Tamiraa napisał/a:Legat napisał/a:Coś tu nie gra.
No, pewnie, że nie gra, ale przecież wam to podobno nie przeszkadza 
Masz jakiś sposób, by zerknąć za zasłonę?
Wypowiadając się w tym czy innym temacie, odnosimy się do podanych info, przesiewamy przez swoje sito i dzielimy się efektem. Albo i nie.
Dla mnie to albo pic na wodę, albo autor jest tak przestraszonym dzieciakiem, że zrobi wszystko by się ze swoimi demonami nie zmierzyć.
Wydaje mu się, że to od niego będzie zależeć.
To tak nie działa.
Jedynym prawdziwym problemem w tej historii są emocje bohatera.
Człowiek, który byłby stabilny w tym temacie, przeżywałby to zupełnie inaczej, działał inaczej.
Od samego początku wybrzmiewa strach, jako siła napędowa zachowań bohatera.
Strach, któremu się poddaje albo z którym walczy, ale panicznie boi się zajrzeć pod spód, na jego siłę napędową.
Wydaje mu się, że całe jego jestestwo zależy od obecnego status quo.
Chciałby stan obecny poprawić, ale kiedy się okazuje że być może chce naprawiać coś, co nie istnieje, odrzuca tę wiedzę.
On to wszystko robi nie dla żony i nie dla dziecka, tylko dlatego że się panicznie boi.
Gdyby mu ten strach odjąć, pokazać że da się żyć inaczej i też dobrze, nie wahałby się ani chwili.
Tyle, że to wymaga pracy, przejścia i oswojenia się z nieznanym.
Czyli tego, czego autor się boi. I tak koło się zamyka.
Legat napisał/a:Jeszcze jedna rzecz. Nie ma sensu łączyć zdrady żony z późniejszym rozstrzygnięciem co z dzieckiem. Kobieta zawsze powie, że mąż był kiepskim mężem, a ona musiała szukać wsparcia i została przez tego drugiego wykorzystana. Trzeba by było wykazać, że jest fatalną matką, bo. np. przez romans z gachem zaniedbywała swoje obowiązki. A jak sam Autor napisał matką jest dobrą. I tu widzimy, że jeśli ojciec będzie się rzucał, chciał coś dowodzić odnośnie jej zdrad, sam sobie będzie szkodził.
Tu wcale nie chodzi o to, by przejąć kontrolę nad dzieckiem. Niewykonalne to zresztą, chyba nikt tego nie sugerował.
Chodzi o zebranie kwitów, które spowodują że będzie miał argumenty. Czy w sądzie, czy jeszcze zanim do tego dojdzie, przy negocjacjach z żoną.
Wtedy może mieć wpływ na kształt podziału opieki nad dzieckiem, czy na podział majątku.
Raczej nie w sądzie, ale grając tym z żoną, może sporo ugrać.
Udowodnienie winy może mieć tylko jeden podstawowy cel, uniknięcie alimentów na eks. Tutaj raczej tego tematu nie będzie, skoro ona sobie dobrze radzi.
W normalnej sytuacji, gość powinien zbierać po cichu kwity i przygotowywać się do rozwodu, słuchając rad osób, które mają z tym do czynienia na codzień.
Kiedy byłby zdecydowany kończyć tę maskaradę, bierze kogoś do negocjacji, spisuje punkty na których mu zależy i dogaduje się z żoną. Tak, żeby do sądu poszli już z gotowymi rozwiązaniami, które sąd będzie miał tylko przyklepać.
To się nigdy nie uda, jeśli gość się nie przygotuje. Jeśli będzie liczył na wspaniałomyślność kobiety, której zdrady i oszustwa zamierza odkryć.
W normalnej sytuacji, tak powinno to wyglądać.
Patrząc na zachowanie autora, jestem w stanie założyć że przy odpowiedniej obróbce byłby w stanie wybaczyć wszystko małżonce a nawet przystać na związek otwarty.
Byle się mu żona zbyt ostentacyjnie nie pchała z kochankiem przed oczy. Jedyne na czym mu zależy, to spokój.
Przynajmniej teraz, bo gdyby już ten spokój miał, znów zacząłby stroszyć piórka.
Dobra drama, choć już przeciągana nieco. Autor dobrze zaczął, wydawało się że ma szansę wyprostować relację, ale dotarł do wiedzy której się nie spodziewał.
Piłka po jego stronie. O ile nie spierdoli wcześniej z kortu, nie podda setu.
Zerknę czasem zobaczyć na wynik, choć śledzenie na bieżąco tej jego szarpaniy z samym sobą zaczyna być męczące.