Wczoraj rano nie wytrzymałam. Pisałam że w niedzielę była moja rodzina i męża na świątecznej imprezie. Była mojej siostry córeczka o syn szwagierki no i oczywiście drugą siostra męża do tej małej dziewczynki mówi że ten chłopczyk będzie jej mężem itp. a widzę po małej że ma łzy w oczach że nie chce żeby tak mówili. Więc mówię 'on nie będzie twoim mężem bo jeszcze musi mama go trochę wychować na dobrego męża'i po temacie.
Wczoraj rano mąż na mnie naskoczył (najpierw poszedł do mamusi i tatusia-pewnie mu nagadali). Że ja powiedziałam na chłopca że jest nie wychowany (fakt faktem że jest nie wychowany) więc mi się udało. Spakowałam się i chciałam wyjsc. Zabrał mi dziecko że mi nie da że sama mogę iść..
Bo tutaj jest zameldowanie. Teściowa oczywiście się wtrąciła teściu.... Że mamy rozmawiać itp. ja dwa razy krzyknęłam żeby oddał mi mała a wtedy mała wydała taki pisk raz potem znowu jak krzyknęłam. Ona jest przyzwyczajona że każdy tutaj się drze ale nie ja... Serce mi pękło.
Zostałam. Mąż chce się dogadać ale ja już podjęłam decyzję że nie chce tutaj być...nie chce z nim być.
Nie dał mi wyjść z dzieckiem.