Witajcie , postaram się opisać swoją sytuację jak najkrócej . Czy ktoś ma tak jak ja ? Mam 29 lat , wydaje mi się że jestem ładna dziewczyna , mam narzeczonego , wynajmujemy wspólnie mieszkanie , oboje długi czas pracowaliśmy za granicą , na brak pieniędzy na razie nie narzekamy , można powiedzieć powoli do przodu. Problem jest w tym , że patrząc teraz na swoje życie , uświadamiam sobie , że ciągle mi czegoś brakuje . Jestem zaradna, potrafię poradzić sobie z wieloma rzeczami , w przeciągu jednego roku udało mi się zdać prawo jazdy na motocykl i samochód , spełniłam swoje marzenie żeby kupić sobie motocykl sportowy żeby w końcu czerpać przyjemność z jazdy bez ograniczeń . Mam wiele powodów żeby móc się cieszyć a jednak jest inaczej ... Nie wiem czego chcę , dość często zdarza mi się chodzić niezadowolona chociaż nie mam powodów. Czasem mam tak , że coś sobie zaplanuje np. ćwiczenia , ale zawsze wychodzi tak że coś mi przeszkodzi i nie wykonam tego co chciałam i jestem potem na siebie o to zła ... I tak jest z wieloma rzeczami . Ciągle czuję na sobie jakąś presję od siebie samej , nie mam dla siebie zrozumienia. Chciałabym być przebojowa dziewczyna która ciągle się śmiała jak kiedyś ale coś mnie ciągle blokuje przed tym , żeby czerpać przyjemność z tego co się wokół mnie dzieje. Nie czuję się szczęśliwa sama ze sobą od jakiegoś czasu. Nie wiem co jest tego powodem ale jest to męczące . Dążę do jakiegoś chorego ideału a dzięki swoim wyobrażeniom na swój temat ciągle siebie karcę za to jaka powinnam być a nie jestem, choć tak jak pisałam wcześniej , byłam zadowolona z życia dziewczyna . Czuje się jak w potrzasku gdy każdy dzień wygląda tak samo . I nie , nie chodzi tu o motywację. Nie chcę wychodzić do ludzi bo czuję że nie będę nie miała o czym z nimi rozmawiać lub na odwrót . Stałam się strasznie zamknięta w sobie . Mam też problem z facetem . Jesteśmy razem pięć lat , tak jak pisałam mieszkamy razem , on jest dla mnie dobry , kochający a ja ? A ja jestem w tym wszystkim jakaś dziwna . Czuje wewnątrz siebie że go kocham ale nie potrafię tego uzewnętrznić , pokazać . Są sytuacje kiedy mówię sobie że dziś pokażę mu że mi zależy a gdy przychodzi co do czego - to nie robię nic - i sytuacja się powtarza , znowu jestem na siebie zła ... Czuje się jakbym była uwięziona sama w sobie , nie wiem czy zrozumiecie . Chodzi mi o to , że wiem jaka jestem na prawdę , wiem że jestem mega dobrym , życzliwym człowiekiem , współczującym i kochającym az do bolu , ale kiedy chce to okazać - to jednak tego nie robie bo to nie będę ją , coś mnie powstrzymuje ... Być może ktoś ma tak samo , wiecie jak sobie pomóc lub co to może być ? Proszę o odpowiedź
Musiałabyś porozmawiać z psychologiem, raczej tylko terapia mogłaby Ci pomóc.
Dzieciństwo ma na nas duży wpływ, może z tego okresu masz coś do przepracowania.
Musiałabyś porozmawiać z psychologiem, raczej tylko terapia mogłaby Ci pomóc.
Dzieciństwo ma na nas duży wpływ, może z tego okresu masz coś do przepracowania.
Dziękuję za odpowiedź. W moim dzieciństwie owszem wydarzyło się mnóstwo rzeczy, które być może miały wpływ na to kim teraz jestem. Ale ciągle sobie tłumacze , że przecież jestem dorosła , mam swój rozum , potrafię pokierować swoim życiem tak , żeby było jak najlepsze , a jednak siedzę w jakimś bagnie które pojawiło się jakis czas temu i w ogóle nie mogę ruszyć do przodu . Moja mama również mówiła , że jeśli sobie z czymś nie radzę to od tego są specjaliści. Ale ok, pójdę do psychologa i ... Sama nie mam pojęcia co konkretnie zadecydowało o tym , że tak podchodzę do swojego życia . Czasami czuję się taka bezproduktywna że aż sama nie mogę ze sobą wytrzymać. Wstaje rano , pije kawę , zapalę papierosa i czuję się źle z tym , że jest kolejny dzień.
Dobrze, że widzisz problem, a to już dużo, praca z terapeutą powina wyjaśnić Twój problem.
Mnie wygląda to na lekką depresję, ale nie mnie stawiać diagnozy, takie luźne przypuszczenie.
Uczą nas schematu: chodzić do szkoły, potem skończyć studia, znaleźć prace, faceta, mieszkanie, cały ten proces rodem z kolorowych periodyków. Gonitwa niewiadomo z czym. Życie jak z reklamy, uśmiechać się, uprawiać seks raz w tygodniu, mieć poukładane wszystko. Jak czytam Twój opis, zawsze się bałem takiego życia, swego rodzaju pułapki - normalnego życia. Jaka część mnie Cię rozumie. Ze w tym wszystkim brakuje trochę szaleństwa, ryzyka, emocji. Niby wszystko dobrze ale źle. Ale jakbym miał Ci coś doradzić to nie wiedziałbym co, zmniejsz oczekiwania? Ze dobry chłopak to nie zawsze dobry chłopak? Przepraszam, paliłem marihuanę, nie dzwoń na policję, to na własny użytek.
Uczą nas schematu: chodzić do szkoły, potem skończyć studia, znaleźć prace, faceta, mieszkanie, cały ten proces rodem z kolorowych periodyków. Gonitwa niewiadomo z czym. Życie jak z reklamy, uśmiechać się, uprawiać seks raz w tygodniu, mieć poukładane wszystko. Jak czytam Twój opis, zawsze się bałem takiego życia, swego rodzaju pułapki - normalnego życia. Jaka część mnie Cię rozumie. Ze w tym wszystkim brakuje trochę szaleństwa, ryzyka, emocji. Niby wszystko dobrze ale źle. Ale jakbym miał Ci coś doradzić to nie wiedziałbym co, zmniejsz oczekiwania? Ze dobry chłopak to nie zawsze dobry chłopak? Przepraszam, paliłem marihuanę, nie dzwoń na policję, to na własny użytek.
Czytając to co napisałeś czuje jakby ktoś w końcu wiedział o co mi chodzi . Dokładnie tak jest , brak emocji , szaleństwa . Wszystko takie nijakie , brak spontaniczności , czegoś co by zaskakiwało . Tu nie chodzi o duże wymagania, wydaje mi się że problem związku dotyczy tego , że mój facet jest zbyt spokojny ? Wiem jak to wygląda , zaraz w odpowiedzi dostanę że pewnie wolałabym takiego , który mnie będzie bił to wtedy będę miała emocje i adrenalinę ... Nie o to chodzi. Są ludzie , przy których czuje pozytywną energię i są tacy , przy których wstydzę się ? Boje się ? Pokazać swoje prawdziwe ja , czyli szalona , wesoła dziewczyna ... I nie wiem dlaczego , ale przy nim tak się czuje , czuje się stłamszona tą jego idealnością , pracowitością , czuje że ja też muszę taka być , a może już się taka stałam ....
Tak dobry spokojny chłopak, mam już 4 kreski wytatuowane przez takich. Nie oceniam, każdy musi zarządzać własnym ryzykiem. Wiem ze to jest problem, znam kobiety i je rozumiem (czasami). W związku powinno się móc być sobą, ja to wstydu nie mam, jestem złym przykładem. Ale zdarza mi się „ratować” takie kobiety jak Ty. Mam poczucie misji a ceną za to jest piekło. Trzeba być sobą, znać swoją naturę, nie udawać nawet jak ludzie się odwrócą. Życie pod dyktando oczekiwań innych, pluje na to. Nie wiem co Ci doradzić, z dnia na dzień swojego życia nie zmienisz.
Tak dobry spokojny chłopak, mam już 4 kreski wytatuowane przez takich. Nie oceniam, każdy musi zarządzać własnym ryzykiem. Wiem ze to jest problem, znam kobiety i je rozumiem (czasami). W związku powinno się móc być sobą, ja to wstydu nie mam, jestem złym przykładem. Ale zdarza mi się „ratować” takie kobiety jak Ty. Mam poczucie misji a ceną za to jest piekło. Trzeba być sobą, znać swoją naturę, nie udawać nawet jak ludzie się odwrócą. Życie pod dyktando oczekiwań innych, pluje na to. Nie wiem co Ci doradzić, z dnia na dzień swojego życia nie zmienisz.
Sama nie wiem co bym sobie poradziła w tej sytuacji . Ale wiem jedno. Przez to , że wstydzę się przy nim być sobą , dzieje się tak , że to ja jestem ta zła . Nie będę się rozpisywać ale to ja muszę się zmienić według niego . Dziwna jest cała ta sytuacja bo na prawdę kocham go , ale z drugiej strony chciałabym przy nim czuć że żyje, czuć tę fascynacje jego osobą a nie wieczne wkurwienie ( chociaż niby nie mam powodów ) ale kurde ja mam prawie 30 lat a czytając to co teraz piszę , wychodzi na to , że jeszcze szukam wrażeń ... Ale tak bym tego nie okresliła , tu chodzi o to "coś" co przyciąga jednego człowieka do drugiego
Coś chce, ale nie wiem co. Najpierw zdefiniuj swoje potrzeby i oczekiwania. Chcesz żeby coś samo się zdarzylo?To zacznij coś w koncu robić w tym kierunku. Samo nic się nie zrobi. Zastanów się co lubisz, a potem po prostu zacznij to robić.
Problem jaki jest u Ciebie to to co spotyka wielu ludzi, którzy mieli całe życie jednego partnera i budzą się koło 50-tki, kiedy czują, że nie "skosztowali" życia. Jeszcze masz czas, ale wiesz generalnie to najlepiej wyszaleć się w liceum i na studiach to nie będzie takich problemów.
10 2022-01-23 05:36:57 Ostatnio edytowany przez Ajko (2022-01-23 05:37:39)
Witajcie , postaram się opisać swoją sytuację jak najkrócej . Czy ktoś ma tak jak ja ? Mam 29 lat , wydaje mi się że jestem ładna dziewczyna , mam narzeczonego , wynajmujemy wspólnie mieszkanie , oboje długi czas pracowaliśmy za granicą , na brak pieniędzy na razie nie narzekamy , można powiedzieć powoli do przodu. Problem jest w tym , że patrząc teraz na swoje życie , uświadamiam sobie , że ciągle mi czegoś brakuje . Jestem zaradna, potrafię poradzić sobie z wieloma rzeczami , w przeciągu jednego roku udało mi się zdać prawo jazdy na motocykl i samochód , spełniłam swoje marzenie żeby kupić sobie motocykl sportowy żeby w końcu czerpać przyjemność z jazdy bez ograniczeń . Mam wiele powodów żeby móc się cieszyć a jednak jest inaczej ... Nie wiem czego chcę , dość często zdarza mi się chodzić niezadowolona chociaż nie mam powodów. Czasem mam tak , że coś sobie zaplanuje np. ćwiczenia , ale zawsze wychodzi tak że coś mi przeszkodzi i nie wykonam tego co chciałam i jestem potem na siebie o to zła ... I tak jest z wieloma rzeczami . Ciągle czuję na sobie jakąś presję od siebie samej , nie mam dla siebie zrozumienia. Chciałabym być przebojowa dziewczyna która ciągle się śmiała jak kiedyś ale coś mnie ciągle blokuje przed tym , żeby czerpać przyjemność z tego co się wokół mnie dzieje. Nie czuję się szczęśliwa sama ze sobą od jakiegoś czasu. Nie wiem co jest tego powodem ale jest to męczące . Dążę do jakiegoś chorego ideału a dzięki swoim wyobrażeniom na swój temat ciągle siebie karcę za to jaka powinnam być a nie jestem, choć tak jak pisałam wcześniej , byłam zadowolona z życia dziewczyna . Czuje się jak w potrzasku gdy każdy dzień wygląda tak samo . I nie , nie chodzi tu o motywację. Nie chcę wychodzić do ludzi bo czuję że nie będę nie miała o czym z nimi rozmawiać lub na odwrót . Stałam się strasznie zamknięta w sobie . Mam też problem z facetem . Jesteśmy razem pięć lat , tak jak pisałam mieszkamy razem , on jest dla mnie dobry , kochający a ja ? A ja jestem w tym wszystkim jakaś dziwna . Czuje wewnątrz siebie że go kocham ale nie potrafię tego uzewnętrznić , pokazać . Są sytuacje kiedy mówię sobie że dziś pokażę mu że mi zależy a gdy przychodzi co do czego - to nie robię nic - i sytuacja się powtarza , znowu jestem na siebie zła ... Czuje się jakbym była uwięziona sama w sobie , nie wiem czy zrozumiecie . Chodzi mi o to , że wiem jaka jestem na prawdę , wiem że jestem mega dobrym , życzliwym człowiekiem , współczującym i kochającym az do bolu , ale kiedy chce to okazać - to jednak tego nie robie bo to nie będę ją , coś mnie powstrzymuje ... Być może ktoś ma tak samo , wiecie jak sobie pomóc lub co to może być ? Proszę o odpowiedź
Bo ty jesteś uwięziona sama ze sobą. Co dasz sobie przyzwolenie na zrobienie, naprawdę tego co chcesz, czyli nie robienie tego co zaplanowałaś to zaraz pilnujesz by samą siebie opier**lić porządnie, chwile ciszy i niezadowolenia. Nie akceptujesz swojej natury i narzucasz sobie, że masz być inna, a jak nie to kolejny opier*l i tak w kółko. Tutaj jeszcze sie przydaje partner bo możesz zwalić winę
trochę na niego. Powiem ci, że jaki by ten partner nie był to spełnienie, zaspokojenie tego głodu poczujesz tylko na chwilę, bo to siedzi w tobie i nikt za ciebie tego nie naprawi. Gdyby rozbic ciebie na 2 osoby to jedna jest dobra, czuła, kochająca, a 2 każe tej pierwszej, prawdziwej, stulić pysk i gdy tylko coś 1 spróbuje zrobić po swojemu 2 zaraz pilnuje by kara była solidna.
Ciekawi mnie czy twój partner wywiera na tobie presję "rozwoju" czy sama to sobie robisz, bo masz niskie poczucie własnej wartości i musisz mu dorównać, bo się czujesz ciągle gorsza?
Nie odbieraj mojego wpisu jako atak, bardziej jako sugestię nad czym warto pomyśleć. Może tak naprawdę nie mam racji?
Coś chce, ale nie wiem co. Najpierw zdefiniuj swoje potrzeby i oczekiwania. Chcesz żeby coś samo się zdarzylo?To zacznij coś w koncu robić w tym kierunku. Samo nic się nie zrobi. Zastanów się co lubisz, a potem po prostu zacznij to robić.
Problem jaki jest u Ciebie to to co spotyka wielu ludzi, którzy mieli całe życie jednego partnera i budzą się koło 50-tki, kiedy czują, że nie "skosztowali" życia. Jeszcze masz czas, ale wiesz generalnie to najlepiej wyszaleć się w liceum i na studiach to nie będzie takich problemów.
Nie jestem z tych osób, które poznały partnera w wieku 16 lat i są z nim do dziś , nie nie to nie tak. Miałam kilku partnerów , jedne związki były na prawdę długie , kilkuletnie a inne kilkumiesięczne . Zazwyczaj kończyły się tym , że to ja nie spełniałam wymogów swoich partnerów pod względem ich wyobrażonych ' ideałów ' i suma summarum czułam się coraz gorzej . Dowiedziałam się nawet kiedyś od swojego pierwszego partnera , że nie jestem jego ideałem . A teraz będąc już w poważnym związku jakoś dotarły do.mnie wszystkie słowa moich byłych facetów , do tego stopnia , że te słowa które mnie ugodziły z ich strony teraz traktuje jako swoje kompleksy które za wszelką cenę chce zmienić , wmawiając swojemu obecnemu partnerowi że pewnie też widzi we mnie te same problemy , które widzieli we mnie tamci . Nie wiem dlaczego tak się dzieje , bo nie jestem z tamtymi ludźmi od długich lat a jednak to co usłyszałam strasznie do mnie dotarło i uważam to za swój mankament sama czując się źle ze sobą. Odnośnie tego , że się nie wyszalałam to też nie prawda bo moje życie wcześniej było na prawdę bogate w znajomości, imprezy , wyjścia , kolegów i koleżanki. Jednak stało się jedno wielkie bum i w pewnym momencie odcięłam się od tego uważajac że każdy człowiek jest moim wrogiem i że każdy dziwnie na mnie patrzy i mnie ocenia
Aneczka_296 napisał/a:Witajcie , postaram się opisać swoją sytuację jak najkrócej . Czy ktoś ma tak jak ja ? Mam 29 lat , wydaje mi się że jestem ładna dziewczyna , mam narzeczonego , wynajmujemy wspólnie mieszkanie , oboje długi czas pracowaliśmy za granicą , na brak pieniędzy na razie nie narzekamy , można powiedzieć powoli do przodu. Problem jest w tym , że patrząc teraz na swoje życie , uświadamiam sobie , że ciągle mi czegoś brakuje . Jestem zaradna, potrafię poradzić sobie z wieloma rzeczami , w przeciągu jednego roku udało mi się zdać prawo jazdy na motocykl i samochód , spełniłam swoje marzenie żeby kupić sobie motocykl sportowy żeby w końcu czerpać przyjemność z jazdy bez ograniczeń . Mam wiele powodów żeby móc się cieszyć a jednak jest inaczej ... Nie wiem czego chcę , dość często zdarza mi się chodzić niezadowolona chociaż nie mam powodów. Czasem mam tak , że coś sobie zaplanuje np. ćwiczenia , ale zawsze wychodzi tak że coś mi przeszkodzi i nie wykonam tego co chciałam i jestem potem na siebie o to zła ... I tak jest z wieloma rzeczami . Ciągle czuję na sobie jakąś presję od siebie samej , nie mam dla siebie zrozumienia. Chciałabym być przebojowa dziewczyna która ciągle się śmiała jak kiedyś ale coś mnie ciągle blokuje przed tym , żeby czerpać przyjemność z tego co się wokół mnie dzieje. Nie czuję się szczęśliwa sama ze sobą od jakiegoś czasu. Nie wiem co jest tego powodem ale jest to męczące . Dążę do jakiegoś chorego ideału a dzięki swoim wyobrażeniom na swój temat ciągle siebie karcę za to jaka powinnam być a nie jestem, choć tak jak pisałam wcześniej , byłam zadowolona z życia dziewczyna . Czuje się jak w potrzasku gdy każdy dzień wygląda tak samo . I nie , nie chodzi tu o motywację. Nie chcę wychodzić do ludzi bo czuję że nie będę nie miała o czym z nimi rozmawiać lub na odwrót . Stałam się strasznie zamknięta w sobie . Mam też problem z facetem . Jesteśmy razem pięć lat , tak jak pisałam mieszkamy razem , on jest dla mnie dobry , kochający a ja ? A ja jestem w tym wszystkim jakaś dziwna . Czuje wewnątrz siebie że go kocham ale nie potrafię tego uzewnętrznić , pokazać . Są sytuacje kiedy mówię sobie że dziś pokażę mu że mi zależy a gdy przychodzi co do czego - to nie robię nic - i sytuacja się powtarza , znowu jestem na siebie zła ... Czuje się jakbym była uwięziona sama w sobie , nie wiem czy zrozumiecie . Chodzi mi o to , że wiem jaka jestem na prawdę , wiem że jestem mega dobrym , życzliwym człowiekiem , współczującym i kochającym az do bolu , ale kiedy chce to okazać - to jednak tego nie robie bo to nie będę ją , coś mnie powstrzymuje ... Być może ktoś ma tak samo , wiecie jak sobie pomóc lub co to może być ? Proszę o odpowiedź
Bo ty jesteś uwięziona sama ze sobą. Co dasz sobie przyzwolenie na zrobienie, naprawdę tego co chcesz, czyli nie robienie tego co zaplanowałaś to zaraz pilnujesz by samą siebie opier**lić porządnie, chwile ciszy i niezadowolenia. Nie akceptujesz swojej natury i narzucasz sobie, że masz być inna, a jak nie to kolejny opier*l i tak w kółko. Tutaj jeszcze sie przydaje partner bo możesz zwalić winę
trochę na niego. Powiem ci, że jaki by ten partner nie był to spełnienie, zaspokojenie tego głodu poczujesz tylko na chwilę, bo to siedzi w tobie i nikt za ciebie tego nie naprawi. Gdyby rozbic ciebie na 2 osoby to jedna jest dobra, czuła, kochająca, a 2 każe tej pierwszej, prawdziwej, stulić pysk i gdy tylko coś 1 spróbuje zrobić po swojemu 2 zaraz pilnuje by kara była solidna.
Ciekawi mnie czy twój partner wywiera na tobie presję "rozwoju" czy sama to sobie robisz, bo masz niskie poczucie własnej wartości i musisz mu dorównać, bo się czujesz ciągle gorsza?
Nie odbieraj mojego wpisu jako atak, bardziej jako sugestię nad czym warto pomyśleć. Może tak naprawdę nie mam racji?
Nie odbiorę Twojej wypowiedzi jako atak bo masz całkowitą rację w tym co piszesz . Owszem czuje się gorsza przy partnerze i rzeczywiście próbuje mu dorównać . Zastanawiam się czasem czy on kocha mnie czy raczej wyobrażenie tego jaką osobą mogłabym być ... Z poczuciem własnej wartości też u mnie kiepsko . Kiedy byłam młodsza nie miałam tego problemu , uważałam się za na prawdę fajną atrakcyjną i towarzyską dziewczynę . Teraz tak nie jest i to mnie boli , nie lubię ludzi , nie lubię wychodzić na miasto , ciągle się czegoś boje - dokładnie tego , że gdzieś na ulicy może być ktoś ładniejszy kto doprowadzi mnie do kolejnych kompleksów. Strasznie się porównuje . Mam wrażenie że każda inna dziewczyna mogłaby być bardziej interesująca dla mojego faceta niż ja . Boje się tego , że jestem zbyt nudna , nie ciekawa . Czuje że musiałabym mieć sto tysięcy zainteresowań , milion tematów do rozmowy i tysiąc pasji żeby być warta uwagi . Wiele rzeczy , które kiedyś sprawiały mi radość teraz uważam za bezsensowne bo i tak źle się czuje sama ze sobą. Uwielbiałam się malować , dobrze wyglądać a teraz ? Mam to gdzieś bo i tak makijaż poprawi mi humor tylko na chwilę i nie zakryje mojego cierpienia. Mam stany kiedy jest mi fajnie , czuje się wesoła ale częściej jestem przygnębiona i widzę wszędzie problem niż jestem szczęśliwa . Nie wiem jak to opisać , źle się czuje sama ze sobą
Oklamujesz sama siebie, tu żrodlo złego samopoczucia.
Co wskazuje na to, że kochasz swojego narzeczonego? Otóż to..
Pozbądź sama że sobą.
To czy Twoje dni są podobne do siebie to też Twoja zasługa.
Sama wybierasz zajęcia które Cię nudzą.
Nigdy nie wybralabym pracy, która mnie nudzi, nawet za duże pieniądze, bo to wypala.
Wiem też że swoich życiowych doświadczeń że takie osoby jak Ty nigdy nie są zadowolone i nie ma co ich ratować.
Niewiele potrafią z siebie dać.
Najpierw muszą dojrzeć, czymś się napełnić, przejść terapię tu będzie trudno bo terapeutą będzie be..Albo będzie nudno..Ale przy wysiłku..
Dopiero potem nadają się do związku. .
W środku czują się gorsze, na zewnątrz okazują agresję do spółki z depresją.
Znajdą się ratownicy i ratowniczki..
Oklamujesz sama siebie, tu żrodlo złego samopoczucia.
Co wskazuje na to, że kochasz swojego narzeczonego? Otóż to..
Pozbądź sama że sobą.
To czy Twoje dni są podobne do siebie to też Twoja zasługa.
Sama wybierasz zajęcia które Cię nudzą.
Nigdy nie wybralabym pracy, która mnie nudzi, nawet za duże pieniądze, bo to wypala.
Wiem też że swoich życiowych doświadczeń że takie osoby jak Ty nigdy nie są zadowolone i nie ma co ich ratować.
Niewiele potrafią z siebie dać.
Najpierw muszą dojrzeć, czymś się napełnić, przejść terapię tu będzie trudno bo terapeutą będzie be..Albo będzie nudno..Ale przy wysiłku..
Dopiero potem nadają się do związku. .
W środku czują się gorsze, na zewnątrz okazują agresję do spółki z depresją.
Znajdą się ratownicy i ratowniczki..
Nie jest fajnie czytać , że jestem od razu spisana na straty . Nie ma co ratować takich ludzi ? Napisałam tutaj , bo może też ktoś jest w takiej sytuacji , ma podobne doświadczenia i może w jakiś sposób sobie poradził samemu .
15 2022-01-23 10:03:03 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-01-23 10:07:27)
Nie napisałam że na straty, ale dużo pracy przed Tobą.
Od Ciebie zależy czy to zrobisz teraz czy wyjdziesz za mąż i latami będziesz niezadowoloną żoną i matką może później.
Tak niestety SAMA musisz się uratować.
Bo jak będzie Cię ratował kto inny to wcale nie poczujesz wdzięczności tylko DLUG i uwierz mi, wcale tego nie docenisz.
Wiedzą Ci ktorzy próbowali ratować co zresztą Ci w tym wątku napisano.
Nie napisałam że na straty, ale dużo pracy przed Tobą.
Od Ciebie zależy czy to zrobisz teraz czy wyjdziesz za mąż i latami będziesz niezadowoloną żoną i matką może później.
Tak niestety SAMA musisz się uratować.
Bo jak będzie Cię ratował kto inny to wcale nie poczujesz wdzięczności tylko DLUG
Czy pisząc , że muszę ratować się sama , masz na myśli że terapeuta też raczej mi nie pomoże ? Ciężko jest samej dojść do punktu od którego to wszystko się zaczęło , mogłabym wymieniać wiele sytuacji , które do dziś we mnie siedzą i nie potrafię pójść dalej. Ale to wszystko jest takim zwalaniem winy na coś innego , chociaż ja sama wiem , że mam ze sobą problem ale nie jestem w stanie dojść do tego skąd on się wziął i dlaczego .
Tylko wiesz to co ty czujesz jest tak bliskie większości ludziom. Od małego uczy się nas bycia niewystarczającymi. Zabija się nasz indywidualizm (dla naszego dobra), mamy się porównywać, mamy być jakąś z d*py najlepszą wersją siebie. Niewystarczający ludzie tworzą kolejnych niewystarczających ludzi, bo jedyne co im ze swojej prawdziwej natury zostało to porównywanie się do innych. To błędne koło, bo w takim fałszywym kołowrotku chodzi tylko o utrzymanie tego ciągłego niezadowolenia z samego siebie, dzięki temu jesteś tak miło podatna na manipulacje.
Czy wychodzisz sama na spacery? Jeśli nie to polecam, wybierz sobie jakieś miejsce do którego chodzisz na chociaż pół godziny. Podczas tego spaceru masz być sama i ze sobą porozmawiać. Zaczynaj od małych kroczków, nie przytłaczaj się wielkimi planami. Tam na tym spacerze, masz sama ze sobą omówić to co cię boli, co w sobie lubisz, za co jesteś sobie wdzięczna. Po jednym męczącym bólu, nie wszystko naraz.
Jeśli nie czujesz się na siłach by ze sobą takie sprawy omawiać, zacznij to robić z dobrym terapeutą. Tak jak napisałaś stać cię na to, to jest twoja inwestycja w siebie, jesteś tego bardzo warta. Ten twój smutek, złe samopoczucie, to jest wołanie twojej prawdziwej natury o polubienie jej, o pozwolenie na bycie wystarczającą i idealną.
Bo zobacz jakbyś miała przyjaciółkę i jej serwowała za każdym razem gdy do ciebie przychodzi ze smutkiem to co serwujesz sobie, to ją by to zniszczyło, tak jak niszczy ciebie. Nie rozwiąże tego żadne fajne towarzystwo, ani chłopak, żadne pochwały od obcych ludzi, tylko ty sama możesz to sobie dać, ale musi to być szczere z akceptacją tego co uważasz za błędy i zalety, za smutki i radości.
Jak to zaniedbasz to albo staniesz się takim zgredem, albo popadniesz w depresję.
Tylko wiesz to co ty czujesz jest tak bliskie większości ludziom. Od małego uczy się nas bycia niewystarczającymi. Zabija się nasz indywidualizm (dla naszego dobra), mamy się porównywać, mamy być jakąś z d*py najlepszą wersją siebie. Niewystarczający ludzie tworzą kolejnych niewystarczających ludzi, bo jedyne co im ze swojej prawdziwej natury zostało to porównywanie się do innych. To błędne koło, bo w takim fałszywym kołowrotku chodzi tylko o utrzymanie tego ciągłego niezadowolenia z samego siebie, dzięki temu jesteś tak miło podatna na manipulacje.
Czy wychodzisz sama na spacery? Jeśli nie to polecam, wybierz sobie jakieś miejsce do którego chodzisz na chociaż pół godziny. Podczas tego spaceru masz być sama i ze sobą porozmawiać. Zaczynaj od małych kroczków, nie przytłaczaj się wielkimi planami. Tam na tym spacerze, masz sama ze sobą omówić to co cię boli, co w sobie lubisz, za co jesteś sobie wdzięczna. Po jednym męczącym bólu, nie wszystko naraz.
Jeśli nie czujesz się na siłach by ze sobą takie sprawy omawiać, zacznij to robić z dobrym terapeutą. Tak jak napisałaś stać cię na to, to jest twoja inwestycja w siebie, jesteś tego bardzo warta. Ten twój smutek, złe samopoczucie, to jest wołanie twojej prawdziwej natury o polubienie jej, o pozwolenie na bycie wystarczającą i idealną.
Bo zobacz jakbyś miała przyjaciółkę i jej serwowała za każdym razem gdy do ciebie przychodzi ze smutkiem to co serwujesz sobie, to ją by to zniszczyło, tak jak niszczy ciebie. Nie rozwiąże tego żadne fajne towarzystwo, ani chłopak, żadne pochwały od obcych ludzi, tylko ty sama możesz to sobie dać, ale musi to być szczere z akceptacją tego co uważasz za błędy i zalety, za smutki i radości.
Jak to zaniedbasz to albo staniesz się takim zgredem, albo popadniesz w depresję.
Dziękuję za odpowiedź. Jeśli chodzi o spacery to nie wychodzę sama ze sobą , raczej zawsze staram się by nie być sama bo nie wiem co mam ze sobą zrobić . Kiedy idę ulicą unikam spojrzeń innych ludzi , chciałabym żeby najlepiej nikt nie zwracał na mnie uwagi . Mam wrażenie , że każdy widzi na mojej twarzy wypisaną drukowanymi literami moją złość na wszystko i niechęć do tego co mnie otacza . Czuje się tak , jakbym była kimś kto w ogóle nie powinien istnieć bo życie mnie męczy . Jestem mega zestresowana , ciągle się czegoś boję , wymyślam historie co by było gdyby . Nie żyje dniem który jest aktualnie , ja myślę ' a co będzie jeśli ...' analizuję , zaprzątam sobie głowę zamiast cieszyć się tu i teraz . Sama się w to wkopałam i teraz nie mogę wyjść . Stałam się strasznym ponurakiem który nie widzi sensu życia .
19 2022-01-23 10:37:28 Ostatnio edytowany przez Ajko (2022-01-23 10:38:53)
Wiem, że to trudne, jesteś tak zaprogramowana. To, jako takie ułatwienie zacznij od wzięcia słuchawek na ten spacer i słuchania treści, które zaczną przekazywać ci pozytywy. Bardzo polecam ci np takie filmy do posłuchania (nie ogladania). Musisz zacząć się programować na coś co jest dla ciebie korzystne, tak jak całe życie programowano cię na bycie kimś niewystarczającym, gorszym.
Sama sobie nie pomożesz, dlatego pozwól sobie pomóc na terapii.
To wszystko siedzi gleboko w Twojej psychice, dlatego musisz pracować z pomocą specjalisty, m. in. nauczyć się polubić i pokochać siebie, poznać i podnieść swoją wartość.
Wiem, że to trudne, jesteś tak zaprogramowana. To, jako takie ułatwienie zacznij od wzięcia słuchawek na ten spacer i słuchania treści, które zaczną przekazywać ci pozytywy. Bardzo polecam ci np takie filmy do posłuchania (nie ogladania). Musisz zacząć się programować na coś co jest dla ciebie korzystne, tak jak całe życie programowano cię na bycie kimś niewystarczającym, gorszym.
Dziękuję za filmik na pewno go dziś posłucham .
Sama sobie nie pomożesz, dlatego pozwól sobie pomóc na terapii.
To wszystko siedzi gleboko w Twojej psychice, dlatego musisz pracować z pomocą specjalisty, m. in. nauczyć się polubić i pokochać siebie, poznać i podnieść swoją wartość.
Chyba terapia to będzie najlepsze rozwiązanie , nie sądzę żebym sama sprostała temu co siedzi w mojej głowie, bo jest tego mnóstwo . Tylko jak dać do zrozumienia partnerowi , że to nie jest proces , który zajmie dwa dni i nagle stanę się kimś to tryska pełnią życia i szczęścia ? Wielokrotnie mówił mi , że jeśli ja nie zmienię swojego podejścia , to on odejdzie bo jego cierpliwość się skończy i wcale mu się nie dziwię . Do tej pory pracowałam kilka lat za granicą , nie miałam możliwości chodzenia do specjalisty , uprzedzam odpowiedzi bo mogą się pojawić , dlaczego mając takie problemy nic z tym nie robiłam . Teraz już zjechałam do Polski więc mam czas na zajęcie się swoimi sprawami .
23 2022-01-23 10:58:45 Ostatnio edytowany przez wieka (2022-01-23 10:59:28)
Myślę, że partner zrozumie, nie rób z niego takiego ignoranta...
Pracujesz teraz?
Myślę, że partner zrozumie, nie rób z niego takiego ignoranta...
Pracujesz teraz?
Aktualnie nie pracuje . Mam odłożone pieniądze z pracy za granicą , więc na razie nie mam strasznego parcia na pracę , chociaż prędzej czy później będę musiała coś ogarnąć , kasa też się kiedyś skończy . Nie robię z niego ignoranta tyle że jego podejście jest zero jedynkowe ' tu nie trzeba rozmawiać, tu trzeba działać ' i czuję dodatkową presję
Przypominasz mnie kilka lat temu. Wielu ludzi na progu 30-stki przeżywa to co Ty, bo to taki przeskok, jeszcze pamięta się siebie dzieciaka, nastolatka, młodego dorosłego… i nagle coś się zmienia.
https://m.youtube.com/watch?v=rbd0YYV2OIE
Już nie można uciec przed sobą. Trzeba się ze sobą zmierzyć. Zaakceptować się i uspokoić rozbuchane ego wewnętrznego krytyka, który jak zacięta płyta odtwarza to co inni powiedzieli o nas niesprawiedliwego i tworzy kolejne założenia na podstawie tych opinienek. Wtedy odzywa się fikser, chce Cię naprawić, chce żebyś była lepsza. Stawia ultimatum: jeśli będziesz taka to wtedy będzie dopiero dobrze. Dwa diabły na ramieniu. Rzecz by zamknąć im dziubki i pobyć ze sobą sam na sam, poznać się ze sobą, odnaleźć jako kropla w oceanie, pył we wszechświecie.
Miałaś dłuższe przerwy bez związku? Ja ruszyłam dopiero jak się wymiksowałam ze wszystkich związków, tych romantycznych oczywiście. Terapia może pomóc, ale taka, która będzie owocna. Unikaj tych długotrwałych, żeby nie ugrzęznąć w zbytnim rozpracowywaniu siebie. Nie o to chodzi. Może spróbuj kilka pogadanek? Niezobowiązująco. Bo będąc na terapii znowu poczujesz się, że naprawiasz się, jakbyś była zepsuta zamiast się po ludzku wygadać. I tu nie chodzi tylko o zrozumienie siebie. Raczej o zrozumienie siebie w świecie i świata ludzi, którzy lubią kreować iluzje wokół siebie. Praca z duchowością też może być owocna. Tak naprawdę niewiadomo co dla Ciebie kliknie. To są tylko pomysły. Jeszcze pandemiczny kołowrotek nie pomaga. Wielu ludzi podupadło na duchu…
Stawia ultimatum: jeśli będziesz taka to wtedy będzie dopiero dobrze. Dwa diabły na ramieniu. Rzecz by zamknąć im dziubki i pobyć ze sobą sam na sam, poznać się ze sobą, odnaleźć jako kropla w oceanie, pył we wszechświecie.
Tutaj niestety odnoszę wrażenie , że tym odzywajacym się fikserem jest mój facet. Wiele razy słyszałam , że jak się zmienię to i reszta się nam ułoży. Nagle będziemy spijać sobie miód z dziubków, będziemy mieli mnóstwo tematów do rozmowy i ogólnie idylla , wszystko będzie tak jak powinno . Rozumiem , że moje zachowanie nie jest takie jak trzeba , ale dla niego to ja jestem problemem . Nie akceptuje mnie taką jaką jestem - no bo według niego nikt by tego nie akceptował . Zapytałam go raz , dlaczego on nigdy za mną się tak nie uganiał jak ja za nim , on na to że nikt by się nie uganiał za takimi nerwami które ja daję . Czuje się , jakbym go trzymała przy sobie na siłę , że wymuszam na nim to , żeby pokochał mnie i mój zjebany charakter i podejście do życia .
Psycholog Na Niby napisał/a:Tak dobry spokojny chłopak, mam już 4 kreski wytatuowane przez takich. Nie oceniam, każdy musi zarządzać własnym ryzykiem. Wiem ze to jest problem, znam kobiety i je rozumiem (czasami). W związku powinno się móc być sobą, ja to wstydu nie mam, jestem złym przykładem. Ale zdarza mi się „ratować” takie kobiety jak Ty. Mam poczucie misji a ceną za to jest piekło. Trzeba być sobą, znać swoją naturę, nie udawać nawet jak ludzie się odwrócą. Życie pod dyktando oczekiwań innych, pluje na to. Nie wiem co Ci doradzić, z dnia na dzień swojego życia nie zmienisz.
Sama nie wiem co bym sobie poradziła w tej sytuacji . Ale wiem jedno. Przez to , że wstydzę się przy nim być sobą , dzieje się tak , że to ja jestem ta zła . Nie będę się rozpisywać ale to ja muszę się zmienić według niego . Dziwna jest cała ta sytuacja bo na prawdę kocham go , ale z drugiej strony chciałabym przy nim czuć że żyje, czuć tę fascynacje jego osobą a nie wieczne wkurwienie ( chociaż niby nie mam powodów ) ale kurde ja mam prawie 30 lat a czytając to co teraz piszę , wychodzi na to , że jeszcze szukam wrażeń ... Ale tak bym tego nie okresliła , tu chodzi o to "coś" co przyciąga jednego człowieka do drugiego
Aneczko, na podstawie tego co napisał Psycholog o schematach studia, praca, pieniądze i facet - tak jesteśmy uczone, że właśnie te rzeczy dadzą nam szczęście. Nie zastanawiamy się czy naprawdę fajna, co by nam dało szczęście. Jesteś jeszcze młoda, nie miałaś kiedy się nad tym naprawdę zastanowić, poznać siebie. Teraz przyszedł taki wiem, że zaczynasz kwestionować swoje wybory. Może wolałabyś mieszkać gdzieś indziej? Może wcale nie chcesz mieć faceta, męża? Może wolisz mieszkać z pięcioma kotami? Może chcesz podróżować? Może...
Psycholog (nie na niby) mogłyby pomóc. Spróbuj też jakichś książek o odkrywaniu siebie, pisz dziennik etc. Musisz znaleźć i odkryć czego Ci brakuje.
Fikser to element naszej psychiki, ale Twój facet jest jego idolem najwidoczniej.
Grozi odejściem? Niech odchodzi. Po co ma cierpieć? Niech sobie ulży. Twój facet gada głupoty, sprzedaje Ci iluzję i sztyletuje Twojego ducha. Ideał, nie ma co. Miałam takiego faceta. Teraz kolega, bo tylko w takiej formie jestem w stanie znieść tą znajomość. Natura zadaniowa ale brak mądrości życiowej. Kiepski przewodnik i motywator. Dokopywator. Wszyscy ludzie są kopnięci, nie tylko Ty, Twój partner też, ja, wszyscy… Jesteśmy z tej samej gliny ulepieni. Czasami tracimy jednak kontakt z rzeczywistością i Twój facet go stracił skoro Cię tak sztorcuje. I teraz Ty też go tracisz, żeby znaleźć się w jego Nibilandii… Masz intuicję, korzystaj, zaufaj sobie, swoim odczuciom. Nie racjonalizuj. Emocje to potężna broń. Z racjonalizowaniem to jest tak, że… mówi się, że coś jest tak durne, że tylko inteligentny człowiek jest w stanie to wytłumaczyć i zrozumieć… co nie jest komplementem w stosunku do inteligentnych. Wręcz przeciwnie.
Kontakt ze sobą to kontakt ze swoimi emocjami, akceptacja tych emocji i świadomość, że mają swoje źródło. Manipulatorzy będą Cię wpędzać w poczucie winy jeśli pozwolisz sobie słuchać ich racji… i olejesz to co odczuwasz. Emocje to radar poruszania się w świecie, rozpoznasz co jest dobre a co złe dzięki nim. Nie rezygnuj z obserwacji swoich emocji negatywnych i przeżywania ich na rzecz stania się jakimś plastikowym tworem z plastikowym uśmiechem prosto z Happylandu, happylistycznej dystopii.
. Rozumiem , że moje zachowanie nie jest takie jak trzeba , ale dla niego to ja jestem problemem . Nie akceptuje mnie taką jaką jestem - no bo według niego nikt by tego nie akceptował .
Docieramy do sedna problemu. Czy możliwe, że Twój obecny stan jest spowodowany przez partnera? Który krytykuje i naprawia, dla którego nie jesteś dość dobra?
Piszesz, że byłaś Wesołą dziewczyną, z motocyklem itd, a tu niemal depresja, niski nastrój. Czy to się zaczęło odkąd jesteś z obecnym parterem?
Doradzałabym też znalezienie pracy, zacznij powoli szukać, ale nie byle czego, tylko takiej jaką lubisz. To Ci da cel w życiu, a jak już znajdziesz, to również satysfakcję. teraz siedzisz w domu i nadmiernie analizujesz.
Fikser to element naszej psychiki, ale Twój facet jest jego idolem najwidoczniej.
Grozi odejściem? Niech odchodzi. Po co ma cierpieć? Niech sobie ulży. Twój facet gada głupoty, sprzedaje Ci iluzję i sztyletuje Twojego ducha. Ideał, nie ma co. Miałam takiego faceta. Teraz kolega, bo tylko w takiej formie jestem w stanie znieść tą znajomość. Natura zadaniowa ale brak mądrości życiowej. Kiepski przewodnik i motywator. Dokopywator. Wszyscy ludzie są kopnięci, nie tylko Ty, Twój partner też, ja, wszyscy… Jesteśmy z tej samej gliny ulepieni. Czasami tracimy jednak kontakt z rzeczywistością i Twój facet go stracił skoro Cię tak sztorcuje. I teraz Ty też go tracisz, żeby znaleźć się w jego Nibilandii… Masz intuicję, korzystaj, zaufaj sobie, swoim odczuciom. Nie racjonalizuj. Emocje to potężna broń. Z racjonalizowaniem to jest tak, że… mówi się, że coś jest tak durne, że tylko inteligentny człowiek jest w stanie to wytłumaczyć i zrozumieć… co nie jest komplementem w stosunku do inteligentnych. Wręcz przeciwnie.
Kontakt ze sobą to kontakt ze swoimi emocjami, akceptacja tych emocji i świadomość, że mają swoje źródło. Manipulatorzy będą Cię wpędzać w poczucie winy jeśli pozwolisz sobie słuchać ich racji… i olejesz to co odczuwasz. Emocje to radar poruszania się w świecie, rozpoznasz co jest dobre a co złe dzięki nim. Nie rezygnuj z obserwacji swoich emocji negatywnych i przeżywania ich na rzecz stania się jakimś plastikowym tworem z plastikowym uśmiechem prosto z Happylandu, happylistycznej dystopii.
Bardzo mądre i dające do myślenia jest to co napisałaś . Fajnie , że odnioslaś się do odczuwanych emocji , bo to one u mnie grają główną rolę i coraz częściej odczuwam tylko te negatywne . Czuje się jak bym była z wampirem energetycznym , który odbiera mi wiarę w siebie. Nie raz dał mi do zrozumienia , że inni są lepsi. Bo z nimi przynajmniej można normalnie porozmawiać , bo oni przynajmniej się nie czepiają , ona przynajmniej mnie docenia itd. Wszyscy wkoło są super tylko nie ja JEGO NARZECZONA . Nie raz mówił mi , że jedyne co straciłby odchodząc ode mnie to to , że nie miałby tyłu nerwów a ja powinnam doceniać to , że ze mną jest bo każdy inny już dawno by ode mnie odszedł a on musi znosić moje zachowanie ... Kiedy się poznaliśmy , dowiedziałam się po jakimś czasie że spotykał się ze swoją byłą . Jak się dowiedziałam mówił jej o mnie same złe rzeczy , że jestem toksyczna , że chciał mnie tyle razy zostawić ale nie chciałam dać mu odejść i musiał ze mną dalej być , a tamta się ze mnie śmiała jak to on mnie dla niej okłamywał żeby mogli się potajemnie spotykać ... Wybaczyć nie wiem czy wybaczyłam , dalej mam to w głowie , ale postanowiłam że spróbuję powalczyć o ten związek bo mi zależało . Tej laski już nie ma , sama doprowadziłam do tego żeby ta chora znajomość się zakończyła i poniekąd dlatego z nim jestem bo wiem ile o to walczyłam i ile kosztowało mnie to nerwów i sponiewierania psychicznego .
Aneczka_296 napisał/a:. Rozumiem , że moje zachowanie nie jest takie jak trzeba , ale dla niego to ja jestem problemem . Nie akceptuje mnie taką jaką jestem - no bo według niego nikt by tego nie akceptował .
Docieramy do sedna problemu. Czy możliwe, że Twój obecny stan jest spowodowany przez partnera? Który krytykuje i naprawia, dla którego nie jesteś dość dobra?
Piszesz, że byłaś Wesołą dziewczyną, z motocyklem itd, a tu niemal depresja, niski nastrój. Czy to się zaczęło odkąd jesteś z obecnym parterem?
Doradzałabym też znalezienie pracy, zacznij powoli szukać, ale nie byle czego, tylko takiej jaką lubisz. To Ci da cel w życiu, a jak już znajdziesz, to również satysfakcję. teraz siedzisz w domu i nadmiernie analizujesz.
We wcześniejszej odpowiedzi na komentarz któregoś z użytkowników napisałam jak sytuacja poniekąd wygląda. Można powiedzieć że tak , odkąd jestem z tym człowiekiem to taka się stałam. Czułam się gorsza ale to on do tego doprowadził .
"Można powiedzieć że tak , odkąd jestem z tym człowiekiem to taka się stałam. Czułam się gorsza ale to on do tego doprowadził ."
Z tego co piszesz, to poprzedni partnerzy byli podobni...
Po terapii powinaś wiedzieć czego oczekujesz od życia...
"Można powiedzieć że tak , odkąd jestem z tym człowiekiem to taka się stałam. Czułam się gorsza ale to on do tego doprowadził ."
Z tego co piszesz, to poprzedni partnerzy byli podobni...
Po terapii powinaś wiedzieć czego oczekujesz od życia...
Coraz częściej myślę o tym , dlaczego trafiam na ludzi , którzy przez kilka lat wmawiają mi że kochają a jak się później okazuje oni wszyscy są idealni a to ja odbiegam od ich ideału ... Czasami mam wrażenie , że ktoś jest ze mną po to , by będąc ze mną wmawiać mi że jestem do doopy i mieć z tego satysfakcję że to ja się źle czuje a nie ta druga osoba .
Przecież to klasyka gatunku, kochana. On Tobą manipuluje a Ty osłabiona dajesz się. Im bardziej on Cię poniży tym większą będzie miał pewność, że go nie zostawisz. Mój były to samo robił. Wiesz jak się zdziwił jak go zostawiłam? O, ludzie… Policję musiałam wezwać. To przykre uświadomić sobie, że ktoś kto powinien nas kochać nie kocha… Narzeczony powinien Cię kochać, ale on Cię w sumie nienawidzi. Nie lubi. Traktuje jak swoją rzecz, nie autonomiczną jednostkę. Jesteś jak przedmiot, zabawka, którą dostał i może robić sobie z nią co chce… bo zabawka się daje, bo zabawka racjonalizuje, szuka winy w sobie…
Obawiam się, że jego serca nie naprawisz dobrocią, zmianami na najlepsze… on nawet nie zasługuje na najlepsze… Ale dobra wiadomość jest taka, że takie diabelskie więzy, karmiczne związki kiedy będziesz gotowa i obudzisz się pewnego dnia pukając się w czoło… „co ja tu robię? Kim jest ten człowiek?”… Jak obudzisz się z marazmu myśli krążących jak sępy nad zdychającym zwierzem… wtedy to wszystko może się skończyć. Odezwie się mocny instynkt samozachowawczy. Tzn to nie skończy się w dniu kiedy odejdziesz, takie demony idą za swoim właścicielem… Twoje demony dalej z Tobą będą ale zrobisz sobie przestrzeń, żeby się z nimi policzyć. Warto być odważnym. Warto być decyzyjnym.
Już wiem czemu mnie przypominasz sprzed lat…
Przecież to klasyka gatunku, kochana. On Tobą manipuluje a Ty osłabiona dajesz się. Im bardziej on Cię poniży tym większą będzie miał pewność, że go nie zostawisz. Mój były to samo robił. Wiesz jak się zdziwił jak go zostawiłam? O, ludzie… Policję musiałam wezwać. To przykre uświadomić sobie, że ktoś kto powinien nas kochać nie kocha… Narzeczony powinien Cię kochać, ale on Cię w sumie nienawidzi. Nie lubi. Traktuje jak swoją rzecz, nie autonomiczną jednostkę. Jesteś jak przedmiot, zabawka, którą dostał i może robić sobie z nią co chce… bo zabawka się daje, bo zabawka racjonalizuje, szuka winy w sobie…
Obawiam się, że jego serca nie naprawisz dobrocią, zmianami na najlepsze… on nawet nie zasługuje na najlepsze… Ale dobra wiadomość jest taka, że takie diabelskie więzy, karmiczne związki kiedy będziesz gotowa i obudzisz się pewnego dnia pukając się w czoło… „co ja tu robię? Kim jest ten człowiek?”… Jak obudzisz się z marazmu myśli krążących jak sępy nad zdychającym zwierzem… wtedy to wszystko może się skończyć. Odezwie się mocny instynkt samozachowawczy. Tzn to nie skończy się w dniu kiedy odejdziesz, takie demony idą za swoim właścicielem… Twoje demony dalej z Tobą będą ale zrobisz sobie przestrzeń, żeby się z nimi policzyć. Warto być odważnym. Warto być decyzyjnym.
Już wiem czemu mnie przypominasz sprzed lat…
Czyli Ty jak rozumiem uwolniłaś się z takiego życia ? Jak jest Ci teraz ? Jesteś z kimś czy jednak wolisz być na razie sama ?
Psycholog (nie na niby) mogłyby pomóc. Spróbuj też jakichś książek o odkrywaniu siebie, pisz dziennik etc. Musisz znaleźć i odkryć czego Ci brakuje.
Do usługi, możemy w sezonie pośmigać
motocyklami, tylko ostrzegam ze mnie nie dogonisz . Nie pozwól nikomu żeby ktoś próbował Cię zmienić i próbował dopasować do siebie, czy to chłopakowi, czy to papieżowi, czy to nawet mi. Ludzie tak robią bo czują się lepsi od innych, takich rzeczy nie robi się kochającej osobie, w związku się nie rywalizuje. Powinno się ciągnąć nawzajem do góry, być jak Dante i Wergiliusz kroczący razem przez kolejne kręgi piekła. Ja rzadko bywałem w szkole (trochę nawet studiowałem), może dlatego nie zostałem zaprogramowany na ich definicję sukcesu i spełnionego życia. Pocieszające jest to ze naszła Cię jakaś autorefleksja dotycząca własnego życia, niektórych nachodzi dopiero na 5 minut przed śmiercią i wtedy jest już za późno żeby cokolwiek zmienić .
Tak, uciekłam. Niedługo potem wpadłam z przysłowiowego deszczu pod rynnę. Tym razem nie uciekałam. Zakończyłam związek w miarę szybko, by degradacja przytomności wynikająca z kolejnego uwikłania jak gangrena nie pożarła odzyskanych zmysłów. Teraz jestem sama już kilka lat i rozgościłam się w swoim świecie. Ale jeśli pytasz czy jestem teraz szczęśliwym singlem tryskającym szczęściem non stop… to nie. Jestem człowiekiem z krwi i kości, z emocjami, mentalem, duchem… Czasem płaczę bom smutna, czasem płaczę ze śmiechu. Czasem gapię się w sufit, czasem tańczę nad zlewem… Czasem śpiewam na spacerach, czasem skaczę na łóżku. Czasem wątpię, czasem niesie mnie poczucie nadziei… Różnie bywa. Ale ja akceptuję swoje człowieczeństwo teraz. Nie chcę być lepsza. Chcę przeżywać życie takie jakie Bóg mi obmyślił, z blaskami i cieniami, dolinami i pagórkami. Ufam swojej drodze
CatLady napisał/a:Psycholog (nie na niby) mogłyby pomóc. Spróbuj też jakichś książek o odkrywaniu siebie, pisz dziennik etc. Musisz znaleźć i odkryć czego Ci brakuje.
Do usługi, możemy w sezonie pośmigać
motocyklami, tylko ostrzegam ze mnie nie dogonisz . Nie pozwól nikomu żeby ktoś próbował Cię zmienić i próbował dopasować do siebie, czy to chłopakowi, czy to papieżowi, czy to nawet mi. Ludzie tak robią bo czują się lepsi od innych, takich rzeczy nie robi się kochającej osobie, w związku się nie rywalizuje. Powinno się ciągnąć nawzajem do góry, być jak Dante i Wergiliusz kroczący razem przez kolejne kręgi piekła. Ja rzadko bywałem w szkole (trochę nawet studiowałem), może dlatego nie zostałem zaprogramowany na ich definicję sukcesu i spełnionego życia. Pocieszające jest to ze naszła Cię jakaś autorefleksja dotycząca własnego życia, niektórych nachodzi dopiero na 5 minut przed śmiercią i wtedy jest już za późno żeby cokolwiek zmienić .
Dokładnie w punkt . W związku się nie rywalizuje , kto jest lepszy , kto więcej razy popełnił błąd , kto o kogo bardziej zabiega . Chciałabym poczuć taką równowagę , że każdy daje po równo . Niby związek , a jednak człowiek czuje się samotny i zostaje sam ze swoimi problemami a kiedy chcesz się wygadać , to słyszysz jedynie ' ja się nie będę denerwować ' i takim oto sposobem ja denerwuje się za dwoje , bo czuję się olana . Jakieś to wszystko pogmatwane . Autorefleksja mnie naszła bo widzę , jak życie ucieka mi przez palce a ja ? Zamiast celebrować każdy nowy dzień i cieszyć się że jestem zdrowa , mam dwie ręce , nogi , jestem w pełni sprawna to zastanawiam się nad sensem swojego życia . Niby łatwo jest powiedzieć ' oooo masz mieszkanie , narzeczonego , poukładane życie , jesteś atrakcyjną młodą dziewczyną, całe życie przed Tobą - jakie Ty możesz mieć problemy ? ' nie wszystko co z wierzchu wygląda ładnie , jest takie samo w środku. Nie będę się dopasowywać tu masz rację. Jeśli nie odpowiadam drugiej osobie , to niech będzie z taką , która będzie spełniała jego oczekiwania w każdym aspekcie . Nie da się być idealnym . Ja wiem doskonale , że taka nie jestem. A motocyklami możemy pośmigać , nie ma sprawy , nawet jeśli miałabym zostać daleko w tyle , to i tak będę czerpać przyjemność z jazdy
Tak, uciekłam. Niedługo potem wpadłam z przysłowiowego deszczu pod rynnę. Tym razem nie uciekałam. Zakończyłam związek w miarę szybko, by degradacja przytomności wynikająca z kolejnego uwikłania jak gangrena nie pożarła odzyskanych zmysłów. Teraz jestem sama już kilka lat i rozgościłam się w swoim świecie. Ale jeśli pytasz czy jestem teraz szczęśliwym singlem tryskającym szczęściem non stop… to nie. Jestem człowiekiem z krwi i kości, z emocjami, mentalem, duchem… Czasem płaczę bom smutna, czasem płaczę ze śmiechu. Czasem gapię się w sufit, czasem tańczę nad zlewem… Czasem śpiewam na spacerach, czasem skaczę na łóżku. Czasem wątpię, czasem niesie mnie poczucie nadziei… Różnie bywa. Ale ja akceptuję swoje człowieczeństwo teraz. Nie chcę być lepsza. Chcę przeżywać życie takie jakie Bóg mi obmyślił, z blaskami i cieniami, dolinami i pagórkami. Ufam swojej drodze
Kurcze tak czytam i czytam i każda Twoją wypowiedź jest taka pięknie napisana, że aż mi się ciepło robi na sercu . Niby proste rzeczy , ale jednak dają dużo do myślenia . Kiedy zorientowalaś się , że związek Ci nie służy ?
Zorientowałam się po 3 tygodniach związku I będąc jeszcze świeża nie tknięta praniem mózgu jakie sobie później zafundowałam na współę z innymi ludźmi … szłam zakończyć go. Pech chciał, że coś się tego dnia wydarzyło i znajomi wywarli na mnie presję ratowania kogoś z dołka egzystencjonalnego wywołanego sprawami rodzinnymi. Nie mogę być tak podła i skopać leżącego. Nie, nie… to by było złe. Jako lewaczka z krwi i kości empatia przysłoniła mi rozum, poświęciłam swoje poczucie na rzecz racjonalizacji. I tak ugrzęzłam na 10 lat w tym schemacie, starając się być lepsza. Nigdy więcej nie chcę być lepsza niż jestem. Jestem dość dobra Tylko asertywność u mnie szwankuje.
Jeśli pytasz, kiedy zakończyłam na amen ten związek to było tak… długa historia, długo opowiadać. Dostałam bułkę z masłem, otworzyłam buźkę jak pelikan, bom była gotowa się dożywić. Następnego dnia, gdy się obudziłam, zaczęłam ogarniać w domu swoje obowiązki a on… zaczął mi do porannej kawy dolewać krople z arszenikiem. Popatrzyłam na niego jak pies co przekrzywia głowę na bok z ciekawością, otworzyłam usta i tak patrzyłam w milczeniu na niego. Nie, nie łyknę tego gówna, które mi serwuje, fuj. Ohyda. Skończył swoje szoł, poszedł nadęty po piwko i grać na konsoli. Zapytałam czy pójdziemy się przejść nad rzekę… odpowiedział, że potem. Znam to potem. Znaczy nie. A więc co ja robię z nim? Jest mi zimno, zamarzam… Jestem głodna, niedożywiona, chwieję się na swoich nogach… Za kogo on się ma? Kto mu dał te przywileje? Beng! Obuch w głowę. Ty! Tzn Ja. Pozwoliłam mu uwierzyć, że jest niewiadomo kim. A jest dla mnie nikim… teraz… i od dawna. Więc na co to wszystko? Te wszystkie lęki, przekonania… ta machina oblepiona tłustym smarem… Można ją wyłączyć. Złudzenia… iluzja… fantasmagorie… niebieskie migdały… Tyle lat życia nieprzytomnie… I spodobała mi się ta trzeźwość po zjedzeniu bułki Trzeźwość wyznaczyła mi kierunek i jest moim kompasem. To nie znaczy, że nie odpływam w marzenia… Mam nadal te cechy, które wpakowały mnie w taką sytuację. Ale mam baczniejszą uwagę na nie.
Ty jesteś głodna akceptacji, przynależności, ciepła, serdeczności… To podstawowe potrzeby ciała emocjonalnego, jak dla ciała fizycznego woda, jedzenie, powietrze… Jesteśmy w stanie zapewnić sobie minimum, ale dlatego pragniemy to wszystko dostać od innych, bo miłość przekazana nam od innych to pełnowartościowy posiłek, który stawia na nogi. Samemu to się wody można napić. Dlatego pragniemy być w związkach ale boimy się, że druga osoba zeżre naszą porcję z talerza i znowu będziemy głodni. Świat to taka dżungla. Instynkty są bardzo ważne. Wyczuwamy przyjazne dusze, wyczuwamy drapieżniki. Ale jeśli odejdziesz od instynktów i będziesz podążać za nazwijmy to rozumem, skrzywioną empatią, błędami poznawczymi, mechanizmami obronnymi… toć człowiek się wypala… Ot. A innym żal Cię nie będzie. Ot, kolejna mrówka, która się umorusała w pleśni. Trzeba jej odgryźć głowę.
Rozpisałam się, niech to. Nie wiem jak to skrócić. Ale wiesz o co chodzi? Myśl o sobie dobrze. Jak każdy człowiek masz coś dobrego i wartościowego. Ludzie z zazdrości będą szukać słabego punktu i nie omieszkają się go użyć. Nie obnażaj tego punktu wśród drapieżników. To wbrew naturze. Chyba, że chcesz blefować i puścić ich w maliny.
Ogółem, to był proces. Piszę wiele skrótów myślowych. U Ciebie ten proces jest w toku ale wchodzi w ważny moment, gdzie szukasz dla siebie ratunku. Nie daj się zahukać. To Ty nadajesz ważność jegomościowi i temu związkowi. A jakby tak przestać malować brud białą farbą i go po prostu zmyć?
Mój były tak zmalał w moich oczach, nawet się nie zorientował kiedy, a jak się zorientował to był w takim szoku… To było nawet zabawne. Król był nagi cały czas… Nic nie trwa wiecznie
I jakie Ty zbrodnie masz na swoim sumieniu? Postrzeliłaś prezydenta Keneddiego? Wysadziłaś stację metra w Londynie? Zdradziłaś go z jego przyjacielem z dzieciństwa? Spójrz na sprawy trzeźwym okiem. Odetchniesz. Zaczniesz wracać do siebie, do domu.
Straszny grafoman ze mnie No dobra. Mam celujący z polskiego i angielskiego. Pisałam dobre artykuły. Ale widzisz? Zostaje takie gówno w człowieku. Że aż strach cokolwiek dobrego o sobie napisać, bo zaraz ktoś, najlepiej ktoś niby bliski, weźmie to w dłonie, zwinie w kulkę papierową i zrobi tym wsad do śmietnika jak LeBron James… Woohoo! Dwa punkty. Ty zero. Ludzie są popieprzeni ale bierzemy udział w takich przedstawieniach. Nie da się z tym nic zrobić jak tylko złapać zdrowy dystans.
Dokładnie w punkt . W związku się nie rywalizuje , kto jest lepszy , kto więcej razy popełnił błąd , kto o kogo bardziej zabiega . Chciałabym poczuć taką równowagę , że każdy daje po równo . Niby związek , a jednak człowiek czuje się samotny i zostaje sam ze swoimi problemami a kiedy chcesz się wygadać , to słyszysz jedynie ' ja się nie będę denerwować ' i takim oto sposobem ja denerwuje się za dwoje , bo czuję się olana . Jakieś to wszystko pogmatwane . Autorefleksja mnie naszła bo widzę , jak życie ucieka mi przez palce a ja ? Zamiast celebrować każdy nowy dzień i cieszyć się że jestem zdrowa , mam dwie ręce , nogi , jestem w pełni sprawna to zastanawiam się nad sensem swojego życia . Niby łatwo jest powiedzieć ' oooo masz mieszkanie , narzeczonego , poukładane życie , jesteś atrakcyjną młodą dziewczyną, całe życie przed Tobą - jakie Ty możesz mieć problemy ? ' nie wszystko co z wierzchu wygląda ładnie , jest takie samo w środku. Nie będę się dopasowywać tu masz rację. Jeśli nie odpowiadam drugiej osobie , to niech będzie z taką , która będzie spełniała jego oczekiwania w każdym aspekcie . Nie da się być idealnym . Ja wiem doskonale , że taka nie jestem. A motocyklami możemy pośmigać , nie ma sprawy , nawet jeśli miałabym zostać daleko w tyle , to i tak będę czerpać przyjemność z jazdy
No i tym sposobem sama sobie na wszystko odpowiedziałaś . Nie bój się chwilowej niewygody i samotności a wszystko będzie dobrze. Żeby coś zyskać trzeba coś stracić.
42 2022-01-23 17:02:40 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-01-23 17:38:28)
Diabeł tkwi w szczegółach.
Najpierw napisałaś że Ty jesteś że wszystkiego niezadowolona, a potem że to partner jest niezadowolony..z Twojego niezadowolenia.
??
To jak to jest?
Bo jeżeli tylko z tego jest niezadowolony to wracamy do punktu wyjścia.
Chyba że z innych rzeczy?
sama piszesz zę jesteś młoda, zdrowa- a podejrzewam obawiam się ze słusznie że ciągle chcesz wałkować jakieś problemy z głowy ze swoim partnerem- zrozum że narzeczony nie będzie Twoim terapeutą i on moze mieć tego po prostu dość i się odcina.
od tego jest terapeuta!
Oj Psychologu na Niby, jednak ciągnie Cię do pokręconych dziewczyn, ale ciągnie swój do swego.
Więc kręcimy się w kółko.
Autorko to Twoje życie więc Ty wiesz lepiej czy to narzeczony ciągle marudzi czy Ty.
Jaka byłaś przy innych?
Osoby z podobnymi zaburzeniami na początku dogadają się świetnie a potem na pierwszym kamieniu wyrzuca ich z siodła.
Z tego co widzę to jednak narzeczony nie ratuje, nie pociesza, wymaga wzięcia się w garść. A to trudne.
Więc można skoczyć na motor, ale jak długo można jeździć uciekając.?
Długo.. I do 60 można.:)
Zorientowałam się po 3 tygodniach związku I będąc jeszcze świeża nie tknięta praniem mózgu jakie sobie później zafundowałam na współę z innymi ludźmi … szłam zakończyć go. Pech chciał, że coś się tego dnia wydarzyło i znajomi wywarli na mnie presję ratowania kogoś z dołka egzystencjonalnego wywołanego sprawami rodzinnymi. Nie mogę być tak podła i skopać leżącego. Nie, nie… to by było złe. Jako lewaczka z krwi i kości empatia przysłoniła mi rozum, poświęciłam swoje poczucie na rzecz racjonalizacji. I tak ugrzęzłam na 10 lat w tym schemacie, starając się być lepsza. Nigdy więcej nie chcę być lepsza niż jestem. Jestem dość dobra Tylko asertywność u mnie szwankuje.
Jeśli pytasz, kiedy zakończyłam na amen ten związek to było tak… długa historia, długo opowiadać. Dostałam bułkę z masłem, otworzyłam buźkę jak pelikan, bom była gotowa się dożywić. Następnego dnia, gdy się obudziłam, zaczęłam ogarniać w domu swoje obowiązki a on… zaczął mi do porannej kawy dolewać krople z arszenikiem. Popatrzyłam na niego jak pies co przekrzywia głowę na bok z ciekawością, otworzyłam usta i tak patrzyłam w milczeniu na niego. Nie, nie łyknę tego gówna, które mi serwuje, fuj. Ohyda. Skończył swoje szoł, poszedł nadęty po piwko i grać na konsoli. Zapytałam czy pójdziemy się przejść nad rzekę… odpowiedział, że potem. Znam to potem. Znaczy nie. A więc co ja robię z nim? Jest mi zimno, zamarzam… Jestem głodna, niedożywiona, chwieję się na swoich nogach… Za kogo on się ma? Kto mu dał te przywileje? Beng! Obuch w głowę. Ty! Tzn Ja. Pozwoliłam mu uwierzyć, że jest niewiadomo kim. A jest dla mnie nikim… teraz… i od dawna. Więc na co to wszystko? Te wszystkie lęki, przekonania… ta machina oblepiona tłustym smarem… Można ją wyłączyć. Złudzenia… iluzja… fantasmagorie… niebieskie migdały… Tyle lat życia nieprzytomnie… I spodobała mi się ta trzeźwość po zjedzeniu bułki Trzeźwość wyznaczyła mi kierunek i jest moim kompasem. To nie znaczy, że nie odpływam w marzenia… Mam nadal te cechy, które wpakowały mnie w taką sytuację. Ale mam baczniejszą uwagę na nie.
Ty jesteś głodna akceptacji, przynależności, ciepła, serdeczności… To podstawowe potrzeby ciała emocjonalnego, jak dla ciała fizycznego woda, jedzenie, powietrze… Jesteśmy w stanie zapewnić sobie minimum, ale dlatego pragniemy to wszystko dostać od innych, bo miłość przekazana nam od innych to pełnowartościowy posiłek, który stawia na nogi. Samemu to się wody można napić. Dlatego pragniemy być w związkach ale boimy się, że druga osoba zeżre naszą porcję z talerza i znowu będziemy głodni. Świat to taka dżungla. Instynkty są bardzo ważne. Wyczuwamy przyjazne dusze, wyczuwamy drapieżniki. Ale jeśli odejdziesz od instynktów i będziesz podążać za nazwijmy to rozumem, skrzywioną empatią, błędami poznawczymi, mechanizmami obronnymi… toć człowiek się wypala… Ot. A innym żal Cię nie będzie. Ot, kolejna mrówka, która się umorusała w pleśni. Trzeba jej odgryźć głowę.
Rozpisałam się, niech to. Nie wiem jak to skrócić. Ale wiesz o co chodzi? Myśl o sobie dobrze. Jak każdy człowiek masz coś dobrego i wartościowego. Ludzie z zazdrości będą szukać słabego punktu i nie omieszkają się go użyć. Nie obnażaj tego punktu wśród drapieżników. To wbrew naturze. Chyba, że chcesz blefować i puścić ich w maliny.
Ogółem, to był proces. Piszę wiele skrótów myślowych. U Ciebie ten proces jest w toku ale wchodzi w ważny moment, gdzie szukasz dla siebie ratunku. Nie daj się zahukać. To Ty nadajesz ważność jegomościowi i temu związkowi. A jakby tak przestać malować brud białą farbą i go po prostu zmyć?
Mój były tak zmalał w moich oczach, nawet się nie zorientował kiedy, a jak się zorientował to był w takim szoku… To było nawet zabawne. Król był nagi cały czas… Nic nie trwa wiecznie
I jakie Ty zbrodnie masz na swoim sumieniu? Postrzeliłaś prezydenta Keneddiego? Wysadziłaś stację metra w Londynie? Zdradziłaś go z jego przyjacielem z dzieciństwa? Spójrz na sprawy trzeźwym okiem. Odetchniesz. Zaczniesz wracać do siebie, do domu.
Straszny grafoman ze mnie No dobra. Mam celujący z polskiego i angielskiego. Pisałam dobre artykuły. Ale widzisz? Zostaje takie gówno w człowieku. Że aż strach cokolwiek dobrego o sobie napisać, bo zaraz ktoś, najlepiej ktoś niby bliski, weźmie to w dłonie, zwinie w kulkę papierową i zrobi tym wsad do śmietnika jak LeBron James… Woohoo! Dwa punkty. Ty zero. Ludzie są popieprzeni ale bierzemy udział w takich przedstawieniach. Nie da się z tym nic zrobić jak tylko złapać zdrowy dystans.
Dziękuję za tak wyczerpujacą odpowiedź . Po raz kolejny jestem zaskoczona , moim zdaniem powinnaś napisać jakąś książkę, bo Twój styl wypowiadania się tutaj jest na prawdę warty uwagi
Diabeł tkwi w szczegółach.
Najpierw napisałaś że Ty jesteś że wszystkiego niezadowolona, a potem że to partner jest niezadowolony..z Twojego niezadowolenia.??
To jak to jest?
Bo jeżeli tylko z tego jest niezadowolony to wracamy do punktu wyjścia.
Chyba że z innych rzeczy?
sama piszesz zę jesteś młoda, zdrowa- a podejrzewam obawiam się ze słusznie że ciągle chcesz wałkować jakieś problemy z głowy ze swoim partnerem- zrozum że narzeczony nie będzie Twoim terapeutą i on moze mieć tego po prostu dość i się odcina.
od tego jest terapeuta!Oj Psychologu na Niby, jednak ciągnie Cię do pokręconych dziewczyn, ale ciągnie swój do swego.
Więc kręcimy się w kółko.
Autorko to Twoje życie więc Ty wiesz lepiej czy to narzeczony ciągle marudzi czy Ty.
Jaka byłaś przy innych?
Osoby z podobnymi zaburzeniami na początku dogadają się świetnie a potem na pierwszym kamieniu wyrzuca ich z siodła.
Z tego co widzę to jednak narzeczony nie ratuje, nie pociesza, wymaga wzięcia się w garść. A to trudne.
Więc można skoczyć na motor, ale jak długo można jeździć uciekając.?Długo.. I do 60 można.:)
Pokręcona dziewczyna ? Dziękuję , nie uważam żebym była pokręcona , raczej pogubiona . Przy innych byłam taka , że było wszystko w porządku , pisałam już wcześniej . I owszem partner nie pomaga , a wręcz narzuca , żeby było dobrze na już
45 2022-01-23 18:21:59 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-01-23 18:35:48)
Pogubienie /pokręcenie- chodzi mi o kogoś kto nie jest zbytnio spójny.
Ale co to znaczy że chce by było dobrze na już? nawet jak nie marudzisz to stoi nad Toba i narzeka? Dużo piszesz, ale bardzo ogólnie.
np co to znaczy ze przy innych było w porządku?
bo to moze znaczyć: ze narzekałaś tak samo a oni nie mieli pretensji ale się zmywali
albo narzekałaś tak samo a oni pocieszali, a potem z nich rezygnowałaś
Oj Psychologu na Niby, jednak ciągnie Cię do pokręconych dziewczyn, ale ciągnie swój do swego.
Więc kręcimy się w kółko.
Autorko to Twoje życie więc Ty wiesz lepiej czy to narzeczony ciągle marudzi czy Ty.
Jaka byłaś przy innych?
Osoby z podobnymi zaburzeniami na początku dogadają się świetnie a potem na pierwszym kamieniu wyrzuca ich z siodła.
Z tego co widzę to jednak narzeczony nie ratuje, nie pociesza, wymaga wzięcia się w garść. A to trudne.
Więc można skoczyć na motor, ale jak długo można jeździć uciekając.?Długo.. I do 60 można.:)
Ciągniesz to Ty się za mną w każdym temacie bo masz jakiś osobisty problem do mojej osoby także nawet nie jesteś obiektywna . Sugerujesz ze jestem zaburzony? Wewnętrznie to sama byś ze mną pojeździło na tym przysłowiowym motocyklu i to Cię boli . Jaki masz autorytet w kwestii doradzania z zakresu związku? Dziękuje.
Kto mówi o uciekaniu, mylisz to wszystko z dobrą zabawą. Ale doceniam ze ciagle o mnie myślisz i czekasz tylko na okazje żeby sie odnieść .
Pogubienie /pokręcenie- chodzi mi o kogoś kto nie jest zbytnio spójny.
Ale co to znaczy że chce by było dobrze na już? nawet jak nie marudzisz to stoi nad Toba i narzeka? Dużo piszesz, ale bardzo ogólnie.
np co to znaczy ze przy innych było w porządku?
bo to moze znaczyć: ze narzekałaś tak samo a oni nie mieli pretensji ale się zmywali
albo narzekałaś tak samo a oni pocieszali, a potem z nich rezygnowałaś
Przy innych było w porządku - mam na myśli , że nie miałam takiej dziwnej blokady w sobie jak wobec obecnego partnera . Mam problem z pokazaniem swojej prawdziwej natury , a to ze względu na to , że doświadczenia z poprzednich związków oraz postrzeganie mnie jako kogoś niewystarczającego dało mi mocno w kość i stąd teraz mam jazdy, że jak tamtemu nie pasowało we mnie to i to , to w tym związku też pewnie tak jest . To co powiedzieli o mnie moi ex i to co myśleli , to co oni uważali za mój mankament ja można tak to ująć że wniosłam do swojego obecnego związku , tyle że wtedy to oni mieli problem ze ja wyglądam tak i tak , że mam nie takie to i to a teraz zaczęłam sama tak o sobie myśleć suma summarum doszło do tego że sama zaczęłam dostrzegać te rzeczy w sobie jako mankament , wmawiając sobie , że pewnie mojemu facetowi to też się pewnie we mnie nie podoba .
W poprzednich związkach nie narzekałam , raczej kochałam całym sercem , bardzo mi zależało a ta druga osoba dawała mi złudne poczucie że mnie niby kocha , a tak na prawdę to wszystko im we mnie nie pasowało , co doprowadziło do zerowego poczucia własnej wartości . Pisanie innym dziewczynom , że są piękne , zawieranie dziwnych znajomości za plecami , celowe wywoływanie zazdrości, komentowanie lasek na imprezach , ex potrafił nawet powiedzieć na jednym z wesel, że z chęcią przeleciałby nową babkę mojego ojca ... Jak można czuć się dobrze skoro najbliższa osoba nie miała do mnie żadnego szacunku . Związek dawno zakończony ale to był mój pierwszy chłopak , byliśmy razem prawie sześć lat , toksyczna znajomość po której stałam się według siebie bezwartościowym dnem .
Wydaje mi się, że świetnie Cię rozumiem Aneczka. Przekroczyłem trzydziestkę i mam podobne spostrzeżenia odnośnie swojego życia. Tyle, że u mnie nasiliło się to po rozstaniu i przy okazji pandemii. Kiedyś mnóstwo rzeczy mnie cieszyło, miałem różne zwariowane pomysły, też jeździłem motocyklem. Teraz nic nie potrafi sprawić mi radości, ale takiej prawdziwej, głębokiej. Zmieniłem prace, miejsce zamieszkania liczyłem, że to coś zmieni, ale jednak głowa została ta sama, a wiem, że to w niej jest problem. Sam sie na siebie wkurzam, bo skoro wiem, że coś jest nie tak to mógłbym coś zrobić aby to zmienić i czerpać radość z życia. Tylko najgorsze, że kiedy zadaje sobie właśnie takie pytanie co mi w zasadzie przeszkadza? Co by mnie cieszyło i jak chciałbym aby moje życie wyglądało, to odpowiedź brzmi nie wiem. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Duża część mnie tęskni za dawnym życiem, czuję się tak jakby odcięto je grubą kreską i tamto moje życie było fajne i wesołe, a teraz zostało już tylko nudne, smutne przede mną. Także chyba jedyna opcja to juz tu wielokrotnie proponowana terapia, bo sama wątpię abyś z tym zawalczyła i to zmieniła. Sam myślę nad wizytą u psychologa, ale ciągle się wstrzymuje, bo zastanawiam czy to ma sens i przyniesie jakiekolwiek skutki. Chociaż to w sumie głupie, sam sie zastanawiam, a Tobie polecam.
Musisz też nauczyć się nie uzależniać swojego życia od faceta, dużo pracy przed Tobą.
I szukaj pracy, nie tylko dla kasy, ale do zwiększenia poczucia swojej wartości niezbędna i nie tylko.
50 2022-01-23 23:34:30 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-01-23 23:40:45)
wybacz, ale w takim razie nie bardzo rozumiem - tamte zwiążki opisujesz jak toksyczne, a twierdzisz ze było w porządku.
a tu jest okej a facet be, czujesz się żle. Sama widzisz, że to pokręcone.
I niestety albo nie czytasz pytań, albo czytasz, ale nie odpowiadasz na pytania. swiadomie albo nie.
PNN nie stwierdzam zaburzeń, to za duże słowo, tylko odnoszę się do Twojego posta o ratowaniu pokręconych dziewczynek z tego wątku.
" Ale zdarza mi się „ratować” takie kobiety jak Ty. Mam poczucie misji a ceną za to jest piekło" cytat.
poczytaj sam siebie jak chcesz, bo to w sumie niezbyt istotny offtop tutaj.
Co do motoru czy auta, nie dasz rady mi tym zaimponować,
nie znam Cię gosciu, a Ty mnie wiec nothing personal.
Koniec offtopa, nie musisz odpisywać.
wybacz, ale w takim razie nie bardzo rozumiem - tamte zwiążki opisujesz jak toksyczne, a twierdzisz ze było w porządku.
a tu jest okej a facet be, czujesz się żle. Sama widzisz, że to pokręcone.
I niestety albo nie czytasz pytań, albo czytasz, ale nie odpowiadasz na pytania. swiadomie albo nie.PNN nie stwierdzam zaburzeń, to za duże słowo, tylko odnoszę się do Twojego posta o ratowaniu pokręconych dziewczynek z tego wątku.
" Ale zdarza mi się „ratować” takie kobiety jak Ty. Mam poczucie misji a ceną za to jest piekło" cytat.
poczytaj sam siebie jak chcesz, bo to w sumie niezbyt istotny offtop tutaj.
Co do motoru czy auta, nie dasz rady mi tym zaimponować,
nie znam Cię gosciu, a Ty mnie wiec nothing personal.
Koniec offtopa, nie musisz odpisywać.
Ale nikt Ci nie chce imponować, to Ty ciągle nawiązujesz do mnie a nie ja do Ciebie. I nie gościu, tylko proszę Pana.
Skąd w Tobie tyle jadu poraniona kobieto? . Zarzucasz komuś toksyczność którą sama w jakiejś formie reprezentujesz.
Mam inne atuty poza motocyklem i autami, chcesz o tym porozmawiać?
wybacz, ale w takim razie nie bardzo rozumiem - tamte zwiążki opisujesz jak toksyczne, a twierdzisz ze było w porządku.
a tu jest okej a facet be, czujesz się żle. Sama widzisz, że to pokręcone.
I niestety albo nie czytasz pytań, albo czytasz, ale nie odpowiadasz na pytania. swiadomie albo nie.PNN nie stwierdzam zaburzeń, to za duże słowo, tylko odnoszę się do Twojego posta o ratowaniu pokręconych dziewczynek z tego wątku.
" Ale zdarza mi się „ratować” takie kobiety jak Ty. Mam poczucie misji a ceną za to jest piekło" cytat.
poczytaj sam siebie jak chcesz, bo to w sumie niezbyt istotny offtop tutaj.
Co do motoru czy auta, nie dasz rady mi tym zaimponować,
nie znam Cię gosciu, a Ty mnie wiec nothing personal.
Koniec offtopa, nie musisz odpisywać.
W poprzednich związkach było super , wszystko się układało do momentu aż faceci z którymi byłam zaczęli wymyślać sobie że nagle coś im we mnie nie pasuje . Pierwszy chłopak najpierw kochał mnie całym sercem a potem zaczął mieć pretensje , że nie jestem o niego w ogóle zadzrosna i zaczął celowo wywoływać we mnie to uczucie , opowiadając historię nie z tej ziemi , komentując wygląd innych lasek , oglądając się za nimi , umniejszał moja wartość mówiąc nawet na weselu , że przeleciałby nową laskę mojego ojca , która wtedy miała ponad 40 lat ... Od tamtego momentu zaczęłam czuć się jak gówno . Wmawiał mi że mam wszystko nie takie , że jestem za wysoka , za duża , za bardzo się maluje , że mam małe cycki , a co on poradzi że nie jestem jego ideałem. Bolało mnie to bo był dla mnie najbliższą osobą a jednocześnie mnie ranił , żeby zaniżyć moja wartość , a dlaczego ? Bo byłam zbyt pewna siebie i atrakcyjna dziewczyna która wiedziała czego chce , a on tak na prawdę nie miał mi nic do zaoferowania . Ciągle pytał czemu ja z nim jestem przecież mogłabym mieć każdego , nie doceniał tego że jednak jestem z nim . Jego chora zazdrość wobec mojej osoby doprowadziła do tego że zrobił ze mnie kogoś kto zaczął się czuć kim gorszym - no bo skoro najbliższy mi człowiek z którym jestem tak mówi , to pewnie rzeczywiście tak jest , że jestem ta zła i muszę coś w sobie zmieniać . Dostosowałam się jak tylko mogłam. Zmiana wyglądu, koloru włosów , jedyne czego nie zrobiłam to nie powiekszylam piersi i bardzo dobrze . Kończąc ten związek wchodziłam w kolejne , mając ciągle z tylu głowy , że czegoś mi brakuje skoro mój facet tak mówił .
53 2022-01-24 17:42:40 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-01-24 19:12:18)
Piszesz że czułaś się atrakcyjną i pewną siebie A dla faceta dałaś się pociąć skalpelem?
To jednak sprzeczność..
Twój narzeczony obecny krytykuje Twój wygląd?
A sorry..zmiany nie dotyczyły operacji biustu, przynajmniej tyle.
Kiedyś miałam to samo. Miała dość dużo seansów psychoterapii, i wszystko wychodziło z dzieciństwa. Na pewno potrzebujesz tego i ty.
55 2022-01-26 13:25:58 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2022-01-26 13:27:17)
To chyba kolejny dowód na to, że żyjemy(przynajmniej do tej pory) w zbyt spokojnych i w miare poukładanych czasach.
Skoro komuś przeszkadza, że życie jest spokojne i poukładane a partner zrównoważony i zwyczajnie porządny, to już mi się lampka zapala a po chwili zaczyna wyć syrena alarmowa. Jak to jest, że szaleństwo, spontaniczność(aż do przesady) i karuzela emocjonalna będą wygrywać z przewidywalnością, równowagą i spokojem? Przecież, jeśli ktoś chce wiecznych szaleństw, mocnych wrażeń i emocji, to najlepiej niech w ogóle nie zakłada rodziny albo nie wiąże się na poważnie z kimś, kto właśnie tej stabilizacji oczekuje.
Paradoksem jest to, że młodzi ludzie marza o szczęśliwym życiu, spokojnym i zrównoważonym a potem nagle doznają olśnienia, że jednak woleliby sobie poszaleć przez większość czasu?
Tak na chłodno: czy na pewnym etapie życia, keidy już sie pojawiają poważne plany, praca, dzieci, dom, partner itp, pewnych rzeczy w życiu po prostu nie robimy, bo nie ma na to miejsca? Przynajmniej nie w takim stopniu, w jakim by niektórzy chcieli..
Za dużo w takich historiach sprzeczności typu:"wszystko jest dobrze, partner jest super, ale jednak coś mi nie pasuje...
To chyba kolejny dowód na to, że żyjemy(przynajmniej do tej pory) w zbyt spokojnych i w miare poukładanych czasach.
Skoro komuś przeszkadza, że życie jest spokojne i poukładane a partner zrównoważony i zwyczajnie porządny, to już mi się lampka zapala a po chwili zaczyna wyć syrena alarmowa. Jak to jest, że szaleństwo, spontaniczność(aż do przesady) i karuzela emocjonalna będą wygrywać z przewidywalnością, równowagą i spokojem? Przecież, jeśli ktoś chce wiecznych szaleństw, mocnych wrażeń i emocji, to najlepiej niech w ogóle nie zakłada rodziny albo nie wiąże się na poważnie z kimś, kto właśnie tej stabilizacji oczekuje.
Paradoksem jest to, że młodzi ludzie marza o szczęśliwym życiu, spokojnym i zrównoważonym a potem nagle doznają olśnienia, że jednak woleliby sobie poszaleć przez większość czasu?Tak na chłodno: czy na pewnym etapie życia, keidy już sie pojawiają poważne plany, praca, dzieci, dom, partner itp, pewnych rzeczy w życiu po prostu nie robimy, bo nie ma na to miejsca? Przynajmniej nie w takim stopniu, w jakim by niektórzy chcieli..
Za dużo w takich historiach sprzeczności typu:"wszystko jest dobrze, partner jest super, ale jednak coś mi nie pasuje...
Hmm to nie tak że jest za spokojnie , za dobrze. Wydaje mi się , że każdy chciałby w swoim życiu odrobinę szaleństwa , czegoś spontanicznego . To we mnie jest problem , myślałam kilka dni o tym co tu pisałam i wiem , że ciągle żyje przeszłością. Nie jestem w stanie pogodzić się z tym co się wydarzyło i ciągle wracam do tego myślami. Nie chcę czuć się cały czas jak ofiara , a jak na razie powielam ten schemat . Zamknęłam się w sobie , widzę siebie w czarnych barwach i teraz wiem , że mnóstwo rzeczy , które mnie spotykają zależą od mojego chorego myślenia, które jest ciągle nastawione na ' nie ' . Przestałam dostrzegać to co mam wkolo siebie na rzecz myślenia " czego mi brakuje " . Wiem, dużo pracy przede mną ale zrobię wszystko żeby poprawić swoją jakość życia , zaczynając przede wszystkim od siebie
57 2022-01-26 14:32:54 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2022-01-26 16:31:57)
Jeśli to kwestia tzw. "demonów z przeszłości", to myślę, że będziesz w stanie to przepracować
Osobiście zdecydowanie wolę w miarę ułożone i spokojne życie. Jestem raczej przewidywalny a lubię wiedzieć, co będę robić z wyprzedzeniem te 24 czy nawet 48 godziny wcześniej w dość istotnych czy bardziej złożonych kwestiach, bo nie mówimy tutaj o spontanicznym spotkaniu na mieście, żeby sobie poplotkować
Przynajmniej jak chodzi o rzeczy, na które mam wpływ i mogę o czymś decydować. Nie spakuję nagle walizek w sobotę rano i pojadę na weeekend do Paryża ani nad morze, mieszkając na południu kraju, wiedząc, że muszę wrócić do pracy w poniedziałek. Decyzję mogę zmienić, ale w rozsądnym zakresie. Adrenalina, szaleńśtwo i zmiany - owszem, ale to tak jak z lekiem, wystarczy minimum
Jeśli to kwestia tzw. "demonów z przeszłości", to myślę, że będziesz w stanie to przepracować
Osobiście zdecydowanie wolę w miarę ułożone i spokojne życie. Jestem raczej przewidywalny a lubię wiedzieć co będę robić z wyprzedzeniem tych 24 czy nawet 48 godzin. Przynajmniej jak chodzi o rzeczy, na które mam wpływ i mogę o czymś decydować. Nie spakuję nagle walizek w sobotę rano i pojadę na weeekend do Paryża ani nad morze, mieszkając na południu kraju, wiedząc, że muszę wrócić do pracy w poniedziałek. Decyzję mogę zmienić, ale w rozsądnym zakresie. Adrenalina, szaleńśtwo i zmiany - owszem, ale to tak jak z lekiem, wystarczy minimum
Też nie jestem z tych ludzi, którzy mają pomysł w głowie i w przeciągu pięciu minut rzucają wszystko żeby ten plan zrealizować. Co to , to nie.
Kurcze , problem jest w tym , że moi rodzice rozwiedli się dawno temu , gdy miałam 8 lat , powodem były zdrady . A teraz ja wchodząc w zwiazki , od razu wsadzam facetów do jednego worka ... I jest zastanawianie się - no bo jak to tak możliwe żeby facet był taki spokojny , domator , ułożony ... Chore co nie ? Nie dociera do mnie , że tak może być , bo miałam inny wzór bycia parą , który zafundowali mi moi rodzice. Więc tak jak mówię , muszę sobie ogarnąć te sprawy i wrzucić trochę na luz , bo nie doceniam tego co mam i co osiągnęłam do tej pory .
wiesz, być moze jest tak, że szukasz teraz wyjaśnienia w poprzednich związkach, ale zwyczajnie to jest strach przes kolejnym etapem życia- jako żona- skoro masz narzeczonego.. Taki kryzys rozwojowy.
na to nakłada się zachowanie mające na celu uwolnienienie się od zobowiązań.
moze skorzystaj z kryzysowej terapii- porozmawiaj ze specjalistą.
moze są też jakieś zachowania narzeczonego które budzą opór.
Macie zaplanowany ślub?
Moze żyłaś wczęsniej na wysokich obrotach, w pracy, a teraz nagle przerwa i turbulencje
Aneczka, potrzebujesz terapii.
Reszta wyjdzie w jej trakcie. Niezależnie, czy źródłem Twoich problemów jesteś Ty sama (na co wskazują Twoje posty), czy Twój narzeczony ma w tym większy czy mniejszy udział. Może ma. A może dostrzega problem i próbuje w ten (nieudolny) sposób wstrząsnąć Tobą na tyle, byś sama coś z tym zrobiła. Tylko to w sumie jest bez znaczenia - znajdź dobrego terapeutę (może warto pochodzić do kilku - to nie ortopedia, musisz złapać z kimś nić porozumienia w rozmowie) i zobacz, jak się sytuacja rozwija. Sensowny facet doceni, że pracujesz nad sobą. A jak nie doceni, to jego problem.
Trzymaj się.
Aneczka, potrzebujesz terapii.
Reszta wyjdzie w jej trakcie. Niezależnie, czy źródłem Twoich problemów jesteś Ty sama (na co wskazują Twoje posty), czy Twój narzeczony ma w tym większy czy mniejszy udział. Może ma. A może dostrzega problem i próbuje w ten (nieudolny) sposób wstrząsnąć Tobą na tyle, byś sama coś z tym zrobiła. Tylko to w sumie jest bez znaczenia - znajdź dobrego terapeutę (może warto pochodzić do kilku - to nie ortopedia, musisz złapać z kimś nić porozumienia w rozmowie) i zobacz, jak się sytuacja rozwija. Sensowny facet doceni, że pracujesz nad sobą. A jak nie doceni, to jego problem.
Trzymaj się.
Dziękuję bardzo za odpowiedź . Wiem, że pewnie uznacie to za omijanie problemu i udawanie , że go nie ma - albo inaczej - szukanie innej drogi , byleby nie pójść na terapię . Mianowicie chodzi mi o to , że przed pójściem na terapię postanowiłam zamówić kilka książek. Lubię czytać , książki do mnie docierają , skupiam się na tym co chcą mi przekazać jak tylko mogę . Pomyślałam , że może zanim wybiorę się do terapeuty spróbuję sama krok po kroku jakoś odnaleźć siebie i źródło tego , co mnie dręczy. Mam kilka pozycji - " jesteś kimś więcej niż myślisz " - o akceptacji i docenianiu siebie , uwolnieniu od samokrytyki , oraz o budowaniu poczucia własnej wartości. Kolejna to - "dorosłe dzieci niedojrzałych emocjonalnie rodziców , jak uwolnić się od przeszłości i zacząć nowe życie " . Zamówiłam ją dlatego że moi rodzice rozwiedli się gdy miałam 8 lat , brakowało mi pełnej rodziny i wiem po sobie że pewne traumy w głowie mi pozostały do dziś . Następna to -" uwolnij się od psychopaty , jak odzyskać siebie po toksycznym związku " chce to przeczytać bo wiem że mój pierwszy związek był toksyczny tak samo i jak i pierwszy chłopak. No i ostatnia - " dlaczego czuje się nieszczęśliwa skoro on jest taki wspaniały , subtelne formy przemocy w związku " akurat ta książka to tak na wszelki wypadek błagam nie uznajcie mnie za wariatkę , na prawdę wierzę w to , że w jakiś sposób to co jest zawarte w książkach do mnie dotrze. Jeśli nie zmieni się nic , wybiorę się na terapię .
"Chce ćwiczyć, ale nie mogę", " Chce być spontaniczna, ale nie moge", " Chce wyjść do ludzi, ale nie moge". Twoim problemem jest to, że chcesz, ale nie robisz. Też bym się męczył mając takie podejście do życia jak Ty.
63 2022-01-28 20:27:25 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-01-28 20:29:30)
Nie rób tego sobie.
Wiele książek jest pisanych przez amatorów, którzy piszą dla komercji.
Zamiast porządkować zrobisz większe zamieszanie.
Znajdź kogoś z certyfikatem psychoterapeuty i umów się na spotkanie.
Niektórymi couchami można sobie krzywdę zrobić.
Od jakiego psychopaty chcesz się uwolnić?
Jak uważasz narzeczonego za psychopatę to oddaj mu pierścionek po prostu może?
ANECZKA 296
MIAŁEM IDENTYCZNIE
Przepraszam nie twierdzę że ty to masz ale zaburzenia osobowości mają na takie zachowania wpływ
Ja odwróciłem swoje życie do góry nogami pomogło ale po jakimś czasie musiałem zrobić to ponownie