Proszę o każdą sugestię, jak nad sobą pracować by sytuacja nie miała miejsca.
Jestem w 10 letnim małzeństwie. Mąż, to obiektywnie świetny mężczyzna. Ślub był z miłości, planowany. Żyje nam się bardzo dobrze. Obydwoje zarabiamy świetnie. Każdy z nas ma też swoje pasje, życie. Oczywiście poza tym wspólnym polem, które prowadzimy razem i też jest bardzo udane (znajomi, podróże, jak się da, rodzina z obydwóch stron fajna). Nie ma powodów do narzekań. Wierzcie bądz nie, nim ocenicie, że męża kocham bardzo. Seks udany, choć nie jest to, to samo, co 15 lat temu, ale tego wyjaśniać nie muszę. Dzieci brak z wyboru. 2 koty na stanie.
Jak dotąd do wszelkich filtrów, zalotów czy tym podobnych akcji, podchodziłam bardzo twardo. Naprawde inni faceci mogliby dla mnie nie istnieć. I teraz przechodze do sedna sprawy. Zaczął mnie podrywać pewien facet w pracy. Nie dawał za wygraną dość długo, co przyznaję, że mi zaczeło schlebiać. I tu zauważyłam problem i ostro go spławiłam na drzewo ;-) Przepraszam za gwarę, co delikatniejszych.
Pytanie brzmi, co mogło zacząć szwankować we mnie, w związku, że facetowi udało się zwrócić moją uwagę?
Czy jest to znudzenie małżeństwem?
Czy z moim poczuciem wartości jest coś nie tak? Gdzie szukać zaczepienia by móc te dziure załatać, żeby taka sytuacja nie miała miejsca.
Jak dotąd przez 10 lat nikt mnie tak nie "zaczepił", a propozycji też nigdy mi nie brakowało.
Wobec tego, że zaczełam myśleć o obcym gościu, mam jakieś wewnętrzne wyrzuty. Już nawet odciełam myśli na dobry tor, ale chce z tego wyciągnąć jakąś nauke. Romansom mówie definitywne - NIE. Tytuł wątku może być mylący, ale to dla przyciągnięcia uwagi.
Dzięki!