SonyXperia napisał/a:Gary napisał/a:-- Ach.. pewnie się zastanawiasz dlaczego jestem tutaj w barze tak często i nie podrywam... -- domyśliłem się co ona może myśleć...
Wywróciła oczami "Boże! Następny... Ja to mam pecha..."
-- Bo widzisz... leczę się z pracoholizmu... i gdybym tutaj nie przyszedł, to bym pracował, a jeśli moja praca ma być efektywna, to jednak potrzebuję trochę zrelaksować mózg...
-- Hahaha! -- wybuchnęła śmiechem Sony... -- Wiesz... nie rozmawiam dużo z klientami... ale takich bzdur to dawno nie słyszałam... I Ty na to wyrywasz laski?
No cholera... wkurzyła mnie. Ja jej szczerze, a ona się śmieje. Chociaż jej oczy się zaśmiały, może dla odmiany od szarości dnia codziennego i tych samych klientów.
"Może i wariat... ale przynajmniej mam trochę fun-u" pomyśłała Sony...
-- Yyyy.... nie wyrywam, tylko zrobiłem sobie przerwę... To chyba normalne?
-- Wiesz... ludzie mają rodziny, pracę, hobby... a Ty tutaj przychodzisz, znikasz, przychodisz... Dziwny jesteś...
-- A dziwny... pewnie... Przeszkadza Ci to? Jak pracuję, to pracuję, jak z rodziną, to z rodziną, a jak w barze to w barze...
-- Może powinieneś uporządkować swoje życie? Mam kolegę, który prowadzi praktykę psychiatryczną "Moralność vs Zdrada"... Mógłby Ci pomóc...
-- Taaaaak... byłem u niego, sformatował mi mózg, a odnoszę wrażenie że lepiej bym ten czas spędził tutaj z Tobą...
-- Oj, oj... wyglądasz na miłego faceta, ale zdajesz się być trochę niebezpieczny...
Miły, ale wariat. A nie dość, że wariat, to do tego jeszcze niebezpieczny. No ale czy widział ktoś kiedyś bezpiecznego wariata? Nie. A może tylko wariat? Albo nie. Może tylko niebezpieczny? Plątanina idiotycznych myśli przebiegała przez głowę Sony a ich niedorzeczność wywoływała coraz większy uśmiech na jej ustach...
Gary przyglądał się Sony lekko zmieszany, w końcu oparł o blat baru i niepewnie zapytał:
- Co Cię tak bawi?
- Ty - bezpardonowo odparała Sony, uśmiechając się nadal do swoich myśli, jednak unosząc przy tym zawadiacko brwi w stronę Garego.
- Jaaa? - zapytał przeciągle Gary powtarzając jej gest, i czując, że traci na chwilę pewność siebie.
A to szelma! O co jej chodzi? - myślał szybko. No tak! Oczywiście! Przecież cały czas wydaje jej się, że ją podrywam. Teraz Gary szczerze śmiał się w duchu.
- Nic z tych rzeczy - westchnął na głos.
- Nie jesteś niebezpieczny?
- A nieee... nieee.... tego nie mogę zagwarantować - odpowiedzial, i teraz to na twarzy Garego malował się szelmowski uśmiech... Barmanka i mój psychiatra - ciekawe skąd się znają - pomyślał mimo woli...
Chiwila przerwy i myślę co się dzieje w barze...?
Po całym dniu niezbyt ciężkiej ale wymagającej skupienia pracy jak zwykle wróciłem do mieszkania, odświeżyłem się, zjadłem kolację, przebrałem. Jak było już ciemno poszedłem się przejść po mieście... taka rozrywka, trochę ruchu, chwila samotności na przemyślenia, mijanie tych samych ludzi, co robią różne rzeczy -- ten zamyka kiosk, tamta śmiga na rolkach, bezdomny siedzi zawsze na tej samej ławce, choć już wyczaiłem, że tylko odpoczywa i za chwilę wstanie i pójdzie w tę uliczkę za rogiem, której nigdy jeszcze nie zwiedzałem.
Parę miesięcy temu odkryłem, że jak przejdę ul. Piastowską, Błonia, stadion, park, to na końcu tej drogi jest samotny, oświetlony bar i tam każdego dnia robiłem sobie przerwę -- akurat wypadał w połowie mojej aktywności. Zamawiałem drinka, albo kawę, poczytałem wiadomości i netkobiety na telefonie.
Dzisiaj idąc do tego baru, zastanawiałem się, czy fakt, że ostatnio z barmanką tak dobrze się rozmawiało, wynika z jej "wyrobienia" w zawodzie, bo przecież ona co chwilę musi prowadzić gadkę-smatkę z klientami, czy jednak się sobie spodobaliśmy bardziej niż standardowo. Zastanawiałem nad tym dlaczego się nad tym zastanawiam... Hmmm... "Przecież barmanka nie powinna zaistnieć w mojej głowie." -- rozprawiałem sam ze sobą -- "Zauroczę się, będę o niej myślał, chciał chodzić do baru, a ona na pewno ma swoje życie. Z drugiej jednak strony może ona też chciała mnie trochę poznać? Taka otwarta była... i o mnie mówiła... pewnie się zastanawiała jaki jestem. Ach... nieważne. Będę sobą. Nie przejmuję się niczym, czas pokaże. Muszę wyczuć czy daje jakieś znaki zainteresowania, czy jednak traktuje mnie standardowo tak jak każdego innego klienta, może jest po prostu miła, a może flirtowanie wymyka jej się spod kontroli, a potem zonk i ściana. ".
Wszedłem do baru, było jak zawsze ciemno, nastrojowo. Od razu do niej uderzyłem...
-- Cześć
-- powiedziałem sprawdzając jej reakcję...
-- Cześć
-- odpowiedziała sprawiając wrażenie jakby chciała coś dodać, ale się powstrzymała...
Zapadło kilkusekundowe milczenie... i wtedy wypaliłem:
-- Czy jak ktoś jest przewidywalny to jest nudny? -- zapytałem, ona zmarszczyła brwi w zadumie, a ja się wystraszyłem tego co moja głowa wymyśliła a usta powiedziały... jakie głupoty można mówić do kobiety? ach... dlaczego? doszedłem do wniosku, że powiedziałem tak, bo gdybym był barmanką i każdego dnia przychodził ten sam mężczyzna i zamawiał to samo, to pewnie bym się zastanawiał(a) czy jest nudny... no taaaaak... ale co ona o mnie teraz pomyśli? ... uspokoiłem się jak przypomniałem sobie, że dzieci pięcioletnie nie mają takich dylematów, mówią co chcą, i są najlepiej flirtującymi osobami... girls want to have fun... Strauss mówił, że liczy się bardziej mówienie niż treść... okej, okej -- zero stresu... zresztą piłeczka po jej stronie... najwyżej pomyśli, że jestem dziwak... a Strauss mówił, że jak się chce zdobyć kobietę, to trzeba być gotowym ją stracić... ale, ale ... czy ja zdobywam kobietę? przchodzę do baru, a nie na podryw... mam odpoczywać...
-- Hihii... To kawa czy dwusetka dzisiaj? --- zapytała, ujawniając, że jednak zna mój zwyczaj... hmmm... akurat o codziennym przychodzeniu tutaj mówiłem, a nie o tym co zamawiam...
Ok... luzujemy... chyba nie zraziłem jej...
-- A myślisz, że mam jakąś procedurę wyboru? Coś w stylu dni parzyste kawa, nieparzyste wódka?
-- No nie wiem... zawsze możemy losować...
-- To może zróbmy tak, że jak będziesz miała dobry dzień, to będziesz mi robić kawę... a jak zły to podasz mi wódkę...?
-- Hoho... chciałbyś za dużo wiedzieć... Kawa czy wódka? -- dała swoją standardową kontrę, aby nie flirtować... nie nalegałem
-- Ach... niech będzie kawa dzisiaj.
Odwróciła się do ekspresu i zaczęła stukać i pukać, przygotowywać kawę. Czarne włosy miała spięte do góry, wyglądały na grube, zdrowe, spokojnie, harmonijnie się ruszała, spod włosów wyłaniała się całuśna szyja, otoczona kilkoma kosmkami włosów, które nie poddały się grzebieniowi... "Hmmm... całkiem erotycznie te czarne kosmyki włosów kontrastują z białą skórą jej szyi... pewnie wchodzą do ust jak się ją całuje... albo gilgoczą pod nosem... " -- fantazje, bywają nieprawdziwe -- "a może ona nie lubi jak się ją tam całuje... i potem wyciera ręką pocałowane miejsce..." -- a może to tylko mózg racjonalizuje... -- "a może wręcz przeciwnie... może całowanie w szyję ją elektryzuje". Gdy tak analizowałem to zaatakowały mnie jej czarne oczy -- pewnie wyczuła moje myśli. Natychmiastowo wróciłem na ziemię, uśmiechnąłem się aby zamaskować wyraz oczu i powiedziałem "Czekam, czekam... nie spieszy się...", szybko odwróciłem wzrok w stronę sali.
Podała kawę, znalazłem wolny, mały okrągły stolik. Siadłem tyłem do niej, aby nie myślała, że jestem jakimś erotomanem, co się na nią pożądliwie gapi.
