Nowe_otwarcie napisał/a:R_ita2 napisał/a:Nowe_otwarcie, może wyrywam wypowiedź z kontekstu, ale o których konkretnie moich argumentach mówisz?
A poza tym co, ja mam Ciebie może przepraszać, że mój mąż jest bogaty? Czy przepraszać za to, że jest opiekuńczy i widzi tak a nie inaczej podział ról? Że został tak wychowany i że mi to odpowiada? Gdybyś znał moją historię to byś wiedział, że sytuacja majątkowa i pozycja mojego męża nie była czymś co mnie zachwyciło i przyćmiło mi oczy a właśnie stanowiło niejako minus bo obawiałam się życia z takim mężczyzną, bo już znałam takich mężczyzn np. mojego tatę, po prostu wpakowałam się w "znane". I tak, mi się żyje bardzo wygodnie z moim mężem, niczym nie muszę się praktycznie martwić, za to też mam przepraszać? Mojemu mężowi nie przeszkadza, że nie pracuje (bo jestem na wychowawczym jeszcze, we wrześniu wracam do pracy), że nie dorównam mu zarobkami, że i tak będę żyć za jego kasę tak naprawdę (gdzie on podkreśla, że NASZĄ BO W RODZINIE), widocznie mamy określoną wymianę zalet/dóbr/cnót/korzyści wynikających z naszego małżeńskiego "układu" i nie trzeba tego przeliczać pensja=pensja. Nie rób ze mnie księżniczki, bo ile się dało to płaciłam za siebie na randkach, nie poleciałam na status/zasoby (co już Tobie w tym poście napisałam). Ale nie będę przepraszać, że mam bogate i wygodne życie. Sara dobrze napisała, cytuję: Ale rozumiesz, że można oferować coś innego niż to, czego się oczekuje? I nadal można kogoś znaleźć, kogoś, kto też szuka innych rzeczy niż te, które ma do zaoferowania. Ty chcesz porównywalnych zarobków i to jest w porządku, ale innemu może nie przeszkadzać utrzymywanie/dorzucanie się do budżetu kobiety, bo będzie szukał czegoś innego. I to też jest w porządku
Właśnie o tym mówię. Że najpierw miałaś dystans, ale potem z wygodnictwa nie tylko zaczęłaś to popierać, ale i nawet dorabiać ideologię w stylu że "dla dziecka nawet jest korzystniej jak matka - między wierszami: utrzymywana w 100% przez faceta - pobędzie z dzieckiem w domu", że "to lepiej", "tamto lepiej", "tamto też wychodzi korzystniej", bo z czasem doszłaś do wniosku że tak Ci po prostu wygodniej jak Cię facet utrzymuje, co nie znaczy że tak jest fair w normalnych warunkach ani że rzeczywiście jest to dobre dla dziecka (ja dopiero wylądowałem w zerówce "między dzieciakami" bo rodzice płacili za opiekę nade mną niepracującej sąsiadce; z perspektywy czasu może lepiej żebym trafił do przedszkola, tym bardziej że wtedy w zerówce były minigrupki znające się już z przedszkola i trochę im zazdrościłem że już są zgrani).
Rita, z jednej strony jesteś kobietą, dla której rodzina i jej integralność mają znaczenie, to mi się podoba. Z drugiej widać wpływ męża, który rozpuścił Cię nieco wygodnym życiem i do tego przywykłaś, zaczęłaś to lubić i publicznie wychwalać w aspektach związanych z wychowaniem dzieci.
A czemu się nie odniosłeś do fragmentu, cytuję "widocznie mamy określoną wymianę zalet/dóbr/cnót/korzyści wynikających z naszego małżeńskiego "układu" i nie trzeba tego przeliczać pensja=pensja."" I że mojemu mężowi to nie przeszkadza, a nawet pasuje bo taka "jego rola"? Gdyby pasowało mi w 100 proc., że mąż mnie utrzymuje to nie wyrywalabym się do pracy (a to robię) tylko przystanęła na jego propozycje zostania w domu i by nie mieć pustego cv i robić coś sensownego to np. Udzielać się charytatywnie, gdzie też taka żona dobrze by wyglądała "przy mężu". Więc jak kulą w płot o moim wygodnictwie, bo mimo, że teoretycznie nie muszę pracować to chce pracować. A dziecko do przedszkola zamierzam wysłać by się integrowało. Choć my mamy tylu znajomych z dziećmi że robi to cały czas.
Rita, odzywające się resztki instynktu samozachowawczego to jeszcze nie niechęć czy inne poglądy