Aurelio, a nie dopuszczasz możliwości ze nie zawsze jakas tam przelotna fascynacja oznacza wielkie braki w malzenstwie tylko swiadczy o tym, ze żyjemy, ze czujemy, że jestesmy ludźmi? Bo zgodnie z Twoja logika to trzeba wszystko rozkladac na czynniki pierwsze i wierzyc w Zwiazek Idealny, gdzie po 20 latach razem partnerzy wpatrzeni sa w siebie jak pierwszego dnia. Moze to sie zdarza, ja tam nie widuje za często. Co nie znaczy ze cala reszta zwiazkow jest do doopy i trzeba im robic wiwisekcje. Po ilus latach razem ważniejszy jest szacunek, przyjaźń, sentyment i przywiazanie niz krew buzująca w okolicach rozporka. Nie mówię ze jakis tam pociąg jest bez znaczenia bo ja również nie wyobrazam siebie zwiazku bez udanego seksu. Ale jako kobieta po kilkunastoletnim związku, a potem kilku krótszych relacjach uwazam ze tego sie nie da porównać. Badzmy realistami. Po X latach ktos tam czasem w oko wpadnie, zwłaszcza jak troche przyatakuje. I wtedy wlasnie to jest kwestia tej DECYZJI. I to ze poczulismy pociąg nie znaczy ze cos nie wiadomo jak szwankuje w malzenstwie.
261 2022-01-05 09:58:20 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2022-01-05 09:59:11)
Psycholog Na Niby napisał/a:Dyzio robi furorę, zaraz sam zacznę coraz częściej o nim myśleć, jak tu się dziwić autorce? Ciekawe co by się tu działo jakby Pani Agata uległa pokusie.
Poznalibyśmy odpowiedzi na kluczowe pytania z wątku:
- czy Dyzio odpowiednio sumiennie woskuje rozporek
- czy możliwa jest kamasutra w krzakach pod biurowcem
- czy warto było szaleć tak...
![]()
Bez bulwersu proszę ;-) Ironizuję.
No dużo ryzykujesz biorąc pod uwagę że sporo mężczyzn nie może teraz spać, martwiąc się o swoje żony czytając ten temat .
Są też dobre wieści, dzwonił Woody Allen i chciałby zekranizować Twoją historię. Jako Twój mąż, przysługuje mi 50% honorarium z tytułu wykorzystania wizerunku.
Psycholog Na Niby napisał/a:Dla mnie osobiście to interesujący temat zwłaszcza ze cześć osób wypowiada się nie będąc w żadnej z tych sytuacji, może przy okazji tez czegoś ciekawego się dowiem o sobie.
A czy chirurg musi sam przejść zapalenie wyrostka robaczkowego, by umieć skutecznie operować pacjentów cierpiących na tę przypadłość? ; - )
Rety, zaraz przywiozą mi na dyżur gościa w boleściach, a ja mu powiem, że nigdy dotąd nie miałam zapalenia okostnej. : - )))
Nie wiem czy zabieg chirurgiczny można porównać do ludzkich zachowań, które mogą być różne w zależności od doświadczeń, wychowania, temperamentu ect. Schemat oraz objawy dotyczące np. zapalenia wyrostka podejrzewam są bardzo podobne o których człowiek uczy się na trudnych studiach medycznych i raczej nie da się tego rozchodzić Na przekór powiem że pewnie zdążają się również udane związki z kochankiem. Raczej stronię od czarno białego myślenia dotyczącego relacji z ludźmi.
wieka napisał/a:Ela210 napisał/a:Eee...To tak jakby ktoś się chwalił że ma silną wolę i nie jada słodyczy, a po prostu ma na nie alergię i go odrzuca. Żaden wyczyn.:).
Ale tu nie chodzi o wyczyn.
No właśnie. Wojciszke mam na liście na najbliższy czas, ale i bez tego da się pewnie zrozumieć, że można robić sobie problem (świadomie lub nie do końca) jak Autorka lub nie. Ja wolałem nie, nie miałem potrzeby, nawet z dużymi problemami liczylem, że jż się jakoś psychicznie przy moim wsparciu pozbiera. Na swój sposób się nawet udało, bo się podniosła, tylko poszła w bok a nie ze mną:)
Autorka musi właśnie wyczynu dokonać, ale ja tam wierzę, że da radę:) na szczęście adoratorów miała i ma pewnie poza Dyziem sporo, to i jego w końcu do tej szufladki może wrzuci.
Polecam Ci profesora :-)
Mam na liście jego kolejną pozycję - "Kobieta zmienną jest", ale nie chwalę się tym publicznie :-) bo brzmi to jak komedia w kontekście tego wątku.
Nie nazwałabym wyczynem nie zdjęcia gaci przed Dyziem ;P
Airuf,
Paslawek wyczerpał w zasadzie temat braku kontaktu. Moim zdaniem jest, to skuteczna metoda.
Przyznaję, że miałam zakladając wątek chwilowe zwątpienie, czy warto tu pisać, bo wzmagało to myślenie o Dyziu. Dobrze się odciąć, no każdy radzi sobie, jak umie. A nie o metode chodzi, a o efekt. Wiem, że gdybym 3 lata temu zamkneła temat, to...
Wieka,
A co ja powinnam Dyziowi wyjaśniać?
Zupełnie nic mu nie jestem winna.
Myślę, że polityka firmy i jej skutki, gdy ktoś jest napastliwy go odstraszy, gdy będę musiała użyć ostatecznie tego argumentu, przed jakimikolwiek szkodliwymi dla mnie akcjami. Nie chce tego robić.
Temat z Dyziem zamknięty. Dyzio ma kredyt na dom na głowie i pisklaki do wykarmienia. Dobrze zarabia, nie będzie ryzykował.
Ela210 napisał/a:
Zresztą nawet w wątku Panowie niezależnie od wieku i doświadczeń w wiekszosci mówią: nie mów mu.
Większość, niespecjalnie mnie interesuje. Chyba. że chodzi o wybory prezydenckie ; - ))) Mam zwyczaj dysponować własnym myśleniem, własnym doświadczeniem i własną gotówką : - ) Dwoma pierwszymi podzieliłam się z Agą. Co z tego weźmie - jej wybór.Jeśli zaś ktoś woli żyć w świecie fantazji o idealnym dopasowaniu, w niewiedzy o tym, że nawet całkiem przeciętna pani Dziunia, czy pan Dyzio z działu księgowości, w sprzyjających okolicznościach mogą się stać obiektem spłycenia oddechu oraz zwiększonej potliwości i lepkości rąk ; - ) to już jego sprawa. Jeśli chodzi o mnie, uczyć się ułamków na połówkach pomarańczy nie polecam. Mając w pamięci mego tatusia - typ Belmondo - wraz z wianuszkiem jego pań - bidulek, którym rozum odebrało dużo wcześniej niż urodę, wybieram inny model komunikacji z mężczyzną. W związku Agi nie ma jeszcze dzieci i kredytów. Jakby co, dwa koty są łatwe do podziału. : - ) Odkrycie kart, dałoby mężowi Agi sposobność do zorientowania się w topografii ich małżeństwa i podjęciu decyzji dokąd iść dalej, a Adze silny impuls, by definitywnie zamknąć zbyt długo otwarte na Dyzia czakry i ewentualnie zapobiec multiplikacji innych jego wcieleń, które niechybnie pojawią się w przyszłości. Albo, wprost przeciwnie, by pójść z Dyziem w tan i zacząć naiwnie marzyć, (jak większość kochanek) o założeniu z nim nowej komórki społecznej : - ))) Tak, wiem, Aga już zdecydowała, że tego modelu nie wybiera, więc się zagalopowałam jak gniady na Wielkiej Pardubickiej... ; - )
PainIsFinite napisał/a:
A wiecie co mnie drażni? Gdy za kazdym razem jak komus zaswita fantazja w glowie o kims innym - to nagle zlatuje sie sabat z odwiecznym pytaniem "Zastanow sie co szwankuje w Twoim związku ze w ogole pomyslalas o X".
Tak Pain, czytając wątek Agi, uważam, że jest coś nie tak między tą parą, właśnie na podstawie wnioskowania z faktów, które opisuje. I nie jest to żaden sabat. Nie zapisuję też się do żadnej frakcji. To zbyt uproszczone podziały. Niepotrzebne zresztą. Pozostawiam sobie wolność rozumowania i wyrażania zdania. Przypomnę tylko, że ani w Twoim wątku, ani w wątku CSlady, ani Adeli (za co zresztą obrywałam po łbie), nie doszukiwałam się żadnej obopólnej winy. Tym razem uważam inaczej. Może nawet trudno to nazwać winą i w ogóle nie chciałabym tak tego nazywać, bo nic się tu jeszcze definitywnie rujnującego małżeństwo nie wydarzyło, ale uważam, że jest jakieś wielkie niedogadanie między tą parą. Jakieś zawieszenie kluczowych dla funkcjonowania związku spraw, jakieś lęki Agi, o których jej mąż chyba nic nie wie. No i powierzenie się czasowi, który sam w sobie niczego nie zmienia...
Natomiast cieszy mnie to, że Aga zatrzymała się na progu, że już wie, że miłość jest decyzją i że właśnie teraz życie o tę decyzję się dopomina. Ono podarowało jej 10 lat bez większych dylematów, co do osoby, którą wybrała na męża. To fantastyczna baza. Teraz dostała do rozwiązania równanie z dwiema niewiadomymi. Obie decyzje wydają się być kluczowe dla jej przyszłości. Myślę o Adze ciepło i serdecznie również i z powodu formy, w jakiej prowadzi z nami, forumowiczami dialog. Podziwiam ją za to i mlaszczę z zadowolenia ; - )))
Roxann napisał/a:Wydaje mi się, że piszą tak głównie osoby, które zdradziły, ewentualnie miały ochotę na zdradę lub te, które które nie mają pojęcia o tym jak wygląda długoletni związek, szczególnie taki w którym są dzieci, wiele obowiązków, często problemów.
Przecież ci co zdradzili muszą znaleźć wytłumaczenie dla swoich czynów i wyborów, a Ci co nie byli w związkach lub krótkotrwałych, kiedy jeszcze chemia działa i są tylko dla siebie nie mają pojęcia jak to jest po 10 czy nastu latach z dziećmi itd.
Oczywiście, zdarzają przypadki kiedy coś zaczyna nie grać, ludzie żyją obok siebie, mijają ale... dzieci, majątek itd. O patologii różnego rodzaju nie wspomnę.Za pozwoleniem, Roxann, a jakie niby Ty masz pojęcie i jakie doświadczenie tych lat, tych długich związków, tych wzmiankowanych przez Ciebie dzieci, oprócz bycia wieloletnią nieszczęśliwą, puszczoną w trąbę kochanką, że przypisujesz sobie prawo do oceny kto i z jakiego powodu się w tym wątku się wypowiada? Hmmm?
Psycholog Na Niby napisał/a:Dla mnie osobiście to interesujący temat zwłaszcza ze cześć osób wypowiada się nie będąc w żadnej z tych sytuacji, może przy okazji tez czegoś ciekawego się dowiem o sobie.
A czy chirurg musi sam przejść zapalenie wyrostka robaczkowego, by umieć skutecznie operować pacjentów cierpiących na tę przypadłość? ; - )
Rety, zaraz przywiozą mi na dyżur gościa w boleściach, a ja mu powiem, że nigdy dotąd nie miałam zapalenia okostnej. : - )))AgaSawa napisał/a:
- czy Dyzio odpowiednio sumiennie woskuje rozporek
Aga, nie prowokuj mnie, bo nawet Czubówna Ci nie pomoże... : - )))
Jak chcesz, to napiszę Ci wersję, o tym, jak Dyzio z fabryki kocha Cię platonicznie, o tym jak Twój urok go zachwyca i ile musiał wypić, by w Nowy Rok z kibla, w ukryciu przed ślubną żonką, jej mamunią oraz “bombelkami” napisać Ci SMS, że wprost muuuuuuuuuuuuuusi z Tobą porozmawiać, bo inaczej eksploduje. Albo imploduje. Albo jedno i drugie. : - )
Trzymaj się Aga! Dużo od siebie wymagaj! Pa!
Aurora,
Mam nadzieję nie trafić nigdy na Twój stół ;-)
Jeśli z pacjentami jesteś tak przekonywująca, jak tu na forum, to moją nerką mogłabyś handlować ;-)
A tak poważnie, byłam pewna, że nie przyznam mężowi, że mógł mi się spodobać ktoś inny. Zadałaś 2 ważne dla mnie pytania. Nie odpowiem na forum, ale zastanawiam się nad rozmową z mężem.
Dam znać.
Dzięki serdeczne!
Zapomniałem o tym wątku a miałem go wcześniej podlinkować bardzo podobna historia do Twojej Aga
co ciekawe spotkało to "starą " weterankę forum
Nie strasz się myśleniem o D bo w ten sposób nadajesz też mu na znaczeniu ,a to jak widzisz tylko facet ,dwie ręce ,dwie nogi korpus i głowa z jakimiś pomysłami
realnie jeszcze nie raz myśl o nim przepłynie przez organizm i wywoła jakieś uczucia - nic niezwykłego,szukanie metod i technik to też sposób na to myślenie ,bardzo rozwijająca sprawa ,obserwowanie siebie z uwagą i dystansem ,dobra droga do poznawania siebie ,w jaki sposób się myśli i jak odczuwa ,to się przydaje w życiu ,do pewnego momentu jak patrzę wstecz nie tylko na siebie to po prostu widać że czasem usypiamy ,albo żyjemy w takim półśnie ,szukając ciągle jakichś ucieczek nie wiadomo przed kim i przed czym
AgaSawa napisał/a:Psycholog Na Niby napisał/a:Dyzio robi furorę, zaraz sam zacznę coraz częściej o nim myśleć, jak tu się dziwić autorce? Ciekawe co by się tu działo jakby Pani Agata uległa pokusie.
Poznalibyśmy odpowiedzi na kluczowe pytania z wątku:
- czy Dyzio odpowiednio sumiennie woskuje rozporek
- czy możliwa jest kamasutra w krzakach pod biurowcem
- czy warto było szaleć tak...
![]()
Bez bulwersu proszę ;-) Ironizuję.
No dużo ryzykujesz biorąc pod uwagę że sporo mężczyzn nie może teraz spać, martwiąc się o swoje żony czytając ten temat
.
Są też dobre wieści, dzwonił Woody Allen i chciałby zekranizować Twoją historię. Jako Twój mąż, przysługuje mi 50% honorarium z tytułu wykorzystania wizerunku.aurora borealis napisał/a:Psycholog Na Niby napisał/a:Dla mnie osobiście to interesujący temat zwłaszcza ze cześć osób wypowiada się nie będąc w żadnej z tych sytuacji, może przy okazji tez czegoś ciekawego się dowiem o sobie.
A czy chirurg musi sam przejść zapalenie wyrostka robaczkowego, by umieć skutecznie operować pacjentów cierpiących na tę przypadłość? ; - )
Rety, zaraz przywiozą mi na dyżur gościa w boleściach, a ja mu powiem, że nigdy dotąd nie miałam zapalenia okostnej. : - )))Nie wiem czy zabieg chirurgiczny można porównać do ludzkich zachowań, które mogą być różne w zależności od doświadczeń, wychowania, temperamentu ect. Schemat oraz objawy dotyczące np. zapalenia wyrostka podejrzewam są bardzo podobne o których człowiek uczy się na trudnych studiach medycznych i raczej nie da się tego rozchodzić
Na przekór powiem że pewnie zdążają się również udane związki z kochankiem. Raczej stronię od czarno białego myślenia dotyczącego relacji z ludźmi.
Czy Woody wspomniał komu przypadnie główna rola żeńska i męska?
Dyzio lubi wyzwania i nowe projekty. Ja mam doświadczenie przed obiektywem, więc możnaby rozważyć :-)
Wtedy byłaby to - sztuka dla sztuki ;-))
Z pełną akceptacją męża.
Nie strasz się myśleniem o D bo w ten sposób nadajesz też mu na znaczeniu ,a to jak widzisz tylko facet ,dwie ręce ,dwie nogi korpus i głowa z jakimiś pomysłami
realnie jeszcze nie raz myśl o nim przepłynie przez organizm i wywoła jakieś uczucia - nic niezwykłego
W punkt, popularność tego tematu napewno też nie pomaga żeby nabrać dystansu a zdania „naukowców” są podzielone.
Czy Woody wspomniał komu przypadnie główna rola żeńska i męska?
Mówił tylko że nie będzie happy endu .
"A co ja powinnam Dyziowi wyjaśniać?"
Właśnie o to chodzi, że nic. Ale znając życie, on będzie oczekiwał i jak wdasz się w wyjaśnienia, to on będzie Cię przekonywał, że te wasze relację to są tylko koleżeńskie, dlaczego więc to zmieniać...
Żeby tego uniknąć, trzeba by tak odpowiedzieć, żeby nie wyczuł Twoich emocji, bo jednak musisz zmienić stosunek do niego, a nie wdawać się w wyjaśnienia.
Jeszcze co do brakach czy nadmiarach w małżeństwie, to nie jest usprawiedliwienie, ja uważam, że to nie ma specjalne wpływu, bo idealnych związków nie ma, co nie znaczy, że wtedy coś pcha nas w ramiona innych.
To jest bardziej skomplikowane i złożone.
AgaSawa napisał/a:Czy Woody wspomniał komu przypadnie główna rola żeńska i męska?
Mówił tylko że nie będzie happy endu
.
I tak nie przepadam za jego filmami ;-)
A już jego słowo i przepowiednie, to o kant stołu roztrzaskać :-)
Wieka,
Ale ja nie miałam z nim romansu. Z koleżeństwa na koleżeństwo nie przejdziemy.
Dyzio musiałby naprawde dostać zieloną kartkę by pozwolił sobie na jakiekolwiek wyjaśniania i tym podobne.
Opcje są dwie:
1. Klasycznie chce wybadać grunt.
2. Sprawdzić czy się znowu "zarumienie" i pod to zastosować taktykę.
Dyzio poza naoliwionym torsem ;-) ma też olej w głowie. Nie zaszedłby tu gdzie jest, gdyby nie umiał kombinować.
Wracam z dwoma informacjami, obydwie złe:
1. Dyzio, ani nie zbrzydł, ani nie przytył pod moją dłuższą nieobecność w pracy. Progres jest taki, że jego zaczepki ignoruje dużo łatwiej, niż jeszcze chwile temu i tego się trzymam. I to tyle jeśli chodzi o lowelasa, bo okazuje się, że jest on moim najmniejszym problemem, aktualnie.
2. Dziś pierwszego dnia w pracy po urlopie, skontaktował się ze mną szef szefów mojej fabryki z dobrą nowiną. Wznawiany zostaje project, który z powodu pandemii został wstrzymany. Nie będę ukrywała, że bardzo mnie to ucieszyło, ale mój mąż tego entuzjazmu nie podziela. W bardzo dużym skrócie projekt ma związek z wyjazdami dość dalekimi, jak i po Europie. Więc moja domowa nieobecność byłaby odczuwalna.
Oczywiście odczuwalna tylko w kontekście przyszłego rozmnażania się, bo mąż widzi już we mnie tylko matkę swoich dzieci. Szefowi obiecałam dać odpowiedź, czy wchodzę do gry, do środy, bo jak zwykle chciałam obgadać, to z mężem.
Pierwsze co mąż powiedział, to jak sobie wyobrażam zachodzenie w ciąże? Nie zdecydowałam się jeszcze w kwestii ciąży na nic, bo czekamy na moment w cyklu, gdy to lekarz zacznie "monitorować owulację", oraz zleci serie badań hormonalnych. Od tego mieliśmy wyjść, co zgodnie ustaliliśmy. Zamiast tego, mąż wypomniał mi swoje poświecenie, kiedy to na 2 lata po ślubie, wyjechał ZA MNĄ zagranicę, bym to ja się mogła realizować. Spytacie na czym jego poświecenie polegało? Doskonalił język i podnosił swoje kwalifikacje językowe (taki biedak z niego). Jednak zapomniał, że gdy to po 2 latach, dostał telefon z propozycją dobrego kontraktu w Polsce, bez zastanowienia zdecydowałam, że wracam z nim do kraju. Nie poznaje własnego męża. Tak dziś wyglądają nasze wzajemne żale i pretensję. Zamierza spać na kanapie. Pierwszy raz odkąd się znamy
Dodam tylko, że bez problemu mógłby podróżować ze mną, gdyby była taka konieczność. Może pracować z każdego miejsca na ziemii. Ale jego zdaniem, nie wchodzi to w grę. A jakiś czas temu z początkiem covid, proponował nawet pomieszkiwanie na jakiejś wyspie. Perspektywe zmienił szybko.
Co byście zrobili w mojej sytuacji?
272 2022-01-10 20:24:53 Ostatnio edytowany przez Psycholog Na Niby (2022-01-10 20:25:45)
Oj źle to wygląda w kontekście Dyzia, obyś podświadomie nie sabotowała męża mając go z tyłu głowy. Sztuka kompromisu, albo pojedziesz albo nie. Cieszę się że "pomogłem" .
PS. Nie śpij na kanapie bo zmarzniesz.
Oj źle to wygląda w kontekście Dyzia, obyś podświadomie nie sabotowała męża mając go z tyłu głowy. Sztuka kompromisu, albo pojedziesz albo nie. Cieszę się że "pomogłem"
.
PS. Nie śpij na kanapie bo zmarzniesz.
Swoimi wpisami tylko udowadniasz, że jesteś moim mężem. SABOTAŻ! Słowo klucz. Mój mąż uważa, że celowo rozciągam ciąże w czasie bliżej nieokreślonym. Czekam tylko aż wpadnie na pomysł, że sama sobie ten projekt opłacam (facepalm). Nie o jeden wyjazd chodzi, a o ciąg wyjazdów.
P.S. Ja się z łóżka nigdzie nie ruszam. On śpi na kanapie. Koty go będą grzały.
No to zadaj sobie pytanie ile jesteś w stanie poświęcić dla męża a ile dla kariery, prosta matematyka - obawiam się że to nie ta historia gdzie ma się ciastko i je się ciastko.
P.S Nie nazywaj mnie mężem bo mam problemy na forum i złą reputacje ostatnio .
Wszystko zależy od tego jak wam na sobie zależy, bo wydawało się, że jesteście zgranym małżeństwem, wychodzi, że jednak nie...
Dlatego to zauroczenie mogło nie być bez przyczyny...
Wychodzi, że ta sytuacja miała wpływ na rozmowy o dziecku i to dzięki Twojej rezygnacji z zawodów, co było następstwem tego zauroczenia...
Czyli masz temat dziecka na tapecie niejako na własne życzenie.
Sama musisz zdecydować czy po drodze Ci dalej z mężem, czy decydujesz się na dziecko, czy po waszym małżeństwie, bo mąż teraz nie odpuści, wykorzystał ostatni moment na dziecko, gdy żona zdecydowała się zrezygnować ze swojego hobby... Do tego go okłamując
Od Ciebie zależy jak potoczą się losy waszego małżeństwa, ponoć masz dobrego męża, a tacy nie rodzą się na kamieniu
Młodość szybko mija... Dlatego myśl przyszłościowo.
Wszystko zależy od tego jak wam na sobie zależy, bo wydawało się, że jesteście zgranym małżeństwem, wychodzi, że jednak nie...
Dlatego to zauroczenie mogło nie być bez przyczyny...
Wychodzi, że ta sytuacja miała wpływ na rozmowy o dziecku i to dzięki Twojej rezygnacji z zawodów, co było następstwem tego zauroczenia...Czyli masz temat dziecka na tapecie niejako na własne życzenie.
Sama musisz zdecydować czy po drodze Ci dalej z mężem, czy decydujesz się na dziecko, czy po waszym małżeństwie, bo mąż teraz nie odpuści, wykorzystał ostatni moment na dziecko, gdy żona zdecydowała się zrezygnować ze swojego hobby... Do tego go okłamując
Od Ciebie zależy jak potoczą się losy waszego małżeństwa, ponoć masz dobrego męża, a tacy nie rodzą się na kamieniu
Młodość szybko mija... Dlatego myśl przyszłościowo.
Pomyśli gadzim mózgiem na haju hormonalnym ale bedziesz mogła napisać "A nie mówiłam".
Pierwsze co mąż powiedział, to jak sobie wyobrażam zachodzenie w ciąże? Nie zdecydowałam się jeszcze w kwestii ciąży na nic, bo czekamy na moment w cyklu, gdy to lekarz zacznie "monitorować owulację", oraz zleci serie badań hormonalnych. Od tego mieliśmy wyjść, co zgodnie ustaliliśmy. Zamiast tego, mąż wypomniał mi swoje poświecenie, kiedy to na 2 lata po ślubie, wyjechał ZA MNĄ zagranicę, bym to ja się mogła realizować. Spytacie na czym jego poświecenie polegało? Doskonalił język i podnosił swoje kwalifikacje językowe (taki biedak z niego). Jednak zapomniał, że gdy to po 2 latach, dostał telefon z propozycją dobrego kontraktu w Polsce, bez zastanowienia zdecydowałam, że wracam z nim do kraju. Nie poznaje własnego męża. Tak dziś wyglądają nasze wzajemne żale i pretensję. Zamierza spać na kanapie. Pierwszy raz odkąd się znamy![]()
Dodam tylko, że bez problemu mógłby podróżować ze mną, gdyby była taka konieczność. Może pracować z każdego miejsca na ziemii. Ale jego zdaniem, nie wchodzi to w grę. A jakiś czas temu z początkiem covid, proponował nawet pomieszkiwanie na jakiejś wyspie. Perspektywe zmienił szybko.
Co byście zrobili w mojej sytuacji?
Mąż chce stabilizacji, stałej pracy i żony z dzieckiem w domu. Jak już wcześniej napisałaś, on uważa, że możesz leżeć i pachnieć zamiast pracować i jeździć po świecie . Gdy zdecydujesz się na dziecko na pewno nie będziesz leżeć i pachnieć.
Ty też masz prawo decydować kiedy chcesz mieć dziecko, o ile w ogóle będziesz chcieć. Weź pod uwagę ile ze swojego czasu, poza pracą, mąż ma ochotę i możliwość poświęcić wychowaniu dziecka i domowym obowiązkom. Rozmowy o przyszłości powinny też dotyczyć podziału obowiązków przy dziecku. Negocjuj już teraz, aby potem nie było zdziwienia, że samo nie chce się poukładać a miało być tak pięknie. A może macierzyński weźmiecie po połowie?
No to zadaj sobie pytanie ile jesteś w stanie poświęcić dla męża a ile dla kariery, prosta matematyka - obawiam się że to nie ta historia gdzie ma się ciastko i je się ciastko.
P.S Nie nazywaj mnie mężem bo mam problemy na forum i złą reputacje ostatnio
.
Przy obupólnej chęci i zrozumieniu, to jak najbardziej do zrobienia. Można mieć i zjeść ciastko.
Dużo poświęciłam by wrócić z mężem do Polski, jak się okazuje po latach, to nie jest to docenione.
Wszystko zależy od tego jak wam na sobie zależy, bo wydawało się, że jesteście zgranym małżeństwem, wychodzi, że jednak nie...
Dlatego to zauroczenie mogło nie być bez przyczyny...
Wychodzi, że ta sytuacja miała wpływ na rozmowy o dziecku i to dzięki Twojej rezygnacji z zawodów, co było następstwem tego zauroczenia...Czyli masz temat dziecka na tapecie niejako na własne życzenie.
Sama musisz zdecydować czy po drodze Ci dalej z mężem, czy decydujesz się na dziecko, czy po waszym małżeństwie, bo mąż teraz nie odpuści, wykorzystał ostatni moment na dziecko, gdy żona zdecydowała się zrezygnować ze swojego hobby... Do tego go okłamując
Od Ciebie zależy jak potoczą się losy waszego małżeństwa, ponoć masz dobrego męża, a tacy nie rodzą się na kamieniu
Młodość szybko mija... Dlatego myśl przyszłościowo.
Wydawało mi się, że bardzo zgranym. Poróżnił nas temat dziecka. Jest to pierwszy taki kryzys.
Dla mnie małżeństwo jest bardzo cenne. Również z tego względu, że mam świadomość, że nie każdy w kim się zakochujemy, okazuje się partnerem do przejścia razem życia. U nas tak było. Nadal podtrzymuje, że mąż najlepszy! I piszę to będąc na niego wściekła.
Wieka, nie zrezygnowałam z hobby. Tylko z jednych zawodów, żeby mi Dyzio torsem nie świecił przed oczami.
A może macierzyński weźmiecie po połowie?
Niewykonalne w polskim prawie
ojciec może wziąć max 6 tygodni, kobieta musi pierwsze 14 obowiązkowo.
AgaSawa, przede wszystkim coś jest nie halo w Waszej relacji, a jak jest nie halo, to nie leczy się tego dzieckiem.
Prosta zasada, o której wiele par zapomina. Ty nie masz dziecka w priorytetach i nie miałaś. I ja dalej nie uważam, żeby to dziecko było dobrym pomysłem. Mąż chce zmienić reguły gry, naciska, nie chce ustąpić, a Ty w imię poczucia winy chcesz żeby było na jego.
I co potem? Urodzisz dziecko i mąż zadecyduje, że teraz zostajesz w domu i zajmujesz się dzieckiem? Potem zadecyduje, że pora na drugie? Nie da się tworzyć rodziny, gdzie nie ma rozmowy tylko są narzucane rzeczy przez jedną stronę.
Wprowadzanie do tej relacji dziecka będzie słabym pomysłem.
AgaSawa napisał/a:
Pierwsze co mąż powiedział, to jak sobie wyobrażam zachodzenie w ciąże? Nie zdecydowałam się jeszcze w kwestii ciąży na nic, bo czekamy na moment w cyklu, gdy to lekarz zacznie "monitorować owulację", oraz zleci serie badań hormonalnych. Od tego mieliśmy wyjść, co zgodnie ustaliliśmy. Zamiast tego, mąż wypomniał mi swoje poświecenie, kiedy to na 2 lata po ślubie, wyjechał ZA MNĄ zagranicę, bym to ja się mogła realizować. Spytacie na czym jego poświecenie polegało? Doskonalił język i podnosił swoje kwalifikacje językowe (taki biedak z niego). Jednak zapomniał, że gdy to po 2 latach, dostał telefon z propozycją dobrego kontraktu w Polsce, bez zastanowienia zdecydowałam, że wracam z nim do kraju. Nie poznaje własnego męża. Tak dziś wyglądają nasze wzajemne żale i pretensję. Zamierza spać na kanapie. Pierwszy raz odkąd się znamy![]()
Dodam tylko, że bez problemu mógłby podróżować ze mną, gdyby była taka konieczność. Może pracować z każdego miejsca na ziemii. Ale jego zdaniem, nie wchodzi to w grę. A jakiś czas temu z początkiem covid, proponował nawet pomieszkiwanie na jakiejś wyspie. Perspektywe zmienił szybko.
Co byście zrobili w mojej sytuacji?
Mąż chce stabilizacji, stałej pracy i żony z dzieckiem w domu. Jak już wcześniej napisałaś, on uważa, że możesz leżeć i pachnieć zamiast pracować i jeździć po świecie . Gdy zdecydujesz się na dziecko na pewno nie będziesz leżeć i pachnieć.
Ty też masz prawo decydować kiedy chcesz mieć dziecko, o ile w ogóle będziesz chcieć. Weź pod uwagę ile ze swojego czasu, poza pracą, mąż ma ochotę i możliwość poświęcić wychowaniu dziecka i domowym obowiązkom. Rozmowy o przyszłości powinny też dotyczyć podziału obowiązków przy dziecku. Negocjuj już teraz, aby potem nie było zdziwienia, że samo nie chce się poukładać a miało być tak pięknie. A może macierzyński weźmiecie po połowie?
Ja moge leżeć i pachnieć, a on mógłby rok nie pracować. Jak przytaczam ten argument, to mąż reaguje alergicznie.
Wiadomo, że kobieca potrzeba realizacji nie jest ważna.
On opieke nad dzieckiem porównuje do opieki nad kotami. Takie jest jego pojęcie. A obraz całości zaburzają wesołe i zdrowe dzieci naszych bliskich, które odwiedzamy. I po 3 godzinach wizyty mąż stwierdza, że nasze koty są bardziej wymagające ;-)
282 2022-01-11 00:19:08 Ostatnio edytowany przez Psycholog Na Niby (2022-01-11 00:23:12)
Kurczę mam wrażenie ze jesteście aż za bardzo poukładanym małżeństwem. Chyba bym się „zmęczył” w takiej relacji . Pomału zaczynam rozumieć fenomen Dyzia.
Ja moge leżeć i pachnieć, a on mógłby rok nie pracować. Jak przytaczam ten argument, to mąż reaguje alergicznie.
Wiadomo, że kobieca potrzeba realizacji nie jest ważna.
On opieke nad dzieckiem porównuje do opieki nad kotami. Takie jest jego pojęcie. A obraz całości zaburzają wesołe i zdrowe dzieci naszych bliskich, które odwiedzamy. I po 3 godzinach wizyty mąż stwierdza, że nasze koty są bardziej wymagające ;-)
No to masz wstępny obraz tego, na co możesz liczyć w przyszłości. To brzmi nawet zabawnie, a jednak zabawne nie jest.
Dziecko wiele wnosi i jednocześnie wiele zabiera z obecnego stanu rzeczy. Jak raz się zdecydujesz odwrotu nie będzie. Teraz jest czas na zmianę nastawienia męża do pogodzenia Twojej potrzeby realizacji z obowiązkami jakie na Was spadną.
Agnes76 napisał/a:A może macierzyński weźmiecie po połowie?
Niewykonalne w polskim prawie
ojciec może wziąć max 6 tygodni, kobieta musi pierwsze 14 obowiązkowo.AgaSawa, przede wszystkim coś jest nie halo w Waszej relacji, a jak jest nie halo, to nie leczy się tego dzieckiem.
Prosta zasada, o której wiele par zapomina. Ty nie masz dziecka w priorytetach i nie miałaś. I ja dalej nie uważam, żeby to dziecko było dobrym pomysłem. Mąż chce zmienić reguły gry, naciska, nie chce ustąpić, a Ty w imię poczucia winy chcesz żeby było na jego.
I co potem? Urodzisz dziecko i mąż zadecyduje, że teraz zostajesz w domu i zajmujesz się dzieckiem? Potem zadecyduje, że pora na drugie? Nie da się tworzyć rodziny, gdzie nie ma rozmowy tylko są narzucane rzeczy przez jedną stronę.
Wprowadzanie do tej relacji dziecka będzie słabym pomysłem.
Dziecko z poczucia winy przemkneło mi w zwojach mózgowych tylko przez chwilę. Wiem, żeby sprowadzić człowieka na świat, to należy to zrobić świadomie.
Loka, dziecko na zgodę - bardzo słaby pomysł kończący się traumą dla dziecka.
A Ty już się lepiej czujesz?
Kurczę mam wrażenie ze jesteście aż za bardzo poukładanym małżeństwem. Chyba bym się „zmęczył” w takiej relacji
. Pomału zaczynam rozumieć fenomen Dyzia.
Spodobałoby Ci się
W sensie, że taki pan idealny?
Lady Loka napisał/a:Agnes76 napisał/a:A może macierzyński weźmiecie po połowie?
Niewykonalne w polskim prawie
ojciec może wziąć max 6 tygodni, kobieta musi pierwsze 14 obowiązkowo.AgaSawa, przede wszystkim coś jest nie halo w Waszej relacji, a jak jest nie halo, to nie leczy się tego dzieckiem.
Prosta zasada, o której wiele par zapomina. Ty nie masz dziecka w priorytetach i nie miałaś. I ja dalej nie uważam, żeby to dziecko było dobrym pomysłem. Mąż chce zmienić reguły gry, naciska, nie chce ustąpić, a Ty w imię poczucia winy chcesz żeby było na jego.
I co potem? Urodzisz dziecko i mąż zadecyduje, że teraz zostajesz w domu i zajmujesz się dzieckiem? Potem zadecyduje, że pora na drugie? Nie da się tworzyć rodziny, gdzie nie ma rozmowy tylko są narzucane rzeczy przez jedną stronę.
Wprowadzanie do tej relacji dziecka będzie słabym pomysłem.Dziecko z poczucia winy przemkneło mi w zwojach mózgowych tylko przez chwilę. Wiem, żeby sprowadzić człowieka na świat, to należy to zrobić świadomie.
Loka, dziecko na zgodę - bardzo słaby pomysł kończący się traumą dla dziecka.A Ty już się lepiej czujesz?
Trochę, godzę się z sytuacją, ale bez wielkiego szału. W czwartek mam pierwsze prenatalne i trochę się stresuję.
Mnie to zachowanie Twojego męża zapala lampki kontrolne w głowie bardzo mocno. Bo w zdrowym związku partner by się ucieszył, że druga strona może się rozwijać, a nie zapodawałby książkowego focha o brak ciąży.
Psycholog Na Niby napisał/a:Kurczę mam wrażenie ze jesteście aż za bardzo poukładanym małżeństwem. Chyba bym się „zmęczył” w takiej relacji
. Pomału zaczynam rozumieć fenomen Dyzia.
Spodobałoby Ci się
![]()
W sensie, że taki pan idealny?
Będę brutalny, czy Twój mąż kiedykolwiek spontanicznie dobrał się do Ciebie np. W kuchni na blacie, czy zazwyczaj Sobota g. 20:00?
AgaSawa napisał/a:Lady Loka napisał/a:Niewykonalne w polskim prawie
ojciec może wziąć max 6 tygodni, kobieta musi pierwsze 14 obowiązkowo.AgaSawa, przede wszystkim coś jest nie halo w Waszej relacji, a jak jest nie halo, to nie leczy się tego dzieckiem.
Prosta zasada, o której wiele par zapomina. Ty nie masz dziecka w priorytetach i nie miałaś. I ja dalej nie uważam, żeby to dziecko było dobrym pomysłem. Mąż chce zmienić reguły gry, naciska, nie chce ustąpić, a Ty w imię poczucia winy chcesz żeby było na jego.
I co potem? Urodzisz dziecko i mąż zadecyduje, że teraz zostajesz w domu i zajmujesz się dzieckiem? Potem zadecyduje, że pora na drugie? Nie da się tworzyć rodziny, gdzie nie ma rozmowy tylko są narzucane rzeczy przez jedną stronę.
Wprowadzanie do tej relacji dziecka będzie słabym pomysłem.Dziecko z poczucia winy przemkneło mi w zwojach mózgowych tylko przez chwilę. Wiem, żeby sprowadzić człowieka na świat, to należy to zrobić świadomie.
Loka, dziecko na zgodę - bardzo słaby pomysł kończący się traumą dla dziecka.A Ty już się lepiej czujesz?
Trochę, godzę się z sytuacją, ale bez wielkiego szału. W czwartek mam pierwsze prenatalne i trochę się stresuję.
Mnie to zachowanie Twojego męża zapala lampki kontrolne w głowie bardzo mocno. Bo w zdrowym związku partner by się ucieszył, że druga strona może się rozwijać, a nie zapodawałby książkowego focha o brak ciąży.
To trzymam kciuki za dobre wyniki.
Loka, mąż zawsze mnie motywował. Co zabawne do tego projektu, tuż przed wybuchem pandemii, też mnie namawiał.
Jemu się w głowie poprzestawiało odkąd wyobraził sobie siebie w roli ojca.
289 2022-01-11 02:40:16 Ostatnio edytowany przez apropo_defacto (2022-01-11 02:41:11)
Oj źle to wygląda w kontekście Dyzia, obyś podświadomie nie sabotowała męża mając go z tyłu głowy. Sztuka kompromisu, albo pojedziesz albo nie. Cieszę się że "pomogłem"
.
PS. Nie śpij na kanapie bo zmarzniesz.
Juz sabotuje męża. Gdyby jej przydupas na prawdę przeszkadzał wystarczy że powie mężowi ze nagabuje ją koleś w pracy. Myślę że szybko miał by przekonfigurowana gębę i sprawa rozwiązała by się sama. Autorka to typowa ambitna ale niedowartościowana baba która szuka atencji i lepszej opcji niż ma aktualnie.
Nie wie tylko ze jak zdrada wyjdzie na jaw a mąż okaże sie jednak kimś bardziej wartościowym niż jej sie zdawało, to jej opcje na randkowej karuzeli są niewielkie.
I zostanie sama.
Juz sabotuje męża. Gdyby jej przydupas na prawdę przeszkadzał wystarczy że powie mężowi ze nagabuje ją koleś w pracy. Myślę że szybko miał by przekonfigurowana gębę i sprawa rozwiązała by się sama. Autorka to typowa ambitna ale niedowartościowana baba która szuka atencji i lepszej opcji niż ma aktualnie.
Nie wie tylko ze jak zdrada wyjdzie na jaw a mąż okaże sie jednak kimś bardziej wartościowym niż jej sie zdawało, to jej opcje na randkowej karuzeli są niewielkie.I zostanie sama.
Autorka ma czego chciała, są emocje - jest zabawa i karuzela się kręci.
Teraz gratisowo dojdzie coś jeszcze ... Poznała ten smak ... Teraz już nie będzie świętego spokoju, bo CAŁY CZAS, z tyłu głowy będzie to już siedzieć. Na zawsze.
Psycholog Na Niby napisał/a:Oj źle to wygląda w kontekście Dyzia, obyś podświadomie nie sabotowała męża mając go z tyłu głowy. Sztuka kompromisu, albo pojedziesz albo nie. Cieszę się że "pomogłem"
.
PS. Nie śpij na kanapie bo zmarzniesz.
Juz sabotuje męża. Gdyby jej przydupas na prawdę przeszkadzał wystarczy że powie mężowi ze nagabuje ją koleś w pracy. Myślę że szybko miał by przekonfigurowana gębę i sprawa rozwiązała by się sama. Autorka to typowa ambitna ale niedowartościowana baba która szuka atencji i lepszej opcji niż ma aktualnie.
Nie wie tylko ze jak zdrada wyjdzie na jaw a mąż okaże sie jednak kimś bardziej wartościowym niż jej sie zdawało, to jej opcje na randkowej karuzeli są niewielkie.I zostanie sama.
I tą lepszą opcją miałby być żonaty, dzieciaty facet?
Ty nie czytałaś wątku, ale stawiasz diagnozy, no można i tak.
Gdzie Ty żyjesz, że rozwiązujesz sprawy przekonfigurowaniem gęby?
AgaSawa napisał/a:Psycholog Na Niby napisał/a:Kurczę mam wrażenie ze jesteście aż za bardzo poukładanym małżeństwem. Chyba bym się „zmęczył” w takiej relacji
. Pomału zaczynam rozumieć fenomen Dyzia.
Spodobałoby Ci się
![]()
W sensie, że taki pan idealny?
Będę brutalny, czy Twój mąż kiedykolwiek spontanicznie dobrał się do Ciebie np. W kuchni na blacie, czy zazwyczaj Sobota g. 20:00?
Że to niby Dyzio miałby być dzikim tarzanem biorącym mnie na blacie, w godzinnach innych niż "ustawowa" 20?
293 2022-01-11 09:07:52 Ostatnio edytowany przez Ania2019 (2022-01-11 09:17:54)
Do 123sorawdzam i apropo_defacto, rany, czy Wy czytaliście wątek Agi, jaka zdrada? Przecież zdrady żadnej nie było.
Aga, nic na siłę. To wspólna decyzja. Mąż zafiksował się na dziecku ostro, ale chyba nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo zmieni sie życie, a porównanie do kotów mnie rozwaliło i foch ze spaniem na kanapie
Jesteś bardzo rozsądna dziewczyną i analiza wątku Dyzia i dziecka, wskazuja na to, planujesz, realizujesz, jesteś zadaniowa.
W życiu tak jest, że ludzie nawet najblizsze osoby szybko zapominają lub nie doceniają tego co dla nich robimy, a czas jeszcze wszystko zmienia.
Dlatego decydujecie razem.
Ja jako młoda dziewczyna zrezygnowałam z wyjazdu zawodowego dla męża, bylam zakochana, dziecka też kiedyś chciałam, ale to mąż nalegał ze sprobujmy, już i teraz, ze rodzina najważniejsza. I udało się od razu.
Dla dziecka zrezygnowałam potem z kariery naukowej, bo tego wymagała sytuacja. A rok w tamtej sytuacji byl mi potrzebny na dokończenie planów naukowych, stracilam etat na uczelni, 5 lat badań.
Nie uważam tego za poświęcenie, tak było i juz, tak zdecydowałam, z tą różnicą że wybór opieki i rehabilitacji i ratowania życia dziecka był i jest dla mnie oczywisty,
a tego dla męża nie zrobiłabym ponownie.
Tym bardziej ze po latach on zaryzykował wszystko dla swojej młodszej koleżanki.
Dlatego Aga, najpierw z mężem się dogadajcie, wyjaśnijcie sobie wszystko, przecież można planować i poczekać jeszcze troszkę. Na wszystko jest czas i miejsce.
Aga, wiesz, że to ostatni dzwonek na dziecko.
Wiem, że się umówiliście na początku, ale wiadomo co nie zmieni zdania...
Mąż już pewnie wcześniej myślał o dziecku, tylko nie miał odwagi zacząć tematu, teraz mleko się wylało...
Dlatego musisz podjąć decyzję, czy chcesz mieć dziecko czy nie, karierę możesz rozwinąć po odchowaniu dziecka.
To duża odpowiedzialność, zastanów się czy jesteś w stanie stworzyć dziecku pełną rodzinę czy nie dasz się w przyszłości ponieść emocjom i odejść od męża.
Wiem, że nie nie da się przewidzieć, ale po coś mamy też rozum...
Te kariery, jak widać nawet z tego forum, nie służą małżeństwom, tym bardziej jak nie jest dzielona opieka nad dzieckiem, tylko jedna strona poświęca się karierze, a druga zajmuje się głównie dziećmi.
Ponawiam pytanie
- czy Wy mieliście przegadany temat dziecka na zasadzie że go NIE chcecie czy też temat dziecka był przegadany na zasadzie że chcecie ale kiedyś ?.
I druga sprawa, jeśli nie chcesz dziecka to dlaczego się na nie godzisz?
Boisz się reakcji męża?
Wieka, ja nie mam dylematu kariera czy dziecko.
Zresztą ja nie robię jakiejś szalonej kariery ;-) Po prostu mam fajną prace, lubię robić to, co robię. To straszne, ale nie pracuje dla pieniędzy. Tzn. nie są one moją główną motywacją. Nie musze też piąć się po szczeblach kariery, no nie jest to moim celem.
Nie wiem, czy w ogóle chce mieć dzieci. Zakładam, że gdybym chciała, to praca nie byłaby żadnym problemem. To coś na wzór pewnego mema, gdy ktoś postanawia biegać, ale szuka wymówek, aż w końcu ratuje go jedna chmura na niebie ;-)
Maku, ponawiam odpowiedz - tak ustalone, że nie chcemy dzieci. Mąż uważa, że to, co miało miejsce 10 lat temu (decyzje i światopogląd), może ulec zmianie. I ja się zgadzam.
Ania, przepraszam jeśli za prywatne pytanie, czy Twoje dziecko jest niepełnosprawne?
Jeśli nie wiesz czy chcesz, to tylko znaczy, że to naprawdę nie jest odpowiedni moment na rozpoczynanie produkcji
Psycholog Na Niby napisał/a:AgaSawa napisał/a:Spodobałoby Ci się
![]()
W sensie, że taki pan idealny?
Będę brutalny, czy Twój mąż kiedykolwiek spontanicznie dobrał się do Ciebie np. W kuchni na blacie, czy zazwyczaj Sobota g. 20:00?
Że to niby Dyzio miałby być dzikim tarzanem biorącym mnie na blacie, w godzinnach innych niż "ustawowa" 20?
Ty to powiedziałaś i nie wiem czy dobrze że to zrobiłaś . Poświęciłem swoją wątpliwą reputację żeby zadać Ci to mało eleganckie pytanie. Przepraszam jeżeli Cię uraziłem. Chciałem poznać Twoją reakcję i sprawdzić czy byłaś indoktrynowana do roli bycia grzecznej, porządnej, ułożonej kobiety.
Maku, ponawiam odpowiedz - tak ustalone, że nie chcemy dzieci. Mąż uważa, że to, co miało miejsce 10 lat temu (decyzje i światopogląd), może ulec zmianie. I ja się zgadzam.
Czyli temat przegadany. Tak można zmienić zdanie ale można go nie zmieniać to dlaczego godzisz się na dziecko?
Pisałaś z pewną frustracją jak dla niego się poświeciłaś i tutaj ten sam mechanizm ma zadziałać?
Boisz się że odejdzie?
"Nie wiem, czy w ogóle chce mieć dzieci."
Ale to jest ten czas, że powinnaś wiedzieć, teraz, bo tu odkładanie decyzji w czasie nie ma sensu.
Musisz podjąć decyzję, przegadaj z mężem, jak się nie zgodzi, to co?
Przewiduję, że wtedy wasze małżeństwo się rozpadnie i mąż zwiąże się z kobietą, z którą będzie miał dziecko... A może Cię zaskoczy i powie, dobra, rezygnujemy z dziecka, skoro nie chcesz..
Znasz go lepiej...
Niestety, jak chcemy być w związku, trzeba się dogadać, a może to jest punkt, gdzie wasze drogi się rozjadą.
Masz ciężki orzech do zgryzienia...
Loka, podzielam Twoje zdanie.
Maku, czy się boje, że odejdzie? Siłą go nie trzymam, jak będzie chciał, to odejdzie, bo też siłą, czy desperacją nie zamierzam nikogo zatrzymywać. To nie frustracja tylko rozczarowanie. Już parę razy mi sugerowałeś, że w panice przed porzuceniem przez męża, zrobię sobie z nim dziecko. Musiałabym naprawdę postradać zmysły, żeby uciekać się do takich metod. Mogłabym go, co najwyżej w akcie desperacji porzuconej żony, przywiązać do kaloryfera, ale nie bardzo jest gdzie, bo nie mamy. A łazienkowy był zbyt kosztowny, by zaryzykować. Czyli wniosek jest taki, że puściłabym go wolno. Nie łączą nas dzieci, kredyty, nic co "spaja" związki na lata. Łączy nas to, że chcieliśmy być razem (mam nadzieję, że ten stan się utrzyma).
AgaSawa napisał/a:Psycholog Na Niby napisał/a:Będę brutalny, czy Twój mąż kiedykolwiek spontanicznie dobrał się do Ciebie np. W kuchni na blacie, czy zazwyczaj Sobota g. 20:00?
Że to niby Dyzio miałby być dzikim tarzanem biorącym mnie na blacie, w godzinnach innych niż "ustawowa" 20?
Ty to powiedziałaś i nie wiem czy dobrze że to zrobiłaś
. Poświęciłem swoją wątpliwą reputację żeby zadać Ci to mało eleganckie pytanie. Przepraszam jeżeli Cię uraziłem. Chciałem poznać Twoją reakcję i sprawdzić czy byłaś indoktrynowana do roli bycia grzecznej, porządnej, ułożonej kobiety.
Hahaha naprawdę lubie Twoje poczucie humoru Więc spoko!
Fantazję miałam z kaloryferami, ale patrz post wyżej - brak na stanie ;P
Loka, podzielam Twoje zdanie.
Maku, czy się boje, że odejdzie? Siłą go nie trzymam, jak będzie chciał, to odejdzie, bo też siłą, czy desperacją nie zamierzam nikogo zatrzymywać. To nie frustracja tylko rozczarowanie. Już parę razy mi sugerowałeś, że w panice przed porzuceniem przez męża, zrobię sobie z nim dziecko. Musiałabym naprawdę postradać zmysły, żeby uciekać się do takich metod. Mogłabym go, co najwyżej w akcie desperacji porzuconej żony, przywiązać do kaloryfera, ale nie bardzo jest gdzie, bo nie mamy. A łazienkowy był zbyt kosztowny, by zaryzykować. Czyli wniosek jest taki, że puściłabym go wolno. Nie łączą nas dzieci, kredyty, nic co "spaja" związki na lata. Łączy nas to, że chcieliśmy być razem (mam nadzieję, że ten stan się utrzyma).
Jasne, tylko dziecka nie chcesz, tak?
Jeśli tak to co się zmieniło że jednak to dziecko zaistnieje?
Taki dobry negocjator z męża?
Sugeruję? ja raczej piszę wprost. Dopytywać - tak, to ja.
I żeby nie było - nadal trzymam stronę męża w "tej" sprawie
Psycholog Na Niby napisał/a:AgaSawa napisał/a:Że to niby Dyzio miałby być dzikim tarzanem biorącym mnie na blacie, w godzinnach innych niż "ustawowa" 20?
Ty to powiedziałaś i nie wiem czy dobrze że to zrobiłaś
. Poświęciłem swoją wątpliwą reputację żeby zadać Ci to mało eleganckie pytanie. Przepraszam jeżeli Cię uraziłem. Chciałem poznać Twoją reakcję i sprawdzić czy byłaś indoktrynowana do roli bycia grzecznej, porządnej, ułożonej kobiety.
Hahaha naprawdę lubie Twoje poczucie humoru
Więc spoko!
Fantazję miałam z kaloryferami, ale patrz post wyżej - brak na stanie ;P
Twoja odpowiedź nic mi nie dała, psujesz moją psychoanalizę!
305 2022-01-11 21:29:14 Ostatnio edytowany przez Ania2019 (2022-01-11 21:50:25)
Ania, przepraszam jeśli za prywatne pytanie, czy Twoje dziecko jest niepełnosprawne?
Aga, nie, ale miało nie żyć, lecz nie zgodzilam sie na abortowanie, miało operacje i rehabilitacje, jest cudem, ale to była walka i ciężka praca. Dzis to piekne i madre i wrażliwe dziecko.
Ale takie doświadczenia zmieniaja na zawsze, dlatego nie mam więcej dzieci.
Zmienia sie postrzeganie świata, docenia się to co się ma.
Ale mężowi ciągle było mało, pieniędzy, kariery... I zaczął się zmieniać. Oddalać itd.
Dlatego tak sie załamałam tym romansem męża, że po tym wszystkim i to jeszcze z taką zimną i wredną pannicą, ale ładna była to fakt
Potem rozpacz, że był głupi, a ja taka cudowna i znowu stał sie sobą.
Ale szczerze, to jakby nie dziecko to już by mnie tu nie było, wzielabym swoja część kredytu, oszczędności i w nogi
Wczoraj oficjalnie potwierdziłam, że wchodzę do projektu. Abstrahując już od pracy szczerze przyznałam mężowi, że nie chce dziecka w tej chwili i że nie wiem, czy będę chciała kiedykolwiek.
W dużym skrócie wspólnie uznaliśmy, że nasze interesy się rozmijają. Tylko żadne z nas nie wie, czy też nie chce wziąć odpowiedzialności za to, co z tym dalej robimy. Mąż powiedział, że jego uczucia się nie zmieniły, ale chce zostać tatą. Nie chce czekać kolejnych lat, bo będzie zaprowadzał dzieci do przedszkola i Panie się będą zastanawiały, czy to dziadek (to oczywiście przerysowany problem, ale sens na pewno rozumiecie). Odrazu wyjaśniam, że jego rację są okej, słuszne, akceptuje je. Jednak nie zdecyduje się wbrew sobie na ciąże, dlatego że mąż chce.
Zastanawia mnie, co tak bardzo skłania mężczyzn do rozmnażania? Zwykle jest chyba odwrotnie, prawda?
No i na koniec coś dla fanów Dyzia ;-) Z góry uprzedzam, że rozczaruje team #zdejmiegacie. Dlatego możecie już na tym fragmencie skończyć czytanie ;-)
Zapytałam go wprost, bo okazja była ku temu dobra, czy mi się wydaję, czy mnie podrywa? Zawsze byłam fanką prostych rozwiązań, mogłam to dużo wcześniej wyjaśnić w taki sposób. Dyzio zapowietrzył się na chwilę i nie zdążył odpowiedź (ktoś przyszedł, zadzwonił telefon i pytanie rozeszło się po kościach). Jutro wieczorem pewnie się zobaczymy, to się okaże, czy "stosunki" pracownicze będą na profesjonalnym poziomie.
Zasadniczo uznaję, że wszystko się dzieje po coś. I tak też podsumowuje "zauroczenie", nie wiem, jak to nazwać (zafascynowanie, pożądanie), kimś innym niż mąż. Na seks po kątach z Dyziem bym się nie zdecydowała, to było dla mnie powiedzmy, że oczywiste. Paradoksalnie dzięki takiej sytuacji też się można czegoś o sobie dowiedzieć.
307 2022-01-13 21:02:36 Ostatnio edytowany przez wieka (2022-01-13 21:07:53)
Wygląda, że u Ciebie szukanie bliskości poza związkem, miało jednak związek z "rozjeżdżaniem" się małżenstwa.
Ostatnio taki artykuł wpadł mi w oko, choć wiadomo, że nie ma reguły.
https://zdrowie.radiozet.pl/Psychologia … ie-skonczy
Co do dzieci, to pewnie jest 50/50, tak jak że zdradami, wydaje się, że faceci częściej zdradzają, a jest ponoć po równo.
Mój kolega, tak pragnął syna, że "zrobił" pięć córek, a piąty miał być syn, jak wynikało z usg, gdy po porodzie, dowiedział, z jednak córka, to jak mówił, nogi się pod nim ugięły z zawodu...
U facetów, to też swoje robi przedłużenie gatunku...
Nikogo nie rozczarowałaś - z mężem totalny rozjazd, z IronManem początek rozmów o jego intencjach. Nadal: team majtki w dół;)
309 2022-01-13 23:00:43 Ostatnio edytowany przez paslawek (2022-01-13 23:05:08)
Zapytałam go wprost, bo okazja była ku temu dobra, czy mi się wydaję, czy mnie podrywa? Zawsze byłam fanką prostych rozwiązań, mogłam to dużo wcześniej wyjaśnić w taki sposób. Dyzio zapowietrzył się na chwilę i nie zdążył odpowiedź (ktoś przyszedł, zadzwonił telefon i pytanie rozeszło się po kościach). Jutro wieczorem pewnie się zobaczymy, to się okaże, czy "stosunki" pracownicze będą na profesjonalnym poziomie.
Zasadniczo uznaję, że wszystko się dzieje po coś. I tak też podsumowuje "zauroczenie", nie wiem, jak to nazwać (zafascynowanie, pożądanie), kimś innym niż mąż. Na seks po kątach z Dyziem bym się nie zdecydowała, to było dla mnie powiedzmy, że oczywiste. Paradoksalnie dzięki takiej sytuacji też się można czegoś o sobie dowiedzieć.
Tak to proste było .
No to się dowiedziałaś ,że zależysz po części od Dyzia,te pytania to błąd.Moim zdaniem to niepotrzebne było
Podtrzymujesz znaczenie kolegi z pracy i zależność od tego co on czuje i myśli ,to żadne zaklęcia które coś sprawią chcesz się obrazić na niego i zobaczyć jaki jest skonsternowany ,złudzenie fascynacja tylko zmieni stronę odwracasz monetę ,awers ale rewers jest pod spodem
pytanie w sumie mało asertywne i dające pole do "wiecznej" polemiki,wyjaśnień ,rozmów ,zrobiłaś odwrotnie niż sama wcześniej pisałaś o tym że nic nie jesteś Dyziowi winna ,on też nie jest ,Twoje emocje to Twój problem ,on nie jest od tego żebyś była dzięki niemu bezpieczna Ty decydujesz o tym,zostawiasz sobie furtkę na jakiś czas w rezerwie ,niczego to wszystko nie gwarantuje ,szukasz Dyzia i znajdujesz teraz ma być chłopcem do bicia ,bo nie masz komfortu w domu z mężem .
Ty się zauroczyłaś a nie Dyzio jest tym zauroczeniem ,spychasz odpowiedzialność za swoje uczucia na niego ,
Dyzio teraz będzie rozkminiał co ci odpowiedzieć ,a Ty będziesz udawać że Ciebie to niby nie interesuje do następnej rozmowy
bo czekasz na jego odpowiedź ta rozmowa niczego nie rozstrzygnie ,Ty podejmujesz wybór a nie oglądasz się na to co Dyzio powie i zrobi.
Masz w domu dość poważny kryzys teraz w zawieszeniu
nie uciekniesz od tego nawet jeżeli nie dojdzie do romansu szukasz drogi ucieczki
praca to świetna wymówka i ten nowy projekt,
wymyślasz teraz "walkę" z Dyziem o nie wiadomo o co,otwierasz dyskusję pytania i odpowiedzi na oczywistości
Dyzio ma Ci coś przyrzec że już więcej nie będzie się mizdrzył do ciebie ? Ma Ciebie za coś przeprosić ?
,on ma oberwać za Ciebie i męża ?.Do czego to można wykorzystać na przyszłość ? ,nie zakończyłaś sprawy Ago tylko kontynuujesz niby robiąc porządki .Pozwiązujesz niepotrzebnie i łączysz Dyzia z mężem i sprawą dziecka to duży błąd ,nie wyżyjesz się na nim to nie jest dobry regulator w kryzysie z mężem .
Od poniedziałku Dyzio był wszędzie. Brakowało tylko tego by wyskoczył z lodówki. Poustawiał calle na każdą niemal wolną godzinę, kontaktował się pod byle pretekstem. Nie reagowałam, gdy pozwalał sobie na jakieś "komplementy", a to na temat opalenizny, a to na temat pracy (tak wiem, że sama jestem sobie winna).
W środę musiałam być w pracy stacjonarnie. Zjawił się w drzwiach ze śniadaniem (zrobił rzekomo autorskiego przepisu - wysokobiałkowe). Więc odrazu, jak mówił pomyślał, że MUSZĘ spróbować. No i specjalnie przyjechał z tym śniadaniem. Pytam go, by zakończyć te farse, czy dobre wrażenie odnoszę, że mnie podrywa? I moim zdaniem, to nie jest wstęp do dyskusji. Zdanie wyrwane tu na forum z kontekstu, ale powiedziane tak, że wiem, że nie będzie rozwinięcia. Nie bez powodu się zapowietrzył, a jest z gatunku tych pewnych siebie.
Dyzio to też człowiek i nie zaryzykuje by mnie nadal nagabywać, bo to była żółta kartka. A fabryka jest bardzo wrażliwa na wszelkie zgłoszenia pod hasłem - sexual harassment.
Paslawek, tak mam świadomość kryzysu. Masz rację, że praca może być jakąś formą ucieczki. I tak masz rację, że to moje emocje, a nie Dyzia, Zyzia czy kogo tam jeszcze. Nadal nic mu nie zamierzam wyjaśniać.
Agusia, ta scena gdy Ty się go pytasz czy Cię podrywa i nagle ktoś wchodzi i przerywa to jak z filmu jakiegoś. Nadajesz temu wszystkiemu takie tło że wyglada to jakbyś miała z tego frajdę. Harlekin normalnie . Znudziło Ci się małżeństwo w jakimś sensie, specjalnie pytałem czy byłaś wychowywana w autorytarnym stylu na „grzeczna dziewczynkę” bo być może właśnie teraz przejawiasz oznakę jakiegoś buntu po latach. Na początku Cię broniłem bo zauroczenie będąc w związku to rzecz normalna ale nadajesz temu chyba zbyt duże znaczenie i to jest zastanawiające. Kilkukrotnie podkreślasz ze bang bang z Dyziem nie wchodzi w grę, próbujesz samą siebie przekonać? To co aktualnie dzieje się w Twoim małżeństwie będzie usprawiedliwieniem dla potencjalnego skoku w bok? Podświadome działanie mające na celu uchylenia lekko drzwi zmniejszające wyrzuty sumienia? Więcej ludzi zrozumie zdradę kiedy powiedz ze nie układało się w małżeństwie. Osobiście umiałbym poświecić prace dla przysięgi małżeńskiej, czy Ty byś umiała? Czego Ty w ogóle chcesz od życia?
Wczoraj oficjalnie potwierdziłam, że wchodzę do projektu. Abstrahując już od pracy szczerze przyznałam mężowi, że nie chce dziecka w tej chwili i że nie wiem, czy będę chciała kiedykolwiek.
Czyli koniec kręcenia. Praca, kariera, wygląd - są dla Ciebie ważniejsze niż rodzina - też tak można.
W dużym skrócie wspólnie uznaliśmy, że nasze interesy się rozmijają. Tylko żadne z nas nie wie, czy też nie chce wziąć odpowiedzialności za to, co z tym dalej robimy.
Czyli już myślisz o rozwodzie ale zaczekasz aż mąż o tym zdecyduje - to tak odnośnie odpowiedzialności. Ciekawe określenie "interes" - małżeństwo/rodzina nazywasz interesem?
Mąż powiedział, że jego uczucia się nie zmieniły, ale chce zostać tatą. Nie chce czekać kolejnych lat, bo będzie zaprowadzał dzieci do przedszkola i Panie się będą zastanawiały, czy to dziadek (to oczywiście przerysowany problem, ale sens na pewno rozumiecie). Odrazu wyjaśniam, że jego rację są okej, słuszne, akceptuje je. Jednak nie zdecyduje się wbrew sobie na ciąże, dlatego że mąż chce.
Myślę że nadal Ciebie kocha ale teraz to "kochanie" zrobi się trudniejsze - już wie że kariera dla Ciebie jest ważniejsza niż on sam.
Pewnie w rozmowie padło że dziecko ok ale że nie teraz bo musisz zrobić ten projekt i dlatego on musi zaczekać? I stąd wzmianka o dziadku?.
Widzisz jeśli chodzi o dziecko jesteśmy w 100% uzależnieni od kobiety, gdyby mógł to by sobie urodził, Ty miałabyś karierę on dziecko - ale biologia jest nie do przeskoczenia.
Zastanawia mnie, co tak bardzo skłania mężczyzn do rozmnażania? Zwykle jest chyba odwrotnie, prawda?
To samo co kobiety.
Na seks po kątach z Dyziem bym się nie zdecydowała, to było dla mnie powiedzmy, że oczywiste.
Myślisz? Może poczekajmy co będzie się działo w Twoim małżeństwie - bo o nim(małżeństwo) też myślałaś że jest cacy.
Cóż teraz okaże się jak bardzo mężowi zależy na dziecku. Jest kilka opcji
- mąż zostanie i będzie jak było
- zostanie ale z czasem atmosfera zacznie być gęsta i w małżeństwie zacznie się psuć
- odejdzie a Ty utoniesz w pracy
- odejdzie a Ty poznasz innego i jemu urodzisz 1 dziecko
- odejdzie a Ty wdasz się w romans z Dyziem
itd. itp.
313 2022-01-14 14:26:41 Ostatnio edytowany przez paslawek (2022-01-14 15:18:02)
Myślisz? Może poczekajmy co będzie się działo w Twoim małżeństwie - bo o nim(małżeństwo) też myślałaś że jest cacy.
Maku, czy się boje, że odejdzie? Siłą go nie trzymam, jak będzie chciał, to odejdzie, bo też siłą, czy desperacją nie zamierzam nikogo zatrzymywać. To nie frustracja tylko rozczarowanie. Już parę razy mi sugerowałeś, że w panice przed porzuceniem przez męża, zrobię sobie z nim dziecko. Musiałabym naprawdę postradać zmysły, żeby uciekać się do takich metod. Mogłabym go, co najwyżej w akcie desperacji porzuconej żony, przywiązać do kaloryfera, ale nie bardzo jest gdzie, bo nie mamy. A łazienkowy był zbyt kosztowny, by zaryzykować. Czyli wniosek jest taki, że puściłabym go wolno. Nie łączą nas dzieci, kredyty, nic co "spaja" związki na lata. Łączy nas to, że chcieliśmy być razem (mam nadzieję, że ten stan się utrzyma).
Wczoraj oficjalnie potwierdziłam, że wchodzę do projektu. Abstrahując już od pracy szczerze przyznałam mężowi, że nie chce dziecka w tej chwili i że nie wiem, czy będę chciała kiedykolwiek.
W dużym skrócie wspólnie uznaliśmy, że nasze interesy się rozmijają. Tylko żadne z nas nie wie, czy też nie chce wziąć odpowiedzialności za to, co z tym dalej robimy. Mąż powiedział, że jego uczucia się nie zmieniły, ale chce zostać tatą. Nie chce czekać kolejnych lat, bo będzie zaprowadzał dzieci do przedszkola i Panie się będą zastanawiały, czy to dziadek (to oczywiście przerysowany problem, ale sens na pewno rozumiecie). Odrazu wyjaśniam, że jego rację są okej, słuszne, akceptuje je. Jednak nie zdecyduje się wbrew sobie na ciąże, dlatego że mąż chce. .
Zacznę od tego co wyboldowane
To nie jest akceptacja to zasypanie odroczenie problemu dziecka który jest nie do rozwiązania na "święty nigdy"
ponieważ Twoje rację też są okej ,nic nie musisz ,nie musisz chcieć dziecka ,a niechciane dziecko przez matkę skazane jest na nieszczęście w dzieciństwie dramat ,chłodu,udawania odrzucenia straszliwa rzecz dla niego ,jeżeli w ciąży natura nie zmieni nastawienia matki to są subtelne siły i wewnętrzne wpływy ,
przymusem i przemocą nic się nie uda .
Nie da się wymusić czy wydumać wycisnąć siłą miłości do dziecka
,można tylko imitować czyli stwarzać fasadę na pozór ,na pokaz ,od groma energii na złudzenia i na marne pójdzie w to
bez przekonania zrozumienia świadomości do głębi nie wychowasz szczęśliwego potomka .
Rodząca się między Tobą a mężem rywalizacja na racje ,to ogromne niebezpieczeństwo zamierania i wyjaławiania więzi.
Twoje przekonanie o tym że nie trzymasz męża na siłę jest mało przekonywujące ,coś was trzyma i Ciebie i jego jeszcze mocno
,tylko co to jest u Ciebie?
Dyzio w tym kontekście to niewielki kłopot i temacik zastępczy "pryszcz".
Zdaje się że pewien ledwo zauważalny powolny proces rozjazdu u was w małżeństwie trwa od 3 lat albo dłużej ,
ktoś coś niechcący zataił i wyraził zgodę na to na co się nie zgadzał głębiej ,czyli wyraził życzenie zostawiając w głębi duszy nadzieję na zmianę,a teraz to u męża wypłynęło pod wpływem Twoich zachowań ,które widzi a nie do końca zna przyczynę tego.
Aga jesteś kobieta a on mężczyzną ,typ intelektualisty nie ma nic do rzeczy to kompletnie nie istotne ,intelektem w tym momencie się nie wykastruje i nie zniszczy pragnienia i potrzeby dziecka ,tłumienie tylko pogorszy sprawę .
Musiałby znaleźć zastępstwo dla tego - podobnie jak Ty .
Jeżeli Ty zaczniesz w nim widzieć "babę" to koniec ,nie tego oczekujesz .
Oczekujesz prawdopodobnie wsparcia w karierze i entuzjazmu z tym związanego,zadowolenia, cieszenia się z sukcesów ,wspierania w trudniejszych chwilach,cierpliwości, wyrozumiałości ,pewnie potrafisz wyrazić wdzięczność i być wzajemną dla męża
tylko że on być może potrzebuje i pragnie innego wyzwania dla was dwojga a nie dla każdego jakby z osobna.Coś wspólna przestrzeń wasza się skurczyła powodując brak równowagi .
To patowa sytuacja nie do negocjacji i mediacji jeżeli mąż pragnie i potrzebuje dziecka ,a Ty nie .
Obojgu wam wolno i macie prawa do tego ,tylko nie wspólnie i nie razem .
Jedynie może być tak że mężowi przejdzie bo to chwilowy "kaprys" ale to mało prawdopodobne .
Może się pogodzi ,może zamknie w sobie i będzie tylko z Tobą ciałem . a nie duchem również.
Takie życie jak do tej pory to dla was przeszłość ,przestajesz w mężu widzieć mężczyznę ,a on w Tobie kobietę
Równie niebezpieczne dla małżeństwa jest to że są niby dobre jak by był kosmiczny problem na przykład z nałogiem przemocą
cienka czerwona krucha linia zawsze oddziela ludzi ,zmiany są nieuchronne ,a podświadomość i to czego tam nie chcemy widzieć
miewa decydujący wpływ na to jak się czujemy i co możemy myśleć ,wybór nie zawsze jest wolny ,zawsze jednak jest czymś zdeterminowany .
Z zauroczeniem to sobie poradzisz ,z pracą pewnie również ,z jeszcze nieistniejącą istotą możesz sobie nie poradzić.
Liczysz na to że mąż da spokój zapomni i będzie jak dawniej - już nie będzie .
nie da się żyć w stałym stanie zawieszenia .
Mąż się zmienił a Ty nie akceptujesz tej zmiany bo to nie jest możliwe ,będziesz oczekiwać na przyszłość tego co było w przeszłości .
Jeszcze jedna sprawa jest niestety prawdopodobna to to że mąż prędzej czy później zacznie szukać takiej kobiety która będzie chciała z nim dziecka ,
co zrobi Twój mąż - tak naprawdę nie wiadomo.
Widać też że Dyzio to mały pikuś w porównaniu z nieistniejącą jeszcze istotą .
A u Ciebie okazuje się krew nie woda .
Moim zdanie nigdy wcześniej widmo rozwodu w waszym związku nie było tak bliskie ,wycofanie się to tylko odraczanie i rozpaczliwe próby przywracania przeszłości która jest martwą rzeczą i wspomnieniem jakąś tam inspiracją , pamięcią i doświadczeniami ,ale najwyraźniej z niewielką szansą tu i teraz na kontynuacje i w przyszłości.
Wasz związek choć dobry wisi na włosku - przykro mi ale taka jest raczej prawda ,Dyzio nie ma z tym wiele wspólnego i nie jest katalizatorem choć może nim zostać jeżeli Ty o tym zdecydujesz ,albo jakiś inny i za jakiś czas .
Wasza więź zanika bo zbyt wiele w niej oczekiwania przeszłości w przyszłość.Koty choć to wspaniałe stworzenia to nie jest wyzwanie
bo one są w gruncie rzeczy wewnętrznie niezależne a ich przywiązanie jest inne niż u ludzi .
Psycholog, straszne, ale prawdziwe. Chyba masz rację z tym nadawaniem Dyziowi znaczenia. Wiem, jakie intencję się za jego zachowaniem kryją, więc to nie tak, że jestem, jak dziecko we mgle.
Wiem do czego zmierzasz, ale nie szukam sobie powodów do romansowania. Mam w sobie przyzwoitość, wbrew temu w co się wpakowałam. Muszę tylko wywalić sobie gościa z głowy. I sama się sobie dziwię, że mając 34 lata mam problemy na poziomie 15 - latki, albo niżej. Wstyd! Naprawdę sama czuję wstyd i zażenowanie.
Zadzwoniłam dziś do przyjaciółki, ale takiej przez prawdziwe P. Uważa, że w jej "rankingu" par z problemami, MY bylibyśmy na ostatnim miejscu. I to nie dlatego, że coś przed ludźmi udajemy, tylko naprawdę mimo wielu lat razem, braku dzieci, to nadal się kochamy. Jej monolog na temat Dyzia pominę, bo już dawno mnie nikt tak nie zwyzywał. Jej "miły" przekaz nieco mnie otrzeźwił.
Muszę przestać się udzielać na forum (na jakiś czas przynajmniej), bo nie da się Was oszukać ;-) Wrócę z ciągiem dalszym.
Pasławek, Twoja żona, to szczęściara! Bardzo Ci dziękuje. Przeczytałam to, co napisałeś kilka razy.
315 2022-01-14 18:51:40 Ostatnio edytowany przez Psycholog Na Niby (2022-01-14 19:01:35)
Psycholog, straszne, ale prawdziwe. Chyba masz rację z tym nadawaniem Dyziowi znaczenia. Wiem, jakie intencję się za jego zachowaniem kryją, więc to nie tak, że jestem, jak dziecko we mgle.
Wiem do czego zmierzasz, ale nie szukam sobie powodów do romansowania. Mam w sobie przyzwoitość, wbrew temu w co się wpakowałam. Muszę tylko wywalić sobie gościa z głowy. I sama się sobie dziwię, że mając 34 lata mam problemy na poziomie 15 - latki, albo niżej. Wstyd! Naprawdę sama czuję wstyd i zażenowanie.Zadzwoniłam dziś do przyjaciółki, ale takiej przez prawdziwe P. Uważa, że w jej "rankingu" par z problemami, MY bylibyśmy na ostatnim miejscu. I to nie dlatego, że coś przed ludźmi udajemy, tylko naprawdę mimo wielu lat razem, braku dzieci, to nadal się kochamy. Jej monolog na temat Dyzia pominę, bo już dawno mnie nikt tak nie zwyzywał. Jej "miły" przekaz nieco mnie otrzeźwił.
Muszę przestać się udzielać na forum (na jakiś czas przynajmniej), bo nie da się Was oszukać ;-) Wrócę z ciągiem dalszym.
Pasławek, Twoja żona, to szczęściara! Bardzo Ci dziękuje. Przeczytałam to, co napisałeś kilka razy.
Przyzwoitość jest przereklamowana. No problem w tym ze nie masz nic wywalać z głowy ani wkładać tylko złapać dystans i jako na mądra kobietę przystało, kontrolować swoją zmysłowość. Żaden wstyd tylko życie. Zabrzmiałaś trochę jak ja w kontekście używek. Musze przestać ale i tak tu wrócę. Zakładniczka własnej historii . Uzależnia co?
316 2022-01-14 19:12:36 Ostatnio edytowany przez paslawek (2022-01-14 19:12:51)
Pasławek, Twoja żona, to szczęściara!
Dzięki
Nie omieszkam jej to oznajmić na pewno ,ale to ja jestem szczęściarzem nieco większym .
Powodzenia życzę i mądrości w miłości Ago żeby się ułożyło dla was najlepiej .
AgaSawa napisał/a:Psycholog, straszne, ale prawdziwe. Chyba masz rację z tym nadawaniem Dyziowi znaczenia. Wiem, jakie intencję się za jego zachowaniem kryją, więc to nie tak, że jestem, jak dziecko we mgle.
Wiem do czego zmierzasz, ale nie szukam sobie powodów do romansowania. Mam w sobie przyzwoitość, wbrew temu w co się wpakowałam. Muszę tylko wywalić sobie gościa z głowy. I sama się sobie dziwię, że mając 34 lata mam problemy na poziomie 15 - latki, albo niżej. Wstyd! Naprawdę sama czuję wstyd i zażenowanie.Zadzwoniłam dziś do przyjaciółki, ale takiej przez prawdziwe P. Uważa, że w jej "rankingu" par z problemami, MY bylibyśmy na ostatnim miejscu. I to nie dlatego, że coś przed ludźmi udajemy, tylko naprawdę mimo wielu lat razem, braku dzieci, to nadal się kochamy. Jej monolog na temat Dyzia pominę, bo już dawno mnie nikt tak nie zwyzywał. Jej "miły" przekaz nieco mnie otrzeźwił.
Muszę przestać się udzielać na forum (na jakiś czas przynajmniej), bo nie da się Was oszukać ;-) Wrócę z ciągiem dalszym.
Pasławek, Twoja żona, to szczęściara! Bardzo Ci dziękuje. Przeczytałam to, co napisałeś kilka razy.
Przyzwoitość jest przereklamowana. No problem w tym ze nie masz nic wywalać z głowy ani wkładać tylko złapać dystans i jako na mądra kobietę przystało, kontrolować swoją zmysłowość. Żaden wstyd tylko życie. Zabrzmiałaś trochę jak ja w kontekście używek. Musze przestać ale i tak tu wrócę. Zakładniczka własnej historii
. Uzależnia co?
Haha
Miałam na myśli, że nic mi nie da samo napisanie 5x pod rząd - brzydki Dyzio. Wrócę, jak będzie z czym :-)
A Ty, co i dlaczego bierzesz?
AgaSawa napisał/a:Pasławek, Twoja żona, to szczęściara!
Dzięki
Nie omieszkam jej to oznajmić na pewno,ale to ja jestem szczęściarzem nieco większym .
Powodzenia życzę i mądrości w miłości Ago żeby się ułożyło dla was najlepiej .
Super się czyta takie wyznanie :-)
Dziękuje!
Haha Miałam na myśli, że nic mi nie da samo napisanie 5x pod rząd - brzydki Dyzio. Wrócę, jak będzie z czym :-)
A Ty, co i dlaczego bierzesz?
Aż sam poznałbym tego Dyzia żeby stwierdzić czy nie przesadzasz .
Ja to ten.. chyba przesadzam z witamina C, szczypie jak sikam. Na odporność. A może to chlamydia..
Proszę o każdą sugestię(...)
(...)Wobec tego, że zaczełam myśleć o obcym gościu,
(...)mam jakieś wewnętrzne wyrzuty.
Już nawet odciełam myśli na dobry tor, ale chce z tego wyciągnąć jakąś nauke. Romansom mówie definitywne - NIE. Tytuł wątku może być mylący, ale to dla przyciągnięcia uwagi.
Dzięki!
Normalne, nic dziwnego - myśleć można, zakochać się też można milion razy. Nawet jak się z kimś jest. Do czasu jak nie ulegasz - wszystko jest 100% normalne. Można jedynie zapobiegać takim sytuacjom, ale to każdy jest na to podatny o ile jest normalny
Normalne, nic dziwnego - myśleć można, zakochać się też można milion razy. Nawet jak się z kimś jest. Do czasu jak nie ulegasz - wszystko jest 100% normalne. Można jedynie zapobiegać takim sytuacjom, ale to każdy jest na to podatny o ile jest normalny
Dobre
Ty tak z doświadczenia
322 2022-01-15 18:01:13 Ostatnio edytowany przez mmJUTnetPL (2022-01-15 18:37:29)
mmJUTnetPL napisał/a:Normalne, nic dziwnego - myśleć można, zakochać się też można milion razy. Nawet jak się z kimś jest. Do czasu jak nie ulegasz - wszystko jest 100% normalne. Można jedynie zapobiegać takim sytuacjom, ale to każdy jest na to podatny o ile jest normalny
Dobre
Ty tak z doświadczenia
Tak, korzystam z doświadczenia każdego żyjącego mędrca z tej Ziemi
Warto korzystać z doświadczenia innych, bo często niepotrzebnie wywarzamy na oścież otwarte drzwi.
Jeżeli ktoś 500 lat temu postawił tezę, udowodnił i potem ciągle ten sam element w życiu się powtarza i teza się sprawdza, to wtedy uznaję, że nie muszę kolejny raz tego samego udowadniać i oznajmiać innym, że właśnie odkrywam nowe obszary wiedzy
AgaSawa napisał/a:Haha Miałam na myśli, że nic mi nie da samo napisanie 5x pod rząd - brzydki Dyzio. Wrócę, jak będzie z czym :-)
A Ty, co i dlaczego bierzesz?
Aż sam poznałbym tego Dyzia żeby stwierdzić czy nie przesadzasz
.
Ja to ten.. chyba przesadzam z witamina C, szczypie jak sikam. Na odporność. A może to chlamydia..
Na chlamydie polecam się trzymać z dala od wszelakiego rodzaju "ptaków" ;-)
Powinno pomóc, a przynajmniej nie dopuści do rozwinięcia zapalenia.
Parę dni temu Dyzio zdobył się na wyznanie, że "coś poczuł" (nie je, nie śpi, za dużo myśli. To tak w skrócie). Przemowa żonatego kolesia, który mógł wówczas wypić za dużo, nie powaliła mnie na kolana. Odpowiedziałam coś, co po polsku moglibyśmy przetłumaczyć na - s...przaj dziadu.
W tym miejscu odrazu prostuje, że nie bawi mnie ani moje ego nie rośnie, że ktoś, czy nawet taki Dyzio, za mną biega. Tu kończy się dla mnie jakakolwiek przyzwoitość, czy niewinny flirt, fun.
[Majtki pozostają na właściwym miejscu]. :-)
Dalej już tak wesoło nie będzie...
Między bajki mogę sobie włożyć teorie o moim świetnym małżeństwie. Mąż, jak się okazało, zmienił się, czy też przeszedł metamorfozę, jak sam przyznał, po terapii.
Od jakiś 2 lat, jak mamy covid odbywa terapię online, w czasie gdy ja trenuje. Nic nie wiedziałam, jak również nie wiedziałam, że pandemia tak źle na niego początkowo oddziaływała. To na terapii odkrył, że chce założyć rodzinę. Co więcej, Pani terapeutka, sugeruje mu by na "nasz kryzys" małżeński, albo rozdzielić się na dwa domy - czyli w domyśle separacja, albo sprawić sobie dziecko.
Swoją drogą nie znam się na psychologii, ale mam znajomą, która jest psycholożką i jej zdaniem psycholog nie jest od dawania rad.
Także do piątku nie ma mnie w domu, a jak wrócę, to "musimy" jakieś decyzję podjąć.
Odrazu mu wyjaśniłam, że ja się nie zamierzam wyprowadzać. Jak chce, to niech sam to zrobi. Nie ma dokąd, a ja mam, więc mogłabym, to zrobić ja - jego słowa.
Naprawdę stał się inną osobą. Przyjmuje do wiadomości, że ja też się mogłam zmienić, ale przynajmniej jestem elastyczna w "deadline" życiowych. Odnoszę wrażenie, że zależy mu na czasie, jakby jutra miało nie być.
325 2022-01-19 23:21:22 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-01-19 23:26:29)
Widzę że sytuacja wygląda inaczej niż w pierwszych postach.
Wyraźnie widać że Ty masz bardziej zazylą relacje z kolegą niż twierdziłas na początku.
Jeśli on Ci robi śniadania to znaczy że wcześniej tego typu gęsty wcale Ci nie przeszkadzały.
Więc mówienie teraz ni z gruszki ni z pietruszki: spadaj jest nie dość że niegrzeczne to i nieskuteczne.
Więc zamiast plawic się w adoracji kolegi, powinnaś po ludzku zaprosić go na kawę i powiedzieć że sprawy się Wam wymknęly,i chcesz byście na nowo je ustawili kumpelsko, a nie udawać że nie masz z tym nic wspólnego
Szacunek na znaczenie.