john.doe80 napisał/a:wszystko ulotniło się jak kamfora... zawód miłosny.
Zatem pozwól temu odejść, zrób sobie przerwę, wyciągnij wnioski, zacznij żyć sam z sobą bez paniki, że bez lustra znikniesz, zrób w sobie miejsce na coś nowego.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
fuorviatos napisał/a:To nie było w 100% podążanie za ślepym złudzeniem. Bazowałem na jakimś jej obrazie, z początków naszej znajomości, rozmów które odbyliśmy jeszcze w przyjacielskich stosunkach.
Zastanawiam się właśnie, ile było w tym prawdziwych puzzli, a ile sam domalowałeś.
To mnie w teraz mocno zajmuje. Dlaczego ludzie przestają odkrywać drugiego człowieka i zamiast tego robią na niego projekcję własnych oczekiwań i potrzeb. I czekają, żeby było im dane. Jakby nie byli z prawdziwym człowiekiem, ale z jego wyobrażeniem i panicznie walczą o utrzymanie tego złudzenia, aby nie rozczarować się. Tylko z biegiem czasu jest coraz trudniej, bo trzeba w to wkładać coraz więcej energii, więc w końcu przychodzi dzień, gdy kurtyna opada.
Jednak, im więcej było związku, tym więcej krytyki z jej strony. Ja to wszystko widziałem, nie obrażałem się, mówiłem co i jak się czuje. Nie zamiatałem pod dywan, ale nie chciałem wszczynać awantur.
To jak postępowałeś brzmi OK, a od drugiej osoby można już tylko oczekiwać, źe to usłyszy i zrozumie.
Najgorsze jest to, że ona widziała moje starania i w którymś momencie chciała się sama zmienić. Sama mówiła "zasługujesz na więcej, chciałabym być lepsza"
Jak widać, tak naprawdę nie chciała.
Może chciała, ale nie potrafiła.
Może miała przebłyski świadomości, w których dostrzegała Ciebie zza swoich potrzeb, ale szybko jej Twój obraz się zacierał.
Powodem rozstania był brak uczucia z jej strony. Twierdziła, że nie może się we mnie zakochać. Chciałaby czuć "motylki" a ich nie było.
Najgorsze chyba jest to, że raz mówiła, że czuje się rozdarta, bo z jednej strony mówiła "jest mi z Tobą zajebiście", ale jakaś jej druga strona nie mogła mnie zaakceptować.
Już Tobie pisałam, że czasami bliskość to za mało.
Jak ktoś potrzebuje być stałe na haju, to nic na to nie poradzisz, możesz tylko puścić wolno, bo jest jak ćpun na głodzie. Albo dotrze do swojego dna i się odbije, dojrzeje, albo legnie na tym dnie.
Tkwiłem w tym zawieszeniu, na próżno, karmiąc się jej słowami, z nadzieją na jej zmianę. To napewno był błąd bo powinienem to uciąć już dawno. Teraz to wiem.
Widocznie też nie potrafiłeś wtedy inaczej i potrzebowałeś tej lekcji. Teraz tylko wypada zadbać o to, żeby nauka nie poszła w las ;-)
Miałaś podobne doświadczenia?
Moja historia jest zupełnie inna, inne schematy, inne reakcje.
Odnosząc powyższe do schematu z dzieciństwa. Mam problem z rozpoznaniem kiedy jest "źle" a kiedy "dobrze". Dostrzegam sygnały, ale nie potrafię zrezygnować.
Tam gdzie inny by już odpuścił, ja nadal tkwie i walcze, jak w domu.
Jeśli emocje władają Twoim umysłem, to dzieje się tak dlatego, że nie jesteś ich świadomy. Gdy zaczynasz patrzeć na siebie z góry, obserwować siebie z pozycji osoby trzeciej, to ten schemat się rozpuszcza. Weż to przetestuj w jakiejkolwiek przypadkowej sytuacji, do której angażujesz swoje emocje. Możesz się nieźle zdziwić.
Nie chce eksperymentować na związku, ale jeśli zdarzy mi się z kimś być chce sam sprawdzić czy uda mi się wyłapać te niepokojące sygnały i włączyć autopilota zawczasu.
Chciałbym żeby to było naturalne. Nie będe szukał na siłę "materiału" do testów.
To taki test samego siebie. Z drugiej strony, terapia byłaby bardzo wskazana, ale chciałbym sprawdzić się najpierw sam.
A moim zdaniem jeszcze zanim się wejdzie w związek warto się zastanowić, czy w ogóle wejść w relację, u której podstaw leży schemat. Jest wybór:
1.) wejść w relację mimo znajomych sygnałów i pracować nad relacją i sobą? Np. w moim przypadku, to oprócz rozmów, to będzie wyraźne stawianie granic, brak zgody na „nic o minie beze mnie”, ale przede wszystkim nauka umiejętności pomieszczania w sobie bezradności i beznadziei, bo to nieuniknione. To rozwiązanie to trochę jak ŚWIADOME dawkowanie sobie znanego narokotyku, ale też konkretne działania, dzięki którym tym razem MOŻE BĘDZIE INACZEJ.
2.) zwrot w tył, gdy tylko pojawiają się sygnały. Ale JEŚLI „chemia” to właśnie te subtelne sygnały połączone z nadzieją, że tym razem się uda, to trudno będzie zadłużyć się w kimś odbiegającym od schematu. Czy w takim razie zostaje relacja bez haju na wstępie? Np. mam kumpla, z którym się dobrze rozumiem(!!!) i jestem głęboko przekonana, że on nie będzie „myślał za mnie”, to czy mam mu dać sznasę na coś więcej?