Jestem dwudziestoletnią kobietą. Od 5 lat zmagam się z nawracającymi epizodami depresji i z zaburzeniami odżywiania. Przeszłam ogromną ilość 'programów leczenia' - żadne nie zadziałało na dłużej. Moja nadzieja na wyzdrowienie praktycznie przestała istnieć. Leczenie farmakologiczne nie przynosi efektów. Waga raz spada poniżej zdrowego wskaźnika masy ciała, raz na nadwagę. Nie potrafię już sobie z tym poradzić. Brakuje mi siły na kolejne próby ratunku. Proszę pomóżcie, co robić? Może jest ktoś o podobnych przejściach?
Chyba najlepiej jest sięgnąć do źródeł problemu. Czy wiesz skąd się wzięła Twoja depresja? Czy może miałaś trudne dzieciństwo?
Moje dzieciństwo opierało się na wychowywaniu przez obce osoby. Rodzice pracowali. W młodości nie mogłam liczyć na kogokolwiek. Każde trudy dorastania musiałam zwalczyć sama. Nie lubię prosić o pomoc, wychodzę z założenia, że inni mają dosyć swoich problemów. 5 lat temu pękłam. Jednakże kilku specjalistów uznało, że wszystko przez mój charakter - zamknięcie się w sobie.
Czy to znaczy, że prawie wcale nie miałaś kontaktu z rodzicami, a oni zostawiali Cię obcym ludziom? Jeśli tak, to na pewno brakowało Ci poczucia bezpieczeństwa, czułości, bliskości, własnej wartości...O tym przede wszystkim powinnaś rozmawiać na terapii. Problemy z odżywianiem to już jest skutek.
Próbowałam, ale z czasem słyszałam wciąż to samo. Rysowanie drzewek czy ciągłe zmiany leków też zniechęciły mnie. Żaden tak naprawdę nie sprawił (być może nie chciał) bym mu zaufała? Spędziłam dwa miesiące na oddziale zamkniętym. To w pewien sposób mi pomogło. Po wyjściu czułam się dobrze, jednak wyobcowanie, lęki wracają do mnie i z dnia na dzień jest coraz gorzej. Są dni kiedy moje myśli przeszkadzają mi w jako takim funkcjonowaniu. Nie umiem się otworzyć przed ludźmi.
A jak teraz wyglądają Twoje kontakty z rodzicami? Czy mieszkasz z nimi? Czy masz jakieś bliskie osoby? Uczysz się czy pracujesz?
Mieszkam z rodzicami. Nasze relacje są teraz toksyczne. Ciągle jestem nakłaniana do jedzenia, ciągle, non-stop. Stale przetrząsają mój pokój w poszukiwaniu pochowanego jedzenia. Codziennie są kłótnie, codziennie walczymy nawet o bzdury. Wszystko jest moją winą - to właśnie słyszę. Czy mam kogoś bliskiego? Nie mam. Miałam przyjaciółkę do niedawna. Odeszła z dnia na dzień, inni ludzie stali się ważniejsi i o wiele ciekawsi. Gdy tylko mogę uciekam do świata koni. Czuje z nimi ogromną wieź, one potrafią odciąć mnie od życia.
Uczę się, w tym roku podchodzę do matury. Mam problemy w szkole z koncentracją. To mi nie pomaga.
Czy nie uważasz, że rodzice Cię kochają, może w sposób niedoskonały, i dlatego tak Cię kontrolują? Bo po prostu martwią się o Ciebie? Przyjaciółka może po prostu nie rozumiała Cię, źle interpretowała Twoje zachowanie? Jesteś skryta, a to może być odbierane jako odtrącenie.
W tym świecie koni na pewno są też i ludzie. Ci którzy mają wspólną pasję czasem łatwiej znajdują wspólny język gdy rozmawiają o życiu, czyż nie?
Martwić; w jakiś sposób na pewno. Po tylu latach nie oczekuję od nich miłości, wystarczy mi sama rozmowa... bez krzyków i ataków. Nie chce toczyć wojen, poza tą we mnie i chorobami. Jednak przeszłości nie potrafię wymazać, oni z resztą też nie potrafią sobie wybaczyć. Koło się zamyka.
Może źle, ale nie winie jej. Byłabym hipokrytką obarczając, że zostawiła, że odeszła. Nie każdy jest wstanie żyć przy kimś takim...
Oczywiście tak, całkowita racja. W stajni odżywam, choć wolę cały czas poświecić swojemu podopiecznemu. Zabrzmi to śmiesznie, ale jest jedyną istotą, która mnie wysłucha i rozumie. Przy gorszych dniach sprawia, że całkowicie absorbuje moją uwagę na sobie, a nie na myślach.
O co masz największy żal do rodziców? Czy o to, że zostawiali Cię obcym ludziom? Może do tego zmuszała ich sytuacja? Czy to znaczy, że oni mają teraz poczucie winy z tego powodu?
Jednak znalazłaś sobie sposób na wyciszenie... Gdyby to połączyć z terapią... Pomyśl o tym..
Zamknięcie się w sobie może spowodować po jakimś czasie trwałe zmiany w psychice i już żadne leczenie ci nie pomoże. Nie będziesz w stanie nawet pracować. Tobie potrzebny jest wolontariat gdzie rozmawia się z ludźmi. Na początek nawet coś prostego, jak rozdawanie gazet.