gojka102 napisał/a:Troll,wiesz to dla mnie trochę nie fair,że w Twoim wieku,mając odchowane dzieciaki nie możesz zwyczajnie odcinać kuponów wraz z żoną tylko jesteś gdzieś daleko ze świadomością,że jeszcze 3 czy 4 lata...
Życie nie jest sprawiedliwe...
Choć może to ja tak odbieram a Ty jesteś zadowolony...
Widzisz, kiedyś zmieniłem zawód. Dość szybko znalazłem pracę w fajnej lokalnej firmie. Właściciel, człowiek super ogarnięty, wiedział jak dbać o firmę i o ludzi. Miał jedną wadę. Nie umiał utrzymać ptaka w spodniach. No i ta wada doprowadziła do tego że musiał awansować jednego robotnika na wiceprezesa. Moja ukochana super firma, w której liczyłem że doczekam emerytury, zaczęła lecieć w dół. Do jednego wiceprezesa debila dołączył drugi, mój dział spod władzy prezesa zjechał pod but jednego z wicków. Firma z kilkudziesięciu milionów czystego zysku poleciała na kilka milionów straty.
Dwa lata szukałem pracy w PL. Nie ta metryka, nie te pieniądze, bo jak mam dojeżdżać do pracy 400 km i zarabiać cztery tysięce, to ja już jestem na to za duży. No i padło na Niemcy. Trochę znałem język, więc go podszlifowalem i w drogę. Ot i cała historia.
Uwielbiam Polskę jako miejsce na Ziemi. Lubię ludzi którzy ją zamieszkują. Mimo ich wszystkich wad, wolę ich od Niemców, Anglików, a już na pewno od Turków. Niestety z polskim aparatem państwowym mam tak złe doświadczenia, że wiele gorzej być nie może. I w sumie to jest tak że najchętniej już bym nigdy do Polski nie wracał. Owszem, wycieczka do Wrocławia (moje ukochane miasto), Gdańska, Malborka, Torunia, Krakowa, chętnie, ale życie w tym kraju mnie strasznie rozczarowało.
Trzydzieści lat żyłem w Polsce (dzieciństwa nie liczę), pracowalem, starałem się, walczyłem o byt. Dwa razy byłem sądzony za niewinność, raz skazany. Nigdy nie byłem głodny, ale jakoś tak nigdy nie udało mi się pływać po powierzchni. Może to mój niespokojny duch, ale zawsze jakoś tak było pod górkę. I zawsze jak już wydawało się że łódź wypłynęła na szerokie wody, to okazywało się że zeżarly ją korniki i właśnie idzie na dno.
Teraz wreszcie mam święty spokój. Brakuje mi żony, tęsknię za nią tak, że czasami mam ochotę wszystko rzucić i wracać. Ale wtedy przychodzi refleksja, że jeszcze nie tak dawno mi, facetowi odpowiedzialnemu za działanie sieci ponad 400 różnych urządzeń, śmieciarz po zawodówce wręczył miotłę i kazał zamiatać magazyn, żeby pokazać kto tu jest lepszy. Trzy lata temu ten sam intelektualista pytał mnie trzykrotnie, za każdym razem otrzymując rzeczową odpowiedź, ile miejsca potrzebuje w szafie serwerowej na nowego Exchange'a (mimo nazwy serwer, to jest po prostu program instalowany na Windowsie). Te dwie refleksje wystarczają, żeby zrezygnować z marzeń o powrocie.