Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » NIEŚMIAŁOŚĆ, NISKA SAMOOCENA, KOMPLEKSY » Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?

Strony Poprzednia 1 5 6 7

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 391 do 439 z 439 ]

391

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Ela210 napisał/a:

tylko że żadna z tych cech nie jest stałą.. No chyba że ktoś ma wielką, niezaprzeczalną urodę i ona toruje mu życie zawodowe, albo jakiś talent.
ale przecież wszystko ma plusy i minusy.
wiekszość ludzi z wyglądu jest przeciętnych i w wyglad moga akurat inwestować albo nie- ich wybór. Można też wyglad kontestować- też są tacy.
zasoby- to już najbardziej ruchoma rzecz- ludzie bankrutuja i się podnoszą jedni- Inni bankrutują i upadają .
odporność na stres: a ktos się z tym urodził ? big_smile
to się ćwiczy , jak mięśnie- a narżedziem jest mózg- wiem że niektórzy są leniwi intelektualnie i uważaja że silny charakter akurat na nich powinien spłynąć. Dziwne że nie uważają, że sześciopakteż powinien im wyróść sam w tydzień..
tak jak przy ćwiczeniach- tu nawet dbałość o odżywianie zdrowe ma wpływ na tę słynną odporność na stres.
więc te cechy co wymieniasz, to nie żadne dary z nieba tylko praca własna.
owszem, niektórzy mają gorszy start, ale ostateczny wynik i tak od nich zależy.

Gdyby takie myślenie przenieść na świat zwierząt- to nawet te mniej grożne wiedzą, kiedy polować pod okiem tych co potencjalnie mogą zapolować na nie i nic sie nie stanie, a kiedy się wycofać.

uroda może i mija ale człowiek urokliwy takie pozostaje nawet na późną jesień życia, znam przypadki facetów grubo po 50stce, którzy potrafią zaciągnąć małolaty do łóżka, a uwierz mi już na tym etapie życie ich uroda nie punktuje), odporność na stres w niektórych wypadkach jak najbardziej zależy od genetyki, niektórzy mają tak wrażliwy układ nerwowy że nawet zbyt mocne światło ich rozprasza a inni nie odczuwają emocji jak to w ogóle porównać? nie każdy się nadaje do pewnych zadań, ale absolutnie nikomu nie zabraniam próbować, wręcz przeciwnie uważam że jak ktoś rozpozna dobrze swoje mocne i słabe strony ten odpowiednio pokieruje swoim życiem i zasobami. Najważniejsze to nie patrzeć na innych a na siebie.

Zobacz podobne tematy :

392

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?

odkąd to zaciągnięcie małolaty do łóżka to osiągnięcie dla 50 latka? smile To raczej proste, bo zawsze sie znajdą takie z deficytem ojca, albo lecące na kasę.
urokliwość jest raczej kwestią charakteru, i dla różnych ludzi inne rzeczy są urokliwe smile więc kazda potwora znajdzie amatora.
nie przeczę, że z odpornością na stres jest różnie również fizjologicznie- ale to się leczy również. a nie stwierdza- taki charakter i już- a ktoś wpada w szał z powodu nieuregulowanej glukozy. z kolei jak ktos ma tak fizjologicznie, że mało co gfo rusza, to moze być np sztywny w myśleniu, jeśli by nad tym nie pracował. więc moim zdaniem zależy od nas samych wiele więcej niż sie wydaje.

393 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2021-09-03 11:30:43)

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Ela210 napisał/a:

to wszystko pestka przy tym, jaki masz upierdliwy charakter ...uff..

Ponieważ (o ile ta uwaga była do mnie)?

Ela210 napisał/a:

odporność na stres: a ktos się z tym urodził ? big_smile

No właśnie w lwiej części TAK. I można to co najwyżej lekko podszlifować, ale nie osiągnie się efektu który wzorcowy model zyskał w wyniku urodzenia. Tak jak z tymi cechami sprzedawcy: albo masz dryg albo nie; możesz coś się poduczyć, ale w życiu nie zbliżysz się poziomem do tego, który ma do tego NATURALNY talent. Ja też mogłem coś podszlifować w pewnych swoich niedoskonałościach, dlatego jeszcze się utrzymuję na powierzchni. Ale pisanie że to wszystko jest w 100% do wyćwiczenia i wyrównania to czyste wulgaryzm, świadczące jedynie o pozbawionym realnej wiedzy podejściu wygłaszającego takie poglądy.

394

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?

Kręcisz się w kółko  sorry ale z Tobą mimo że Twój temat nie ma sensu wymieniać opinii.

395 Ostatnio edytowany przez Gary (2021-08-25 09:35:57)

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Ela210 napisał/a:

Kręcisz się w kółko  sorry ale z Tobą mimo że Twój temat nie ma sensu wymieniać opinii.

Ja również postanowiłem gdzie indziej spędzić czas  smile smile

396

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Ela210 napisał/a:

Kręcisz się w kółko  sorry ale z Tobą mimo że Twój temat nie ma sensu wymieniać opinii.

Strzelasz focha, bo wytknąłem Ci teoretyzowanie? Z hipopotama nie zrobisz geparda, choćbyś go trenowała całe życie. Tak samo z introwertyka nie zrobisz w pełni silnego ekstrawertyja, bo to się nie opiera (przynajmniej w lwiej części) na cechach nabytych. Jak wspomnialem: można to łagodzić ale zawsze w końcu przychodzi "silna i gwałtowna" sytuacja, w której przestaje działać rozsądek, a do głosu dochodzi natura. I ktoś, kto np. z natury jest panikarzem, to może być uspokajamy miesiącami, może miesiącami  wbijać sobie do głowy że jest ok, aw tym momencie i tak spanikuje, kwestia siły bodzca. Także wmawiajcie sobie ze naturę można zmienić ćwiczeniami o 180 stopni; pewnie w następnym kroku dojdzuedzue do wniosku że geja da się ćwiczeniami zmienić w 100% hetero big_smile

397

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?

słowem na koniec, to prawda że są pewne genetyczne uwarunkowania tak samo jak jedni się rodzą silni czy wysocy a drudzy wątli i niscy, na końcu ważne jest to co zrobisz z tym co masz, zamiast się miotać od lewej do prawej i tlumaczyc niepowodzenia to lepiej usiasc i rozpoznac swoje silne strony, nie spotkalem jeszcze w swoim zyciu czlowieka, ktory by nie mial jakiegos talentu, natomiast wiekszosc z nich nie potrafila zrozumiec co ich wyroznia i w czym są dobrzy i to zawsze mnie szokuje, zastanow sie co jest Twoja mocna strona i ja dopracuj jeszcze bardziej a przestac skupiac nad tym co nie dla Ciebie

398

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
kamiloo86 napisał/a:
Ela210 napisał/a:

tylko że żadna z tych cech nie jest stałą.. No chyba że ktoś ma wielką, niezaprzeczalną urodę i ona toruje mu życie zawodowe, albo jakiś talent.
ale przecież wszystko ma plusy i minusy.
wiekszość ludzi z wyglądu jest przeciętnych i w wyglad moga akurat inwestować albo nie- ich wybór. Można też wyglad kontestować- też są tacy.
zasoby- to już najbardziej ruchoma rzecz- ludzie bankrutuja i się podnoszą jedni- Inni bankrutują i upadają .
odporność na stres: a ktos się z tym urodził ? big_smile
to się ćwiczy , jak mięśnie- a narżedziem jest mózg- wiem że niektórzy są leniwi intelektualnie i uważaja że silny charakter akurat na nich powinien spłynąć. Dziwne że nie uważają, że sześciopakteż powinien im wyróść sam w tydzień..
tak jak przy ćwiczeniach- tu nawet dbałość o odżywianie zdrowe ma wpływ na tę słynną odporność na stres.
więc te cechy co wymieniasz, to nie żadne dary z nieba tylko praca własna.
owszem, niektórzy mają gorszy start, ale ostateczny wynik i tak od nich zależy.

Gdyby takie myślenie przenieść na świat zwierząt- to nawet te mniej grożne wiedzą, kiedy polować pod okiem tych co potencjalnie mogą zapolować na nie i nic sie nie stanie, a kiedy się wycofać.

uroda może i mija ale człowiek urokliwy takie pozostaje nawet na późną jesień życia, znam przypadki facetów grubo po 50stce, którzy potrafią zaciągnąć małolaty do łóżka, a uwierz mi już na tym etapie życie ich uroda nie punktuje), odporność na stres w niektórych wypadkach jak najbardziej zależy od genetyki, niektórzy mają tak wrażliwy układ nerwowy że nawet zbyt mocne światło ich rozprasza a inni nie odczuwają emocji jak to w ogóle porównać? nie każdy się nadaje do pewnych zadań, ale absolutnie nikomu nie zabraniam próbować, wręcz przeciwnie uważam że jak ktoś rozpozna dobrze swoje mocne i słabe strony ten odpowiednio pokieruje swoim życiem i zasobami. Najważniejsze to nie patrzeć na innych a na siebie.

Nawet przed ołtarz wędrują takie pary z przepastnymi różnicami wieku TYLKO to jakieś takie niesmaczne jest, delikatnie mówiąc...

399

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
kamiloo86 napisał/a:

słowem na koniec, to prawda że są pewne genetyczne uwarunkowania tak samo jak jedni się rodzą silni czy wysocy a drudzy wątli i niscy, na końcu ważne jest to co zrobisz z tym co masz, zamiast się miotać od lewej do prawej i tlumaczyc niepowodzenia to lepiej usiasc i rozpoznac swoje silne strony, nie spotkalem jeszcze w swoim zyciu czlowieka, ktory by nie mial jakiegos talentu, natomiast wiekszosc z nich nie potrafila zrozumiec co ich wyroznia i w czym są dobrzy i to zawsze mnie szokuje, zastanow sie co jest Twoja mocna strona i ja dopracuj jeszcze bardziej a przestac skupiac nad tym co nie dla Ciebie

Widzisz, rada może byłaby słuszna dla kogoś zaraz po dwudziestce, a nie po czterdziestce. W moim wypadku za późno na takie poszukiwania, bo nikt mi nie da kasy na alimenty, na opłaty mieszkaniowe, na życie... jestem zupełnie sam, nie mogę liczyć na nikogo. Nie mam marginesu na decyzje w stylu "a może by tak wszystko rzucić i jechać w Bieszczady?", moje całe oszczędności to równowartość jakiejś półtorej pensji, a i to będę musiał na kilka celów naruszyć i to ostrożnie, bo potrzeby są znacznie większe i trzeba wybrać tę, która zwiększy moje możliwości zarobkowe. Na razie mam na oku pewną firmę zajmującą się podrasowywaniem CV i jednocześnie chyba doradztwem zawodowym, ale to i tak będzie uzupełnianie tego w czym teraz jestem wykształcony, bo w niczym od zera nie wyciągnę nawet średniej krajowej (i to nie mówię o średniej krajowej dla mojego wieku, bo taką niestety teraz już mam, tylko o średniej krajowej w ogóle), a za średnią krajową się po prostu nie utrzymam. Na dziś wiem, że potrzebuję znacząco więcej kasy co miesiąc, nie mam tylko koncepcji co zrobić i w jakim kierunku zwiększać możliwości zarobkowe by to uzyskać; dlatego chcę skorzystać z tego doradztwa. Albo mówiąc krótko (choć wiem że wielu moralistów-amatorów mnie za to zjedzie) potrzebuję więcej kasy, a nie mam na dziś zupełnie pomysłu na siebie, który pozwoliłby mi to zrealizować.

I jeszcze jedno na koniec: pracę, którą wybrałem i do której się kształciłem, wybrałem już jako nastolatek, bo po prostu mi się podobała i - gdyby nie spadek kasy i pozycji społecznej zawodu, te dwa czynniki na pewno mają duży wpływ u mnie na coś na kształt wypalenia zawodowego - dalej by mi się podobała jak chyba żadna inna. Gdy startowałem, to ta praca dawała mi perspektywy na odpowiednią kasę (jakieś 2,5 średniej krajowej, oczywiście nie od razu i miałem to na uwadze), niestety dziś jest inaczej. Druga niedogodność polega na tym, że to niezbyt duże środowisko, gdzie przepływ ludzi bardziej niż na CV bazuje na prywatnych kontaktach. I tu niestety daje znać o sobie mój introwertyzm i bardzo charakterystyczna dla niego trudność (czy wręcz niemożność) nawiązywania nowych kontaktów towarzyskich i utrzymywania starych. Po prostu nie ma mi kto podrzucić tej lepszej oferty gdy się pojawi, nie ma kto mnie zarekomendować... no nie mam znajomych z branży, którzy by mogli ułatwić wkręcenie się gdzieś, uaktualnić mi w głowie warunki jakich mogę oczekiwać. Jestem poniekąd zdany na to co wypływa na zewnątrz do obiegu ogólnego, a do tego obiegu w zasadzie wypływają ochłapy.
Naprawdę też (czego niektórzy tutaj kompletnie nie potrafią pojąć) do rozbudowy życia zawodowego muszę mieć ustabilizowane życie uczuciowe (co ciekawe, na studiach i w pierwszych latach pracy szło OK właśnie do etapu gdy zaczęły się kwasy z moją już wtedy żoną, co zaczęło rzutować i na moje życie zawodowe). Po prostu są ludzie stworzeni do życia singla (jak wielu tu się wypowiadających, którzy nie mogą zrozumieć że ktoś może mieć inną naturę; nawet w ich wypowiedziach widać że traktują TŻ jako jeden z elementów obok dobrej pracy i kwalifikacji zawodowych - i to często widać że jako wcale nie najważniejszy element; dla mnie taka naprawdę odpowiednia kobieta jest warta 100 razy więcej niż jakakolwiek praca) i tacy, którzy mają świadomość że są "istotami stadnymi" (taka też jest kobieta, z którą teraz się spotykam i której nie chcę stracić, bo daje mi tyle samo energii i chęci rozwoju co ja jej). I dlatego chcę i muszę jakoś zwiększyć swoje możliwości zarobkowe, bo nie chcę ryzykować maksymalnie i doprowadzać do konfrontacji jej deklaracji odnośnie związku i wysokości zarobków jej faceta z prozą życia...

400

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
assassin napisał/a:

Nawet przed ołtarz wędrują takie pary z przepastnymi różnicami wieku TYLKO to jakieś takie niesmaczne jest, delikatnie mówiąc...

Z ciekawości spytam: od jakiej wartości liczbowej zaczyna się dla Ciebie "przepastna różnica wieku"?

401 Ostatnio edytowany przez assassin (2021-08-26 13:35:22)

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Nowe_otwarcie napisał/a:
assassin napisał/a:

Nawet przed ołtarz wędrują takie pary z przepastnymi różnicami wieku TYLKO to jakieś takie niesmaczne jest, delikatnie mówiąc...

Z ciekawości spytam: od jakiej wartości liczbowej zaczyna się dla Ciebie "przepastna różnica wieku"?

>30 lat

402 Ostatnio edytowany przez Britan (2021-08-26 15:54:27)

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
kamiloo86 napisał/a:

słowem na koniec, to prawda że są pewne genetyczne uwarunkowania tak samo jak jedni się rodzą silni czy wysocy a drudzy wątli i niscy, na końcu ważne jest to co zrobisz z tym co masz, zamiast się miotać od lewej do prawej i tlumaczyc niepowodzenia to lepiej usiasc i rozpoznac swoje silne strony, nie spotkalem jeszcze w swoim zyciu czlowieka, ktory by nie mial jakiegos talentu, natomiast wiekszosc z nich nie potrafila zrozumiec co ich wyroznia i w czym są dobrzy i to zawsze mnie szokuje, zastanow sie co jest Twoja mocna strona i ja dopracuj jeszcze bardziej a przestac skupiac nad tym co nie dla Ciebie

Tego powinni uczyć w szkole.

Tak ostatnio sobie zdałem sprawę, że dla mnie ogarnięty facet czy kobieta to po prostu pozytywna osoba. Taka szczerze pozytywna.
Jak jesteś pozytywnie nastawiony do życia, do ludzi to szybciej lub później dojdziesz do celu.
Teraz nie masz prawka, nie masz pracy czy mieszkania? Ale nie załamujesz się, idziesz do przodu, czasem bardzo pomału, czasem szybciej ale idziesz i dojdziesz smile
Taki pozytywizm to klucz do tego aby ludzie chcieli z Tobą przebywać, a jak ludzie z Tobą chcą przebywać to jesteś ogarnięty smile
Na co komu smutas który tylko narzeka? Ludzie mają własne problemy. Po co im dokładać kogoś. Jak się spotyka z ludźmi to tylko gada o problemach zamiast się pośmiać i naładować pozytywną energią.

403 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2021-09-03 11:29:58)

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
assassin napisał/a:

>30 lat

To dla mnie jest zrozumiałe; też chyba nie wyobrażam sobie bycia z kobietą, która mogłaby być moją córką (i to taką spłodzoną w "normalnej" sytuacji, a nie w wyniku wpadki będącej owocem wczesnolicealnego seksu) wink

Britan napisał/a:
kamiloo86 napisał/a:

słowem na koniec, to prawda że są pewne genetyczne uwarunkowania tak samo jak jedni się rodzą silni czy wysocy a drudzy wątli i niscy, na końcu ważne jest to co zrobisz z tym co masz, zamiast się miotać od lewej do prawej i tlumaczyc niepowodzenia to lepiej usiasc i rozpoznac swoje silne strony, nie spotkalem jeszcze w swoim zyciu czlowieka, ktory by nie mial jakiegos talentu, natomiast wiekszosc z nich nie potrafila zrozumiec co ich wyroznia i w czym są dobrzy i to zawsze mnie szokuje, zastanow sie co jest Twoja mocna strona i ja dopracuj jeszcze bardziej a przestac skupiac nad tym co nie dla Ciebie

Tego powinni uczyć w szkole.

Tak ostatnio sobie zdałem sprawę, że dla mnie ogarnięty facet czy kobieta to po prostu pozytywna osoba. Taka szczerze pozytywna.
Jak jesteś pozytywnie nastawiony do życia, do ludzi to szybciej lub później dojdziesz do celu.
Teraz nie masz prawka, nie masz pracy czy mieszkania? Ale nie załamujesz się, idziesz do przodu, czasem bardzo pomału, czasem szybciej ale idziesz i dojdziesz smile
Taki pozytywizm to klucz do tego aby ludzie chcieli z Tobą przebywać, a jak ludzie z Tobą chcą przebywać to jesteś ogarnięty smile
Na co komu smutas który tylko narzeka? Ludzie mają własne problemy. Po co im dokładać kogoś. Jak się spotyka z ludźmi to tylko gada o problemach zamiast się pośmiać i naładować pozytywną energią.

Britan, każdy tak woli, bo to najłatwiejsze. Ale co zrobisz na przykład z introwertykami? Mają "seryjną" trudność nawiązywania i utrzymywania relacji, nie są z samej istoty swojej natury wymarzonym celem do przebywania dla innych (przynajmniej dopóki się ich nie pozna).

nieregulaminowy link

I co, w myśl tej teorii są na starcie do kasacji, jako genetycznie beznadziejne przypadki? Ja dziś podejmuję pewien krok mający wyklarować mi kierunki mojego życia zawodowego, ale siłą rzeczy jest mi ciężej niż większości innych, widzę więcej minusów i też ciężej mi szukać pomocy. I pewnie do wykonania tego telefonu będę się z kwadrans zbierać żeby mnie nie zatkało jak już połączy...

404 Ostatnio edytowany przez Britan (2021-08-27 12:38:47)

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?

Ja jestem introwertykiem.

Wiesz co? Te 7 cech dobrze opisują mnie sprzed roku.
Powiedziałbym nawet, że idealnie.

Teraz jestem zdanie, że większości tych cech nie mam.
Dalej potrzebuje samotności aby doładować baterie.


Ja kiedyś miałem tak, że jak miałem ciężką rozmowę telefoniczną z moją lubą to chodziłem w kółko i godzinę przed układałem co mam mówić big_smile
A teraz bym po prostu zadzwonił i tyle.

405

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Britan napisał/a:

Ja jestem introwertykiem.

Wiesz co? Te 7 cech dobrze opisują mnie sprzed roku.
Powiedziałbym nawet, że idealnie.

Teraz jestem zdanie, że większości tych cech nie mam.
Dalej potrzebuje samotności aby doładować baterie.


Ja kiedyś miałem tak, że jak miałem ciężką rozmowę telefoniczną z moją lubą to chodziłem w kółko i godzinę przed układałem co mam mówić big_smile
A teraz bym po prostu zadzwonił i tyle.

Britan, OK. Mnie akurat dalej świetnie opisują.
Natomiast pozwól zwrócić swoją uwagę na fakt, że są przypadki o różnym natężeniu. Tak samo jak np. masz przypadki autyzmu o natężeniu jak u Wentwortha Millera i takie że gość żyje całkowicie we własnym świecie. Przypadki Downa takie jak Piotr Swend czy  Chris Burke i tacy, którzy nie są w stanie sobie samodzielnie tyłka podetrzeć. "Leciutki" introwertyk może być wyprowadzony, z cięższym przypadkiem może być... ciężej.

406

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?

..  chyba dochodzimy do dyskusji o akceptacji tego co daje los.. temu tyle, ten będzie ładny a ten ładniejszy (a wiadomo że ładni to chyba mają prościej i szybciej mogą ogarnąć się w pewnych kwestiach), ten realista, ten optymista, temu wiecej a temu mniej i żadne to pocieszenie że inni mają gorzej..
niektórzy mają trudniej bo mają inne możliwości, tak więc będą różne "natężenia" tego ogarnięcia, bo dla "normalnej" osoby pewne rzeczy będą proste i oczywiste a dla innych będą nieosiągalne i muszą bardzo pracować nad jako takim ogarnięciem....

407

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?

życie to sinusoida, czasem się bywa na prawdę w kiepskim położeniu ALE nic nie musi trwać wiecznie, widziałem fantastyczne przemiany ludzie nawet po 70stce i to takie że szczęka opada, widziałem też ludzi którzy utracili kończyny a potrafią znacznie więcej niż ja, trzeba iść do przodu, są momenty że człowiek nie ma kasy a ludzie, których uważał za bliskich odchodzą ale ja zawsze wtedy myślę że to dlatego żeby zrobić miejsce na coś nowego, piłka wciąż w grze, nawet jak chwilo do przerwy 0:1 wink

408

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?

Tylko  dlaczego miałbyś stracić kobietę  z powodu małych zarobków?
No chyba że zrobicie dziecko i nie będzie co do garnka włożyć?
We dwójkę  się przecież utrzymacie bez problemu.
Żyj po prostu, może jakieś szkolenia sobie organizuj na koszt pracodawcy czy UE języki szlifuj do perfekcji i czekaj na jakaś życiowa okazję  bez takiej spiny.
Ja jestem z tych co mogą żyć sami, ale to nie znaczy z automatu że osoba obok to jakiś dodatek. Raczej wielka wartość dodaną  którą należy docenić.  Ale życie nie koncentruje się na ich poszukiwaniu.

409 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2021-09-03 11:29:17)

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Ela210 napisał/a:

Tylko  dlaczego miałbyś stracić kobietę  z powodu małych zarobków?
No chyba że zrobicie dziecko i nie będzie co do garnka włożyć?
We dwójkę  się przecież utrzymacie bez problemu.
Żyj po prostu, może jakieś szkolenia sobie organizuj na koszt pracodawcy czy UE języki szlifuj do perfekcji i czekaj na jakaś życiowa okazję  bez takiej spiny.

nieregulaminowy link
i nieregulaminowy link

Nawet najszczytniejsze nastawienie kobiety w pewnym momencie może zderzyć się z prozą życia i wtedy zastanawiasz się jak to zderzenie wyjdzie i jakie skutki przyniesie?

Ela210 napisał/a:

Ja jestem z tych co mogą żyć sami, ale to nie znaczy z automatu że osoba obok to jakiś dodatek. Raczej wielka wartość dodaną  którą należy docenić.  Ale życie nie koncentruje się na ich poszukiwaniu.

Elu, gimnastykujesz się niesamowicie, ale nie zmienia to faktu Twojego życiowego nastawienia: nawet gdy zastrzegasz że facet to nie dodatek dla Ciebie, to zaraz podświadomość podsuwa Ci określenie "wielka wartość DODANA". No droga Elu: facet JEST dla Ciebie dodatkiem, a nie jednym z najważniejszych celów w życiu. I ja wiem że są tacy ludzie i akceptuję to. Sęk w tym, że są też ludzie dla których stabilizacja życia uczuciowego jest priorytetem, fundamentem po zbudowaniu którego mogą dopiero spokojnie budować/odbudowywać pozostałem aspekty swojego życia.

410

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Nowe_otwarcie napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Tylko  dlaczego miałbyś stracić kobietę  z powodu małych zarobków?
No chyba że zrobicie dziecko i nie będzie co do garnka włożyć?
We dwójkę  się przecież utrzymacie bez problemu.
Żyj po prostu, może jakieś szkolenia sobie organizuj na koszt pracodawcy czy UE języki szlifuj do perfekcji i czekaj na jakaś życiowa okazję  bez takiej spiny.

nieregulaminowy link
i nieregulaminowy link

Nawet najszczytniejsze nastawienie kobiety w pewnym momencie może zderzyć się z prozą życia i wtedy zastanawiasz się jak to zderzenie wyjdzie i jakie skutki przyniesie?

Ela210 napisał/a:

Ja jestem z tych co mogą żyć sami, ale to nie znaczy z automatu że osoba obok to jakiś dodatek. Raczej wielka wartość dodaną  którą należy docenić.  Ale życie nie koncentruje się na ich poszukiwaniu.

Elu, gimnastykujesz się niesamowicie, ale nie zmienia to faktu Twojego życiowego nastawienia: nawet gdy zastrzegasz że facet to nie dodatek dla Ciebie, to zaraz podświadomość podsuwa Ci określenie "wielka wartość DODANA". No droga Elu: facet JEST dla Ciebie dodatkiem, a nie jednym z najważniejszych celów w życiu. I ja wiem że są tacy ludzie i akceptuję to. Sęk w tym, że są też ludzie dla których stabilizacja życia uczuciowego jest priorytetem, fundamentem po zbudowaniu którego mogą dopiero spokojnie budować/odbudowywać pozostałem aspekty swojego życia.

Heh plus już widzę kwik i skowyt jakoby się okazało w jakimś wątku, że facet traktuje kobietę z którą jest czy się spotyka jako dodatek, wartościowy ale jednak nie priorytet wink Oj podwójne standardy.

411 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-09-03 21:14:12)

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?

Wartość dodana to nie to samo co dodatek,
Z dodatku się rezygnuje, ja tak nie traktuję  ludzi,  dlatego przyjaciele przy mnie zostają i to oddani.
A co do prozy zycia: aż się uśmiechnęłam  bo wyszłam za mąż  za biednego chłopaka i to właśnie  lepszych czasów jego glowa nie zniosła, więc dajcie sobie spokój big_smile

412 Ostatnio edytowany przez Nowe_otwarcie (2021-09-05 09:23:52)

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Ela210 napisał/a:

Wartość dodana to nie to samo co dodatek,

Ale i też to nie to samo co priorytet lub choć jeden z priorytetów.

Ela210 napisał/a:

Z dodatku się rezygnuje, ja tak nie traktuję  ludzi,  dlatego przyjaciele przy mnie zostają i to oddani.

Przyjaciele w liczbie mnogiej (co zauważyłem już wcześniej) są łatwiejsi w "utrzymaniu" niż najlepsza przyjaciółka/przyjaciel czy partnerka/partner, wymaga to mniej zachodu i poświęceń, a potem i tak się w praniu okazuje że ci "przyjaciele" to tak naprawdę tacy "dobrzy znajomi +" wink

Ela210 napisał/a:

A co do prozy zycia: aż się uśmiechnęłam  bo wyszłam za mąż  za biednego chłopaka i to właśnie  lepszych czasów jego glowa nie zniosła, więc dajcie sobie spokój big_smile

To tylko w drugą stronę, ale też przypadek pokazujący że danej osobie sypią się normy życiowe gdy wejdzie w sytuację inną niż ta, w warunkach której i do której te normy ustawiała. Czyli inna rzeczywistość niż ta, do której była przyzwyczajona i którą zakładała. I wejście w taką rzeczywistość często weryfikuje nasze postawy życiowe. Dlatego ja np. nie zarzekam się jak żaba błota że w skrajnie innych warunkach absolutnie nie zachowałbym się inaczej, bo po prostu tego nie wiem na 100%.

I jeszcze jedna sprawa: ileś osób w innym moim wątku w innym dziale dawało do zrozumienia że moje poczucie własnej wartości szoruje po dnie. Wczoraj rozmawiałem z kobietą, która (tak myślę, oby! Tym bardziej że ona też jest tego zdania) staje się z biegiem czasu moją przyjaciółką i ona też wychwyciła coś co ma miejsce, tylko że uważa to stan niewłaściwy, ale też nie ogarnia faktu że niestety jest to mój stan "fabryczny" i nic na to nie poradzę: zwróciła uwagę, że czerpię siły i radość życia z "zewnętrznego źródła". Tylko niestety ja naprawdę jestem jak mój dawny laptop służbowy (pierwszy jak przyszedłem do pracy w której wciąż jestem, odziedziczony po poprzedniku): z akumulatorem tak wyeksploatowanym, że działał właściwie tylko przy ładowarce włączonej do gniazdka. Ja muszę mieć to zewnętrzne źródło utrzymujące mnie przy radości życia i chęci dawania tej radości życia temu źródłu (tak, takim źródłem jest kochająca kobieta!), bo po prostu tak jestem skonstruowany! Wielką radość, połączoną z poczuciem możliwości zmiany siebie na lepsze i starania się, daje mi świadomość tego, że jestem kochany! Nic nie zrobię, taka konstrukcja. W oparciu o to źródło mogę ulepszać swoje życie i życie kobiety, która je ze mną dzieli, RAZEM! Gdybym miał zacząć doskonalenie siebie w oparciu o wzorce i sposoby zalecane mi przez niektóre osoby, to prawdopodobnie w najlepszym wypadku zajęłoby to kilka LAT bardzo wytężonej  pracy, a ja nie czuję ani bym miał na to czas ani siły ani wręcz chęci. Po prostu potrzebuję dziś ryby, a nie wędki budowanej przez siebie w ciągu kilku lat, bo po prostu nie doczekam momentu aż ta wędka będzie gotowa by złowić rybę, metaforycznie zdechnę do tego czasu z głodu! Muszę mieć teraz pożywną rybę, która da mi siły i energię do budowy wędki smile

413

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Nowe_otwarcie napisał/a:

I jeszcze jedna sprawa: ileś osób w innym moim wątku w innym dziale dawało do zrozumienia że moje poczucie własnej wartości szoruje po dnie. Wczoraj rozmawiałem z kobietą, która (tak myślę, oby! Tym bardziej że ona też jest tego zdania) staje się z biegiem czasu moją przyjaciółką i ona też wychwyciła coś co ma miejsce, tylko że uważa to stan niewłaściwy, ale też nie ogarnia faktu że niestety jest to mój stan "fabryczny" i nic na to nie poradzę: zwróciła uwagę, że czerpię siły i radość życia z "zewnętrznego źródła". Tylko niestety ja naprawdę jestem jak mój dawny laptop służbowy (pierwszy jak przyszedłem do pracy w której wciąż jestem, odziedziczony po poprzedniku): z akumulatorem tak wyeksploatowanym, że działał właściwie tylko przy ładowarce włączonej do gniazdka. Ja muszę mieć to zewnętrzne źródło utrzymujące mnie przy radości życia i chęci dawania tej radości życia temu źródłu (tak, takim źródłem jest kochająca kobieta!), bo po prostu tak jestem skonstruowany! Wielką radość, połączoną z poczuciem możliwości zmiany siebie na lepsze i starania się, daje mi świadomość tego, że jestem kochany! Nic nie zrobię, taka konstrukcja. W oparciu o to źródło mogę ulepszać swoje życie i życie kobiety, która je ze mną dzieli, RAZEM! Gdybym miał zacząć doskonalenie siebie w oparciu o wzorce i sposoby zalecane mi przez niektóre osoby, to prawdopodobnie w najlepszym wypadku zajęłoby to kilka LAT bardzo wytężonej  pracy, a ja nie czuję ani bym miał na to czas ani siły ani wręcz chęci. Po prostu potrzebuję dziś ryby, a nie wędki budowanej przez siebie w ciągu kilku lat, bo po prostu nie doczekam momentu aż ta wędka będzie gotowa by złowić rybę, metaforycznie zdechnę do tego czasu z głodu! Muszę mieć teraz pożywną rybę, która da mi siły i energię do budowy wędki smile

Wszystko ok, tylko to jest bardzo ryzykowne dla potencjalnej chętnej, która w jakiś sposób się nad Tobą "zlituje" i zgodzi być tą pożywną rybą, którą się pożywisz by mieć siły do budowy wędki. Ty jednak zakładasz, że musi być to kochająca kobieta, ale tak naprawdę szukasz trampoliny, która pozwoli Ci się wybić z letargu. Myślę, że bardziej rozsądne i bezpieczne byłoby szukanie po prostu bliskiej osoby, przyjaciółki, która zechce z Tobą porozmawiać, dać kopa itd., może takiej która też tego samego potrzebuje. Wtedy ta równowaga dawania i brania przynajmniej częściowo zostałaby zachowana.
Niemniej jednak, znane mi są przypadki, kiedy ogarnięte kobiety wyciągałby rękę do takiego faceta, będącego w w jakimś dołku życiowym, widząc w nich potencjał, i teraz tworzą naprawdę fajne związki. Istnieje jednak spore ryzyko, że taki facet w nowej rzeczywistości się nie odnajdzie albo zechce jeszcze więcej nabierając wiar w żagle. Tyle że pewne ryzyko w związkach istnieje zawsze.
Ja przykładowo bym się "bała" wejść w rolę takiej ryby i nie dlatego, że moje poświęcenie zostałoby wykorzystane ale dlatego, że nie chciałabym ponosić odpowiedzialności za "szczęście" drugiej, dorosłej osoby. Dla mnie obietnica, że wystarczy, że będę kochającą kobietą, to facet się odbije i znajdzie sens życia i siły do działania by być coraz lepszą wersją siebie, nie jest zachęcająca, wręcz przeciwnie.

414

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Roxann napisał/a:

Wszystko ok, tylko to jest bardzo ryzykowne dla potencjalnej chętnej, która w jakiś sposób się nad Tobą "zlituje" i zgodzi być tą pożywną rybą, którą się pożywisz by mieć siły do budowy wędki. Ty jednak zakładasz, że musi być to kochająca kobieta, ale tak naprawdę szukasz trampoliny, która pozwoli Ci się wybić z letargu.

A czy jedno wyklucza drugie, czy nawet się z nim kłóci? Jeśli dla kogoś najważniejsze jest nie zostanie prezesem i zarobki idące w milionach na rok, a znalezienie szczęścia w miłości, to taka kochająca kobieta właśnie będzie trampoliną samą w sobie.

Roxann napisał/a:

Myślę, że bardziej rozsądne i bezpieczne byłoby szukanie po prostu bliskiej osoby, przyjaciółki, która zechce z Tobą porozmawiać, dać kopa itd., może takiej która też tego samego potrzebuje. Wtedy ta równowaga dawania i brania przynajmniej częściowo zostałaby zachowana.

Wiesz, najlepsze jest to że przyjaciółkę w zasadzie też znalazłem, ale ona nie daje mi tego co powinna dać kobieta (zresztą podobnie jak ja jest już zajęta). Piszę "podobnie jak ja" bo w zasadzie... znalazłem taką kobietę o której mówisz, też po ciężkich przejściach. I z tego co ona mówi ja jej daję niesamowity zastrzyk energii do działania i wiary w to że będzie lepiej (więc masz tę swoją równowagę brania). Co prawda jeszcze teraz tak w 100% nie możemy być ze sobą, ale za dwa miechy-kwartał będzie to już możliwe. Jest też odległość... pewnie (jeśli się to zakorzeni) będę musiał się przeprowadzić wink


Roxann napisał/a:

Niemniej jednak, znane mi są przypadki, kiedy ogarnięte kobiety wyciągałby rękę do takiego faceta, będącego w w jakimś dołku życiowym, widząc w nich potencjał, i teraz tworzą naprawdę fajne związki. Istnieje jednak spore ryzyko, że taki facet w nowej rzeczywistości się nie odnajdzie albo zechce jeszcze więcej nabierając wiar w żagle. Tyle że pewne ryzyko w związkach istnieje zawsze.

Wiesz, z moich wszystkich związków tylko raz nie zdołałem zbudować w sobie takiego uczucia do kobiety żeby była dla mnie tą #1... i zakończyłem związek. W pozostałych przypadkach... zrozum, nie mam ciągu do modelek, do zaliczania czegoś jednorazowo na imprezach firmowych... nie korzystałem nigdy z panienek nie z braku kasy czy możliwości, tylko z braku chęci. Ja cenię sobie bliskość z kobietą. Owszem, seks jest bardzo ważny, ale z tą z którą jestem; nie muszę szukać go z inną. Miliony na koncie nie sprawią że nagle zacznę łapać modelki, tym bardziej że cały czas tłukłaby mi się po głowie świadomość dlaczego idą ze mną do łóżka.


Roxann napisał/a:

Ja przykładowo bym się "bała" wejść w rolę takiej ryby i nie dlatego, że moje poświęcenie zostałoby wykorzystane ale dlatego, że nie chciałabym ponosić odpowiedzialności za "szczęście" drugiej, dorosłej osoby. Dla mnie obietnica, że wystarczy, że będę kochającą kobietą, to facet się odbije i znajdzie sens życia i siły do działania by być coraz lepszą wersją siebie, nie jest zachęcająca, wręcz przeciwnie.

big_smile Bo boisz się że będziesz się musiała bardziej starać by go utrzymać przy sobie? big_smile
Przecież to dla Ciebie sama korzyść: radosny facet, który odżył, chce być z Tobą, rozwija się, żyje... Dostajesz w rezultacie więcej niż wzięłaś na starcie, gdzie tu coś niezachęcającego?

415

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?

Ja rozumiem autorze co piszesz ale uważam jak Roxann, że jesteś  materiałem na partnera bardzo wysokiego ryzyka.
Jesteś wiele bardziej niepewnym materiałem na stałego partnera niż ja, chociaż wydaje Ci się odwrotnie.
Twoja przyjaciółka prawdopodobnie jest prawdziwa bo szczera. 
Pouczający wątek dla wszelkich "ratowniczek"

416 Ostatnio edytowany przez Britan (2021-09-05 12:04:25)

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?

Partner nie jest do ratowania, a do wspólnego życia. Zresztą ona Cię nie uleczy, może zaleczyć, ale nie wyleczy.
Wyleczyć możesz się tylko Ty sam. Nie terapeuta, nie partnerka, nie przyjaciel czy rodzina.
Dlatego tak mało osób się zmienia, to jest dosłownie procent. Ludzie boją się konfrontacji z samym sobą, ze swoimi myślami. Boją się samotności, a tylko ona jest w stanie zagwarantować sukces.
Wolą uciekać w kolejną relację i okłamywać siebie samych, że to niedopasowanie charakterów czy inne bzdury.

Pokonywanie wspólnych problemów na wspólnej drodze życia to nie to samo co wchodzenie w relację z pozycji potrzebującej i wspólna próba naprawy Twoich czy jej problemów.

417 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-09-05 12:41:41)

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?

Myślę  że autora bez zmiany myślenia czeka wiele związków  które będą się wypalać po dłuższym czy krótszym czasie.  Raczej krótszym, bo w pewnym wieku nie ma już cementu typu zakładamy rodzinę,  wspólny kredyt itd..
Zresztą nie myślę, by go to zmartwilo, gdyby jego związki kończyły się na zakladkę: czyli od razu pojawiała się druga kobieta.

418 Ostatnio edytowany przez Roxann (2021-09-05 13:04:19)

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Nowe_otwarcie napisał/a:
Roxann napisał/a:

Ja przykładowo bym się "bała" wejść w rolę takiej ryby i nie dlatego, że moje poświęcenie zostałoby wykorzystane ale dlatego, że nie chciałabym ponosić odpowiedzialności za "szczęście" drugiej, dorosłej osoby. Dla mnie obietnica, że wystarczy, że będę kochającą kobietą, to facet się odbije i znajdzie sens życia i siły do działania by być coraz lepszą wersją siebie, nie jest zachęcająca, wręcz przeciwnie.

big_smile Bo boisz się że będziesz się musiała bardziej starać by go utrzymać przy sobie? big_smile
Przecież to dla Ciebie sama korzyść: radosny facet, który odżył, chce być z Tobą, rozwija się, żyje... Dostajesz w rezultacie więcej niż wzięłaś na starcie, gdzie tu coś niezachęcającego?

Nie, nie o to chodzi, że musiałabym się bardziej starać, na pewno nie w tym sensie. Chodzi o to, że ciężko przewidzieć, jak taki facet się zachowa, jaki będzie kiedy dostanie już tą rybę, ile czasu i energii trzeba będzie mu poświęcić ile dać tej "miłości" i wsparcia by stanął na nogi i zaczął żyć, być takim jakim chce dzięki takiej kobiecie. To uzależnianie szczęścia od drugiej osoby to też spora wygoda i zrzucenie z siebie odpowiedzialności. Zmiana to cały proces i sama obecność drugiej osoby nie sprawi, że nagle staniesz się innym człowiekiem. Może i będziesz miał więcej motywacji, energii itd., ale ta osoba też przecież może mieć gorszy dzień, mieć swoje problemy itd.
Przykładowo poznając takiego faceta, zaczęłabym go ciągnąć za rękę, motywować, wspierać, dbać... ale kiedy to by było wystarczające by nie czuć się wykorzystywaną? Co gdybym powiedzmy załatwiła facetowi dobrze płatną, wzięła do swego domu, zorganizowała fajnie wspólny czas, dała ciepło itd., gdyby np. okazało, że ta praca mu nie odpowiada, że jednak zamiast gdzieś wyjechać, woli siedzieć w domu, że jednak tego wsparcia i wyrozumiałości ma za mało. Inna sprawa, że tak jak uzależnianie szczęścia od drugiej osoby, tak i całkowite skupienie na tej drugiej, nie jest dobre, wręcz toksyczne. Ja po prostu nie chciałabym mieć w domu dorosłego faceta, z którym trzeba się obchodzić jak z jajkiem, który nie potrafi sam funkcjonować, a przynajmniej tak twierdzi, i się uczepia na mnie. Osobiście uważam, że sama "miłość", to zbyt mało by taki facet się zmienił, a jest to tylko wygodna wymówka, dlaczego nic w tym kierunku nie robi - od początku jest zwalana wina na innych, a nie szukanie jej w sobie. Czyli co, jak np. miło tej miłości, za pół roku, rok, dwa, dalej nie znajdzie satysfakcjonującej pracy albo coś pójdzie nie tak, to kto będzie winny? Oczywiście kobieta. Poza tym już samo podejście, że facet chce czy zapowiada zmianę ale pod takim i takim warunkiem, jest niezwykle ryzykowane. Jak kogoś poznajemy, to takim jaki jest tu i teraz a nie obietnicami, jaki będzie, jak dostanie naszą miłość.
I podobnie jak Ela uważam, że trudno mu będzie stworzyć trwały związek, bo potrzebna jest zmiana myślenia, która nie nastąpi z dnia na dzień, a takich kobiet, które zechcą się "poświęcić" w imię wyższych ideałów może i jest sporo ale w większości będą to osoby w podobnej sytuacji, po przejściach, szukających sensu życia i nowego źródła energii do działania w postaci kochającej 2 połowki.

Edit: Weźmy odwróćmy sytuację, jest pewna kobieta z kompleksami, narzekająca na swój los, brakiem chęci i siły do zmian, która twierdzi, że przyczyną stanu rzeczy jest brak drugiej połówki i gdyby tylko znalazła faceta, który by ją pokochał, to nie tylko zadbałaby o swój wygląd ale i rozwój, poszukała lepszej pracy itd. i byłaby dla niego najlepszą partnerką pod słońcem. Czy takie podejście czy też obietnica jest zachęcająca i wiarygodna? Już widzę ilu chętnych by się znalazło by taką dziewczynę wybawić z marazmu i z entuzjazmem czekać na efekty swojej "miłości, jak przy nich rozkwitnie.

419

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?

Odpowiem każdemu z osobna, bo gdybym chciał to umieścić w jednym poście, to wyszedłby nieczytalny gigant; zwłaszcza że jak w przypadku Britana czuję potrzebę odniesienia się do każdego zdania jego posta wink

Ela210 napisał/a:

Ja rozumiem autorze co piszesz ale uważam jak Roxann, że jesteś  materiałem na partnera bardzo wysokiego ryzyka.
Jesteś wiele bardziej niepewnym materiałem na stałego partnera niż ja, chociaż wydaje Ci się odwrotnie.
Twoja przyjaciółka prawdopodobnie jest prawdziwa bo szczera. 
Pouczający wątek dla wszelkich "ratowniczek"

Ostatnie zdanie zdanie Twojego posta odebrałem jako przekaz w duchu "przeczytajcie uważnie kobiety żebyście wiedziały jakich facetów unikać"; tak to należało zrozumieć? Jeśli tak, to wielkie dzięki.
Słuchaj, to trochę jak (posługując się metaforą samochodową) z inwestycją w autko: im cena jest bliższa rynkowej dla dobrego egzemplarza tego typu i rocznika, tym większe prawdopodobieństwo że kupca nie czekają przykre niespodzianki; jak Ci oferują auto za pół ceny rynkowej, to faktycznie prawdopodobne że albo skradzione albo popowodziowe i będą kłopoty; jeśli upust wynosi 10-15%, to właściciel zwyczajnie może mieć presję czasową na szybką sprzedaż, a wóz jest OK. Odpowiednikiem tej metaforycznej ceny auta jest (jak można się domyślić) to co kobieta daje w zamian, kim jest, jak widzi związek... no cała ona po prostu. Im bliższa będzie wyobrażeniu docelowej partnerki, tym większe prawdopodobieństwo że facet tak właśnie będzie do niej podchodzić. I tak jak 3-letni Merc za 20 koła nie jest (wbrew pozorom czyli cenie) autem dobrym dla Janusza, który całe życie jeździł (bo go na to było stać) 15-20-letnim paseratti w gazie, tak i taki facet dla pewnych kobiet nie będzie wymarzoną okazją. Właśnie o to chodzi: by kobieta była taka żeby nie było uczucia zawodu jak facet odżyje.

420

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Britan napisał/a:

Partner nie jest do ratowania, a do wspólnego życia. Zresztą ona Cię nie uleczy, może zaleczyć, ale nie wyleczy.
Wyleczyć możesz się tylko Ty sam. Nie terapeuta, nie partnerka, nie przyjaciel czy rodzina.
Dlatego tak mało osób się zmienia, to jest dosłownie procent. Ludzie boją się konfrontacji z samym sobą, ze swoimi myślami. Boją się samotności, a tylko ona jest w stanie zagwarantować sukces.
Wolą uciekać w kolejną relację i okłamywać siebie samych, że to niedopasowanie charakterów czy inne bzdury.

Pokonywanie wspólnych problemów na wspólnej drodze życia to nie to samo co wchodzenie w relację z pozycji potrzebującej i wspólna próba naprawy Twoich czy jej problemów.

Britan, nie będę robić multiquote'a, po prostu odniosę się zdanie po zdaniu do Twojego wpisu.
1. Jest od jednego i od drugiego; to ma być właśnie ta osoba, na którą się (ze wzajemnością) powinno móc liczyć w pierwszej kolejności.
2. Uleczy, wyleczy... Nie ma jednej poprawnej definicji uleczenia pasującej do każdego; gdyby tak było, to nie byliby potrzebni lekarze. A w pewnych wypadkach zaleczenie wystarczy.
3,4. To też dyskusyjna teza, zwłaszcza że wielu ludzi ma inne zdanie (w tym niby dyplomowani terapeuci).
Wytłuszczony fragment: to tylko dowodzi, że są osoby stworzone do samotności i są osoby stworzone do bycia z kimś. I nie można a priori określać, że któraś wersja jest gorsza, skazana na porażkę lub skazana na leczenie wyznaczone dla tej drugiej grupy.
Kolejne zdanie: no właśnie w przypadku mnie i mojej ex było cholerne niedopasowanie i nie tylko ja byłem w stanie je dostrzec. Więc to nie wmawianie sobie...
Ostatnie zdanie: To jednak może stworzyć silny fundament właśnie do tego wspólnego mierzenia się ze wspólnymi problemami, bo na starcie tej wspólnej drogi czujesz że masz u boku kogoś kto jest Ci w stanie pomóc i jest pewnym oparciem, daje większą wiarę na pokonanie wspólnych przeciwności.

421

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Nowe_otwarcie napisał/a:

Właśnie o to chodzi: by kobieta była taka żeby nie było uczucia zawodu jak facet odżyje.

Dla mnie to trochę tak, jakby kobietę namawiać na auto z wypadku dając obietnicę czy gwarancję, że jak je nabędzie, to po gruntownej naprawie będzie z niego miała większy pożytek i da jej więcej satysfakcji niż jakieś średniej klasy auto "na chodzie". wink
Może to auto z wypadku to jakiś super model i wystarczy trochę przyklepać tu i ówdzie, odmalować, by przebiło nie jednego średniaka. Może... wink

422

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Ela210 napisał/a:

Myślę  że autora bez zmiany myślenia czeka wiele związków  które będą się wypalać po dłuższym czy krótszym czasie.  Raczej krótszym, bo w pewnym wieku nie ma już cementu typu zakładamy rodzinę,  wspólny kredyt itd..
Zresztą nie myślę, by go to zmartwilo, gdyby jego związki kończyły się na zakladkę: czyli od razu pojawiała się druga kobieta.

Elu, z tego posta (zwłaszcza z jego zakończenia) to już wychodzi że uważasz mnie za kogoś, czyje potrzeby względem kobiet ograniczają się do tego by mieć na bieżąco kogo zaroochać miesiąc w miesiąc, a przy takim założeniu rozmowa zmierza do ściany, tym bardziej że założenie jest chybione.

423

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Roxann napisał/a:

Nie, nie o to chodzi, że musiałabym się bardziej starać, na pewno nie w tym sensie. Chodzi o to, że ciężko przewidzieć, jak taki facet się zachowa, jaki będzie kiedy dostanie już tą rybę, ile czasu i energii trzeba będzie mu poświęcić ile dać tej "miłości" i wsparcia by stanął na nogi i zaczął żyć, być takim jakim chce dzięki takiej kobiecie. To uzależnianie szczęścia od drugiej osoby to też spora wygoda i zrzucenie z siebie odpowiedzialności. Zmiana to cały proces i sama obecność drugiej osoby nie sprawi, że nagle staniesz się innym człowiekiem. Może i będziesz miał więcej motywacji, energii itd., ale ta osoba też przecież może mieć gorszy dzień, mieć swoje problemy itd.
Przykładowo poznając takiego faceta, zaczęłabym go ciągnąć za rękę, motywować, wspierać, dbać... ale kiedy to by było wystarczające by nie czuć się wykorzystywaną? Co gdybym powiedzmy załatwiła facetowi dobrze płatną, wzięła do swego domu, zorganizowała fajnie wspólny czas, dała ciepło itd., gdyby np. okazało, że ta praca mu nie odpowiada, że jednak zamiast gdzieś wyjechać, woli siedzieć w domu, że jednak tego wsparcia i wyrozumiałości ma za mało. Inna sprawa, że tak jak uzależnianie szczęścia od drugiej osoby, tak i całkowite skupienie na tej drugiej, nie jest dobre, wręcz toksyczne. Ja po prostu nie chciałabym mieć w domu dorosłego faceta, z którym trzeba się obchodzić jak z jajkiem, który nie potrafi sam funkcjonować, a przynajmniej tak twierdzi, i się uczepia na mnie. Osobiście uważam, że sama "miłość", to zbyt mało by taki facet się zmienił, a jest to tylko wygodna wymówka, dlaczego nic w tym kierunku nie robi - od początku jest zwalana wina na innych, a nie szukanie jej w sobie. Czyli co, jak np. miło tej miłości, za pół roku, rok, dwa, dalej nie znajdzie satysfakcjonującej pracy albo coś pójdzie nie tak, to kto będzie winny? Oczywiście kobieta. Poza tym już samo podejście, że facet chce czy zapowiada zmianę ale pod takim i takim warunkiem, jest niezwykle ryzykowane. Jak kogoś poznajemy, to takim jaki jest tu i teraz a nie obietnicami, jaki będzie, jak dostanie naszą miłość.
I podobnie jak Ela uważam, że trudno mu będzie stworzyć trwały związek, bo potrzebna jest zmiana myślenia, która nie nastąpi z dnia na dzień, a takich kobiet, które zechcą się "poświęcić" w imię wyższych ideałów może i jest sporo ale w większości będą to osoby w podobnej sytuacji, po przejściach, szukających sensu życia i nowego źródła energii do działania w postaci kochającej 2 połowki.

Edit: Weźmy odwróćmy sytuację, jest pewna kobieta z kompleksami, narzekająca na swój los, brakiem chęci i siły do zmian, która twierdzi, że przyczyną stanu rzeczy jest brak drugiej połówki i gdyby tylko znalazła faceta, który by ją pokochał, to nie tylko zadbałaby o swój wygląd ale i rozwój, poszukała lepszej pracy itd. i byłaby dla niego najlepszą partnerką pod słońcem. Czy takie podejście czy też obietnica jest zachęcająca i wiarygodna? Już widzę ilu chętnych by się znalazło by taką dziewczynę wybawić z marazmu i z entuzjazmem czekać na efekty swojej "miłości, jak przy nich rozkwitnie.

Po pierwsze: wyliczyłaś już więcej rzeczy niż ja bym potrzebował od tej swojej drugiej połówki, przestrzeliłaś nieco. Do wielu zmian wystarczy samo to, że ona jest; niczego mi nie musi znajdować, znajdę sobie sam dzięki temu, że mam świadomość że ona jest przy mnie, że zależy jej na mnie i moim rozwoju. Ale z zakończeniem tej części trafiłaś: może więc właśnie odpowiednią osobą dla mnie jest taka kobieta jaką opisałaś w części swojego posta sprzed edycji... i może właśnie dlatego taką wybrałem.

Edytowana część: ale też muszę widzieć w tej kobiecie potencjał. A to, czy kobieta jest np.  potencjalnie ładna, to widać nawet jak nie dba o urodę, schudnąć też może, podobnie jak wyregulować pewne rzeczy po dojściu do siebie. Zresztą na tę też czekam aż uporządkuje pewne rzeczy, więc masz odpowiedź smile

424 Ostatnio edytowany przez Nowe_otwarcie (2021-09-05 13:50:09)

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Roxann napisał/a:
Nowe_otwarcie napisał/a:

Właśnie o to chodzi: by kobieta była taka żeby nie było uczucia zawodu jak facet odżyje.

Dla mnie to trochę tak, jakby kobietę namawiać na auto z wypadku dając obietnicę czy gwarancję, że jak je nabędzie, to po gruntownej naprawie będzie z niego miała większy pożytek i da jej więcej satysfakcji niż jakieś średniej klasy auto "na chodzie". wink
Może to auto z wypadku to jakiś super model i wystarczy trochę przyklepać tu i ówdzie, odmalować, by przebiło nie jednego średniaka. Może... wink

No co Ci powiedzieć? Stuknięty merol, jak się go porządnie naprawi, to na 95% da więcej satysfakcji niż kupiona za tę samą sumę Dacia będąca na chodzie wink
Tylko właśnie podstawową kwestią jest to jak bardzo cena odbiega od wyjściowej dla bezwypadkowego? Dlatego taki facet to też nie jest faktycznie propozycja dla kobiety, która na wcześniejszym etapie życia (zakładając że by się znali) mogłaby sobie tylko o nim pomarzyć, bo faktycznie jest ryzyko że jak odżyje, to ona może zacząć go uwierać. Tak samo jak dla Janusza biznesu nie jest opcją specjalista mający chwilowy kryzys, bo wiadomo że nawet jak Janusz z chciwości go zatrudni, to gość nie będzie mu pracować "z wdzięczności" do emerytury za minimalną krajową.

Czyli odnosząc do tego o czym pewnie myślisz: jeśli kobieta (nazwijmy to) zbyt wiele oczekuje za to że łaskawie da mu szansę, to to też nie przejdzie.

425 Ostatnio edytowany przez Roxann (2021-09-05 13:58:24)

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Nowe_otwarcie napisał/a:

Po pierwsze: wyliczyłaś już więcej rzeczy niż ja bym potrzebował od tej swojej drugiej połówki, przestrzeliłaś nieco. Do wielu zmian wystarczy samo to, że ona jest; niczego mi nie musi znajdować, znajdę sobie sam dzięki temu, że mam świadomość że ona jest przy mnie, że zależy jej na mnie i moim rozwoju. Ale z zakończeniem tej części trafiłaś: może więc właśnie odpowiednią osobą dla mnie jest taka kobieta jaką opisałaś w części swojego posta sprzed edycji... i może właśnie dlatego taką wybrałem.

Edytowana część: ale też muszę widzieć w tej kobiecie potencjał. A to, czy kobieta jest np.  potencjalnie ładna, to widać nawet jak nie dba o urodę, schudnąć też może, podobnie jak wyregulować pewne rzeczy po dojściu do siebie. Zresztą na tę też czekam aż uporządkuje pewne rzeczy, więc masz odpowiedź smile

W takim razie uważam, że to może się udać bo początkowo miałam wrażenie, że masz nieco zawyżone wymagania i roszczeniowe podejście do kobiet. Mnie nie dziwi, że przyciągasz akurat osoby będące w podobnej sytuacji do Twojej. Możecie dać sobie wsparcie i zrozumienie, wzajemnie motywować do działania zauważając swój potencjał. To jest ta równowaga w dawaniu i braniu, przynajmniej częściowa. Dlatego potencjalne rozczarowanie czy poczucie wykorzystania jest mniej prawdopodobne. Gorzej by było gdybyś szukał kobiety, na której chciałbyś się uwiesić i/lub podbudować ego jej kosztem. Niestety faceci będący w dołku czy z kompleksami idą na łatwiznę i uznają, że atrakcyjna kobieta załatwi wszystko.

Nowe_otwarcie napisał/a:
Roxann napisał/a:
Nowe_otwarcie napisał/a:

Właśnie o to chodzi: by kobieta była taka żeby nie było uczucia zawodu jak facet odżyje.

Dla mnie to trochę tak, jakby kobietę namawiać na auto z wypadku dając obietnicę czy gwarancję, że jak je nabędzie, to po gruntownej naprawie będzie z niego miała większy pożytek i da jej więcej satysfakcji niż jakieś średniej klasy auto "na chodzie". wink
Może to auto z wypadku to jakiś super model i wystarczy trochę przyklepać tu i ówdzie, odmalować, by przebiło nie jednego średniaka. Może... wink

No co Ci powiedzieć? Stuknięty merol, jak się go porządnie naprawi, to na 95% da więcej satysfakcji niż kupiona za tę samą sumę Dacia będąca na chodzie wink
Tylko właśnie podstawową kwestią jest to jak bardzo cena odbiega od wyjściowej dla bezwypadkowego? Dlatego taki facet to też nie jest faktycznie propozycja dla kobiety, która na wcześniejszym etapie życia (zakładając że by się znali) mogłaby sobie tylko o nim pomarzyć, bo faktycznie jest ryzyko że jak odżyje, to ona może zacząć go uwierać. Tak samo jak dla Janusza biznesu nie jest opcją specjalista mający chwilowy kryzys, bo wiadomo że nawet jak Janusz z chciwości go zatrudni, to gość nie będzie mu pracować "z wdzięczności" do emerytury za minimalną krajową.

Czyli odnosząc do tego o czym pewnie myślisz: jeśli kobieta (nazwijmy to) zbyt wiele oczekuje za to że łaskawie da mu szansę, to to też nie przejdzie.

Właśnie o to chodzi byś Ty nie przeceniał swoich możliwości "po zmianie", ani potencjalna kobieta nie miała zbyt wielkich oczekiwań (i na odwrót). W końcu macie się zakochać w sobie już teraz wink także ta zmiana zapowiadana już na wstępie, może przynieść różne skutki. wink

426 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-09-05 17:58:20)

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?

Nic nie pisałam o seksie, jak tu sugerujesz
Wiem że wierzysz  w swoją wizję 2 koników w karocy , które razem pomkną ku swietlanej przyszłości. Ale uważam że w samym założeniu jest błąd.
Bo co innego pojechać razem jak jest każdemu osobno po drodze, a co innego przypiąć się do dyszla i realizować wspólny cel. Niby subtelna różnica, ale tylko z pozoru.
W Twojej wizji związku mam wrażenie że wpisane jest takie myslenie: że nie bierzemy sobie kogoś,  kogo akceptujemy, tylko kogoś  kto musi podlegać  tuningowi..A skąd wiesz że dziewczyna o pięknej twarzy o porarganych włosach i w dżinsach będzie chciała zmieniać  się w kierunku który Ty sobie wymyślasz?

427

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Ela210 napisał/a:

Nic nie pisałam o seksie, jak tu sugerujesz
Wiem że wierzysz  w swoją wizję 2 koników w karocy , które razem pomkną ku swietlanej przyszłości. Ale uważam że w samym założeniu jest błąd.
Bo co innego pojechać razem jak jest każdemu osobno po drodze, a co innego przypiąć się do dyszla i realizować wspólny cel. Niby subtelna różnica, ale tylko z pozoru.

Wiesz Elu, to nie tak: to nie dwa koniki przy karocy. To raczej dwa konie uczące się ciągnąć ciężki wóz, które uczą się sobie ufać i widzą, że przy jednej przeszkodzie terenowej jeden z koni wie lepiej jak pociągnąć skutecznie wóz, przy innej drugi z koni będzie sobie radzić lepiej, ale nabierają przekonania że razem są w stanie ten wóz pociągnąć, że są w stanie ciągnąć go razem. Ze się rozumieją, wiedzą czego się można po tym drugim koniu spodziewać, w jakim stopniu można na nim polegać, ZA CO chce się z nim iść w parze i MIMO CZEGO chce się z nim iść w parze.

Ela210 napisał/a:

W Twojej wizji związku mam wrażenie że wpisane jest takie myslenie: że nie bierzemy sobie kogoś,  kogo akceptujemy, tylko kogoś  kto musi podlegać  tuningowi.

Nie tuningowi. Osoba będąca w dołku z samej definicji tego stanu jest poniżej nawet swojej normy. Dla mnie oczywiste jest, że wyjdę wyżej niż jestem w obecnej chwili i to z prostego powodu: bo nawet dalsze życie w obecnym stanie nie ma kompletnie żadnego sensu. Naturalne jest więc, że nie będę szukać kobiety dla której stan równy mojemu obecnemu jest stanem naturalnym, bo jak wyjdę z dołka, to zaczęłaby mnie ona "uwierać". Dlatego właśnie optymalnym rozwiązaniem wydaje się kobieta też będąca w dołku, która dzięki wzajemnemu wsparciu dojdzie do zwykłej (lepszej niż obecna) formy. I taką chyba znalazłem.

Ela210 napisał/a:

A skąd wiesz że dziewczyna o pięknej twarzy o porarganych włosach i w dżinsach będzie chciała zmieniać  się w kierunku który Ty sobie wymyślasz?

Wcześniej była mowa o "obiecankach". Ergo: z tego wynika, że chyba już na wstępie ona deklaruje kierunek w jakim chce iść, prawda? wink

428

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Roxann napisał/a:

W takim razie uważam, że to może się udać bo początkowo miałam wrażenie, że masz nieco zawyżone wymagania i roszczeniowe podejście do kobiet. Mnie nie dziwi, że przyciągasz akurat osoby będące w podobnej sytuacji do Twojej. Możecie dać sobie wsparcie i zrozumienie, wzajemnie motywować do działania zauważając swój potencjał. To jest ta równowaga w dawaniu i braniu, przynajmniej częściowa. Dlatego potencjalne rozczarowanie czy poczucie wykorzystania jest mniej prawdopodobne. Gorzej by było gdybyś szukał kobiety, na której chciałbyś się uwiesić i/lub podbudować ego jej kosztem. Niestety faceci będący w dołku czy z kompleksami idą na łatwiznę i uznają, że atrakcyjna kobieta załatwi wszystko.

Może wyliśmy na podobnej częstotliwości fal? big_smile
Nie wiem, ale coraz mocniej zaczynam podejrzewać że jest jakoś tak że osoby podobne do siebie, z podobnymi problemami dają jakieś takie sygnały (choć na pierwszy rzut oka niczego z tego nie ujawniają), które może wychwycić i odpowiednio zinterpretować jedynie ten "pasujący" egzemplarz. Tak jak ja i ona: ona na pozór pełna optymizmu i życzliwego podejścia do wszystkich kobieta, ja też nie wykładałem wszystkich swoich problemów na stół... i z jakiegoś powodu wydaliśmy się sobie wzajemnie intrygujący, potrafiliśmy pisać do rana... Z czasem wyszło jak jesteśmy do siebie podobni, jak podobne problemy mieliśmy, jak rozumiemy swoje reakcje i że prawdopodobnie jestem jednym z niewielu facetów, który jest w stanie w pełni zrozumieć przejścia takiej kobiety i będzie wiedział co z tym dalej robić, że go to nie odstraszy, bo doświadczenie życiowe nauczyło go jak sobie z tym radzić. Ona z kolei o nastawieniu do związku dosłownie jak skrojonym pode mnie. Przypadliśmy sobie też do gustu fizycznie: najpierw myślałem że jest po prostu miła, ale potem zauważyłem swoje podobieństwo do jej byłego - nieżyjącego już - faceta i zdałem sobie sprawę z tego, że prócz podpasowania osobowościowo-charakterologicznego dodatkowo zupełnie przypadkowo wstrzeliłem się w jej typ faceta (co jeszcze ciekawsze ona moje pierwsze zdjęcie zobaczyła dopiero po miesiącu pisania, gdy czuła już że coś ją do mnie ciągnie i to nie jak do kolegi); zresztą ona fizycznie też mi się spodobała. Baliśmy się jak wypadnie w realu, ale już na pierwszym spotkaniu była chemia.

Roxann napisał/a:

Właśnie o to chodzi byś Ty nie przeceniał swoich możliwości "po zmianie", ani potencjalna kobieta nie miała zbyt wielkich oczekiwań (i na odwrót). W końcu macie się zakochać w sobie już teraz wink także ta zmiana zapowiadana już na wstępie, może przynieść różne skutki. wink

Nie przeceniam. Nie spodziewam się zmiany o 180 stopni, ale jednocześnie zdecydowanie czuję że będzie lepiej; naturalne więc że liczę że u obu stron tak będzie smile

429

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Nowe_otwarcie napisał/a:

[
Może wyliśmy na podobnej częstotliwości fal? big_smile
Nie wiem, ale coraz mocniej zaczynam podejrzewać że jest jakoś tak że osoby podobne do siebie, z podobnymi problemami dają jakieś takie sygnały (choć na pierwszy rzut oka niczego z tego nie ujawniają), które może wychwycić i odpowiednio zinterpretować jedynie ten "pasujący" egzemplarz. Tak jak ja i ona: ona na pozór pełna optymizmu i życzliwego podejścia do wszystkich kobieta, ja też nie wykładałem wszystkich swoich problemów na stół... i z jakiegoś powodu wydaliśmy się sobie wzajemnie intrygujący, potrafiliśmy pisać do rana... Z czasem wyszło jak jesteśmy do siebie podobni, jak podobne problemy mieliśmy, jak rozumiemy swoje reakcje i że prawdopodobnie jestem jednym z niewielu facetów, który jest w stanie w pełni zrozumieć przejścia takiej kobiety i będzie wiedział co z tym dalej robić, że go to nie odstraszy, bo doświadczenie życiowe nauczyło go jak sobie z tym radzić. Ona z kolei o nastawieniu do związku dosłownie jak skrojonym pode mnie. Przypadliśmy sobie też do gustu fizycznie: najpierw myślałem że jest po prostu miła, ale potem zauważyłem swoje podobieństwo do jej byłego - nieżyjącego już - faceta i zdałem sobie sprawę z tego, że prócz podpasowania osobowościowo-charakterologicznego dodatkowo zupełnie przypadkowo wstrzeliłem się w jej typ faceta (co jeszcze ciekawsze ona moje pierwsze zdjęcie zobaczyła dopiero po miesiącu pisania, gdy czuła już że coś ją do mnie ciągnie i to nie jak do kolegi); zresztą ona fizycznie też mi się spodobała. Baliśmy się jak wypadnie w realu, ale już na pierwszym spotkaniu była chemia.

Ja mam podobne odczucie patrząc na swoje doświadczenia. Też nie mam łatwej przeszłości za sobą, też miałam gorszy czas, kilka nieudanych związków ale trafiłam na tzw. bratnią duszę, również po przejściach. Tyle, że oboje byliśmy już po tym najgorszym etapie, z którym lepiej lub gorzej ale sobie poradziliśmy. Mam wrażenie, że nikt mnie tak nie rozumie jak on (jemu jedynemu zdołałam powiedzieć całą prawdę nawet nie wierząc ale wiedząc, że mogę i chcę), i na odwrót. Niemal wszyscy wokół mi go odradzali ale ja wiedziałam jaki był wcześniej i co spowodowało, że na pewnym etapie życia "zbłądził" czy też popełnił błąd za który musiał ponieść konsekwencje. Poza tym widziałam, że jeszcze zanim mnie poznał zrozumiał, że musi się wziąć w garść i zmienić. Ja też zrozumiałam z czego wynikają moje problemy w relacjach, a przede wszystkim to, że wina leży w dużej mierze po mojej stronie. Zaczęłam więc nad tym pracować. Myślę, że gdybyśmy się spotkali na innych etapach, nasz związek nie miałby szans.

430 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-09-06 19:29:02)

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?

Przyznaj Roxann że ja nie odradzalam:)
Ale jak napisalaś: wy już byliście gotowymi indywidualnosciami A nie masami do wyrobienia.  Każde mogło samodzielnie egzystować. 
Nikt nikogo nie wykorzystywał. I dlatego nikt nie uciekł z powodu okazanej słabości.

431

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Ela210 napisał/a:

Przyznaj Roxann że ja nie odradzalam:)
Ale jak napisalaś: wy już byliście gotowymi indywidualnosciami A nie masami do wyrobienia.  Każde mogło samodzielnie egzystować. 
Nikt nikogo nie wykorzystywał. I dlatego nikt nie uciekł z powodu okazanej słabości.

Tylko Ty dalej walczysz o słuszność swojej tezy i wieszczysz mi klęskę tylko dlatego że nie pasuje to do Twojej wizji, Twojego schematu. Skąd ten upór? Nie wszyscy muszą być stworzeni do indywidualnego życia, niektórzy mogą się w pełni odnaleźć tylko w życiu z kimś. Dlaczego ma im się to nie udać? Tylko dlatego że nie pasuje do Twojego "jedyniesłusznego" modelu? Może po prostu "Twoja wersja" dla niektórych jest nieosiągalna/nieakceptowalna i muszą wybrać inną, która do nich pasuje.

432

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Roxann napisał/a:

Ja mam podobne odczucie patrząc na swoje doświadczenia. Też nie mam łatwej przeszłości za sobą, też miałam gorszy czas, kilka nieudanych związków ale trafiłam na tzw. bratnią duszę, również po przejściach. Tyle, że oboje byliśmy już po tym najgorszym etapie, z którym lepiej lub gorzej ale sobie poradziliśmy. Mam wrażenie, że nikt mnie tak nie rozumie jak on (jemu jedynemu zdołałam powiedzieć całą prawdę nawet nie wierząc ale wiedząc, że mogę i chcę), i na odwrót. Niemal wszyscy wokół mi go odradzali ale ja wiedziałam jaki był wcześniej i co spowodowało, że na pewnym etapie życia "zbłądził" czy też popełnił błąd za który musiał ponieść konsekwencje. Poza tym widziałam, że jeszcze zanim mnie poznał zrozumiał, że musi się wziąć w garść i zmienić. Ja też zrozumiałam z czego wynikają moje problemy w relacjach, a przede wszystkim to, że wina leży w dużej mierze po mojej stronie. Zaczęłam więc nad tym pracować. Myślę, że gdybyśmy się spotkali na innych etapach, nasz związek nie miałby szans.

Bratnia dusza... to właśnie o to chodzi. Nie było łatwo: na początku była zaangażowana w wirtualną relację z kimś innym, wtedy nie do końca trafnie odczytywałem jej intencje, choć już wtedy ją intrygowałem. Pomogło mi to, że tamten nie dość że ją na dłuższy czas olał, to jeszcze okazał się dupkiem. Przełom nadszedł gdy podczas pewnej dyskusji o sprawach metafizycznych uświadomiłem sobie, że ona się zastanawia czy to czasem JA nie jestem tym jej przeznaczonym... Potem odkryliśmy jak wiele nas łączy; dziś wiem że ona jest jeśli chodzi o osobowość wręcz wersją mnie z czasów gdy byłem w jej wieku, przez co jestem w stanie nie tylko rozumieć jej reakcje na różne rzeczy, ale często także je przewidywać. Dlatego też, dzięki podobnej osobowości wzbogaconej o ileś lat doświadczenia większego od niej, łatwiej niż ona mogę znaleźć rozwiązanie problemu, z którym ona się boryka. Lubimy od cholery tych samych rzeczy; gdy napisała mi że nawet śmiejemy się z tego samego, to nie byłem do końca pewien, ale gdy zobaczyłem jej reakcje (na naszej pierwszej randce) w kinie na film, to już wiedziałem że miała rację, bo te same sceny i w ten sam sposób nas bawiły. Mam nadzieję że nam wyjdzie, choć ona się boi że nie będę jej traktować poważnie... ale ja zamierzam ją traktować tak poważnie jak tylko będę w stanie. Bo już mi na niej zależy... Po czasie, jeszcze nim się pierwszy raz spotkaliśmy, zacząłem czuć że ona do mnie czuje coraz więcej, zresztą to potwierdzała; w rozmowie o mnie swojemu przyjacielowi wyznała, że chyba się zauroczyła, pierwszy raz od naprawdę długiego czasu... przed pierwszym spotkaniem widać było że oboje się boimy co będzie jak nie wypali, ale wypaliło! To nie jest łatwa kobieta, wręcz prawie wszyscy po pewnym czasie mi doradzali bym dał sobie z nią spokój, ale chyba właśnie ja mam najlepsze przygotowanie by sobie z nią poradzić i w zasadzie potwierdzała to każda kolejna jej tajemnica, którą mi zdradzała. I naprawdę chcę żeby nam się udało.

433 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-09-07 11:46:09)

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?

Oj..będzie bolało.. : /
Jesteście podobni i podobnie siebie używacie.
Ty serio masz po 40?
To nie są moje teorie. Ale pewne zasady dynamiki  relacji znane tej większości co Ci doradzała dac sobie spokój z tą kobietą.

Na głowie kwietny ma wianek...

Nie robisz żadnego nowego otwarcia tylko całkiem stare. Stworzyłeś sobie anioła i się do niego modlisz.
Jak tu życzyć powodzenia?

434

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Ela210 napisał/a:

Oj..będzie bolało.. : /
Jesteście podobni i podobnie siebie używacie.

Tak, podobnie; tyle tu było gadki o równowadze brania i dawania, no to jest ta równowaga i co? Dalej źle?

Ela210 napisał/a:

Ty serio masz po 40?
To nie są moje teorie. Ale pewne zasady dynamiki  relacji znane tej większości co Ci doradzała dac sobie spokój z tą kobietą.

Na głowie kwietny ma wianek...

Nie robisz żadnego nowego otwarcia tylko całkiem stare. Stworzyłeś sobie anioła i się do niego modlisz.
Jak tu życzyć powodzenia?

Tak, serio mam po 40, a ona... jest nieco młodsza. I co z tego? Planowałem pierwotnie szukać w przedziale 35-39, natknęliśmy się na siebie zupełnie przypadkowo. Złapaliśmy kontakt, wytworzyła się więź. Największą rolę odegrał jej charakter (choć jest niebrzydka), jej podejście do życiowych i związkowych kwestii; dlatego właśnie to ona mi bardziej podpasowała, a np. jedna ładna i inteligentna kobieta, która co prawda była mi bliższa wiekowo, ale miała dość podły charakter (choć podobno przy właściwym facecie jej wady miały cudownie znikać). I co, dalej źle? Ileś miesięcy temu dzieciatą traktowałem jak zło konieczne, którego w mojej sytuacji nie uniknę. Ona ma dziecko i zupełnie inaczej na to patrzę niż wtedy. Nie idealizuję jej, jestem świadomy jej wad (niektóre z nich to nie pikuś), ale i widzę jakie ma zalety. Nie lecę jak ćma do ognia, po prostu na podstawie wcześniejszych doświadczeń (w końcu przeżycia są po to żeby człowiek za kolejnym razem wiedział jak lepiej postąpić) sądzę, że jestem w stanie sobie poradzić z taką relacją (kilkanaście lat temu pewnie nie byłbym w stanie).

435

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?

Nie mówiłam o różnicy wieku tylko o tym że facet w pewnym wieku ma już nazbierane sporo doświadczeń życiowych i powinien trzeźwo patrzeć na różne sytuacje A nie zachowywać się jak ktoś bez przemyśleń.
Bo jakie są twoje wnioski z poprzedniego związku?

436

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Ela210 napisał/a:

Nie mówiłam o różnicy wieku tylko o tym że facet w pewnym wieku ma już nazbierane sporo doświadczeń życiowych i powinien trzeźwo patrzeć na różne sytuacje

Mam doświadczenia życiowe i staram się trzeźwiej patrzeć na różne sytuacje, natomiast zawsze kiedy się coś do kogoś czuje, to ten ogląd może być nieco zakłócony. Problem w tym, że NIE DA budować normalnej relacji bez uczuć.

Ela210 napisał/a:

A nie zachowywać się jak ktoś bez przemyśleń.
Bo jakie są twoje wnioski z poprzedniego związku?

Wnioski? Pomyślmy:
- błędem było wzięcie sobie kobiety ładnej, ale niedopasowanej;
- błędem było bycie z kobietą, która dla wzmocnienia swojej pozycji i wyładowania swoich emocji gnoi mnie i podcina mi skrzydła zamiast mnie wspierać i przekonywać że sobie poradzę;
- błędem było trwanie w związku z kobietą, która stosowała przemoc fizyczną i psychiczną...
Zebrało się tego trochę. Miałem to na uwadze przy poszukiwaniu kolejnej; właśnie ze względu na wewnętrzne podobieństwa do mojej ex jedna wyraźnie chętna odpadła...

437

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?

atrakcyjna awanturnica to tylko jeden z typów których należy unikać. Skryty bluszcz też do nich należy.

438

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?
Ela210 napisał/a:

atrakcyjna awanturnica to tylko jeden z typów których należy unikać. Skryty bluszcz też do nich należy.

Oj tam, bluszcz jest fajny big_smile
Poza tym nawet nie jestem w stanie określić czy rzeczywiście z niej bluszcz wink

A tak w ogóle to ostrożnie, bo najpierw wyeliminujesz kobiety które nie powinny ze mną być, potem te z którymi ja nie powinienem być i wyjdzie że nie ma kobiety odpowiedniej dla mnie. A ja nie zamierzam być sam smile

Odp: Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?

Ogarniety facet to taki ktory wie czego chce, daje rade na tyle ze moze wziasc pasazerke
do dalszej jazady przez zycie, ale sam bez stresu tez dojedzie.
Jezeli z pasazerka dobrze sie czuje to podroz jest przyjemna i jada do konca razem.
Jesli zle sie czuje....w pewnym momencie przerwie wspolna podroz zeby:
A- poprawia warunki na tyle aby moc poprostu jechac dalej / probuje-naprawia
B- dziekuje za dalsza jazde pasazerce i kontynuuje dalsza jazde.

Posty [ 391 do 439 z 439 ]

Strony Poprzednia 1 5 6 7

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » NIEŚMIAŁOŚĆ, NISKA SAMOOCENA, KOMPLEKSY » Ogarnięty życiowo facet... co to faktycznie znaczy?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024