A wklejam cały artykuł bo fajny
Nie można linków, więc cały daję i już bez italica niech będzie... 
Co irytuje facetów w kobietach
TOMASZ KWAŚNIEWSKI
...
Dość już mam wysłuchiwania, że mężczyzna to sprawca nieszczęścia kobiet.
Dość już mam wysłuchiwania, jaki jest beznadziejny. I pouczeń, jaki być powinien.
A słyszę to zewsząd. Z gazet, z telewizora, od koleżanek, nawet od kolegów. Strasznie mnie to denerwuje. Nigdy mi nie zależało, żeby moja żona dla mnie gotowała. By zrezygnowała z pracy i zajęła się wychowaniem naszych dzieci. Nigdy też do głowy mi nie przyszło, żeby segregować ludzi ze względu na płeć.
- Czy rzeczywiście? - słyszę.
Mógłbym też powiedzieć, że nie będę uczestniczył w wojnie. Ale czuję złość. Myślę o założeniu organizacji maskulinistycznej.
Ale na razie rozpoczynam śledztwo w sprawie: co mężczyznę denerwuje w kobiecie. Żeby odreagować.
WKURZONY WICEHRABIA. MÓWI, ŻE JEST ZA GRUBA
"Co mężczyznę denerwuje w kobiecie?" - taki post założyłem w jednym z portali internetowych.
"To mężczyzn coś w kobietach irytuje? Ja to myślałam, że my jesteśmy idealne. Toś mi dał zagwozdkę..." - zdziwiła się wyssana.z.palca.
"A idźże w cholerę na FM [Forum Mężczyzna] i sobie z nimi o tym pogadaj, znajdziesz tam wielu braci w testosteronie" - wyraziła oburzenie myszka.
"No widzisz, i masz powyżej odpowiedź nie na swoje pytanie: co denerwuje kobiety w mężczyznach" - wtrącił się kadfael i swoją wypowiedź okrasił uśmieszkiem.
"Najbardziej mężczyzn irytuje to, że kobiety nie mają problemów z komunikacją i wyrażaniem potrzeb, podczas gdy oni duszą wszelkie informacje w sobie - zabrała głos mariposadelaseda. - Potem obrażają się, że kobieta się nie domyśla. Koniec końców wychodzą na kretynów, a w najlepszym wypadku mają poczucie niedocenienia i niezrozumienia. Irytuje ich niemoc w obliczu dyskusji na argumenty, które nazywają kłótniami. Irytują się własną nieporadnością i tym, że kobiety radzą sobie bez nich czasami lepiej niż z nimi;)".
"Kobitki uwielbiają manipulować nami" - stwierdził kochamkobiety.
"Mojego to irytują moje ciągłe zmiany nastroju - włączyła się ritsuko. - Powiedział, że nie chce mieć ze mną dzieci, boby mojej ciąży nie przeżył, skoro taka jestem normalnie;)".
"A mnie denerwuje - wicehrabia.julian zaznaczył swoją obecność - trajkotanie o niczym przez telefon (szczególnie nad moją głową), zawracanie głowy, kiedy jestem czymś zajęty i muszę to skończyć, emocjonowanie się bzdurami, mówienie, że jest się grubą, w nadziei, że gorąco zaprzeczę, brak orientacji w terenie. Pewnie znalazłoby się więcej, ale dziś nie jestem podkurwiony, więc tyle wystarczy". haldeman79: "Denerwuje mnie traktowanie mnie jak idioty w kwestii opieki nad dzieckiem".
Masher: "Denerwuje mnie to, że trzeba im wszystko mówić - od tego, gdzie idziesz, po to, co jesz. Człowiek by chciał sobie w ciszy czasem usiąść, nie musieć paszczy otwierać, nie myśleć zupełnie o niczym".
Bmwracer: "Przychodzę z pracy, ona pyta: Jak było? Odpowiadam: Nic specjalnego. Ona: Coś się stało? Dlaczego miałoby się stać? No, bo odburknąłeś i nie chcesz już ze mną rozmawiać. Masz jakieś sekrety? Nie mam, po prostu normalny dzień. Szef mnie zdenerwował, klient wkurzył, ale dzień się skończył, jestem zmęczony i nie chcę na ten temat rozmawiać. Cisza. Po chwili pytam: A jak twój dzień? Ona: OK... Wiesz, rozmawiałam dziś z siostrą. Ja: Co u niej nowego? Ona: Nic specjalnego. Ja: OK. Cisza. Ona po chwili: Wiesz, rozmawiałam z nią dość długo i... Zaczyna się minuta po minucie sprawozdanie. Ja się nudzę. Ona: Widzę, że cię zanudzam. Ja: Interesuje mnie, czy jest OK, ale niekoniecznie szczegóły. Ona: Ciebie w ogóle nic nie interesuje, co ja myślę, robię, czuję. Sam nie chcesz mi nic powiedzieć, a jak pytasz, to pro forma. I potem się wyłączasz. My już w ogóle nie potrafimy się porozumiewać...".
TO ONA RZĄDZI SEKSEM
- Chciałby pan trochę dołożyć kobietom, tak? - Bartłomiej Dobroczyński, psycholog, doktor habilitowany, pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego, bezbłędnie wyczuwa moje intencje. - To proszę dać mi chwilę do zastanowienia, bo akurat jestem czymś zajęty, a jak pan wie, dla mężczyzny robienie dwóch rzeczy naraz jest niezwykle trudne.
- Po naszej krótkiej rozmowie telefonicznej natychmiast zwierzyłem się z sekretu żonie. Ona też jest psychologiem, choć niepraktykującym, bo przez lata prowadziła biznes. Butowy. I to ona głównie utrzymywała dom, a ja za to dłużej byłem z synem.
No, więc ona powiedziała, że jest taka jedna charakterystyczna rzecz, którą widać w filmie i literaturze. Obojętne, czy się czyta Hessego, Murakamiego, Larssona, czy ogląda "Californication". Jako że to wszystko, powiedziała, jest robione przez mężczyzn, świetnie pokazuje idealny męski świat. A w nim jest tak, że to kobieta inicjuje seks. W "Wilku stepowym" na przykład nie dość, że inicjuje, to jeszcze podsyła bohaterowi kolejne partnerki. A w "Californication" bohater wręcz nie może opędzić się od kobiet. I to jest właśnie takie męskie marzenie ściętej głowy. A dlatego ściętej, że zrobiono kiedyś takie perfidne badania, które polegały na tym, że atrakcyjny mężczyzna i atrakcyjna kobieta zaczepiali na kampusie studentów płci przeciwnej i mówili: "Obserwuję cię od dłuższego czasu, bardzo mi się podobasz, chcę iść z tobą do łóżka". Wynik był z męskiej perspektywy dramatyczny. Studenci zgadzali się bowiem niemal w 100 proc., a studentki prawie w 100 proc. odmawiały. I to jest ta pierwsza rzecz, która może być drażniąca dla mężczyzny, choć oczywiście całkowicie zrozumiała. Bo mówiąc krótko - kobieta, inwestując w seks, "ryzykuje" ciążę i w konsekwencji to ona, a nie on, może na dość długi czas "wypaść" ze społeczeństwa.
Innymi słowy, dla mężczyzny seks to jest nagroda, a dla kobiety już nieco bardziej złożona sprawa.
Jeśli jednak chodzi o taki głębszy poziom tego, co denerwuje mężczyznę w kobiecie, to jest tak, że ludzie w ogóle są drażniący dla siebie. Choć jest taka jedna rzecz, która mnie osobiście bardzo denerwuje. Chodzi mi o tę obsesję na punkcie "jestem gruba", "jestem za tłusta". Denerwuje mnie to, że one chcą być chudsze, niż my byśmy chcieli.
One w ogóle chcą wyglądać inaczej, niż my byśmy chcieli. Czy pan wie, że jakiś czas temu w Stanach Zjednoczonych była moda na obcinanie sobie warg sromowych? Tych części, które wystają. Po co?
Denerwuje mnie to, że kobiety ulegają takiemu zewnętrznemu przymusowi, który wytwarzają kreatorzy czy też kreatorki przeróżnych mód.
Natomiast nie denerwuje mnie już to, kiedy kobieta płacze. Dwadzieścia lat temu było to piekielnie trudne, ale teraz to ja się wręcz cieszę, jak widzę, że kobiety płaczą. Kobieta powinna płakać, bo inaczej dojdzie do wybuchu. Ale ja już, wie pan, mam 52 lata i mam świadomość, że jestem starcem nadgrobnym.
Jak byłem młody, to strasznie drażniła mnie ta ich nieprzewidywalność. To, że się z nimi nie można umówić jak z mężczyzną. Chciałem też akceptacji kobiet, chciałem się im podobać i denerwowała mnie ta zmienność ich nastroju. Że teraz kochany, a na drugi dzień nie podchodź. Mężczyzna jest jak pies, lubi i rozumie jasne sytuacje, proste polecenia. Jak wiem, co mam zrobić, to w porządku, a jak nie, to się denerwuję, bo czuję bezradność. A kobieta na to: "Gdybyś mnie kochał, tobyś się domyślił".
Kobiety muszą mężczyznę sprawdzać. Muszą mu od czasu do czasu urządzać totalną apokalipsę, bo jeśli mimo to zostaje, to znaczy, że się nadaje. Na ojca, na partnera. A robią to dlatego, że ich rola w społeczeństwie jest znacznie poważniejsza. I to już wiedzieli najdziksi ludzie. Mężczyzna ma oddać życie w obronie kobiety i dziecka. Jeżeli zginie 80 proc. mężczyzn, kultura się odrodzi, ale jak zginie 80 proc. kobiet, to będzie koniec.
Kultura jest więc generalnie nastawiona na ochronę kobiet. Na "Titanicu" najbiedniejsza kobieta miała większe szanse uratowania życia niż najbogatszy mężczyzna. Problem w tym, że polska kultura jest w wadliwy sposób matriarchalna. Nasza historia tak sprawiła, że mężczyzna to albo maminsynek, albo pijak i szaławiła. Dlatego Polki uważają się za roztropniejsze. Uważają, że faceci to tylko kupują samochody, iPhone?y, bawią się i walczą. Trzeba ich więc pilnować i patrzeć im na ręce. Pewna znana pani profesor uważała nawet, że mężczyźni rozwijają się umysłowo do szóstego roku życia, a potem to już tylko rosną. Takie traktowanie może być irytujące.
Problem w tym, że niewiele można zrobić, żeby między mężczyzną i kobietą było jakoś lepiej, bo z biologicznego punktu widzenia my nie mamy żadnego wspólnego interesu. Dlatego związek mężczyzny i kobiety to naprawdę wyjątkowo trudny i ciężki kompromis. Najlepszy dowód, że nie znam zbyt wielu dobrych małżeństw.
Jakaś rada? Liczy się liczba odbytych rozmów. I to najlepiej tych, gdy nikt nie ma na nie ochoty.
Dobrze by też było, gdyby w tym wczesnym okresie zakochania, gdy ludzie są wręcz naćpani endorfinami, mówili sobie, paradoksalnie, raczej o swoich wadach. Bo potem są piętrowe rozczarowania.
LUBI WRACAĆ DO TEMATU
- Co denerwuje mężczyznę w kobiecie? Tego jest tyle, że nie wiadomo od czego zacząć - śmieje się prof. Bogdan Wojciszke, psycholog społeczny, dziekan sopockiego wydziału Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
- Pierwsza rzecz jest taka, że one chcą mniej seksu...
- To już wiem - przerywam niezbyt grzecznie.
- A o tym, że z ilości seksu w związkach kobiety zadowolone są prawie w 90 proc., a mężczyźni jedynie w 20?
- Tego nie wiedziałem.
- Druga rzecz jest taka - kontynuuje profesor - że mężczyźni i kobiety nie tylko uprawiają seks, lecz także rozmawiają. Problem w tym, że kobiety rozmawiają z innych powodów niż mężczyźni. My generalnie po to, żeby rozwiązać problem, a one, żeby podzielić się emocjami.
Trzecia - kobiety lubią wracać do tematu, co mężczyzn denerwuje, bo on już myślał, że sprawa jest załatwiona.
Po czwarte, co innego jest dla nich ważne. My jesteśmy nastawieni na zadanie, na przedmiot, a one na relację, na przeżycie. Dlatego mężczyźni tak nie lubią seriali typu "Na Wspólnej". Bo tam jest o tym, kto, kogo, z kim, po co i dlaczego.
Piąta rzecz to tak zwana idea niesprawiedliwości dziejowej. Zdaniem kobiet ta niesprawiedliwość polega na tym, że to one jako pierwsze musiały zmierzyć się z problemem pogodzenia życia rodzinnego z zawodowym. Teraz z tym problemem konfrontują się mężczyźni, ale to już jest zdaniem kobiet akt sprawiedliwości dziejowej.
Szósta rzecz to są te niekończące się żądania.
Siódma to reakcja na to, gdy my, w odruchu sympatii, udzielamy tak zwanej dobrej rady. Kobiety mają generalnie niższą samoocenę niż mężczyźni i w związku z tym dość często bywa to dla nich upokarzające, więc reagują złością.
Ósma - kobiety wciąż czują się ofiarami patriarchatu i nie zauważają sfery dyskryminacji mężczyzn. A ta jest ogromna i dotyczy choćby kwestii związanych z dziećmi. 95 proc. spraw, które toczą się o przyznanie prawa do opieki, jest rozstrzyganych na korzyść kobiet.
- A co pana osobiście denerwuje u kobiet?
- Osobiście to ja nie chcę opowiadać. Ale myślę, że jak u każdego.
- A nie denerwują pana parytety?
- One mnie porażają naiwnością. Bo w nich jest założenie o jakimś męskim spisku, co kompletnie nie ma racji bytu, bo istotą męskości jest rywalizacja między mężczyznami.
Jest jeszcze jedna sprawa. Kobiety generalnie mają tak, że tworzą nieliczne związki, ale za to głębokie. Mężczyźni wchodzą płyciej, ale za to z większą liczbą ludzi. I to właśnie dlatego w polityce jest tak dużo mężczyzn. Bo to jest właśnie tego typu gra: wchodzimy niegłęboko, zmieniamy sojusze, rozgrywamy, osiągamy cele.
A to, co mnie denerwuje w parytetach, to założenie, że skoro jest męska mafia, to ja wspólnie z Andrzejem Lepperem spiskujemy przeciwko kobietom.
UWIELBIA KONSULTACJE SPOŁECZNE
Tomasz Szlendak, socjolog, specjalista od stosunków męsko-damskich, 35 lat, tata i mąż, też ma całą listę tego, co denerwuje mężczyznę w kobiecie.
- Przede wszystkim denerwuje nas to, że kobieta jest znacznie bardziej od nas podatna na wpływ społeczny. Znacznie łatwiej ulega akwizytorom, reklamie. W rezultacie wystarczy, że koleżanki w pracy coś powiedzą, i ona natychmiast zmienia zdanie. I to przeważnie wbrew temu, co wcześniej wydyskutowała ze swoim partnerem.
Grupa koleżanek jest dla niej priorytetem. Wynika to z tego, że kobieta od zawsze musiała mieć oparcie w grupie. Konformizm jej to ułatwia.
Kobiety uwielbiają konsultacje społeczne. Uwielbiają wszystko przegadywać, również w związku. Gadają, gadają i częściowo im to zastępuje realne działanie. Dla mężczyzny małżeństwo to nie jest psychoterapia.
To one dyrygują konsumpcją, one ją napędzają. Trzeba zmienić zasłony, kupić nowy czajnik, zmienić wystrój salonu. Tylko kobietom przychodzi do głowy, żeby wymienić podłogę. Trzeba więc zacisnąć zęby i zapieprzać, bo w naszej kulturze jest tak, że to mężczyzna reguluje rachunki.
Kobiety mają trudność z dokładaniem się do budżetu rodzinnego, i to nawet jak pracują, zarabiają tyle co mężczyzna. Denerwujące jest więc to, że jeśli chodzi o pieniądze, funkcjonują w strukturach świata sprzed emancypacji.
I nie ma już praktycznie sfery, w której to mężczyzna podejmuje decyzje konsumpcyjne. Kiedyś to on decydował o kupnie sprzętu audiofilskiego, a dziś coraz częściej ten sprzęt produkuje się w taki sposób, żeby był przede wszystkim ładny. Żeby podobał się kobiecie.
Strasznie wkurzająca jest też ta procedura papuciowania faceta. Czyli zmienianie kogoś fascynującego, odważnego, samodzielnego w Polskiego Misia. Kobieta powoli odcina mężczyznę od świata, pilnuje, żeby siedział w domu, tuczy go, żeby przestał być atrakcyjny. A potem narzeka, że on tym Misiem jest.
Kobieta cały czas chce mężczyznę zmieniać. Chce, żeby on był inny, niż jest. Bardzo irytujące jest to ciągłe ustawianie, poprawianie, lepienie, jednym słowem - ingerowanie w niego.
Kolejna rzecz - kobieta chce pełni uczuć. Do tego stopnia, że potrafi być zazdrosna o miłość, którą mężczyzna obdarza dzieci. Do tego kompletnie nie rozumie, że my mamy potrzebę bycia w samotności. Stąd te wkurzające nieustające SMS-y. To ciągłe dzwonienie i pytanie, co, jak, gdzie i z kim. A powiesz jej, że chcesz być sam, to się obrazi. Dlatego najlepiej jest tak jak w tym kawale, że żona myśli, że on jest u kochanki, kochanka, że u żony, a on ma wreszcie święty spokój.
Denerwujące jest też to, że kobiety nie mają do nas zaufania. Że ciągle trzeba je zapewniać, przekonywać.
Że chcą mieć wszystko. To znaczy pracę i dzieci. I nie daj Boże, jeśli ten mężczyzna będzie miał lepszy kontakt z dzieckiem, bo przecież to ona, matka, powinna taki mieć.
A najbardziej denerwujące w nich jest to, że chcąc wszystkiego naraz, nie mogą sobie poradzić bez nas, ale jednocześnie nie chcą nas o tę pomoc prosić - Tomasz Szlendak na chwilę zawiesza głos, a potem oznajmia, że on tego wszystkiego mówić nie powinien. - Bo ja jestem raczej od tego, żeby wlewać ducha. Wszyscy, zarówno mężczyźni, jak i kobiety, mamy przerąbane, a będzie jeszcze gorzej, bo płcie coraz bardziej separują się od siebie. My jeszcze się staramy, jeszcze jakoś ten kompromis budujemy, ale czy naszym dzieciom będzie się tak chciało? Wątpię.
Wkurza mnie to, że współczesne kobiety nie życzą sobie dostrzec faktu, iż patriarchat już się skończył. Bo przecież my jesteśmy obecni w obszarach, w których nasi ojcowie w ogóle nie przebywali. Ale to wciąż mało.
Dlatego jak już pan założy tę organizację maskulinistyczną, to zgłaszam się na członka.
NIEKTÓRYM KOBIET ŻAL
- Do mnie z pytaniem, co mężczyznę denerwuje w kobiecie? - dziwi się Robert Biedroń, politolog, członek zarządu Kampanii przeciw Homofobii. - A skąd ja mam to wiedzieć? Przecież ja nie korzystam z dobrodziejstw patriarchatu!
- No jest taka jedna rzecz. Uległość wobec mężczyzn. Że kobiety się dają ćwiczyć. Mam taką jedną członkinię w rodzinie, odwiedzała nas ze swoim mężem i on ją cały czas strofował. Mówił, że jest głupia, wyśmiewał, ośmieszał. Strasznie mnie to denerwowało, a najbardziej to, że jej to nie przeszkadza. Jakby nie widziała w tym nic złego. Moja matka też dała się tak zdominować. I stała się taką ofiarą, która się poświęca. Siedzi w kącie, płacze, ale wszystko zniesie. Dla dzieci. Dla rodziny.
Denerwuje mnie to, że kobiety nie reagują, nie rzucają szklanką w niego, tylko co najwyżej o podłogę.
No i jeszcze jedna rzecz mnie wkurza. Że te kobiety tak się dla tych facetów, tych patriarchalnych samców, stroją. Malują się, odchudzają, robią fryzury, operacje plastyczne.
Nigdy nie wyobrażałem sobie, że mógłbym być z kobietą, ale mam tam z nimi jakieś doświadczenia seksualne. W każdym razie, jak widzę, ile ten heteryk musi się natrudzić, żeby wreszcie dopiąć swego, to rzeczywiście można się sfrustrować. Ale im nie współczuję, bo uważam, że tym patriarchalnym samcom i tak się nie należy.
- No to z kim mają uprawiać seks?
- Jak to z kim? Ze mną!
NIE WŁOŻYSZ - NIE WYJMIESZ
- Nie chce mi się gadać na temat: co mężczyznę denerwuje w kobiecie - Andrzej Wiśniewski, psycholog, psychoterapeuta, doktor filozofii, mości się w fotelu. - A przynajmniej nie w formie narzekania mężczyzn na kobiety i odwrotnie. Uważam, że wprowadzanie w ten obszar metafory wojny niczemu nie służy. Oprócz odreagowania jakichś własnych frustracji czy bezradności.
Oczywiście mam świadomość, że ta wojna istnieje w przestrzeni społecznej. Podkręcana przez media, przez przeróżnych supermanów, feministki, które postrzegają rzeczywistość w kategorii walki i nie rozumieją, że męskość bez kobiecości, a kobiecość bez męskości nie istnieją.
Nawet wśród psychologów i psycholożek metafora wojny w patrzeniu na relacje męsko-damskie znajduje wielbicieli.
Każdy coś tam przy tym próbuje sobie upiec, a ja myślę, że problem tak naprawdę nie leży w różnicach między płciami. Choć jest faktem, że się różnimy. Choćby przez biologię i to, że dla każdej płci społeczeństwo wypracowało inny wzorzec kulturowy. Ale to nadal nie usprawiedliwia stosowania metafory wojny, bo każdy z nas z pewnością doświadczył takiej sytuacji, kiedy kobieta mówi, że mężczyzna nie zna się na obsłudze dzieci, i on się z tego powodu nie wkurza. Albo gdy facet się śmieje, że kobieta nie potrafi wkręcić śrubki, a ona nie robi z tego awantury.
Dlatego ja bym chciał, żeby się znalazł ktoś o dużym nazwisku, kto na obie strony wylałby po wiadrze zimnej wody i powiedział, że skoro wprowadzacie w tę przestrzeń retorykę wojny, to nie możecie ze sobą rozmawiać.
Z mojej praktyki wynika, że w większości związków, w których dochodzi do poważnego zgrzytu i takiego oskarżania się: bo wy - kobiety, wy - mężczyźni, kryje się niskie poczucie własnej wartości każdej ze stron. I oczekiwanie, że ta druga strona da to wszystko, czego się do tej pory w życiu nie dostało. Czyli że on (ale dotyczy to również kobiet) będzie najważniejszy, najwspanialszy, dopieszczony, zadbany, nakarmiony, wyprasowany, pochwalony, przytulony, zrozumiany itd. A to jest pragnienie kompletnie nierealistyczne. Żona i mąż nie są rodzicami!
Zarówno mężczyźni, jak i kobiety, człowiek generalnie, chcą być kochani i akceptowani. Różnica jest w tym, że każda z płci w inny sposób próbuje to wyegzekwować. Znaczna część mężczyzn - wzbudzając podziw. Duża część kobiet - poświęcając się dla bliskich. Problem w tym, że na dłuższą metę to są strategie prowadzące raczej do konfliktu.
Gdy się w sobie zakochiwali, to jej się wydawało, że on jest taki świetny, więc będzie od spraw zagranicznych i poprowadzi ją przez życie. Jemu się wydawało, że ona jest taka miła, delikatna, więc zajmie się domem i nie będzie sobie rościć pretensji do świata zewnętrznego. Kłopot w tym, że pod tym wszystkim kryje się druga strona natury ludzkiej. Że ten facet, który usiłuje tylko imponować, gdzieś pod spodem marzy, żeby go ktoś wreszcie pokochał takiego, jaki on naprawdę jest. Czyli razem z tymi głęboko ukrytymi słabościami. I kobieta tak samo. No ale to, co oferują światu, jak się kreują, całkowicie uniemożliwia zobaczenie tego drugiego bieguna osobowości.
Dlatego, odpowiadając na pana pytanie, powiem, że to, co nas najbardziej drażni w naszych bliźnich, to jest to, czego sami w sobie nie akceptujemy.
Na przykład facet, który ma kłopot z bezradnością - w plasterki go pan pokroi, a on się do niej nie przyzna - gdy widzi bezradność u swojej żony, to się wścieka.
Można więc powiedzieć, że to, co denerwuje mężczyzn w kobietach, to te wszystkie "kobiece cechy", których oni w sobie nie akceptują. Bo od najmłodszych lat słyszą: nie płacz, bądź silny, poradzisz sobie. No i jak się z tym stykają, od razu muszą to w sobie, ale też w niej, zwalczać.
I teraz, gdy pan widzi, że partnerka jest bezradna, to może pan na nią nawrzeszczeć i powiedzieć sobie, że to ja jestem ten silny, który zawsze sobie radzi. A może pan ją przytulić, pobyć sobie z nią bezradny, bo w tym momencie doświadczacie w sumie tego samego uczucia, prawda? I wtedy rodzi się bliskość.
Jak mężczyzna przeżywa "kobiece emocje", to mądra kobieta powinna się z tego cieszyć. Problem w tym, że jest wiele kobiet, które mają duży poziom niepokoju w sobie i gdy on przeżywa bezradność, one zaczynają się bać. Jakby traciły grunt pod nogami. I dlatego właśnie używają sformułowań typu: na pewno sobie poradzisz, jesteś silny, świetny. A te teksty wspierają tylko pozornie, bo nie dość, że przeżywam trudny moment w życiu, to jeszcze muszę udowodnić światu i bliskim, że sobie radzę.
Oczywiście, że żona mnie denerwuje. Oczywiście, że się wściekam. Na przykład, gdy mówi: wynieś śmieci. A to dlatego, że w moim rodzinnym domu "wynieś śmieci" oznaczało "dlaczego jeszcze nie są wyniesione?". I jak moja żona coś takiego mówi, to ja od razu mam poczucie winy, że jeszcze ich nie wyniosłem. A od poczucia winy do złości tylko mały krok.
Długo musiałem się uczyć zauważać, że moja żona i moja matka to są zupełnie inne osoby.
Każda para musi też sobie zdawać sprawę, że to, czego tak naprawdę oczekuje od swojego partnera, to przeważnie bliskość i akceptacja. A mądre powiedzenie jest takie: jeżeli coś chcesz, to najpierw to daj. A jak siedzi taki nabzdyk na fotelu i czeka na mannę z nieba, to to bywa trudne.
Kobiety naprawdę mają świadomość, że my ciężko pracujemy, że kochamy nasze dzieci. Problem w tym, że my często nie potrafimy dać im szansy, żeby one nam to powiedziały. Jak facet wychodzi na spacer z dzieckiem, wraca i mówi: "O rety, jak się napracowałem", no to jak mu tu powiedzieć: "Cieszę się, że z tym dzieckiem wyszedłeś".

PS. Baby!!! BTW. któraś pogłaszcze?
