Leki powodem wygasłego uczucia? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Leki powodem wygasłego uczucia?

Strony 1 2 3 4 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1 do 65 z 236 ]

1

Temat: Leki powodem wygasłego uczucia?

Witam, co prawda forum kobiece, ale po wpisaniu frazy "nieudane zwiazki" znalazłem się tutaj smile

Szukam porady... Może ktoś na forum przeszedł coś podobnego i znalazł jakieś rozwiązanie...

Jestem w długoletnim, małżeńskim związku tworząc tzw. rodzinę "patchworkową".

Jak w zasadzie w każdym związku zdarzały się momenty lepsze i gorsze, ale zawsze łączyła nas miłość. Była intymność, było zaangażowanie, namiętność też nigdy do końca nie wygasła.

Ani ja, ani żona nie jesteśmy idealni, ale też nigdy nie czułem potrzeby zmieniania mojej partnerki, żeby stała się inna. Oboje jesteśmy po przejściach (żona większych). Lata temu u żony stwierdzono osobowość zależną, która podporządkowuje się w relacjach, by otrzymać wsparcie i pomoc.

Jakiś czas temu żona zaczęła brać antydepresanty. Nie miała i nie ma stwierdzonej depresji, ale cały czas myślała, analizowała, co ją męczyło, więc udała się do lekarza.

W pewnym momencie zaczęła się zmieniać, mniej wybuchowa, mniej narzekania, mniej myśli. Zaczęła robić też więcej rzeczy dla siebie. To wszystko było okej. Tylko, że miało to też swoją drugą stronę. Mianowicie, żona zaczęła się strasznie ode mnie oddalać.

Zaszło to do takiego momentu, że nie ma żadnej bliskości, wydaje się kompletnie niezainteresowana moją osobą.

Normalnie funkcjonujemy w zakresie tzw. bieżączki, dzieci, ale na tym kończą się nasze interakcje.

Próbowałem z nią rozmawiać, ale w zasadzie bezskutecznie. Żona twierdzi, że nie jest ze mną szczęśliwa, że nie mamy wspólnych pasji, itd. Tylko, że jeszcze kilka miesięcy temu wszystko było inaczej. Lubimy sobie okazywać uczucia, więc gdyby to oddalanie zaczęło się wcześniej, wiedziałbym o tym, a przynajmniej byłyby jakieś sygnały. Żona mówi, że wcześniej była za słaba i sama siebie przekonywała, że wszystko jest okej. Teraz już nie musi.

Ja jednak czuję, że to jest tylko część prawdy, a głównym winowajcą naszego oddalenia są wspomniane wcześniej leki, które powodują hamowanie emocji (gorzej działa tzw. układ nagrody).

To samo w sobie nie jest najgorsze. Gorsza jest jej całkowita obojętność. Równie dobrze mogłoby nie być mnie w domu. Zero uwagi, zero zaangażowania.

Dla człowieka, który zawsze wspierał żonę, był wierny i mocno kocha, taka zmiana jest bardzo dotkliwa. Szczerze mówiąc czuję, jakby ktoś wbił mi nóż w plecy. W ogóle nie spodziewałem się takiego obrotu spraw i nie byłem na to przygotowany. Może i nieświadoma, ale to jednak bierna agresja z jej strony i bardzo boli.

Na początku nie widziałem zależonści: leki <> zachowanie małżonki, ale patrząc wstecz, korelacja czasu jest idealna.

Nie mogę odejść, bo nasze dzieci są jeszcze za małe, a czego nie próbuję, nie jestem w stanie trafić do żony. Chyba nawet te starania są kontrskuteczne.

Powstaje więc pytanie, co w tej sytuacji zrobić? O terapię par będzie trudno, bo coś czuję, że żona nie będzie chciała. Póki co samemu będę spotykał się z psychologiem.

Tylko, że to wszystko będzie trwało długo i nie pomoże z codziennym poczuciem osamotnienia, odtrącenia, a w pracy, czy przy dzieciach trzeba oczywiście robić dobrą minę do złej gry. Do tego czuję się potraktowany bardzo niesprawiedliwie. Przez większość naszego związku byłem tym, który więcej dawał, a mniej brał. I teraz czuję się jak kartka papieru, którą żona zmięła i wyrzuciła do kosza na śmieci, bo już jest niepotrzebna.

Czy faktycznie zachowanie żony może być wywołane lekami? Czy jeśli odstawi te leki, może poczuć ponownie potrzebę zbliżenia? Zdradę wykluczam całkowicie, a jedyne co się u nas ostatnio zmieniło, to właśnie kuracja żony.

Pozdrawiam.

Zobacz podobne tematy :

2 Ostatnio edytowany przez bullet (2020-11-16 18:19:01)

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
merle napisał/a:

... Zdradę wykluczam całkowicie....

Ja bym na Twoim miejscu dobrze się zastanowił czy rzeczywiście należy wykluczać inna osobę. Z tego co napisałeś, wręcz przeciwnie. Obym się mylił.

3

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

O leki, to chyba lepiej lekarza się zapytać..
Napiszę to, co przyszło mi do głowy.

Wydaje się, że żona dopuściła do siebie jakieś wypierane wcześniej (w imię harmonii, utrzymania związku) uczucia.
Terapia dla par wydaje się dobrym pomysłem. W sumie dlaczego ma nie chcieć? Myślisz, że jest zdecydowana zakończyć związek?

"Żona twierdzi, że nie jest ze mną szczęśliwa, że nie mamy wspólnych pasji, itd. " - co to znaczy? Macie jakieś własne pasje, ale każde osobno? A może nie macie, bo Ty zajmujesz się nią, ona Tobą, są obowiązki i nie ma czasu dla samego siebie? Może jesteście w stanie znaleźć jakiś wspólne zainteresowanie, coś co możecie robić razem dla przyjemności, co was zbliży?

Spróbuj wsłuchać się w to co mówi i nie odrzucaj z góry, tłumacząc, że to tylko leki. Może potrzebuje oddalenia aby siebie odnaleźć. Wydaje mi się to możliwe, jeśli przez lata się tłumiła bo czuła się słaba. Może czuje, że dominujesz, przy Tobie wchodzi w jakąś rolę, nie potrafi usłyszeć co mówi jej własny głos i dlatego się oddala?

4 Ostatnio edytowany przez R_ita (2020-11-16 18:14:12)

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Merle, nigdy nie bylam w małżeństwie, ani nawet w wieloletnim związku więc nie mogę Ci pomóc, ale co do efektów terapii i leków - w poprzednim związku rozpoczęłam terapię i widzę pewną analogię między zachowaniem twojej żony, a moim w tamtym okresie. Ze związku, z którego wydawało mi się, że byłam względnie zadowolona zostało nic, bo go zakończyłam z podobnymi przemyśleniami do twojej żony. Więc chyba nawet sama terapia, bez farmakologii i procesy które w człowieku pod wpływem tej terapii zachodzą mogą tak na człowieka wpływać. Ona poznaje siebie, zaczyna rozumieć wiele kwestii, może nawet nadinterpretuje je, może na siłę nie chce być tą osobowością zależną i teraz będzie przeginać w drugą stronę i na siłę chciec być niezależna a w Tobie będzie widzieć zagrożenie? Tego nie wiem. Życzę cierpliwosci i owocnych rozmów. I ewentualnej umiejętności pogodzenia się z tym, że żona wybierze rozwiązania, które Cię unieszczeslwią. Pozdrawiam smile

5

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Leki mają wpływ na samopoczucie i humory, ale nie zmieniają osobowości.
Według mnie do żony po prostu dotarło, że już nie chce z Tobą być.

6

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
Cyngli napisał/a:

Leki mają wpływ na samopoczucie i humory, ale nie zmieniają osobowości.
Według mnie do żony po prostu dotarło, że już nie chce z Tobą być.

Leki antydepresyjne mogą mieć wpływ na zobojętnienie emocjonalne, nie w każdym przypadku, ale mogą.

7 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-11-16 19:44:06)

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Merle ,jeżeli żona nie ma depresji,ani jakiejś jej odmiany, czy rodzaju ,to przyjmowanie antydepresantów może być szkodliwe i mieć uboczne skutki trudne do określenia .Ludzie z prawdziwymi depresjami odczuwają je dotkliwie czasem ,jeżeli mają nieodpowiednio dobrane leki ,a co dopiero ktoś kto nie ma depresji i stosuje antydepresanty jako leki tylko uspokajające ,to tak jakby wytaczać działa ciężkiego kalibru w błahym celu.Niestety wypisywanie recept hurtem przez lekarzy i lekką ręką istnieje w praktyce- temat rzeka.Inny temat to symulowanie i wprowadzanie lekarzy w błąd celowo ,lub nieświadomie też dużo by pisać.
Po pierwsze są różne antydepresanty różnie wpływające na osobę która je przyjmuje interakcje przebiegają w bardzo indywidualny sposób.
Po drugie nawet w samej depresji dobranie leków wcale nie jest czymś prostym i również może mieć uboczne "niepożądane"( przez kogo ?) skutki,np w postaci uzależnienia ,czy spadku nastroju tak jak napisałeś owszem leki wyciszają Twoją żonę ale nic jej nie cieszy i czuje się nieszczęśliwa.
Pytanie skąd czerpie jeszcze energię do życia,teraz niby się nie denerwuje ,nie ma napięcia ,niepokojów ,ale inaczej ocenia związek z Tobą ewentualnie teraz ma odwagę pod wpływem leków powiedzieć Ci o rzeczach które tłumiła w sobie przed okresem brania leków.
Dlaczego była z Tobą do tej pory i dlaczego zdecydowała się na tłumienie,zaprzeczanie,kłamstwa dotyczące waszej relacji ?
Taka skrajna "nieuczciwość" "z przed" może być objawem czegoś głębszego.
Trochę się zgadzam z tym co napisała Cyngli, ale nie do końca.
Ponieważ leki wpływają na nastroje,samopoczucie,zmieniając intensywność niektórych emocji  itp nawet  zmieniają świadomość,układ nagrody/kary (taka jego pełna nazwa czasem występuje w literaturze) i pełna moja zgoda na ten pogląd.
Natomiast wpływ różnych substancji w tym leków na charakter czy osobowość istnieje, nie musi być trwały czy szczególnie głęboki,znaczący, jednak mogą zaistnieć zmiany ,chociażby poprzez ujawnienie innych postaw okresowo i fazowo tak się objawia ,takie coś jak farmakologia zawsze pozostawia jakiś ślad w psychice mniejszy ,większy.Z prostej przyczyny się to dzieje, leki działają na chemię mózgu ,która jest nieodłączna od psychiki.
Jeżeli żona nie będzie chciała psychoterapii i czy terapii dla par to nie wymusisz na niej w żaden sposób miłości bo istnieje duże prawdopodobieństwo, że żona nie kochała Ciebie już wcześniej .Twoja terapia też nie spowoduje tego ,że żona nagle ciebie pokocha ,by ty tak się zmienisz dla niej, co najwyżej może ci pomóc w przetrwaniu takim na siłę w tym związku, ale nie wiem czy to dobre życie tylko ze względu na dzieci.Terapia może jednak pomóc wam się rozstać bez awantur,dramatów i tragedii ,urazów.
Możesz nie dostać nagrody od losu za takie poświęcenie się  i w końcu Tobie zabraknie sił.
Inna sprawa że wcale nie wykluczyłbym udziału osoby trzeciej tak jak napisał Bullet ,a całe to zamieszanie z antydepresantami i tymi zmiennymi nastrojami to zasłona dymna i pic na wodę fotomontaż ,a zona jest z Tobą bo przydajesz się w opiece nad dziećmi i jej tak wygodnie,w dodatku jesteś wierny i oddany ,dajesz się chętnie i dobrowolnie wykorzystywać.

8

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

bullet,

Oczywiście przyszło mi to do głowy, ale że do jakiejkolwiek fizycznej zdrady nie doszło, jestem 100% pewien. Emocjonalnie, to inna sprawa, ale nawet tu chyba za mało jest sygnałów, by o to chodziło. Jak pisałem, jestem po przejściach, i akurat na symptomy zdrady jestem dość wyczulony. Powtórzę za Tobą "oby nie".


aniuu1,

Celne uwagi i dające nadzieję smile

Nie jest zdecydowana kończyć związku, ale nie robi też nic, by cokolwiek w nim poprawić. Przy dzieciach i innych zależnościach zakończenie związku jak wiadomo nie jest takie proste. Tak, czy inaczej niebawem się przekonamy, czy jest zainteresowana terapią par, bo czekam tylko na potwierdzenie wolnego terminu przez panią psycholog.

Co do pasji, to po trochu z każdej z opcji. Każde z nas coś ma, ale druga strona się tym nie interesuje. Poza tym faktycznie ciężko o czas, by te pasje realizować.

Jeśli chodzi o coś nowego, co moglibyśmy zacząć robić, nie ma takiej chęci ze strony żony. Kiedyś chodziliśmy na taniec towarzyski i jak proponowałem, że może coś w ten deseń zrobimy, powiedziała, że nic takiego nie chciałaby robić. Może jakbym wyszedł z konkretną propozycją, okazałoby się, że jest tym zainteresowana. Problem też jest w tym, że przeprowadziliśmy się do domu do innego miasta i nie mamy tutaj wsparcia żadnej z rodzin. Zresztą ostatnio zorganizowałem wieczór tylko dla nas, żona nie była zainteresowana spędzeniem go razem i pojawiła się pretensja, że nie ustaliłem tego z nią wcześniej.

Staram się słuchać. Ostatnio pojawiło się bardzo wiele różnych zarzutów (niektóre znam z przeszłości, a niektóre nowe). Nie ma w nich jednak jakiejś ciągłości. Zależnie od dnia padały różne zarzuty.

Fakt, że wspomniała ostatnio bym był bardziej cierpliwy, a z drugiej strony ciężko o cierpliwość, gdy człowiek cierpi, a do tego zdarzyła się ostatnio niespodziewana noc, gdzie był seks, była czułość, była bliskość, a następnego dnia wracamy do punktu wyjścia, jakby nic się poprzedniego dnia nie wydarzyło. Właściwie to od tego dnia jest tylko coraz gorzej.


R_ita,

Możliwe, że masz rację. Dziękuję i również powodzenia smile


Cyngli,

Nie zmieniają osobowości, ale hamują "motyle w brzuchu" Mogło być do tej pory tak, że nie spełniałem do końca oczekiwań żony, ale chemia fizyczna, która zawsze była między nami, jakoś to rekompensowała. Gdy tego zabrakło, zostały tylko zarzuty. Gdybam. Równie dobrze możesz mieć rację.


Lucky12,

Jest to fajnie wyjaśnione na kilku stronach, ale najwyraźniej jako nowy użytkownik nie mogę linkować sad

9

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Tutaj masz nieco podobny temat,ale dotyczący zmian podczas psychoterapii ,myślę że może coś rozpoznasz i zidentyfikujesz.
https://www.netkobiety.pl/t121956.html

10

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Leki, jak napisała Cyngli, NIE zmieniają osobowości, ale mogą negatywnie wplywać na libido. Z tego, co wywodzisz, wnioskuję, że żona nie ma już takiego apetytu na seks z Tobą, jak wcześniej. Może to było to, co ją przy Tobie trzymało, a teraz zostały tylko sprawy finansowe.

11

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Przykre to. Zobaczysz co będzie.. Żeby naprawić relację to i ona musi chcieć. Trudno coś doradzać.

Dla dzieci to nie wiem czy warto aby na siłę być razem. Wasz związek, relacje, emocje będzie wpływał na dzieci i niekoniecznie dobrze. Poza tym życie tylko jedno.

12

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Dziś już prawie 2 miesiące od założenia wątku, a ja z żoną ciągle razem, i ciągle w kryzysie. Raz lepiej, raz gorzej, a ja czuję się, jakbym tkwił w zawieszeniu.

Teoretycznie wiem, że powinienem się od żony odsunąć, zająć się sobą i co ma być to będzie... Niestety mając ją codziennie u swego boku nie jest to takie proste.

W oryginalnym poście nie napisałem dużo szczegółów, bo pytanie było o wpływ leków, ale chyba już czas lepiej nakreślić sytuację, bo liczę, że forum jednak trochę pomoże, a przynajmniej uda się spojrzeć na sprawę z innej perspektywy.

Wiek: ledwie przed czterdziestką, żona rok młodsza.

Sytuacja: rodzina patchworkowa, gdzie żona z poprzedniego małżeństwa wniosła dwójkę dzieci, ja żadnego. Mamy wspólnego syna, który ma 6 lat. Staż związku 8 lat.

Żona z syndromem DDA (niestwierdzonym, ale raczej tutaj nie ma wątpliwości) w dodatku jeszcze zanim stała się nastolatką przeżyła śmierć drugiego rodzica. Wychowywana w rodzinie alkoholowej, gdzie pozostały rodzic (alkoholik) związał się z nową (niepijącą) osobą i w takich okolicznościach żona się wychowywała. Jako nastolatka miała kłopoty neurologiczne. W pierwszym małżeństwie nigdy nie była szczęśliwa, ale nie chcę tutaj podawać za wielu szczegółów.

Ja, jeśli już szufladkować, to jestem DDD, choć też nigdy nie było to stwierdzone i nie odczuwam żadnej traumy na myśl o domu rodzinnym. Również po nieudanym małżeństwie (zdradzony przez żonę), na szczęście bez dzieci. W młodości problemy z alkoholem, ale to już za mną.

Początki związku dość burzliwe, ciężko nam było obdarzyć się wzajemnym zaufaniem. Żona dość szybko, bo po około 9 miesiącach bycia razem, zaszła w ciążę. Czułem, że jako rodzina nieustannie idziemy do przodu, że i my, i nasze dzieci mają się coraz lepiej.

Fizycznie spora chemia, poczułem do niej wielkie bum, które chyba było silniejsze niż moja pierwsza miłość. Ona miała podobnie. Działo się u nas bardzo wiele, bo z jej byłym mężem toczyliśmy różne batalie sądowe. Na początku byłem w relacji osobą wyraźnie silniejszą, znacznie lepiej zarabiająca i de facto pomagałem żonie sprzątnąć bałagan z jej porzedniego życia.

Związek ogólnie nie należał do łatwych. Były gorsze i lepsze momenty, ale nigdy nie wyrządziliśmy sobie świństwa, typu zdrada. Nieustannie poprawialiśmy naszą sytuację materialną, a dzieci rozwijały się bardzo dobrze. Można by rzec, żyć, nie umierać.

Na ten moment żona ma bardzo dużo żalu, jest przekonana, że nie mamy szans naprawić naszej relacji.

Tylko, że rzeczy, o które ma pretensje, sama też robi - taka hipokryzja. Na pytania czemu teraz taka zmiana, mówi, że wcześniej nie miała siły. A wcześniej to było tak, że po prostu była ode mnie zależna. Teraz nie jest. Poradzi sobie sama i wie o tym.

Z tego co mówi, już od dawna ma te żale, ale dopiero niedawno faktycznie je wyartykułowała, i wtedy była już prawie zdecydowana, by się rozejść.

Trochę wygląda to tak, że dopóki mnie potrzebowała, to brała ile się dało, a gdy przestała potrzebować, odstawia w kąt jak zepsutą zabawkę.

Nie jest zainteresowana terapią par. Każda rozmowa wygląda tak, że niezależnie jak rozmowa się zaczyna po chwili ona przedstawia różne zarzuty, a ja się ciągle tłumaczę. I nieważne, czy przyznaje jej rację, czy robię jakiś kontratak, czy milczę, lub czy cokolwiek ustalimy. Przy następnej rozmowie padają te same zarzuty, a jak proszę o przykłady, to ciężko jej je znaleźć.

Chwila szczerości: kocham ją. Jest w niej coś, co przyciąga mnie jak magnez i pomimo, że jest to mój czwarty poważny związek, to żadna kobieta nie zawróciła mi tak w głowie, jak ona.

Natomiast, gdyby nie dzieci, to myślę, że już nie wytrzymałbym tej sytuacji i (pomimo, że ją kocham) rozeszlibyśmy się. Ale jednak dzieci są i nie są niczemu winne. Poza tym uważam, że w przypadku rozstania żonie szybko zacznie brakować mojej obecności i zatęskni. Dlatego uważam ten pomysł za bezsensowny, bo cała rodzina na tym ucierpi, nawet jeśli w przyszłości mielibyśmy się zejść.

Tłumaczę jej, że oboje mamy schrzaniony "software" w niektórych miejscach i że głównie u nas szwankuje komunikacja. Że odgrywamy pewne schematy i nie potrafimy się z nich wyrwać. Że nie ma co się skupiać na przeszłości i trzeba spojrzeć w przyszłość. Niestety nie dociera, nie trafia i ciągle babramy się w takie wskazywanie palcami, szukanie winnego.

Widzę, że ona nadal mnie kocha. Ostatnio na moje pytanie o tą sprawę odpowiedziała "staram się nie".

No i nadal nie wiem, co o tym wszystkim myśleć, i co zrobić dalej.

Nie jestem w stanie opisać wszystkiego z najdrobniejszymi szczegółami, ale w przypadku pytań, postaram się doprecyzować.

13 Ostatnio edytowany przez Ajko (2021-01-10 18:37:10)

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

merle jak ty reagujesz na zmiany żony? Jakie to wywołuje u ciebie reakcje względem żony. Pierwsze jest czujesz sie odrzucony, juz nie potrzebuje ciebie jako wsparcia,  jako wybawiciela. A to było fundamentem może waszej relacji. Kiedyś śledziałam kanał na YT Aurora mówi i ona tam opisywała u siebie podobną sytuację do waszej. Ona pierwsza zaczęła pracę na sobą, jej partner tego nie czuł, nie rozumiał, było miedzy nimi źle. W pewnym momencie on sam poszedł na swoją terapię. To sprawiło, że zrozumiał co sie zaczeło dziać. To ich bardzo mocno połączyło.

Edytuję: Przeczytałam post, który dodałeś przed moim. Nie dziwię się, że tak na ciebie reaguje. Ty ją ściągasz do starego myślenia, w którym była  bezwolną, nieszczęśliwą kobietę. Szczęśliwa mogła byc tylko dzieki tobie. To se ne wrati, Ona się odzyskuje, zaczyna być szcześliwa dzięki sobie, już nie potrzebuje tego czerpać z zewnątrz. Albo podarzysz za nią, albo zostaniesz wspominając waszą szczęśliwą przeszłość.
Jeszcze jedno przeszłość jest ważna. Mówiąc jej,  że nie liczy się, zamykasz jej usta, mówisz uspokój się kobieto, nie chcę tego słuchać, zajmij się ważnymi sprawami. To kluczowa sprawa w związku, być wysłuchanym, nie ważne jak ciężko i jak boli. Wysłuchanie partnera daje informacje, że jestem dla niego ważna i to co przeżywam. Czasem nie trzeba nic mówić tylko nawet przytulić.

14

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
Ajko napisał/a:

Edytuję: Przeczytałam post, który dodałeś przed moim. Nie dziwię się, że tak na ciebie reaguje. Ty ją ściągasz do starego myślenia, w którym była  bezwolną, nieszczęśliwą kobietę. Szczęśliwa mogła byc tylko dzieki tobie. To se ne wrati, Ona się odzyskuje, zaczyna być szcześliwa dzięki sobie, już nie potrzebuje tego czerpać z zewnątrz. Albo podarzysz za nią, albo zostaniesz wspominając waszą szczęśliwą przeszłość.

Dokladnie. Zona zaczela dojrzewac, pracowac nad soba, chce zmienic swoje zycie, aby byc szczesliwa, a tobie ten uklad sie nie podoba, rekami i nogami zapierasz sie, aby stare trwalo. Strach ma wielkie oczy, ale zycie nie stoi w miejscu i inni dookola tez. Ciekawe jakich wyborow dokonasz.

15

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Jeżeli macie na myśli, że zapieram się, by trwał nasz związek, to jak najbardziej.

Wiem, że teraz jest w modzie myślenie, że spotykamy się na swoich drogach życia i podążamy wspólnie ścieżką, a w pewnym momencie możemy się rozejść, jak gdyby nigdy nic, i znów podążyć osobnymi ścieżkami.

Cóż, ja mam inne podejście do relacji.

Jeśli chodzi o zmianę i jej rozwój - wspierałem i nadal ją wspieram w jej różnych dążeniach.

Natomiast problemem nie jest to, że ona ma inne oczekiwania od życia, tylko to, że właśnie babra się w przeszłości i nie da się z nią przeprowadzić konstruktywnej rozmowy. Tymczasem ja zdaje sobie sprawę, że oboje popełnialiśmy błędy, że oboje spowodowaliśmy, że jesteśmy w kryzysie. Szwankowała komunikacja, nie rozmawialiśmy, oddalaliśmy się od siebie. Ale skoro nadal jest miłość, czy choćby jej iskierka, skoro mamy szczęśliwą rodzinę i ogólnie dobrą sytuację, to właśnie nad tą komunikacją musimy popracować i nie powielać błędów z przeszłości.

Jeśli ktoś w tym związku nie jest wysłuchanym, to nie ona, tylko ja. Tak jak napisałem, terapii nie chce, rozmów też nie chciała. Brak głębszej próby zrozumienia tego, co czuję, a drugą stronę to jest, pomimo tego, że gdy ona mówi, to nie potrafi nie mówić, by jednocześnie czegoś mi nie zarzucić i nie nawiązać do przeszłości.

Jej nie podoba się jaką relację stworzyłem z jej najstarszym dzieckiem. Nie podoba jej się, że zawsze czuła się w tym związku gorsza, z obciążeniami w postaci dwójki dzieci.

O przeszłości rozmawialiśmy dużo i już czas przestać się w tym babrać. Jedyna rada gruba kreska i kształtowanie relacji od nowa. Moja żona jednak nie chce. Nie chce, ale z drugiej strony nie rozstajemy się. Więc już od kilku miesięcy próbuję się dowiedzieć, o co właściwie kaman, bo z kolei to co ona mówi, nie trafia do mnie.

Więc ja nie umiem trafić do niej, ona nie umie do mnie, a mam wrażenie, że wcale nie jesteśmy tak daleko i wystarczyłaby jakaś osoba trzecia, żeby to wszystko rozsupłać.

No, ale nie ma tej chęci do terapii i nie wiem co z tym wszystkim zrobić. Jednego dnia mam dość, innego dnia chce ratować, jeszcze innego mówię sobie, że co ma być to będzie.

Generalnie... w moich zarzutach jest sporo racji, w jej zarzutach jest sporo racji. To trzeba przepracować, a nie uciekać, gdy pojawił się kryzys.

Jak wspomniałem, nie jestem w stanie opisać wszystkiego z detalami, bo raz że cenię prywatność, a dwa że tego byłoby duuużo.

Dlatego prościej będzie mi odpowiedzieć na pytania, co zapewne też skłoni do odpowiednich refleksji i w efekcie do podjęcia skutecznych działań.

Ajko napisał/a:

W pewnym momencie on sam poszedł na swoją terapię.

Ale ja jestem teraz na terapii, rozpocząłem ją w grudniu. Po tym jak żona nie zgodziła się na terapię par, stwierdziłem, że moja właśna wpłynie na moje zachowanie, a to z kolei wpłynie na zachowanie żony. Chcę to naprawić i potrafię dać z siebie naprawdę wiele, ale czuję, że jestem w kropce.

16 Ostatnio edytowany przez Monoceros (2021-01-10 23:53:29)

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

To jest super, że chcesz zmiany, że jesteś w terapii, że widzisz i działasz. Dużo piszesz o tym, czego Ty chcesz: uważasz, że trzeba być razem, że musimy popracować nad komunikacją, ty chcesz ale ona terapii nie chce, to ona nie słucha, Ty decydujesz że trzeba przestać "babrać" się w przeszłości, "jedyna" rada odciąć grubą kreską, zaczęcie od nowa, wystarczyło by "tylko cośtam". Ona nie chce tego, tamtego, odmawia, nie robi.

Słuchaj, będzie mocno: czy Ty cokolwiek, COKOLWIEK wiesz o tym, czego ona chce??
Bo na razie piszesz z pozycji kogoś, kto ma jedyne słuszne rozwiązanie na wszystko, odpowiedź na każdy problem, i to tylko wyłącznie to zadziałą, ALE ONA NIE CHCE. No głupia, zawzięła się, gdyby tylko Cie posłuchała to by był git majonez. Wszystko wiesz, wszystko komunikujesz, no ale

to co ona mówi, nie trafia do mnie.

Mam śmiałą tezę, że w ogóle masz w nosie to co ona mówi. Jak Ci się nie zgadza  z Twoim światopoglądem, to odrzucasz. Twoje egoistyczne przekonanie, że masz na to wszystko przepis i odpowiedź nie pozwala Ci naawet usłyszeć rzeczy, z którymi ona ma problem. A jak niby masz usłyszeć? Nie winię Cię, ale jeśli masz głębokie przekonanie, że trzeba przestać babrać się w przeszłości, połączone z silną potrzebą zadziałania tu i teraz, i z przekonaniem że znasz rozwiązanie które zadziała, to nie usłyszysz jej. Będziesz nadal tylko czekał, aż ona przebrnie przez swoje narzekanie, któego nie chcesz słuchać, żeby podać jej rozwiązanie, które Ty wybierasz.
Odbierasz jej sprawstwo, nie słuchasz jej empatycznie, nie rozumiesz, co ona przeżywa i nie dajesz jej prawa do tego, żeby sama dotarła do tego, czego ona chce.

Pokory, życzę Ci pokory. Nie masz być jej terapeutą, ale z tego co wiem, ludzie w związku są od sluchania się i wspierania. Nie od dyktowania "trzeba odciąć, przestać się babrać", udzielania rad czy wydawania diagnoz i planowania naprawy. Nic się nie zmieni, dopóki jej nie usłyszysz. Dopóki nie przyjmiesz, że jej zarzuty, narzekania, są właściwą, najlepszą teraz dla niej metodą radzenia sobie z sytuacją. To na ten moment najlepsze co może zrobić. Może tak na kilka dni, tygodni porzuć wszechwiedzący ton i po prostu bądź przy niej jak przy człowieku.
Zadaj jej pytanie raz, drugi, siódmy, "czego potrzebujesz? co mogę Ci dać? co mogę zrobić inaczej, jak to widzisz? co będzie pomocne?" i usłysz, bez oceny, bez stwierdzania "to zadziała a to nie".

Być może rzeczywiście nie  jesteście daleko. Ale mam poczucie, że tak jak w większości relacji z ludźmi, żeby być blisko, trzeba zaakceptować, że ONA TAK MA, teraz w tym momencie, i przytulić te trudne rzeczy, które przeżywa. I uznać, że ona może mieć inaczej... może uznać, że rozstanie najlepsze, albo babranie się w przeszłości najlepsze.

17

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Dobrze,  że poszedłeś na terapię.  Mam poczucie,  że trochę jest tak,  że żona odkryła samą siebie,  zmienia się i staje się samodzielnie funkcjonującym człowiekiem. I z tego cieszyć się trzeba,  bo to świadczy o jej zdrowieniu. Problem polega na tym, że jak jeden człowiek emocjonalnie w związku zdrowieje,  a drugi jest prz6 starych schematach , to wtedy związek zaczyna siadać.  To jak w rodzinach alkoholowych,  marzeniem wszystkich jest, żeby alkoholik przestał pić,  ale jak on przestanie,  to rodzina też ma często początkowo trudność w funkcjonowaniu z nim.  Wiele rzeczy się sypie i trzeba na nowo budować świat.  Na nowo,  to nie znaczy odciąć co stare,  bo to oznacza zapomnieć,  udawać,  że nie było.  To było i ma wpływ na Waszą historię.  Tu potrzeba akceptacji tego ci się wydarzyło i budowania wtedy.  A Ty musisz nauczyć się funkcjonować nie w roli dotychczasowej partnera osoby zależnej...jesteście oddzielnymi ludźmi.  Mam nadzieję,  że to jest czas rozpadu po to,  aby zbudować nowe skoro jest uczucie..

18

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Pisz mocno, właśnie konkretów potrzebuję smile

Masz rację nie wiem, czego ona chce. Nie dlatego, że nie jestem tym zainteresowany, a dlatego, że o tym nie mówi. To nie jest nowa sytuacja, która trwa miesiąc. Minęło już kilka miesięcy. Wiesz wprost pytam: czego chcesz? Odpowiedź: niczego.

Monoceros napisał/a:

To jest super, że chcesz zmiany, że jesteś w terapii, że widzisz i działasz. Dużo piszesz o tym, czego Ty chcesz: uważasz, że trzeba być razem, że musimy popracować nad komunikacją, ty chcesz ale ona terapii nie chce, to ona nie słucha, Ty decydujesz że trzeba przestać "babrać" się w przeszłości, "jedyna" rada odciąć grubą kreską, zaczęcie od nowa, wystarczyło by "tylko cośtam". Ona nie chce tego, tamtego, odmawia, nie robi.

Tak jak napisałem, ta sytuacja trwa już dość długo. Na początku potrzebowała więcej przestrzeni i ją dostała. Jej zachowanie w tym czasie nie uległo żadnym zmianom, nie było chęci rozmów o nas. A ja też nie mogę trwać w ciągłym zawieszeniu. Był okres świąt/sylwestra. Tak się w tym roku złożyło, że oboje mieliśmy dużo wolnego. Po nowym roku powiedziałem sobie, że już dość czekania. Oczywiście w między czasie szukałem odpowiedzi i stąd po różnych wydarzeniach wyszło mi, że nie umiemy ze sobą rozmawiać, każda rozmowa wygląda tak samo i na tą samą sprawę patrzymy zupełnie inaczej. To nie tak, że mamy zagrzebać przeszłość. Jestem za tym, żeby ją przerobić i wszystko sobie wyjaśnić, ale zwyczajnie nie potrafimy tego zrobić. Początkowo, gdy pojawił się ten kryzys, sugerowałem częste rozmowy, gdzie mielibyśmy właśnie zająć się jedną rzeczą, która nie do końca pasuje jej, jedną która nie do końca pasuje mi. Bez presji, ile czasu będzie trzeba, tyle będzie. Nie chciała. Potem dostała więcej przestrzeni i w zasadzie nic się nie ruszyło.

I uwierz mi, mógłbym czekać i dłużej, ale patrzę też na ogólną atmosferę w domu (wpływ na rodzinę) oraz na to jak to wpływa na mnie. Jeśli boli Cię ząb, idziesz do dentysty i go leczysz lub wyrywasz. Tymczasem mnie ten "ząb" boli i nie bardzo wiem, co z tym zrobić. Żona obecnie zablokowała mnie na FB, stosuje silent treatment, nie odpisuje na SMSy, nie patrzy na mnie, śpimy osobno (ale nie codziennie, po prostu jednego dnia wstaje i idzie spać, gdzie indziej), raz jest seks, jest bliskość, następnego dnia oddalenie, ale właściwie bez wyraźnej przyczyny. Łatwo pisać z boku, ale dużo ciężej jest w czymś takim żyć.

Przecież my powinniśmy grać do jednej bramki, nawet gdyby nie było między nami żadnego uczucia. Bo nie jesteśmy tylko mężem i żoną, ale mamy stosunkowo małe dzieci, o które trzeba dbać. Tymczasem u nas nie ma żadnej współpracy. Tak więc jasne, powinna mieć czas na swoje przemyślenia i jeśli potrzebuje więcej to OK, ale nie w takiej atmosferze. My naprawdę nie zrobiliśmy sobie nic strasznego, więc skąd takie traktowanie. Właśnie tego nie rozumiem.

Żeby podsumować, to co napisałaś, to bardzo trafne spostrzeżenia, ale bardziej odnoszą się do sytuacji sprzed kilku miesięcy. Potem dostała ten czas i sprawstwo i...? Nic.

Mam czekać w nieskończoność?

Monoceros napisał/a:

może uznać, że rozstanie najlepsze, albo babranie się w przeszłości najlepsze.

Zgoda, ale w takim razie w tym kierunku powinno się coś robić, a nie trwać i czekać. Samo się nie zrobi. No i traktowanie partnera bez szacunku na pewno w niczym nie pomoże.

----------------

Jużprawiepo napisał/a:

Dobrze,  że poszedłeś na terapię.  Mam poczucie,  że trochę jest tak,  że żona odkryła samą siebie,  zmienia się i staje się samodzielnie funkcjonującym człowiekiem. I z tego cieszyć się trzeba,  bo to świadczy o jej zdrowieniu

Mega się cieszę, że się rozwija i usamodzielnia, naprawdę. Tylko jej skupienie się na sobie powoduje, że zaniedbuje inne rzeczy i nie mówię tylko o sobie, ale do pewnego stopnia sprawy rodzinne. Fajnie, że poszła do psychiatry i dostała leki. Tylko, że te antydepresenty to powinno być uzupełnienie dla terapii, a nie terapia sama w sobie. Żona jednak twierdzi, że nie potrzebuje terapii, bo już kiedyś na niej była i już się uporała ze swoją przeszłością i że nie chce się znów musiec przed kimś otwierać. Spoko, nikt jej na siłę nie przekona.

Jużprawiepo napisał/a:

Problem polega na tym, że jak jeden człowiek emocjonalnie w związku zdrowieje,  a drugi jest prz6 starych schematach , to wtedy związek zaczyna siadać.

Nie mam już (początkowo były) żadnych obaw przed zmianą i przełamaniem starych schmetów. Do tanga jednak trzeba dwojga. Żona przyjęła teraz bardzo twardą postawę i wręcz za wszelką cenę chcę pokazać, że jest samodzielna, poszło to w drugą stronę.

Jużprawiepo napisał/a:

To jak w rodzinach alkoholowych,  marzeniem wszystkich jest, żeby alkoholik przestał pić,  ale jak on przestanie,  to rodzina też ma często początkowo trudność w funkcjonowaniu z nim.

O tym nie pomyślałem. Mówisz, że ona zdrowieje i mam po prostu zaczekać na efekt? Ale wiesz... nie chcę byśmy się rozstali i jednak też mam tu coś do powiedzenia. Jeśli będę tylko czekał, a jej zmiana pójdzie w złą stronę, to potem będę załował, że w porę nie zareagowałem.

Jużprawiepo napisał/a:

Mam nadzieję,  że to jest czas rozpadu po to,  aby zbudować nowe skoro jest uczucie.

Też mam taką nadzieję i bardzo chciałbym, żeby żona podjęła się jednak terapii, by właśnie ktoś inny niż ja (trochę to co mówię odrzuca a priori, boi się wpaść z powrotem pod mój wpływ - to jej słowa) wyjaśnił jej te sprawy. Ona w tej chwili nie czuje potrzeby szukać, czytać, analizować. Zajęłą się sobą.

Dlatego właśnie utknąłem w kropce. Z jednej strony chciałbym jej dać czas, a z drugiej to w jaki sposób mnie traktuje obecnie, jest bardzo bolące i odbija się na mnie źle. Żona wie, że traktuje mnie źle, nie zaprzecza temu, ale nie wyjaśnia czemu.

19

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Ile dokładnie to trwa?
Pytałeś jak ona wyobraża sobie Wasze małżeństwo?

20

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Merle
,, Żona obecnie zablokowała mnie na FB".
Dziwne, wyjaśniła dlaczego? Może masz nie widzieć pewnych polubień czy też innych serduszek które dostaję pod postami. Może jednak jest ktoś trzeci, ktoś kto ją myślowo bardzo przyciąga.

21

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

merle
napisałeś, że żonie nie podoba się relacja jaką stworzyłeś z jej najstarszym dzieckiem. Możesz to nieco rozwinąć?

moja bż też jest DDA co przez całe lata świadomie lub nie ukrywała. Bardzo dużo czytałem jak kobiety z DDA pojmują pojęcie rodziny i jakie role pełnią dla nich poszczególne osoby, ale wtedy już było za późno na ratowanie czegokolwiek. Późniejsze wielogodzinne rozmowy i terapia to potwierdziły

22

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
maku2 napisał/a:

Ile dokładnie to trwa?

Leki bierze od początku roku. Pierwszy symptom, że tak powiem namacalny, że coś jest nie halo to połowa sierpnia, gdy bardzo dziwne rzeczy pisała mi w SMSach, wyzwiska, nawet pojawiło się słowo rozwód.

Następnego dnia zadzwoniła, przeprosiła, a ja szybko zmieniłem temat, bo było coś pilnego do załatwienia, potem już do tego nie wróciliśmy, bo pisała wtedy pod wpływem alkoholu i uznałem, że to przez to. Niestety, sprawa zamieciona pod dywan.

Potem było jak dawniej.

W połowie października zaczął się już ten kryzys i od tego czasu trwa. Wtedy po raz pierwszy powiedziała, że mnie nie kocha.

maku2 napisał/a:

Pytałeś jak ona wyobraża sobie Wasze małżeństwo?

Pewnie, że pytałem, ale właściwie dopiero, gdy w tym roku zacząłem znów naciskać na jakieś konkrety, to dopiero padły jakieś deklaracje. Mówi, że chce wynająć mieszkanie i się do niego wyprowadzić. Nie wiem, czy to zrobi. Ale nie podejmuje rozmów jak to ma wyglądać z dziećmi, jak to sobie wyobraża. Generalnie podejmuje teraz wszelkie decyzje sama, robi co chce i ma mnie w d..ie.

Morfeusz1 napisał/a:

Dziwne, wyjaśniła dlaczego? Może masz nie widzieć pewnych polubień czy też innych serduszek które dostaję pod postami. Może jednak jest ktoś trzeci, ktoś kto ją myślowo bardzo przyciąga.

Zablokowała mnie w złości, ale potem, gdy złość opadła, poprosiłem, żeby się nie wygłupiała i odblokowała, ale nie. Nie wyjaśniła dlaczego. Może jest ktoś trzeci. Jak jesteś odcięty od możliwości rozmowy z żoną, wszystko jest możliwe. Ot takie wróżenie z fusów.

Myślę, że nie ma kogoś trzeciego, ale to nic nie zmienia. Emocjonalnie nie jest już ze mną i prędzej, czy później ktoś się pojawi.

W ogóle mam wrażenie jakby traktowała mnie jak wroga numer 1.

MJX napisał/a:

napisałeś, że żonie nie podoba się relacja jaką stworzyłeś z jej najstarszym dzieckiem. Możesz to nieco rozwinąć?

To jest skomplikowana sprawa, szczegóły musiałyby iść na priv. Tutaj mogę tylko napisać, że dziecko nie mieszkało z nami od początku, tylko pojawiło się po pewnym czasie. Na początku byłem bardzo na nie otwarty i jeśli można to porównać do sytuacji zły glina (żona), byłem tym dobrym gliną. Ale z czasem po prostu przestaliśmy się dogadywać. Natomiast nigdy nie było jakichś kwasów między nami. Chyba najprościej da się to określić jako "tolerowaliśmy się". Starałem się jednak zawsze być sprawiedliwy i dbać o poczuciecie bezpieczeństwa. Biorąc pod uwagę okoliczności, uważam, że zachowywałem się całkiem dobrze względem dziecka i ta relacja byłby lepsza tylko wtedy, gdyby nasze charaktery były bardziej zgodne. Natomiast co żonie przeszkadzało to, że gdy coś nie pasowało mi w zachowaniu dziecka, mówiłem o tym żonie. Ona czuła jakbym nastawiał ją przeciw dziecku. Teraz rozumiem jak mogła się czuć, ale prawda jest taka, że z początku to właśnie broniłem jej dziecka przed nią samą. Pomiędzy nimi była mega burzliwa relacja. Zawsze starałem się mówić jednym głosem z żoną, bo żona i jej były mąż nie potrafili się co do dziecka dogadać i szczególnie były mąż próbował wykorzystywać dziecko do walki z żoną. Można powiedzieć, że bardzo długo byłem taką ostoją spokoju, studzącą kłótnie i konflikty, aż po kilku latach dałem sobie spokój i faktycznie za dużo żonie nadawałem odnośnie zachowania dziecka.

MJX napisał/a:

moja bż też jest DDA co przez całe lata świadomie lub nie ukrywała. Bardzo dużo czytałem jak kobiety z DDA pojmują pojęcie rodziny i jakie role pełnią dla nich poszczególne osoby, ale wtedy już było za późno na ratowanie czegokolwiek. Późniejsze wielogodzinne rozmowy i terapia to potwierdziły

Niestety to (DDA) nie jest temat zero-jedynkowy i nigdy nie masz pewności, co jest prawdą, a co nie, a co jakimś automatycznym mechanizmem.

Ogólnie ciężka sprawa. Mam wrażenie jakby żona była w jakimś amoku, jakby jakaś wajcha przestawiła się w jej głowie i teraz nie spocznie dopóki nie osiągnie celu, jakikolwiek on by nie był.

Ponoć niektóre osoby z DDA nie potrafią kochać. I gdyby sprawa nie dotyczyła mnie, a jakiegoś kolegi i opisałby ze szczegółami jak wyglądał jego związek, z boku patrząc myślę, że stwierdziłbym, że żona go nigdy nie kochała, a jedynie potrzebowała. Oczywiście motyle były, zauroczenie było, ale to minęło tak jak zawsze, a miłości nigdy nie było.

Niestety chyba idziemy w złą stronę, oddalamy się coraz bardziej i za niedługo nie będzie czego zbierać. A ja będę czuł się jak ostatni, wykorzystany frajer, który nawet swemu dziecku nie był w stanie zapewnić pełnej rodziny.

23 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-01-11 18:49:16)

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
merle napisał/a:

Niestety to (DDA) nie jest temat zero-jedynkowy i nigdy nie masz pewności, co jest prawdą, a co nie, a co jakimś automatycznym mechanizmem.
Ponoć niektóre osoby z DDA nie potrafią kochać. I gdyby sprawa nie dotyczyła mnie, a jakiegoś kolegi i opisałby ze szczegółami jak wyglądał jego związek, z boku patrząc myślę, że stwierdziłbym, że żona go nigdy nie kochała, a jedynie potrzebowała. Oczywiście motyle były, zauroczenie było, ale to minęło tak jak zawsze, a miłości nigdy nie było.

Niestety chyba idziemy w złą stronę, oddalamy się coraz bardziej i za niedługo nie będzie czego zbierać. A ja będę czuł się jak ostatni, wykorzystany frajer, który nawet swemu dziecku nie był w stanie zapewnić pełnej rodziny.

Z tym DDA to faktycznie jest spory zamęt chodzi mi o bardzo ścisłe diagnozowanie,określanie syndromu ,natomiast samo to zjawisko wykracza  moim zdaniem poza to co dotychczas opisano w znacznie szersze spektrum.
Ktoś napisał wyżej o dojrzewaniu Twojej żony ,tylko do czego ona dąży ,alkohol,antydepresanty zero pracy własnej nad sobą ,pojawiła się jakaś szczerość,dużo urazów do Ciebie nie wiadomo konkretnie o co ich większość,żale,pretensje,rozczarowania,uzasadnione i irracjonalne jak się wydaje wygodne jako narzędzie kontroli i nie rozładowane hodowane,pod ręka teraz użyte przeciw Tobie ,przeplatana z niechęcią i przywiązaniem, jeszcze coś ją trzyma w związku,coś ukrytego,coś wychodzi niby na wierzch,dziwny ten rozwój jeżeli można tak to nazwać.Czy jesteś obwiniany o wszystkie nieszczęścia w waszym związku Merle?
Wygląda że możesz mieć rację i przeszkadzasz w czymś żonie,miota się i szamoce ,waha .ale atakuje Ciebie ,nie potrafi wyartykułować czego chce,czeka albo na Twoją decyzję ,albo na impuls,bodziec do niej ,ale nie rokuje to niestety najlepiej ,stara forumowa i życiowa prawda mówi że za dwoje nie pokochasz i nie pociągniesz związku,więzi i rodziny sam,jak ze strony żony nie ma miłości tylko takie nie wiadomo co to jest jak piszesz "ciężka sprawa" .Czegoś bardzo jej brakuje ,a prawdopodobnie Ty jej tego nie zapewniasz bo to poza zasięgiem Twoim i wielu innych ludzi,ona nie potrafi dotrzeć do szczęścia w sobie ,w takiej sytuacji nikt jej go nie zapewni,wszystkie oczekiwania,roszczenia,żądania będą niespełnione nie ma fundamentu w niej ,zależy ciągle za bardzo od kogoś,chce się niby uwolnić po to żeby oddać się znowu w niewolę no i pewnie pustka głód ją napędza na wysokie emocje w skrajnościach.Trudna taką awersyjną postawę zaakceptować,to może przerastać.
To jej picie jest niepokojące jak na moje oko .
Zadbaj o siebie nie rezygnuj z terapii i nie żałuj nie nazywaj się frajerem ,kochasz jak potrafisz najlepiej to co miałeś  w sobie dla żony dzieci rodziny było w porządku a doskonale to jest na filmach czasem i nie na wszystkich,nie dręcz się tak wyglądasz na mężczyznę w porządku ,idealny być nie musisz.

24

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Zamiast grzebac w czyims zyciu, zupelnie nieproszonym, i stawiac diagnozy DDA, leki etc. majace na celu odsuniecie sie od prawdy, lepiej byloby ci przyjac do wiadomosci, ze na chwile obecna zona cie juz nie chce.

25

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
paslawek napisał/a:

Zadbaj o siebie nie rezygnuj z terapii i nie żałuj nie nazywaj się frajerem ,kochasz jak potrafisz najlepiej to co miałeś  w sobie dla żony dzieci rodziny było w porządku a doskonale to jest na filmach czasem i nie na wszystkich,nie dręcz się tak wyglądasz na mężczyznę w porządku ,idealny być nie musisz.

Dzięki za dobre słowo. Masz niesamowitą intuicję w tych sprawach.

Nie umiem póki co wyrobić sobie jednoznacznego zdania o całej tej sytuacji. Ale... mam jeszcze siłę, żeby trochę powalczyć... Z czasem i tak pójdzie w jedną albo w drugą stronę.

Pronome napisał/a:

Zamiast grzebac w czyims zyciu, zupelnie nieproszonym, i stawiac diagnozy DDA, leki etc. majace na celu odsuniecie sie od prawdy, lepiej byloby ci przyjac do wiadomosci, ze na chwile obecna zona cie juz nie chce.

Pronome nie obraź się, ale ten komentarz jest tak pomocny jak rybie ręcznik.

Po pierwsze nie mówimy o jakieś przypadkowej osobie, tylko o żonie, z którą mam dzieci (jestem również tatą dla jej mlodszego dziecka z poprzedniego zwiazku).

Po drugie żona sama przyznaje, że jest DDA. Napisałem jedynie, że nikt tego oficjalnie nie stwierdził.

Po trzecie, żona coś tam jeszcze czuję, bo to widać, ale nawet gdyby było już absolutne zero miłości, to zaakceptowanie tego faktu w żaden sposób nie rozwiąże problemu.

Miłość można odbudować, najpierw trzeba zażegnać kryzys. Będzie ciężko, ale wszystko się da.

26

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
merle napisał/a:

Miłość można odbudować, najpierw trzeba zażegnać kryzys. Będzie ciężko, ale wszystko się da.

Zapomniales dodac, ze warunkiem zazegnania kryzysu i wejscia w nowy etap zwiazku, jest niewymuszona, dobrowolna chec obojga partnerow na jego kontynuacje. Kolejny watek o tym, jak wymusic na partnerze to, co ja chce i uwazam za sluszne. Nie wspominajac juz o tym slynnym odpodmiotowieniu partnera: maz/zona jest jakby zaczarowany/a big_smile Moze ktos im tabletki podal? big_smile big_smile

27

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

To co napisałeś, trochę bardziej mi wyjaśniło jak wygląda sytuacja. To:

Żona obecnie zablokowała mnie na FB, stosuje silent treatment, nie odpisuje na SMSy, nie patrzy na mnie, śpimy osobno (ale nie codziennie, po prostu jednego dnia wstaje i idzie spać, gdzie indziej), raz jest seks, jest bliskość, następnego dnia oddalenie, ale właściwie bez wyraźnej przyczyny. Łatwo pisać z boku, ale dużo ciężej jest w czymś takim żyć.

to jest definicja toksycznej sytuacji. To, co robi żona - nie odpisuje, milczy, jest PRZEMOCĄ. Bardzo mi przykro, ale doświadczasz przemocy ze strony własnej żony.
Co gorsze, godzisz się na to, przyjmujesz to za naturalną kolej rzeczy. Wybacz, ale przytulanie się do kogoś i seks z kimś, kto stosuje wobec mnie przemoc, kto jest toksyczny, to ostatnia rzeczy, jaką mam w głowie.

Rozumiem, to jakiś schemat, trwa wiele miesięcy. To powinno dać Ci do myślenia. Jeśli Twoje działania od wielu miesięcy nie przynoszą skutku, bo wszystkie karty w tym związku rozdaje ona, uciekając się również do przemocowych taktyk, to Twoim obowiązkiem - wobec siebie - jest przestać na to pozwalać.
Błąd jaki robisz, jest taki, że przy kolejnym jej "miłym" zachowaniu liczysz na to, że to już zmiana i tak będzie, i przystajesz na te warunki. I to jest moment, kiedy mówisz STOP, i teraz, kiedy jest miło i przyjemnie, stawiasz granice i przestajesz się zgadzać na kolejną gierkę na jej warunkach.
Warunki? Żadnego silent treatment, jeśli chcecie mieć jakikolwiek cień szansy na to, że wasze relacje się poprawią, że zaczniecie być partnerami, to nie może być tak, że któraś strona rości sobie prawa do emocjonalnego odcięcia się. Jesteście w tym razem albo nie, wóz albo przewóz. Nie ma komunikacji, równie dobrze możecie się rozwieść. Już lepiej, zebyście nieudolnie i z krzykiem się komunikowali niż milczeli.
Niestety, ale ona nie ma już tego prawa, przywileju nie rozmawiać. Chce być w tym związku albo nie chce, no gdzieś coś musi pęknąć, albo ona wejdzie w dialog, albo Ty sobie pójdziesz. Każda inna opcja przez WIELE MIESIĘCY nie zadziałała.

(I nie chodzi mi o to, żeby ona już teraz podjęła decyzję "robię to to i tamto", tylko niech wreszcie zacznie dzielić się tym, o co chodzi, co myśli, co uważa, co chce, jakie plany i wizje, obawy, lęki, trudności).

28

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Spokojnie Monoceros. Masz rację, że to toksyczna sytuacja, ale przez 7,5 roku nie czułem, by ten związek był toksyczny. Stał się taki dopiero ostatnio.

Jeśli chodzi o seks, to faktycznie na początku po każdym zbliżeniu liczyłem, że coś się zmieni. Wiem już, że nie, ale mam swoje potrzeby i trudno. Teraz po prostu któraś strona pyta, czy druga strona ma ochotę i po prostu to robimy. Trochę jak FwB.

Monoceros napisał/a:

to nie może być tak, że któraś strona rości sobie prawa do emocjonalnego odcięcia się

Też tak uważam, ale żona nie. I co mogę zrobić? Grać w gierki? Gdybym chciał, to umiałbym ją zmanipulować. Stawianie granic jest ważne, ale nie chcę kogoś, komu muszę tłumaczyć oczywistości. Dlatego będę sobą = popełnianie błędów, chwile słabości, ale też przemyślane decyzje i siła. W myśl Terencjusza "człowiekiem jestem i nic co ludzkie, nie jest mi obce".

Monoceros napisał/a:

tylko niech wreszcie zacznie dzielić się tym, o co chodzi, co myśli, co uważa, co chce, jakie plany i wizje, obawy, lęki, trudności

100% zgoda, ale ona widzi to inaczej. Ciężko przyjąć, że coś co dla Ciebie, czy dla mnie jest oczywiste, ona ma w nosie, ALE kilka miesięcy to nic w porównaniu do 7,5 roku. Mam jeszcze siłę czekać i czekać potrafię. To wcale nie znaczy, że godzę się na to, co robi. Trzeba jednak zachować ostrożność, bo jakiś fałszywy krok może wszystko przekreślić. Jeśli okaże się, że nie ma szans na poprawę, będzie trzeba to zakończyć.

Dziękuję za Twoja słowa, bo pomagają pamiętać, że nie zwariowałem smile

29

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś mnie kocha i jednocześnie tak traktuje. Może po prostu inne wartości w życiu mi przyświecają, ale niezależnie od swojego własnego wewnętrznego cierpienia widzę też innych ludzi i myśl, że miałabym kogoś tak traktować, przekracza moje rozumienie.
Rozumiem natomiast ostrożność. Ale zastanawiam się czy to nie jest ostrożność podyktowana tym, że "lepiej, żeby było jak teraz, niż żeby w ogóle nie było". Taki lęk przed konfrontacją, masz przeczucie, że ona doprowadzi do rozstania. Tylko jaką wartość ma związek, w którym domaganie się szacunku i sprawiedliwego traktowania może spowodować rozpad.

30

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Wiem, że mogę sie mylić, ale moim zdaniem twoja żona w kimś się zauroczyła, wszystko razem co napisałeś pasuje do tego jak ulał. W tym nie ma poszukiwania siebie. Przeczytaj wątki chłopaków u których żony skoczyły w bok. Robiły dokładnie to samo co twoja.
Ale co ja tam wiem no bardzo mi to pasuje.

31

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
Monoceros napisał/a:

Trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś mnie kocha i jednocześnie tak traktuje. Może po prostu inne wartości w życiu mi przyświecają, ale niezależnie od swojego własnego wewnętrznego cierpienia widzę też innych ludzi i myśl, że miałabym kogoś tak traktować, przekracza moje rozumienie.
Rozumiem natomiast ostrożność. Ale zastanawiam się czy to nie jest ostrożność podyktowana tym, że "lepiej, żeby było jak teraz, niż żeby w ogóle nie było". Taki lęk przed konfrontacją, masz przeczucie, że ona doprowadzi do rozstania. Tylko jaką wartość ma związek, w którym domaganie się szacunku i sprawiedliwego traktowania może spowodować rozpad.

Nie ma wartości. Dlatego, jeśli uda się go uratować, przejdzie on poważną zmianę. Po tym co żona pokazała, nie mógłbym jej ot tak zaufać. Ale tu nie będzie jakiejś nagłej zmiany. Będą małe kroki. Krok 1, by żona na nowo się otwarła.

I nie, nie jest to na zasadzie, że lepiej, by było jak teraz, niż żeby w ogóle nie było. Może w ogóle nie być, ale najpierw muszę tak ostatecznie dojść do ściany, a jeszcze parę kroków brakuje. Kryzys (bodaj z greki) to taka sytuacja, po której następuje zmiana. Zmiana może być na lepsze. Sam kryzys nigdy nie jest łatwy i przyjemny, i nie byłby taki, nawet gdyby żona nie stosowała przemocy psychicznej. Więc kryzysu nie trzeba się bać. Odejść, czy rozwieść się można zawsze. Ale jeśli przetrwa się kryzys i zmiana będzie na lepsze, to związek na pewno się umocni.

Natomiast żona będzie musiała w jakiś sposób zaadresować, to co się działo, by zdobyć z powrotem zaufanie. No, ale to już w kolejnych krokach. Jeśli uda się ten pierwszy to będzie nad czym dumać.

Dobrej nocy smile

32

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
Ajko napisał/a:

Wiem, że mogę sie mylić, ale moim zdaniem twoja żona w kimś się zauroczyła, wszystko razem co napisałeś pasuje do tego jak ulał. W tym nie ma poszukiwania siebie. Przeczytaj wątki chłopaków u których żony skoczyły w bok. Robiły dokładnie to samo co twoja.
Ale co ja tam wiem no bardzo mi to pasuje.

Jeśli się kimś zauroczyła, to jest już zapewne po ptokach.

Zresztą... ma to aż tak duże znaczenie, czy jest ktoś, czy nie? Efekt taki sam. Z tą różnicą, że gdyby ktoś był, byłoby mi łatwiej zrzucić na nią winę i iść dalej.

Jednak, jeśli iść tym tropem, to raczej zauroczyła się czymś, a nie kimś.

W tej chwili jest mocno zaangażowana w pracę, bardzo ją tam doceniają. Nie miała tego wcześniej i naprawdę żyje pracą. Potrzebowała, by ktoś ją docenił i tam to dostaje. Być może właśnie za mało ją doceniałem, za mało mówiłem jej jakie ma wspaniałe cechy.

33 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-01-12 01:52:27)

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Zmęczenie,życiem. Zarąbista praca też męczy,wyczerpanie w domu,alko i antydepresanty azyl ,cięgle coś ktoś chce w tym domu czepia się ,marudzi ,gada, męczy ,niewdzięcznicy, nie doceniają niczego i jeszcze wymagają - ucieczka z domu w pracę ,powrót do zmęczenia ,do żalów, walka na pretensje o nic i o wszystko,oczekiwania niejasne ,za to wyraźne rozgoryczenie,zmęczenie obowiązkami i miganiem się od nich poczucie winy za słabość to kara,poczucie krzywdy też bo za co ta kara tak w ogóle ,dowartościowanie w pracy ucieczka z domu w nią,powrót do domu, ukojenie alkohol, emocje,manipulacje i prowokowanie ,zbieranie kurzu złych emocji i tłumienie uczuć,leki i znowu oddech, ulga w pracy w alko i w antydepresantach tak w kółko kilka miesięcy,wiesz Merle co to przypomina i czego to jest być może początek ,nie sądzę żeby tym razem dmuchał na zimne ,źle to wygląda naprawdę ,wiele moich kumpeli tak żyło czasem imprezy jeszcze dochodzą 
kobiety sukcesu na zewnątrz,wszystko super wewnątrz nędza,ssanie,głód pustka,zmulenie,przebłyski energii ,coraz większy lęk i ból ciągłe uciekanie od siebie z jednych uczuć w inne uczucia sterowane stymulowane niby pod kontrolą.Też tak miałem smile ,faceci też tak żyją.

edit :nie wykluczaj jakiegoś pomocnika w pracy który żonę "wspiera " i pomaga po koleżeński i przyjacielsku, rozumie ma to samo w domu co ona też musi tak tyrać wypruwa flaki żyły musi w ten sposób pracować i się poświęcać a nagroda się należy - wszystko możliwe.

34

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
merle napisał/a:

W tej chwili jest mocno zaangażowana w pracę, bardzo ją tam doceniają. Nie miała tego wcześniej i naprawdę żyje pracą. Potrzebowała, by ktoś ją docenił i tam to dostaje...

kolejny klocek do powtarzającej się układanki. Przepraszam, że to piszę bo nie ma dowodów na tego ktosia, ale tak mocno to pasuje. A to, ze zablokowała FB jest tego kluczowym Gongiem.
Może odezwą się tutaj co niektórzy doświadczeni i pomogą ci zorientować się w sytuacji. Oczywiście jak sam będziesz tego chciał.
Ale szanuję też jak nie chcesz sie na to nakręcać.

35

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Szanuję to, że jeszcze nie czujesz, że doszedłeś do ściany. Masz ogrom cierpliwości i bardzo Ci zależy. Najlepsze, co możesz dla siebie zrobić i wbrew pozorom też dla związku, to dbać o siebie, nie odpuszczać terapii i dbać o własne granice.

Mądrze mówisz o tym kryzysie, zupełnie się z tym zgadzam. Ale kryzys można rozwiązać na wiele sposobów, nie uciekając się do psychicznej przemocy, przejść go w zrozumieniu i wsparciu, czy choćby z dorosłą postawą odpowiedzialności. Powodzenia.

36 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2021-01-12 12:11:51)

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
Ajko napisał/a:

Wiem, że mogę sie mylić, ale moim zdaniem twoja żona w kimś się zauroczyła, wszystko razem co napisałeś pasuje do tego jak ulał. W tym nie ma poszukiwania siebie. Przeczytaj wątki chłopaków u których żony skoczyły w bok. Robiły dokładnie to samo co twoja.
Ale co ja tam wiem no bardzo mi to pasuje.

Moim zdaniem skojarzenie jest bardzo trafne, chociaż wcale nie musi ono odzwierciedlać tego, co się dzieje w związku autora.
Bo właściwie to „wylanie” na merle, jego potrzeby, jego oczekiwania wyrażające się w jego jawnym lekceważeniu przez żonę jest bardzo podobne. I tak jak zdrajcy często sobie tworzą w głowie karkołomne usprawiedliwienia dla swojego zdradzieckiego postępowania, a co de facto oznacza korozję szacunku do stałego partnera i tego konsekwencje, tak samo tutaj wyczytać można opisy korozji szacunku a wraz z tym upadek związku.
Mechanizm ten pozwala zachować dobre zdanie o sobie i przeświadczenie o słuszności swoich wszelkich działań, bo przecież ostatecznie osoba, którą traktuje się w ten sposób była taka i siaka, robiła to nietak i tamto niefajnie. A na końcu wszystko to, bez względu na to, czy realne, czy wydumane, to i tak w sposób nieunikniony powoduje, że traci się szacunek do partnera.
To w kwestii podobieństw.

Jednak mi tutaj to nie do końca pasuje na zdradę. Raczej jest to odreagowywanie win, które żona merle przypisuje mężowi.
Jakby ona rzeczywiście dzięki sytuacji w pracy weszła na inny level i zobaczyła możliwość wyrwania się ze związku, w którym czuła się gorsza, tłamszona, uciśniona.
Tak wcale nie musiało być, że ona była jakoś tłamszona, ale takie może mieć na dzisiaj odczucia i stąd jej zachowania. Nawet jak je próbuje wyłuszczyć merle, to on ich nie rozumie, bo w jego odczuciu on nigdy jej nie tłamsił, więc co najwyżej czuje się skrzywdzony jej „oskarżeniami” i zachowaniami.
Jest więc pat.

37

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
paslawek napisał/a:

kobiety sukcesu na zewnątrz,wszystko super wewnątrz nędza,ssanie,głód pustka,zmulenie,przebłyski energii ,coraz większy lęk i ból ciągłe uciekanie od siebie z jednych uczuć w inne uczucia sterowane stymulowane niby pod kontrolą.Też tak miałem smile ,faceci też tak żyją.

Masz jakąś radę jak dotrzeć do żony, zakładając, że to podobny problem? Też tak miałeś, ale poradziłeś sobie.

Ajko napisał/a:

kolejny klocek do powtarzającej się układanki. Przepraszam, że to piszę bo nie ma dowodów na tego ktosia, ale tak mocno to pasuje. A to, ze zablokowała FB jest tego kluczowym Gongiem.
Może odezwą się tutaj co niektórzy doświadczeni i pomogą ci zorientować się w sytuacji. Oczywiście jak sam będziesz tego chciał.
Ale szanuję też jak nie chcesz sie na to nakręcać.

Przede wszystkim nie przepraszaj smile Mocno pasuje, ale to nic nie zmienia. Zresztą rozważałem to już wcześniej, ale teraz oboje pracujemy z domu i nie widzę by coś było na rzeczy. Po pracy też z nikim cały czas nie pisze. Oczywiście, to nic nie znaczy, ale też z moich obserwacji (bardzo subtelne sygnały) był tylko jeden facet, gdzie coś mogło teoretycznie być. Zapytałem wtedy wprost o niego, powiedziała, że nie, że nic ich nie łączy i że on jej się w ogóle nie podoba z wyglądu. Jeśli to były kłamstwa i coś między nimi jest to i tak się prędzej, czy później dowiem. Sprawdzić i tak nie mam jak, bo telefon ma na siebie, korzysta tylko z pracowego komputera, więc się na niego nie jestem w stanie włamać. Telefon ma zabezpieczony. Jeśli z kimś gada, to nie będąc w domu. Nie ma też jakichś regularnych wyjść poza porannym bieganiem. No i do tego, gdy się wiązaliśmy, oboje byliśmy zdradzeni w poprzednich związkach i obiecaliśmy sobie, że nie wyrzadzimy sobie nawzajem takiej krzywdy, że zakończymy zanim zdradzimy. Niczego to nie gwarantuje, ale po prostu nie chcę iść tą drogą.

Monoceros napisał/a:

Szanuję to, że jeszcze nie czujesz, że doszedłeś do ściany. Masz ogrom cierpliwości i bardzo Ci zależy. Najlepsze, co możesz dla siebie zrobić i wbrew pozorom też dla związku, to dbać o siebie, nie odpuszczać terapii i dbać o własne granice.

Nie przesadzaj z tą cierpliwością smile Przez te ostatnie miesiące też traciłem nerwy, czy nie byłem konsekwentny.

Jeśli chodzi o terapię jak to u Was wyglądało (?), bo dla mnie to pierwsze tego typu doświadczenie. Mam za sobą 5 spotkań. Pierwsze 3 były na "stworzenie relacji", wywiad z jej strony. Potem wg pani psycholog mam przychodzić na spotkanie z własnymi tematymi, które przegadujemy. Widzę, że stawia na uczucia, często pyta i jak się pan wtedy poczuł. Natomiast bardziej chciałbym jakiejś oceny pewnych rzeczy, rad, zadań domowych, a tego nie ma. Na spotkaniach mówię, co we mnie siedzi, i tyle. To tak powinno wyglądać? Jak zorientować się, że robi się jakiś postęp? Póki co kieszeń zubożała, to jest pewne smile

Monoceros napisał/a:

Mądrze mówisz o tym kryzysie, zupełnie się z tym zgadzam. Ale kryzys można rozwiązać na wiele sposobów, nie uciekając się do psychicznej przemocy, przejść go w zrozumieniu i wsparciu, czy choćby z dorosłą postawą odpowiedzialności. Powodzenia.

Amen i dziękuję.

MagdaLena1111 napisał/a:

Jednak mi tutaj to nie do końca pasuje na zdradę. Raczej jest to odreagowywanie win, które żona merle przypisuje mężowi.
Jakby ona rzeczywiście dzięki sytuacji w pracy weszła na inny level i zobaczyła możliwość wyrwania się ze związku, w którym czuła się gorsza, tłamszona, uciśniona.
Tak wcale nie musiało być, że ona była jakoś tłamszona, ale takie może mieć na dzisiaj odczucia i stąd jej zachowania. Nawet jak je próbuje wyłuszczyć merle, to on ich nie rozumie, bo w jego odczuciu on nigdy jej nie tłamsił, więc co najwyżej czuje się skrzywdzony jej „oskarżeniami” i zachowaniami.
Jest więc pat.

Mniej więcej też tak to widzę. Trochę sama ustawiła się w pozycji bycia stłamszoną. Gdy się poznawaliśmy, mówiła, że od mężczyzny przede wszystkim potrzebuja wsparcia. Zamiast dopytać, co ma na myśli, uznałem, że jest to dość jasne, bo przecież jest samotną matką z dwójką dzieci. I tak się ta relacja ukształtowała, że w zasadzie przed podjęciem jakiegokolwiek działania, czy decyzji, zawsze pytała mnie o zdanie. Często jak rozmawiała z kimś przez tel, to słyszałem kopię moich słów, wychodzących z jej ust. Nie przyszło mi do głowy, że jest w tym coś złego, że to może być współuzależnienie emocjonalne. Więcej, to łechtało w jakiś sposób ego. Tyle, że to się nie działo z mojej inicjatywy, a z jej. W jakimś sensie jej imponowałem. Pewnie, że nie byłem idealny, ale to poczucie bycia gorszą, tłamszoną, czy uciśnioną - wydaje mi się, że sama sobie to wmówiła, bo nikt mi czegoś takiego nie zarzucał w poprzednich związkach.

Jest pat, a jak z tego wyjść? Czy bez wspólnej terapii cokolwiek da się jeszcze zrobić?

38

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
merle napisał/a:

Jest pat, a jak z tego wyjść? Czy bez wspólnej terapii cokolwiek da się jeszcze zrobić?

Jak Ciebie czytam, to mam wrażenie, że tak bardzo uczepiłeś się tej terapii, bo widzisz w tym rozwiązaniu jedyną możliwość, aby ktoś trzeci pokazał Twojej żonie jak było/jest naprawdę w przeciwieństwie do tego, co ona czuje, jak to widzi i odbiera.
A jakbyś z tego zrezygnował i uznał, że jeśli ona tak to czuje, to niech tak będzie? Wiem, że to trudne tak się ustawić w roli „sprawcy”, gdy sam zupełnie tak tego nie postrzegasz, ale gdyby jednak?
Ale nie tak, jak wspominałeś wcześniej, że odcinacie przeszłość grubą kreską, gdyż najwyraźniej ona ma potrzebę babrać się jeszcze w przeszłości. Lecz pozwalasz jej się w tym babrać i analizować a gdy pojawiają się „oskarżenia” to tylko odpowiadasz coś w stylu: „wiem, że tak się z tym czujesz, przykro mi” zamiast Twojej postawy obronnej. Dałbyś radę jej się wygadać, wyżalić, nawrzucać Ci?

Czy da się coś zrobić bez terapii. Moim zdaniem da się :-)
Skupiłabym się na tym co Was łączy, a nie dzieli - czyli Waszej rodzinie. To jest Wasz punkt wyjściowy. Dajcie szansę Waszej rodzinie na początek, bo wydaje się, że jesteście zbieżni w tym, że to jest wartość sama w sobie.
Jednak, jak wspomniałam, nie po odcięciu tego co było grubą kreską, bo chyba w tym przypadku tak się nie da.

39 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-01-12 13:22:52)

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
merle napisał/a:

Masz jakąś radę jak dotrzeć do żony, zakładając, że to podobny problem? Też tak miałeś, ale poradziłeś sobie.

Jedna najsensowniejsza rada już padła parę razy w Twoim wątku ,zajmij się sobą i zaopiekuj.
Dobitnie sygnalizuj żonie jej problem z piciem,ale bez gderania,długich przemówień ,prawieniem morałów ,mów jak się czujesz z jej zachowaniami a nie co o niej myślisz,ona będzie się buntować,będzie polemizować,racjonalizować mówić że przesadzasz,obrażać się na Ciebie dyskredytować Ciebie ,obserwuj i zapamiętuj jak i kiedy pije,nie wyręczaj,nie tłumacz,nie usprawiedliwiaj,pilnuj swoich granic,nie daj się powodować w rozmowach i sprowokować do kłótni,oddal się na dystans i wcielaj w życie to co na terapii .
Wyraźny,podział obowiązków w domu zero taryfy ulgowej ,i poważna rozmowa ,żona może ukrywać się z piciem ,będzie obrażona że robisz z niej alkoholiczkę,wmawiasz jej to ,przygotuj się na zaprzeczanie totalne i wypieranie.
Jest jeszcze jeden sposób - możesz udać się do poradni i porozmawiać z kimś na temat współuzależnienia ,zapytać o profesjonalna interwencję w chorobie alkoholowej.
Jak wiesz Ty jej nie uleczysz i nie wyzdrowiejesz za nią jej typ picia i potencjalny typ alkoholizmu długo nie ma drastycznych konsekwencji typu detoks,padaczka,delirium,majaczenia,omamy ,tak jak opisujesz jej zachowanie długo można w ukryciu chorować.
Przygotuj się na konfrontację i rozmowę typu albo albo ultimatum i ewentualne rozstanie zakończone rozwodem logistycznie się przygotuj na to czyli prawnik lokum itp, .Jeszcze jedno nie ma gwarancji że przestanie,drugie licz się z tym że wybierze chorobę i rozstanie z Tobą nie kojarząc całości z piciem ,minimalizowanie jest czymś nagminnym nie tylko u osób uzależnionych,ale w otoczeniu,przyzwolenie na to jest ogromne,żona pracuje nie stoi pod sklepem ,nie pije w bramie,wszystko niby jest normalne,z tym że progresja dynamiczna jest w alkoholizmie.
Co z Twoim piciem Merle? Podkreślę jeszcze raz mogę się mylić ,nie jestem aktywistą trzecioświatowym nie nawracam nikogo,mam jednak trochę doświadczenia w tym nie będę udawał grzecznego i uprzejmego żeby nie urazić ,na to się umiera czasem powoli ,nawet jeżeli moja diagnoza jest bledną i na wyrost nie szkodzi się przekonać rozpoznać temat,depresja i alkohol problemy w związku,DDA itp to Twoje problemy ze sobą to nie jest dobre połączenie i rokowanie na zdrową relację.

Mój typ styl ćpania i picia był inny "ułańsko"/straceńczy szybko dobiłem do podłogi,ale miedzy innymi przez to że zaprzestano mi pomagać w łagodzeniu konsekwencji .

40

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
MagdaLena1111 napisał/a:

Jak Ciebie czytam, to mam wrażenie, że tak bardzo uczepiłeś się tej terapii, bo widzisz w tym rozwiązaniu jedyną możliwość, aby ktoś trzeci pokazał Twojej żonie jak było/jest naprawdę w przeciwieństwie do tego, co ona czuje, jak to widzi i odbiera.
A jakbyś z tego zrezygnował i uznał, że jeśli ona tak to czuje, to niech tak będzie? Wiem, że to trudne tak się ustawić w roli „sprawcy”, gdy sam zupełnie tak tego nie postrzegasz, ale gdyby jednak?
Ale nie tak, jak wspominałeś wcześniej, że odcinacie przeszłość grubą kreską, gdyż najwyraźniej ona ma potrzebę babrać się jeszcze w przeszłości. Lecz pozwalasz jej się w tym babrać i analizować a gdy pojawiają się „oskarżenia” to tylko odpowiadasz coś w stylu: „wiem, że tak się z tym czujesz, przykro mi” zamiast Twojej postawy obronnej. Dałbyś radę jej się wygadać, wyżalić, nawrzucać Ci?

Co prawda mieliśmy już takie rozmowy, gdzie brałem za coś winę na siebie, przyznawałem rację i wyglądało jakby żona wierzyła, a potem i tak wracała do tego samego tematu, ale sam pomysł ciekawy i warto go wypróbować. Dzięki za sugestię.

@paslawek

Nie chciałbym zmieniać tego wątku w taki stricte alkoholowy. Żona ostatnio więcej sobie pozwala, ale nie łączę naszego problemu z tym faktem. To na pewno nie pomaga, jednak podłoże naszego kryzysu jest inne. Tak uważam, przynajmniej póki co.

Natomiast na pewno będę obserwował rozwój wypadków. I tak nie mam na nią teraz wpływu, żeby cokolwiek pomóc. Najpierw musimy się na siebie na nowo otworzyć.

41 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-01-12 16:40:16)

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
merle napisał/a:

@paslawek

Nie chciałbym zmieniać tego wątku w taki stricte alkoholowy. Żona ostatnio więcej sobie pozwala, ale nie łączę naszego problemu z tym faktem. To na pewno nie pomaga, jednak podłoże naszego kryzysu jest inne. Tak uważam, przynajmniej póki co.

Rozdzielanie tego też jest błędne moim zdaniem,samo picie to skutek nie przyczyna ,przyczyna jest w Twojej żonie w jej przeżywaniu uczuć i emocji ,postawach,przekonaniach tych głębszych,ona jest z Tobą w związku ,nie bardzo da się to rozdzielać nie łącząc ,faktem jest też że picie to jest być może ale jej problem przede wszystkim.Picie ma swoje też skutki konsekwencje i wtórnie generuje jeszcze inne przyczyny po wierzchu i w tym masz słuszność trudno to rozpoznać na pierwszy rzut.

merle napisał/a:

Natomiast na pewno będę obserwował rozwój wypadków. I tak nie mam na nią teraz wpływu, żeby cokolwiek pomóc. Najpierw musimy się na siebie na nowo otworzyć.

Na pewnym etapie jeżeli Twoja żona ma problem to takie jej otwarcie się może być poza jej zasięgiem,ona raczej się zamyka w sobie swoim świecie pozornie robiąc sporo szumu .Nie zatrzymując rozwoju i nie odstawiając substancji ,nie podejmując odpowiedniej terapii
żona ma nikłą szansę odtworzyć zmienić i nawiązać z Tobą zdrową relację ,będzie imitować lub spowoduje rozstanie prawdopodobnie.
Tak to wygląda w praktyce,mało tego jeżeli jednak wasza relacja ma toksyczny charakter to nawet po jej cudownym otrzeźwieniu wasz związek może nie przetrwać pozbawiony toksycznej podstawy.Ta rywalizacja i walka teraz z Tobą o władzę i poczucie górowania ,przewagi nie pomoże w niczym jeżeli się nie skończy z jej i Twojej strony .

42

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Imho masz cierpliwość, bo po tylu miesiącach jeszcze tam jesteś. Ja nie mam cierpliwości do przemocy, ale wiadomo, każdy jest inny i różnie reaguje na sytuacje.

Jeśli chodzi o terapię, to u mnie było tak, że po pięciu spotkaniach czułam się jak inny człowiek. Ale to też był pierwszy raz jak komuś opowiedziałam pewne rzeczy, więc ulga była ogromna. Generalnie terapia na tym polega, że pod opieką drugiej osoby, w bliskim kontakcie, w relacji, uczysz się rozpoznawać swoje potrzeby, czego Ty chcesz, z czym Ty masz problem, co byś chciał, co działa a co nie, co możesz zrobić, jakie masz opcje i którą wolisz wybrać. To jak rozmowa z bliskim przyjacielem, tylko ze świadomością, że ta osoba wie co robi, jak nie przekroczyć granic, jak nie zranić, i masz pewność, że nie rozpowie tego po wspólnych znajomych. Mi to dobrze zrobiło, mój terapeuta pomógł mi odkryć rzeczy, których nigdy nie wypowiadałam, udawałam, że mnie nie bolą, albo rzeczewiście ich nie widziałam. Pomógł mi ustabilizować się w tym, kim jestem - to ja, takie mam potrzeby, wartości, granice. I już tego nikt mi nie zabierze. Stąd nawet jeśli nie dawał mi "porad" to ja wiedziałam, kim jestem i na co pozwalam innym. I stąd już prosta droga do reszty.
Raczej nie usłyszysz porad i rozwiązań. Jak zaczniesz, to raczej nie jest terapia.
Być może byłoby Ci łatwiej z terapeutą-mężczyzną.

43

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
paslawek napisał/a:

Rozdzielanie tego też jest błędne moim zdaniem,samo picie to skutek nie przyczyna ,przyczyna jest w Twojej żonie w jej przeżywaniu uczuć i emocji ,postawach,przekonaniach tych głębszych,ona jest z Tobą w związku ,nie bardzo da się to rozdzielać nie łącząc ,faktem jest też że picie to jest być może ale jej problem przede wszystkim.Picie ma swoje też skutki konsekwencje i wtórnie generuje jeszcze inne przyczyny po wierzchu i w tym masz słuszność trudno to rozpoznać na pierwszy rzut.

Chyba po prostu nie mam siły dokładać do tego problemu jeszcze jednej i to bardzo ciężkiej cegiełki. Przez 7,5 roku było dobrze (przynajmniej z mojej strony), teraz jest źle, ale skoro zmieniło się w jedną stronę, co stoi na przeszkodzie, by poszło i w drugą? Zmiana... choć wygląda to teraz źle, nie możemy zakładać, że stanie się najgorsze...

paslawek napisał/a:

Na pewnym etapie jeżeli Twoja żona ma problem to takie jej otwarcie się może być poza jej zasięgiem,ona raczej się zamyka w sobie swoim świecie pozornie robiąc sporo szumu .Nie zatrzymując rozwoju i nie odstawiając substancji ,nie podejmując odpowiedniej terapii
żona ma nikłą szansę odtworzyć zmienić i nawiązać z Tobą zdrową relację ,będzie imitować lub spowoduje rozstanie prawdopodobnie.
Tak to wygląda w praktyce,mało tego jeżeli jednak wasza relacja ma toksyczny charakter to nawet po jej cudownym otrzeźwieniu wasz związek może nie przetrwać pozbawiony toksycznej podstawy.Ta rywalizacja i walka teraz z Tobą o władzę i poczucie górowania ,przewagi nie pomoże w niczym jeżeli się nie skończy z jej i Twojej strony.

Paslawku, nie walczę z nią o nic. Rekacje obronne? Tak. Brak konsekwencji? Tak. Mówienie za dużo w emocjach? Też Wiem jednak czego chcę i ostatnia pozycja na liście to walka z żoną o cokolwiek. Myślę, że macie rację i trzeba wyznaczyć jasne granice i się ich trzymać. I trzymać też na wodzy te szalejące emocje. Nie mówić w złości, odczekać.

W moim odczuciu (bo żona pewnie widziała to inaczej) ta relacja nie była toksyczna, do momentu wystąpienia kryzysu. Nie twierdzę, że nie było toksycznych zachowań zarówno po jednej jak i po drugiej stronie, ale czułem się w tym związku całkiem dobrze.

Jeśli nie będziemy w stanie stworzyć zdrowej relacji - trudno. Na dłuższą metę nie zamierzam żyć w toksycznej.

Monoceros napisał/a:

Imho masz cierpliwość, bo po tylu miesiącach jeszcze tam jesteś. Ja nie mam cierpliwości do przemocy, ale wiadomo, każdy jest inny i różnie reaguje na sytuacje.

Mam, bo wiem, że żona nie chce źle, że inaczej nie umie. Cierpliwość oczywiście kiedyś się skończy, ale jeszcze nie teraz.

Co do terapii mówisz, że nie otrzymywałaś nawet najmniejszych rad i ocen? No bo skoro przekonałaś się o swoich granicach - doszłaś do tego samodzielnie?

Może faktycznie trzeba spróbować z innym terapeutą.

Dziękuję Wam za dobre rady i słowo smile

44 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-01-13 00:57:11)

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
merle napisał/a:

Chyba po prostu nie mam siły dokładać do tego problemu jeszcze jednej i to bardzo ciężkiej cegiełki. Przez 7,5 roku było dobrze (przynajmniej z mojej strony), teraz jest źle, ale skoro zmieniło się w jedną stronę, co stoi na przeszkodzie, by poszło i w drugą? Zmiana... choć wygląda to teraz źle, nie możemy zakładać, że stanie się najgorsze...

Tu ci oddam słuszność bo osoby jak Twoja żona z podejrzeniem o uzależnienie w początkowych fazach (w późniejszych z resztą również) nie należy traktować ani z góry ani chodzić na paluszkach wkoło niej i traktować jako kogoś uprzywilejowanego,z obawą alkoholizm to szufladka ,etykieta a to normalni ludzie tylko z problemem ,jedni maja depresje inni nerwicę a inni się uzależniają nie ma sensu się tego bać dlatego że lęk napędza złudzenie mocy tym problemom,a bezsilność nie jest zła oznacza początek godzenia się i zaprzestania dawania wciągania się w tę walkę o emocje. 

merle napisał/a:

Paslawku, nie walczę z nią o nic. Rekacje obronne? Tak. Brak konsekwencji? Tak. Mówienie za dużo w emocjach? Też Wiem jednak czego chcę i ostatnia pozycja na liście to walka z żoną o cokolwiek. Myślę, że macie rację i trzeba wyznaczyć jasne granice i się ich trzymać. I trzymać też na wodzy te szalejące emocje. Nie mówić w złości, odczekać.

Ty nie walczysz ,ale żona walczy z Tobą, teraz z nią jest tak jak napisała wcześniej MagdaLena ,

MagdaLena1111 napisał/a:

Jednak mi tutaj to nie do końca pasuje na zdradę. Raczej jest to odreagowywanie win, które żona merle przypisuje mężowi.
Jakby ona rzeczywiście dzięki sytuacji w pracy weszła na inny level i zobaczyła możliwość wyrwania się ze związku, w którym czuła się gorsza, tłamszona, uciśniona.
Tak wcale nie musiało być, że ona była jakoś tłamszona, ale takie może mieć na dzisiaj odczucia i stąd jej zachowania. Nawet jak je próbuje wyłuszczyć merle, to on ich nie rozumie, bo w jego odczuciu on nigdy jej nie tłamsił, więc co najwyżej czuje się skrzywdzony jej „oskarżeniami” i zachowaniami.
Jest więc pat.



Ty w rzeczywistości nie walczysz i nie krzywdzisz jej ,jednak czuje się pokrzywdzona w roli ofiary tak jej wygodniej bo to zna ale to już momentami nie działa bo wyczerpuje dlatego żeby zmienić swój stan psychiczny do niby równowagi chce się uwolnić  osiągając skalę swojego niby komfortu niestety inną rolę która jest dla niej znajoma to rola prześladowcy ,zaczyna od obwiniania,pretensji,szantaży rozstaniem,bawi się w zimno ciepło
Urazy, żale ,pretensje, poczucie krzywdy ,wykorzystania które w większości mogą być bez podstaw i jakby urojone,wzmacnia je i wyolbrzymia te  krzywdy tak samo jak zasługi .Ona atakuje żebyś się bronił żeby poczuć się atakowaną ,wiem że to strasznie pokrętnie brzmi ale tak może być to jeden z wzorów wyniesionych z domu rodzinnego ,teraz się uaktywnił pod wpływem czegoś .

45

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

A propos terapii, nie, nie przypominam sobie rad i ocen, poza naprawdę jednym przypadkiem, kiedy narzekałam na to, że nie wiem, jak zacząć pisać maigsterkę i terapeuta zaproponował, że pożyczy mi książkę. Ocen? W sensie - to robisz dobrze, to źle, to możesz zrobić lepiej, to nie było fajne zagranie? Nie. Ani jednego takiego tekstu nie usłyszałam. Było dużo pytań, próśb o dojaśnienie co mam na myśli, czy naprawdę uważam, że... dlaczego robię tak a nie inaczej, co to znaczy, że... Pochwał, słów zrozumienia, sugestii w stylu "a co by się stało, gdyby pani...", ale nigdy na zasadzie "powinna pani, lepiej by było."

Mam sporo swoich notatek zrobionych po sesjach, gdzie pisałam swoje przemyślenia, i widzę, że to było takie prowadzenie mnie po sznurku do kłębka, do mojego wnętrza - jakaś część we mnie cierpi, i co dalej. O granicach było na przykład tak, że gadałam i gadałam na matkę, i miałam co chwila pytania: a dlaczego odbierasz telefon, co się stanie jak nie zrobisz? dlaczego tak myślisz? jakie intencje może mieć matka? co czujesz, jak tak mówi? I po nitce do kłębka, po jakimś czasie odkryłam, że mam różne przekonania "od matki zawsze muszę odbierać, nie wolno mi być na nią zła, nie wolno okazać złości" a potem przyszło pytanie: dlaczego? i co się stanie, jeśli? Bez podpowiedzi: to teraz w ramach pracy domowej zrób to i to, i za tydzień sprawdzimy jak poszło. Tylko wraz ze złością przyszła refleksja, że jak to, nie mogę okazywać złości? No to zaczęłam okazywać, zaczęłam też mówić mojej matce, że mnie wkurza to co robi, że ja mam prawo być na nią zła, bo zrobiła to i tamto.

Terapia wymagała ode mnie ogromnej odwagi, a więc i otwartości na to, że trzeba pokazać wnętrze. Duzo mnie to kosztowało, przyjść na terapię i powiedzieć "a teraz chcę porozmawiać o tym, że często w relacjach z moimi znajomymi czuję się gorsza". Różne nasze przekonania powodują, że nie wolno się do takich rzeczy przyznawać... ale jeśli powodują one realny ból, problemy w relacjach z innymi ludźmi - to bez odsłonięcia się nie dojdzie się do tego miejsca, skąd jest to przekonanie i jak je zaopiekować, zmienić, złagodzić.
Dlatego terapia nie pomoże Ci bezpośrednio naprawić związku, ale - oczywiście jeśli podejmiesz to wyzwanie, zbierzesz się na odwagę, żeby pokazać te trudne miejsca, które każdy ma - będziesz "bardziej sobą". Mniej podatny na schematy, na gierki, bardziej przy swoich potrzebach. I w ten sposób ludziom nie będziesz pozwalał na różne zachowania wobec siebie, nie dlatego, że ktoś CI poradził "zrób to" tylko będziesz miał wewnętrzne przekonanie "nie zasługuję na takie traktowanie, mam prawo powiedzieć dość, nie zgodzić się, wyrazić złość i odejść".
Oczywiście, to moje hipotezy i moje doświadczenie.

46 Ostatnio edytowany przez merle (2021-01-15 20:34:24)

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Taki mały apdejcik z dziś.

Ostatni tydzień to z mojej strony nieśmiałe, sporadyczne wyciąganie ręki za zgodę (czasem podsyłałem jej jakieś artykuły do przeczytania i przemyślenia oraz bardzo pojednawczy SMS płynący całkowice z serca).

Po tym SMSie żona następnego dnia niespodziewanie przyszła i zapytała o jedną rzecz, na której najbardziej zależy mi w związku. Nie chciała odpowiedzi od razu, miałem przemyśleć i odpowiedzieć, jak będę gotowy.

W międzyczasie poza sprawami bieżącymi nie było między nami praktycznie żadnych poważnych rozmów.

Dziś około południa żona zakomunikowała, że po pracy jedzie z dziećmi (o ile będą chciały) do mamy sobie poplotkować. Dziwne to trochę było, bo normalnie nie robi takich rzeczy, ale też u nas sytuacja teraz normalna nie jest. Mówię, spoko.

Dzieci nie chciały z nią jechać. Ale w pewnym momencie starsze powiedziało, że pojedzie. Ona z kimś tam gadała przez telefon, nie słyszałem całej rozmowy, ale było słychać, że się z kimś umawia.

Za chwilę wypindrzona przychodzi i mówi, że po wizycie u mamy umówiła się z koleżanką i że może wróci na noc, może nie.

Do tego bardzo mnie w tej rozmowie prowokowała, za wszelką cenę chciała wyprowadzić z równowagi. Potem zaczęła znowu sypać zarzutami, które były tak bez sensu, bo zaprzeczała sama sobie, że nawet nie chcę mi się pisać konkretnych słów.

Powiedziałem jej wszystko, co myślę o tej całej sytuacji, kończąc, że popełnia duży błąd i że potrzebuje pomocy. Wyszła.

Trochę jeszcze do niej pisałem i chciałem, by chociaż jasno napisała, że to koniec, i że z jej perspektywy jesteśmy wolni. W końcu odpisała, że tak, że to koniec małżeństwa.

Odpisałem w złości, że zniszczyła świetny związek i że za trzy lata wspomni moje słowa.

W ostatnich miesiącach znosiłem jej silent treatment, blokadę na fejsie, nieodpisywanie na SMSy, odmowę terapii par, spanie osobno, nieustanne próby wyprowadzenia mnie z równowagi, brak pomocy z bardzo ważnymi dla mnie kwestiami (żeby nie było, jej by to zajęło 20 minut, a dla mnie mega było ważne i najpierw się zgodziła, by potem powiedzieć "dasz sobie radę"), szantaż, itd.

Oczywiście wszystkiemu winny jestem ja - takie słowo konkretnie nie padło, ale seria zarzutów nie pozostawiała wątpliwości.

Nawet nie wiem jak to określić... ale żenada to chyba dobre słowo.

Dla mnie to koniec. Nie jestem w stanie jej wybaczyć ostatnich miesięcy, nawet jeśli ona z jakiegoś powodu chciałaby wrócić. Nie wiem jak tak bardzo mogłem się pomylić w ocenie innej osoby. To była miłość mojego życia. Kochałem i okazywałem to, starałem się, dawałem z siebie tyle, co w żadnym innym wcześniejszym związku. Zrobiłem wszystko okej, poza tym, że byłem sobą.

Lepsza byłaby zdrada, przynajmniej jej wina byłaby niezaprzeczalna i może łatwiej byłoby się z tym pogodzić...

47 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-01-15 21:27:24)

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Myślę że to jeszcze nie koniec napięć niestety,dzielnie walczyłeś ,na ten czas przykro mi że tak się dzieje z wami i u was współczuje .
Czy zdrada lepsza ,jak by zdradziła to wolałbyś żeby nie wierz mi ,a i nie wykluczałbym trzeciej osoby, możliwe że na i w  bliższym planie ,dowiesz się prędzej czy później.
Nie rezygnuj ze swojej terapii

Trzymaj się .

48 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2021-01-15 21:23:12)

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
merle napisał/a:

Dla mnie to koniec. Nie jestem w stanie jej wybaczyć ostatnich miesięcy, nawet jeśli ona z jakiegoś powodu chciałaby wrócić. Nie wiem jak tak bardzo mogłem się pomylić w ocenie innej osoby. To była miłość mojego życia. Kochałem i okazywałem to, starałem się, dawałem z siebie tyle, co w żadnym innym wcześniejszym związku. Zrobiłem wszystko okej, poza tym, że byłem sobą.

Lepsza byłaby zdrada, przynajmniej jej wina byłaby niezaprzeczalna i może łatwiej byłoby się z tym pogodzić...

Przykra sprawa :-(

Przelała się czara goryczy. Doszedłeś do swojej granicy, uprzednio robiąc wiele, aby utrzymać związek, nie mniej o to do siebie żalu i pretensji. Wiadomo było, że sam tego nie posklejasz, więc skoro ona nie widzi sensu i nie czuje motywacji, żeby Wasza relacja i rodzina wyszła z kryzysu, to przyszedł czas powiedzieć sobie pas.
Tak szczerze, to liczyłam, że ona jeszcze się opamięta, bo wydajesz się sensownym facetem, któremu zależy. Tym bardziej szkoda, że ona nadal prowokuje scysje i ogólnie aktywnie szuka winnego :-( , ale nie daj sobie wmówić winy tam, gdzie jej nie ma. Można powiedzieć, że ona zrobiła wiele, żebyś w końcu zdecydował się na odejście i bardzo nie chciała postawić siebie w tej aktywnej roli. Lepiej dla niej było popychać Cię do decyzji i dopięła swego.

Dużo siły Tobie teraz życzę. Trzymaj się!

49

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
paslawek napisał/a:

Myślę że to jeszcze nie koniec napięć niestety,dzielnie walczyłeś ,na ten czas przykro mi że tak się dzieje z wami i u was współczuje .
Czy zdrada lepsza ,jak by zdradziła to wolałbyś żeby nie wierz mi ,a i nie wykluczałbym trzeciej osoby, możliwe że na i w  bliższym planie ,dowiesz się prędzej czy później.
Nie rezygnuj ze swojej terapii

Trzymaj się.

Na pewno nie koniec napięć. Teraz dopiero zacznie się jazda niestety. Rozwód, opieka nad dziećmi, sprawy alimentacyjne, itd. I to w sytuacji, gdzie ona ewidentnie nie będzie podchodziła do sprawy uczciwie, będzie walczyć, by ugrać jak najwięcej. Tego jestem pewien.

Natomiast to jest koniec z mojej strony. Koniec szans, złudzeń, tłumaczenia jej osoby, że to nie jej wina. To jej wina. Działa w pełni świadomie. Ta sytuacja z dziś to był majstersztyk manipulacji. Nie wdając się w szczegóły, dodałem 2+2 i na chłopski rozum rozegrała mnie dzisiaj perfekcyjnie.

Przestałem wykluczać osobę trzecią. To będzie albo to, albo jakieś poważniejsze problemy psychiczne, typu ChAD (nie pytaj skąd takie przypuszczenia, mam powody).

Czemu to nie może być zwykłe odkochanie? Bo nie byłaby taka okrutna i nieucziwa... chciałaby się dogadać.

Co do terapii, poszedłem na nią, żeby naprawiać małżeństwo. Nie da się go naprawić, więc nie widzę sensu w jej kontynuowaniu. Jeśli kiedyś znów będę chciał zaufać jakiejś kobiecie, pomyślę wcześniej o terapii - teraz finanse przydadzą się bardziej na opłaty sądowe, prawnika. Na ten moment będę sam, a akurat siebie lubię smile

Daję jej czas do końca lutego na wyprowadzkę. Będę walczył o to, by nasze wspólne dziecko zostało ze mną. Będzie to czas na ewentualne dogadanie się, by nie musieć iść w sądzie na noże. Jeśli się wyprowadzi i jakimś cudem dogadamy się ucziciwe, nie będę spieszył się z rozwodem. Jak w marcu nadal tu będzie, pójdzie pozew rozwodowy od razu.

MagdaLena1111 napisał/a:

Przykra sprawa :-(

Przelała się czara goryczy. Doszedłeś do swojej granicy, uprzednio robiąc wiele, aby utrzymać związek, nie mniej o to do siebie żalu i pretensji. Wiadomo było, że sam tego nie posklejasz, więc skoro ona nie widzi sensu i nie czuje motywacji, żeby Wasza relacja i rodzina wyszła z kryzysu, to przyszedł czas powiedzieć sobie pas.
Tak szczerze, to liczyłam, że ona jeszcze się opamięta, bo wydajesz się sensownym facetem, któremu zależy. Tym bardziej szkoda, że ona nadal prowokuje scysje i ogólnie aktywnie szuka winnego :-( , ale nie daj sobie wmówić winy tam, gdzie jej nie ma. Można powiedzieć, że ona zrobiła wiele, żebyś w końcu zdecydował się na odejście i bardzo nie chciała postawić siebie w tej aktywnej roli. Lepiej dla niej było popychać Cię do decyzji i dopięła swego.

Dużo siły Tobie teraz życzę. Trzymaj się!

Nie mam do niej pretensji, że nie widzi sensu, czy motywacji. Jeśli uczucie wygasło, bywa. Szkoda dzieci i tego wszystkiego, co budowaliśmy, do czego dążyliśmy, ale bywa. Natomiast jej zachowanie jest dla mnie niepojęte. Naprawdę... stałem się wrogiem numer jeden i albo jest jak ona chce, albo nie jest wcale. Żadnego pójścia na kompromis. Bez brania jeńców. Nie rozumiem tego, skąd ten całkowity brak empatii i wręcz okrucieństwo.

Co do winy... nie dam jej sobie wmówić. Ale co do głupoty i naiwności... niestety 100% nawaliłem. Patrząc retrospektywnie nie powinienem był się z nią wiązać, a już na pewno nie tak szybko mieć dziecko. Gdybym był sensownym facetem, nie znalazłbym się w tej sytuacji.

50

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Merle

Przykre to bardzo. Wiem, bo przerabiałam. To okrucieństwo, manipulacje, obwinianie,spiskowanie z kochanką przeciwko rodzinie, wbijanie noża w plecy i kręcenie nim. To ta otoczka była gorsza od zdrady i romansu. Ja się zawzięłam i czekałam na podjęcie decyzji przez niego, w sumie rok. Chciałam mieć czyste sumienie. W końcu sama  sprowokowałam go do podjęcia decyzji. A on na to czekał.
Tutaj nie będzie niestety wygranych, a największą cenę zapłacą dzieci.

Skoro idziesz na wojnę i chcesz żyć z dzieckiem to zacznij od dyktafonu w domu. Ona wcześniej czy później odbędzie rozmowę telefoniczną, w której poda Ci dowody na tacy. A przynajmniej dla siebie samego informację, że to jej decyzja i jej wina (Rozpad rodziny, bo może  i do kryzysu się trochę przyczyniłeś. Ale rozwalenie rodziny to będzie jej kamień). To postawienie kropki nad i (czyli jej decyzja w sprawie rozwalenia rodziny) Tobie da większy spokój psychiczny w przyszłości.

Skoro już wiesz, w jaki sposób ona Tobą manipuluje, to spróbuj to rozegrać na zimno dla siebie. Trudne to ale możliwe.

Przykro mi, że także Ciebie to spotkało. Zadbaj więc o siebie właśnie. I dzieci.

51

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Mówi się, że w związku osoba mniej zaangażowana i której mniej zależy jest w lepszej sytuacji i rozdaje w tym związku karty. Ty właśnie ustawiłeś się w pozycji proszącego, starającego się, pracującego nad waszą relacją (twoja terapia), podczas gdy żona nieustannie torpeduje wszystko co robisz i pokazuje swoją obojętność, a nawet hardość. Nie sądzę, aby wpływ na nią miały leki antydepresyjne które bierze, może tylko po nich pozbyła się lęku przed podejmowaniem ważnych dla niej, życiowych decyzji. W połączeniu z tym, że ma dobrą pracę i stała się niezależna od ciebie finansowo doprowadziło wasz związek do punktu w którym teraz jesteście. 
Twoja żona kiedyś tam potrzebowała kogoś takiego jak ty, silnego faceta który  będzie ją wspierał, otoczy opieką i przy którym poczuje się bezpiecznie. Teraz, może pierwszy raz w swoim życiu już tej opieki nie potrzebuje, sama czuje się silna  i zachłystuje się tą świadomością, zupełnie nie zwracając uwagi, że zostawia za sobą zgliszcza, że cię rani i niszczy. Osoba która kocha, nie robi takich rzeczy, nie zachowuje się tak i nie ma tu tłumaczenia ani lekami, ani niczym innym. Nie można nikogo zmusić do miłości, ani do tego, aby "było jak dawniej" .
Moim zdaniem dobrze robisz, że nie chcesz tego już dłużej ciągnąć i wciąż walczyć z wiatrakami, bo ileż można? Niech twoja żona zacznie ponosić konsekwencje swoich decyzji, z tymi najtrudniejszymi i najgorszymi włącznie. Chyba nie możesz nic więcej zrobić, niż tylko zacząć myśleć o sobie.
Kiedy relacja sprawia, że czujesz się gorzej niż lepiej, nie ciągnij jej na siłę. Nie wchodzisz w związek, żeby być źle traktowanym, ignorowanym lub straszonym porzuceniem. To powinieneś swoje żonie jasno zakomunikować, oraz to, że właśnie twoja wola ratowania waszego małżeństwa się wypaliła.
Nie będzie łatwo, ale raczej nie masz wyboru i innego wyjścia. Relacja, w której tylko jedna osoba się stara, tylko jednej zależy, nie da nikomu ani szczęścia, ani spełnienia, a z czasem staje się coraz bardziej toksyczna, czego właśnie doświadczasz.

52 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-01-16 10:02:44)

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
merle napisał/a:

Na pewno nie koniec napięć. Teraz dopiero zacznie się jazda niestety. Rozwód, opieka nad dziećmi, sprawy alimentacyjne, itd. I to w sytuacji, gdzie ona ewidentnie nie będzie podchodziła do sprawy uczciwie, będzie walczyć, by ugrać jak najwięcej. Tego jestem pewien.

Natomiast to jest koniec z mojej strony. Koniec szans, złudzeń, tłumaczenia jej osoby, że to nie jej wina. To jej wina. Działa w pełni świadomie. Ta sytuacja z dziś to był majstersztyk manipulacji. Nie wdając się w szczegóły, dodałem 2+2 i na chłopski rozum rozegrała mnie dzisiaj perfekcyjnie.

Przestałem wykluczać osobę trzecią. To będzie albo to, albo jakieś poważniejsze problemy psychiczne, typu ChAD (nie pytaj skąd takie przypuszczenia, mam powody).

Czemu to nie może być zwykłe odkochanie? Bo nie byłaby taka okrutna i nieucziwa... chciałaby się dogadać.

Co do terapii, poszedłem na nią, żeby naprawiać małżeństwo. Nie da się go naprawić, więc nie widzę sensu w jej kontynuowaniu. Jeśli kiedyś znów będę chciał zaufać jakiejś kobiecie, pomyślę wcześniej o terapii - teraz finanse przydadzą się bardziej na opłaty sądowe, prawnika. Na ten moment będę sam, a akurat siebie lubię smile

Daję jej czas do końca lutego na wyprowadzkę. Będę walczył o to, by nasze wspólne dziecko zostało ze mną. Będzie to czas na ewentualne dogadanie się, by nie musieć iść w sądzie na noże. Jeśli się wyprowadzi i jakimś cudem dogadamy się ucziciwe, nie będę spieszył się z rozwodem. Jak w marcu nadal tu będzie, pójdzie pozew rozwodowy od razu.



Nie mam do niej pretensji, że nie widzi sensu, czy motywacji. Jeśli uczucie wygasło, bywa. Szkoda dzieci i tego wszystkiego, co budowaliśmy, do czego dążyliśmy, ale bywa. Natomiast jej zachowanie jest dla mnie niepojęte. Naprawdę... stałem się wrogiem numer jeden i albo jest jak ona chce, albo nie jest wcale. Żadnego pójścia na kompromis. Bez brania jeńców. Nie rozumiem tego, skąd ten całkowity brak empatii i wręcz okrucieństwo.

Co do winy... nie dam jej sobie wmówić. Ale co do głupoty i naiwności... niestety 100% nawaliłem. Patrząc retrospektywnie nie powinienem był się z nią wiązać, a już na pewno nie tak szybko mieć dziecko. Gdybym był sensownym facetem, nie znalazłbym się w tej sytuacji.

Ostatnie zdanie jest nieprawdziwe Merle.

Tu masz Marka

https://www.netkobiety.pl/t116606.html

53

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Wydawałoby się, żę zdrada i oszukiwanie drugiej osoby to najgorsze co mozę spotkać kogoś, kto został pokrzywdzony. Ale, jak się czyta o takich podłych manipulacjach i przerzucaniu winy na innych to chyba traci się ostatecznie wiarę w człowieka. To chyba jakiś rodzja mechanizmu obronnego, aby nie dopuścić do siebie, że winqa leży po stronie tego, który rzeczywiście zdradził i oszukał.
Smutne jest to, żę ludzie potrafią się tak radykalnie zmienić i nagle przyjąć strategie w której nie patrza zupełnie co robią i jak ich działania szkodza wszytkim naokoło.

54 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-01-16 10:32:31)

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
bagienni_k napisał/a:

Wydawałoby się, żę zdrada i oszukiwanie drugiej osoby to najgorsze co mozę spotkać kogoś, kto został pokrzywdzony. Ale, jak się czyta o takich podłych manipulacjach i przerzucaniu winy na innych to chyba traci się ostatecznie wiarę w człowieka. To chyba jakiś rodzja mechanizmu obronnego, aby nie dopuścić do siebie, że winqa leży po stronie tego, który rzeczywiście zdradził i oszukał.
Smutne jest to, żę ludzie potrafią się tak radykalnie zmienić i nagle przyjąć strategie w której nie patrza zupełnie co robią i jak ich działania szkodza wszytkim naokoło.

Baginniku jeżeli przypuszczenie Merle co do choroby żony są słuszne to niestety Ch,A.d miewa właśnie takie oblicze, zwłaszcza jeżeli źle lub nie leczony wcale .Co nie jest usprawiedliwieniem podłości oczywiście.

55

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Oczywiście, że tak smile Chociaż ja osobiście patrzę już inaczej na kogoś, u kogo stwierdzono rzeczywistą i rozpoznaną jednostkę chorobową, wpływającą w tak znacznym stopniu na relacje międzyludzkie.
Takiemu człowiekowi powinno się spróbować chociaż pomóc, co już nie musi leżeć w geście Autora rzecz jasna..

56

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
merle napisał/a:

Po tym SMSie żona następnego dnia niespodziewanie przyszła i zapytała o jedną rzecz, na której najbardziej zależy mi w związku.

I powiedziałeś jej?

merle napisał/a:

Dzieci nie chciały z nią jechać. Ale w pewnym momencie starsze powiedziało, że pojedzie.

merle napisał/a:

Za chwilę wypindrzona przychodzi i mówi, że po wizycie u mamy umówiła się z koleżanką i że może wróci na noc, może nie.

Była u matki z dzieckiem?
Była u tej koleżanki?
Sama czy z dzieckiem?
Wróciła na noc?

merle napisał/a:

Powiedziałem jej wszystko, co myślę o tej całej sytuacji, kończąc, że popełnia duży błąd i że potrzebuje pomocy.

Czyli co jej powiedziałeś/
Dlaczego uważasz że ona potrzebuje pomocy? Bo według Ciebie postępuje irracjonalnie? Bo nie postępuje jak Ty chcesz?

merle napisał/a:

Trochę jeszcze do niej pisałem i chciałem, by chociaż jasno napisała, że to koniec, i że z jej perspektywy jesteśmy wolni. W końcu odpisała, że tak, że to koniec małżeństwa

Czyli wiesz na czym stoisz. Jak chcesz to zakończyć - wiem że rozwodem ale czy z jej winy?

merle napisał/a:

Nie wiem jak tak bardzo mogłem się pomylić w ocenie innej osoby.

Tu odpowiedz jest prosta - zakochałeś się i pewne procesy myślowe zostały zablokowane.

merle napisał/a:

Przestałem wykluczać osobę trzecią.

Jeśli masz dostęp do bilingów to sprawdź czy około lipca-sierpnia nie pojawia się jakiś często powtarzalny numer.
Musisz się wyciszyć, zastosuj 34 kroki, bo targają Tobą silne emocje a to zły doradca.

57

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
faja napisał/a:

Przykre to bardzo. Wiem, bo przerabiałam. To okrucieństwo, manipulacje, obwinianie,spiskowanie z kochanką przeciwko rodzinie, wbijanie noża w plecy i kręcenie nim. To ta otoczka była gorsza od zdrady i romansu. Ja się zawzięłam i czekałam na podjęcie decyzji przez niego, w sumie rok. Chciałam mieć czyste sumienie. W końcu sama  sprowokowałam go do podjęcia decyzji. A on na to czekał.
Tutaj nie będzie niestety wygranych, a największą cenę zapłacą dzieci.

Podziwiam, że wytrzymałaś rok. Co do wygranych, nie wiem na jakim etapie jesteś, ale z czasem jednak życie się ułoży, w taki, czy inny sposób. Dzieci bardzo szybko dorastają i kiedyś to wspólne zobowiązanie znikinie. Jeśli chodzi o cenę jaką zapłacą, też zależy, czy rodzice potrafią działać razem, by ta cena była jak najmniejsza. Mnie najbardziej dziwi zachowanie żony, gdzie ona nie jest nieświadoma konsekwencji, przecież przechodziła przez to z byłym mężem. Widać było, że mąż wykorzystuje dzieci do walki z nią. Były różne kłopoty wychowawcze i inne sytuacje, które nie zdarzyłyby się z nierozbitej rodzinie. Więc ona dobrze zna konsekwencje, a mimo to nie chce współpracować.

faja napisał/a:

Skoro idziesz na wojnę i chcesz żyć z dzieckiem to zacznij od dyktafonu w domu. Ona wcześniej czy później odbędzie rozmowę telefoniczną, w której poda Ci dowody na tacy. A przynajmniej dla siebie samego informację, że to jej decyzja i jej wina (Rozpad rodziny, bo może  i do kryzysu się trochę przyczyniłeś. Ale rozwalenie rodziny to będzie jej kamień). To postawienie kropki nad i (czyli jej decyzja w sprawie rozwalenia rodziny) Tobie da większy spokój psychiczny w przyszłości.

Dyktafon? Jestem przekonany, że wszystko co ma do ukrycia (jeżeli jest ta osoba trzecia) znajduje się w jej telefonie. Ktoś z Was uważa, że wyrwanie jej go z ręki i przejrzenie zawartości to zły pomysł?

No i oczywiście chciałbym bardzo żyć z dzieckiem, ale też szanse raczej minimalne. Sądy patrzą na dobro dziecka i z kim dziecko ma większą więź (a ma ze mną), ale też imparatywem jest nierozdzielanie rodzeństwa. Masz rację w takim razie, że musiałbym zebrać na nią mocne rzeczy, bo w przeciwnym razie syn na pewno wyląduje z nią.

faja napisał/a:

Skoro już wiesz, w jaki sposób ona Tobą manipuluje, to spróbuj to rozegrać na zimno dla siebie. Trudne to ale możliwe.

Nie wiem, czy mam tyle siły, ale oczywiście masz rację.

faja napisał/a:

Przykro mi, że także Ciebie to spotkało. Zadbaj więc o siebie właśnie. I dzieci.

Również Ci współczuję i dzięki za dobre słowo.

@Salomonka, 100% racji. Może poza samym otwarciem:

Salomonka napisał/a:

Mówi się, że w związku osoba mniej zaangażowana i której mniej zależy jest w lepszej sytuacji i rozdaje w tym związku karty.

To trochę pachnie jakimiś gierkami, manipulacją. Takie związki z założenia nie mogą działać. W dojrzałym, dobrym związku nie ma miejsca na rozdawanie kart.

paslawek napisał/a:

Tu masz Marka

Zacząłem lekturę, ale trochę czytania jest. Odniose się jak uda się przejść przez całość. Zawsze znajdziesz odpowiedni istniejący już wątek smile

bagienni_k napisał/a:

Wydawałoby się, żę zdrada i oszukiwanie drugiej osoby to najgorsze co mozę spotkać kogoś, kto został pokrzywdzony. Ale, jak się czyta o takich podłych manipulacjach i przerzucaniu winy na innych to chyba traci się ostatecznie wiarę w człowieka. To chyba jakiś rodzja mechanizmu obronnego, aby nie dopuścić do siebie, że winqa leży po stronie tego, który rzeczywiście zdradził i oszukał.
Smutne jest to, żę ludzie potrafią się tak radykalnie zmienić i nagle przyjąć strategie w której nie patrza zupełnie co robią i jak ich działania szkodza wszytkim naokoło.

Tak jak napisała faja, chyba nie sama zdrada jest najgorsza, a właśnie ta otoczka. Nie ma co jednak tracić wiary w ludzi, jesteśmy bardzo różni, wszyscy mamy jakieś wady i zalety. Nie każdy manipuluje. Moja pierwsza żona zdradziła mnie, ale rozstaliśmy się bardzo pokojowo. Sytuacja była inna, bo jedyne co mieliśmy wspólne to auto. Ale jednak z racji tego, że to ona zdradziła, poczuła się do odpowiedzialności i oddała mi samochód. Nie była chłodna, wyrachowana, współpracowaliśmy bez obwiniania, bez nienawiści, można nawet powiedzieć, że okazywaliśmy sobie troskę (niedługo po rozstaniu zmarł jej ukochany pies, a do tego okazało się, że ma czerniaka - karma?). Jasne, że zdradziła, ale mogłem sobie też wiele zarzucić, więc naprawdę nie było co wszczynać wojny. Jesteśmy tylko ludźmi, nie na wszystko mamy wpływ, ale świadoma manipulacja i krzywdzenie drugiej strony, to coś od czego powinniśmy uciekać.

paslawek napisał/a:

Baginniku jeżeli przypuszczenie Merle co do choroby żony są słuszne to niestety Ch,A.d miewa właśnie takie oblicze, zwłaszcza jeżeli źle lub nie leczony wcale .Co nie jest usprawiedliwieniem podłości oczywiście.

To tylko przypuszczenia. Piszę z psychiatrą. Nie na zasadzie bycia pacjentem, tylko takim, który stara się doradzić. Po opisie żony i jej przeszłości, stwierdził, że to może być ChAD, ale żebym się na to nie nakręcał.

bagienni_k napisał/a:

Oczywiście, że tak smile Chociaż ja osobiście patrzę już inaczej na kogoś, u kogo stwierdzono rzeczywistą i rozpoznaną jednostkę chorobową, wpływającą w tak znacznym stopniu na relacje międzyludzkie.
Takiemu człowiekowi powinno się spróbować chociaż pomóc, co już nie musi leżeć w geście Autora rzecz jasna..

Oczywiście, że bym jej pomógł, ale żeby to zrobić, ona musiałaby najpierw pójść się zdiagnozować, żeby potwierdzić lub wykluczyć. Na takie działanie mam 0 wpływu. Gdyby okazało się, że coś jest na rzeczy, to rozmowa byłaby zupełnie inna i nawet bym nie myślał, by ją zostawić. No, ale nie można chwytać się brzytwy i łudzić się, że to choroba. Nie da się czekać w nieskończoność.

maku2 napisał/a:

I powiedziałeś jej?

Nie. Chciałem wczoraj, bo zaczął się weekend po ciężkim tygodniu w pracy i była chwila, by na spokojnie zastanowić się nad odpowiedzą. No ale po jej akcji zupełnie mi się odechiało nad tym dumać smile

maku2 napisał/a:

Była u matki z dzieckiem?
Była u tej koleżanki?
Sama czy z dzieckiem?
Wróciła na noc?

Sorry, skrót myślowy. Starsze powiedziało, że pojedzie, na co ona, że już za późno, bo umówiła się z koleżanką, więc pojechała sama. Jeśli jednak dobrze pamiętam kolejność zdarzeń to najpierw była chęć pojechania razem z mamą, a potem dopiero rozmowa, gdzie żona z kimś się umawiała. Jednym słowem ściema. Na noc nie wróciła. Po powrocie dziś około południa nie odezwała się słowem.

maku2 napisał/a:

Czyli co jej powiedziałeś/
Dlaczego uważasz że ona potrzebuje pomocy? Bo według Ciebie postępuje irracjonalnie? Bo nie postępuje jak Ty chcesz?

Poczytaj odpowiedzi paslawka. Chodzi o to, że żona jest DDA, co sama przyznaje. Ma to nie do końca przerobione i przydałaby się jej terapia. Do tego przesadza ostatnio z alkoholem i wreszcie ustawiła mnie w pozycji wroga. Zmienia się, ale w taki niekontrolowany sposób. Moim zdaniem potrzebuje pomocy, ale wcale nie jest powiedziane, że sama sobie z tym nie poradzi, choć podejrzewam, że paslawek powie Ci, że na pewno sobie nie poradzi.

maku2 napisał/a:

Czyli wiesz na czym stoisz. Jak chcesz to zakończyć - wiem że rozwodem ale czy z jej winy?

Wolałbym z jej winy, tylko czy to będzie możliwe? Wszystko zależy od dowodów jakie będę w stanie przedstawić, a na razie nie ma konkretów, które świadczyłyby o jednostronnej winie. Zapewne więc skończy się na braku orzekania.

maku2 napisał/a:

Tu odpowiedz jest prosta - zakochałeś się i pewne procesy myślowe zostały zablokowane.

Niby proste, ale człowiek nie jest zakochany 8 lat. Zapytałbyś mnie pół roku temu, co do niej czuje, odpowiedź byłaby: kocham ją tak samo jak na początku, o ile nie bardziej. Tylko odróżnijmy tu miłość od zauroczenia. Zauroczenie zasłania wady drugiej strony, ale ta faza związku u nas już dawno minęła.

maku2 napisał/a:

Jeśli masz dostęp do bilingów to sprawdź czy około lipca-sierpnia nie pojawia się jakiś często powtarzalny numer.
Musisz się wyciszyć, zastosuj 34 kroki, bo targają Tobą silne emocje a to zły doradca.

Nie mam.

Na 34 kroki już raczej za późno, a w sprawie emocji, słusznie prawisz. Staram się je wyciszać i jestem ich świadomy. To dobry początek, ale niestety czasami biorą górę.

58

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

@paslawek

Przeczytałem wątek Marka. Nie każdą jedną wypowiedź wszystkich, ale wszystkie posty Autora.

No hardcore. Przechodząc przez pierwszą stronę, widziałem wiele podobieństw do swojej sytuacji, ale potem to już była równia pochyła w wykonaniu jego eks.

Autor, choć był atakowany przez niektórych forumowiczów, po prostu wiedział od samego początku czego chce, i do tego dążył. Powoli, spokojnie (choć co przeżył to jego), konsekwentnie.

Szczerze to nie rozumiem, co dzieje się w głowach takich kobiet. Jak można z normalnej osoby stać się... hmmm... potworem? Szczególnie, że nic przecież takiego nie wydarzyło się pomiędzy Autorem, a eks, żeby miało wyjść aż takie piekiełko.

Nie sądzę, by moja żona była zdolna do podobnego zachowania. Jakaś wajcha się przestawiła, ale nie byłaby w stanie po pierwsze tak krzywdzić swoich dzieci, czy traktować je tak instrumentalnie.

Natomiast antydepresanty w połączeniu z alko... no tak... wypisz wymaluj moja żona...

Jeszcze nie powiedziałem jej, że daję jej czas do końca lutego na wyprowadzkę. Powiem to jutro, żeby mieć pewność, że A) nie działam w emocjach, B) żeby zrozumiała, że nie jest to jakaś zemsta, a przemyślana decyzja.

Swoją drogą dziś jest dla mnie inna. Nie jest wroga. Oczywiście nie jest też miła, ale jak się odzywa, to normalnie. Widać, że ma jakieś wyrzuty sumienia za wczoraj.

Psy szczekają, a karawana jedzie dalej.

59 Ostatnio edytowany przez KoloroweSny (2021-01-16 22:50:35)

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Bardzo mi przykro czytać kolejny, jakby nie patrzec post/wątek o rozstaniu w małżeństwie. Ogromna szkoda, że ludzie tak się traktują i nie potrafią dogadać. Życze Ci autorze mimo wszystko spokoju ducha i dużo wytrwałości.

60 Ostatnio edytowany przez Cyniczny (2021-01-17 10:57:51)

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Oj Panie,

Z reguły jak pojawia się ktoś trzeci albo przynajmniej poczucie, że stać kobietę na lepszego gdy ona nic nie czuje oddała się od Ciebie. Twoje racjonalizowanie sobie lekami jak widzisz było o kant tylka roztrzaść. Problem duży leży w Twojej postawie. Jasne, jest nam wmawiane że trzeba traktować kobiety jak księżniczki i są centrum naszego życia ale gdy to robimy bardzo często dostajemy takie kopy jak właśnie Ty i miotasz się nie wiedząc co zrobić. Zezwoliłeś jej na takie traktowanie Ciebie, tłumacząc to chorobą. Podejrzewam że w związku byłeś ciepły misio co potrzebuje dużo czułości. W takich właśnie sytuacjach nie biegasz i lamentujesz tylko zajmujesz się sobą a choćby na siłę ignorując ją Ty zaś biegałeś i plakales jak zbity pies. Dopóki się nie nauczysz traktowania z WZAJEMNOŚCIĄ. Będziesz kopany przez kobiety bo okazujesz zero szacunku do samego siebie, nie widać w Tobie męskości i ustalonych granic. Ucz się chłopie bo już dwa razy zostałeś walnięty w rogi. Zalecam zero czułości, najlepiej również się do niej nie odzywaj za wyjatkiem tematu wspólnych spraw. Jeśli będziecie rozmawiać na temat waszej nieudanej relacji nagrywaj rozmowy. Polecam odnaleźć jaja i w następnej “relacji” inaczej reagować a co najważniejsze nie latać jak piesek.

61 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2021-01-17 11:19:09)

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
merle napisał/a:

Co do winy... nie dam jej sobie wmówić. Ale co do głupoty i naiwności... niestety 100% nawaliłem. Patrząc retrospektywnie nie powinienem był się z nią wiązać, a już na pewno nie tak szybko mieć dziecko. Gdybym był sensownym facetem, nie znalazłbym się w tej sytuacji.

Łudzisz się, jeśli wydaje się Tobie, że na wszystko masz wpływ i możesz kontrolować wszystkie elementy swojego życia.
To, co teraz robisz dobrze znam z autopsji, lecz na dłuższą metę samobiczowanie się, żeby utrzymać iluzję kontroli, jest wyczerpującą pułapką. Bo nie da się mieć wpływu na wiele aspektów własnego życia, szczególnie jeśli życie wiążemy z drugą osobą i godzimy się na współzależność. Gdyż na drugą osobę masz jednak bardzo ograniczony wpływ.
A sam dużo pisałeś tu o zmianie, która zaszła w Twojej żonie. Ona w sobie coś przewartościowała. Z jednej strony jest tą samą kobietą, z którą się związałeś, a z drugiej jakby kimś zupełnie nowym. I nie możesz mieć do siebie pretensji, że ona się zmieniła. Niestety, nie każda zmiana jest „dobrą zmianą” ;-)

62

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Merle czy ty po jej poprzednim małżeństwie byłeś osobą 3? Czy tamto małżeństwo zakończyło się w podobny sposób?

63

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?

Zastanawia mnie czy na zachowanie żony ma wpływ łączenie antydepresantów z alkoholem?

64

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
KoloroweSny napisał/a:

Bardzo mi przykro czytać kolejny, jakby nie patrzec post/wątek o rozstaniu w małżeństwie. Ogromna szkoda, że ludzie tak się traktują i nie potrafią dogadać. Życze Ci autorze mimo wszystko spokoju ducha i dużo wytrwałości.

Dziekuję smile A statystyki są jasne, praktycznie 50% rozwodów w przypadku pierwszego małżeństwa i aż 67% w przypadku drugiego. No i jeśli do tego dodamy, że nie wszyscy się rozwodzą, bo np nie wypada lub są ze sobą dla dzieci, to tak naprawdę większość z nas ma problemy w związkach, gdzie choć jedna strona nie jest szczęśliwa.

Cyniczny napisał/a:

Z reguły jak pojawia się ktoś trzeci albo przynajmniej poczucie, że stać kobietę na lepszego gdy ona nic nie czuje oddała się od Ciebie. Twoje racjonalizowanie sobie lekami jak widzisz było o kant tylka roztrzaść. Problem duży leży w Twojej postawie. Jasne, jest nam wmawiane że trzeba traktować kobiety jak księżniczki i są centrum naszego życia ale gdy to robimy bardzo często dostajemy takie kopy jak właśnie Ty i miotasz się nie wiedząc co zrobić. Zezwoliłeś jej na takie traktowanie Ciebie, tłumacząc to chorobą. Podejrzewam że w związku byłeś ciepły misio co potrzebuje dużo czułości. W takich właśnie sytuacjach nie biegasz i lamentujesz tylko zajmujesz się sobą a choćby na siłę ignorując ją Ty zaś biegałeś i plakales jak zbity pies. Dopóki się nie nauczysz traktowania z WZAJEMNOŚCIĄ. Będziesz kopany przez kobiety bo okazujesz zero szacunku do samego siebie, nie widać w Tobie męskości i ustalonych granic.

Widzę, że nick masz idealny smile I w jednym przyznam Ci rację, fakt, że wiążę się z takimi, a nie innymi kobietami, świadczy o mnie. Natomiast jakieś gierki albo odgórne zasady, że trzeba postąpić tak, czy inaczej, to po prostu nie dla mnie. Jednak lamentuję tu, a nie do niej. Tak, biegałem, próbując naprawiać, ale nie prosiłem, nie błagałem, nie poniżałem się. Raczej próbowałem pewne rzeczy tłumaczyć na spokojnie, popierając je argumentami i przykładami, ale albo nie docierało, albo wyprowadzało ją to z równowagi. Jednak już starczy, więc nie bardzo rozumiem, co próbujesz przekazać smile Postawa, o której piszesz to nic innego jak rozgrywanie drugiej strony, a mnie nie chodzi o to, by kogoś przy sobie za wszelką cenę zatrzymać, a o to, by związek opierał się na solidnych fundamentach. Stąd cierpliwość i próba dotarcia do niej. I choć próbowałem racjonalizować poprzez leki, czy chorobę, chcąc zroumieć, o co biega, jak widzisz, cierpliwość się skończyła. Przynajmniej mogę powiedzieć, że zachowałem się zgodnie z własnymi przekonaniami i walczyłem, zamiast uciekać się do gierek. Jesteśmy zwierzętami, mamy impulsy, potrzeby itd. Jednak jesteśmy też ludźmi i mamy wpływ na swoje zachowanie.

Cyniczny napisał/a:

Ucz się chłopie bo już dwa razy zostałeś walnięty w rogi. Zalecam zero czułości, najlepiej również się do niej nie odzywaj za wyjatkiem tematu wspólnych spraw. Jeśli będziecie rozmawiać na temat waszej nieudanej relacji nagrywaj rozmowy. Polecam odnaleźć jaja i w następnej “relacji” inaczej reagować a co najważniejsze nie latać jak piesek.

Nie wiemy, czy tu mamy sytuację z rogami. A w pierwszym małżeństwie, gdybyś przeczytał, to widziałbyś, że też nie byłem aniołem. Doprecyzowując - w zasadzie byłem gorszą stroną, tą która miała więcej za uszami, poza oczywiście samą zdradą. Łamałem serca w moim życiu, nie liczyłem się z ludźmi, miałem powodzenie i właśnie taki urok badboya. I wiesz co? Dojrzałem w końcu. I żadne gierki, czy udowadnianie, że nie jestem wielbłądem, mnie nie interesują.

MagdaLena1111 napisał/a:

Niestety, nie każda zmiana jest „dobrą zmianą”

Nie idźmy w politykę smile

MagdaLena1111 napisał/a:

A sam dużo pisałeś tu o zmianie, która zaszła w Twojej żonie. Ona w sobie coś przewartościowała. Z jednej strony jest tą samą kobietą, z którą się związałeś, a z drugiej jakby kimś zupełnie nowym. I nie możesz mieć do siebie pretensji, że ona się zmieniła.

Mam pretensję o to, że nie poznałem jej dobrze, zanim się związaliśmy i że po 9 miesiącach bycia razem, zaszła w ciążę. To było niedojrzałe niestety. Terez tak sobie marudzę, trochę użalam się nad sobą, ale to raczej tylko taki okres, który minie.

Dzięki jednak ze te słowa, bo dzięki forum ten okres pewnie skończy się szybciej i szybciej będzie można zacząć nowy rozdział smile

Ajko napisał/a:

Merle czy ty po jej poprzednim małżeństwie byłeś osobą 3? Czy tamto małżeństwo zakończyło się w podobny sposób?

Nie. Poznaliśmy się po około 1,5 roku od jej rozstania z mężem. Na papierze jeszcze byli małżeństwem, ale kilka miesięcy później uzyskała już rozwód. Natomiast w tamtym małżeństwie, prawie 10-letnim, ona dopuściła się zdrady, gdy miała 20 lat. Potem już była wierna, więc nie zapaliła mi się żadna lampka alarmowa, bo uznałem, że była wtedy bardzo młoda i nauczyła się na swoich błędach.

Nusia82 napisał/a:

Zastanawia mnie czy na zachowanie żony ma wpływ łączenie antydepresantów z alkoholem?

Tutaj paslawek jest ekspertem, może zechce dorzucić dwa grosze. Mnie oczywiście też to zastanwiało, ale z czasem zrozumiałem, że było dokładnie na odwrót. Najpierw zmiana, a w jej wyniku sięgnięcie po alkohol i antydepresanty. Natomiast sama kuracja tymi lekami powinna trwać pół roku do roku. Żona właśnie zaczyna drugi rok ich stosowania. I jeśli jej wierzyć, to nie sięgnęła po obie substancje z mojego powodu. Twierdzi, że to praca wywołała w niej taką potrzebę. Dlatego patrząc na chłodno, skłaniam się ku paslawkowi, że to są jej wewnętrzne problemy z samą sobą, a ja dostałem rykoszetem.

Tak jak pisała Salomonka, żona musi zacząć ponosić konsekwencje swoich decyzji, może wtedy się obudzi. Tylko, że wtedy najprawdopodobniej będzie już za późno. Długo podejmuję decyzję, ale jak już podejmę, to się z nich nie wycofuję. Kiedyś może będzie chciała wrócić, tak samo jak moja była żona zainicjowała kontakt po latach, ale tematu nie podjłąłem.

65 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-01-17 23:11:35)

Odp: Leki powodem wygasłego uczucia?
Nusia82 napisał/a:

Zastanawia mnie czy na zachowanie żony ma wpływ łączenie antydepresantów z alkoholem?

Jakiś pewnie ma dodatkowy wpływ, tylko to jest skutek to łączenie antydepresantów z alkoholem czegoś co jest i było wcześniej głębiej ukryte przyczyny.
Odkrycie "mocy" w tym połączeniu też ma skutki i wpływ na zachowania ,na pierwszy rzut to wszystko łatwo zrzucić na alkohol i antydepresanty,i tu ulec można potężnemu złudzeniu kontroli ,że jeżeli odstawi się alkohol to problemy znikną to nieprawda ,nie znikną same nawet od leków tylko ,leki mają działanie doraźnie wyrównujące ,wspomagające ,ale całe ich działanie terapeutyczne bez głębszych zmian pójdzie na marne ZAWSZE, bo wzrasta tolerancja na nie, a po odstawieniu wrócą starsze też chore ,szkodliwe sposoby na regulowanie uczuciami wycofane i niby znane teraz wcale nie lepsze.Alkohol bardzo źle wpływa na antydepresanty i odwrotnie antydepresanty na alkohol i jego działanie wszystko dzieje się w sferze sterowania uczuciami więc i na zachowania ma wpływ,zachowania również maja wpływ na to sterownie .
Czym dla żony Autora  jest taka ucieczka (?) "dopalanie się" ,znieczulanie i przed czym ucieka ,czego jakich uczuć emocji chce uniknąć ,jakie uczucia chce "zniszczyć",unieważnić?
Jest też tak jak w poście wyżej napisał Merle ,najpierw jakaś zmiana wewnątrz spowodowała inne zmiany np właśnie praca i to jak tam czuje się żona ,satysfakcja i napięcia silne z którymi sobie nie radziła wymusiły stosowanie leków a przy okazji być może odkryła działanie łączne z alkoholem ,stała się niby bardziej szczera odważna i spokojniejsza ,ale również,podła momentami okrutna prowokująca,oskarżająca Autora o wiele ze swego nieszczęścia .

to są skutki medyczne łączenia alko z antydepresantami :
wzrost senność polekowej;
osłabienie koncentracji i pamięci;
zaburzenia koordynacji wzrokowo-przestrzennej;
spadek ciśnienia krwi;
zmianę (nasilenie lub osłabienie) działania leków;
zwiększenie ryzyka wystąpienia zaburzeń rytmu serca.

to wyżej brzmi tak klinicznie sucho, a uzupełnijcie to w emocje,uczucia i życiową tkankę codzienności i być może dawkę zastrzyk jakich nadzwyczajnych euforii,egzaltacji i odwrotności tego np w stanach fascynacji,zauroczenia,.
Na przykład psychiatra prof. Friedman ostrzega, że łącznie antydepresantów z napojami alkoholowymi dwukrotnie zwiększa ryzyko uzależniania od alkoholu. W przypadku choroby dwubiegunowej ryzyko alkoholizmu jest aż 6-7-krotnie większe.

O wpływie rozwoju uzależnienia na życie i związki to tym razem daruję to sobie i wam bo to chyba dla osób z forum oczywiste rzeczy.

Posty [ 1 do 65 z 236 ]

Strony 1 2 3 4 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Leki powodem wygasłego uczucia?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024