Motocyklistka napisał/a:pogubiłam się już w tej ciapowatości osiedlowej 
To przysłowiowe dawanie Mieciowi browara
Tak Johny, znam to, bo wiele razy to widziałem, a z racji wieku widziałem jak kończyli ci, co zaczynali donosicielstwo w wieku szkolno-studenckim. I powiem ci - marnie. Nie utrzymywałem nigdy bliższych kontaktów z takimi ludźmi, ale o jednym to wiem, że popełnił samobójstwo. Nikt nie był zdziwiony. Ani też jakoś specjalnie smutny. Na pogrzeb nie przyszedł nikt poza jego rodzicami, choć wydawało mu się, że ma tylu przyjaciół i znajomych. Po prostu nie da się żyć z tak słabą psychiką kiedy każda, nawet najmniejsza konieczność konfrontacji wywołuje tak paniczny strach i wycofanie. Życie nie jest usłane różami i trzeba umieć zatroszczyć się o swój interes. Jak nie potrafisz wytyczać granic, a do tego próbujesz ugrywać swoje cudzymi rękami poprzez donosicielstwo, to ostatecznie nikt cię nie lubi, nikt cię nie szanuje. Nikt też nie stworzy rzeczywistej więzi z osobą, wobec której nie ma zaufania. A aspołecznym donosicielom nikt nie ufa, bo nigdy nie wiesz jak i co wykorzystają z tego, co się do nich mówi lub w czym uczestniczą razem z tobą (lub raczej czego są obserwatorami, bo sami nigdy nie uczestniczą).
Donoszenie to wejście na wojenną ścieżkę. Ja proponuję bardziej pokojowe rozwiązanie - po prostu normalne zagadanie. Przedstawienie się, poznanie z imienia sąsiadów - rówieśników i społecznie akceptowalną "łapówkę" w postaci wkupnego czy też frycowego. I normalne, jak człowiek zagadanie i zapytanie o co im dokładnie chodzi - czy to jakaś forma konkursu kto gorzej kamieniem rzuca, czy co. Jak się wychodzi do takich ludzi normalnie, ale stanowczo, to i normalnie jest się traktowanym. To nie jest żadne kozaczenie - to podstawy społecznego obyczaju. tym bardziej, że to nie są jakieś tam bandziory z powiązaniami gangsterskimi. To tylko nastolatki. I nie, to nie mają być jego koledzy do grobowej deski (choć są w życiu sytuacje, kiedy warto mieć na podorędziu kilku takich znajomych), tylko ma przestać być tym wytykanym, osiedlowym dziwakiem, którego nikt nie zna. To anonimowość jest jego prawdziwym wrogiem, a bierność przyczyną problemów.
Owszem - można pisać o kursach samoobrony, o siłowni i tężyźnie fizycznej tylko po co? Osiedlowym koksem i tak nie będzie, a wejście na ten etap i tak oznacza lata wytężonej pracy, a ostatecznie i tak do konfrontacji będzie musiało dość. Tylko po co marnować kolejnych x lat życia dla osób, z którymi i tak nie chce się mieć jakichś szczególnych konotacji? Przecież wystarczy się odezwać i przestać być anonimowym odludkiem.