taak, jak złoży pozew i go nie pociągnie do końca to na pewno zyska na wiarygodności, nie ma co..
Słuchajcie,postaram się żeby wszystko się ułożyło,przynajmniej z mojej strony,jak tylko druga strona będzie chciała to też się postara,takie jest moje zdanie,co będzie za jakiś czas tego nikt nie wie, z drugiej strony nie mówię tak lub nie, życie wszystko zweryfikuje
taak, jak złoży pozew i go nie pociągnie do końca to na pewno zyska na wiarygodności, nie ma co..
To nie jest kwestia wiarygodności tylko poniesienia odpowiedzialności i konsekwencji swoich czynów.
Oczywiście złożenie pozwu i wycofanie się z niego bez podstaw byłoby skrajną głupotą, ale zawsze może w przypadku gdyby postawa żony na to pozwoliła zmienić rozwód na separację jednocześnie nie wycofując się z orzeczenia winy.
Separacje formalną zawsze można cofnąć przeciwnie do rozwodu. Jednak autor miałby już swego rodzaju zabezpieczenie swoich interesów na wypadek gdyby naprawa relacji jednak nie zakończyła się pomyślnie.
Ponadto byłby to jasny sygnał wysłany w kierunku małżonki - nie pozwolę się w ten sposób traktować, miej na uwadze, że potrafię zadbać o siebie i nie jesteś mi do szczęścia potrzebna. Potrafię być szczęśliwy sam ze sobą. Jeśli chcesz abym się z Tobą podzielił tym szczęściem to powinnaś w trybie pilnym przewartościować życie i zmienić priorytety.
Chcesz dostać jeszcze jedną ostatnią szansę? Nie ma problemu na początek aby udowodnić swoje intencje przyznajesz się przed sądem do winy a ja wówczas zamieniam rozwód na separacje. Miej jednak na uwadze, że to dopiero pierwszy krok, który nie powoduje, że zapominamy o sprawie a daje nadzieję tylko i wyłącznie na to, że może udać się to jeszcze posklejać. Pamiętaj, że zniszczyłaś wszystko co najcenniejsze i wobec tego ja nie mogę Ci już nic obiecać a czas i Twoja postawa zweryfikuje wszystko.
Fryt
To tak nie działa. Źle tu piszecie na tym forum. Nie ty pierwszy zresztą.
Małżonek zdradzony nie powinien występować po zdradzie z pozycji boga, do którego zdradzacz ma składać teraz modły o powrót i całować go po stopach, żeby ten łaskawie przyjął go z powrotem. Dodatkowo jeszcze powinien mu przez kolejne 10 lat uslugiwać aby odpokutować.
Nie może występować z takiej pozycji bo sam do złej sytuacji się przyczynił. Porazka malzenstwa to porazka dwojga ludzi.
Niewiele osób to udzwignie.
Lepiej usiąść do rozmów. Określić swoje oczekiwania, zapytać o oczekiwania drugiej strony. Nakreślić plan na przyszłość i ocenić szansę jego realizacji.
Jeśli druga strona nie chce rozmawiać to trzeba odejść. Coraz wyrazniej to widzę.
Słuchajcie,postaram się żeby wszystko się ułożyło,przynajmniej z mojej strony,jak tylko druga strona będzie chciała to też się postara,takie jest moje zdanie,co będzie za jakiś czas tego nikt nie wie, z drugiej strony nie mówię tak lub nie, życie wszystko zweryfikuje
Nie tak. To nie Ty masz się starac w obecnej sytuacji, tylko Twoja zona. To ona powinna czuc się niepewnie, i starac się naprostować, co narozrabiala. Jeśli to Ty się glownie starasz, i czekasz, czy ona laskawie się ogarnie - nic z tego nie będzie.
136 2019-06-01 18:34:14 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-06-01 18:37:40)
Fryt
To tak nie działa. Źle tu piszecie na tym forum. Nie ty pierwszy zresztą.
Małżonek zdradzony nie powinien występować po zdradzie z pozycji boga, do którego zdradzacz ma składać teraz modły o powrót i całować go po stopach, żeby ten łaskawie przyjął go z powrotem. Dodatkowo jeszcze powinien mu przez kolejne 10 lat uslugiwać aby odpokutować.
Nie może występować z takiej pozycji bo sam do złej sytuacji się przyczynił. Porazka malzenstwa to porazka dwojga ludzi.
Niewiele osób to udzwignie.
Lepiej usiąść do rozmów. Określić swoje oczekiwania, zapytać o oczekiwania drugiej strony. Nakreślić plan na przyszłość i ocenić szansę jego realizacji.
Jeśli druga strona nie chce rozmawiać to trzeba odejść. Coraz wyrazniej to widzę.
Dokładnie jak piszesz. Niewiele osób to rozumie. Są też niestety zdradzający, co biorą to za słabość- takie wyciągnięcie ręki. Cóż- wtedy i tak samo w przypadku gdy ktoś chce mieć tylko pokutującego niewolnika- związek nie ma przyszłości.
Nie mogę się nadziwić tej chęci potraktowania małżonka jak dziecka, co narozrabialo, lub zwierzątka, które należy wytresować.
Fryt
To tak nie działa. Źle tu piszecie na tym forum. Nie ty pierwszy zresztą.
Małżonek zdradzony nie powinien występować po zdradzie z pozycji boga, do którego zdradzacz ma składać teraz modły o powrót i całować go po stopach, żeby ten łaskawie przyjął go z powrotem. Dodatkowo jeszcze powinien mu przez kolejne 10 lat uslugiwać aby odpokutować.
Nie może występować z takiej pozycji bo sam do złej sytuacji się przyczynił. Porazka malzenstwa to porazka dwojga ludzi.
Niewiele osób to udzwignie.
Lepiej usiąść do rozmów. Określić swoje oczekiwania, zapytać o oczekiwania drugiej strony. Nakreślić plan na przyszłość i ocenić szansę jego realizacji.
Jeśli druga strona nie chce rozmawiać to trzeba odejść. Coraz wyrazniej to widzę.
powiedz jak wystarczy sie pr,,przyczynic" zeby malzonka zamiast rozmawiac rozkraczyla drugiemu nogi? dla mnie to totalne nowum, okazuje sie ze nie wystarczy chec do ku..stwa zony, potrzebna przyczyna ze strony meza?
ale dlaczego od razu zdrada, skoro zle to zdemoluj chalpe kobieto, a nie szukaj posuwacza na boku
Nie może występować z takiej pozycji bo sam do złej sytuacji się przyczynił. Porazka malzenstwa to porazka dwojga ludzi.
Czasami czytam tutaj tego typu bzdury gdzie niektórzy przypisują współwinę zdrady osobie zdradzonej. Skąd wy to bierzecie? Z własnego doświadczenia? Tak tłumaczycie swoje zdrady? Jak jakiś przemocowiec przywali żonie, która mu odpyskowała, też będzie współwinna, bo mogła siedzieć cicho i nie prowokować?
Wbijcie sobie do głowy: zdrada to decyzja i wina tylko i wyłącznie zdradzacza. Problemy w związku nie są wytłumaczeniem dla zdrady tak jak pyskowanie nie jest powodem, który może tłumaczyć uderzenie kogoś.
139 2019-06-01 19:05:59 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-06-01 19:10:55)
WZL- przyczynienie się do sytuacji to nie to samo, co współwina.
Widzisz różnicę?
Jak nie, to na przykładzie: Żona co zawsze boli ją głowa- przyczynia się do sytuacji. Ale decyzja o zdradzie jest męża i jego wina.
Można się rozwieść, albo robić coś z przyczyną, a nie skutkiem. A do tego trzeba robić razem coś- z równych pozycji.
Ale ciągle sa tacy, co uważają, że paracetamol leczy..
140 2019-06-01 19:36:03 Ostatnio edytowany przez M@r (2019-06-01 19:37:43)
Jest takie powiedzenie że wina leży po środku.
Zdrada w wieloletnim zwiazku jest zazwyczaj wynikiem wielu przyczyn i błędów. Po samym fakcie zdrady najłatwiej jest obwinić stronę zdradzającą.
Ale żeby to zrozumieć trzeba wyzbyć się emocji choćby tylko na czas analizy.
Czy pośrodku to niekoniecznie.. Po takiej analizie może okazać się, że ktoś ma problemy z sobą, albo nie kocha po prostu.
Ale najpierw trzeba to zaanalizować, jak piszesz na chłodno..
Hrefi napisał/a:Fryt
To tak nie działa. Źle tu piszecie na tym forum. Nie ty pierwszy zresztą.
Małżonek zdradzony nie powinien występować po zdradzie z pozycji boga, do którego zdradzacz ma składać teraz modły o powrót i całować go po stopach, żeby ten łaskawie przyjął go z powrotem. Dodatkowo jeszcze powinien mu przez kolejne 10 lat uslugiwać aby odpokutować.
Nie może występować z takiej pozycji bo sam do złej sytuacji się przyczynił. Porazka malzenstwa to porazka dwojga ludzi.
Niewiele osób to udzwignie.
Lepiej usiąść do rozmów. Określić swoje oczekiwania, zapytać o oczekiwania drugiej strony. Nakreślić plan na przyszłość i ocenić szansę jego realizacji.
Jeśli druga strona nie chce rozmawiać to trzeba odejść. Coraz wyrazniej to widzę.
Dokładnie jak piszesz. Niewiele osób to rozumie. Są też niestety zdradzający, co biorą to za słabość- takie wyciągnięcie ręki. Cóż- wtedy i tak samo w przypadku gdy ktoś chce mieć tylko pokutującego niewolnika- związek nie ma przyszłości.
Nie mogę się nadziwić tej chęci potraktowania małżonka jak dziecka, co narozrabialo, lub zwierzątka, które należy wytresować.
Naprawdę nie mogę się nadziwić czytając takie bzdury.
A czy argument Ty poniesiesz konsekwencje a ja dam Ci szansę jeśli udowodnisz mi ile dla Ciebie znaczę nie jest wyciągnięciem ręki?
Ela mam wrażenie, że masz przeniesienia swoich lęków bo nikt nigdzie nie napisał tutaj o niewolniku. To Twoje projekcje tylko i wyłącznie.
Dlaczego ktoś kto świadomie mnie rani, krzywdzi nagle miałby być partnerem do rozmów? A dlaczego osoba, która została tak potwornie zraniona miałaby w tej chwili działać na rzecz tego kto jest powodem mojego fatalnego samopoczucia.
Ktoś kto w taki sposób myśli albo wykazuje się dziecinną naiwnością albo kompletnie nie zna życia a temat zdrady jest mu znany tylko i wyłącznie z paradokumentów telewizyjnych.
Udowodnij mi ile dla Ciebie znaczę a później ewentualnie możemy usiąść do rozmów. Odwrotna kolejność jest narażeniem się na kolejne ciosy.
WZL- przyczynienie się do sytuacji to nie to samo, co współwina.
Widzisz różnicę?
Rozumiem. Wg ciebie kobieta, która odpyskowała do męża sadysty przyczyniła się do tego, że została pobita.
Druga strona może być współwinna kryzysu w małżeństwie. Może być nawet całkowicie winna kryzysu.
Nawet wtedy zdrada dalej będzie winą tylko i wyłącznie osoby zdradzającej.
bajanie o winie po srodku, o wspolwinie zdradzanego, to chamskie przerzucanie winy za zdrade na zdradzonego, jak nie szanujesz partnera i szukasz ,,szczescia" na boku to miejw sobie te odrobine godnosci i powiedz mu jestes dla mnie bankomatem, osoba dajaca mi konfort socjalny, gotujesz mi posilki, pierzesz ubrania ... itd itp ale po za tym mam cie totalnie w nosie, jako czlowieka i do bzykania szukam innego/innej ale niestety jest masa takich co uwielbia taki teatr, ty dla mnie bankomatem, ale koocham drugiego
Ela210 napisał/a:WZL- przyczynienie się do sytuacji to nie to samo, co współwina.
Widzisz różnicę?Rozumiem. Wg ciebie kobieta, która odpyskowała do męża sadysty przyczyniła się do tego, że została pobita.
Druga strona może być współwinna kryzysu w małżeństwie. Może być nawet całkowicie winna kryzysu.
Nawet wtedy zdrada dalej będzie winą tylko i wyłącznie osoby zdradzającej.
Prezcież to wątek o zdradzie, nie o przemocy.
Czy tak trudno zrozumieć, że nikt nie naraża związku, w którym czuje się dobrze i wszystko gra? Zdrada jest tylko konsekwencją tego, że tam już wcześniej nie było ok i to wcale nie musiała być patologia i przemoc, ale zwykły brak miłości lub brak zaspokojenia wszystkich potrzeb i tutaj UWAGA: czasami jest tak, że żaden partner nie jest w stanie zaspokoić „niezaspakajalnych” potrzeb, bo np. braków w poczucie własnej wartości, które potrzebuje stałego zasilania, nikt nie jest w stanie zaspokoić na dłużej.
Wzl napisał/a:Ela210 napisał/a:WZL- przyczynienie się do sytuacji to nie to samo, co współwina.
Widzisz różnicę?Rozumiem. Wg ciebie kobieta, która odpyskowała do męża sadysty przyczyniła się do tego, że została pobita.
Druga strona może być współwinna kryzysu w małżeństwie. Może być nawet całkowicie winna kryzysu.
Nawet wtedy zdrada dalej będzie winą tylko i wyłącznie osoby zdradzającej.Prezcież to wątek o zdradzie, nie o przemocy.
Czy tak trudno zrozumieć, że nikt nie naraża związku, w którym czuje się dobrze i wszystko gra? Zdrada jest tylko konsekwencją tego, że tam już wcześniej nie było ok
Nie ważne czy mówimy o przemocy czy zdradzie (co też jest formą przemocy) - mechanizm obwiniania ofiary jest tak samo idiotyczny.
Oczywiście, że gdy pojawia się zdrada to pewnie nie było w związku różowo (często druga strona nawet o tym nie wie, bo nie potrafią ze sobą rozmawiać) i pewnie obie strony były po trochę winne kryzysu.
Natomiast zdradziła jedna strona i tylko ta strona jest winna tej zdrady.
Fryt, mam własny rozum i nikt nie musi mi niczego udowadniać, bym poczuła się lepiej i nie musiała myśleć.
A jak nie boisz się myśleć, to gdzie tu lęki?
Nie pierwszy raz się nie rozumiemy. Jak zdradzony chce prawdy, to żadnych warunków wstępnych przed takim audytem małżeńskim nie będzie stawiać.
Stanie nagi w prawdzie bez tarczy- on/ona mnie kocha i teraz mi tu udowodni..
MagdaLena1111 napisał/a:Wzl napisał/a:Rozumiem. Wg ciebie kobieta, która odpyskowała do męża sadysty przyczyniła się do tego, że została pobita.
Druga strona może być współwinna kryzysu w małżeństwie. Może być nawet całkowicie winna kryzysu.
Nawet wtedy zdrada dalej będzie winą tylko i wyłącznie osoby zdradzającej.Prezcież to wątek o zdradzie, nie o przemocy.
Czy tak trudno zrozumieć, że nikt nie naraża związku, w którym czuje się dobrze i wszystko gra? Zdrada jest tylko konsekwencją tego, że tam już wcześniej nie było okNie ważne czy mówimy o przemocy czy zdradzie (co też jest formą przemocy) - mechanizm obwiniania ofiary jest tak samo idiotyczny.
Oczywiście, że gdy pojawia się zdrada to pewnie nie było w związku różowo (często druga strona nawet o tym nie wie, bo nie potrafią ze sobą rozmawiać) i pewnie obie strony były po trochę winne kryzysu.
Natomiast zdradziła jedna strona i tylko ta strona jest winna tej zdrady.
Jak przestaniesz skupiać się na poszukiwaniu winnego i zaczniesz patrzeć na zdradę jako następstwo i skutek czegoś, co miało swoje przyczyny, to wtedy będziesz w stanie zrozumieć o co chodzi.
149 2019-06-01 20:44:06 Ostatnio edytowany przez Wzl (2019-06-01 20:46:22)
Jak mam się nie skupiać na winie gdy czytam, że zdradzony przyczynił się do tego, że został zdradzony albo że jest współwinny?
Zdrada jest tylko konsekwencją tego, że tam już wcześniej nie było ok
Jeżeli zawsze byłoby tak jak piszesz to sądy nie orzekałyby rozwodów z całkowitą winą jednej strony. Jednak często, zwłaszcza po zdradach sąd orzeka wyłączną winę osoby zdradzającej. Czyżby sędziowie nie wiedzieli, że wina leży po środku?
150 2019-06-01 20:54:53 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2019-06-01 20:57:46)
Jak mam się nie skupiać na winie gdy czytam, że zdradzony przyczynił się do tego, że został zdradzony albo że jest współwinny?
MagdaLena1111 napisał/a:Zdrada jest tylko konsekwencją tego, że tam już wcześniej nie było ok
Jeżeli zawsze byłoby tak jak piszesz to sądy nie orzekałyby rozwodów z całkowitą winą jednej strony. Jednak często, zwłaszcza po zdradach sąd orzeka wyłączną winę osoby zdradzającej. Czyżby sędziowie nie wiedzieli, że wina leży po środku?
Wzl, a tak poważnie chciałbyś, żeby sądy dochodziły dlaczego komunikacja między małżonkami była słaba, albo dlaczego ignorowali siebie nawzajem albo sygnały, że drugiemu coś nie odpowiada, albo, że np. mąż tak się skupia na tyraniu na rodzinę, że tej rodziny prawie nie widuje i przez to więź między małżonkami to coś abstrakcyjnego, bo małżeństwo zmienia się ze wspólnoty w przedsiębiorstwo?
Zdrada to coś, co już nie pozostawia złudzeń.
Wzl, a tak poważnie chciałbyś, żeby sądy dochodziły dlaczego komunikacja między małżonkami była słaba, albo dlaczego ignorowali siebie nawzajem albo sygnały, że drugiemu coś nie odpowiada, albo, że np. mąż tak się skupia na tyraniu na rodzinę, że tej rodziny prawie nie widuje i przez to więź między małżonkami to coś abstrakcyjnego, bo małżeństwo zmienia się ze wspólnoty w przedsiębiorstwo?
Zdrada to coś, co już nie pozostawia złudzeń.
Ależ właśnie takimi szczegółami zajmują się sądy, zwłaszcza w sprawach z orzekaniem winy. Takie "winy" osoby zdradzającej próbują wskazywać zdradzacze. Mimo wszystko częściej niż rzadziej nie udaje się przypisać winy drugiej stronie i sąd uznaje, że całkowitą winę ponosi zdradzacz i jego kurestwo.
152 2019-06-01 21:24:43 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2019-06-01 21:25:56)
MagdaLena1111 napisał/a:Wzl, a tak poważnie chciałbyś, żeby sądy dochodziły dlaczego komunikacja między małżonkami była słaba, albo dlaczego ignorowali siebie nawzajem albo sygnały, że drugiemu coś nie odpowiada, albo, że np. mąż tak się skupia na tyraniu na rodzinę, że tej rodziny prawie nie widuje i przez to więź między małżonkami to coś abstrakcyjnego, bo małżeństwo zmienia się ze wspólnoty w przedsiębiorstwo?
Zdrada to coś, co już nie pozostawia złudzeń.Ależ właśnie takimi szczegółami zajmują się sądy, zwłaszcza w sprawach z orzekaniem winy. Takie "winy" osoby zdradzającej próbują wskazywać zdradzacze. Mimo wszystko częściej niż rzadziej nie udaje się przypisać winy drugiej stronie i sąd uznaje, że całkowitą winę ponosi zdradzacz i jego kurestwo.
Nie rozwodziłam się, więc nie wiem, ale nie dziwi mnie, że sąd nie traktuje zbyt poważnie takich argumentów, bo oboje małżonkowie odpowiadają za jego jakość, a zdrada to najbardziej ohydny, najtchórzliwszy i najmniej godny sposób kończenia związku.
Jednak na potrzeby pozasądowe dobrze sobie samemu wyciągnąć wnioski, co w tym związku nie zagrało, że ktoś w ten najgorszy z moźliwych spisobów postanowił go zakończyć. W tym kontekście pisałam o przyczynach (nie o winie)
Ale sąd jest po to, by malżeństwo ROZWIAZAC a tu piszemy o sytuacji, gdy ktoś chce ratować. Nie ta procedura..
154 2019-06-01 21:37:15 Ostatnio edytowany przez Wzl (2019-06-01 21:40:09)
Ale sąd jest po to, by malżeństwo ROZWIAZAC a tu piszemy o sytuacji, gdy ktoś chce ratować. Nie ta procedura..
A co to ma do rzeczy przy dywagacjach o winie zdradzanego?
Po prostu nieprawdą jest, że zdrada to zawsze konsekwencja a nie powód rozpadu. Bardzo często sądy znające szczegóły pożycia orzekają rozpad z POWODU zdrady. Dlatego pisanie o doprowadzaniu do zdrady przez zdradzanego czy wręcz jego współwina to coś strasznie nieprawiedliwego i bardzo bolesne dla osoby zdradzonej, która tutaj zakłada temat.
Co do wyciągania wniosków z nieudanego związku - pełna zgoda. Tylko, że czasami głównym wnioskiem jest to, że trafiłam/em na złego człowieka, który mnie skrzywdził i niewiele dało się zrobić żeby temu zapobiec.
Fryt
To tak nie działa. Źle tu piszecie na tym forum. Nie ty pierwszy zresztą.
Małżonek zdradzony nie powinien występować po zdradzie z pozycji boga, do którego zdradzacz ma składać teraz modły o powrót i całować go po stopach, żeby ten łaskawie przyjął go z powrotem. Dodatkowo jeszcze powinien mu przez kolejne 10 lat uslugiwać aby odpokutować.
Nie może występować z takiej pozycji bo sam do złej sytuacji się przyczynił. Porazka malzenstwa to porazka dwojga ludzi.
Niewiele osób to udzwignie.
Lepiej usiąść do rozmów. Określić swoje oczekiwania, zapytać o oczekiwania drugiej strony. Nakreślić plan na przyszłość i ocenić szansę jego realizacji.
Jeśli druga strona nie chce rozmawiać to trzeba odejść. Coraz wyrazniej to widzę.
Bardzo się z Tobą zgadzam. Jednak to bardzo trudne wyposrodkowac gdzie kończy się wymaganie zrozumienia tego co zrobił zdrajca i odpokutowanie, a staniem się katem i jeżdżenie sobie na koniku biednego skrzywdzonego, który jest zawsze na wygranej pozycji. Kiedy uznać że winy zostały odpokutowanie, a kiedy nie zgadzać się na miękko, bo zostanie to wykorzystane przeciwko mnie. To sa tak indywidualne sprawy, że moim zdaniem ciężko to przełożyć na dwie nawet podobne sytuacje. Chociaż rzeczywiście, jeśli chcemy budować coś od nowa, najpierw musimy zaakceptować to co się wydarzyło, zrozumieć i potraktować to jako ludzką ułomnośc, błąd, s potem iść do przodu.
Fryt,
Nie rozumiem Twojego podejścia z tym pozwem, żeby ktoś się otrząsnąl, a potem zmienianie na separację, czemu to niby ma służyć?
Ale sąd jest po to, by malżeństwo ROZWIAZAC a tu piszemy o sytuacji, gdy ktoś chce ratować. Nie ta procedura..
Pełna zgoda, ale aby coś ratować należy mieć ku temu podstawy.
Ja tutaj na ten moment nie widzę nawet krzty podstaw do tego aby tej kobiecie dać szansę.
Brak wzięcia odpowiedzialności za to co się wydarzyło, wręcz bezczelne robienie z autora idioty wmawiając mu, że nic takiego się nie stało.
Świadczy to tylko o tym, że ta Pani kompletnie nie ma zielonego pojęcia ile bałaganu narobiła człowiekowi w głowie.
Ba! Ona nawet nie próbuje tego zrozumieć. Próba rozmywania sprawy, lekceważenie uczuć i odczuć osoby, którą się w sposób jawny oszukiwało jest kompletnym brakiem szacunku do tej osoby. Jaki zatem autor na ten moment ma argument czy też podstawę do ratowania. To, że on chce to trochę mało.
A sytuacja powinna być zgoła odmienna.
Pytanie zatem czy aby w tym związku zawsze nie było tak, że żona była głową rodziny, rządziła a autor się podporządkowywał.
No bo jak wyjaśnić jej postawę? Widocznie powiela to co zazwyczaj się udawało.
Albo zatem Pani jest wyjątkowo hardą kobietą, albo zwyczajnie boi się ponieść konsekwencji swoich czynów, chce uciszyć sprawę żeby ugrać coś dla siebie a mąż w tej chwili jest tylko marionetką.
Biorąc pod uwagę powyższe próba ratowania na takich fundamentach z góry skazana jest na niepowodzenie.
157 2019-06-01 21:52:52 Ostatnio edytowany przez fryt (2019-06-01 21:54:07)
Hrefi napisał/a:Fryt
To tak nie działa. Źle tu piszecie na tym forum. Nie ty pierwszy zresztą.
Małżonek zdradzony nie powinien występować po zdradzie z pozycji boga, do którego zdradzacz ma składać teraz modły o powrót i całować go po stopach, żeby ten łaskawie przyjął go z powrotem. Dodatkowo jeszcze powinien mu przez kolejne 10 lat uslugiwać aby odpokutować.
Nie może występować z takiej pozycji bo sam do złej sytuacji się przyczynił. Porazka malzenstwa to porazka dwojga ludzi.
Niewiele osób to udzwignie.
Lepiej usiąść do rozmów. Określić swoje oczekiwania, zapytać o oczekiwania drugiej strony. Nakreślić plan na przyszłość i ocenić szansę jego realizacji.
Jeśli druga strona nie chce rozmawiać to trzeba odejść. Coraz wyrazniej to widzę.
Bardzo się z Tobą zgadzam. Jednak to bardzo trudne wyposrodkowac gdzie kończy się wymaganie zrozumienia tego co zrobił zdrajca i odpokutowanie, a staniem się katem i jeżdżenie sobie na koniku biednego skrzywdzonego, który jest zawsze na wygranej pozycji. Kiedy uznać że winy zostały odpokutowanie, a kiedy nie zgadzać się na miękko, bo zostanie to wykorzystane przeciwko mnie. To sa tak indywidualne sprawy, że moim zdaniem ciężko to przełożyć na dwie nawet podobne sytuacje. Chociaż rzeczywiście, jeśli chcemy budować coś od nowa, najpierw musimy zaakceptować to co się wydarzyło, zrozumieć i potraktować to jako ludzką ułomnośc, błąd, s potem iść do przodu.
Fryt,
Nie rozumiem Twojego podejścia z tym pozwem, żeby ktoś się otrząsnąl, a potem zmienianie na separację, czemu to niby ma służyć?
Krótko: Jeśli mam wysokie poczucie własnej wartości nie uwieszam się na kimś kto mnie świadomie krzywdzi. Zwracam mu wolność, której swoim czynem się poniekąd domagał.
Podejmuję decyzję o zakończeniu relacji. Jeśli jednak ktoś kto zdradził w międzyczasie przewartościuje życie, zmieni priorytety, jest zdolny do autorefleksji i na każdym kroku mi to udowodni to jestem w stanie rozważyć zostawioną uchyloną furtkę. Tyle.
wina Marcina, jest wielkim mazgajem, robi na 2 etaty ,a by ytrszymac niepracujaca zone i dzieci, a ta w na grode rozklada nogi przed zonatym facetem z Belgii i uracza go mieszaniem w swojej ,,kasi", robi to przy swoich dzieciach dla pikanterii
Ela210 napisał/a:Ale sąd jest po to, by malżeństwo ROZWIAZAC a tu piszemy o sytuacji, gdy ktoś chce ratować. Nie ta procedura..
Pełna zgoda, ale aby coś ratować należy mieć ku temu podstawy.
Ja tutaj na ten moment nie widzę nawet krzty podstaw do tego aby tej kobiecie dać szansę.
Brak wzięcia odpowiedzialności za to co się wydarzyło, wręcz bezczelne robienie z autora idioty wmawiając mu, że nic takiego się nie stało.
Świadczy to tylko o tym, że ta Pani kompletnie nie ma zielonego pojęcia ile bałaganu narobiła człowiekowi w głowie.
Ba! Ona nawet nie próbuje tego zrozumieć. Próba rozmywania sprawy, lekceważenie uczuć i odczuć osoby, którą się w sposób jawny oszukiwało jest kompletnym brakiem szacunku do tej osoby. Jaki zatem autor na ten moment ma argument czy też podstawę do ratowania. To, że on chce to trochę mało.
A sytuacja powinna być zgoła odmienna.
Pytanie zatem czy aby w tym związku zawsze nie było tak, że żona była głową rodziny, rządziła a autor się podporządkowywał.
No bo jak wyjaśnić jej postawę? Widocznie powiela to co zazwyczaj się udawało.
Albo zatem Pani jest wyjątkowo hardą kobietą, albo zwyczajnie boi się ponieść konsekwencji swoich czynów, chce uciszyć sprawę żeby ugrać coś dla siebie a mąż w tej chwili jest tylko marionetką.
Biorąc pod uwagę powyższe próba ratowania na takich fundamentach z góry skazana jest na niepowodzenie.
wiesz co, ja umiem ją wyjaśnić i chyba wystaeczy poczytać tu posty. Ale nie będę już pisać konkretnie o ich sytuacji- bo Marcin nie chce i ja to uszanuję.
rozmowa zeszła ogólnie na zdrady i pozostaję przy swoim zdaniu.
160 2019-06-01 22:07:03 Ostatnio edytowany przez fryt (2019-06-01 22:07:45)
fryt napisał/a:Ela210 napisał/a:Ale sąd jest po to, by malżeństwo ROZWIAZAC a tu piszemy o sytuacji, gdy ktoś chce ratować. Nie ta procedura..
Pełna zgoda, ale aby coś ratować należy mieć ku temu podstawy.
Ja tutaj na ten moment nie widzę nawet krzty podstaw do tego aby tej kobiecie dać szansę.
Brak wzięcia odpowiedzialności za to co się wydarzyło, wręcz bezczelne robienie z autora idioty wmawiając mu, że nic takiego się nie stało.
Świadczy to tylko o tym, że ta Pani kompletnie nie ma zielonego pojęcia ile bałaganu narobiła człowiekowi w głowie.
Ba! Ona nawet nie próbuje tego zrozumieć. Próba rozmywania sprawy, lekceważenie uczuć i odczuć osoby, którą się w sposób jawny oszukiwało jest kompletnym brakiem szacunku do tej osoby. Jaki zatem autor na ten moment ma argument czy też podstawę do ratowania. To, że on chce to trochę mało.
A sytuacja powinna być zgoła odmienna.
Pytanie zatem czy aby w tym związku zawsze nie było tak, że żona była głową rodziny, rządziła a autor się podporządkowywał.
No bo jak wyjaśnić jej postawę? Widocznie powiela to co zazwyczaj się udawało.
Albo zatem Pani jest wyjątkowo hardą kobietą, albo zwyczajnie boi się ponieść konsekwencji swoich czynów, chce uciszyć sprawę żeby ugrać coś dla siebie a mąż w tej chwili jest tylko marionetką.
Biorąc pod uwagę powyższe próba ratowania na takich fundamentach z góry skazana jest na niepowodzenie.wiesz co, ja umiem ją wyjaśnić i chyba wystaeczy poczytać tu posty. Ale nie będę już pisać konkretnie o ich sytuacji- bo Marcin nie chce i ja to uszanuję.
rozmowa zeszła ogólnie na zdrady i pozostaję przy swoim zdaniu.
A przepraszam co potrafisz wyjaśnić albo kogo?
to o co pytałeś w poprzednim poście. Krótka pamięć,,
jeśli chcemy budować coś od nowa, najpierw musimy zaakceptować to co się wydarzyło, zrozumieć i potraktować to jako ludzką ułomnośc, błąd, s potem iść do przodu.
To jest ważne.
Trzeba sobie uzmysłowić, że to co mieliśmy już nie istnieje. Dowiedzieliśmy się, że nasz partner ma wady, o których nie wiedzieliśmy. Jest oszustem bez wyobraźni. Inaczej rozumie wierność i uczciwość małżeńską niż my. Widzimy jak reaguje po popełnionych błędach, czy żałuje, czy je umniejsza, czy mnie za nie obwinia. Znając wszystkie zalety, dla których kiedyś go wybraliśmy i korygując nasze wyobrażenie o nim przez pryzmat ostatnich wydarzeń zastanawiamy się czy to jest osoba, z którą chcemy coś budować od nowa. Najważniejsze: czy potrafimy i chcemy wybaczyć.
Dopiero jak odpowiemy "tak" na oba pytania można próbować. W innym wypadku lepiej się rozstać.
moim zdaniem zona Marcina idzie na ,,przeczekanie", Marcina czesto nie ma w domu, w koncu robi 2 etaty, aby utrzymac ja niepracujaca, i dzieci, wiec trzeba zmienic pore nadawania pokazu do zonatego ksiecia z Belgii, na takie godziny kiedy Marcin w robocie, tylko kurna zeby kochas sie zgodzil, ale nadchodzi lato, wiec jak by co to zacznie sie ,,bieganie" wieczorami i przedstawienia nadawane w krzokach w lokalnykm parku, Marcin nic nie zrobi, bo mu wmowi ze to jego wina ze ona sie tak rozkracza, przecie wszystkie baby z tego forum tak twierdza, ona jest taka ,,zaniedbana" przez te nieustanne robote Marcina ze pokazywanie krocza boczniakowi to jej zyciowy obowiazek, bo przecie ona mocno zakochana i to on teraz najawazniejszy, Marcin ma prrzynosic w zebach wyplate, bo taka rola parobka w tym zwiazku trojga
164 2019-06-01 22:21:17 Ostatnio edytowany przez fryt (2019-06-01 22:21:29)
to o co pytałeś w poprzednim poście. Krótka pamięć,,
A to ciekawe, potrafisz wyjaśnić, więc chętnie poczytam
Kolego postaraj się tak by dziecko zatrzymać przy sobie a jej kopa zapal za to ze za plecami jakiemuś ciulowi swoje wdzięki pokazywała . Ogarniesz się z czasem a teraz walcz o swoje i ugraj jak najwiecej dla siebie i dla dziecka .
moim zdaniem Marcin jest bezsprzecznie winien, zamiast jak na parobka w zebach kase nosic, to bezczelnie sie wcina w przedstaqwienie ,,mieszania kasie" przeznaczonych tylko dla zonatego, dzieciatego ksiecia z Belgii, kazda sedzina w Polsce jak nic mu dzieci zabierze i na ciezkie alimenty skaze
Dawno mnie tu nie bylo, ale dzis przeczytalem ten watek. O ile sie nie myle, to autor nie pyta o powod zdrady jego zony, wiec dywagacje dlaczego ludzie zdradzaja, nadaja sie na osobny temat, albo i dzial tego forum nawet .
Autor prosi o pomoc w przetrwaniu tego pierwszego, najgirszego okresu, dajcie spokoj juz z tymi waszymi klotniami.
Bylo sporo dobrych rad, ale to autor musi wiedziec czego chce i jak do tego dazyc. Nie mozna robic projekcji wlasnych doswiadczen na zycie innych ludzi, ktorych zupelnie nie znamy.
Zgadzam sie z tym, ze pozew rozwodowy jest tutaj wskazany, o ile autor ma dowody na niewiernosc zony. Moze taki pozew ja wybudzi ze snu o ksieciu w ktory zapadla. Jesli nie, to zyska wolnosc, jesli tak, zyska rodzine, na ktorej mu tak zalezy. Zycze aby wybral madrze i zgodnie ze swoim sumieniem i wiedza o tym z kim zyl tyle lat
168 2019-06-02 07:12:42 Ostatnio edytowany przez ulle (2019-06-02 07:27:05)
Przeczytałam całą tę waszą dyskusje i zauwazylam, że wszyscy wpadacie w niezwykle minorowe tony pisząc o zdradach. Piszecie o wielce istotnych przyczynach rozpadu związków, jak to najpierw koniecznie musi się nie układać i to najlepiej latami, by na koniec puściło farbą i któraś ze stron idzie w długą, bo nie może znieść tego, co dzieje się w związku.
Dramat osoby zdradzonej, to dla was rzecz oczywista, ale wygląda na to, że i zdradzający/zdradzająca tez przeżywa dramat z tego powodu, że się puszcza.
Wasza dyskusja i podawane przez was argumenty nie przekonują mnie wcale.
W ogóle nie uwzględniacie na przykład takich sytuacji, że ktoś jest zdradzany po prostu dlatego, że związał się ze zwykłą latawica albo lowelasem ( użyłam łagodnych określeń dla tego typu ludzi, ale wiadomo kogo mam na myśli)
Bo prostytutka to zawód, a kur...wa to charakter bez rozróżnienia na płeć.
A tak w ogóle, to dajcie już spokój autorowi, ponieważ on w ogóle nie rozumiem rad, których mu się tu udziela i ma do tego prawo. Niech on robi to, co uważa za słuszne, a czas i życie zweryfikują te sprawę.
Ktoś może być super mężem albo żona, ale niestety związał się ze zwykłą wywloka i będzie zdradzany/a, bo jego wsplomazonek po prostu lubi się od czasu do czasu puścić z kimś innym. Tak też zdarza się w życiu szczególnie w dzisiejszych czasach, gdy lansuje się hasło róbta, co chceta.
Marcinie tamtej żony i tamtego związku już nie ma. Myślę, że każdy na swój sposób próbuje Ci wytłumaczyć, że ten fakt musisz zaakceptować. Teraz już wiesz, z kim żyłes tyle lat i masz dzieci. Ich matką będzie zawsze, rodziną będziecie zawsze, kwestia tyko teraz waszej relacji. Wiem, że przeplata Ci się teraz miłość z nienawiścią, najchętniej otworzyłbys oczy i obudził się z tego koszmaru, ale wierz mi to uczucie minie. Wszystko jest kwestią czasu, ale... to jak wyjdziesz z tego doświadczenia, tak na prawdę będzie rzutowalo na całą Twoją przyszłość. Wiem, że chcesz chronić rodzinę, córki, ale po prostu udając że nic się nie wydarzyło i próbując pokazać jaki jesteś wspanialomyślny lub odwrotnie- "czołgając " żonę po podłodze nic nie zyskasz. A stracisz wiele, bo nie tylko ją, ale i siebie w swoich oczach, tylko o tym przekonasz się dopiero za jakiś czas. Może argumenty z rozwodem sa bardzo drastyczne, ale przynajmniej jesteś w stanie przekonać się na czym tak na prawdę stoisz, i z czego ta kobieta na chwilę obecna jest w stanie zrezygnować, z Ciebie czy z niego. Dlatego każdy ci pisze żebyś zajął się sobą i dziećmi. Żebyś nie podejmował decyzji już,( przeczytaj sobie o 34 krokach po zdradzie) tylko patrzył na rozwój wydarzeń, a nie nakrywal wielkiej kupy na środku pokoju kolorowym dywanem, bo wiesz, ona i tak zacznie śmierdzieć. Tylko wtedy może się okazać, że i dzieci to poczują, a na dzień dzisiejszy jeszcze jesteś w stanie po prostu spędzać z nimi więcej czasu, tylko bez mamy. Tylko potrafisz, chociaż na chwilę, zacząć żyć własnym życiem bez Pani oddechu za plecami?
Możecie trwać w związku, ale potrzebne jest uczucie, szczerość i szacunek.
Dla mnie taka żona byłaby obciachem, ale nie mój ogródek.
Przeczytałam całą tę waszą dyskusje i zauwazylam, że wszyscy wpadacie w niezwykle minorowe tony pisząc o zdradach. Piszecie o wielce istotnych przyczynach rozpadu związków, jak to najpierw koniecznie musi się nie układać i to najlepiej latami, by na koniec puściło farbą i któraś ze stron idzie w długą, bo nie może znieść tego, co dzieje się w związku.
Dramat osoby zdradzonej, to dla was rzecz oczywista, ale wygląda na to, że i zdradzający/zdradzająca tez przeżywa dramat z tego powodu, że się puszcza.
Wasza dyskusja i podawane przez was argumenty nie przekonują mnie wcale.
W ogóle nie uwzględniacie na przykład takich sytuacji, że ktoś jest zdradzany po prostu dlatego, że związał się ze zwykłą latawica albo lowelasem ( użyłam łagodnych określeń dla tego typu ludzi, ale wiadomo kogo mam na myśli)
Bo prostytutka to zawód, a kur...wa to charakter bez rozróżnienia na płeć.A tak w ogóle, to dajcie już spokój autorowi, ponieważ on w ogóle nie rozumiem rad, których mu się tu udziela i ma do tego prawo. Niech on robi to, co uważa za słuszne, a czas i życie zweryfikują te sprawę.
Ktoś może być super mężem albo żona, ale niestety związał się ze zwykłą wywloka i będzie zdradzany/a, bo jego wsplomazonek po prostu lubi się od czasu do czasu puścić z kimś innym. Tak też zdarza się w życiu szczególnie w dzisiejszych czasach, gdy lansuje się hasło róbta, co chceta.
Myślę, że to wynika z tego, ze dziś jest o wiele więcej zdradzajacych osób, niż tych fair i po prostu ludzie nie dopuszczają do siebie, że jest tyle latawic i... latawcow.
ulle napisał/a:Przeczytałam całą tę waszą dyskusje i zauwazylam, że wszyscy wpadacie w niezwykle minorowe tony pisząc o zdradach. Piszecie o wielce istotnych przyczynach rozpadu związków, jak to najpierw koniecznie musi się nie układać i to najlepiej latami, by na koniec puściło farbą i któraś ze stron idzie w długą, bo nie może znieść tego, co dzieje się w związku.
Dramat osoby zdradzonej, to dla was rzecz oczywista, ale wygląda na to, że i zdradzający/zdradzająca tez przeżywa dramat z tego powodu, że się puszcza.
Wasza dyskusja i podawane przez was argumenty nie przekonują mnie wcale.
W ogóle nie uwzględniacie na przykład takich sytuacji, że ktoś jest zdradzany po prostu dlatego, że związał się ze zwykłą latawica albo lowelasem ( użyłam łagodnych określeń dla tego typu ludzi, ale wiadomo kogo mam na myśli)
Bo prostytutka to zawód, a kur...wa to charakter bez rozróżnienia na płeć.A tak w ogóle, to dajcie już spokój autorowi, ponieważ on w ogóle nie rozumiem rad, których mu się tu udziela i ma do tego prawo. Niech on robi to, co uważa za słuszne, a czas i życie zweryfikują te sprawę.
Ktoś może być super mężem albo żona, ale niestety związał się ze zwykłą wywloka i będzie zdradzany/a, bo jego wsplomazonek po prostu lubi się od czasu do czasu puścić z kimś innym. Tak też zdarza się w życiu szczególnie w dzisiejszych czasach, gdy lansuje się hasło róbta, co chceta.
Myślę, że to wynika z tego, ze dziś jest o wiele więcej zdradzajacych osób, niż tych fair i po prostu ludzie nie dopuszczają do siebie, że jest tyle latawic i... latawcow.
Jest wręcz na to moda, bo przecież obciachem jest przyznać się do tego, że jest się wiernym.
Ileż to jest takich przypadków, że normalny, porzadny facet jest na tyle niedoświadczony i głupi po prostu, że bierze sobie za żonę zwykła latawice. Potem taki chłop zawija rękawy i tyra na wywloke i jeszcze jest szczęśliwy, aż któregoś dnia dostaje obuchem po głowie, bo nagle odkrywa, że jego ślubna puszcza się z jakimiś boczniaka mi, rozwala się przed kamerą i robi sobie dobrze bo jakiś chłop gada do niej obleśne rzeczy i pewnie wywala też na wierzch swojego wacka.
Kim trzeba być, by robić takie rzeczy?
Jaka zepsuta baba trzeba być by pozwolić sobie na coś takiego i to w obecności swoich małych dzieci.
Czy współczuję autorowi?
Szczerze? Średnio mu współczuję, bo w życiu nie uwierze w to, że żenił się z tym czymś nie mając choćby w domyśle, że kobitka święta nie jest. Musiał się domyślać.
A teraz będzie jeszcze koło niej skakał i modlił się, żeby ona chociaż trochę okazała zainteresowanie utrzymaniem tego małżeństwa, bo jak nie, to co on biedaczek zrobi?
Głupi chłop i tyle.
Tak ulle, ale zobacz na to tak. Jak facet chce przebierać, to obrywa po głowie. Ze jak to, przeszłość to przeszłość, nie wolno wnikac. Jakim prawem go interesuje, ze jego żona wcześniej miała 7 związków, 11 kochankow itd. Ona teraz postanowiła, ze będzie wierna i stała. Bo przecież ludzie ot tak potrafią się zmienić. Taka jest narracja. Z drugiej strony kobietom imponują najbardziej kobieciarze, ci wg kobiecej logiki potrafią zadbać o kobietę, co z tego ze co miesiąc maja inną. Przy niej na pewno zostanie. I o ile taka kobieta jak się opamięta może jeszcze mieć spory wybór wśród różnorakich facetów, bo tych jest więcej, tak np facet w wieku 20 kilku lat wyboru już nie ma. Wolnych kobiet brak, a jak są to i tak są w coś uwiklane Z A W S Z E. Najczęstszy typ to mieszka z narzeczonym, ale jej się nudzi. Aktualnie znam jedna wolna, sympatyczna i bardzo ładna. Do tego podkochiwala się we mnie za czasów szkolnych, a teraz tez bada grunt. KAZDY patrząc z zewnątrz powie mi, ze super partia bierz się za nią. A to nimfomanka jest, która wg swoich słów będzie wierna, ale po ślubie. Tak to jest dziś. Lepiej być samemu.
174 2019-06-02 11:37:30 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-06-02 11:38:33)
Latawicą, jak zauważyłeś Burzowy, jest się od początku, a nie po kilkunastu latach zwiazku.
Może jego żona nawet udowodnioną dziewicą była.
Nie wiem gdzie mieszkasz Ulle, ale dziwne środowisko, gdzie wstyd do wierności się przyznać?
A może wcale tak nie jest, tylko jak ktoś nie zgadza się z epitetami, którymi obdarzasz ludzi co mają romans, bo uważasz, że powód jest jeden- niewyżycie seksualne?, to TY czujesz się atakowana? Cóż, każdy sądzi po sobie, Ulle.
Moim zdaniem Marcin jjest zdecydowany, jjego uczucie zabija zdrowy instynkt, bo przecie dzieci, dalejbedzie bankomatem, jego ,,niby" zona mu powie zeby sie nie czepial jak cos wspomi, zonatemu, dzieciatemu krolewiczowi z Belgii dalej bedzie pokazywac ,,mieszanie kasi" ale zacznie poszukiwania boczniaka w realu, bo pierwszy etap, taki na ,,dystans" juz przerobila, teraz poszuka takiego blizej, zeby wejsc na nowy poziom atrakcji, Marcinowi nie warto nic tlumaczyc, on uwielbia role bankomatu i parobka
Moim zdaniem Marcin jjest zdecydowany, jjego uczucie zabija zdrowy instynkt, bo przecie dzieci, dalejbedzie bankomatem, jego ,,niby" zona mu powie zeby sie nie czepial jak cos wspomi, zonatemu, dzieciatemu krolewiczowi z Belgii dalej bedzie pokazywac ,,mieszanie kasi" ale zacznie poszukiwania boczniaka w realu, bo pierwszy etap, taki na ,,dystans" juz przerobila, teraz poszuka takiego blizej, zeby wejsc na nowy poziom atrakcji, Marcinowi nie warto nic tlumaczyc, on uwielbia role bankomatu i parobka
Mieciu stary Nick był ok .
177 2019-06-02 14:02:22 Ostatnio edytowany przez Olinka (2019-06-02 19:57:01)
[post poniżej oczekiwanego poziomu]
[post poniżej oczekiwanego poziomu]
Chłopie ogarnij się...
179 2019-06-02 16:26:06 Ostatnio edytowany przez Anarchista (2019-06-02 16:28:21)
Doskonale rozumiem twoje uczucia sam rpzeżylem zdradę ale wybaczyłem na pocieszenie zaserwuję ci cytat
"Wszystkie rodziny cieszą się tak samo, każda cierpi na swój sposób"
Lew Tołstoj z książki Anna Karenina
180 2019-06-02 16:33:27 Ostatnio edytowany przez Marata (2019-06-02 16:34:10)
A ja zastosowała bym metodę 34 kroków. Zrezygnowała bym z mniej płatnej pracy - trudno, będzie skromniej, ale częstsze bywanie w domu umożliwi odbudowanie relacji między nimi. Nie wiem jak będzie na początku - pewnie trudno. Bo on częściej w domu, bo mniej pieniędzy, kłótnie, awantury i fochy, bo ona będzie miała ograniczoną możliwość kontaktów z innymi.
Jeszcze przydało by się ogarnąć trochę babę i wysłać do roboty - najlepiej jak najszybciej, i nie żadne pół etatu tylko normalna rąbanka w sklepie albo na produkcji, na 8 godzin.
Jeżeli oboje będą tego chcieli, to jakoś poukładają to małżeństwo od nowa.
Nie wiem, jaki sens ma przeczołgiwanie żony w skrusze po wszystkim. Jak ona ma udowodnić, że jest skruszona? Proszę o konkretne przykłady wymaganych w takiej sytuacji zachowań.
181 2019-06-02 17:03:02 Ostatnio edytowany przez Wzl (2019-06-02 17:03:32)
Nie wiem, jaki sens ma przeczołgiwanie żony w skrusze po wszystkim. Jak ona ma udowodnić, że jest skruszona? Proszę o konkretne przykłady wymaganych w takiej sytuacji zachowań.
Przede wszystkim należy pokazać, że się rozumie, że to co zrobiła, jest złe i nie powinno mieć miejsca. Jeżeli ktoś od samego występku bardziej żałuje, że został złapany, do tego trywializuje zdarzenie albo tłumaczy siebie tym, że ludzie gorsze rzeczy robią, albo szczyt bezczelności - przerzuca winę na drugą stronę - wtedy szanse na powtórkę są zbyt duże żeby ryzykować.
Marata to już problem żony, który ona powinna rozwiązać.
A ja zastosowała bym metodę 34 kroków. Zrezygnowała bym z mniej płatnej pracy - trudno, będzie skromniej, ale częstsze bywanie w domu umożliwi odbudowanie relacji między nimi. Nie wiem jak będzie na początku - pewnie trudno. Bo on częściej w domu, bo mniej pieniędzy, kłótnie, awantury i fochy, bo ona będzie miała ograniczoną możliwość kontaktów z innymi.
Jeszcze przydało by się ogarnąć trochę babę i wysłać do roboty - najlepiej jak najszybciej, i nie żadne pół etatu tylko normalna rąbanka w sklepie albo na produkcji, na 8 godzin.
Jeżeli oboje będą tego chcieli, to jakoś poukładają to małżeństwo od nowa.Nie wiem, jaki sens ma przeczołgiwanie żony w skrusze po wszystkim. Jak ona ma udowodnić, że jest skruszona? Proszę o konkretne przykłady wymaganych w takiej sytuacji zachowań.
U tej konkretnej sztuki o jakiej mu skrusze mowimy? bo ja widze ze ona nic nie rozumie co robi Marcinowi, to typowa ,,ksiezniczka" znalazla mazgaja i teraz go ujezdza na swoje sposoby, chlopina robi pod siebie jak sie tylko na niego krzywo spojrzy, a ty mu 34 kroki potrzebujesz, on najpierw jaj u siebie niech znajjdzie
184 2019-06-02 17:20:43 Ostatnio edytowany przez Marata (2019-06-02 17:24:22)
Marata napisał/a:Nie wiem, jaki sens ma przeczołgiwanie żony w skrusze po wszystkim. Jak ona ma udowodnić, że jest skruszona? Proszę o konkretne przykłady wymaganych w takiej sytuacji zachowań.
Przede wszystkim należy pokazać, że się rozumie, że to co zrobiła, jest złe i nie powinno mieć miejsca. Jeżeli ktoś od samego występku bardziej żałuje, że został złapany, do tego trywializuje zdarzenie albo tłumaczy siebie tym, że ludzie gorsze rzeczy robią, albo szczyt bezczelności - przerzuca winę na drugą stronę - wtedy szanse na powtórkę są zbyt duże żeby ryzykować.
Och, uważam, że to był już któryś raz kolei, i Pani z tego powodu nie widzi nic złego w tym, co zrobiła. Ile nocy spędziła samotnie? Po jakim czasie poznała miłych panów z drugiej strony monitora, i ile czasu zajęło jej przekonanie się do tego typu zabawy? To jest proces rozciągnięty w czasie. Mąż w tym czasie ciężko pracował na rodzinę. Nie widział, co się dzieje, bo nie mógł.
Tu trzeba odbudować najpierw pewność siebie autora, a później relację, która ich łączyła. Nie zrobi się tego, jeśli on ciągle będzie w robocie.
Hmm.. kiedyś pojawił się na forum post o tym, jak zdominować kobietę. Chyba Herviego? Wredny pomysł, ale może by tu podziałał.
Jeżeli wszystkie chwyty dozwolone to oczywiście, ze pokazanie się z inną działa najlepiej. Ale faceci zwykle po rozstaniach są rozbici, a nie szukają innych.
Jeżeli wszystkie chwyty dozwolone to oczywiście, ze pokazanie się z inną działa najlepiej. Ale faceci zwykle po rozstaniach są rozbici, a nie szukają innych.
Burzowy, jakie chwyty? Tu nie chodzi o jakieś chwyty.
Tu chodzi o odbudowanie tego związku, gdzie facet postanowił większą część doby spędzać w robocie a babka pokazać swoje wdzięki w necie.
Najpierw - on do chałupy i ona do roboty. Braknie jej czasu na dodatkowe rozrywki wówczas.
Najwięcej romansów powstaje w miejscu pracy. Czy Ty ją pchasz prosto w objęcia innych? A obsługa klienta to juz w ogóle wystawa dla takiej.
On musi znaleźć inna, ale nie znajdzie. Nawet psycholog mi tak kiedyś doradzila, ale jeszcze mialem ideały w głowie i stwierdzilem, ze to nie fair będzie w stosunku do jednej i drugiej .
188 2019-06-02 17:54:53 Ostatnio edytowany przez Marata (2019-06-02 17:56:54)
Najwięcej romansów powstaje w miejscu pracy. Czy Ty ją pchasz prosto w objęcia innych? A obsługa klienta to juz w ogóle wystawa dla takiej.
On musi znaleźć inna, ale nie znajdzie. Nawet psycholog mi tak kiedyś doradzila, ale jeszcze mialem ideały w głowie i stwierdzilem, ze to nie fair będzie w stosunku do jednej i drugiej
.
Masz rację i nie masz - zależy jaka praca. Dla tego proponuje wredną, wykańczającą pracę na produkcji. Przez trzy miechy będzie tak wykończona, że żadne amory nie zawitają jej w głowie. A jeśli jakieś się pokażą z jej strony, słodkie koleżaneczki ją zeżrą żywcem. Albo np. na kasie. Cały czas na widoku, a często kierownikami sklepów są babki.
Edit: żeby czegoś takiego się podjęła, musi byc krucho z kasą w domu. Żeby było krucho z kasą, on musi mniej pracować.
Jak będzie krucho z kasą w domu, to uzna to za kolejny argument by szukać lepszego bolca. Mamy 2019 rok Marata, kobiety żyją jak pączki w maśle. To dobrze, że ktoś ma dobrze, ale... facet albo się sprawdza całkowicie albo wypada. I nie ma co mydlić oczu, że jest inaczej.
No, nie jest to takie łatwe, jak opisujesz, gdy trzeba uzbierać na proces rozwodowy, a w domu dwójka dzieciaków. To wszystko kosztuje. A ona nie ma swojej kasy.
191 2019-06-02 18:03:13 Ostatnio edytowany przez fryt (2019-06-02 18:04:55)
Z tymi psychologami też bywa różnie. Zależy na kogo się trafi. Jeden doradzi bądź egoistą, Tobie ma być dobrze, inny zaś podpowie walcz o rodzinę bo to dobro najwyższe a trawa wydaje się być zawsze bardziej zielona u sąsiada. Więc na dwoje babka wróżyła.
Niestety nie każdy związek jest do uratowania po zdradzie i nawet nie rozchodzi się o postawę zaraz po.
Istotniejszym jest to co tych ludzi łączyło wcześniej, przed zdarzeniem. Czy był to prawdziwy partnerski związek oparty na przyjaźni.
Jeśli jednak fundamenty były słabe to zazwyczaj nie ma czego zbierać. I od tego powinno się zacząć. Nie biegać, panikować, płakać wszystkim, tylko postarać się na spokojnie przeanalizować swój związek sprzed incydentu.
Oczywiście trzeba wiele realizmu, czego brakuje większości ludzi, zwłaszcza w tak silnych emocjach. Należy odrzucić zbudowany w głowie obraz żony, wyidealizowany, ale nie mający nic wspólnego z rzeczywistości.
Kolejnym aspektem jest ta słynna postawa zdradzającego. Wszystko w zasadzie na ten temat zostało napisane. Jeśli ktoś nie potrafi lub nie chce być uczciwy, autentyczny, szczery, nie wyraża skruchy, nie zdaje sobie sprawy ze zła jakie spowodował to co ratować? I w zasadzie po co? Lepiej puścić wolno.
Chyba, że komuś zależy na takim właśnie związku byle tylko zachować status quo. Proszę bardzo.
Pamiętać trzeba również o tym aby nic nie wymuszać na zdradzaczu, nie starać się być jego terapeutą, nie informować co powinien zrobić a czego nie robić.
To wszystko powinno wyjść dobrowolnie od zdradzającego. Powinno być wynikiem przemyśleń i refleksji. Co mi to da jeśli kogoś przymuszę do tego aby wykazał skruchę czy też był uczciwy? Przecież wówczas to nie będzie wypływać z niego, nie będzie autentyczne a będzie poniekąd wymuszone. Jeśli ktoś chce mieć niewolnika zamiast partnera proszę bardzo...
Ludzie nie zdają sobie sprawy jak często krzywdzą siebie przez takie zachowanie - branie odpowiedzialności za kogoś za coś co nie należy do nas.
No, nie jest to takie łatwe, jak opisujesz, gdy trzeba uzbierać na proces rozwodowy, a w domu dwójka dzieciaków. To wszystko kosztuje. A ona nie ma swojej kasy.
I zazwyczaj wszystko rozwiązywane jest za pomocą innego faceta, po prostu.
Ostatni mój wpis w tym temacie: jaki normalny facet weźmie sobie takiego strupa na głowę? Zasponsoruje rozwód, weźmie dwójkę dzieciaków pod swoje skrzydła i babę, która zostawia męża dla niego.
dla tego ja totalnie nie rozumiem mazgajstwa Marcina, przecie finansowo ma ja w garsci, czego mu potrzeba wiecej aby wybic kochasi z czerepu
Ostatni mój wpis w tym temacie: jaki normalny facet weźmie sobie takiego strupa na głowę? Zasponsoruje rozwód, weźmie dwójkę dzieciaków pod swoje skrzydła i babę, która zostawia męża dla niego.
Zdziwiłabyś się ilu jest desperatów na świecie. Niestety albo stety. Bo zazwyczaj wielka miłość kończy się wraz z odlotem motylków z brzucha.