny facet, są już parę ładnych lat razem. Została mamą. Jakieś 1.5 roku temu. Mówi że to czego najbardziej się bała i przed zajściem w ciążę i w trakcie ciąży i po urodzeniu to że będzie zła matką.  Dla mnie to jakis kosmos (wyszedłem z dość bezpiecznego domu). Ja nie potrafię do dziś zrozumieć tych obaw. Bo nie z tego świata jestem. Teraz mówi że strachy już za nią wie że jest dobra matką i ze da rade. Ale strach był potężny. A młodego widziałam lata w tych portkach z pielucha pod spodem i wygląda na szczęśliwego. Dość otwarty podał mi rękę na przywitanie smile

121

Odp: Plaża nudystów

Oj Happiness coś za często wspominasz tą swoją 30stkę, która ma nadejść smile Sam przekroczę niedługo 40stkę i coś czuję, że życie się dopiero zacznie smile Także głowa do góry! smile Poza tym, pamiętaj, jak już ktoś kiedyś czuł się boginią czy tam bogiem, to nim pozostanie całe życie;)
Odnośnie sprawy podejścia do dzietności to poruszyłem akurat kwestię wyboru, przed jaką stoi każdy z nas, kiedy dochodzi do momentu, w którym można swoją własną rodzinę założyć. Odpowiedzialność to dzisiaj niestety rzadko spotykane określenie, jeśli bierzemy pod uwagę szczegóły dotyczące związków lub relacji w rodzinie. Można sobie tłumaczyć pragnienie posiadania dzieci instynktami(o których i tak nikt głośno nie mówi) czy presją, jaką odczuwamy, to na szczęście podlega już to pewnym ograniczeniom. Każdy decyduje o sobie, dokonując odpowiednich wyborów, które niekoniecznie muszą być przez każdego odbierane, jako słuszne. Obserwujemy spadek wskaźnika dzietności, zmienia się struktura wiekowa populacji ludzkiej w krajach zachodnich, gdzie zaczynają dominować starsze grupy wiekowe.

Teraz zadajmy sobie pytanie czy zatem mamy w swoim życiu podejmować decyzje wbrew sobie, aby tylko ten wskaźnik dzietności wzrósł? Skoro ludzie najpierw pragną się rozwijać a potem dopiero zakładać rodziny, to dlaczego niektórym tak bardzo się to nie podoba? Dla części ludzi jedynym lub głównym wyznacznikiem szczęścia czy powodzenia w życiu pozostaje rodzina i dzieci, dlatego patrzą na swoich bliskich wyłącznie przez ten pryzmat. Nie dziwię się zatem, że młodzi ludzie unikają takich tematów czy nawet spotkań w rodzinnym gronie, poświęcając się za to rozwojowi zawodowemu czy uciekając w inne zajęcia, aby tylko nie kontynuować drażliwych spraw a tym samym narażać się na stres. Mimo to, nie znam osobiście, poza pojedynczymi przypadkami, osób, które świadomie rezygnują z posiadania dzieci. Prędzej tutaj, na forum, znajdzie się takich osób więcej, o czym miałem okazję się przekonać. Grunt, aby każdy podejmował świadomie decyzję, w miarę swoich możliwości oraz  nie zważał ślepo na opinie osób wokół siebie.

122 Ostatnio edytowany przez Mrs.Happiness (2025-01-11 22:50:57)

Odp: Plaża nudystów
Shinigami napisał/a:

Ciężko powiedzieć, próbowałem wszystkich z wymienionych i nie ma tak, że jedno przeważa nad drugim. Siłownię mam w domu ale to nie to samo co pójść na publiczną gdzie jak wiele osób mówi można spotkać sporo dziewczyn. Basen też mam w sumie niedaleko tylko żeby odpowiednio z niego skorzystać czyli pływać po kilkadziesiąt długości basenu musiałbym wziąć jakiegoś instruktora bo moje pływanie jest średnie. Na ściance wspinaczkowej byłem trzy razy w życiu, a teraz prawdę mówiąc nawet nie wiem gdzie jest najbliższa, będę musiał poszukać. Masz jeszcze jakieś pomysły innych aktywności fizycznych?

To może po prostu zmieniaj co jakiś czas, skoro wszystkie dają podobne wrażenia?
Co do basenu, to czy usługi takiego instruktora są jakieś szczególnie drogie? Sprawdzałeś?
Jeśli o mnie chodzi, to jakoś nigdy nie nauczyłam się pływać. Jestem istotą stricte lądową.
Innych pomysłów na ten moment nie mam. Jakby coś mi wpadło do głowy, to napiszę.

Shinigami napisał/a:

Ciężko byłoby na tą chwilę polecić, którąś z pozostałych bo za mało ich przeczytałem. Jeśli lubisz mroczne klimaty z elementami fantasy i horroru to "Zew Cthulhu" z pewnością można polecić. Jeśli znasz i lubisz filmową serię Obcego to książka też powinna ci się spodobać ale więcej o niej powiem jak przeczytam dalej.

Lubię właściwie większość gatunków, choć fantastyka i literatura piękna są zwykle na górze listy.
Kiedyś miałam mocną fazę na kryminały, ale jak się tego dużo naczytało, to potem ciężko o zaskoczenie, bo wiele z nich jest napisana dość schematycznie.
Obcego widziałam dwie albo trzy części i średnio mi się podobały. Nie wzbudziło we mnie żadnych emocji.

Shinigami napisał/a:

"Tako rzecz Zaratustra" to klasyk, o którym chyba każdy słyszał ale też jest to książka filozoficzna więc jej czytanie nie należy do łatwych.

A jednak, nie każdy, bo ja nie słyszałam.
Zaraz sobie przeczytam jej opis.

Shinigami napisał/a:

Dziwnie, z jednej strony się cieszę, że jednak nie jestem tak całkowicie niewidzialny, a z drugiej wkurza mnie to, że nie zauważyłem tego wcześniej.

Cieszę się zatem, że się do tej radości przyczyniłam.
Najważniejsze, że finalnie dostrzegłeś ten fakt i już go nie negujesz.
Widzisz, czasem warto dla odmiany przyjąć dobry scenariusz.
No i być bardziej uważnym na innych, żeby nauczyć się odczytywać ich intencje. 

Shinigami napisał/a:

Kiedyś bym się zgodził z porównaniem Jacka do przedstawionej sceny, kiedyś. Spójrz na jego najnowsze posty i powiedz czy nadal sądzisz, że on ma choć malutką chęć pomocy?

Myślę, że z początku mógł mieć nawet więcej niż malutką chęć pomocy. Podobnie jak wielu innych użytkowników. Nie dzielę z nimi tych emocji, ponieważ nie mam żadnych oczekiwań, ale rozumiem, że mogli poczuć frustrację, gdy tyle razy coś tłumaczyli, a jedyną odpowiedzią był opór. Istnieje szansa, że się mylę, ale bazuję na postach, które widziałam. Zresztą część z nich napisała wprost, dlaczego odpuścili: że byli zmęczeni wałkowaniem bez końca tego samego, albo uznali, że kłamiesz i się nimi bawisz.

Jeśli o mnie chodzi, to żadnej presji narzucać nie zamierzam.
Ty sam decydujesz, co robisz z informacjami, które tu piszę.

Shinigami napisał/a:

W sumie to nie wiem co odpowiedzieć. Dla mnie zawsze porównywanie się i bycie porównywanym do innych było czymś całkowicie oczywistym i zawsze gdzieś w głowie była ta myśl, że muszę być najlepszy. W pewnym momencie ta myśl ewoluowała w "Muszę być tak dobry by inni bali się nawet pomyśleć o walce ze mną". Oczywiście coś takiego było niemożliwe do osiągnięcia, a skoro tak to nie było sensu nawet próbować.

Mi też się zdarza porównywać, czy nawet komuś zazdrościć.
To normalne, ludzkie uczucia, o ile nie urastają do jakichś patologicznych rozmiarów.
Warto czasem spojrzeć na osiągnięcia drugiego człowieka i się nim zainspirować, ale to by było na tyle.
Dalej lepiej nie podążać tą drogą, bo łatwo zrobić sobie krzywdę.

Shinigami napisał/a:

Z tym językiem to też nie jest tak, że czuję jakąś wewnętrzną potrzebę by umieć go na perfekt. Tu bardziej chodzi o fakt, że mając certyfikat z najwyższym poziomem bez żadnego problemu mógłbym znaleźć pracę lepiej płatną niż obecna. Miałbym w końcu jakąś na prawdę wartościową rzecz w CV. Korzystam pewnie jak większość ludzi z Duolingo.

Tak naprawdę zależy, co chce się robić i do jakiej firmy zaaplikować.
Niektórzy pracodawcy wymagają znajomości angielskiego tylko dlatego, że część pracowników to obcokrajowcy i siłą rzeczy trzeba umieć się z nimi dogadać.
Jeśli nie wiążesz przyszłości z językami, to moim zdaniem ten poziom na razie w zupełności wystarczy.
Duolingo nie jest najgorsze, ale mi się dość szybko znudziło.
Ty co sądzisz o tej aplikacji? Zauważyłeś jakąś różnicę?

Shinigami napisał/a:

To prawda, że fachowców jest mało ale ja nie jestem jednym z nich, nie znam się na tej robocie aż tak bym mógł ją wykonywać samemu. Pisząc o prestiżu nie miałem na myśli zarobków tylko społeczne postrzeganie danego zawodu. To jest praca fizyczna i wielu ludziom wciąż się kojarzy z typowym robolem co chleje, wyklina, z takim co poszedł do fizycznej roboty bo jest za głupi na umysłową.

A chciałbyś się tak na niej znać?
Też nie miałam na myśli zarobków, dlatego skupiłam się na ilości wyświetleń, które świadczą o sporym zainteresowaniu. Ludzie w komentarzach dosłownie piali z zachwytu nad niektórymi meblami, więc chyba możemy przyjąć, że nie patrzyli na tego stolarza jak na zwykłego robola i moczymordę. Poza tym, ile ja się nasłuchałam od różnych znajomych, jak ciężko znaleźć kogoś, kto zrobi ładną kuchnię pod zabudowę, nie za miliony i nie w odległej przyszłości.

Shinigami napisał/a:

Nie chodziło mi o to, że kobiety w ogóle nie lubią łysych facetów bo przecież każdy łysy patus w dresie Adidasa i jeżdżący E36 ma dziewczynę. Bardziej mi chodziło o bycie łysym ale bez tego pakietu patusa.

W sumie zaciekawiło mnie, skąd wzięło się od razu skojarzenie z patusami.
Dlaczego pomyślałeś, że mówię właśnie o nich?
Szczerze, nawet przez chwilę nie pomyślałam o żadnych sebkach w ortalionie.
Mi chodziło o normalnych gości, tym kobietom raczej też, bo to były takie zwykłe ankiety, czy dyskusje na różnych portalach, nie żadne strony poświęcone blokersom. Wielu aktorów nie ma włosów, a laski za nimi szaleją i nazywają idealnymi mężczyznami. Jason Statham, Bruce Willis, Dwayne Johnson. Każdego z nich regularnie widuję w jakichś zestawieniach najseksowniejszych facetów.

Shinigami napisał/a:

Jeśli chodzi o odpowiednie rozmiary, brak dziwnych wzorów i dopasowane kolory to nawet nie musiałbym nic zmieniać. Na rodzaj materiału nigdy nawet nie zwracałem uwagi ale od teraz zacznę.

Składy ubrań są ważne przede wszystkim z uwagi na komfort ich noszenia. Co innego odzież sportowa, bo tam poliester króluje, w dużej mierze dlatego, że nie wchłania wilgoci i jest tani. Jednak w codziennych stylizacjach najlepiej stawiać na naturalne bądź sztuczne materiały, które wymieniłam poprzednio. Syntetyki, takie jak poliester, czy elastan, akceptuję w niewielkich domieszkach, ponieważ poliester może wzmocnić trwałość ubrania, a elastan nadaje mu rozciągliwości. Generalnie, skoro w domu pierze mama, to na razie nie inwestowałabym za bardzo w ciuchy z wełny, kaszmiru, angory i tym podobnych, bo są drogie i wymagają delikatnej pielęgnacji. Dasz zły program, to później wyjmiesz z bębna sweter skurczony do rozmiarów dziecka z podstawówki. Zimą ubrania z grubszej bawełny wystarczą, o ile nie jest się zmarzluchem. No i to tyle. Lekcja druga zakończona.

Shinigami napisał/a:

Co do tego to już nie raz pisałem i powtórzę. Nie twierdzę, że nie ma tak jak piszesz ale ja osobiście nie mam na to żadnego potwierdzenia bo nie znam nikogo kto mieszkał z obcymi ludźmi w jednym mieszkaniu. Jedynie jedna koleżanka ze studiów tak miała ale nie trwało to długo. Za to takich osób, które po latach wrócili do rodziców znam kilka.

Wiem, że moje doświadczenie to co innego, ale ja znam takie osoby.
Ta przyjaciółka, o której kiedyś pisałam, mieszkała przez kilka miesięcy z bodajże pięcioma innymi lokatorami.
Znała jedną dziewczynę, bo się przyjaźniły i razem przeprowadziły z innego województwa, ale pozostali to były totalne randomy dla nich obu.
Wiadomo, że część wraca po studiach do rodziców, to tak samo, jak osoby z akademików.
Jednak wielu zostaje, szuka pracy na miejscu i z czasem przenosi się do odrębnego lokum.

Shinigami napisał/a:

Skoro zarówno ty jak i twoje koleżanki korzystałyście z portali randkowych to odpowiedz mi na jedno pytanie. Czy to prawda, że na portalach kobiety w ogóle patrzą na jedynie 20% najatrakcyjniejszych mężczyzn z tych portali? Jak to było u was? W sumie to masz jeszcze jedno pytanie już bardziej z samej ciekawości. Czy to prawda, że niektórzy faceci potrafią od pierwszej wiadomości pytać o seks albo wysyłać zdjęcia pewnej części ciała?

Nikt nie chce osoby, którą uważa za brzydką, co nie znaczy, że każdy zakwalifikuje do tej grupy tych samych ludzi. Dla jednej kobiety atrakcyjny będzie wysportowany brunet z zielonymi oczami, inna zachwyci się drobnej postury blondynem o chłopięcej twarzy, albo łysym gościem z tatuażami. Także nie ma reguły, więc ciężko ocenić, kogo wrzucić do tych dwudziestu procent. Jak mnie zaczepił gość, który dobrze wyglądał, ale od razu widać było, że w głowie wesoło hula wiatr, to zaraz lądował w koszu. Oczywiście była też masa oblechów, pewnie z połowa wiadomości zaczynała się propozycjami seksu lub zawierała zdjęcia siusiaka, aczkolwiek nigdy nie prowadziłam statystyk. Na fotce można było założyć pokój i pokazywać się na kamerce, taki live chat, to wieczorami pełno było wujasów, którzy bez krępacji dokonywali tam samogwałtu. Szczęście, że dało się to ocenić już po miniaturce i omijać zwyroli, ale sam fakt, że fujka do kwadratu. Mimo to poznałam tam na przestrzeni lat sporo fajnych i interesujących ludzi. Tindera nigdy nie miałam. Sympatia była kiedyś oblegana głównie przez starszych ludzi, albo podejrzane konta bez zdjęć. Badoo wspominam całkiem dobrze.

Tu bym się zatrzymała, ponieważ doszłam dzisiaj do wniosku, że może bezsensu jest poruszać tak wiele kwestii jednocześnie. To powyżej to jest zaledwie połowa tematów, o których rozmawiamy. Fajnie, że mamy o czym gadać, ale czasem jeden wątek rodzi trzy następne i zaraz zaczniemy się gubić, albo ślęczeć po pięć godzin nad swoimi ścianami tekstu. Łatwo się w ten sposób zniechęcić. Dlatego moja propozycja jest taka, że zapiszę sobie resztę tamtego postu i z biegiem czasu będziemy wracać do porzuconych tematów, jak zwolni się na nie miejsce. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. W razie co nie krępuj się powiedzieć.

Shinigami napisał/a:

Na prawdę chcę poznać odpowiedź.

Na koniec właściwie jeszcze oszukam system i przeskoczę kilka linijek. Skoro mówisz, że jesteś zainteresowany tą informacją, to chętnie się nią podzielę. Właściwie nic specjalnego się teraz w moim życiu nie dzieje. Weekend przebiega póki co bardzo leniwie, nigdzie dziś nie wychodziłam, bo pogoda tragiczna. Lubię lekki mróz, ale tak silny wiatr to już przesada. Jedynym plusem jest śnieg, pierwszy raz w tym roku napadało go więcej niż na centymetr. Zaraz skoczę wywiesić ostatnie pranie, potem dosłucham resztę piosenek, które wrzuciłeś. Zostały mi bodajże dwie. Jak starczy mi czasu, to nadrobię jeszcze kilka postów i może coś obejrzę, albo poczytam. Właściwie powinnam jeszcze ogarnąć powtórki z hiszpańskiego i angielskiego, nim znów będę zbyt zmęczona, by myśleć. Na szczęście nocny marek ze mnie, więc wciąż mam kilka godzin na realizację planów. A jak tam? Cieszysz się weekendem?

123

Odp: Plaża nudystów
Muqin napisał/a:

@Shini
Pamiętaj, że ja Ci gdzieś tam nadal kibicuję i kciuki trzymam, na forum czasu nie mam, po prostu.

Wiedziałem, że wciąż tu jesteś. Dzięki i faktycznie można tak na to spojrzeć, może i faktycznie to jest jakiś dar przyciągania ludzi. Oby tylko przyciągnął więcej pozytywnych dla mnie ludzi.

Priscilla napisał/a:

Dlaczego dopowiadasz sobie coś, czego nie napisałam, a to co napisałam odwróciłeś tak, żeby pasowało do Twojej narracji?

Mnie bardzo brakowało takiego realnego zainteresowania moją osobą, tym co się u mnie dzieje, z czym sobie nie radzę, dlaczego pokłóciłam się z koleżanką i jak się z tym czuję? Nie sprawiałam problemów, dobrze się uczyłam, więc nikt nie pytał, czy boję się egzaminów, bo rodzice byli pewni, że zdam je na pięć z plusem. 

Napisałam wprost, że czułam się kochana, ale jako dziecko nie zdawałam sobie sprawy, że emocjonalna troska jest nie mniej ważna niż spełnianie zachcianek typu zabawki, potem ładne ubrania czy fajny pokój. Dbano o to, żeby żyło mi się dostatnio i wygodnie, ale zapomniano o czymś bardzo ważnym - o głębokiej, szczerej rozmowie, o bliskości na poziomie emocjonalnym. 
Być może właśnie dlatego, że brakowało mi w domu takiej emocjonalnej troski i empatii, to podświadomie czułam, jak ważne są to elementy w relacjach z innymi ludźmi.

Przecież to o tym był ten post, więc błagam - nie wmawiaj mi, że mam wykształconą inteligencję emocjonalną, bo miałam kogo naśladować. Nie, mam ją, bo sama ją w sobie wykształciłam. Ty zaś uważasz, że Twój dom usprawiedliwia Twój egocentryzm, pomimo że już dawno, choćby z racji wieku i na podstawie obserwacji, sam mógłbyś zauważyć, że chcąc mieć obok siebie przyjaciół, znajomych, to oprócz brania trzeba im też umieć dać coś od siebie, choćby tę rzeczoną uwagę, zainteresowanie i troskę również o ich dobrostan.

Na prawdę jesteś przewrażliwiona na punkcie ludzi robiących coś specjalnie by ci dowalić. Nie miałem najmniejszego zamiaru tego robić i nawet nie pomyślałem o dopowiadaniu sobie czegoś, taka była moja interpretacja tego co wcześniej napisałaś, szczerze jak tak to zrozumiałem.

Ciekawe jest to, że mimo dużych różnic zdań między nami mamy całkiem sporo wspólnego. Mi też brakowało zainteresowania, nie takiego fizycznego tylko bardziej wewnętrznego, zainteresowania tym co się dzieje wewnątrz. Tu akurat przeciwnie, ja jeszcze nigdy nie czułem się kochany albo nie wiem co to oznacza i nigdy nie zauważyłem. Nie tylko nie zdawałem sobie sprawy z braku troski emocjonalnej ale nawet nie wiedziałem czym tak na prawdę są emocje, nadal nie do końca wiem. Nigdy nie miałem szczerej rozmowy ani bliskości na poziomie emocjonalnym.

Mimo pewnych podobieństw tu się rozjeżdżamy. Też nie miałem kogo naśladować, a sam też jej nie wykształciłem. Akurat z uwagą nie mam problemu, gorzej z zainteresowaniem i troską ale myślę, że powoli to się zaczyna zmieniać, także dzięki forum.

Mrs.Happiness napisał/a:

To może po prostu zmieniaj co jakiś czas, skoro wszystkie dają podobne wrażenia?
Co do basenu, to czy usługi takiego instruktora są jakieś szczególnie drogie? Sprawdzałeś?
Jeśli o mnie chodzi, to jakoś nigdy nie nauczyłam się pływać. Jestem istotą stricte lądową.
Innych pomysłów na ten moment nie mam. Jakby coś mi wpadło do głowy, to napiszę.

Lubię właściwie większość gatunków, choć fantastyka i literatura piękna są zwykle na górze listy.
Kiedyś miałam mocną fazę na kryminały, ale jak się tego dużo naczytało, to potem ciężko o zaskoczenie, bo wiele z nich jest napisana dość schematycznie.
Obcego widziałam dwie albo trzy części i średnio mi się podobały. Nie wzbudziło we mnie żadnych emocji.

A jednak, nie każdy, bo ja nie słyszałam.
Zaraz sobie przeczytam jej opis.

Cieszę się zatem, że się do tej radości przyczyniłam.
Najważniejsze, że finalnie dostrzegłeś ten fakt i już go nie negujesz.
Widzisz, czasem warto dla odmiany przyjąć dobry scenariusz.
No i być bardziej uważnym na innych, żeby nauczyć się odczytywać ich intencje. 

Myślę, że z początku mógł mieć nawet więcej niż malutką chęć pomocy. Podobnie jak wielu innych użytkowników. Nie dzielę z nimi tych emocji, ponieważ nie mam żadnych oczekiwań, ale rozumiem, że mogli poczuć frustrację, gdy tyle razy coś tłumaczyli, a jedyną odpowiedzią był opór. Istnieje szansa, że się mylę, ale bazuję na postach, które widziałam. Zresztą część z nich napisała wprost, dlaczego odpuścili: że byli zmęczeni wałkowaniem bez końca tego samego, albo uznali, że kłamiesz i się nimi bawisz.

Jeśli o mnie chodzi, to żadnej presji narzucać nie zamierzam.
Ty sam decydujesz, co robisz z informacjami, które tu piszę.

Mi też się zdarza porównywać, czy nawet komuś zazdrościć.
To normalne, ludzkie uczucia, o ile nie urastają do jakichś patologicznych rozmiarów.
Warto czasem spojrzeć na osiągnięcia drugiego człowieka i się nim zainspirować, ale to by było na tyle.
Dalej lepiej nie podążać tą drogą, bo łatwo zrobić sobie krzywdę.

Tak naprawdę zależy, co chce się robić i do jakiej firmy zaaplikować.
Niektórzy pracodawcy wymagają znajomości angielskiego tylko dlatego, że część pracowników to obcokrajowcy i siłą rzeczy trzeba umieć się z nimi dogadać.
Jeśli nie wiążesz przyszłości z językami, to moim zdaniem ten poziom na razie w zupełności wystarczy.
Duolingo nie jest najgorsze, ale mi się dość szybko znudziło.
Ty co sądzisz o tej aplikacji? Zauważyłeś jakąś różnicę?

A chciałbyś się tak na niej znać?
Też nie miałam na myśli zarobków, dlatego skupiłam się na ilości wyświetleń, które świadczą o sporym zainteresowaniu. Ludzie w komentarzach dosłownie piali z zachwytu nad niektórymi meblami, więc chyba możemy przyjąć, że nie patrzyli na tego stolarza jak na zwykłego robola i moczymordę. Poza tym, ile ja się nasłuchałam od różnych znajomych, jak ciężko znaleźć kogoś, kto zrobi ładną kuchnię pod zabudowę, nie za miliony i nie w odległej przyszłości.

W sumie zaciekawiło mnie, skąd wzięło się od razu skojarzenie z patusami.
Dlaczego pomyślałeś, że mówię właśnie o nich?
Szczerze, nawet przez chwilę nie pomyślałam o żadnych sebkach w ortalionie.
Mi chodziło o normalnych gości, tym kobietom raczej też, bo to były takie zwykłe ankiety, czy dyskusje na różnych portalach, nie żadne strony poświęcone blokersom. Wielu aktorów nie ma włosów, a laski za nimi szaleją i nazywają idealnymi mężczyznami. Jason Statham, Bruce Willis, Dwayne Johnson. Każdego z nich regularnie widuję w jakichś zestawieniach najseksowniejszych facetów.

Składy ubrań są ważne przede wszystkim z uwagi na komfort ich noszenia. Co innego odzież sportowa, bo tam poliester króluje, w dużej mierze dlatego, że nie wchłania wilgoci i jest tani. Jednak w codziennych stylizacjach najlepiej stawiać na naturalne bądź sztuczne materiały, które wymieniłam poprzednio. Syntetyki, takie jak poliester, czy elastan, akceptuję w niewielkich domieszkach, ponieważ poliester może wzmocnić trwałość ubrania, a elastan nadaje mu rozciągliwości. Generalnie, skoro w domu pierze mama, to na razie nie inwestowałabym za bardzo w ciuchy z wełny, kaszmiru, angory i tym podobnych, bo są drogie i wymagają delikatnej pielęgnacji. Dasz zły program, to później wyjmiesz z bębna sweter skurczony do rozmiarów dziecka z podstawówki. Zimą ubrania z grubszej bawełny wystarczą, o ile nie jest się zmarzluchem. No i to tyle. Lekcja druga zakończona.

Wiem, że moje doświadczenie to co innego, ale ja znam takie osoby.
Ta przyjaciółka, o której kiedyś pisałam, mieszkała przez kilka miesięcy z bodajże pięcioma innymi lokatorami.
Znała jedną dziewczynę, bo się przyjaźniły i razem przeprowadziły z innego województwa, ale pozostali to były totalne randomy dla nich obu.
Wiadomo, że część wraca po studiach do rodziców, to tak samo, jak osoby z akademików.
Jednak wielu zostaje, szuka pracy na miejscu i z czasem przenosi się do odrębnego lokum.

Nikt nie chce osoby, którą uważa za brzydką, co nie znaczy, że każdy zakwalifikuje do tej grupy tych samych ludzi. Dla jednej kobiety atrakcyjny będzie wysportowany brunet z zielonymi oczami, inna zachwyci się drobnej postury blondynem o chłopięcej twarzy, albo łysym gościem z tatuażami. Także nie ma reguły, więc ciężko ocenić, kogo wrzucić do tych dwudziestu procent. Jak mnie zaczepił gość, który dobrze wyglądał, ale od razu widać było, że w głowie wesoło hula wiatr, to zaraz lądował w koszu. Oczywiście była też masa oblechów, pewnie z połowa wiadomości zaczynała się propozycjami seksu lub zawierała zdjęcia siusiaka, aczkolwiek nigdy nie prowadziłam statystyk. Na fotce można było założyć pokój i pokazywać się na kamerce, taki live chat, to wieczorami pełno było wujasów, którzy bez krępacji dokonywali tam samogwałtu. Szczęście, że dało się to ocenić już po miniaturce i omijać zwyroli, ale sam fakt, że fujka do kwadratu. Mimo to poznałam tam na przestrzeni lat sporo fajnych i interesujących ludzi. Tindera nigdy nie miałam. Sympatia była kiedyś oblegana głównie przez starszych ludzi, albo podejrzane konta bez zdjęć. Badoo wspominam całkiem dobrze.

Tu bym się zatrzymała, ponieważ doszłam dzisiaj do wniosku, że może bezsensu jest poruszać tak wiele kwestii jednocześnie. To powyżej to jest zaledwie połowa tematów, o których rozmawiamy. Fajnie, że mamy o czym gadać, ale czasem jeden wątek rodzi trzy następne i zaraz zaczniemy się gubić, albo ślęczeć po pięć godzin nad swoimi ścianami tekstu. Łatwo się w ten sposób zniechęcić. Dlatego moja propozycja jest taka, że zapiszę sobie resztę tamtego postu i z biegiem czasu będziemy wracać do porzuconych tematów, jak zwolni się na nie miejsce. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. W razie co nie krępuj się powiedzieć.

Na koniec właściwie jeszcze oszukam system i przeskoczę kilka linijek. Skoro mówisz, że jesteś zainteresowany tą informacją, to chętnie się nią podzielę. Właściwie nic specjalnego się teraz w moim życiu nie dzieje. Weekend przebiega póki co bardzo leniwie, nigdzie dziś nie wychodziłam, bo pogoda tragiczna. Lubię lekki mróz, ale tak silny wiatr to już przesada. Jedynym plusem jest śnieg, pierwszy raz w tym roku napadało go więcej niż na centymetr. Zaraz skoczę wywiesić ostatnie pranie, potem dosłucham resztę piosenek, które wrzuciłeś. Zostały mi bodajże dwie. Jak starczy mi czasu, to nadrobię jeszcze kilka postów i może coś obejrzę, albo poczytam. Właściwie powinnam jeszcze ogarnąć powtórki z hiszpańskiego i angielskiego, nim znów będę zbyt zmęczona, by myśleć. Na szczęście nocny marek ze mnie, więc wciąż mam kilka godzin na realizację planów. A jak tam? Cieszysz się weekendem?

Kiedyś sprawdzałem na jednym z najbliższych basenów, nie jest to zbyt drogie tylko z terminami gorzej. Wtedy kiedy sprawdzałem nie było szans na terminy w weekendy. Ja nie traktuję pływania jako czegoś niezbędnego do życia ale z pewnością jest przydatne no i przecież każdy bohater filmu akcji umie pływać.

A ja jakoś nigdy nie przepadałem za kryminałami. Dla mnie Obcy to w pewnym sensie nieodłączny element dotychczasowego życia. To był jeden z pierwszych horrorów jakie w życiu oglądałem i pamiętam, że oglądając pierwszy raz jeszcze jako mały dzieciak na prawdę nieźle się go bałem. Potem wciągnąłem się w całe uniwersum i do dziś je lubię. Pierwsza część ma prawie 50 lat, a pod niemal każdym względem jest lepsza niż 3/4 współczesnych horrorów, choć najnowsza część mająca niecały rok też okazała się całkiem niezła.

Też widzę to jako mały sukces, zobaczyłem coś dobrego w czymś o czym wcześniej myślałem odwrotnie, to chyba jest drobny postęp. Do odczytywania intencji jeszcze daleka droga ale pierwszy raz od dawna zaczynam myśleć, że właśnie wchodzę na tą drogę.

Ciężko go ogarnąć, niby go wkurzam, a jednak ciągle wraca do moich postów zamiast zrobić to co zrobiłaby większość ludzi w sytuacji kiedy ich coś wkurza i po prostu mnie olać. Jedno jest pewne, wzbudziłem jego zainteresowanie ale na tą chwilę wygląda to tak jakby chciał się wyżyć, pośmiać, poznęcać. Taka natura internetu i zawsze znajdą się takie osoby.

To jest jedna z rzeczy, które najbardziej chciałbym zmienić. Inspirować się kimś zamiast zazdrościć i przeklinać tą osobę.

Nigdy nawet nie myślałem o jakiejś konkretnej firmie czy nawet branży ucząc się języka. To było bardziej coś takiego, że mając certyfikat z najwyższym poziomem od początku byłbym na lepszej pozycji niż inni nawet aplikując tam gdzie nie jest wymagany taki poziom. No i żeby z każdym obcokrajowcem na luzie się dogadać, a przede wszystkim z dziewczynami. Nie raz miałem myśli w stylu "Skoro w Polsce jestem niewidzialny dla dziewczyn to może w innym kraju byłoby inaczej". Wcześniej nawet nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo naiwne to było myślenie. Duolingo nie jest złe ale faktycznie trochę nudzi. Podoba mi się w nim, że bombarduje powiadomieniami, bez nich pewnie już dawno bym przestał z niego korzystać, a tak mam ponad 500 dniową serię lekcji. Ta aplikacja ma jeszcze jedną bardzo ważną zaletę, jest darmowa.

Jak pisałem to nie jest zła robota, na pewno nie powiem, że jej nie lubię ale, że lubię też nie. Z pewnością to nie jest coś co wywołuje u mnie uśmiech na samą myśl i czego nie mogę się doczekać. To jest w porządku robota, jedna z najstarszych w historii, zawsze będzie na nią zapotrzebowanie ale z pewnością nie określiłbym jej mianem mojej pasji. Chciałbym się na niej znać lepiej niż teraz ale nie czuję potrzeby by być jakimś ekspertem w tej dziedzinie. To wciąż jest fizyczna robota, ciężka, wymagająca, momentami niebezpieczna, często to też dość nudna i całkiem sporo rzeczy nie zależy od nas tylko od innych firm, z którymi współpracujemy. Ale są w niej też rzeczy, które lubię na przykład to, że każda robota jest inna, nawet jeśli robi się 10 z rzędu kuchnię to każda jest inna. Każdy klient jest inny, każde miejsce jest inne, nigdy jeszcze nie robiliśmy w dwóch różnych miejscach dokładnie takich samych mebli, zawsze jest coś innego, czasami nowego, czasami wkurzającego, a czasami nawet śmiesznego. Mimo iż jak już pisałem nie traktuję tego jak pasję to jednak gdybym miał tą pracę zmienić to ciężko mi sobie nawet wyobrazić siedzenie cały czas w jednym miejscu i klepanie dzień w dzień tego samego. Dlatego wątpię bym wytrzymał w typowo biurowej robocie albo na jakiejś produkcji robiąc cały czas to samo.

Po pierwsze z patusami kojarzy się bo te xebixy w dość sporej części są łyse, a chyba jeszcze nigdy nie słyszałem by jakikolwiek z nich miał choć malutki problem ze znalezieniem dziewczyny. Nie twierdzę, że ty to miałaś na myśli, po prostu ja tak to skojarzyłem. Widziałem kilku dość hardcorowych sebixów, ciągle pod wpływem, bez połowy zębów, wyklinających na przypadkowych ludzi w miejscu publicznym i każdy miał dziewczynę. Dodam jeszcze, że nie zawsze to były typowe Karyny. Po drugie przykłady, które podałaś nie są zbyt dobre. Ci goście poza byciem łysym mają jeszcze setki milionów na koncie. Większość lasek by szalało za takim Dwaynem Johnsonem kiedy stoi obok złotego Lamborghini na tle jego wielkiej rezydencji. Tak samo Jason Statham, który za samo to jakie role zwykle gra od razu kojarzy się z ultra chadem, jest znany na całym świecie jako jeden z najtwardszych facetów mimo iż prywatnie pewnie nawet w połowie taki nie jest. W takich przypadkach te laski nawet nie zwracają uwagi na włosy lub ich brak.

Dzięki za lekcję dotyczącą ubrań. Z tego wszystkiego znałem tylko nazwy tych materiałów, a teraz postaram się brać to uwagę przy zakupach.

Ja właśnie znałem jedną taką osobę, która przez rok mieszkała z totalnie obcymi ludźmi. Jednego gościa znam, który właśnie dopiero jak wszedł w związek to razem z dziewczyną się wyprowadzili i wynajmowali, a po kilku latach ich związek się rozpadł i gość musiał wrócić do rodziców bo samego nie było go stać na ten wynajem. Inny znajomy też po paru latach wrócił bo stwierdził, że nie opłaca się wywalać prawie całej wypłaty tak, że prawie nic nie zostawało, a mało nie zarabia bo lekarz. Ale i tak chyba najlepsza akcja z tym związana to jak dwie koleżanki jeszcze z liceum idąc na studia zamieszkały razem, a później dobrały sobie jeszcze trzecią. Wytrzymały w takim układzie jakieś pół roku bo jedna z nich idąc na studia ruszyła w taki balet, że potrafiła co tydzień sprowadzać innego faceta do ich mieszkania i trochę im się to nie spodobało. Do dziś chyba nie gadają ze sobą.

Na prawdę jestem ciekaw czym się kierują ci goście, którzy od razu pytają o seks albo wysyłają zdjęcia. I czy na prawdę istnieją kobiety, na które coś takiego działa. Chcesz powiedzieć, że gdzieś tam może być kobieta, dla której obecny ja byłbym ideałem, z wyglądu oczywiście? Mówiąc szczerze jeśli chodzi o portale randkowe najbardziej obawiam się trzech rzeczy. Po pierwsze, że moje zdjęcia czy ogólnie dane zostaną wykorzystane w jakiś zły sposób. Po drugie, że żeby dało się w jakikolwiek sensowny sposób używać takiej aplikacji trzeba będzie płacić. Po trzecie i najważniejsze, że poznam jakąś dziewczynę, będzie nam się super pisało, wszystko będzie fajnie, a kiedy dojdzie do spotkania w realu okaże się, że zdjęcia nie miały nic wspólnego z rzeczywistością i cała "magia" uleci w ciągu sekundy.

Wiem i zgadzam się, ja też czasami siedzę na postami po 2h i prawdę mówiąc zaczyna trochę brakować na to czasu. Oczywiście, że nie mam nic przeciwko, ja też już zaczynałem te posty dzielić na części bo w tygodniu po prostu nie miałem czasu żeby tyle nad nimi siedzieć.

Ja też lubię siedzieć po nocach ale takie rzeczy to tylko w weekendy. To bardziej soundtracki niż piosenki ale jestem ciekaw co o nich sądzisz, to takie pierwsze, o których pomyślałem. Już dawno nie cieszyłem się niczym, a zwłaszcza jakimś okresem czasu. U mnie nudny weekend, nic się nie dzieje, pogoda nie sprzyja wychodzeniu gdzieś poza tym i tak nie mam pomysłu gdzie miałbym wyjść. Wczoraj nie robiłem nic konkretnego, na dziś w planie zrobić trening i spróbować poczytać trochę, którąś z książek, poza tym pewnie standardowo coś pooglądam. Na nic innego nie mam póki co pomysłu. Tak jeszcze wracając do pogody, fajnie zobaczyć chociaż trochę śniegu choć to pewnie nie potrwa długo. Co do mrozu to ja już bym wolał -20 niż ciągle koło 0, ciągle mokro, ciągle się choruje, nie chce się nigdzie wychodzić i nie wiadomo jak się ubrać. 

Starczy na razie tego pisania, ponownie szacun dla każdego kto dotarł do tego miejsca.

124

Odp: Plaża nudystów

Shini. Nie miałem czasu przeczytac wszystkiego. Ustosunkuje się tylko do jednego: znajomosc języka a kariera. Jak chcesz być tłumaczem przysięgłym to masz racje tylko wysokie certyfikaty. W przeciętnej robocie gdzie masz się dogadać z obcokrajowcem to pracodawca oczekuje że się dogadasz. Ma w d..ie certyfikaty. To tylko narzędzie pracy. Wazna jest reszta. Znajomość języka na poziomie takim ze załatwisz sprawe wystarczy. A w trakcie pracy douczysz sie tego co Ci potrzeba.

125

Odp: Plaża nudystów
Bert44 napisał/a:
Mrs.Happiness napisał/a:

Wczoraj niestety przeceniłam swoje możliwości. Jednak te piękne czasy, gdy mogłam zarwać nockę, zdrzemnąć się później dwie godziny i wciąż czuć się jak młoda bogini przeminęły bezpowrotnie. Aż strach pomyśleć, co mnie czeka po wymianie dwójki na trójkę z przodu. Jak się miało osiemnaście lat, to ten moment wydawał się tak odległy. Tak czy inaczej, zanim mi się zbierze na sentymenty, dzisiaj też jest dzień. Kolejne pranie nastawione, to można usiąść na chwilę i podzielić się przemyśleniami.

Zacznę od jednej z kwestii, które poruszył bagienni_k.
Oczywiście byłoby wspaniale, gdyby ludzie świadomie decydowali się na posiadanie potomstwa, zamiast oddawać stery instynktom, czy społecznej presji. Nie mielibyśmy tylu samotnych matek, ani ojców. Tylu maluchów w domach dziecka. A także tych, które doświadczyły przemocy z rąk swoich tak zwanych opiekunów. Właściwie teraz myślę, że bardziej adekwatnym słowem byłoby ODPOWIEDZIALNIE, bo przecież patologiczne osoby nierzadko celowo się rozmnażają, na przykład po to, aby zatrzymać przy sobie partnera lub zostać beneficjentem różnych plusów. Niestety w praktyce nie wygląda to zbyt kolorowo. Sama mam takie znajome, które mówiły wprost, że zaszły w kolejną ciążę, ponieważ chciały dłużej ciągnąć kosiniakowe, albo mieć pretekst do dalszego siedzenia w domu. 

Osobiście nie mam dzieci i nie jestem pewna, czy kiedykolwiek będę je miała. Jak na ironię, najczęściej tę kwestię poruszają ze mną moi rodzice. Wiele razy z ich ust padało, że jestem jedyna, która nie dała im wnuków. Czas leci. Zaraz mogę okazać się za stara. Jasne, każda kobieta ma ograniczoną ilość komórek jajowych. Biorę pod uwagę, że za kilka lat mogę zdecydować się na macierzyństwo i usłyszeć, że przegapiłam swój moment. Trudno. Wolę ryzykować swoim własnym rozczarowaniem, niż tym, że zawalę jakieś ważne kwestie i okażę się złą matką. Zgadzam się zatem, że ludzie powinni sobie takie uwagi wsadzić tam, gdzie słońce nie dochodzi. Nikt poza potencjalną matką nie ma prawa wybierać momentu, w którym podejmie się ona wydania na świat potomstwa.

Inna sprawa, że dzietność na świecie zaczyna być dużym problemem. Kobiety decydują się na rozwój kariery, czy substytuty w postaci psa i kota. Niektóre pary rezygnują z uwagi na finanse, wygodę, problemy osobiste, albo po prostu nie lubią dzieci. Z jednej strony można rzec, że jako społeczeństwo zbliżyliśmy się trochę do poruszanego przez nas odpowiedzialnego rozmnażania się. Tylko pozostaje pytanie za sto punktów. Czyje ręce zasilą gospodarkę i skąd weźmiemy kasę na utrzymanie rosnącej w oczach liczby seniorów. Ostatnio czytałam, że w Japonii ponad 30% społeczeństwa to osoby w wieku 65 lat lub więcej. Podobnie wygląda sytuacja we Włoszech i Finlandii. Praktycznie co trzeci lub czwarty człowiek na ulicy to dziadek lub babcia. Polska nie znajduje się co prawda na podium, ale u nas wskaźnik dzietności również maleje z roku na rok. Mówiąc krótko, świat się starzeje, natomiast skutki tego zjawiska mogą być opłakane. A skoro już zabrnęłam w te rejony, to dodam jeszcze, że najbardziej mną wstrząsnęło, gdy dotarła do mnie informacja, że w niektórych krajach zaczęto pozbywać się emerytów poprzez namawianie ich na eutanazję. Polują na tych samotnych i poważnie chorych, innym wmawiają, że są obciążeniem dla rodziny, zaś jako cudowne remedium proponują zastrzyk. Czasem na poważnie zastanawiam się, dokąd zmierzamy jako ludzkość, skoro dla własnych korzyści jesteśmy zdolni do tak bestialskich czynów.

Pomysl co będzie jak będziesz sie zbliżała do 5 a nie 3 na początku. Pamiętam czasy jak wszyscy w domu szli spać a  ja musiałem być na bieżąco z kinem. Parę godzin snu i funkcjonowałem jak młody Bóg.  Teraz usypiam pierwszy a moje corki wkurzja się że nie da się oglądać bo chrapie. Ciezkie czasy przed Tobą.

Ja nie za dobrze poruszam się w świecie ludzi z trudnych (bardzo trudnych) domów. A z Twoich opisów taki Mrs. Happiness był Twój. Ale powiem o koleżance z pracy. Z domu tak trudnego jak Twój. Znalazła chłopaka- fajny facet, są już parę ładnych lat razem. Została mamą. Jakieś 1.5 roku temu. Mówi że to czego najbardziej się bała i przed zajściem w ciążę i w trakcie ciąży i po urodzeniu to że będzie zła matką.  Dla mnie to jakis kosmos (wyszedłem z dość bezpiecznego domu). Ja nie potrafię do dziś zrozumieć tych obaw. Bo nie z tego świata jestem. Teraz mówi że strachy już za nią wie że jest dobra matką i ze da rade. Ale strach był potężny. A młodego widziałam lata w tych portkach z pielucha pod spodem i wygląda na szczęśliwego. Dość otwarty podał mi rękę na przywitanie smile

Dotyczy czesci Twojego posta o dzieciach. Sorki jesli glupio napisałem. Napisalas o zlej matce i wtedy skojarzylem 100% te same slowa

126 Ostatnio edytowany przez Jack Sparrow (2025-01-12 10:51:05)

Odp: Plaża nudystów
Mrs.Happiness napisał/a:

Mówiąc krótko, świat się starzeje, natomiast skutki tego zjawiska mogą być opłakane.

Starzeją się tylko narody krajów rozwiniętych. Reszta przyrasta w absurdalnym tempie.


Z tym namawianiem na eutanazję to nie do końca tak. Legalne samobójstwo jest dopuszczone tylko w ściśle określonych sytuacjach i to w pełni uzasadnionych. Również w PL, choć mało kto o tym wie, bo u nas się to tak nie nazywa.


Ja również nie chcę być niedołężny i wolałbym taką drogę niż sztucznie podtrzymywaną wegetację.




bagienni_k napisał/a:

Mimo to, nie znam osobiście, poza pojedynczymi przypadkami, osób, które świadomie rezygnują z posiadania dzieci.

Mam tak samo. Najpierw było takie typowe gadanie jak u licealistów i studenciaków, że oni to nigdy nie. Potem zmieniała się śpiewka na 'jeszcze mam czas, żeby kogoś sobie znaleźć na poważnie'. A potem to już wchodziła racjonalizacja, kiedy okazywało się, że zwyczajnie nie są w stanie mieć dzieci.




Shinigami napisał/a:

Dzięki za lekcję dotyczącą ubrań. Z tego wszystkiego znałem tylko nazwy tych materiałów, a teraz postaram się brać to uwagę przy zakupach.

A co z tymi wszystkimi postami i linkami do blogów i kanałów you tube dawanymi ci na ten temat przez przynajmniej kilku innych użytkowników? Sam ci wiele rzeczy tłumaczyłem co do pielęgnacji brody i jej typu względem kształtu twarzy, bodaj Priscilla właśnie (a może SaraS?) coś o chinosach i kardiganach i innych tego pokroju też wrzucała i pierdyliony linków też tu padało co do stylu i typu sylwetki. Jak rozmawialiśmy o problemach skórnych, zapachu (pot i perfumy) i zaburzeniach testosteronu to też nie tylko ja ci to pisałem jak ważne jest patrzenie na metkę i skład. Bo niebieskie barwniki z tanich jeansów są kancerogenne, bo słaba oddychalność osłabia funkcję jąder i dziesiątki innych przykładów tu też padało, np dlaczego ważne jest aby możliwie wszystko co dotyka bezpośrednio skóry miało certyfikaty oeko tex 100.


To temat jeden z pierwszych i jeden z obszerniej wałkowanych przy wszystkich wątkach związanych z poradami dla inceli. A w większości tych rozmów na przestrzeni ostatnich dwóch lat brałeś udział.



Większość lasek by szalało za takim Dwaynem Johnsonem kiedy stoi obok złotego Lamborghini na tle jego wielkiej rezydencji. Tak samo Jason Statham, który za samo to jakie role zwykle gra od razu kojarzy się z ultra chadem, jest znany na całym świecie jako jeden z najtwardszych facetów mimo iż prywatnie pewnie nawet w połowie taki nie jest. W takich przypadkach te laski nawet nie zwracają uwagi na włosy lub ich brak.


Jak krew w piach. Ja pierdole, ile razy można to samo wałkować?


KOBIETY LUBIĄ MĘSKICH FACETÓW. Ale dla każdej ta definicja męskości będzie inna. Są takie co mają kisiel w majtach na widok gładkiego pływaka. Są takie co mają kisiel w majtach na widok wątłego poety/muzyka/artysty. Są takie co uwielbiają typ drwala. Są takie co uwielbiają muskulaturę, a są i takie, które to zwyczajnie obrzydza/wprawia w negatywne zakłopotanie.

W dodatku wiele cech występuje w różnych kompilacjach i te kompilacje mogą dawać odmienne wyniki.

Wysoki i szczupły = smukły.
Niski i szczupły = wątły
Owłosiony i z brzuszkiem = oblech
Owłosiony i dobrze zbudowany = typ drwala
Bajeczne włosy i delikatne rysy = zniewieściały

I tak można w zasadzie w nieskończoność.

127

Odp: Plaża nudystów

My, jako mieszkańcy Europy Środkowej, patrzymy na wszystko przez pryzmat naszego kręgu kulturowego. Co chwilę słyszy się o spadku wskaźnika dzietności, starzeniu się społeczeństwa i wyludnianiu się wielu miast. Tymczasem sytuacja w krajach rozwijających się sytuacja wygląda dokładnie przeciwnie, gdzie w wielu krajach afrykańskich odsetek ludzi w wieku poniżej 30 lat stanowi 60-70 % populacji.
Chyba nie możemy się pogodzić z tym, że nasza kochana, biała cywilizacja europejska powoli wymiera.. smile

O ile gadki młodych ludzi, którzy nie skończyli nawet 25 roku życia, na temat posiadania dzieci można brać z przymrużeniem oka, to już np. kobieta po 35 roku życia deklarująca otwarcie niechęć do macierzyństwa może dawać do myślenia. Ciekawie byłoby usłyszeć opinie czy powody rezygnacji z posiadania dzieci od niektórych użytkowników tego forum, choć wiadomo, że nie każdy chce czy lubi o tym rozmawiać.

Shini Jeśli już mówimy o obiektach westchnień, to może warto na początek zdać sobie sprawę, że nie każda wzdycha do owego idealnego obrazu "Apolla" prosto z okładki magazynu modowego...

128

Odp: Plaża nudystów
bagienni_k napisał/a:

Ciekawie byłoby usłyszeć opinie czy powody rezygnacji z posiadania dzieci od niektórych użytkowników tego forum, choć wiadomo, że nie każdy chce czy lubi o tym rozmawiać.

Wiesz co, kilka miesięcy temu miałem taką rozmowę ze znajomymi, w większym gronie, przy okazji tematu napływu ukrańców, rąk do pracy i demografi właśnie. Tylko jedna parka miała dziecko - z wpadki.

Argumenty padały klasyczne - bo ekonomia nie taka i tym podobne. Ale jak podrążyliśmy głębiej to wyszło przede wszystkim życie w ciągłym strachu. Za czasów naszych rodziców (podobnie jak ty mam okolice 40stki) to pomimo realnego widma wojny atomowej, w przyszłość patrzono z nadzieją. Wiesz - wizje miast przyszłości, gwałtowny rozwój technologii i wciąż dużo miejsca na rozwój. Z jednej strony atomowa apokalipsa, ale z drugiej jetsonowie i gwałtowny rozwój technologiczny oraz humanitarny. Dzisiaj perspektywa życia jest u większości odmienna. Ile to już końców świata przeżyliśmy? Upadek ZSRR, Czarnobyl, milenijną pluskwę, kalendarz majów....przecież lata 90te i wczesne 2000 to masz nic tylko Armagedony, Pojutrza i podobne wizje. Dzisiaj niewiele lepiej - jakie media nie odpalisz tam wojna, głód, fale imigrantów, skażenie, a jak wystawisz ryja na dwór to betonoza i smog taki, że momentami człowieka aż zatyka jak przy gazie pieprzowym.

Osobiście myślę, że to kompilacja czynników. Bo mamy wszystko i nie mamy do czego dążyć i o ile nie wskoczymy w technologie rodem ze Star Treka, to niewiele się zmieni w naszych życiach. Nie mamy za czym dążyć. Nawet takie rzeczy, co za naszych rodziców były sezonowe jak mleko czy jajka lub owoce, to dziś mamy dostępne na skinienie palcem. To coś jak w tym eksperymencie mysiej utopii (Eksperyment Calhouna - ale myślę, ze jako biologowi to powinno ci się obić o uszy). Weszliśmy po prostu w czwarty okres rozwoju i tyle.

+ to co tradycyjnie się mówi - czyli właśnie ekonomia i brak realnych perspektyw rozwojowych w ujęciu globalnym.







PS. Zacznijmy od tego, że modowe magazyny ze stereotypowymi wizerunkami 'męskich facetów' nie są tworzone dla kobiet, tylko dla samych facetów. Tak jak (prawie) żaden facet nie czytuje vivy czy innego cosmopolitana, tak nie ma kobiet rozpływających się nad okładkami mens health. wink

129

Odp: Plaża nudystów

Na wszelkie pluskwy milenijne czy inne Armagedony nie zwracałem uwagi, zaś wcześniej ich unikałem. Bardziej byłbym skłonny zwrócić uwagę na sens czy efekty owego eksperymentu Calhouna czy tym bardziej realia życia w niektórych lokalizacjach, gdzie chociażby smog daje się ostro we znaki(mieszkam w takim mieście).

Każdy może się nieco inaczej tłumaczyć ze swoich decyzji. W moim środowisku mówi się czasami, u bardziej radykalnych jego przedstawicieli, że "najlepszym, co możesz zrobić dla Ziemi, to zrezygnować z potomstwa". Gdzie indziej zaś "najlepszym środkiem antykoncepcyjnym jest kredyt mieszkaniowy". Można sobie wybrać z czym się bardziej identyfikujemy, jednak w każdym stwierdzeniu można odnaleźć sens. Mamy wszystko na wyciągnięcie ręki, więc często nie wiemy tak naprawdę, co z tym zrobić, bo mamy zbyt dużo czasu.
Spadek wskaźnika dzietności to nie tylko zresztą mniejsza liczba par, decydujących się na potomstwo, ale też spadek liczby dzieci, jakie posiadają statystyczni rodzice. Widać to wyraźnie na przestrzeni ostatnich 100 lat. Moja babcia(rocznik 1929) była jednym z 12-ciorga dzieci, gdzie do dzisiaj dożyła jedna ciotka. Pokolenie moich rodziców to już trójka, czwórka czy piątka dzieci. Dzisiaj wśród mojego pokolenia nie znam kogokolwiek, kto ma więcej niż 3 dzieci. Swoisty paradoks, który może się wydawać niepojęty na pierwszy rzut oka. W przypadku rodziny mojej babci, to chłopskie małżeństwo, żyjące z uprawy roli w czasach, kiedy "nie przelewało się" nikomu, delikatnie mówiąc(czasy młodości mojego pradziadka to czasy I wojny światowej). Po drugiej stronie szali mamy czasy współczesne, gdzie dobrze zarabiająca para małżonków, z dostępem do wszelkich wygód, nie decyduje się zbyt często na więcej niż 2 czy ewentualnie 3 dzieciaków.
Jeśli weźmiemy jednak pod uwagę realia życia i zagrożenia, jakie napotykali ludzie te 100 lat temu, to nie ma się czemu dziwić. Wysoka śmiertelność niemowląt i małych dzieci, wynikająca z chorób zakaźnych czy niedożywienia, połączona z efektami nieraz ciężkiej ich pracy(dzieciaki zamiast się uczyć, jak dzisiaj, obsługiwali gospodarstwo swojej rodziny).

Tutaj, na forum, kilka razy parę Użytkowniczek tłumaczyło się niejako ze swojej decyzji czy wyborów, odnośnie rezygnacji z rodzicielstwa, jednak nie brzmiało to nigdy jakoś specjalnie dosadnie, brak było kokretnych argumentów. Można się jedynie domyślać co każdy indywidualnie miał na myśli.

130

Odp: Plaża nudystów
bagienni_k napisał/a:

Odnośnie poruszonego przeze mnie tematu zdrowotnego czy też swoich własnych przeżyć, to akurat sam byłem zaskoczony dość sporo tym, jak dobrze trafiłem z opieką medyczną w moim przypadku. Nie wiem, czy to wynikało z mojego wieku czy zwyczajnie spotkało mnie szczęście, że zaopiekował się mną wyrozumiały personel, ale nie mogę mieć większych zastrzeżeń co do sposobu, w jaki byłem traktowany, jeśli popatrzeć na to z perspektywy czasu. Cała opieka szpitalna, w szczególności nadzór ordynatora nad moim przypadkiem sprawiły, że byłem szczerze zaskoczony całą sytuacją.

Dobrze słyszeć pozytywną historię związaną z naszą służbą zdrowia. Niestety różnie to bywa, zależy na jakich się trafi lekarzy. Widać trafiłeś na tych z powołania. Moja matka też nie narzekała na opiekę, gdy zdiagnozowano u niej raka płuc. Skierowano ją od razu do miejsca, gdzie pracowali najlepsi w okolicy specjaliści onkologii. Musiała jeździć ponad sto kilometrów w jedną stronę, ale przynajmniej wiedziała, że jest w dobrych rękach. Sama mam bardzo mieszane doświadczenia, bo trafiłam na paru fajnych lekarzy, ale było też wielu takich, którzy ewidentnie wyczekiwali, aż wyjdę z gabinetu i przestanę zawracać im gitarę, albo rzucali jakieś prostackie teksty. Jak lekarz, który mi powiedział, że skoro pracuję fizycznie, to nie powinno mi przeszkadzać, że często boli mnie głowa. Na szczęście mi zależało, żeby znaleźć prawdziwe źródło moich problemów zdrowotnych, więc obskoczyłam kilku różnych specjalistów i porobiłam mnóstwo badań. Straciłam na to dużo nerwów, czasu oraz pieniędzy, ale przynajmniej wiem, z czym mam do czynienia.

JackSparrow napisał/a:

Generalnie to twoją argumentację rozumiem i byłaby ona prawdziwa gdyby nie specyfika męskich sportów, w szczególności kontaktowych. Tu żeby odnieść sukces jaki rzekomo Shini odniósł, to potrzebna jest silna motywacja wewnętrzna, zewnętrzna oraz połączenie talentu z ciężką i konsekwentną pracą.

Nigdy nie byłam dobra w sportach i się na tym nie znam, więc nie będę się wykłócać.
Shini wytłumaczył w którymś poście, jak to u niego wyglądało i skąd te medale.
Jeśli powiedział prawdę, to dla mnie ta historia brzmi całkiem sensownie.

JackSparrow napisał/a:

Już abstrahując od Shiniego to takie kompilacja pozornie sprzecznych cech i oczekiwań jak najbardziej zdarzają się w praktyce. Kiedy przyjmują obraz tak skrajny, że aż patologiczny, to podpada to pod kryteria diagnostyczne takich lub innych schorzeń psychiatrycznych. I to się leczy.

Oczywiście, że się zdarzają i są bardzo destrukcyjne dla ich posiadacza, ale specjalistką nie jestem, tak sobie gdybałam na podstawie postów, które wrzucał na forum. Kolejna sprawa, że więcej mi się rozjaśniło, gdy niedawno opisał, jak zachowuje się w realnym życiu. Tam nikomu poza lekarzami nie mówi o swoich problemach, wszystko dusi w sobie. Decyduje się na szczerość wyłącznie tutaj. Co do ostatniego zdania, to jest pod opieką psychiatry, niedługo zaczyna nową terapię. Widzi, że ma problem i szuka pomocy. Oby ją otrzymał.

JackSparrow napisał/a:

Jesteś chyba trzecią osobą, która to pisze. I to byłoby jakieś tam uzasadnienie jakby Shini miał ~dekadę mniej w peselu.

Uzasadnienie się nie przedawniło. Po prostu kiepsko robić z niego wymówkę na całe życie.
Za dużo ma do stracenia, a licznika później nikt nie wyzeruje.
My to wszystko wiemy, on dopiero zaczyna rozumieć pewne rzeczy.
Wiem, że nie wierzysz w sporą część jego opowieści, jednak wciąż tu jesteś.
Być może zaprzeczysz, ale chyba sam nie postawiłeś na nim jeszcze krzyżyka.

JackSparrow napisał/a:

Nie, dzieci mieć z żoną nie możemy, ale często robimy na zastępstwo po rodzinie.

Rozumiem i szczerze współczuję.

Muqin napisał/a:

To ja tak wpadnę na chwilę i zauważę, że po pierwsze znowu czytam o czyjejś winie, a przecie jeśli już to raczej by można przyczyn poszukać, nie winnych. Tak mi się zauważyło, że z pewnego punktu widzenia Shini posiada dar oraz wielce interesującą umiejętność skupiania na sobie uwagi rozmówców.

Użyłam tego słowa, ponieważ odniosłam wrażenie, że Shini zaczyna być obwiniany o to, że znaczna część postów w tym temacie jest poświęcona jego osobie. A przecież został tu przeze mnie osobiście zaproszony i nikogo nie namawia, aby z nim nadal dyskutował. Jest uprzejmy, kulturalny, wszystkich traktuje na równi. Mi jego towarzystwo odpowiada, inaczej już dawno przestałabym z nim pisać. Nie bawię się w ratownika, więc nawet jeśli oleje każde moje słowo, to nie będę miała poczucia straty. Jestem tu z własnej woli. Z innymi też rozmawiam dlatego, że mam na to ochotę. Ostatnie, czego bym sobie życzyła, to alienacja kogokolwiek z obecnego tu towarzystwa.

Muqin napisał/a:

Ja się od zawsze czułam totalnie przez tzw. świat nierozumiana, bo odkąd pamiętam dla mnie radość z indywidualnego zwycięstwa nad kimś , czy to w sporcie czy w szkole i na studiach to było coś całkiem niepojętego. Serio. Widziałam, ze ktoś się cieszy, że był "najlepszy" , że wygrał i... no nie wiedziałam, z czego on czy ona się właściwie cieszy. Do dziś nie wiem. O ile radość z sukcesu typu "załatwię coś podobno nie do załatwienia" albo "dowiem się czegoś, co mnie ciekawi choćbym miała rok na to poświęcić" to owszem, znam,  ale "radość z wygranej czy "radość ze zwycięstwa" są mi totalnie obce.

Ciekawe. Czy w takim razie nigdy nie czułaś potrzeby rywalizacji z kimś?
Jeśli jeszcze kiedyś postanowisz tu wpaść, to chętnie poznam odpowiedź.

Tamiraa napisał/a:

No, nie, zanim odkopałam tę wypowiedź, to jednak trochę mi zeszło smile Nie traktuj  tego, co napisałam jako atak. Mnie też się wydawało do pewnego czasu, że tylko miło dyskutuję, bo jest  jednak rozdźwięk między tym, co chcielibyśmy, żeby było, a tym, co jest naprawdę. Osoby piszące w sposób kulturalny tak jak ty są tu zresztą na wagę złota. W zasadzie już o tym wspomniałaś, że dyskutujesz sobie z kimś i jest miło i przyjemnie aż tu dostajesz wirtualnym obuchem w głowę. Więc co robisz? Zaprzestajesz dyskusji? Ale ta dyskusja już była i ty z tym kimś dyskutowałaś.

Spoko, absolutnie nie odbieram tego jako atak. Po prostu serio byłam ciekawa, czy któraś z moich wypowiedzi okazała się być truizmem bez pokrycia. Oczywiście z pominięciem postów wrzucanych tu dekadę temu, bo powiedzmy sobie szczerze, byłam wtedy dzieciakiem i nawet niespecjalnie pamiętam, jakie kwestie poruszałam. Te dyskusje, o których teraz wspomniałam, to bardziej krótkie wymiany zdań. Jeśli widzę, że ktoś odpowiada w sposób wulgarny i agresywny, dziękuję mu za dalsza rozmowę i na tym kończę. Zdarza mi się czasem, że zwrócę komuś uwagę, choć z powodzeniem mogłabym tę osobę zignorować, ale to tyle. Generalnie w takich miejscach bez dystansu długo się nie pociągnie, bo są jak magnes dla wszelkiej maści trolli i wariatów. Ciężko ich było wyplenić za czasów moderacji, a co dopiero teraz, jak forum rządzi wolna amerykanka.

Posty [ 66 do 130 z 407 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 7 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024