Cześć, w tym roku skończę 19lat. Piszę tę wiadomość bo za bardzo nie mam się komu zwierzyć, a trudno jest wszystko w sobie dusić.
Mieszkam w małym 90 tysięcznym mieście, na wydawać by się mogło spokojnym osiedlu. Niestety jestem zaczepiany przez grupkę osiedlowych chłopaków. Nie znam ich, a oni mnie. W sumie nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Na osiedle przeprowadziłem się jako nastolatek i jako osoba introwertyczna nie czułem potrzeby wychodzenia "na podwórko".
Zawsze miałem wąskie grono kolegów z klasy, z którymi poza szkołą utrzymywałem kontakt.
Mój blok znajduje się przy osiedlowym "placyku" gdzie mieści się sporo ławeczek. To tam przesiadują zaczepiające mnie łobuzy.
Przykładowo wracając ze sklepu zmuszony byłem przejść obok. Chłopaki (w moim wieku) rzucali mi pod nogi kamienie.
Innym razem jako, że miałem na sobie koszulkę pumy krzyczeli w moją stronę "ej puma", "puuuuumaaa", "heloooł puumo".
Jeszcze innym razem spotkałem ich stojąc w kolejce przy kasie. Zaczęli się ze mnie nabijać "ooo nasz kolega", po czym zagadali do mnie "schowaj łańcuszek bo jeszcze ci go ktoś ukradnie".
Od tamtej pory wiedząc, że rodzice chcą mnie wysłać w sobotę do sklepu, wstaję o 6 rano by zrobić zakupy zanim ci chłopacy zajmą osiedlowe ławeczki.
Któregoś razu wracając ze szkoły kopali sobie piłkę, która uciekła im i trafiła pod moje nogi. Odkopałem im, wtedy jeden z nich podszedł i podstawił mi haka mówiąc "nie kop jej".
Nie czuję się bezpiecznie na osiedlu, na którym mieszkam. Chłopaki przesiadują na tych ławkach w pobliżu mojego bloku, a każde przejście obok nich kończy się zaczepkami słownymi. Oni ciągle są w grupce 5-10 osobowej, więc czują się pewnie. Mnie ich widok stresuje.