bagienni_k napisał/a:Pojawiające się tutaj podejście, jakoby wszystko w życiu zawodowym zależało od szczęścia/czynników zewnętrznych, ociera się już o jakieś kuriozum. W takim razie może ludzie przestaną się kształcić, zdobywać doświadczenie i podnosić swoje kwalifikacje(choćby z czystej przyjemności), bo od pewnego momentu wystarczającym wymaganiem będzie "chęć do pracy"? Zatem zdajemy się na "szczęśliwe" powiemy dobrej passy czy ślepego fartu, zamiast wziąć sprawy we własne ręce? Trochę jak z wiatropylnością: nie wiadomo, czy pyłek wyląduje na jednym kłosie trawki czy może na tym obok..?
Co do wspierania finansowego żony(i dzieci), to ponownie rodzi się jakiś absurdalny wniosek, że facet w momencie poczęcia czy rodzenia dziecka przez kobietę jest kompletnym gołodupcem. A nie jest to jednak tak, że przed podjęciem decyzji o dziecku zazwyczaj OBOJE są w miarę zabezpieczeni finansowo? Jednak w związku z ograniczonymi dochodami żony i/lub jej niezdolnośćią do wykonywania codziennych czynności, rolą faceta jest ją wspierać pod KAŻDYM względem? Zanim się dziecko pojawi, to zapewne oboje mają swoje oszczęności, tylko koszt utrzymania dziecka to nie są jakieś tam drobiaki, więc nie widzę żadnego problemu, kiedy facet wykłada na ten okres większe sumy niż żona. Poza tym każdy ojciec, mający choć trochę oleju w głowie, uznaje to za oczywiste.
Wiesz co,ty i twoje plany sobie,a życie sobie. Ok,zgadzam się że tak wyglądałby idealny plan na przygotowanie do dziecka, problem w tym ze z zajściem jak się jest bliżej 40 niż 30 bywają już problemy.
Oboje studia skończyliśmy mając rocznikowo 27 lat: ona w wyniku problemów rodzinnych (rozwod rodzicow) po 8 klasie wylądowała w zawodówce,skąd przeszła do technikum (czyli później zaczęła studia) I po drodze 2 razy (spadla; jeden spadek odrobiła w ostatniej chwili w wyniku tego że rektor ze względu na coś zorganizował dodatkową sesję zimową).; ja z kolei spadałem 3 razy,po 3,4 i 5 semestrze (te zawsze były najtrudniejsze na tym kierunku, a jednocześnie obfitujące w przedmioty średnio mi potrzebne w zawodzie,do którego się przygotowywalem). Niby starała się po studiach znaleźć pracę, w wakacje niemal się rozstaliśmy,ale na jesieni jednak był ślub i potem straszliwy upór by zajsc do 28 roku życia. Ja zaraz po ślubie zacząłem pierwszą pracę,to była smieciowka,niezbyt dobrze płatna) od tego czasu serdecznie nienawidzę tej formy zatrudnienia,najczęściej później już prawie tylko na etacie). Pomagały obie rodziny,moja i jej. Ja wcześniej też starałem się ją przekonać żeby poczekać,odłożyć jakąś kasę,ale ona się uparła. Zresztą trochę racji w tym było,bo starania o drugie dxudcko rozpoczęto gdy miała 36 lat zakończyły się fiaskiem. Taka kasę żeby była szansa cokolwiek odłożyć to miałem dopiero ok. 34 roku życia (zresztą to była praca po długim bezrobociu); zresztą jestem w tej robocie do dziś,choć kasa jakiś czas temu już przestała nadążać za inflacją). Nie wiem,być może będę musiał zmienić robote; nie uśmiecha mi się to,bo długo się aklimatyzuję w nowym miejscu.
Nie mam możliwości dorobienia w tej pracy,zresztą i tak bym.nie był w stanie bo organizm od kilku lat słabo się regeneruje,na dobrą sprawę jestem ciągle zmęczony (kiepsko sypiam,pewnie organizm też wykończony depresją,w którą wpędziła mnie była, dodatkowo teraz od miesiąca męczy mnie infekcja,pewnie to cholerstwo które większość kraju teraz zlapala: dwa razy byłem u konowała,efekty słabe, ta druga coś wspomniała o niskiej odpornosci), latem bywa lepiej...
Zobaczę jak będzie w najbliższym czasie: jak postanowie zmienić robote,to dam cv do podszlifowania,założę profil na LinkedIn i będę szukać na serio.
Tak więc podsumowujac: nie miałem wpływu na termin zabrania się za dziecko,choć dobrze ze jest,bo później mogłoby tego dziecka w ogóle nie być