Bardzo mądrze radzisz autorce wątku...po co te nerwy ? przcież nic się nie stało ehh.. może jak będziesz zdradzana ( czego oczywiście nie życzę ) , to wtedy zaglądnij na wątek i udzielaj rad
Oczywiście, że nie rozumiem po co te nerwy skoro jak sama pisała ma przecież dzieci i wnuki i swój własny schemat na życie z zasadami, wiernością i wszystkimi innymi małżeńskimi bajerami. Mąż i tak był na najdalszym planie bo na pierwszych było wszystko to co wymieniłam i zapewne wiele innych rzeczy poza jego osobą (szczerze sama bym szukała odskoczni, po co burzyć komuś jego wyidealizowany świat z pięknymi zasadami przypominając o swojej marnej osobie z prymitywnymi ludzkimi potrzebami skoro można się odsunąć na amen). Świadomie pozwoliła mu się zatracić, być może naprawdę była zaślepiona swoją "miłością".
Na ten temat wypowiadałam się już wyżej , jak widać szacunek, uczciwość i wierność nie są Ci znane
Oczywiście, że są mi znane ale na te 3 rzeczy trzeba też sobie zasłużyć, a nie tylko ich wymagać w związku. Tu już dochodzą do głosu te niby "błahe sprawy", które nie robią wrażenia na jednej stronie ale mogły być przełomowe dla drugiej. Jak już pisałam wyżej nie można wszystkich mierzyć swoją miarą, a LAWENDA tego się niestety trzymała. Miała swój piękny świat, swoje piękne zasady i wyidealizowane myśli, swoje piękne otoczenie, piękne ciało męża (gdzieś tam pisała że był w stylu macho), sama była piękna (także pisała gdzieś o tym wyżej) ale zabrakło gdzieś w tym wszystkim duszy tego faceta, dlatego nie dziwię się, że duchem powędrował do innej i brzydszej.
I jesteś w błędzie, bo miłość istnieje, a to, że Ty jej nigdy nie doświadczyłaś, nie oznacza, że jej nie ma
Miłość istnieje ale tylko między rodzicami i ich dziećmi, między dziadkami i wnukami, chociaż to też nie we wszystkich przypadkach. Między obcymi sobie ludźmi istnieje tylko czysta chemia. Związki chemiczne a co za tym idzie związki międzyludzkie niestety nie są trwałe dlatego trzeba je stale odbudowywać i o nie dbać. Piękne zasady, piękny wygląd i piękny styl życia nie zrobią tego za nas.
LAWENDA widzisz, Ty kochałaś męża, a on był tylko przywiązany
hi, hi .. honia, czytając Twoje posty nasuwa mi się myśl, że jesteś odskocznią dla " przywiązanych facetów "
Jak już wspomniałam wyżej kochać mogła jedynie swoje dzieci i wnuki. Nie jestem i nie byłam nigdy odskocznią dla "przywiązanych facetów" - mam swojego stałego "przywiązanego faceta" i zawsze jestem świadoma tego, że może się kiedyś odwiązać. Nigdy nikomu nie mam zamiaru bezgranicznie zaufać, bo to jest z lekka dziecinada. W sumie tylko dzieci mogą sobie pozwolić na bezgranicznie zaufanie swoim rodzicom.
I tutaj właściwie co do rozmowy się zgodzę. Może z nim porozmawiać, jednak co do przyjaźni, w wypadku, gdy uczucie z obu stron nie wygasło - nie ma mowy. Zawsze jedna strona ( ta, która coś jeszcze czuje ) będzie przy spotkaniach cierpieć, więc " przyjaźń" jest możliwa tylko wtedy, gdy obie strony nic do siebie nie czują.
Ten facet był z nią aż 32 lata i dla tego samego faktu jest to możliwe o ile LAWENDA uświadomi sobie, że życie nie polega na samych ideałach i zasadach. Dla mojej matki np świat się składa tylko ze złodziei i kur.. . Może gdyby te panie się spotkały i pogadały ze sobą znalazłyby w końcu jakiś złoty środek swoich idei w myśl, których żyją
Bardzo dobrze honia, że się wypowiadasz- po to jest forum, by każdy mógł napisać swoje zdanie. Wytłumaczę Ci cos: za sytuację, która doprowadza do zdrady odpowiadają obie strony. Owszem, LAWENDA mogła się bardziej postarać, ale widocznie miała do męża ZAUFANIE . Jaśnie Pan natomiast ślubował miłość, wierność i uczciwość. Jeżeli cos mu nie pasowało, czegoś brakowało , powinien przyjść i z żoną porozmawiać . Ale po co ? może myślał tak jak Ty honia, że jak jest rutyna , to się robi skok w bok ? Winny jest zawsze ZDRADZAJĄCY
Po pierwsze jak już pisałam wyżej bezgraniczne zaufanie jest w związku raczej niedorzeczne. Po drugie jeżeli ktoś się w czymś zatraca sam traci kontrolę i od tego jest partner żeby pomógł mu z tego wybrnąć. LAWENDA widziała problem u męża i jego zatracenie ale nic w tym kierunku nie robiła bo naiwnie wierzyła, naiwnie ufała i nawinie "kochała". Skoro już się tak kierowała tymi małżeński zasadami to jej obowiązkiem było zareagować widząc, że z mężem jest coś nie tak. Przez swoje śmieszne zaufanie i naiwną "miłość" sama straciła kontrolę nad własnym związkiem i padła ofiarą własnej naiwności.