Jak to poukładać - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony Poprzednia 1 2

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 99 z 99 ]

66 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2023-05-26 20:55:54)

Odp: Jak to poukładać

Problem to ty masz z czytaniem.

Więc jak chłop krowie na rowie; On nie będzie taki jakbyś chciała, a ty trwonisz czas próbując zrobić z niego kogoś, kim on nie chce i nie może być.

Zobacz podobne tematy :

67 Ostatnio edytowany przez szeptem (2023-05-26 21:27:03)

Odp: Jak to poukładać

AnnoF po co Ty marnujesz czas na pogawędki z tym człowiekiem? On myśli, że Cię urobił i nadal wszystko jest ok, i się cieszy. Ja na Twoim miejscu powiedziałabym mu konkretnie co i jak - w stylu dziękuję za wspólny czas ale nasze pragnienia i potrzeby się zdecydowanie rozmijają, trzymaj się. I ucięła kontakt. Naprawdę szkoda każdego dnia, bo z tego nic nie będzie. Pozbierasz się i pójdziesz dalej a co on zrobi to już jego sprawa (najpewniej zbajeruje kolejną naiwną).

68

Odp: Jak to poukładać
AnnaF napisał/a:

Nie wiem skąd Twoja agresja. Od niemal pół roku codziennie słucham o jego problemach, poprawiam mu cv, podsyłam czasem oferty pracy, karmię, wysłuchuję itd. To mało?

Nope, to szczerze mówiąc jest za dużo.
Wchodzisz w pozycję pocieszycielki, terapeutki, matki. A z matkami się nie sypia, z matkami nie ma ognia, namiętności i planowania przyszłości. Z matkami nie chce się ślubu, dzieci, ani wspólnego mieszkania jeśli ma się 45 lat.

AnnaF napisał/a:

Ok ale ile tak można?
dopóki kogoś nie pozna?
On ma 45 lat nie jest dzieckiem...

Pytasz o to, ile on tak może? Odpowiedzi są dwie. Po pierwsze, dopóki Ty będziesz na to pozwalać. Nie wiem czemu nie chcesz zrozumieć, że jemu jest dobrze tak jak jest teraz i nie chce niczego zmieniać.
Lub po drugie - dopóki nie pozna kogoś, z kim natychmiast będzie chciał zrobić wszystkie te rzeczy, których nie chce robić z Tobą. Wtedy się przekonasz, jak szybko przejdą mu traumy, strachy i bóle istnienia.

69

Odp: Jak to poukładać
Dracarys napisał/a:
AnnaF napisał/a:

Nie wiem skąd Twoja agresja. Od niemal pół roku codziennie słucham o jego problemach, poprawiam mu cv, podsyłam czasem oferty pracy, karmię, wysłuchuję itd. To mało?

Nope, to szczerze mówiąc jest za dużo.
Wchodzisz w pozycję pocieszycielki, terapeutki, matki. A z matkami się nie sypia, z matkami nie ma ognia, namiętności i planowania przyszłości. Z matkami nie chce się ślubu, dzieci, ani wspólnego mieszkania jeśli ma się 45 lat.

AnnaF napisał/a:

Ok ale ile tak można?
dopóki kogoś nie pozna?
On ma 45 lat nie jest dzieckiem...

Pytasz o to, ile on tak może? Odpowiedzi są dwie. Po pierwsze, dopóki Ty będziesz na to pozwalać. Nie wiem czemu nie chcesz zrozumieć, że jemu jest dobrze tak jak jest teraz i nie chce niczego zmieniać.
Lub po drugie - dopóki nie pozna kogoś, z kim natychmiast będzie chciał zrobić wszystkie te rzeczy, których nie chce robić z Tobą. Wtedy się przekonasz, jak szybko przejdą mu traumy, strachy i bóle istnienia.

Czyli dostanie tego olśnienia o którym mowa w drugim temacie.

70

Odp: Jak to poukładać
Dracarys napisał/a:
AnnaF napisał/a:

Nie wiem skąd Twoja agresja. Od niemal pół roku codziennie słucham o jego problemach, poprawiam mu cv, podsyłam czasem oferty pracy, karmię, wysłuchuję itd. To mało?

Nope, to szczerze mówiąc jest za dużo.
Wchodzisz w pozycję pocieszycielki, terapeutki, matki. A z matkami się nie sypia, z matkami nie ma ognia, namiętności i planowania przyszłości. Z matkami nie chce się ślubu, dzieci, ani wspólnego mieszkania jeśli ma się 45 lat.

AnnaF napisał/a:

Ok ale ile tak można?
dopóki kogoś nie pozna?
On ma 45 lat nie jest dzieckiem...

Pytasz o to, ile on tak może? Odpowiedzi są dwie. Po pierwsze, dopóki Ty będziesz na to pozwalać. Nie wiem czemu nie chcesz zrozumieć, że jemu jest dobrze tak jak jest teraz i nie chce niczego zmieniać.
Lub po drugie - dopóki nie pozna kogoś, z kim natychmiast będzie chciał zrobić wszystkie te rzeczy, których nie chce robić z Tobą. Wtedy się przekonasz, jak szybko przejdą mu traumy, strachy i bóle istnienia.

Też tak sądzę.

Facet od prawie roku spotyka się z nią 1-2 razy w tygodniu, nie chce z nią mieszkać, nie przedstawił jej dziecka, nie planuje z nią konkretnie przyszłości. W tej sytuacji jedyne wsparcie, jakiego mógłby oczekiwać, to może jakaś miła emotka od czasu do czasu.

Poza tym nie zawsze szukanie przyczyn danego zachowania ma sens. Może i jemu źle, może i ma trudny okres, ale nie zmienia to faktu, że na razie nie chce Ciebie w swoim życiu na stałe. Nie jesteś na liście jego priorytetów, niezależnie od powodów. Lepiej się z tym pogodzić i reagować adekwatnie do stanu faktycznego niż usprawiedliwiać i skupiać się na przyczynach.

71

Odp: Jak to poukładać
SaraS napisał/a:
Dracarys napisał/a:
AnnaF napisał/a:

Nie wiem skąd Twoja agresja. Od niemal pół roku codziennie słucham o jego problemach, poprawiam mu cv, podsyłam czasem oferty pracy, karmię, wysłuchuję itd. To mało?

Nope, to szczerze mówiąc jest za dużo.
Wchodzisz w pozycję pocieszycielki, terapeutki, matki. A z matkami się nie sypia, z matkami nie ma ognia, namiętności i planowania przyszłości. Z matkami nie chce się ślubu, dzieci, ani wspólnego mieszkania jeśli ma się 45 lat.

AnnaF napisał/a:

Ok ale ile tak można?
dopóki kogoś nie pozna?
On ma 45 lat nie jest dzieckiem...

Pytasz o to, ile on tak może? Odpowiedzi są dwie. Po pierwsze, dopóki Ty będziesz na to pozwalać. Nie wiem czemu nie chcesz zrozumieć, że jemu jest dobrze tak jak jest teraz i nie chce niczego zmieniać.
Lub po drugie - dopóki nie pozna kogoś, z kim natychmiast będzie chciał zrobić wszystkie te rzeczy, których nie chce robić z Tobą. Wtedy się przekonasz, jak szybko przejdą mu traumy, strachy i bóle istnienia.

Też tak sądzę.

Facet od prawie roku spotyka się z nią 1-2 razy w tygodniu, nie chce z nią mieszkać, nie przedstawił jej dziecka, nie planuje z nią konkretnie przyszłości. W tej sytuacji jedyne wsparcie, jakiego mógłby oczekiwać, to może jakaś miła emotka od czasu do czasu.

Poza tym nie zawsze szukanie przyczyn danego zachowania ma sens. Może i jemu źle, może i ma trudny okres, ale nie zmienia to faktu, że na razie nie chce Ciebie w swoim życiu na stałe. Nie jesteś na liście jego priorytetów, niezależnie od powodów. Lepiej się z tym pogodzić i reagować adekwatnie do stanu faktycznego niż usprawiedliwiać i skupiać się na przyczynach.

Ale podejście tego faceta wydaje mi się jak najbardziej zrozumiałe. Widzę tu kilka kwestii, których ewidentnie nie łapiecie:

1) Kwestia rozwodu. Jeśli ktoś jest w podobnym wieku i ma za sobą długie małżeństwo, które jeszcze zakończyło się w traumatyczny dla faceta sposób, to 11 miesięcy jest bardzo krótkim czasem na to by się upewnić że to jest to, że ponownie chce się wejść do rzeki o nazwie wspólne mieszkanie czy małżeństwo; całkiem normalne że takiemu komuś trzeba więcej czasu do namysłu i musi być bardziej pewny niż "debiutant", bo właśnie w odróżnieniu od debiutanta jest świadom wszelkich konsekwencji rypnięcia się małżeństwa czy związku o statusie "prawie małżeństwa", zwłaszcza z dziećmi. I nie ma zresztą co tu pie...ić o traumie i roztrząsać akurat tego aspektu sprawy, bo to kwestia świadomości konsekwencji, a nie traumy.

2) Poinformowanie dziecka. Jedyna babka z więcej niż jednym dzieckiem (spośród tych poznanych na portalu) poinformowała dzieci o poprzednim partnerze dopiero po circa 2 latach związku (z mężem też się rozstali podobno w niezbyt przyjemnych okolicznościach). Ja sam też jeszcze oficjalnie nie poinformowałem córki, choć intensywnie przygotowuję do tego teren (jak? Jest świadoma tego że wychodzę, nieraz w koszuli, zwłaszcza wieczorami, że przez znaczący procent czasu (kiedy jestem w mieście) mnie nie ma, że z kimś rozmawiam nie jak z kolegą, że z kimś dużo piszę na messengerze... myślę że mógłbym spokojnie postawić dolary przeciwko orzechom że dziś kwestia że się z kimś spotykam jest dla mojej córki tajemnicą poliszynela). Ale ta rozmowa zawsze jest bardzo trudna dla ojca i dlatego akurat to mi nie pasowało w relacjach Kaszpira: to zbyt wczesne wprowadzanie nowych kobiet w świat ich czy jego dzieci. I w takiej sytuacji zawsze trzeba myśleć o ryzyku związanym z tym że najbliższe człowiekowi osoby wzajemnie się nie zaakceptują. Bo ja z czymś takim żyłem przez ileś lat i jest to BARDZO wykańczające psychicznie, a jednocześnie człowiek nic z tym nie może zrobić, bo nie da się zmusić jednej strony żeby polubiła drugą, a główny zainteresowany jest wiecznie między młotem i kowadłem. A w wypadku rozwodnika mogą dojść jeszcze problemy stworzone przez byłą, ot tak ze zwykłej złośliwości.

Poinformowanie dziecka o partnerce/partnerze powinno mieć miejsce dopiero gdy wszyscy sa pewni że to NAPRAWDĘ trwały związek (tu też irytująca jest niespójność myślenia iluś osób wypowiadających się tutaj, które z jednej strony nie uznają 11-miesięcznego związku za trwały, a z drugiej wyrażają oburzenie że facet na tym etapie nie oferuje jeszcze wspólnego mieszkania i nie prosi o rękę.

3) Facet na tym etapie i po takich przejściach będzie się wstrzymywać z poważnymi deklaracjami w momencie kiedy ma bardzo niepewną sytuację zawodową, tym bardziej że dla wielu taka deklaracja wymaga otoczki "wjechania na białym koniu", a w tej chwili facet autorki chyba tego białego konia nie ma, co innego bardzo poważnie zaprząta mu myśli i jest to nawet dość zrozumiałe.

72

Odp: Jak to poukładać
SaraS napisał/a:
Dracarys napisał/a:
AnnaF napisał/a:

Nie wiem skąd Twoja agresja. Od niemal pół roku codziennie słucham o jego problemach, poprawiam mu cv, podsyłam czasem oferty pracy, karmię, wysłuchuję itd. To mało?

Nope, to szczerze mówiąc jest za dużo.
Wchodzisz w pozycję pocieszycielki, terapeutki, matki. A z matkami się nie sypia, z matkami nie ma ognia, namiętności i planowania przyszłości. Z matkami nie chce się ślubu, dzieci, ani wspólnego mieszkania jeśli ma się 45 lat.

AnnaF napisał/a:

Ok ale ile tak można?
dopóki kogoś nie pozna?
On ma 45 lat nie jest dzieckiem...

Pytasz o to, ile on tak może? Odpowiedzi są dwie. Po pierwsze, dopóki Ty będziesz na to pozwalać. Nie wiem czemu nie chcesz zrozumieć, że jemu jest dobrze tak jak jest teraz i nie chce niczego zmieniać.
Lub po drugie - dopóki nie pozna kogoś, z kim natychmiast będzie chciał zrobić wszystkie te rzeczy, których nie chce robić z Tobą. Wtedy się przekonasz, jak szybko przejdą mu traumy, strachy i bóle istnienia.

Też tak sądzę.

Facet od prawie roku spotyka się z nią 1-2 razy w tygodniu, nie chce z nią mieszkać, nie przedstawił jej dziecka, nie planuje z nią konkretnie przyszłości. W tej sytuacji jedyne wsparcie, jakiego mógłby oczekiwać, to może jakaś miła emotka od czasu do czasu.

Poza tym nie zawsze szukanie przyczyn danego zachowania ma sens. Może i jemu źle, może i ma trudny okres, ale nie zmienia to faktu, że na razie nie chce Ciebie w swoim życiu na stałe. Nie jesteś na liście jego priorytetów, niezależnie od powodów. Lepiej się z tym pogodzić i reagować adekwatnie do stanu faktycznego niż usprawiedliwiać i skupiać się na przyczynach.

Ale podejście tego faceta wydaje mi się jak najbardziej zrozumiałe. Widzę tu kilka kwestii, których ewidentnie nie łapiecie:

1) Kwestia rozwodu. Jeśli ktoś jest w podobnym wieku i ma za sobą długie małżeństwo, które jeszcze zakończyło się w traumatyczny dla faceta sposób, to 11 miesięcy jest bardzo krótkim czasem na to by się upewnić że to jest to, że ponownie chce się wejść do rzeki o nazwie wspólne mieszkanie czy małżeństwo; całkiem normalne że takiemu komuś trzeba więcej czasu do namysłu i musi być bardziej pewny niż "debiutant", bo właśnie w odróżnieniu od debiutanta jest świadom wszelkich konsekwencji rypnięcia się małżeństwa czy związku o statusie "prawie małżeństwa", zwłaszcza z dziećmi. I nie ma zresztą co tu pie...ić o traumie i roztrząsać akurat tego aspektu sprawy, bo to kwestia świadomości konsekwencji, a nie traumy.

2) Poinformowanie dziecka. Jedyna babka z więcej niż jednym dzieckiem (spośród tych poznanych na portalu) poinformowała dzieci o poprzednim partnerze dopiero po circa 2 latach związku (z mężem też się rozstali podobno w niezbyt przyjemnych okolicznościach). Ja sam też jeszcze oficjalnie nie poinformowałem córki, choć intensywnie przygotowuję do tego teren (jak? Jest świadoma tego że wychodzę, nieraz w koszuli, zwłaszcza wieczorami, że przez znaczący procent czasu (kiedy jestem w mieście) mnie nie ma, że z kimś rozmawiam nie jak z kolegą, że z kimś dużo piszę na messengerze... myślę że mógłbym spokojnie postawić dolary przeciwko orzechom że dziś kwestia że się z kimś spotykam jest dla mojej córki tajemnicą poliszynela). Ale ta rozmowa zawsze jest bardzo trudna dla ojca i dlatego akurat to mi nie pasowało w relacjach Kaszpira: to zbyt wczesne wprowadzanie nowych kobiet w świat ich czy jego dzieci. I w takiej sytuacji zawsze trzeba myśleć o ryzyku związanym z tym że najbliższe człowiekowi osoby wzajemnie się nie zaakceptują. Bo ja z czymś takim żyłem przez ileś lat i jest to BARDZO wykańczające psychicznie, a jednocześnie człowiek nic z tym nie może zrobić, bo nie da się zmusić jednej strony żeby polubiła drugą, a główny zainteresowany jest wiecznie między młotem i kowadłem. A w wypadku rozwodnika mogą dojść jeszcze problemy stworzone przez byłą, ot tak ze zwykłej złośliwości.

Poinformowanie dziecka o partnerce/partnerze powinno mieć miejsce dopiero gdy wszyscy sa pewni że to NAPRAWDĘ trwały związek (tu też irytująca jest niespójność myślenia iluś osób wypowiadających się tutaj, które z jednej strony nie uznają 11-miesięcznego związku za trwały, a z drugiej wyrażają oburzenie że facet na tym etapie nie oferuje jeszcze wspólnego mieszkania i nie prosi o rękę.

3) Facet na tym etapie i po takich przejściach będzie się wstrzymywać z poważnymi deklaracjami w momencie kiedy ma bardzo niepewną sytuację zawodową, tym bardziej że dla wielu taka deklaracja wymaga otoczki "wjechania na białym koniu", a w tej chwili facet autorki chyba tego białego konia nie ma, co innego bardzo poważnie zaprząta mu myśli i jest to nawet dość zrozumiałe.

4) Kwestia mieszkania razem i dziecka: przez dłuższy czas autorka zdawała się podzielać zdanie jej faceta, to dopiero ostatnio jej się nagle odmieniło; facetowi mogło się nie odmienić albo potrzebuje na to więcej czasu i chyba jednak autorka też powinna wziąć to pod uwagę, zwłaszcza że dopiero co sama tak myślała. Facet też mógł się nie spodziewać takiej zmiany, tym bardziej że są kobiety (jak np. moja partnerka) które też wolą mieszkać same i się spotykać, bo ze względu na swoją naturę potrzebują więcej czasu dla siebie, trochę czasu samej ze sobą i to rozumiem, bo sam jestem podobnym typem do niej i dla mnie też niewyobrażalne jest by spędzać każdą jedną chwilę razem (moja była np. tego nie rozumiała).

73

Odp: Jak to poukładać
Nowe_otwarcie napisał/a:
SaraS napisał/a:
Dracarys napisał/a:

Nope, to szczerze mówiąc jest za dużo.
Wchodzisz w pozycję pocieszycielki, terapeutki, matki. A z matkami się nie sypia, z matkami nie ma ognia, namiętności i planowania przyszłości. Z matkami nie chce się ślubu, dzieci, ani wspólnego mieszkania jeśli ma się 45 lat.
Pytasz o to, ile on tak może? Odpowiedzi są dwie. Po pierwsze, dopóki Ty będziesz na to pozwalać. Nie wiem czemu nie chcesz zrozumieć, że jemu jest dobrze tak jak jest teraz i nie chce niczego zmieniać.
Lub po drugie - dopóki nie pozna kogoś, z kim natychmiast będzie chciał zrobić wszystkie te rzeczy, których nie chce robić z Tobą. Wtedy się przekonasz, jak szybko przejdą mu traumy, strachy i bóle istnienia.

Też tak sądzę.

Facet od prawie roku spotyka się z nią 1-2 razy w tygodniu, nie chce z nią mieszkać, nie przedstawił jej dziecka, nie planuje z nią konkretnie przyszłości. W tej sytuacji jedyne wsparcie, jakiego mógłby oczekiwać, to może jakaś miła emotka od czasu do czasu.

Poza tym nie zawsze szukanie przyczyn danego zachowania ma sens. Może i jemu źle, może i ma trudny okres, ale nie zmienia to faktu, że na razie nie chce Ciebie w swoim życiu na stałe. Nie jesteś na liście jego priorytetów, niezależnie od powodów. Lepiej się z tym pogodzić i reagować adekwatnie do stanu faktycznego niż usprawiedliwiać i skupiać się na przyczynach.

Ale podejście tego faceta wydaje mi się jak najbardziej zrozumiałe. Widzę tu kilka kwestii, których ewidentnie nie łapiecie:

1) Kwestia rozwodu. Jeśli ktoś jest w podobnym wieku i ma za sobą długie małżeństwo, które jeszcze zakończyło się w traumatyczny dla faceta sposób, to 11 miesięcy jest bardzo krótkim czasem na to by się upewnić że to jest to, że ponownie chce się wejść do rzeki o nazwie wspólne mieszkanie czy małżeństwo; całkiem normalne że takiemu komuś trzeba więcej czasu do namysłu i musi być bardziej pewny niż "debiutant", bo właśnie w odróżnieniu od debiutanta jest świadom wszelkich konsekwencji rypnięcia się małżeństwa czy związku o statusie "prawie małżeństwa", zwłaszcza z dziećmi. I nie ma zresztą co tu pie...ić o traumie i roztrząsać akurat tego aspektu sprawy, bo to kwestia świadomości konsekwencji, a nie traumy.

2) Poinformowanie dziecka. Jedyna babka z więcej niż jednym dzieckiem (spośród tych poznanych na portalu) poinformowała dzieci o poprzednim partnerze dopiero po circa 2 latach związku (z mężem też się rozstali podobno w niezbyt przyjemnych okolicznościach). Ja sam też jeszcze oficjalnie nie poinformowałem córki, choć intensywnie przygotowuję do tego teren (jak? Jest świadoma tego że wychodzę, nieraz w koszuli, zwłaszcza wieczorami, że przez znaczący procent czasu (kiedy jestem w mieście) mnie nie ma, że z kimś rozmawiam nie jak z kolegą, że z kimś dużo piszę na messengerze... myślę że mógłbym spokojnie postawić dolary przeciwko orzechom że dziś kwestia że się z kimś spotykam jest dla mojej córki tajemnicą poliszynela). Ale ta rozmowa zawsze jest bardzo trudna dla ojca i dlatego akurat to mi nie pasowało w relacjach Kaszpira: to zbyt wczesne wprowadzanie nowych kobiet w świat ich czy jego dzieci. I w takiej sytuacji zawsze trzeba myśleć o ryzyku związanym z tym że najbliższe człowiekowi osoby wzajemnie się nie zaakceptują. Bo ja z czymś takim żyłem przez ileś lat i jest to BARDZO wykańczające psychicznie, a jednocześnie człowiek nic z tym nie może zrobić, bo nie da się zmusić jednej strony żeby polubiła drugą, a główny zainteresowany jest wiecznie między młotem i kowadłem. A w wypadku rozwodnika mogą dojść jeszcze problemy stworzone przez byłą, ot tak ze zwykłej złośliwości.

Poinformowanie dziecka o partnerce/partnerze powinno mieć miejsce dopiero gdy wszyscy sa pewni że to NAPRAWDĘ trwały związek (tu też irytująca jest niespójność myślenia iluś osób wypowiadających się tutaj, które z jednej strony nie uznają 11-miesięcznego związku za trwały, a z drugiej wyrażają oburzenie że facet na tym etapie nie oferuje jeszcze wspólnego mieszkania i nie prosi o rękę.

3) Facet na tym etapie i po takich przejściach będzie się wstrzymywać z poważnymi deklaracjami w momencie kiedy ma bardzo niepewną sytuację zawodową, tym bardziej że dla wielu taka deklaracja wymaga otoczki "wjechania na białym koniu", a w tej chwili facet autorki chyba tego białego konia nie ma, co innego bardzo poważnie zaprząta mu myśli i jest to nawet dość zrozumiałe.

Widzisz autorko? Nie bierz się za dzieciatych bo z nimi same problemy.

74

Odp: Jak to poukładać
M!ri napisał/a:

Widzisz autorko? Nie bierz się za dzieciatych bo z nimi same problemy.

Bo dla takiego faceta potrzeba normalnej kobiety z normalnym, zdrowym podejściem  do życia, empatią i tak dalej, ale zapatrzonej w siebie nadambitnej egoistki jak ty wink

Dobre... napisała kobieta, która ze względu na swoje skrajnie egoistyczne podejście sama trzyma się z daleka od dzieci; to tak jakby pytać księdza o zdanie na temat wychowania dzieci w rodzinie big_smile

75

Odp: Jak to poukładać
Nowe_otwarcie napisał/a:

Ale podejście tego faceta wydaje mi się jak najbardziej zrozumiałe. Widzę tu kilka kwestii, których ewidentnie nie łapiecie:

1) Kwestia rozwodu. Jeśli ktoś jest w podobnym wieku i ma za sobą długie małżeństwo, które jeszcze zakończyło się w traumatyczny dla faceta sposób, to 11 miesięcy jest bardzo krótkim czasem na to by się upewnić że to jest to, że ponownie chce się wejść do rzeki o nazwie wspólne mieszkanie czy małżeństwo; całkiem normalne że takiemu komuś trzeba więcej czasu do namysłu i musi być bardziej pewny niż "debiutant", bo właśnie w odróżnieniu od debiutanta jest świadom wszelkich konsekwencji rypnięcia się małżeństwa czy związku o statusie "prawie małżeństwa", zwłaszcza z dziećmi. I nie ma zresztą co tu pie...ić o traumie i roztrząsać akurat tego aspektu sprawy, bo to kwestia świadomości konsekwencji, a nie traumy.

2) Poinformowanie dziecka. Jedyna babka z więcej niż jednym dzieckiem (spośród tych poznanych na portalu) poinformowała dzieci o poprzednim partnerze dopiero po circa 2 latach związku (z mężem też się rozstali podobno w niezbyt przyjemnych okolicznościach). Ja sam też jeszcze oficjalnie nie poinformowałem córki, choć intensywnie przygotowuję do tego teren (jak? Jest świadoma tego że wychodzę, nieraz w koszuli, zwłaszcza wieczorami, że przez znaczący procent czasu (kiedy jestem w mieście) mnie nie ma, że z kimś rozmawiam nie jak z kolegą, że z kimś dużo piszę na messengerze... myślę że mógłbym spokojnie postawić dolary przeciwko orzechom że dziś kwestia że się z kimś spotykam jest dla mojej córki tajemnicą poliszynela). Ale ta rozmowa zawsze jest bardzo trudna dla ojca i dlatego akurat to mi nie pasowało w relacjach Kaszpira: to zbyt wczesne wprowadzanie nowych kobiet w świat ich czy jego dzieci. I w takiej sytuacji zawsze trzeba myśleć o ryzyku związanym z tym że najbliższe człowiekowi osoby wzajemnie się nie zaakceptują. Bo ja z czymś takim żyłem przez ileś lat i jest to BARDZO wykańczające psychicznie, a jednocześnie człowiek nic z tym nie może zrobić, bo nie da się zmusić jednej strony żeby polubiła drugą, a główny zainteresowany jest wiecznie między młotem i kowadłem. A w wypadku rozwodnika mogą dojść jeszcze problemy stworzone przez byłą, ot tak ze zwykłej złośliwości.

Poinformowanie dziecka o partnerce/partnerze powinno mieć miejsce dopiero gdy wszyscy sa pewni że to NAPRAWDĘ trwały związek (tu też irytująca jest niespójność myślenia iluś osób wypowiadających się tutaj, które z jednej strony nie uznają 11-miesięcznego związku za trwały, a z drugiej wyrażają oburzenie że facet na tym etapie nie oferuje jeszcze wspólnego mieszkania i nie prosi o rękę.

3) Facet na tym etapie i po takich przejściach będzie się wstrzymywać z poważnymi deklaracjami w momencie kiedy ma bardzo niepewną sytuację zawodową, tym bardziej że dla wielu taka deklaracja wymaga otoczki "wjechania na białym koniu", a w tej chwili facet autorki chyba tego białego konia nie ma, co innego bardzo poważnie zaprząta mu myśli i jest to nawet dość zrozumiałe.

Nowe_otwarcie ...

A kiedy to ta pewność że to "trwały związek" ? Mój trwał ponad 16 lat i nie był stały ...
Mój chrześniak 30lat miał chyba 3 partnerki. Z jedną mieszkali razem, rodziny się już znali, prawie ślub już przygotowali i .. było minęło ...
Teraz mam nową od pewnego czasu. Razem zwiedzają, bawią się ale czy coś z tego będzie nie wiadomo ..

Nie ma nigdy pewności. Jak chce się czekać na "ten odpowiedni moment" to może się okazać że druga strona nie będzie chciała czekać.

Czas mamy limitowany i nie można czekać w nieskończoność. Człowiek zakochany dąży do jak najszybszego zamieszkania razem albo chociaż do spędzania razem jak największej ilości czasu.

Oczywiście aby przedstawić dzieci musi minąć trochę czasu. Obecnie moje córki nie wiedzą że mam kobietę. Ale za jakiś czas sądzę że się dowiedzą.

Każdy ma podejście inne.
Ja z moją kobietą jestem ponad 2mc (chyba) a nasz związek rozwija sie wręcz niesamowicie dynamicznie. Już wspólnie pomieszkujemy (raz ja u niej, raz ona u mnie). Spędzamy ile się da wspólnie czasu mimo że dzieli nas 60km.
Już mamy wspólny wyjazd zagraniczny zarezerwowany a myślimy o jeszcze jednym wyjeździe.

Jak rok minął a kobieta nie poznała jeszcze jego syna (nastolatka) to kiepsko to widzę. Rozumiem że też nie była u niego w domu ani u niego nie spała.
Jak na prawie rok to trochę mało smile

Inna rzecz że nastolatek to nie malutkie dziecko i nastolatek wie że ma mamę i nowej nie potrzebuje. A jak taka ma przyjaciółkę to raczej jest szczęśliwy że ojciec jest szczęśliwy.
Szczęśliwy rodzic to szczęśliwe dziecko.

Moje córki były szczęśliwe jak miałem kobietę bo widziały że jestem szczęśliwy. Sam pytały kiedy znajdę sobie kobietę bo nie jestem zbyt szczęśliwy. Obecnie chyba podejrzewają że sam nie jestem wink

Więc naprawdę nie rozumiem. Inaczej jakby facet co tydzień/miesiac przestawiał nowe kobiety. Ale tu minął prawie rok.

Nie wiem jak wyglądają te spotkania. Czy czasami nie są to sex spotkania smile
Jeśli tak to facetowi może pasować. Pobzyka sobie i wraca do swoich innych przyjemności.

Czyli jest przyjemność bez zobowiązań i innych problemów smile

76

Odp: Jak to poukładać
Kaszpir007 napisał/a:

Nowe_otwarcie ...

A kiedy to ta pewność że to "trwały związek" ? Mój trwał ponad 16 lat i nie był stały ...

To nie jest tak że jedynie związek "do śmierci" spełnia definicję trwałego. Niemniej jednak tym bardziej z powyższego przykładu (a mój mimo dłuższego stażu też nie okazał się "do grobowej deski") wynika że totalnie z dupy są zarzuty w stylu że "już 11 miesięcy się spotykają i nie padł temat wspólnego mieszkania czy poznania z dziećmi". To kwestia indywidualna, zwłaszcza dla kogoś kto jest po takim związku jak wyżej.

77

Odp: Jak to poukładać
Nowe_otwarcie napisał/a:

Ale podejście tego faceta wydaje mi się jak najbardziej zrozumiałe. Widzę tu kilka kwestii, których ewidentnie nie łapiecie:

1) Kwestia rozwodu. Jeśli ktoś jest w podobnym wieku i ma za sobą długie małżeństwo, które jeszcze zakończyło się w traumatyczny dla faceta sposób, to 11 miesięcy jest bardzo krótkim czasem na to by się upewnić że to jest to, że ponownie chce się wejść do rzeki o nazwie wspólne mieszkanie czy małżeństwo; całkiem normalne że takiemu komuś trzeba więcej czasu do namysłu i musi być bardziej pewny niż "debiutant", bo właśnie w odróżnieniu od debiutanta jest świadom wszelkich konsekwencji rypnięcia się małżeństwa czy związku o statusie "prawie małżeństwa", zwłaszcza z dziećmi. I nie ma zresztą co tu pie...ić o traumie i roztrząsać akurat tego aspektu sprawy, bo to kwestia świadomości konsekwencji, a nie traumy.

2) Poinformowanie dziecka. Jedyna babka z więcej niż jednym dzieckiem (spośród tych poznanych na portalu) poinformowała dzieci o poprzednim partnerze dopiero po circa 2 latach związku (z mężem też się rozstali podobno w niezbyt przyjemnych okolicznościach). Ja sam też jeszcze oficjalnie nie poinformowałem córki, choć intensywnie przygotowuję do tego teren (jak? Jest świadoma tego że wychodzę, nieraz w koszuli, zwłaszcza wieczorami, że przez znaczący procent czasu (kiedy jestem w mieście) mnie nie ma, że z kimś rozmawiam nie jak z kolegą, że z kimś dużo piszę na messengerze... myślę że mógłbym spokojnie postawić dolary przeciwko orzechom że dziś kwestia że się z kimś spotykam jest dla mojej córki tajemnicą poliszynela). Ale ta rozmowa zawsze jest bardzo trudna dla ojca i dlatego akurat to mi nie pasowało w relacjach Kaszpira: to zbyt wczesne wprowadzanie nowych kobiet w świat ich czy jego dzieci. I w takiej sytuacji zawsze trzeba myśleć o ryzyku związanym z tym że najbliższe człowiekowi osoby wzajemnie się nie zaakceptują. Bo ja z czymś takim żyłem przez ileś lat i jest to BARDZO wykańczające psychicznie, a jednocześnie człowiek nic z tym nie może zrobić, bo nie da się zmusić jednej strony żeby polubiła drugą, a główny zainteresowany jest wiecznie między młotem i kowadłem. A w wypadku rozwodnika mogą dojść jeszcze problemy stworzone przez byłą, ot tak ze zwykłej złośliwości.

Poinformowanie dziecka o partnerce/partnerze powinno mieć miejsce dopiero gdy wszyscy sa pewni że to NAPRAWDĘ trwały związek (tu też irytująca jest niespójność myślenia iluś osób wypowiadających się tutaj, które z jednej strony nie uznają 11-miesięcznego związku za trwały, a z drugiej wyrażają oburzenie że facet na tym etapie nie oferuje jeszcze wspólnego mieszkania i nie prosi o rękę.

3) Facet na tym etapie i po takich przejściach będzie się wstrzymywać z poważnymi deklaracjami w momencie kiedy ma bardzo niepewną sytuację zawodową, tym bardziej że dla wielu taka deklaracja wymaga otoczki "wjechania na białym koniu", a w tej chwili facet autorki chyba tego białego konia nie ma, co innego bardzo poważnie zaprząta mu myśli i jest to nawet dość zrozumiałe.

Masz rację. Tylko to nadal nie zmienia faktu, że bycie/pogłębianie relacji z autorką nie jest dla niego priorytetem. I to nie jest, hm, zarzut w znaczeniu "robisz złe rzeczy", tylko to się po prostu nie zgrywa z tym, czego autorka chce, potrzebuje, więc po co jej to?
On może być dobrym ojcem (bo myśli o dziecku), może być dobrym potencjalnym pracownikiem (bo w tym zakresie jest odpowiedzialny, szuka pracy itd.), dobrym "organizatorem" (bo solidny, wie, że kredyt, jest ostrożny i jak wyżej z pracą), ale przy tym - jeśli realizuje bycie świetnym w powyższych rolach w sposób, który wyklucza autorkę z listy priorytetów - może być złym partnerem. I tyle. To są jego decyzje, on wybrał taki sposób działania, miał do tego prawo, nie ma w tym w zasadzie nic złego, ale to nie obliguje autorki do godzenia się z tym. Bo jeśli wszedł w związek, to też ma pewne zobowiązania - i to, że jest odpowiedzialny np. wobec dziecka, że odpowiedzialnie podchodzi do spraw zawodowych czy jakichkolwiek innych dziedzin życia, nie zwalnia go z odpowiedzialności za zwiazek; on nie może wcisnąć pauzy na relacji czy autorce i zająć się tym, jak już znajdzie chwilę czasu.

78

Odp: Jak to poukładać
Nowe_otwarcie napisał/a:
Kaszpir007 napisał/a:

Nowe_otwarcie ...

A kiedy to ta pewność że to "trwały związek" ? Mój trwał ponad 16 lat i nie był stały ...

To nie jest tak że jedynie związek "do śmierci" spełnia definicję trwałego. Niemniej jednak tym bardziej z powyższego przykładu (a mój mimo dłuższego stażu też nie okazał się "do grobowej deski") wynika że totalnie z dupy są zarzuty w stylu że "już 11 miesięcy się spotykają i nie padł temat wspólnego mieszkania czy poznania z dziećmi". To kwestia indywidualna, zwłaszcza dla kogoś kto jest po takim związku jak wyżej.

Osoba która poważnie myśli o drugiej osobie zaczyna po pewnym czasie "wdrażać" drugą osobę w pewne sprawy. Powoli poznaje rodzinę, znajomych i itd.
To jest całkowicie normalne. Związek też się rozwija i zmienia. Inaczej powinien wyglądać na samym początku a inaczej po roku.
Jak u pytającej NIC się nie zmieniło w ciagu roku to się nie zmieni ..

Ja bym zrozumiał niechęć przedstawienia malutkiemu dziecku naszej nowej partnerki. Ale nastolatkowi ?
Nastolatek jest świadomy i nie będzie szukał w tej kobiecie nowej mamy i itd , bo wie że ma mamę.

Tak naprawdę ten facet NICZYM nie ryzykuje.
Raczej sądzę że spotkania weekendowe są oparte na sexie i mu to pasuje i nie chce tego zmieniać.

Facet czy kobieta po rozwodzie z dzieckiem musi mieć zamkniętą przeszłość i być gotowa na nowy związek.
Jak boi się, nie ufa to znaczy że nie jest gotowa i nie powinna taka osoba inne zawracać dupy.

79

Odp: Jak to poukładać
Kaszpir007 napisał/a:

Osoba która poważnie myśli o drugiej osobie zaczyna po pewnym czasie "wdrażać" drugą osobę w pewne sprawy. Powoli poznaje rodzinę, znajomych i itd.
To jest całkowicie normalne. Związek też się rozwija i zmienia. Inaczej powinien wyglądać na samym początku a inaczej po roku.
Jak u pytającej NIC się nie zmieniło w ciagu roku to się nie zmieni ..

Po prostu u autorki nieoczekiwanie zmieniło się więcej i w większym stopniu niż u faceta i może on też potrzebuje chwili by dostosowac się do nowej sytuacji.

Kaszpir007 napisał/a:

Ja bym zrozumiał niechęć przedstawienia malutkiemu dziecku naszej nowej partnerki. Ale nastolatkowi ?
Nastolatek jest świadomy i nie będzie szukał w tej kobiecie nowej mamy i itd , bo wie że ma mamę.

Kaszpir, jedne nastolatek jest, drugi nie; jeden może przyklasnąć, drugi będzie darzyć partnera matki szczerą niechęcią nawet mimo braku tęsknoty za ojcem. Tak samo nie ma jednej słusznej metody wchodzenia w związek i wcale taką metodą nie musi być i nie jest wcale wchodzenie od razu na pełnej prędkości ze wszystkim niczym facet skaczący na główkę do basenu nim upewni się że jest tam woda, a po kilku spotkaniach orientuje się że wody w basenie jednak nie było (wbrew jego wyobrażeniom) i tylko rozbił sobie łeb.

Kaszpir007 napisał/a:

Tak naprawdę ten facet NICZYM nie ryzykuje.
Raczej sądzę że spotkania weekendowe są oparte na sexie i mu to pasuje i nie chce tego zmieniać.

To wcale nie musi być jedynie weekendowy seks by facet jednak ryzykował.

Kaszpir007 napisał/a:

Facet czy kobieta po rozwodzie z dzieckiem musi mieć zamkniętą przeszłość i być gotowa na nowy związek.
Jak boi się, nie ufa to znaczy że nie jest gotowa i nie powinna taka osoba inne zawracać dupy.

Jeśli jest dziecko/dzieci, to ta przeszłość nigdy w 100% nie będzie zamknięta, bo po prostu nie ma takiej możliwości. Dzieci zawsze pozostaną w jakimś stopniu łącznikiem, można jedynie spróbować ułożyć sobie normalnie życie, ale już zawsze trzeba będzie mieć też i inne rzeczy na uwadze.

80

Odp: Jak to poukładać
SaraS napisał/a:

Masz rację. Tylko to nadal nie zmienia faktu, że bycie/pogłębianie relacji z autorką nie jest dla niego priorytetem. I to nie jest, hm, zarzut w znaczeniu "robisz złe rzeczy", tylko to się po prostu nie zgrywa z tym, czego autorka chce, potrzebuje, więc po co jej to?
On może być dobrym ojcem (bo myśli o dziecku), może być dobrym potencjalnym pracownikiem (bo w tym zakresie jest odpowiedzialny, szuka pracy itd.), dobrym "organizatorem" (bo solidny, wie, że kredyt, jest ostrożny i jak wyżej z pracą), ale przy tym - jeśli realizuje bycie świetnym w powyższych rolach w sposób, który wyklucza autorkę z listy priorytetów - może być złym partnerem. I tyle. To są jego decyzje, on wybrał taki sposób działania, miał do tego prawo, nie ma w tym w zasadzie nic złego, ale to nie obliguje autorki do godzenia się z tym. Bo jeśli wszedł w związek, to też ma pewne zobowiązania - i to, że jest odpowiedzialny np. wobec dziecka, że odpowiedzialnie podchodzi do spraw zawodowych czy jakichkolwiek innych dziedzin życia, nie zwalnia go z odpowiedzialności za zwiazek; on nie może wcisnąć pauzy na relacji czy autorce i zająć się tym, jak już znajdzie chwilę czasu.

Niekoniecznie. Tylko logika wskazywałaby że więcej cierpliwości i zrozumienia można by oczekiwać od 39-letniej kobiety niż od 14-latka.

81

Odp: Jak to poukładać
Kaszpir007 napisał/a:

Ja z moją kobietą jestem ponad 2mc (chyba) a nasz związek rozwija sie wręcz niesamowicie dynamicznie. Już wspólnie pomieszkujemy (raz ja u niej, raz ona u mnie). Spędzamy ile się da wspólnie czasu mimo że dzieli nas 60km.
Już mamy wspólny wyjazd zagraniczny zarezerwowany a myślimy o jeszcze jednym wyjeździe.

Jak szybko się zaczyna, tak szybko się i kończy.

82

Odp: Jak to poukładać
Farmer napisał/a:
Kaszpir007 napisał/a:

Ja z moją kobietą jestem ponad 2mc (chyba) a nasz związek rozwija sie wręcz niesamowicie dynamicznie. Już wspólnie pomieszkujemy (raz ja u niej, raz ona u mnie). Spędzamy ile się da wspólnie czasu mimo że dzieli nas 60km.
Już mamy wspólny wyjazd zagraniczny zarezerwowany a myślimy o jeszcze jednym wyjeździe.

Jak szybko się zaczyna, tak szybko się i kończy.

Nie zawsze, ale faktycznie często szybko się to wypala.

83

Odp: Jak to poukładać
Nowe_otwarcie napisał/a:
SaraS napisał/a:

Masz rację. Tylko to nadal nie zmienia faktu, że bycie/pogłębianie relacji z autorką nie jest dla niego priorytetem. I to nie jest, hm, zarzut w znaczeniu "robisz złe rzeczy", tylko to się po prostu nie zgrywa z tym, czego autorka chce, potrzebuje, więc po co jej to?
On może być dobrym ojcem (bo myśli o dziecku), może być dobrym potencjalnym pracownikiem (bo w tym zakresie jest odpowiedzialny, szuka pracy itd.), dobrym "organizatorem" (bo solidny, wie, że kredyt, jest ostrożny i jak wyżej z pracą), ale przy tym - jeśli realizuje bycie świetnym w powyższych rolach w sposób, który wyklucza autorkę z listy priorytetów - może być złym partnerem. I tyle. To są jego decyzje, on wybrał taki sposób działania, miał do tego prawo, nie ma w tym w zasadzie nic złego, ale to nie obliguje autorki do godzenia się z tym. Bo jeśli wszedł w związek, to też ma pewne zobowiązania - i to, że jest odpowiedzialny np. wobec dziecka, że odpowiedzialnie podchodzi do spraw zawodowych czy jakichkolwiek innych dziedzin życia, nie zwalnia go z odpowiedzialności za zwiazek; on nie może wcisnąć pauzy na relacji czy autorce i zająć się tym, jak już znajdzie chwilę czasu.

Niekoniecznie. Tylko logika wskazywałaby że więcej cierpliwości i zrozumienia można by oczekiwać od 39-letniej kobiety niż od 14-latka.

Yyy... Nie rozumiem, skąd to porównanie. Przecież w tym momencie od nastolatka nikt niczego nie oczekuje w kontekście związku ojca, bo on o tym związku nie ma pojęcia.

84

Odp: Jak to poukładać
SaraS napisał/a:
Nowe_otwarcie napisał/a:
SaraS napisał/a:

Masz rację. Tylko to nadal nie zmienia faktu, że bycie/pogłębianie relacji z autorką nie jest dla niego priorytetem. I to nie jest, hm, zarzut w znaczeniu "robisz złe rzeczy", tylko to się po prostu nie zgrywa z tym, czego autorka chce, potrzebuje, więc po co jej to?
On może być dobrym ojcem (bo myśli o dziecku), może być dobrym potencjalnym pracownikiem (bo w tym zakresie jest odpowiedzialny, szuka pracy itd.), dobrym "organizatorem" (bo solidny, wie, że kredyt, jest ostrożny i jak wyżej z pracą), ale przy tym - jeśli realizuje bycie świetnym w powyższych rolach w sposób, który wyklucza autorkę z listy priorytetów - może być złym partnerem. I tyle. To są jego decyzje, on wybrał taki sposób działania, miał do tego prawo, nie ma w tym w zasadzie nic złego, ale to nie obliguje autorki do godzenia się z tym. Bo jeśli wszedł w związek, to też ma pewne zobowiązania - i to, że jest odpowiedzialny np. wobec dziecka, że odpowiedzialnie podchodzi do spraw zawodowych czy jakichkolwiek innych dziedzin życia, nie zwalnia go z odpowiedzialności za zwiazek; on nie może wcisnąć pauzy na relacji czy autorce i zająć się tym, jak już znajdzie chwilę czasu.

Niekoniecznie. Tylko logika wskazywałaby że więcej cierpliwości i zrozumienia można by oczekiwać od 39-letniej kobiety niż od 14-latka.

Yyy... Nie rozumiem, skąd to porównanie. Przecież w tym momencie od nastolatka nikt niczego nie oczekuje w kontekście związku ojca, bo on o tym związku nie ma pojęcia.

Ale 39-latka mogłaby wykazac tyle zrozumienia i cierpliwości by poczekac na stosowny moment. A co do nastolatka, to masz rację: jego reakcja jest niewiadomą i faktycznie jedyne co ojciec będzie mógł zrobic w razie jego focha, to zapowiedziec mu że niezależnie od jego reakcji nie rozstanie się z autorką. Natomiast jeśli chodzi o unikanie sytuacji konfliktowych już po poznaniu się, to logiczne jest że akurat od autorki jej facet będzie miał prawo oczekiwać większej współpracy i zrozumienia niż od owego nastolatka.

85

Odp: Jak to poukładać

Wybiegasz w przyszłość. Przecież na razie nie ma żadnego konfliktu.
A co do oczekiwania na dogodny moment... Mam wrażenie, że trochę za bardzo robisz z tego faceta biednego misia, wokół którego trzeba chodzić na paluszkach. To on ma dziecko, on jest po rozwodzie i on zdecydował się o związku z autorką, więc to do niego należy myślenie, jak to wszystko pogodzić. Na razie nie godzi, a Ty uważasz, że to autorka powinna coś tam coś tam.
No nie. Jak mi dorosła osoba proponuje wycieczkę w góry, to ja jej nie muszę pytać, czy ma na to pieniądze, odpowiednie ubrania itd., tylko zakładam, że jest na to przygotowana. Jak na szlaku okaże się, że nie wzięła ciepłego napoju, to to nie znaczy, że ja powinnam o tym pomyśleć. I tak samo skoro facet chciał się związać z autorką, to ona ma pełne prawo oczekiwać, że on na ten związek jest gotowy. Nie zrzucajmy na nią odpowiedzialności za jego sytuację życiową.
I tak, oczywiście, facet mógłby od partnerki oczekiwać wsparcia, wyrozumiałości i pomocy przy rozwiązywaniu problemów. Ale - od partnerki. Nie od babki, z którą się spotyka raz czy dwa razy na tydzień. Od takiej może oczekiwać co najwyżej uśmiechu podczas spotkania, a i to pod warunkiem, że sam będzie miły i uśmiechnięty. Skoro nie chce zrobić z autorki nikogo więcej, to nie ma prawa chcieć od niej niczego więcej.

86

Odp: Jak to poukładać
SaraS napisał/a:

Wybiegasz w przyszłość. Przecież na razie nie ma żadnego konfliktu.
A co do oczekiwania na dogodny moment... Mam wrażenie, że trochę za bardzo robisz z tego faceta biednego misia, wokół którego trzeba chodzić na paluszkach. To on ma dziecko, on jest po rozwodzie i on zdecydował się o związku z autorką, więc to do niego należy myślenie, jak to wszystko pogodzić. Na razie nie godzi, a Ty uważasz, że to autorka powinna coś tam coś tam.
No nie. Jak mi dorosła osoba proponuje wycieczkę w góry, to ja jej nie muszę pytać, czy ma na to pieniądze, odpowiednie ubrania itd., tylko zakładam, że jest na to przygotowana. Jak na szlaku okaże się, że nie wzięła ciepłego napoju, to to nie znaczy, że ja powinnam o tym pomyśleć. I tak samo skoro facet chciał się związać z autorką, to ona ma pełne prawo oczekiwać, że on na ten związek jest gotowy. Nie zrzucajmy na nią odpowiedzialności za jego sytuację życiową.
I tak, oczywiście, facet mógłby od partnerki oczekiwać wsparcia, wyrozumiałości i pomocy przy rozwiązywaniu problemów. Ale - od partnerki. Nie od babki, z którą się spotyka raz czy dwa razy na tydzień. Od takiej może oczekiwać co najwyżej uśmiechu podczas spotkania, a i to pod warunkiem, że sam będzie miły i uśmiechnięty. Skoro nie chce zrobić z autorki nikogo więcej, to nie ma prawa chcieć od niej niczego więcej.

Zacznijmy od jednej kwestii: jak swoją pozycję w tej relacji widzą oni oboje? Bo jeśli ona uważa się za jego PARTNERKĘ, a on za jej PARTNERA, to wuj ma do rzeczy za co ty tę relację uważasz smile

Tak, ona ma prawo oczekiwać podobnie jak on ma prawo oczekiwać że kobieta w tym wieku posiada odpowiednią wyrozumiałość i empatię. I tak: można tu odbić piłeczkę że od początku wiedziała że wiąże się z dzieciatym i odrobina wyobraźni (no jakoś moja partnerka ją ma!) że kwestia akceptacji jej przez syna partnera nie musi pójść gładko. Wiem że to ciężko pojąc komuś, kto nie miał nigdy dziecka, ale spróbuj.

87

Odp: Jak to poukładać
Nowe_otwarcie napisał/a:
SaraS napisał/a:

Wybiegasz w przyszłość. Przecież na razie nie ma żadnego konfliktu.
A co do oczekiwania na dogodny moment... Mam wrażenie, że trochę za bardzo robisz z tego faceta biednego misia, wokół którego trzeba chodzić na paluszkach. To on ma dziecko, on jest po rozwodzie i on zdecydował się o związku z autorką, więc to do niego należy myślenie, jak to wszystko pogodzić. Na razie nie godzi, a Ty uważasz, że to autorka powinna coś tam coś tam.
No nie. Jak mi dorosła osoba proponuje wycieczkę w góry, to ja jej nie muszę pytać, czy ma na to pieniądze, odpowiednie ubrania itd., tylko zakładam, że jest na to przygotowana. Jak na szlaku okaże się, że nie wzięła ciepłego napoju, to to nie znaczy, że ja powinnam o tym pomyśleć. I tak samo skoro facet chciał się związać z autorką, to ona ma pełne prawo oczekiwać, że on na ten związek jest gotowy. Nie zrzucajmy na nią odpowiedzialności za jego sytuację życiową.
I tak, oczywiście, facet mógłby od partnerki oczekiwać wsparcia, wyrozumiałości i pomocy przy rozwiązywaniu problemów. Ale - od partnerki. Nie od babki, z którą się spotyka raz czy dwa razy na tydzień. Od takiej może oczekiwać co najwyżej uśmiechu podczas spotkania, a i to pod warunkiem, że sam będzie miły i uśmiechnięty. Skoro nie chce zrobić z autorki nikogo więcej, to nie ma prawa chcieć od niej niczego więcej.

Zacznijmy od jednej kwestii: jak swoją pozycję w tej relacji widzą oni oboje? Bo jeśli ona uważa się za jego PARTNERKĘ, a on za jej PARTNERA, to wuj ma do rzeczy za co ty tę relację uważasz smile

Tak, ona ma prawo oczekiwać podobnie jak on ma prawo oczekiwać że kobieta w tym wieku posiada odpowiednią wyrozumiałość i empatię. I tak: można tu odbić piłeczkę że od początku wiedziała że wiąże się z dzieciatym i odrobina wyobraźni (no jakoś moja partnerka ją ma!) że kwestia akceptacji jej przez syna partnera nie musi pójść gładko. Wiem że to ciężko pojąc komuś, kto nie miał nigdy dziecka, ale spróbuj.

A niech sobie uważają, kwestia nazewnictwa, mogą się nawet nazywać małżeństwem. Dobrze wiesz, że miałam na myśli czyny, a nie przekonania. Więc nadal: jeśli on może jej zaoferować co najwyżej 1-2 spotkania na tydzień, to może od niej oczekiwać równego zaangażowania. Nie ma tak, że ona ma się zachowywać jak pełnoprawna partnerka, z którą dzieli życie, a on jej - randeczkę od czasu do czasu. Nawet jeśli nazwie ją żoną. wink

Znowu: wybiegasz w przyszłość. Tu nie ma mowy o żadnej akceptacji, bo dziecko nic nie wie. To nie jest sytuacja autorka vs dziecko - kto ma się ugiąć czy być wyrozumiały. To jest autorka vs jej równie dorosły facet. On się nie zasłoni wiekiem.
I nie zrównuj tych sytuacji, bo, zdaje się, wspomniałeś, że Ty powoli do tego dążysz. Zgaduję, że Twoja partnerka jest tego świadoma. I że nie powiedziałeś jej, jak facet autorki, że w sumie to Ty nie wiesz, nie czujesz, nie...

88

Odp: Jak to poukładać
Nowe_otwarcie napisał/a:
SaraS napisał/a:

Wybiegasz w przyszłość. Przecież na razie nie ma żadnego konfliktu.
A co do oczekiwania na dogodny moment... Mam wrażenie, że trochę za bardzo robisz z tego faceta biednego misia, wokół którego trzeba chodzić na paluszkach. To on ma dziecko, on jest po rozwodzie i on zdecydował się o związku z autorką, więc to do niego należy myślenie, jak to wszystko pogodzić. Na razie nie godzi, a Ty uważasz, że to autorka powinna coś tam coś tam.
No nie. Jak mi dorosła osoba proponuje wycieczkę w góry, to ja jej nie muszę pytać, czy ma na to pieniądze, odpowiednie ubrania itd., tylko zakładam, że jest na to przygotowana. Jak na szlaku okaże się, że nie wzięła ciepłego napoju, to to nie znaczy, że ja powinnam o tym pomyśleć. I tak samo skoro facet chciał się związać z autorką, to ona ma pełne prawo oczekiwać, że on na ten związek jest gotowy. Nie zrzucajmy na nią odpowiedzialności za jego sytuację życiową.
I tak, oczywiście, facet mógłby od partnerki oczekiwać wsparcia, wyrozumiałości i pomocy przy rozwiązywaniu problemów. Ale - od partnerki. Nie od babki, z którą się spotyka raz czy dwa razy na tydzień. Od takiej może oczekiwać co najwyżej uśmiechu podczas spotkania, a i to pod warunkiem, że sam będzie miły i uśmiechnięty. Skoro nie chce zrobić z autorki nikogo więcej, to nie ma prawa chcieć od niej niczego więcej.

Zacznijmy od jednej kwestii: jak swoją pozycję w tej relacji widzą oni oboje? Bo jeśli ona uważa się za jego PARTNERKĘ, a on za jej PARTNERA, to wuj ma do rzeczy za co ty tę relację uważasz smile

Tak, ona ma prawo oczekiwać podobnie jak on ma prawo oczekiwać że kobieta w tym wieku posiada odpowiednią wyrozumiałość i empatię. I tak: można tu odbić piłeczkę że od początku wiedziała że wiąże się z dzieciatym i odrobina wyobraźni (no jakoś moja partnerka ją ma!) że kwestia akceptacji jej przez syna partnera nie musi pójść gładko. Wiem że to ciężko pojąc komuś, kto nie miał nigdy dziecka, ale spróbuj.

A niech sobie uważają, kwestia nazewnictwa, mogą się nawet nazywać małżeństwem. Dobrze wiesz, że miałam na myśli czyny, a nie przekonania. Więc nadal: jeśli on może jej zaoferować co najwyżej 1-2 spotkania na tydzień, to może od niej oczekiwać równego zaangażowania. Nie ma tak, że ona ma się zachowywać jak pełnoprawna partnerka, z którą dzieli życie, a on jej - randeczkę od czasu do czasu. Nawet jeśli nazwie ją żoną. wink

Znowu: wybiegasz w przyszłość. Tu nie ma mowy o żadnej akceptacji, bo dziecko nic nie wie. To nie jest sytuacja autorka vs dziecko - kto ma się ugiąć czy być wyrozumiały. To jest autorka vs jej równie dorosły facet. On się nie zasłoni wiekiem.
I nie zrównuj tych sytuacji, bo, zdaje się, wspomniałeś, że Ty powoli do tego dążysz. Zgaduję, że Twoja partnerka jest tego świadoma. I że nie powiedziałeś jej, jak facet autorki, że w sumie to Ty nie wiesz, nie czujesz, nie...

89

Odp: Jak to poukładać
Nowe_otwarcie napisał/a:
M!ri napisał/a:

Widzisz autorko? Nie bierz się za dzieciatych bo z nimi same problemy.

Bo dla takiego faceta potrzeba normalnej kobiety z normalnym, zdrowym podejściem  do życia, empatią i tak dalej, ale zapatrzonej w siebie nadambitnej egoistki jak ty wink

Dobre... napisała kobieta, która ze względu na swoje skrajnie egoistyczne podejście sama trzyma się z daleka od dzieci; to tak jakby pytać księdza o zdanie na temat wychowania dzieci w rodzinie big_smile

Najśmieszniejsze że ja nic nie napisałam. Wszystko Ty dodanie opisałeś jak jest. Nic nie musiałam dodawać big_smile

90

Odp: Jak to poukładać
Salomonka napisał/a:

A jak go wspierasz? Konkretnie. Bo na razie to tylko masz mu coś za złe, wciąż czegoś od niego oczekujesz, robisz jakieś psychodramy z "rozmowami o przyszłości"...

AnnaF napisał/a:

Od niemal pół roku codziennie słucham o jego problemach, poprawiam mu cv, podsyłam czasem oferty pracy, karmię, wysłuchuję itd. To mało?

Salomonka napisał/a:

To, że czasem go nakarmisz i wyślesz za niego CV nie znaczy, że go wspierasz.

AnnaF napisał/a:

A z ciekawości, jak ty byś wspierała faceta w takiej sytuacji??

Salomonka napisał/a:

Rozbawiłaś mnie, dzięki smile

Ja tutaj widze spory problem w przyznaniu sie do bledu gdy zostnie sie argumentami postawionym pod sciana.

91

Odp: Jak to poukładać

A u mnie juz po wszystkim. Zero kontaktu sad
napisał coś w piątek na zasadzie, że gdzieś tam był i korki, odczytałam i nie odpisałam. Zajęłam się sobą przez weekend. N9ie napisał już nic. Ale co mam z nim pisac jakby nigdy nic po koleżeńsku?
brakuj mi go jak jasna cholera. I kusi zeby do niego napisać ale co? i po co. Na logikę trudno mi sobie wyobrazić nas razem ale tęsknie
Jakby chciał i jakby tęsknił to by się nie odezwał? taki poraniony, że to ja mam zabiegać?

92

Odp: Jak to poukładać

No tak ale nie próbowałby mnie zatrzymać?
najpierw mówił, że potrzebuje tak jak teraz i do roku powini8ne wiedziec czego chce, a potem ostatnio, że i tak miałby to z tyłu głowy, że to ja cisnę a nie, że wyszło od niego. Ale to ja mam juz nie mówic o swoich potrzebach bo jakiś gość poczuje się przyciśnięty?

93

Odp: Jak to poukładać

Sorry, ale to jest czysta manipulacja, żebyś robiła to, czego on chce. Niby wspólne mieszkanie, niby myśli  o tym, bla bla bla, a przekaz jest taki, że masz siedzieć cicho, bo jak będziesz gadać, to do niczego nie dojdzie. Czyli załatwia sobie to, żebyś godziła się na wszystko i nie zawracała mu tyłka, wierząc, że doczekasz się nagrody.
W związku kochających się ludzi, partnerzy chcą znać swoje potrzeby i chcą dążyć do ich spełnienia. Nikt nikomu nie zamyka ust i nikt nikim nie manipuluje.

94 Ostatnio edytowany przez AnnaF (2023-06-26 14:00:29)

Odp: Jak to poukładać

Trochę tak o tym myślę
bo wiadomo, że szukałam winy w sobie i czy nie przesadziłam itp. itd. ale bez przesady. Tęsknię cholernie za nim, ale z drugiej strony widzę, że on ma mnóstwo problemów ze sobą. Zastanawiałam się czy nie powinnam odpisać na tą wiadomość od czapy sprzed 2 dni ale po co? takie pitu pitu będzie mi pisał a ja mam współczuć i podziwiać w wolnej chwili bo lubi skupiać uwagę na sobie? no zastanawiałam się nad kumpelstwem ale to chyba nie jest dobry pomysł nie wiem
Dziwię się, że juz nie mówił, że potrzebuje czasu bo pewnie poszłabym w to i czekała (wiem, że naiwne), ale że powiedział, że będzie miał to z tyłu głowy, że ja cos chciałam a nie, że to on wyszedł pierwszy. Co za gość

SaraS napisał/a:

Sorry, ale to jest czysta manipulacja, żebyś robiła to, czego on chce. Niby wspólne mieszkanie, niby myśli  o tym, bla bla bla, a przekaz jest taki, że masz siedzieć cicho, bo jak będziesz gadać, to do niczego nie dojdzie. Czyli załatwia sobie to, żebyś godziła się na wszystko i nie zawracała mu tyłka, wierząc, że doczekasz się nagrody.
W związku kochających się ludzi, partnerzy chcą znać swoje potrzeby i chcą dążyć do ich spełnienia. Nikt nikomu nie zamyka ust i nikt nikim nie manipuluje.

95

Odp: Jak to poukładać

Ja myślę, że Ty się po prostu powinnaś zdecydować. Ty poniesiesz konsekwencje (czekać czy zerwać), więc i decyzja Twoja. Bo na razie to wygląda tak, że Ty niby wiesz, niby zdajesz sobie sprawę z tego, jak to wygląda, ale nadal liczysz, że jakoś na niego wplyniesz; że może jak napiszesz, to on zrobi X, a może jak zaproponujesz kumpelstwo, to on zrobi Y.

96

Odp: Jak to poukładać

Tak, po prostu chciałabym żeby coś zrobił a nie robi nic.
Może po cichu liczę na to, że wrócenie do czasu kiedy było coś między nami pozwoliłoby to inaczej poukładać bo on doszedłby za jakiś czas do wniosku, że ze mną chce być. Ale w z drugiej strony gdzieś tam mam z tyłu głowy, że to chyba ja więcej w tą relację inwestowałam. A on nadal milczy. Wydaje mi się, że jak facetowi zalezy to nawet jak na jedną wiadomośc nie uzyska odpowiedzi to napiszę druga, spyta czy wszystko ok itp., a tu cisza..

SaraS napisał/a:

Ja myślę, że Ty się po prostu powinnaś zdecydować. Ty poniesiesz konsekwencje (czekać czy zerwać), więc i decyzja Twoja. Bo na razie to wygląda tak, że Ty niby wiesz, niby zdajesz sobie sprawę z tego, jak to wygląda, ale nadal liczysz, że jakoś na niego wplyniesz; że może jak napiszesz, to on zrobi X, a może jak zaproponujesz kumpelstwo, to on zrobi Y.

97 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2023-06-26 15:29:53)

Odp: Jak to poukładać

Nie zastanowilo Cie dlaczego narcyzi zawsze tak duzo mysla i analizuja a jednoczesnie nic nie wiedza o potrzebach ludzi dookola (nawet ich nie zauwazaja)?

Przy takiej ilosci analizy oni powinni wiedziec jakie masz potrzeby i jak je zaspokoic zanim sama zdasz sobie z nich sprawe.
Ale jest zupelnie odwrotnie - wrecz zrzucaja wine na Ciebie, ze nie zakomunikowalas swoich potrzeb / preferencji wyrazniej / dosadniej / bardziej formalnie.

A skoro tkwia w takiej niewiedzy dotyczacej twoich potrzeb, to o czym oni tyle mysla i co analizuja?

Odpowiedz jest prosta - jak Cie zmanipulowac wink
Jak doprowadzic (seria slow i akcji) do takiej sytuacji, w ktorej zrobisz wszystko czego chca niezaleznie od kosztow, ktore poniesiesz i tego jak bardzo tego nie chcialas zrobic na poczatku.

98

Odp: Jak to poukładać

Na pewno lubi być w centrum uwagi. Nie wiem czy jest narcyzem - zastanawiałam się nad tym ale teraz to plaga. Na pewno jest zaburzony, teraz to wiem ale nie wiem czy bardziej skrzywdzony czy bardziej sam krzywdzi innych i siebie swoim zachowaniem. Chyba nie będę zabiegać o ten kontakt, prawda jest taka, że miło spędzało mi się z nim weekendy ale to czekanie mnie wykańczało bo tylko jeden dzień bo tylko spotkanie drugie raz w tygodniu,ślubu nie, dzieci nie, kasy nie ma to co ja z tego mam? brzmi brutalnie ale przy moim ex to przynajmniej bezpiecznie się czułam bo pamiętał o zakupach, a ten pamięta żeby nałogowo sobie samemu dla siebie jakieś gażdżety kupować nawet jak już pracę stracił.

JohnyBravo777 napisał/a:

Nie zastanowilo Cie dlaczego narcyzi zawsze tak duzo mysla i analizuja a jednoczesnie nic nie wiedza o potrzebach ludzi dookola (nawet ich nie zauwazaja)?

O czym oni tyle mysla i co analizuja?

Odpowiedz jest prosta - jak Cie zmanipulowac wink
Jak doprowadzic (seria slow i akcji) do takiej sytuacji, w ktorej zrobisz wszystko czego chca niezaleznie od kosztow, ktore poniesiesz i tego jak bardzo tego nie chcialas zrobic na poczatku.

99 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2023-06-26 15:45:15)

Odp: Jak to poukładać

Poczytaj o narcyzmie wrazliwym.

Tutaj masz inna historie gdzie partner autorki jest narcyzem wrazliwym (moim zdaniem najlepszy opis tego co sie dzieje w takim zwiazku na tym forum):
https://www.netkobiety.pl/t130147.html

Mysle, ze zauwazysz wiele wspolnych zachowan, ktore poczatkowo nie wzbudzily w Tobie alarmu.

Posty [ 66 do 99 z 99 ]

Strony Poprzednia 1 2

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024