Cześć..mam zamiar powiedzieć swojemu szefowi, że nie opłaca mi się pracować za 1850 brutto i niech szuka sobie kogoś innego na moje miejsce. Innego idiotę. Po dwóch latach powinnam już mieć co najmniej 2000 netto na rękę. I powiem mu, że na pewno znajdzie się pracodawca, który jest skłonny mi tyle zapłacić.
Jestem asystentką w księgowości.
ja bym się zastanawiał jak za to przeżyć ,masz już jakieś doświadczenie więc z pracą nie powinno być problemu.
Daj znać jaka jego reakcja
Pasjami uwielbiam stwierdzenie "nie opłaca mi się pracować"
Nie myslalas żeby zanim zaczniesz w ten sposób domagać się podwyżki, znaleźć inną pracę?
ja bym się zastanawiał jak za to przeżyć ,masz już jakieś doświadczenie więc z pracą nie powinno być problemu.
Daj znać jaka jego reakcja
Ty się nie zastanawiaj, ja ci powiem I do tego z dzieckiem na utrzymaniu
Można!!!
Wracając do autorki jak nie dostanie podwyżki i rzuci pracę będzie miała motywacje znalezc inną,kwestia oczywiście inna czy to duże miasto itp. No i sama autorka czy jest w stanie się utrzymać miesiąc bez pracy.
rampampam jeszcze powiedz że sama z dzieckiem jesteś i masz hipoteke na mieszkanie.
To widocznie ja jestem jakiś inny i w realiach nie potrafię się odnaleźć polskich
Jedentaki napisał/a:
ja bym się zastanawiał jak za to przeżyć ,masz już jakieś doświadczenie więc z pracą nie powinno być problemu.
Daj znać jaka jego reakcjaTy się nie zastanawiaj, ja ci powiem
I do tego z dzieckiem na utrzymaniu
Można!!!
No tak, przeżyć można. Tylko co to za życie?
Oczywiście, że jeżeli ma się perspektywy na lepiej płatna pracę to trzeba działać w tym kierunku, tylko nie tak na hurra, z fochem, ale opracować jakiś plan
Wszystko zależy od miasta i sytuacji. I podejścia oczywiście. W mniejszym mieście udawało mi się spokojnie utrzymać za 1200 zł miesięcznie - licząc, że w domu były dwie osoby pracujące, każda zarabiała po ok 600 zł. Starczało na opłaty, paliwo, jedzenie, nawet jakieś "szaleństwa" od czasu do czasu.
Co do wątku autorki - wydaje mi się, że rozsądniejszym podejściem byłoby poproszenie o podwyżkę zamiast zwalniania się od razu, ewentualnie poszukanie najpierw lepszej pracy. Bo wcale nie jestem przekonana czy na pewno znajdzie się pracodawca, który zgodzi się nowej osobie od razu zapłacić 2000 zł netto.
Swoją drogą - gdy widzę taką roszczeniową postawę u ludzi, to zaczynam się zastanawiać czy to świat wariuje, czy tylko ja jestem jakaś dziwna
Roszczeniowa postawa? Pracuje się po to, żeby zarabiać. Jeżeli płacą mnie nie zadowala (w stosunku do wykonywanych zadan) to rzeczą oczywista jest oczekiwanie wyższej zapłaty lub rezygnacja z pracy. Dla mnie rzeczą niezrozumiała jest stan kiedy pracodawcy oczekują, że ludzi będą pracować za minimalne stawki TYLKO dlatego, że jest wysokie bezrobocie i zawsze znajdą kogoś innego. Takiej pracy się nie szanuje, nie czuję się lojalności wobec firmy bo jak szanować kogoś, kto wykorzystuje?
Roszczeniowa postawa? Pracuje się po to, żeby zarabiać. Jeżeli płacą mnie nie zadowala (w stosunku do wykonywanych zadan) to rzeczą oczywista jest oczekiwanie wyższej zapłaty lub rezygnacja z pracy.
Jasne. .. tylko, że trzeba mieć plan B już opracowany. A przede wszystkim wiedzieć jakie są realia rynkowe odnośnie plac w danym zawodzie.
Chcieć można sobie dużo.
2000 zł netto to powinno być takie minimum aby chociaż przeżyć mogli ludzie jakoś,niestety realia są różne ,płaca niska pracy dużo i szefom źle ,a sami rozjezdzają sie nowymi autami.
Dla nich kilka stówek to drobne a ludziom pomogą i dadzą większą satysfakcje z pracy.
Ale właśnie trzeba mieć plan awaryjny.
Zgadzam się z Iceni - jeśli możemy mieć inną, to naiwnością jest praca, która nie przynosi satysfakcji finansowej. Z drugiej strony właśnie taką usłużną, niewymagającą postawą uczymy pracodawców, że nas nie szanują. Ba, nierzadko zachowują się tak, jakby robili łaskę, że kogoś w ogóle zatrudniają.
ASeyfried, ze swojej strony proponuję zacząć od rozejrzenia się na rynku pracy i poszukania nowej. Jak już dostaniesz jakąś propozycję, to warto zdecydować się na rozmowę o podwyżkę - będziesz mieć komfort i konkretne argumenty. Wypowiedzenie złóż dopiero wtedy, gdy jej wynik nie okaże się zadowalający.
W każdym razie na pewno opcja "najpierw się zwalniam, a potem szukam" nie jest najlepszym pomysłem.
Swoją drogą mam sporo znajomych, którzy kiedy postawili sprawę na ostrzu noża (mieli plan B, czyli propozycję nowej pracy), otrzymywali na tyle wysokie podwyżki, czasem połączone ze zmianą stanowiska pracy, a nawet awansem, że składanie wypowiedzenia przestawało mieć sens. Próbować zawsze warto.
Pokorne ciele , dwie matki ssie.
Czyli jak nie masz nagranej drugiej roboty to w zasadzie nie ma sensu wygłaszać swej opinii, ponieważ nie za bardzo wiadomo jak to się zakończy.
Jak już dostaniesz jakąś propozycję, to warto zdecydować się na rozmowę o podwyżkę - będziesz mieć komfort i konkretne argumenty.
A może odwrotnie?
Z roszczeniowego wydźwięku postu autorki odnoszę wrażenie, że autorka sobie potajemnie wiesza psy na szefie, przy nim udając pełne zadowolenie. I czeka, aż szef sam wymyśli, co, jej zdaniem, on powinien...
Pozostaje jeszcze pytanie czy kompetencje autorki zasługują na podwyżkę czy może szef uważa, że za jej umiejętności to on jej wielką przysługę robi płacąc 1850zł brutto?
Z jednym się zgadzam na pewno - jeśli praca nie daje satysfakcji - mależy poszukać innej. W tym konkretnym przypadku jednak najpierw sugerowałąbym podjęcie próby zrobienia obecnej bardziej satysfakcjonującą (czyli rozmowa z szefem o podwyżce)
Zgadzam się z Iceni - jeśli możemy mieć inną, to naiwnością jest praca, która nie przynosi satysfakcji finansowej. Z drugiej strony właśnie taką usłużną, niewymagającą postawą uczymy pracodawców, że nas nie szanują. Ba, nierzadko zachowują się tak, jakby robili łaskę, że kogoś w ogóle zatrudniają.
ASeyfried, ze swojej strony proponuję zacząć od rozejrzenia się na rynku pracy i poszukania nowej. Jak już dostaniesz jakąś propozycję, to warto zdecydować się na rozmowę o podwyżkę - będziesz mieć komfort i konkretne argumenty. Wypowiedzenie złóż dopiero wtedy, gdy jej wynik nie okaże się zadowalający.
W każdym razie na pewno opcja "najpierw się zwalniam, a potem szukam" nie jest najlepszym pomysłem.Swoją drogą mam sporo znajomych, którzy kiedy postawili sprawę na ostrzu noża (mieli plan B, czyli propozycję nowej pracy), otrzymywali na tyle wysokie podwyżki, czasem połączone ze zmianą stanowiska pracy, a nawet awansem, że składanie wypowiedzenia przestawało mieć sens. Próbować zawsze warto.
Dzięki Olinka i tak właśnie zrobię. Na podwyżki nie ma szans. Kobieta nawet nam się nie pokazuje, nie pracuje a kasę ciągnie. Nie wiem ile, ale mieszka sama. Na paliwo ma, na stroje też. Ja już nie pamiętam kiedy ostatnio coś sobie kupiłam.
No zależy co się robi. W niektórych pracach 1850 to dużo, jak nic nie robią. Ale po tylu latach może rzeczywiście powinno być więcej.
Dorzuce od siebie 5 groszy . Mnie za to najbardziej nurtuje fakt, ze u mnie w mieście (sredniej wielkosci miasto) panie pracujace w marketach maja lepsze pensje niz panie pracujace w urzędzie. Oczywiscie nie mowie tu o wszystkich marketach ,bo wyzysk moze byc wszedzie. Co nie zmienia faktu, ze jedna znajoma pracujaca w urzedzie, po studiach, ktora odbyla tam staz, pozniej otrzymala stale zatrudnienie, ktora zajmuje tam swoje pelne stanowisko, nie zadna pomoc, zarabia najnizsza krajowa przez kilka lat, natomiast druga znajoma rozpoczela prace w markecie za kasa i na dzien dobry zarabia prawie 2000 na reke, bez studiow, bez doswiadczenia. Ja oczywiscie nikomu nie zaluje, wiem jak sie pracuje w sklepie i wiem, ze praca potrafi byc ciezka, system zmianowy, weekendy i sama zycze wszystkimaby zarabiali jak najwiecej, ale denerwuje mnie to, ze po studiach jestesmy niedoceniani, nawet zyskujac juz doswiadczenie.
Nie dziwie sie autorce frustracji, bo ok, jest czas, w ktorym trzeba pokazac co sie potrafi, ale po 2 latach kiedy to czlowiek juz naprawde zdazy sie ogarnac z obowiazkami i czesto jeszcze zna sie na pracy wszystkich stanowisk wokol to ma prawo chciec podwyzki.
Tyle, ze ja bym z szefem.porozmawiala grzecznie, zawsze jest szansa, ze jesli czujemy sie dobrymi pracownikami mozemy miec nadzieje, ze pracodawca nie bedzie chcial nas stracic ze swojej zalogi, natomiast jezeli to nie przyniesie zadnego odzewu, to szukalabym pracy aby je jak najszybciej zamienic na lepiej platna.
Ja raczej nie polecam od tak rzucać się z tym pomysłem. Najpierw powoli, zastanowić się czy na pewno taka wypłata jest odpowiednia do tego co robisz w pracy. Pomyśleć nad tym czy szef zna Cię wystarczająco dobrze by rzeczywiście zwiększyć Ci pensję. Taka roszczeniowa postawa to nie jest zawsze dobry pomysł. Jeśli przynosisz efekty firmie to jak najbardziej domagaj się większego wynagrodzenia