(...) Gdy czytam komentarze na forach, podobnie jak po tragedii na Broad Peak-u, ze smutkiem i niesmakiem zauważam chęć oceniania i krytykowania innych, która jest tak naprawdę realizacją małych potrzeb małych ludzi. Takich małych potrzeb jak, jak potrzeba zaistnienia byle zaistnieć, jak potrzeba wymądrzania się na każdy temat, nawet gdy nie ma się pojęcia, o czym się mówi.
Smucą zwłaszcza oceny moralne, te radykalne w tym samym stopniu, co głupie. Wymądrzają się ludzie, którzy na siedmiu tysiącach nie weszli by nawet na stołek, którzy marzną w mieście przy temperaturze minus pięć, którzy często w swoim życiu nie zrobili nic wartego uwagi przez dłużej niż pięć minut.
Tacy ludzie, w ignorancji swojej, bardzo łatwo oskarżają. „A po co ryzykował”, „po co się tam pchał”, „dlaczego inni mają płacić za jego wybryki”, „dlaczego inni muszą ryzykować z powodu czyjegoś hobby” i tak dalej i tak dalej. Do tego dochodzą odwieczne bzdury o „adrenalinie”, „skłonnościach samobójczych” i „szukaniu śmierci”.
Można o różnych rzeczach dyskutować, ale czy trzeba to robić w takiej chwili? Czy nie można uszanować choćby cierpienia rodziny człowieka, który zginął? (...)
A dlaczego ratujemy tych, „którzy znaleźli się w niebezpieczeństwie z własnej winy”? Dlatego, że jesteśmy ludźmi. Dlatego, że mamy takie uczucie jak empatia.
I na koniec, bardzo bym prosił fotelowych mądrali od piwka do piwka, by raczej zastanowili się nad sobą, nad tym, czy kiedyś ktoś będzie wspominał ich dokonania. Bo może warto czasem coś przeżyć, coś więcej niż smaczny obiad.
Niech robią co robią.
Ale obstawiałam, że robią to dla siebie, a nie po to, żeby teraz się wywyższać. Ja tam lubię to, co robię chociaż nie wychodzę na 7tys. metrów i marznę przy temp. -5.
Oni też czasami powinni się zastanowić nad tym, co piszą i w jaki sposób wyrażają się o innych. Zwłaszcza, że jeszcze nie raz ktoś z nich będzie przeprowadzał zbiórki na realizację swoich pasji. A kto w takich zbiórkach bierze udział jak nie ludzie z kanapy, którzy nic w życiu nie zrobią poza obiadem?
no jak dla Łozińskiego dokonaniem jest zamarznac gdzieś w górach albo spaść w przepasc to ja dziękuje, wole sobie lezec na kanapie i żeby mnie nie wspominali
Z górami mam sporo wspólnego, także ze wspinaczką.
JEst bardzo fajny dokument/seria o polskim himalaiźmie. Można zobaczyć Kukuczkę. Rutkiewicz...to są inni ludzie, inny poziom percepcji. Sam się wspinam, od tego roku zimowo. Każdy kto staje się"człowiekiem gór" staje się kimś innym....kolokwialnie mówiąc wchodzi na inny poziom mocy, to nie jest do zrozumienia. Góry uzależniają, mam wrażenie, że te wysokie bardziej...to jak narkotyk a to nie powoduje racjonalnego myślenia.
Czyli wg Łozińskiego jestem nikim, bo marznę przy -5 i na 7-tysięcznik nie weszłam? Może mój tata jest takim człowieczkiem? Może - ale przynajmniej jako dziecko miałam ojca, a dzieci Mackiewicza już nie mają, żona została sama z 3 dzieci. Bo ktoś chiał "spełniać pasję i byś wspominany dłużej niż 5 minut". W takie rzeczy powinni się bawić ludzie bez rodzin.
Zgadzam się z Lady Loka - facet obraził wielu z darczyńców, którzy z fotela, znad talerza z obiadem wpłacali pieniądze na akcję ratunkową.
Tylko że żona Mackiewicza świadomie za niego wyszła, świadomie stworzyła z nim rodzinę. To był ich wybór i ich życie.
Tylko że żona Mackiewicza świadomie za niego wyszła, świadomie stworzyła z nim rodzinę. To był ich wybór i ich życie.
I co? I to umniejsza jej cierpienie?
Rising_Sun napisał/a:Tylko że żona Mackiewicza świadomie za niego wyszła, świadomie stworzyła z nim rodzinę. To był ich wybór i ich życie.
I co? I to umniejsza jej cierpienie?
Nie umniejsza, tylko wiele osób "hejtuje" Tomasza za to, że wybrał tak ryzykowny sport mając rodzinę, a jednak trzeba zauważyć, że druga osoba decydowała się na życie z nim i na to, że powiedzmy jest większa szansa, że zostanie sama z dziećmi, niż gdyby wyszła za księgowego .
Niech robią co robią.
Ale obstawiałam, że robią to dla siebie, a nie po to, żeby teraz się wywyższać. Ja tam lubię to, co robię chociaż nie wychodzę na 7tys. metrów i marznę przy temp. -5.
Oni też czasami powinni się zastanowić nad tym, co piszą i w jaki sposób wyrażają się o innych. Zwłaszcza, że jeszcze nie raz ktoś z nich będzie przeprowadzał zbiórki na realizację swoich pasji. A kto w takich zbiórkach bierze udział jak nie ludzie z kanapy, którzy nic w życiu nie zrobią poza obiadem?
Oczywiście,że nie dla Ciebie
Ale nie widzę tu żadnego wywyższania.Odpowiadają po prostu na hejt tych co z wysokości kanapy rzucają się,że ludzie realizując pasje są nieodpowiedzalni,że są idiotami.
A im chodzi tylko o to: ktoś lubi kotleta popić piwem przy niedzielnym oglądaniu tivi i zakrztusi się kostką albo zjedzie na nadciśnienie-nikt do tego nic nie ma ale jak ktoś lubi wspinać się na siedmiotysięcznik i powinie mu się noga to wtedy: sam sobie winien,debl!
Ludzie są różni i problem w tym by tę różność akceptować i nie robić z tego kwestii,szczególnie gdy nikomu innemu to nie szkodzi.Tu ta różność przejawia się w pasji ale jest jeszcze różnorodność wyznania,koloru skóry,pochodzenia. Ci co hejtują himalaistów piszą w necie,że jak to Francuzkę uratowali a Polaka nie??!!Ratują człowieka,nie Francuza,Chińczyka czy Araba.
no jak dla Łozińskiego dokonaniem jest zamarznac gdzieś w górach albo spaść w przepasc to ja dziękuje, wole sobie lezec na kanapie i żeby mnie nie wspominali
Często pewnych życiowych decyzji znanych mi ludzi nie rozumiem ale to nie rozumiem ich ja-oni na pewno rozumieją.I tego się trzymajmy.
Czyli wg Łozińskiego jestem nikim, bo marznę przy -5 i na 7-tysięcznik nie weszłam? Może mój tata jest takim człowieczkiem? Może - ale przynajmniej jako dziecko miałam ojca, a dzieci Mackiewicza już nie mają, żona została sama z 3 dzieci. Bo ktoś chiał "spełniać pasję i byś wspominany dłużej niż 5 minut". W takie rzeczy powinni się bawić ludzie bez rodzin.
Zgadzam się z Lady Loka - facet obraził wielu z darczyńców, którzy z fotela, znad talerza z obiadem wpłacali pieniądze na akcję ratunkową
Jeśli wypowiadasz się w kwestiach,na których absolutnie się nie znasz,jeśli masz czelność krytykować czyjeś wybory życiowe,hejtować je i obrażać tych co inaczej wybierają niż Ty to i oni mogą robić tak samo.
Jeśli tego nie robisz-nie bierz tego do siebie po prostu bo Ciebie to nie dotyczy.
Podobno ma ruszyć akcja ratunkowa ponownie.We Wprost piszą:
"Wciąż nie ustają starania o zorganizowanie kolejnej akcji ratunkowej, by dotrzeć do Tomasza Mackiewicza, który pozostał na wysokości około 7200 m n.p.m. na szczycie Nanga Parbat. Gotowość ponownego ruszenia na szczyt zgłaszają polscy himalaiści spod K2. Jest jednak kilka warunków, a czasu coraz mniej.
W niedzielę zintensyfikowały się działania grupy prywatnych osób, które od piątku z własnej inicjatywy badają możliwość pomocy Polakowi uwięzionemu na Nanga Parbat. – Jesteśmy w to zaangażowani i wierzymy, że do Tomka można dotrzeć – mówił Michał Maciej Lisiecki, który wraz z gronem specjalistów i ojcem Mackiewicza organizuje ponowną akcję ratunkową.
Prezes PMPG Polskie Media przekazał informacje od Janusza Niedbała, menadżera Adama Bieleckiego. Okazuje się, że uczestnicy wyprawy na K2 są gotowi ponownie ruszyć na szczyt Nanga Parbat. Jest jednak kilka warunków. „Informacja od Adama i chłopaków: są gotowi iść ratować Tomka. Muszą być spełnione trzy warunki: 1. Helikopter musi ich wysadzić na wysokości 6500-7000 metrów. 2. Pogoda musi sprzyjać. 3. To musi się wydarzyć w ciągu 24 godzin” – brzmi wiadomości przesłana przez Niedbała do Michała M. Lisieckiego. "
Cieszę się, że będą próbowali się tam dostać po Tomka.
Chociaż obawiam się, że może już być za późno, ale nie dało się zrobić nic wcześniej przez złą pogodę.
Bardzo mi żal jego bliskich.
A czy ja powiedziałam, że dla mnie? Nie doczytałaś do końca. Wszyscy mówią, że to pasja, a teraz z tej wypowiedzi wychodzi na to, że chodzi o sławę.
Nikt nie krytykuje jak ktoś zakrztusi się kurczakiem, bo nikt nie roi wtedy akcji ratunkowej. Jak ktoś jedzie ulicą 150km/h i rypnie w drzewo to tak samo sie go krytykuje za głupotę. Jak ktoś skacze na główkę do basenu i rozwala kręgosłup to nikt go po głowie nie głaska tylko też wiadomo, że to jego wina. Jak ktoś bierze udział w wyścigach, to też może się coś stać. Ja naprawdę rozumiem adrenalinę. Nie rozumiem głupoty. Podziwiem Bieleckiego i Urubko, że dokonali praktycznie niemożliwego. Ale i tak uważam, że ciśnienie na zdobycie tego szczytu przesłoniło im zdrowy rozsądek w dosyć znacznej części. Zresztą sama Revol to gdzieś przyznała, że byli tak skupieni na wyjściu na szczyt, że się nie zorientowała, że jemu się coś dzieje.
Jakieś dwa tygodnie temu oglądałam film "Najlepszy", notabene ze świetną rolą bodajże najlepszego polskiego aktora młodego pokolenia Jakuba Gierszała, opowiadający prawdziwą historię Jerzego Górskiego, polskiego triathlonisty i zdobywcy pierwszego miejsca w Double Iron Triathlon (podwójny Ironman) w Huntsville, to był dystans 7,6 km pływania, 360 km jazdy na rowerze i 84 km biegu, a potem były kolejne zawody dla prawdziwych twardzieli, z których nie raz i nie dwa ktoś przypłacał to życiem. Ten człowiek też miał problem z nałogiem, był heroinistą, kilkakrotnie przebywał w więzieniu, odsunięto go od dziewczyny, od dziecka, był w bardzo złym stanie fizycznym, w zasadzie dotknął dna, od którego chyba tylko sport pozwolił mu się odbić, bo znalazł w nim cel nadrzędny i ucieczkę od nałogu, coś, co go motywowało, by przeżyć kolejny dzień.
W filmie po drodze pojawiło się kilka świetnych dialogów, ale utknęła mi w głowie scena, kiedy to główny bohater miał podjąć ten wspomniany nadludzki wysiłek, wtedy już wielu ludzi na niego liczyło, a jednak pojawiły się wątpliwości czy da radę, czy jest dostatecznie dobrze do tego przygotowany. Wtedy jego trener, mentor i opiekun wyraźnie zapewniał, że już nie musi się na to porywać, że już nikomu niczego nie musi udowadniać, jednak on sam stwierdził, że musi - przede wszystkim sobie samemu. W moim odczuciu chodziło o to, że musi pokazać wewnętrzną wolę walki i siłę, bo jeśli teraz się złamie, to nigdy nie będzie mógł sobie ufać - to w odniesieniu do walki z nałogiem.
Moim zdaniem tu mamy analogiczną sytuację i ja Tomasza Mackiewicza naprawdę rozumiem, nawet jeśli tylu ludzi twierdzi, że okazał się egoistą. Być może bez tych gór on już dawno by nie żył. Zaś sama żona Mackiewicza, Anna Solska, na tę chwilę nie wydaje się mieć do nikogo pretensji, okazuje swoją ogromną wdzięczność za okazaną pomoc i zapewnia, że ma świadomość, że zespół ratunkowy zrobił wszystko, co mógł, aby jej mężowi pomóc.
To jest ogromna tragedia, a komentując ją może po prostu nie mierzmy wszystkich jedną miarą.
Piękna pasja i godna podziwu, ale....
1) Gdy odbywa się wyłącznie za własne pieniądze i ubezpieczenie
2) Gdy kultywują ją bezdzietni kawalerowie.
IMO ogromne ryzyko, a profity zbyt małe. Ale co kto lubi
Podobno ludzie dzielą się na dwa typy: takich, którzy chodzenia po górach nigdy nie zrozumieją i takich, którym nie trzeba go tłumaczyć. Ja nie rozumiem. Rok temu dostałam paniki w Bieszczadach, a dzisiaj potwornie zmarzłam w temperaturze +6 stopni. Ale też nie trzeba mi tłumaczyć. Nie muszę rozumieć.
Dominująca narracja narastająca wokół wydarzeń na Nanga Parbat jest – nic zaskakującego – mesjanistyczna. W opozycji do niej stoi narracja kwestionująca sens himalaizmu jako takiego, z odwołaniami do zależności pomiędzy wspinaczką a życiem innych ludzi. W skrócie: jak facet, który ma rodzinę może ryzykować i wchodzić na 8 tys. m.n.p.m? Jak sam wlazł, to niech sam zlezie! Zapewne ta koncentracja na rodzinie ma mieć wydźwięk prokobiecy, ale wychodzi dokładnie odwrotnie.
Nie wiem czy Tomasz Mackiewicz był bohaterem. Był himalaistą, który wszedł na ośmiotysięcznik w stylu alpejskim, bez butli z tlenem, bez pomocy tragarzy, bez odpowiedniego ubezpieczenia. Miał romantyczny stosunek do wspinaczki, brakowało mu pieniędzy, sprzeciwiał się komercjalizacji gór. Da się to jakoś zrozumieć.
O ile fetyszyzowanie ryzyka to szkodliwy zabieg, nie mniej ohydne wydaje mi się martwienie się zza ekranu komputera o to, ile osób naraziło życie „dla jakiegoś idioty” w kontekście brawurowej akcji ratunkowej i wszelki szkalunek oparty na podobnych założeniach.Himalaiści regularnie narażają życie. To ich wybór. Wyborem ratowników była decyzja o udzieleniu pomocy. To nie jest sprawa ludzi w internecie. Nie ma o czym dyskutować. Wspierać albo milczeć.
Himalaizm jest niebezpieczny. Sporty ekstremalne są niebezpieczne. Zakładam, że w rodzinach ludzi, którzy się nimi zajmują świadomość zagrożenia to nie temat tabu. Ufam decyzjom kobiet. Nie odważyłabym się wypowiadać w ich imieniu. Podejmując decyzję o wejściu w związek z himalaistą ma się zapewne świadomość, co to znaczy. Wdowa po zmarłym w 2013 roku na Broad Peak Macieju Berbece powiedziała Wysokim Obcasom: Nigdy nie powiedziałam mu: „Zostań, nie jedź, starczy ci”. Wiedziałam, że wychodzę za mąż za himalaistę. Miałam go zatrzymywać?
O ile nie rozumiem gór, o tyle rozumiem pasję do walki ze swoimi słabościami. Tym cenniejsza wydaje mi się ona w czasach, gdy ludzie nie mają nawet dość siły i odwagi, żeby odejść od komputera na więcej niż godzinę dziennie. Zapewne kobieta decydująca się na założenie rodziny z himalaistą wie, że pewnego dnia może zostać sama. Zapewne bierze to pod uwagę myśląc o dzieciach. Pasja, za którą płaci się strachem o drugą osobę, to ta sama pasja, która sprawia, że chce się z tą osobą być.
Przykre jest przedstawianie himalaizmu wyłącznie jako narzędzia do podbijania sobie ego poprzez podejmowanie kolejnych, nadludzkich wyzwań. Po pierwsze – mało która działalność pomija kwestię wzmacniania ego, po drugie – kilka tysięcy metrów nad poziomem morza to raczej wysokość, gdzie ego się odrzuca, a nie pielęgnuje. Tym bardziej nieadekwatne są te rozważania w kontekście wspinacza nie korzystającego z pomocy sponsorów, o którego wyprawie pewnie mało kto by się dowiedział z mainstreamowych mediów, gdyby nie tragedia.
Życzyłabym sobie, by ludzie szufladkujący himalaistów jako egoistów bez wyobraźni skazujących swoje rodziny na cierpienie, z podobnym zapałem wzięli się za krytykowanie nieodpowiedzialnych osób ze swojego otoczenia, które zaniedbują swoich bliskich tak po prostu, nie tocząc przy tym walki z górą, a co najwyżej z kryzysem wieku średniego.
Siostra Mackiewicza prosi o powstrzymanie się od komentowania. Anna Solska, żona pisze o mężu w pięknych słowa i prosi na Facebooku, by nie mówić o nim źle. Nie podniosła ani jednego zarzutu, nie padła z jej ust żadna negatywna wypowiedź. Nikt nie wie od niej lepiej.
Nie przekraślałabym jednym ostrym cięciem, marzenia Himalaistów.Uważam, że każdy ma prawo do takiego kierowania swoim życiem, na jakie ma ochotę.Człowiek ma wolną wolę.I przykro mi jest słuchać, wypowiedzi osób wrogo nastawionych do tego typu wyczynów.Człowiek lubi się mierzyć z siłami natury.Człowiek lubi przekraczać granicę..przeróżne.....Nikt nie wie co go czeka....nikt nie wie, czy idąc chodnikiem prostem i bezpiecznym, nie spadnie na głowę dachówka i....zabije.Co komu pisane jest pod znakiem zapytania....Himalaiści, to osoby bardzo silne fizycznie i psychiczne.Ich marzenia ich przeogromny trud i wysiłek w przygotowania do startu.Pokazują Nam przeciętnym słabeuszą, do czego może być zdolny człowiek.Jak ogromną siłę, determinację i walkę może stoczyć, aby dojść do celu.Ja wszystkim Himalaistą dziękuję Bravo!Jesteście przykładem - dążenia do celu.
****
Adnotakę napisałam, po przeczytaniu jedynie tematycznego postu.
Nie czytalam calej dyskusji, dosyc juz na ten temat napisano. Chcialam sie odniesc do tego charta. Charty sz jak najbardziej kanapowcami. Greyhoundy sa znane jako The 45 mph Coach Potato
147 2018-01-29 15:18:24 Ostatnio edytowany przez Nirvanka87 (2018-01-29 15:45:16)
Ja jestem leniwcem kanapowym, mój wybór, moje życie, nikt nie ma prawa mnie oceniać i pisać/ mówić, żem gorsza. Pan Mackiewicz miał prawo wybrać się na taką eskapadę, jego życie, jego wybór. Żona Pana Mackiewicza świadomie podjęła decyzje o związku z nim, a nie z kimś innym, jej życie, jej decyzja. Bardzo im wszystkim współczuję bo to straszny cios i wielka tragedia, ale musimy pamiętać o tym, że to jest ich życie, ich związek i ich wspólne decyzje. Ani ja, ani Wy, ani znani himalaiści nie mają prawa wtrącać się, ani w sposoby życia innych, ani w związki i ustalenia w związkach innych osób.
Pięknie jest mieć pasje, dążyć do realizacji marzeń, ludzie przygotowują się do takich wypraw latami i czasami się udaje, a czasami nie, nie można nikogo oskarżać, że poszedł nieprzygotowany, że miał w nosie innych. Byliśmy tam? Ja nie byłam, więc ja nie oceniam. Nikt, kto się nie znalazł w takie sytuacji nie ma prawa oceniać podjętych decyzji. To tak samo, jak ze zdrada, całe życie mamy ustalony pogląd, a jak nas dopada zdrada, wszystko może w naszej głowie się zmienić. Tutaj tak samo, nie mamy prawa oceniać Pani Revol, dopóki nie staniemy przed takim samym dylematem, zostać z przyjacielem, któremu sama nie jest w stanie bardziej pomóc, czy iść ratować swoje życie, zauważcie, ze ona cały czas schodziła, nie usiadła na tyłku i nie czekała na ratowników, walczyła. Znowu, jej życie i jej decyzja.
Moim zdaniem, w kwestii moralności jest tak, ze siedząc w bamboszkach z ciepłą herbatką i oglądając tego typu sytuacje, nie możemy z góry zakładać, ze np. zostawilibyśmy partnera na 7000 metrach, musimy zakładać, ze będziemy walczyć, ale jednocześnie musimy mieć świadomość, ze będąc w takiej sytuacji i realnie oceniając swoje i partnera możliwości, mamy prawo podjąć taką decyzję, jak Pani Revol.
Tak samo ratownicy, podziwiam ich i gorąco kibicuję, żeby jak najdłużej mogli realizować swoje pasje. Wielu ludzi pisze, albo, "o mogli iść, ratować Mackiewicza", a inni z kolei, "głupi, ze w ogóle poszli Maciekiwicz i Revol są sami sobie winni".
Serio? Po pierwsze z tego co wiem, nikt Panom: Urubce, Bieleckiemu, Tomali i Batorze broni do głowy nie przystawił i nie powiedział idź i ratuj. Znowu ich życie, ich decyzja. Ocenili swoje możliwości, siły, warunki pogodowe i podjęli decyzję, która w tym momencie według ich wiedzy i doświadczenia była jedyną słuszną.
Puenta prosta i banalna: ludzie mają tendencję do krytykowania, oceniania i wylewania pomyj na inne osoby, a przecież każdy ma prawo do swojego życia i swoich decyzji, "nawet" jeżeli są tak różne od naszych.
ludzie mają tendencję do krytykowania, oceniania i wylewania pomyj na inne osoby, a przecież każdy ma prawo do swojego życia i swoich decyzji, "nawet" jeżeli są tak różne od naszych.
Jestem stanowczo na "nie" dla "wylewania pomyj", chamskich komentarzy, w których się kogoś obraża itp. Takie coś trzeba zawsze piętnować.
Natomiast co do krytycznego oceniania zachowań innych ludzi, to nie wrzucałabym tego do jednego worka z tym "wylewaniem pomyj". Bo za chwilę wyjdzie, że mamy być bandą bezmyślnych baranów, którym wszystko sie na tym swiecie podoba i muszą wszystko rozumieć, ze wszystkim się zgadzać i dla każdego zachowania bić brawo.
Ja tam akurat rozumiem himalaistów w ogólności, nie jestem przeciwna temu sportowi samemu w sobie. Ale też rozumiem ludzi, którym się ten sport nie podoba - z takich, czy innych względów i że ci ludzie też mają prawo swoją opinię wyrazić. Tym bardziej może się komuś nie podobać zaistniała sytuacja, która była dość szczególna. Po prostu bym tu rozgraniczyła typowy hejt - nazywanie kogoś brzydkimi wyrazami typu debil, idiota, bo to jest właśnie chamówa i hejt, natomiast co innego jest oceniać samą sytuację, bez obrażania, jako wg kogoś nie do końca przemyślaną, nie za dobre przygotowanie wspinaczy itp. Nawet jeśli ktoś w swojej ocenie się myli i oni jednak mieli to wszystko dobrze przemyślane, przygotowane itp - to też można zamiast próbować wprowadzać swoistą cenzurę i zabraniać komuś tak pisać, to może troszkę bardziej się postarać i napisać coś, co zmieni zdanie takiej osoby? Po prostu merytorycznie się odnosić, a nie zaraz zarzucanie: o, bo wy to same pijaki przed TV, co wy możecie rozumieć, za to my, alpinisci to jesteśmy tacy zaje***, że nasza opinia jest jedyna słuszna i nie wolno nas krytykować, nawet jak byśmy sobie postanowili z gołym tyłkiem w środku zimy wejść na Mount Everest. Bo my to jesteśmy alpiniści, a wy zwykłe pijaki sprzed TV, co głosu nie mają No sorry, ale komuna minęła, cenzura dawno minęła
Hejt - to jest obrażanie - trzeba piętnować, natomiast z ktytyką i ceną swoich zachowań to musi sie liczyć kazdy zyjący na tej planecie człowiek.
No i zalatuje dość mocną hipokryzją też, jak ktoś piętnuje krytykę samego siebie, ale innych przy tym bez oporu sam krytykuje To samo się tyczy tych, co bronią innym komentować - ale dla samego siebie nie mają takich zakazów, sami piszą do woli co uważają
Jak ktoś jest zdania, żeby nie komentować - niech sam przestanie komentować. Inaczej wieje hipokryzją, podwójnymi standardami - inni nie moga swojego zdania wyrazic, ale JA - to już mogę
Wreszcie najwspanialszy moment w każdej wspinaczce. Chwila, kiedy od szczytu dzieli mnie już tylko kilka kroków, kiedy wiem, że już nic nie stanie mi na przeszkodzie, kiedy wiem, że zwyciężyłem... Zwyciężyłem nie górę czy pogodę, lecz przede wszystkim siebie, swoją słabość i swój strach. Kiedy mogę już podziękować górze, że i tym razem była dla mnie łaskawa.
Tych chwil nie oddam nikomu za żadne skarby i jeżeli muszę w drodze do szczytu pokonywać przeszkody i ocierać się o nigdy nie określoną granicę między kalkulowanym ryzykiem a ryzykanctwem, to trudno, zgadzam się.
Zgadzam się na walkę ze wszystkimi niebezpieczeństwami, które na mnie czyhają. Zgadzam się na wiatry, które tygodniami biją w ściany namiotów i doprowadzają do granicy szaleństwa. Zgadzam się na drogi prowadzone na granicy wytrzymałości. Zgadzam się na walkę. Nagroda, którą otrzymuję za te trudy, jest niebotycznie wielka. Jest nią radość życia.
**********
Nie ma odpowiedzi na uparcie przez wielu stawiane pytanie o sens wypraw w wysokie góry. Nigdy nie odczuwałem potrzeby takiej definicji. Szedłem w góry i pokonywałem je. To wszystko.
żródło: natemat.pl
150 2018-01-29 19:12:48 Ostatnio edytowany przez adiafora (2018-01-29 19:14:57)
Wielokropek a Ty potrafisz coś sama od siebie napisać czy tylko cytaty wklejać?
Koczek, zgadzam się z Tobą. Od wyrazania swojej opini, nawet krytycznej do hejtu daaaaleka droga. Ale weź i wytlumacz niektorym. Syzyfowa praca
Wyczytałam w Internecie, że być może misja ratunkowa zostanie wznowiona.
Jak myślicie, jest jeszcze jakaś minimalna szansa na to, że Tomek żyje?
Jeśli Elisabeth mówiła prawdę i był w stanie agonalnym, to raczej znajdą już tylko jego zwłoki...
Choć zawsze jest iskierka nadziei, że zdarzy się cud.
152 2018-01-29 19:23:13 Ostatnio edytowany przez adiafora (2018-01-29 19:27:17)
nie ma nawet jednej setnej procenta szans. Ale ponoć cuda się zdarzają.
Czlowiek to nie mors. Temperatura odczuwalna minus 60, bez jedzenia, bez picia, bez tlenu, odmrożone kończyny...
153 2018-01-29 19:26:11 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2018-01-29 19:33:26)
nie ma nawet jednej setnej procenta szans. Ale ponoć cuda się zdarzają.
Podobno był wcześniej taki przypadek, pewnego Amerykanina spisano na straty, a jednak przeżył... A był podobno w stanie krytycznym.
Nie wiem, racjonalna moja część wie, że nic z tego, ale jednak liczę na cud...
Wielokropek a Ty potrafisz coś sama od siebie napisać czy tylko cytaty wklejać?
Koczek, zgadzam się z Tobą. Od wyrazania swojej opini, nawet krytycznej do hejtu daaaaleka droga. Ale weź i wytlumacz niektorym. Syzyfowa praca
A gdzie jest granica hejtu? ja podałam konkretne przykłady tego co jest nie na miejscu np. osądzanie człowieka, bez żadnej wiedzy na temat jego ustaleń z żoną. Nie twierdzę, że mamy nie rozmawiać, ale powinniśmy się kilka razy zastanowić co i w jaki sposób piszemy. I nawet niekoniecznie pisałam o wypowiedziach tutaj na forum (dlatego nie cytowałam), tylko ogólnie, o tych które pojawiają się w internecie. Tylko tyle.
Wielokropek a Ty potrafisz coś sama od siebie napisać czy tylko cytaty wklejać? (...)
Umiem i napisałam to, co uznałam za stosowne. I za stosowne uznałam zacytowanie wypowiedzi niektórych osób.
156 2018-01-29 19:36:03 Ostatnio edytowany przez adiafora (2018-01-29 19:40:05)
adiaphora napisał/a:nie ma nawet jednej setnej procenta szans. Ale ponoć cuda się zdarzają.
Podobno był wcześniej taki przypadek, pewnego Amerykanina spisano na straty, a jednak przeżył... A był podobno w stanie krytycznym.
Nie wiem, racjonalna mija część wie, że nic z tego, ale jednak liczę na cud...
zależy od wysokości i miejsca - szczeliny skalne zawsze są jakimś schronieniem. Na tej wysokości, przy takiej pogodzie, temperaturze i wyczerpaniu nawet Herkulesowi byłoby ciężko. A weż pod uwagę, że już wtedy sam nie miał siły zejść, Francuzka mu pomagała. Hipoksja raczej nie pozostawia złudzeń. Ale jak to mówią, nadzieja umiera ostatnia...
Cyngli napisał/a:adiaphora napisał/a:nie ma nawet jednej setnej procenta szans. Ale ponoć cuda się zdarzają.
Podobno był wcześniej taki przypadek, pewnego Amerykanina spisano na straty, a jednak przeżył... A był podobno w stanie krytycznym.
Nie wiem, racjonalna mija część wie, że nic z tego, ale jednak liczę na cud...
zależy od wysokości i miejsca - szczeliny skalne zawsze są jakimś schronieniem. Na tej wysokości, przy takiej pogodzie, temperaturze i wyczerpaniu nawet Herkulesowi byłoby ciężko. A weż pod uwagę, że już wtedy sam nie miał siły zejść, Francuzka mu pomagała. Hipoksja raczej nie pozostawia złudzeń. Ale jak to mówią, nadzieja umiera ostatnia...
Z nią też dziwna sprawa, bo fama poszła, że sama była w stanie ciężkim, a na zdjęciach pozuje uśmiechnięta, stoi na własnych nogach, w rękach coś tam trzyma. Więc chyba nie miała tak ciężkich odmrożeń i innych obrażeń, jak wcześniej sugerowano.
158 2018-01-29 19:57:19 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2018-01-29 19:57:48)
(...) Więc chyba nie miała tak ciężkich odmrożeń i innych obrażeń, jak wcześniej sugerowano.
Odmrożenia stóp IV stopnia, rąk mniejsze.
I ponownie cytat
"To wyścig z czasem, jeśli chcemy uniknąć amputacji" - mówi Emmanuel Cauchy, renomowany francuski specjalista od odmrożeń z alpejskiego kurortu Chamonix.
źródło: twojezdrowie.rmf24.pl
adiaphora napisał/a:Wielokropek a Ty potrafisz coś sama od siebie napisać czy tylko cytaty wklejać?
Koczek, zgadzam się z Tobą. Od wyrazania swojej opini, nawet krytycznej do hejtu daaaaleka droga. Ale weź i wytlumacz niektorym. Syzyfowa praca
A gdzie jest granica hejtu? ja podałam konkretne przykłady tego co jest nie na miejscu np. osądzanie człowieka, bez żadnej wiedzy na temat jego ustaleń z żoną. Nie twierdzę, że mamy nie rozmawiać, ale powinniśmy się kilka razy zastanowić co i w jaki sposób piszemy. I nawet niekoniecznie pisałam o wypowiedziach tutaj na forum (dlatego nie cytowałam), tylko ogólnie, o tych które pojawiają się w internecie. Tylko tyle.
Nirvanka, nie wiem, co piszą w sieci, nie czytam, jesteśmy tutaj na forum a tu żadnego hejtu nie ma i tego się trzymajmy
160 2018-01-29 19:58:36 Ostatnio edytowany przez luc (2018-01-29 20:00:21)
Z nią też dziwna sprawa, bo fama poszła, że sama była w stanie ciężkim, a na zdjęciach pozuje uśmiechnięta, stoi na własnych nogach, w rękach coś tam trzyma. Więc chyba nie miała tak ciężkich odmrożeń i innych obrażeń, jak wcześniej sugerowano.
to zdjęcia jej kończyn
grozi jej amputacja, przynajmniej częściowa
161 2018-01-29 20:00:31 Ostatnio edytowany przez kwadrad (2018-01-29 20:01:07)
Mają przecież te telefony , każdy chyba ma swój, jakby żył to by coś napisał.
Dałby znak życia.
Z drugiej strony na "akcje ratunkową" zebrano już ponoć €125000 z €150,000.
Myślę że akcji ratunkowej nie będzie.
Pytanie co stanie się kasą, na pewno zostanie jakoś zagospodarowana.
Wątpię czy zostanie zwrócona darczyńcom.
162 2018-01-29 20:13:27 Ostatnio edytowany przez adiafora (2018-01-29 20:14:49)
adiaphora napisał/a:Cyngli napisał/a:Podobno był wcześniej taki przypadek, pewnego Amerykanina spisano na straty, a jednak przeżył... A był podobno w stanie krytycznym.
Nie wiem, racjonalna mija część wie, że nic z tego, ale jednak liczę na cud...
zależy od wysokości i miejsca - szczeliny skalne zawsze są jakimś schronieniem. Na tej wysokości, przy takiej pogodzie, temperaturze i wyczerpaniu nawet Herkulesowi byłoby ciężko. A weż pod uwagę, że już wtedy sam nie miał siły zejść, Francuzka mu pomagała. Hipoksja raczej nie pozostawia złudzeń. Ale jak to mówią, nadzieja umiera ostatnia...
Z nią też dziwna sprawa, bo fama poszła, że sama była w stanie ciężkim, a na zdjęciach pozuje uśmiechnięta, stoi na własnych nogach, w rękach coś tam trzyma. Więc chyba nie miała tak ciężkich odmrożeń i innych obrażeń, jak wcześniej sugerowano.
szczerze to nie zajmuje mnie aż tak ta sprawa, więc nie wczytuje się wnikliwie w informacje, tyle o ile, nie będę więc spekulować kto, co i dlaczego. Wszelkie sporty ekstremalne uważam za nieporozumienie, nie rozumiem tych ludzi i nawet specjalnie się nie staram, bo po co? Nie muszę wszystkich rozumieć. Na świecie jest dużo dziwactw, ktore jednym sprawiają przyjemność a innych odstręczają. Np. nurkowanie głębinowe bez butli. Większość ludzi nurkuje, aby podziwiać piękno świata podwodnego, bo powiedzmy sobie - jest co a inni, bo jara ich życie na krawędzi i bicie rekordów, wiec nie biorą butli. Kto im zabroni? Czy to jest bohaterstwo czy głupota? Ile ludzi, tyle opinii i każdy ma do nich prawo. A, że z reguły dyskusje są przy tego typu tragediach to chyba normalka. To jest logiczna konsekwencja, skoro cos jest niusem dnia.
163 2018-01-29 20:23:31 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2018-01-29 20:24:55)
Cyngli napisał/a:Z nią też dziwna sprawa, bo fama poszła, że sama była w stanie ciężkim, a na zdjęciach pozuje uśmiechnięta, stoi na własnych nogach, w rękach coś tam trzyma. Więc chyba nie miała tak ciężkich odmrożeń i innych obrażeń, jak wcześniej sugerowano.
to zdjęcia jej kończyn
grozi jej amputacja, przynajmniej częściowa
Widziałam te zdjęcia.
Tym bardziej nic nie rozumiem. Jak dała radę chodzić i trzymać coś w rękach?
Kwadrad, Eli podobno wzięła ze sobą telefony Tomka.
Nie wiem czemu, ale nie ufam tej babie. Wszystko, co wiemy opiera się na jej wersji, nie ma jak tego zweryfikować. Czy zdobyli szczyt? Ona mówi, że tak. Tomek był w stanie agonalnym? Ona tak twierdzi. Ona twierdzi, ze mu pomogła. A potem dała radę sama zejść zostawiając jego i jeszcze telefon mu zabrała, żeby nie mógł dać oznak życia Do tego to już drugi jej partner, który z wyprawy z nią nie wrócił. Coś tu sie nie zgadza.
Nie wiem czemu, ale nie ufam tej babie. Wszystko, co wiemy opiera się na jej wersji, nie ma jak tego zweryfikować. Czy zdobyli szczyt? Ona mówi, że tak. Tomek był w stanie agonalnym? Ona tak twierdzi. Ona twierdzi, ze mu pomogła. A potem dała radę sama zejść zostawiając jego i jeszcze telefon mu zabrała, żeby nie mógł dać oznak życia
Do tego to już drugi jej partner, który z wyprawy z nią nie wrócił. Coś tu sie nie zgadza.
Nie chcę nikogo oskarżać. Dobrze by było, gdyby można było odnaleźć już Tomka (lub jego ciało). Wtedy moglibyśmy się dowiedzieć, co dokładnie się stało.
Ja jej o nic nie oskarżyłam, wyraziłam tylko podejrzenia.
167 2018-01-29 20:37:02 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2018-01-29 20:37:16)
Ja jej o nic nie oskarżyłam, wyraziłam tylko podejrzenia.
Ok, ok. Przecież nie piszę, że oskarżasz, tylko, ze ja nie chcę tego robić. Łatwo kogoś skrzywdzić w ten sposób.
Mają przecież te telefony , każdy chyba ma swój, jakby żył to by coś napisał.
Biorąc pod uwagę, że wyprawy pana Mackiewicza jak sam opowiadał były dość oszczędne (jakiś sznurek zamiast profesjonalnych lin, brak kasy na tragarzy, atak zimowy, bo dużo tańsza "wejściówka") nie zdziwiłbym się jakby mieli tylko jeden telefon satelitarny, a chyba takich tam używają.
Co do organizowania wszelakich zbiórek, apeli o pomoc państwa itd., to mam bardzo mieszane uczucia. Nic mi do tego jak ktoś ma taką fantazję, że lubi sporty ekstremalne. Lubi, to sobie organizuje na to fundusze, czas, zabezpiecza rodzinę itp., itd. Wszystko kończy się szczęśliwie, to fajnie, jakieś marzenie tej osobie się spełniło. Komplikuje się, to... trudno. Przecież to dorośli ludzie, brali takie ryzyko pod uwagę. Wiedzą, że nie ma tam ratownictwa górskiego w naszym rozumieniu, nikt śmigłowca nie poderwie do góry jak kasa nie spłynie na konto. Na takie wypadki są zapewne polisy ubezpieczeniowe. Nie pamiętam jak nasz GOPR ale u naszych południowych sąsiadów śmigłowiec ratowniczy leci bez pytania ale na koniec wręczają nie mały rachunek do spłacenia, po którym pewnie niejednemu na przyszłość w gardle stanie pomysł zimowych wakacji w górach. Tak więc niech każdy swoje prywatne pasje realizuje za swoje prywatne środki, a nie liczy, że w razie czego ktoś będzie mu ratował skórę czy się zrobi na niego zrzutkę.
169 2018-01-29 20:56:35 Ostatnio edytowany przez Koczek (2018-01-29 20:56:57)
Nie jestem lekarzem, ale tak mi się jakos wydaje, że tych odmrożeń to się nie czuje. Znaczy, nic nie boli. Może dlatego była usmiechnieta? No i szczęśliwa, że żyje, po prostu
Ja z kolei nie podejrzewam kobiety o nic, bo w sumie jaki by miala miec motyw? Nie wydaje mi się, że tak po prostu sobie przekalkulowała, że zostawi towarzysza, bo łatwiej będzie ją jedną ratowac, niż oboje. Oni znali się nie od dziś, byli przyjaciółmi chyba? Nie jakieś obce dwie osoby, które o siebie nie dbają. Jakby tak było, to pewnie by zresztą się szybko kapnął i nie chciał z nią chodzić. A oni od lat chodzili, więc musiał jej ufać.
No i, jakby z jakichs względów chciała go zalatwić na przykład, to miała wcześniej kilka okazji A nic takiego sie nie działo. Tak że chyba sie troche zapędzacie z tymi podejrzeniami
A co do wznowienia poszukiwań. Ja osobiście się cieszę. Przynajmniej rodzina będzie wiedziała, co z nim. Nawet jak już nie żyje, ale będą mieć pewność.
Nie wiem, jak to jest z odmrożonymi kończynami...
Ale chyba nie da się chodzić na nogach, jeśli ich nie czuć
Da sie, da Kiedyś miałam tak przemarznięte stopy, że praktycznie ich nie czułam, a dalam radę chodzić.
To przecież nie cala noga zamarza, aż do biodra, tylko stopa i to też częściowo tylko. Palce i od spodu stopy jest część mieśni przemarznięta, ale dopóki działa inna "mechanika" (jakieś tam ścięgna, więzadła, no i pozostałe jeszcze mięśnie, które nie przemarzły), to raczej jest mozliwe chodzenie.
Zresztą, chyba na zdjęciach własnie widać, że ma odmrożenia? Wygląda, że tylko przednia część stopy sie odmroziła.
172 2018-01-29 21:05:59 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2018-01-29 21:06:48)
Da sie, da
Kiedyś miałam tak przemarznięte stopy, że praktycznie ich nie czułam, a dalam radę chodzić.
To przecież nie cala noga zamarza, aż do biodra, tylko stopa i to też częściowo tylko. Palce i od spodu stopy jest część mieśni przemarznięta, ale dopóki działa inna "mechanika" (jakieś tam ścięgna, więzadła, no i pozostałe jeszcze mięśnie, które nie przemarzły), to raczej jest mozliwe chodzenie.
Zresztą, chyba na zdjęciach własnie widać, że ma odmrożenia? Wygląda, że tylko przednia część stopy sie odmroziła.
Kiedyś bardzo mi zmarzły dłonie i miałam odczucie, jakby mi zdretwiały. Nie mogłam ruszać palcami ani nic złapać w rękę.
No ale tylko zmarzły, a nie odmarzły.
GOPR nie wystawia rachunków, a przynajmniej nie wystawiał, bo obowiązek ratowania ludzkiego życia w górach ciąży na państwie (to chyba nalezy do MSWiA, opłaca te służby ratownicze). Nie wiem czy to dobrze czy to źle, ale z drugiej strony to chyba podobnie jak do Pogotowia Ratunkowego i Straży Pożarnej.
Wiesz no Cyngli, może chodzi o to po prostu, że ona nie miała całych dloni, ani calych stop, odmrozonych. Była ta część stopy, którą mogła ruszać, tj. zginać, noga też zgina się w kostce przecież, a tam nie dotarło odmrożenie. A z palcami może podobnie. Miała odmrożone końce palców, ale resztą dłoni, tą niezamarznietą, jakoś tam potrafiła manipulować.
Bo raczej nie wydaje mi się, że zdjęcia są lipne. Widac, że odmroziła sobie.
Wyczytałam w Internecie, że być może misja ratunkowa zostanie wznowiona.
Jak myślicie, jest jeszcze jakaś minimalna szansa na to, że Tomek żyje?
Jeśli Elisabeth mówiła prawdę i był w stanie agonalnym, to raczej znajdą już tylko jego zwłoki...Choć zawsze jest iskierka nadziei, że zdarzy się cud.
Opierają sie na słowach Revol, która może mówić nie prawdę. Z resztą wydaje mi się, że cała sprawa śmierdzi. Widziałam zdjęcia REvol w Issamabadzie, po wylądowaniu i wcale nie wygglądała na śmiertelnie wyczerpaną. Z resztą już była w podobnej sytuacji.
Cyngli napisał/a:Wyczytałam w Internecie, że być może misja ratunkowa zostanie wznowiona.
Jak myślicie, jest jeszcze jakaś minimalna szansa na to, że Tomek żyje?
Jeśli Elisabeth mówiła prawdę i był w stanie agonalnym, to raczej znajdą już tylko jego zwłoki...Choć zawsze jest iskierka nadziei, że zdarzy się cud.
Opierają sie na słowach Revol, która może mówić nie prawdę. Z resztą wydaje mi się, że cała sprawa śmierdzi. Widziałam zdjęcia REvol w Issamabadzie, po wylądowaniu i wcale nie wygglądała na śmiertelnie wyczerpaną. Z resztą już była w podobnej sytuacji.
Niby tak, ale z drugiej strony, gdyby Tomek był w dobrym stanie, to by zszedł razem z nią. ALBO sam.
fruzka napisał/a:Opierają sie na słowach Revol, która może mówić nie prawdę. Z resztą wydaje mi się, że cała sprawa śmierdzi. Widziałam zdjęcia REvol w Issamabadzie, po wylądowaniu i wcale nie wygglądała na śmiertelnie wyczerpaną. Z resztą już była w podobnej sytuacji.
Niby tak, ale z drugiej strony, gdyby Tomek był w dobrym stanie, to by zszedł razem z nią. ALBO sam.
Mogło też być tak, ze on jeszcze żył, jak ona go zostawiła, ale np nie mógł iść, a ona powiedziała, że jest w stanie agonalnym, bo się bała o swój tyłek, że ją porzucą i pójdą po niego.
Ja jej nie wierzę.
Z tego co czytałam, ojciec Mackiewicza uważa, ze syn mógł przeżyć ponieważ już raz w podobnych warunkach- podobna wysokość temperatura, przeżył 6 dni, jak wpadł w jakąś szczelinę. Tylko, że to wszystko takie enigmatyczne szczególnie te "podobne parametry", ponieważ na takich wysokościach każde 100 metrów to dodatkowe obciążenie np. dla płuc.
Co do Revol, nie chcę oceniać czy była aż tak poszkodowana, czy nie, bo nie mam pojęcia o tego typu obrażeniach i tym w jakim ona naprawdę jest stanie. Fakt, faktem jest pechowa, to juz drugi przypadek, gdzie ona dała radę, a partner nie. Z drugiej strony specjaliści, chociaż to takie opieranie się na tym kto co powiedział, twierdzą, ze ona była o wiele lepsza kondycyjnie. No i dla niej wejście na szczyt byłoby osiągnięciem, ponieważ z tego co czytałam, byłaby pierwszą kobietą, która zdobyła ten szczyt zimą, wcześniej w 2016 roku szczyt zdobył mężczyzna, ale nie pamiętam kto- oczywiście zimą.
Co do argumentów, ze po taniości, to akurat sa różne style "wchodzenia", a także kwestie tego, ze wielu himalaistów, uważa, ze wchodzenie z tragarzami, a szczególnie z tlenem to pewnego rodzaju doping, dlatego nie praktykują tego w swojej karierze.
Co do argumentów, ze po taniości, to akurat sa różne style "wchodzenia", a także kwestie tego, ze wielu himalaistów, uważa, ze wchodzenie z tragarzami, a szczególnie z tlenem to pewnego rodzaju doping, dlatego nie praktykują tego w swojej karierze.
To akurat wiem ale w takim razie ratowanie kogoś kto zdobywał "na sportowo", to zapewne też doping i obciach. Jak sportowo, to na całego...
Mogło też być tak, ze on jeszcze żył, jak ona go zostawiła, ale np nie mógł iść, a ona powiedziała, że jest w stanie agonalnym, bo się bała o swój tyłek, że ją porzucą i pójdą po niego.
Ja jej nie wierzę.
Jakby to była aż tak dalece dbająca o swój tyłek osoba, to by chyba nie chodziła w tak wysokie góry...
Choć oczywiście, nigdy nic nie wiadomo.
Co do Revol - nie sądzę, żeby kłamała. Akcje ratunkową prowadzili w ten sposób, że najpierw poszli po nią, bo była bliżej i "rokowała". Nawet jakby Tomek był w bardzo dobrym stanie, ale niestety był wyżej, to i tak nie poszliby po niego ze względu na warunki pogodowe.
A co innego ma ojciec mówić? Na pewno bardzo cierpi i przemawia tym cierpieniem...
Na prawdę siedząc przed komputerem trudno nam sobie w ogóle wyobrazić, jak byśmy funkcjonowali w takim momencie zagrożenia życia i w takiej temperaturze...
Przy Bieleckim "już" dwóch himalaistów zginęło i tam sytuacja była o wiele bardziej wątpliwa, nawet część ekspertów go krytykowała, a mimo to i tak uważam, że nie mamy prawa go oceniać...zwłaszcza, po tym co zrobił teraz.
Przy Bieleckim "już" dwóch himalaistów zginęło i tam sytuacja była o wiele bardziej wątpliwa, nawet część ekspertów go krytykowała, a mimo to i tak uważam, że nie mamy prawa go oceniać...zwłaszcza, po tym co zrobił teraz.
No chyba oficjalne ustalenia komisji Polskiego Związku Alpinizmu nie były za ciekawe. Wskazały na szereg błędów czy też złamanie zasad etyki i praktyki alpinistycznej. A tak naprawdę sporo ogólnego hejtu poleciało za uśmiechnięte buzie do zdjęć kiedy na górze jeszcze może umierali koledzy. Podobne odczucie miałem widząc wrzucone "na gorąco" zdjęcie z Francuzką na górze. Uśmiechy do obiektywu, a 2 kilometry wyżej... No ale wiadomo czasem komórka szybsza od refleksji.
Podobne odczucie miałem widząc wrzucone "na gorąco" zdjęcie z Francuzką na górze. Uśmiechy do obiektywu, a 2 kilometry wyżej... No ale wiadomo czasem komórka szybsza od refleksji.
Też poczułam podobnie.
184 2018-01-29 23:03:46 Ostatnio edytowany przez Nirvanka87 (2018-01-29 23:04:03)
Snake napisał/a:Podobne odczucie miałem widząc wrzucone "na gorąco" zdjęcie z Francuzką na górze. Uśmiechy do obiektywu, a 2 kilometry wyżej... No ale wiadomo czasem komórka szybsza od refleksji.
Też poczułam podobnie.
A ja uważam, że nie nam osądzać, jestem w stanie sobie wyobrazić, że na miejscu Revol też bym sie uśmiechnęła, wiedząc, ze przeżyłam. To sa normalne ludzkie odruchy, potem przychodzi refleksja. Tak samo ratownicy, to normalne, ze się cieszą, że uratowali komuś życie, smutek, że nie ocalili wszystkich, ale radość, że ocalili kogokolwiek.
A co do tego tekstu o dopingu, no to kurcze, nikt nie zakłada, że a pójde bez tego i bez tego bo wtedy nie ma dopingu, a najwyżej później będa mnie ratować. Przez całe życie trzeba podejmować decyzję, czasami podejmujemy decyzje tragiczne w skutkach, tak po prostu się dzieje. Nie mam zamiaru oceniać, czy źle się przygotowali, czy źle zrobili, że poszli dalej, bo nie jestem himalaistką, na logikę mogę powiedzieć, że.....
ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie? To ich życie i ich decyzje, w tamtym momencie uznali, że jedyne słuszne.
185 2018-01-29 23:45:55 Ostatnio edytowany przez Olinka (2018-01-30 02:29:30)
A co do tego tekstu o dopingu, no to kurcze, nikt nie zakłada, że a pójde bez tego i bez tego bo wtedy nie ma dopingu, a najwyżej później będa mnie ratować. Przez całe życie trzeba podejmować decyzję, czasami podejmujemy decyzje tragiczne w skutkach, tak po prostu się dzieje. Nie mam zamiaru oceniać, czy źle się przygotowali, czy źle zrobili, że poszli dalej, bo nie jestem himalaistką, na logikę mogę powiedzieć, że.....
ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie? To ich życie i ich decyzje, w tamtym momencie uznali, że jedyne słuszne.
Jakaś analiza fachowca:
[nieregulaminowy link]
186 2018-01-30 00:36:56 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2018-01-30 00:48:42)
Nirvanka87 napisał/a:A co do tego tekstu o dopingu, no to kurcze, nikt nie zakłada, że a pójde bez tego i bez tego bo wtedy nie ma dopingu, a najwyżej później będa mnie ratować. Przez całe życie trzeba podejmować decyzję, czasami podejmujemy decyzje tragiczne w skutkach, tak po prostu się dzieje. Nie mam zamiaru oceniać, czy źle się przygotowali, czy źle zrobili, że poszli dalej, bo nie jestem himalaistką, na logikę mogę powiedzieć, że.....
ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie? To ich życie i ich decyzje, w tamtym momencie uznali, że jedyne słuszne.Jakaś analiza fachowca:
[nieregulaminowy link]
Dużo osób podważa umiejętności i wiedzę owego fachowca.
Nigdy nie zdobył żadnego 8-tysiecznika.
187 2018-01-30 00:39:57 Ostatnio edytowany przez Snake (2018-01-30 00:49:27)
Obawiam się, że większość ekspertów badających wypadki lotnicze nigdy w żadnym nie uczestniczyła, a sporo z nich jeśli w powietrzu byli, to na fotelu pasażera... Jakby zdobył latem, to by mówili, że nigdy nie był zimą itd.
A wychodzi, że Pakistańczycy latają jak ktoś ma wykupione ubezpieczenie, które obejmuje taką ewentualność. Tylko to kosztuje, tamto kosztuje... Pod K2 jest polska, narodowa wyprawa. Grupa ludzi, którzy będą jeszcze długie tygodnie przygotowywać końcowy atak, do którego przystąpi tylko część z nich. Zapewne mniejszość wszystkich uczestników wyprawy.
To co z nich za eksperci? ;-P
Ja nie mam zastrzeżeń do Bieleckiego. Uważam, że w górach w ogóle każdy ma swoje tempo i podczas, gdy w Tatrach możesz zaczekać i nic się nie stanie, to nie w takich górach. Myślę, że większość komentujących tu osób myślałaby wtedy o sobie, a nie czy każdy się uratuje i uważam, że nie ma w tym nic dziwnego i to jest normalne. W ekstremalnych warunkach to się sprawdza, że każdy chce żyć i robi wszystko, by uratować siebie. Inaczej co potępilibyście ludzi, którzy np i tutaj inna sytuacja zjedli swoich kolegów w trudnych warunkach, bo inaczej by zginęli? Uznalibyście, że byli niemoralni i nielojalni wobec kolegów? No chyba nie, to są takie sytuacje, że każdy chce żyć i nie jest przez to gorszym kolegą. Po prostu nie ma innego wyjścia. Gdyby poczekał na tamtych, to Bielecki pewnie też by umarł. Sam wie jak jest w tych górach i wie jakie ma możliwości. Jeden chodzi szybciej w górach, inny wolniej.
190 2018-01-30 01:52:18 Ostatnio edytowany przez Terrorizer (2018-01-30 02:07:47)
Odnoszę wrażenie, że facet tam świadomie poszedł po śmierć i bynajmniej nie w pejoratywnym znaczeniu. Ja wiem, że miał dzieci i żonę, i wszyscy na około mogą twierdzić, że był szczęśliwy, ale tak na dobrą sprawę nikt nie wie, co "siedziało" w tym człowieku. Nie zagłębiałem się w Jego życiorys, ale jeśli nie miał pieniędzy na doładowanie telefonu i porządny ekwipunek, to dopatrywałbym się w tej wyprawie bardziej, że tak to ujmę, eskalacji "poetycznego" stanu depresji, niż szalonych ambicji sportowych. Myślę, że obcowanie z naturą, a w szczególności w tak ekstremalnym wydaniu, świadczy o samotniczym, introwertycznym typie osobowości i swoistej negacji współczesności. Na moje Mackiewicz nie odnajdywał się w otaczającej go rzeczywistości i jak nie góry, to zabiłaby go w końcu proza życia.
Swoją drogą, jakkolwiek to zabrzmi, w tej śmierci jest coś pięknego. Nie wiem czemu, ale mam wyobrażenie Mackiewicza odchodzącego z tego świata z uśmiechem na ustach i poczuciem ulgi.
"Do dzikich borów idę,
dzikich gór, między psy.
Szukam żył źródlanej wody,
czystej krwii".
Myślę, że w poniższym tekście, pełnym słów samego Tomasza Mackiewicza, znajdujemy odpowiedź na pytanie dlaczego ciągnęło go do tego żywiołu, jakim jest Nanga Parbat. Potwierdzają się nawet moje wcześniejsze przypuszczenia, że szukał czegoś, co zastąpi mu heroinę. Jest też o ryzyku, strachu, pokonywaniu własnych barier. Jeśli kogoś ten temat interesuje, warto przeczytać.
Na początek upokorzenie
„Pierwszy raz gdy pojechaliśmy z Markiem (Klonowskim – red.) na Nangę trafiliśmy na straszne warunki. Straszna zima, najgorsza z wszystkich jakie doświadczyłem. Zostaliśmy upokorzeni kompletnie, ale nie mieliśmy z tego powodu jakiegoś dyskomfortu. Za rok postanowiliśmy wrócić, niestety też z tej wyprawy nic nie wypaliło" – mówił w reportażu Barbary Jendrzejczyk dla TVP Katowice.
W 2013 roku Mackiewicz zdołał wejść na wysokość 7 400 m n.p.m., co było najlepszym wynikiem od 17 lat. Ostatecznie musiał jednak zrezygnować z ataku szczytowego.
„Toczyłem godzinami kosmiczną walkę, by w ogóle rozbić tam jakikolwiek obóz. Najgorsza była noc. Miałem wtedy dziwne flesze, że łażą po mnie jakieś robaczki. Następnego dnia przestało wiać i wyjrzało słońce, ale to miał być jedyny dzień pięknej pogody, a ja potrzebowałem minimum trzech. Podszedłem kawałek wyżej i zawróciłem" – wspomina w rozmowie z „PS".
Te halucynacje spowodowane brakiem tlenu Mackiewicz często porównuje do stanu po heroinie, od której był w przeszłości uzależniony.
Góry jak heroina
„To jest ten paradoks, który przyciągnął mnie w góry. Jest ci strasznie, wszystko cię boli, ale wewnętrzne poczucie szczęśliwości jest tak potężne, że można powiedzieć, że jest silniejsze niż heroina. Jakby w środku światło się budziło w człowieku" – przyznał w rozmowie z TVP.
„To doświadczenie, ta refleksja jest czysta, naturalna. Te góry były kontynuacją poszukiwania tego stanu. Przez tyle lat nauczyłem się dystansu i nie muszę tam jechać, żeby czuć się spokojnie, żeby się nie bać. Mogę sam kreować poczucie szczęśliwości. Przyjąłem wersję, że daję z siebie wszystko, co mam. Problem heroiny pojawił się znienacka. Zetknąłem się ze śmiercią bezpośrednio i po tym doświadczeniu człowiek jest twardy i już się nie boi" – mówił z kolei w „Dzień dobry TVN".
Mackiewicz przez długi czas ścigał się z Simone Moro o to, kto pierwszy zimą zdobędzie szczyt Nanga Parbat. Ostatecznie wygrał Włoch, ale „Czapkins" przyznaje, że dla niego ważniejszy od samych tytułów jest rozwój duchowy.
„Trochę czuję się tu jak w domu. Spędziłem tu sześć zim, świąt, Sylwestra w bazie albo w górze, więc znam ją dosyć dobrze. Mam wrażenie, że nawiązałem jakiś dziwny kontakt z tą górą. Mam wrażenie, że wiem jak się poruszać w tej pogodzie i mniej więcej wiem, kiedy może pojawić się jakieś okno. Ta góra jest pełna paradoksów, które można mnożyć i mnożyć. Paradoksem jest to, że nie mam ambicji, żeby stanąć na szczycie jako pierwszy. Wyłączyłem ten temat. Idę po prostu na ten szczyt, żeby zakończyć ten projekt. Najważniejsza jest sama ta droga, którą przeszedłem. To czego się nauczyłem od tej góry i w jaki sposób rozwinęła się moja świadomość" – opowiadał w rozmowie z TVN24 w 2016 roku, podczas szóstej próby zdobycia Nagiej Góry.
Jak Mackiewicz radził sobie ze strachem? Zawsze działał instynktownie.
„Ludzie często pytają mnie, czy się boję. Oczywiście, że w najwyższych górach zdarza mi się odczuwać strach, ale on jest produktem myśli i jako coś pozytywnego przekłada się na właściwe działanie. A jak coś się wydarzy, na przykład zerwie się pod tobą serak, to nawet nie masz czasu na strach. Włącza się instynkt, adrenalina i po prostu walczysz o życie" – opowiadał w "PS".
Nieistniejące niebezpieczeństwo
Od innych himalaistów „Czapkinsa" odróżniało to, że nigdy nie lubił być członkiem wielkich wypraw. Zawsze szukał własnych ścieżek, chętnie spędzał czas z lokalnymi mieszkańcami, od których nie odstraszył go nawet atak terrorystyczny.
„Poczytałem trochę książek, poza tym zawsze lubiłem samotne wędrówki po górach. Kiedy byłem w Irlandii, wkręciłem się z kolei we wspinaczkę sportową, taką na własnej asekuracji. Dla mnie to kwintesencja wspinania, bo tutaj czujesz to wszystko, co jest najważniejsze w najwyższych górach: strach, do tego uczysz się myślenia w skrajnie trudnych warunkach, bo wiesz, że nie możesz odpaść od ściany, a trzeba jeszcze włożyć kość w szczelinę, żeby się zaasekurować. Musisz to wszystko zrobić samemu."
„Rok wcześniej, zanim rozpocząłem wspinanie wraz z Elizą (Revol – red.), spędziłem miesiąc po stronie Rupal mieszkając z lokalnymi ludźmi w Lattabo na wysokości 3600 m, bez żadnych zezwoleń. Nie było z nami również żadnej ochrony, co skłania mnie do przypuszczenia, że jak widać można – nie być chronionym przed nieistniejącym niebezpieczeństwem" – pisałem na swoim blogu.
Tomasz Mackiewicz był himalaistą nietuzinkowym. Nanga Parbat była jego życiową obsesją, która zastąpiła mu heroinę. Ostatecznie udało mu się zdobyć upragniony cel, jednak góra nie pozwoliła mu zejść bezpiecznie na dół.
(źródło: Przegląd Sportowy)
192 2018-01-30 02:53:17 Ostatnio edytowany przez truskaweczka19 (2018-01-30 02:56:21)
No tak, ja też pisałam o tym, że on może z jednego uzależnienia przeszedł w drugie. Dlatego mimo że nie potępiam himalaizmu samego w sobie, to jednak u niektórych może on być podejmowany z niezbyt dobrych powodów, wydaje mi się, że taka osoba ma większe ryzyko śmierci tam. Tak jak mówią himalaiści to jaką ma się psychikę ma tam znaczenie. No i do tego wyprawa, która mogłaby być lepiej przygotowana. Może czują się lepsi, gdy nie mają butli z tlenem i tragarzy, może czasem kwestie finansowe, ale dla mnie wejście z butlą tlenową tam, nawet z taką pomocą, to byłby duży wyczyn. No i jak pisałam szkoda mi dzieci. Chociaż rozumiem, że nie każdy jest himalaistą z takich przyczyn, niektórzy kochają to z innych powodów i postępują bardziej racjonalnie idąc tam, bo bardziej przygotowują się na te ryzyko. Przecież zupełnie nieracjonalnie nie postępują, nie poszli po niego, wiedzieli, że nie ma na to możliwości. No a jeżeli dla Mackiewicza to jednak było uzależnienie i to podobne jak heroina to chyba nie jest to zbyt dobre. Łatwo przekroczyć pewną granicę. No i faktycznie miał długi, tak w ogóle dla mnie trochę średnio mieć duże długi, a chodzić na wyprawy, wydawać na to pieniądze. Może tam o tym zapominał, ale problem nie znikał. Bardzo szkoda mi jego taty, widać, że cały czas ma nadzieję i uważa, że ona może kłamała, że Mackiewicz jest silny i pewnie żyje. Oczywiście całkowicie nie można tego wykluczyć, ale jednak to widać, że to wszystko jest z bólu, który przeżywa i go rozumiem. W takiej sytuacji nie dopuszcza do świadomości tak do końca, że nie da się tam pójść tylko chwyta się nadziei, że coś można zrobić. No, ale chyba uda się i wyślą dron, jeżeli on żyje, to przyślą mu jedzenie i leki. Tylko nie wiadomo czy to pomoże i kiedy by mogli po niego pójść. No bo jakby planowali potem po niego pójść to też minie sporo czasu i tym bardziej będzie go ciężko uratować.
Nie śmiałabym ocenić kogoś jako złego ojca i egoistę tylko dlatego, że był himalaistą. Jego dzieci w przyszłości same najlepiej ocenią wybory ojca. Potrzebę adrenaliny nawet umiem zrozumieć, choć może nie przejawiam jej uprawiając akurat sporty ekstremalne. Natomiast to, co mnie drażni, to sposób kreowania tej sytuacji przez media. Kiedy czytam jakieś wzniosło-mdlące teksty o heroizmie i bohaterstwie (!), to jednak czuję mocny niesmak. Być może to kwestia mojej prywatnej definicji, ale dla mnie słowo "bohater" jednak powinno coś znaczyć.
Nie śmiałabym ocenić kogoś jako złego ojca i egoistę tylko dlatego, że był himalaistą. Jego dzieci w przyszłości same najlepiej ocenią wybory ojca. Potrzebę adrenaliny nawet umiem zrozumieć, choć może nie przejawiam jej uprawiając akurat sporty ekstremalne. Natomiast to, co mnie drażni, to sposób kreowania tej sytuacji przez media. Kiedy czytam jakieś wzniosło-mdlące teksty o heroizmie i bohaterstwie (!), to jednak czuję mocny niesmak. Być może to kwestia mojej prywatnej definicji, ale dla mnie słowo "bohater" jednak powinno coś znaczyć.
Zgadzam się z Tobą. Też czuje niesmak czytając komentarze w podobnym tonie - bez złośliwości. Po prostu mam w głowie inną definicję słowa bohater.
Bielecki to wczoraj zdementował na twitterze. Głupotą byłoby tam iść. Ciekawe, co by mieli do powiedzenia ludzie pokroju tej O'Brien gdyby ulegli presji społecznej i poszli, a zamiast jednego trupa byłyby trzy.
Bielecki i Urubko nie mieli żadnego moralnego obowiązku iść na Nangę, a jednak poszli. Polskie MSZ też nie miało obowiązku finansować akcji ratunkowej, ponieważ to była wyprawa prywatna. W ogóle w polskich mediach ta sprawa jest niesamowicie rozdmuchana, mam wrażenie że po Broad Peak w polskim społeczeństwie wyrosła jakaś histeria na tle himalaizmu. Każdy, kto uprawia ten spor, wie, że może nie wrócić. Ale to też nie znaczy, że dla ratowania kolegi ktoś ma podejmować misję prawie samobójczą.