W planach mam jeszcze 2 lata takiej pracy. Odkładam na mieszkanie, ceny nieruchomości w moim mieście zaczynają się od 400 tysięcy w wielkiej płycie, bez mieszkania nie założymy rodziny. Gdybyśmy patrzyli na nasze zarobki patrząc na pracę na jednym etacie dysproporcja nie byłaby już taka duża (2x tyle). Czy zdrowie pozwoli? Jestem jedną z mniej pracujących lekarek, które znam
jeżeli za godzinę pracy w poradni zarabiam 5x tyle co w szpitalu to to naprawdę kusi. Jak tylko skończę specjalizację to żegnam się że szpitalem.
Chciałam podać przykład sytuacji, w której chłopak czymś innym zaimponował niż pieniędzmi. Ogólne ogarnięcie jest zdecydowanie niezbędne, zadbanie o siebie to również warunek konieczny.
Wiesz co, to co napisałaś o swojej pracy przeraża. Widać dosłownie wszystko to co wytyka się naszym lekarzom: zdawkowe podchodzenie do pacjenta i jego problemów, szaleńczy wręcz ciąg do kasy, zimne kalkulacje... Wiem dokładnie jak to wygląda (Twój wyczekiwany wariant) po pani urolog, do której kiedyś chodziłem: rzeczona pani doktor przesiaduje już wyłącznie w poradniach w jakichś 3-godzinnych turach, szybciutko gnając do kolejnej poradni po skończeniu jednej tury, a każdy jej dzień w w danej poradni podzielony jest tak że pacjenci są wetknięci co 10 minut (pytaniem retorycznym w tym momencie pozostaje kwestia jak w ciągu tych 10 minut ma PORZĄDNIE ogarnąć problem, uwagi negatywne oczywiście też są, sam pamiętam jej stosunek i w niejedną z tych negatywnych uwag jak najbardziej jestem w stanie uwierzyć i widząc jaką odwałę robią w ramach NFZ żeby przymusić do wizyty prywatnej, to też dochodzę do wniosku że jednak trzeba znaleźć sposób żeby tę grupę zawodową nieco poskromić.
Ale wróćmy do Ciebie: sądzę że nie przyhamujesz za dwa lata (chociaż z drugiej strony widzę że po prostu zamierzasz "przyhamować" w ten sposób że chcesz ograniczyć jedynie do spijania śmietanki (tu tak nawiasem też należałoby wprowadzić jakieś obowiązkowe proporcje czasu pracy powiązane z uprawnieniami, zależne od wieku i stażu), apetyt będzie rósł w miarę jedzenia i w pewnym momencie zarobki Twojego partnera zaczną Ci przeszkadzać, zwłaszcza jak Ci się już mocno "opatrzy"; sądzę że takim momentem będzie Twoja ciąża/ciąże... chociaż pewnie i to nie, bo po tym co piszesz przewiduję że ekspresowo wrócisz do pracy (tym bardziej że w Twoim wypadku niania będzie opłacalnym rozwiązaniem, a jak jeszcze uda się znaleźć taką co też jeszcze jest w fazie karmienia... Faktycznie, zmieniam zdanie: Twój facet jest bezpieczny, ciąże mu nie zagrożą. Zagrożeniem będzie dopiero przystojny kolega po fachu, opierający swoją działalność na tych samych poradniach (ale i to dopiero pewnie gdy najmłodsze dziecko będzie miało ze 2-3 lata)