femte napisał/a:.
Lawinia
Zaklad Pascala -trzeba na to popatrzec jak na gre. Wiec cena jest znana - calkowicie zniszczone zycie. Wiem, bylam katoliczka. A szansa wygranej? Sama tego nie umiesz ocenic, ani podac jakiegokolwiek faktu ktory by choc uprawdopodobnil istnienie boga - jakiegokolwiek. A potem, jezeli istnieje, to ktory? Zeus? Wielki Juju? A jak juz uzgodnisz, ze akurat ten - to jakie jest jego zdanie np. w kwestii antykoncepcji? O ile wiem, w Pismie Sw. ani slowa. Wiec niewiadome sie pietrza. I co, zniszczyc sobie zycie w nadziei na mrzonke?
Mam wrażenie, że zupełnie nie doceniasz mojego komentarza
i nie rozumiesz dlaczego i w jakim kontekście napisałam o zakładzie Pascala. Nota bene: w zakładzie (a raczej w tym, do jakich wniosków doprowadził on Pascala) nie chodzi o to, że opłaca się praktykować bez wiary, za to z obawy przed konsekwencjami, ale o to, że tak, czy inaczej warto wierzyć, realnie wierzyć.
Zakładam się i obstawiam, czy Bóg istnieje, czy nie. Jeśli uznam, że Bóg istnieje (wierzę) i wygram, to po śmierci czeka mnie zbawienie. Jeśli przegram to po śmierci nic już i tak nie ma znaczenia, bo mnie już nie ma. Jeśli uznam, że Boga nie ma (nie wierzę) i wygram to i tak nie ma znaczenia, bo po śmierci mnie już nie ma, a jeśli zaś przegram to czeka mnie wieczne potępienie.
Z tej perspektywy to, co daję w zastaw (życie doczesne) jest mniej warte od możliwej wygranej (życie wieczne). Ciekawe zaś jest to, że wygrana niewierzącego jest taka sama jak przegrana wierzącego. Z tej perspektywy niewierzący bardziej powinien bać się śmierci niż wierzący (i zgodnie z tą wiarą żyjący). Wierzący pomyśli „jeśli się pomyliłem to mnie nie będzie, a jak miałem rację to - hurra! - pójdę do nieba", niewierzący zaś powie: „jeśli się pomyliłem to pójdę do piekła, a jeśli miałem rację to - hurra! - mnie nie będzie”. Wydaje się, że niewierzący z tej perspektywy naraża się na coś więcej niż nieprzyjemne rozczarowanie wierzącego, któremu po prostu zgaśnie świadomość.
Tylko podkreślam raz jeszcze - „sprawdzam” możesz powiedzieć po śmierci
Ja widzę obrazowy, skrótowy sens zakładu Pascala, choć sama na tym nie opieram swojej wiary.
Cena zakładu to nie jest zniszczone życie. Cena zakładu to po prostu życie. Obojętne, jak obstawisz - zawsze(!) w zastaw dajesz swoje życie doczesne i jeszcze (ewentualne) życie po śmierci na dodatek. Każdy obstawia, bez wyjątku - tak wygląda ludzkie życie, w tym sensie od zakładu nie ma ucieczki, nawet jeśli nie jesteśmy świadomi, że weń gramy. Jeśli wybierzesz ateizm to robisz dokładnie to samo - grasz swoim życiem, cena jest taka sama. Tylko, że to, czy obstawisz czerwone, czy czarne determinuje w jaki sposób sobie z tym zastawem będziesz poczynać. Tyle.
Skąd wiesz czy umiem, czy nie umiem uprawdopodobnić istnienie Pana Boga? Skąd takie przypuszczenia? Moim zdaniem już samo istnienie świata jako takiego, jego uporządkowanie, skomoplikowanie i celowość zachodzących w nim procesów to jeden z lepszych argumentów przemawiających za istnieniem rozumnego Stwórcy. Jest tych argumentów więcej, ale tu podam na razie tylko ten, chętnie pogadam o innych, jeśli Cię to zajmuje. Możesz też poczytać pięć dowodów św. Tomasza z Akwinu.
Potem skoro jestem przekonana, że musi istnieć Stwórca, to oczywiste jest dla mnie, że jako istota doskonała musi być jeden. Tylko takie założenie może być satysfakcjonujące. W uproszczeniu: wielość bogów to gwarancja tego, że żaden z nich nie jest nieograniczony i wszechmocny - nawzajem musieliby siebie ograniczać i wpływać na siebie, mieć swoje działki. Do takich, czy podobnych wniosków doszedł też dawno temu np. Platon. Wiem już zatem, że prawdziwą odpowiedzią musi być monoteizm.
W tym wypadku pozostają mi trzy religie do wyboru: chrześcijaństwo, judaizm i islam. Islam odrzucę ze względu na 1) jego wtórność, wyraźne czerpanie z pozostałych dwóch religii przy absurdalnym zaprzeczeniu ich prawdom, 2) jego nowość (bóg objawia się dopiero ok 800r.?) oraz przede wszystkim fakt, że 3) bóg islamu jest arbitralny, nie kieruje się rozumem, ale nieograniczoną nawet racjonalnością wolą, co kłóci się z wizerunkiem Stwórcy, który rozumnie wszystko stworzył, Allah wymaga ślepego posłuszeństwa bez uzasadnienia.
Pozostaje mi judaizm i chrześcijaństwo. Wiem jednak, że judaizm to oczekiwanie na przyjście Mesjasza. W postaci Pana Jezusa odnajduję wypełnienie wszystkich Starotestamentowych proroctw, rozumiem więc, że judaizm się wypełnił. Pozostaje chrześcijaństwo, konkretnie zaś katolicyzm - wyznanie oparte na dwóch filarach Tradycji Apostoslkiej i Piśmie Świętym. Co utwierdza mnie w słuszności takiego rozumowania? 1) katolicka wizja Biga - Bóg jest istotą rozumną, jego wola jest racjonalna i nigdy nie wymaga posłuszeństwa człowieka wbrew naturze i rozumowi (a rozum jest celowy, rozumne działanie to takie, które widząc celowość danego działania realizuje cel, a nie mu zaprzecza; dobry przykład z antykoncepcją - jest ona w oczach Boga grzechem, gdyż sprzeciwia się celowości cechującej płciowość i akt seksualny, który ze swojej natury ma charakter prokreacyjny; na marginesie, odpowiadając na inne z Twoich pytań: znajdź w Biblii historię Onana i dowiedz się co Pan Bóg sądzi o zapobieganiu poczęciu [Rdz 38; 9-10]) zatem Bóg oczekuje używania rzeczy zgodnie z ich naturą i przeznaczeniem; nigdy nie mówi "nie bo nie", foch i dąs, ale często już w samej naturze czynu zawarta jest przyczyna dla którego mamy jakiś nakaz bądź zakaz. 2) katolicki system moralny ukazuje najwznioślejsze idee, a Kazanie na Górze przewyższa swoimi wymaganiami jakikolwiek kodeks prawa stanowiącego czy jakikolwiek system religijny, etyczny - co świadzczy o jego boskim pochodzeniu 3) Chrystus potwierdził swoją boskość czynami, cudami, znakami, zmartwychwstaniem - jego uczniowie oddali swoje życie na poświadczenie tego faktu, nikt nie oddaje życia za kłamstwo 4)2000 lat Tradycji, niezmiennej, rozwijającej się w łączności z tym, w co wierzyli Apostołowie
I tak mogę dalej....
Nie rozumiem dlaczego piszesz jakby katolicyzm był torturą? I dlaczego jakiś stosunek do antykoncepcji akurat jest u Ciebie koronnym, acz jak pokazałam chybionym, argumentem? Masz jakąś wykrzywioną, nieprawdziwą wizję katolicyzmu....