To mój drugi wątek dziś
Znowu małe wprowadzenie. Problem dotyczy mojego mężczyzny, którego nie rozumiem. Mam bardzo zdrową psychikę i podejście do świata, onego czasu miałam spotkania z psychologiem aranżowane przez mojego pracodawcę, który podsumował "po pani widać, że miała pani dobre i szczęśliwe dzieciństwo". To prawda - nie pamiętam aby rówieśnicy byli dla mnie niemili, byłam dość ładną, mądrą dziewczynką, która w dodatku potrafiła zdzielić jak ktoś mi podskoczył, rodzice dbali o to, żebym miała wszystko co mi rzeczywiście potrzebne, ale żebym nie wyrosła na pustą lalę.
A teraz do sedna. Mój mężczyzna (nazwijmy go "M"), którego kocham bardzo, ma tryb myślenia, który jest mi totalnie obcy i którego nie rozumiem. Przykład... jechaliśmy na wesele do rodziny i on się martwił, czy nasz samochód będzie przez rodzinę "zaakceptowany". Mówię mu - nikogo nie obchodzi jaki mamy samochód - jakbyś podjechał karawanem lub syrenką, to pewnie zwróciliby uwagę, ale czy to ważne jaki to samochód? Jesteśmy na wakacjach, zarezerwowaliśmy sobie ładne mieszkanie i ja jestem zadowolona, bo jest blisko morza i ma pralkę (bezcenne przy niemowlaku). Miała wpaść moja matka w odwiedziny, na co mój M pyta się "czy Twoja matka uzna, że standard jest odpowiedni"? No coż - moja matka przyjechała zobaczyć wnuka na kilka godzin i standard to ją może obchodzi tyle, że mam tą pralkę i sprawną kuchenkę w mieszkaniu .... Mój brat kupił garnitur "porządny" Hugo Boss - bo na swoje wesele. Mój M dopytuje, "a jaka seria orange, blue....", mój brat z głupią miną "hm ... nie wiem OUTLET". Kiedy spotkałam mojego M po raz pierwszy, zwróciłam uwagę że ma (bardzo) markowe ciuchy, ale ... dla mnie to było obojętne - marynarkę z której był dumny (jakaś super wypasiona) już po pewnym czasie skwitowałam, że wyglądał na pierwszej randce jakby się wystroił w górę od piżamy. Mówi mi kiedyś, że on lubi uprawiać takie sporty "ekskluzywne" jak jazda konna czy windsurfing.... przyznam, że te teksty powodują, że patrzę na niego jak gościa z kosmosu. Jego największa obawa to taka, czy nam się standard życia nie obniży... mówię mu - najważniejsze żebyśmy my i dzieci byli zdrowi, jak będziemy mieli mniej kasy, to zrezygnujemy z tego co nam zbędne. Wiem, że zanim mnie poznał, wydawał majątek na ciuchy - zresztą obraca się w towarzystwie facetów, którzy chodzą w ciuchach marek, na które uważam, że wydawanie kasy to jest jej marnotrawienie - typu sweterek za 2 kPLN (trzeba na głowę upaść...).
Mój M uważa, że ludzie patrzą i oceniają ile co kosztuje. Kolejny przykład.... kupiliśmy synkowi nosidełko dobrej firmy i dość drogie jak na nosidło - mi zależało, żeby kupić dobry sprzęt ze względu na bezpieczeństwo i zdrowie dziecka. Kiedy znajomi na spotkaniu przyglądali się nosidełku M skonstatował "pewnie zastanawiają się ile kosztowało".... są to takie momenty, kiedy patrzę na niego jak na barana. Mówię mu, że nie sądzę - pewnie patrzyli z jakich materiałów jest zrobione, że jest ergonomiczne, że łatwo się je wsadza, jak jest wykończone.... Ja się tak przyglądam różnym rzeczom,które mi wpadną "w oko", że są praktyczne, fajnie zrobione itd. Mój M wszystko sprowadza do jednego mianownika - ile to kosztuje, czy to jest drogie i "dobre".
Jego rodzina była normalna (nie bogata i nie uboga), ale też nie sądzę, żeby był bardzo szczęśliwym dzieckiem. Wiem też, że jego była żona, wielokrotnie mu wbijała do głowy, że ona pochodzi z lepszej rodziny a on z gorszej, bo gorzej wykształconej i uboższej. To musi być jakiś kompleks jak on myśli... mnie to drażni, ale nie rozumiem skąd coś takiego bierze się u ludzi. Nie rozumiem takiego mechanizmu myślenia, jest mi całkowicie obcy, a ponieważ nie rozumiem go, nie potrafię mu pomóc, bo to nie jest normalne i czasem sądzę, że go unieszczęśliwia.
Macie jakieś podobne doświadczenia? Wiecie może skąd coś takiego się bierze u niektórych ludzi? Najgorsze/najśmieszniejsze, że M uważa, że ja jestem "wyjątkowa", że tak nie myślę. Ja go przekonuję, że to jego widzenie świata, jest krzywe i ludzie tak nie "kasują" innych ludzi. On twierdzi, że kasują, tylko są tchórzami i o tym nie mówią. Czasem jestem zupełnie zdumiona tym co mówi....
Czy to jakieś kompleksy ... co ja mam z tym zrobić, żeby zmienić jego postrzeganie?