Witam,
forum dla kobiet , ale zauważyłem, że piszą też mężczyźni „z problemami”, więc postanowiłem dołączyć.
Problem mój polega na tym, że … po 16 latach (a nie mamy jeszcze 40-tki na karku) moja żona odeszła chyba na zawsze.
Nie mamy dzieci (oboje tak postanowiliśmy), prowadząc taki tryb życia – pracy nie widzieliśmy takiej możliwości. Według znajomych tworzyliśmy zgraną parę, jak to mówią „do tańca i do różańca”. Nieduży (ale czasochłonny) biznes, wspólne marzenia, wspólne wycieczki, wczasy (oboje lubimy podróże). Mamy dom, psy, koty, ktoś by powiedział o co „biega” w ogóle?
Ale przyszedł taki moment , że straciłem kontkrakty i musiałem zamknąć firmę. Cóż, zdarza się… Życie jak to mówią. Żona już wcześniej zaczęła pracować na etacie więc tragedii nie było. Niestety , popadłem trochę jakby w stagnację… kochałem biznes, tu to tamto , coś się działo. Postanowiłem „chwilę” odpocząć aby się zebrać „do kupy”, ale codzienność stała się okropna, ciągle to samo… Z braku perspektyw/pomysłów/pracy zacząłem „piwkować” - nie to, że chodziłem nadźgany czy coś, ale te 2-3 piwa musiały zejść (choć NIEcodziennie). Żona nic nie mówiła, było jak zawsze, wspólne obiady, wycieczki itp. Dodam apropo tego piwkowania , że po alko nigdy NIE byłem agresywny fizycznie , NIGDY NIE uderzyłem żony. Jako, że zostałem „kurem” domowym, wypełniałem obowiązki kobiety (mycie okien, zmywanie, gotowanie, sprzątanie), poza tym kompleksowa opieka nad ogrodem. I tu chyba zaczęła się rutyna (codziennie to samo)… Niby wszystko w porządku , ale jednak nie. Wydaje mi się , że stałem się odrobinę zgorzkniały , nawet przyjaciele to zauważyli, bo wcześniej wesoły, towarzyski, impreza czy grill beze mnie to jak konsolacja (tak mówili znajomi) Zaczęły się czepialstwa teściowej, że zięć siedzi w domu, a jej córka pracuje (doda, że nie byłem utrzymankiem z racji oszczędności).No i co raz to częściej z tego tytułu były sprzeczki pomiędzy mną a żoną, zwykle jednak każdy zmieniał ton i potem temat i się godziliśmy.
Lecz zaczęło się to zdarzać częściej. Ale lądowaliśmy w łózku i sprawa była wyjaśniona Aż do momentu gdy żona w połowie grudnia ubiegłego roku powiedziała, że ma dość i się wyprowadza – spakowała najpilniejsze rzeczy i pojechała … gdzie? Do Mamusi. Pomyślałem , trudno – przejdzie jej, każdy z nas sobie pewne sprawy przemyśli, usiądziemy i porozmawiamy i znajdziemy rozwiązanie jak cywilizowani kochający się ludzie. Minęło 2,3,4 tygodnie więc wziąłem sprawy w swoje ręce i postawiłem ultimatum : „Albo wychodziłaś za mnie, albo za swoją matkę”, nie chciała rozmawiać w ogóle, tylko dalej mieszkała u swojej mamy. Pewnego dnia przyjechała i oznajmiła , że mnie nie kocha już dawno. Kolejnego razu powiedziała „ nie wracam do domu-mam kogoś”, zabieram tylko samochód, zostawiam wszystko ,żyj sobie sam w tym „zasr...” domu. I tu spadł grom z jasnego nieba. Znajomi potwierdzili, że spotyka się od czasu do czasu z jakimś gogusiem. Nie żaden mięśniak, nie żaden bogacz. Trzy tygodnie temu wspomniała, że rozważa rozwód – ale z nikim niby nie jest. Od ponad 2 tygodni kontaktu brak – zmieniła numer telefonu. Zamek w furtce u teściowej wymieniony abym nie mógł wejść porozmawiać. Zero kontaktu. Dodam – najważniejsze, NIGDY NIE ZDRADZIŁEM swojej małżonki.
To tak ogólnikowo. Drodzy forumowicze/czki – proszę doradźcie co zrobić w tej sytuacji – ja nie chcę stracić żony, jest ona drugą osobą (po mojej mamie) którą kocham najbardziej w życiu. Czyżby się tylko zauroczyła? Wróci?
Proszę o rady.
Pozdrawiam
Remik