Remik152 napisał/a:Witam,
forum dla kobiet , ale zauważyłem, że piszą też mężczyźni „z problemami”, więc postanowiłem dołączyć.
Problem mój polega na tym, że … po 16 latach (a nie mamy jeszcze 40-tki na karku) moja żona odeszła chyba na zawsze.
Nie mamy dzieci (oboje tak postanowiliśmy), prowadząc taki tryb życia – pracy nie widzieliśmy takiej możliwości. Według znajomych tworzyliśmy zgraną parę, jak to mówią „do tańca i do różańca”. Nieduży (ale czasochłonny) biznes, wspólne marzenia, wspólne wycieczki, wczasy (oboje lubimy podróże). Mamy dom, psy, koty, ktoś by powiedział o co „biega” w ogóle?
Ale przyszedł taki moment , że straciłem kontkrakty i musiałem zamknąć firmę. Cóż, zdarza się… Życie jak to mówią. Żona już wcześniej zaczęła pracować na etacie więc tragedii nie było. Niestety , popadłem trochę jakby w stagnację… kochałem biznes, tu to tamto , coś się działo. Postanowiłem „chwilę” odpocząć aby się zebrać „do kupy”, ale codzienność stała się okropna, ciągle to samo… Z braku perspektyw/pomysłów/pracy zacząłem „piwkować” - nie to, że chodziłem nadźgany czy coś, ale te 2-3 piwa musiały zejść (choć NIEcodziennie). Żona nic nie mówiła, było jak zawsze, wspólne obiady, wycieczki itp. Dodam apropo tego piwkowania , że po alko nigdy NIE byłem agresywny fizycznie , NIGDY NIE uderzyłem żony. Jako, że zostałem „kurem” domowym, wypełniałem obowiązki kobiety (mycie okien, zmywanie, gotowanie, sprzątanie), poza tym kompleksowa opieka nad ogrodem. I tu chyba zaczęła się rutyna (codziennie to samo)… Niby wszystko w porządku , ale jednak nie. Wydaje mi się , że stałem się odrobinę zgorzkniały , nawet przyjaciele to zauważyli, bo wcześniej wesoły, towarzyski, impreza czy grill beze mnie to jak konsolacja (tak mówili znajomi) Zaczęły się czepialstwa teściowej, że zięć siedzi w domu, a jej córka pracuje (doda, że nie byłem utrzymankiem z racji oszczędności).No i co raz to częściej z tego tytułu były sprzeczki pomiędzy mną a żoną, zwykle jednak każdy zmieniał ton i potem temat i się godziliśmy.
Lecz zaczęło się to zdarzać częściej. Ale lądowaliśmy w łózku i sprawa była wyjaśniona
Aż do momentu gdy żona w połowie grudnia ubiegłego roku powiedziała, że ma dość i się wyprowadza – spakowała najpilniejsze rzeczy i pojechała … gdzie? Do Mamusi. Pomyślałem , trudno – przejdzie jej, każdy z nas sobie pewne sprawy przemyśli, usiądziemy i porozmawiamy i znajdziemy rozwiązanie jak cywilizowani kochający się ludzie. Minęło 2,3,4 tygodnie więc wziąłem sprawy w swoje ręce i postawiłem ultimatum : „Albo wychodziłaś za mnie, albo za swoją matkę”, nie chciała rozmawiać w ogóle, tylko dalej mieszkała u swojej mamy. Pewnego dnia przyjechała i oznajmiła , że mnie nie kocha już dawno. Kolejnego razu powiedziała „ nie wracam do domu-mam kogoś”, zabieram tylko samochód, zostawiam wszystko ,żyj sobie sam w tym „zasr...” domu. I tu spadł grom z jasnego nieba. Znajomi potwierdzili, że spotyka się od czasu do czasu z jakimś gogusiem. Nie żaden mięśniak, nie żaden bogacz. Trzy tygodnie temu wspomniała, że rozważa rozwód – ale z nikim niby nie jest. Od ponad 2 tygodni kontaktu brak – zmieniła numer telefonu. Zamek w furtce u teściowej wymieniony abym nie mógł wejść porozmawiać. Zero kontaktu. Dodam – najważniejsze, NIGDY NIE ZDRADZIŁEM swojej małżonki.
To tak ogólnikowo. Drodzy forumowicze/czki – proszę doradźcie co zrobić w tej sytuacji – ja nie chcę stracić żony, jest ona drugą osobą (po mojej mamie) którą kocham najbardziej w życiu. Czyżby się tylko zauroczyła? Wróci?
Proszę o rady.
Pozdrawiam
Remik
Remik
Wpadłeś w problemy, to się może zdarzyć każdemu, ale Ty się niestety w tej czarnej d**** zacząłeś urządzać.
Żona dawała Ci sygnały niezadowolenia, żaliła się też matce (teściowa się czepiała), kłóciliście się coraz częściej, więc to nie było tak, że odeszła z zaskoczenia.
A odeszła niestety tak, że tutaj nie ma już co zbierać niestety ani liczyć na jej powrót 
edit - przejrzałam Twoje posty i zobacz, jak Ty wypierasz/bagatelizujesz problem:
"JA niczego złego nie zauważyłem wcześniej, MOŻE."
"Ja już nie zwracam uwagi na to. Koleżanka pisząca te posty , czepiająca się tego piwa rzeczywiście ma problem osobisty, złe wspomnienia , a próbuje do tego porównać mnie do swojego exa. Słabe."
"Ale czy ktoś powiedział, że się przewraca od tego piwa? Że robi awantury? Że śpi na schodach/podłodze albo coś w tym stylu?"
"Powtórzę to co pisałem kilkanaście linijek wstecz - nie było sygnałów, nie było rozmów , że coś jest nie tak, że trzeba coś zmienić, NIC. I to jest problem, bo być może nie zauważyłem , że jest coś ze mną nie tak, ale nie było nawet jednego słowa na ten temat z jej strony."
i znowu:
"No właśnie, problem w tym że tu nie było żadnego sygnalizowania, żadnych rozmów na ten temat, nic."
"No ale Koleżance widzę najbardziej kłują te piwka..."
"sądzę, że po tylu latach to człowiek zasługuje na szczerą rozmowę w cztery oczy, co komu nie pasuje w związku, co zmienić itp. A nie uciekać jak szczur z tonącego okrętu..."
To mnie też bardzo zastanowiło:
"Żadnej rozmowy o chęci posiadania dziecka nie było, bo w ogóle w sumie nie było żadnej rozmowy...".
Jedna z najważniejszych kwestii w związku, a u was nie było nawet rozmowy na ten temat? Dziwne.
Wy chyba nie bardzo potrafiliście ze sobą rozmawiać. Kłótnie zakończone łóżkiem, a problem spychany pod dywan. No i się zbierało, zbierało, aż się wylało.