Cześć,
Postanowiłam napisać, aby przekonać się, jak inne, zupełnie nie znające mnie osoby, mogą widzieć moją sytuację z boku, obiektywnie.
W skrócie- postanowiłam rozwieść się z moim mężem. Poznałam go kilka lat temu, z mojej strony wiem na pewno, że było zakochanie, zauroczenie. Kiedy wychodziłam za mąż, pomimo wątpliwości miałam wrażenie, że robię dobrze i że to ten jedyny. Wątpliwości były następujące - mój mąż jest bardzo mało uczuciowy, nie przytula się pierwszy, nie mówi miłych rzeczy, prawie nigdy nie chwali, za to kiedy mu się coś we mnie nie podoba (a zdarza się to często), krytykuje. Jestem atrakcyjną kobietą, ale przez niego moje poczucie własnej wartości bardzo ucierpiało. Nie potrafi rozmawiać o uczuciach, nie potrafi rozmawiać na poważne tematy, większość poważnych spraw obraca w żart albo zamyka się w sobie i nie mówi nic. Uświadomiłam sobie, że nasza miłość, nasz związek do tej pory polegał na tym, że to ja robiłam wszystko, aby on czuł się kochany i szczęśliwy, a kompletnie zapomniałam o sobie i swoich potrzebach. Wszystko robiliśmy wtedy, kiedy on miał ochotę, a nie ja- wyjścia, urlopy, spotkania. Zawsze musiałam tolerować jego zły humor, a jest on osobą, która bardzo trudno nawiązuje nowe przyjaźnie i znajomości, więc często musiałam robić dobrą minę do złej gry, kiedy zachowywał się jak totalny gbur, patrzący na wszystkich z góry. O komplementach mogłam zapomnieć, czasem coś powiedział, kiedy sama spytałam. Nie jestem sobie nawet w stanie przypomnieć, czy powiedział mi kiedyś sam z siebie "kocham cię". Oczywiście próbowałam rozmawiać, tłumaczyć, ale zawsze słyszałam, że "on ma taki charakter i się nie zmieni" i że mnie kocha tak, jak potrafi. Zdaję sobie sprawę, że sama jestem sobie winna, bo wiedziałam, jaki jest, a mimo to moje zakochanie zaślepiło totalnie mój osąd. Ale wiem też, że nie wytrzymam takiego życia. Chcę się czuć kochana, podziwiana, potrzebna, a nie jak współlokatorka. Chcę odejść póki jesteśmy młodzi, żeby potem nie było za późno.
Myślicie, że dobrze robię?
Zapomniałam napisać o chyba kluczowej sprawie - moje zakochanie minęło bezpowrotnie, po prostu dałam z siebie tyle, że więcej już nie potrafię...
czy powiedziales mezowi to co tu napisalas??
ze po prostu poczekujesz czegos innego niz on jest w stanie dac i ze juz go nie kochasz?
prostu komunikat.
a jesli nie ma milosci, tobie jest zle, on tez nie jest winny bo taki jest suchy wiec chyba najepiej jest sie rozwiesc.
ale wazne zeby znal powod, szukaj mieszkania i zalatw to, moze okazac sie ze jemu tez ulzy bo moze byc tak samo rozczarowany jak ty, powiedz czego oczekujesz i razem byc moze dojdziecie do wniosku ze on nie jest w stanie tego dac a ty nie chcesz bez tego zyc.
powodzenia
Dzięki za odpowiedź:)
Jasne, że wszystko powiedziałam. Tego typu komunikaty przekazywałam zawsze, a poważniejsze rozmowy zaczęły się dobre kilka miesięcy temu. Jestem pewna, że nie mogę bez tego żyć, chyba za dużo daję z siebie, za mało oczekując w zamian, ale chcę to zmienić.
Bardzo dobrze robisz decydując się na rozwód. Ty nie jesteś szczęśliwa w tym związku. Twój mąż może jest, ale wy oboje powinniście być szczęśliwi.
Dlatego nie męcz się dziewczyno i złóż pozew o rozwód, bo czym dłużej tkwisz w tym związku tym gorzej cierpisz.
Powodzenia
Właśnie o to chodzi, mój mąż jest szczęśliwy, ale nie potrafi uszczęśliwić mnie
Dziękuję za odpowiedzi, trochę mi lepiej, bo gryzłam się, czy dobrze robię, czy nie wymagam "nie wiadomo czego"
Niema zlych decyzji sa tylko nasze wlasne .
Nikt niemoze nas uszczesliwiac ,ludzie maja sie dopelniac razem wspolgrac , skoro nie czujesz sie szczesliwa z tym czlowiekiem to odejdz .
Jednak przed nastepnym zwiazkiem musisz sama glebiej w siebie zajrzec i poznac jakie masz prawdziwe wnetrze i oczekiwania .Wtedy bedzie latwiej poszukac partnera podobnego .
W skrócie- postanowiłam rozwieść się z moim mężem. Poznałam go kilka lat temu, z mojej strony wiem na pewno, że było zakochanie, zauroczenie. Kiedy wychodziłam za mąż, pomimo wątpliwości miałam wrażenie, że robię dobrze i że to ten jedyny. Wątpliwości były następujące - mój mąż jest bardzo mało uczuciowy, nie przytula się pierwszy, nie mówi miłych rzeczy, prawie nigdy nie chwali, za to kiedy mu się coś we mnie nie podoba (a zdarza się to często), krytykuje. Jestem atrakcyjną kobietą, ale przez niego moje poczucie własnej wartości bardzo ucierpiało.
(...)Chcę się czuć kochana, podziwiana, potrzebna, a nie jak współlokatorka. Chcę odejść póki jesteśmy młodzi, żeby potem nie było za późno.
Myślicie, że dobrze robię?
Zakochanie to nie miłość, mówią. Po zakochaniu przychodzi życie. Twoje słowa to potwierdzają.
Minęło zauroczenie i została pustka... bo mąż Cię nie chwali ?
Kiepskie te twoje poczucie wartości jeśli musi się opierać o cudze słowa a nie wewnętrzne własne przekonanie...
Myślisz, że one, te słowa, stanowią sedno małżeństwa? to faktycznie - nie dorosłaś do małżeństwa.
Lekkoduchów, szafujących komplementami wokoło w bród.
Gorzej jeżeli, twój mąż bardziej dorósł, może się zdziwić, z kim się ożenił. Jeżeli ON kocha, to go zaboli.
ALE skoro do siebie nie pasujecie, nie ma między Wami wzajemnej troski i NIC Was nie łączy - to LEPIEJ wcześniej niż później
Anhedonio, chyba nie zrozumiałaś mnie do końca.
Myślę, że w małżeństwie chodzi o to, żeby czuć się kochaną, prawda? A ja tego nie czuję w ogóle. Mój mąż nie okazuje mi tego ani gestem, ani słowem, ani czynem. Nie chodzi mi o słodkie słówka i prawienie komplementów, ale co ma na celu jego podkreślanie moich wad czy niedoskonałości? Ja go kochałam takim, jakim jest, nie robiłam mu przykrych uwag, bo jak się kocha, to się nie rani, prawda? Nie przeszkadzałoby mi nic, nawet jego zamkniętość i niechęć do chwalenia, gdybym czuła się w jakikolwiek inny sposób ważna, wyróżniona, ale tak nie jest. To on zawsze był dla siebie na pierwszym miejscu, ja jestem tylko dodatkiem do jego życia, którego równie dobrze mogłoby nie być.
a wiec po co bral slub z toba? pytalas?
jest taka grupa facetow ktorzy raz powiedza kocham, wezma slub i uwazaja ze to najwiekszy dowod milosci, w pewnym sensie maja racje, przeciez przysiegli milosc, wiernosc ...raz wiec po co wiecej, w koncu to do konca zycia sie liczy...
patrze na te twoje pytanie w tytule i nikt ci nie pomoze, musisz ty byc pewna, w koncu to ty jestes w malznestwie z ktorego chcesz odejsc.
On twierdzi, że mnie kocha, ale nie umie okazywać...
Też już sama nie wiem, po co był ten ślub. Nie pasujemy do siebie pod żadnym względem, ale ja byłam bardzo zakochana i nie widziałam tego.
W sumie jestem już zdecydowana, nie widzę innego wyjścia, jak się rozstać
jezeli nie ma miedzy wami uczucia
jesli nie ma miedzy wami seksu
jesli nie ma miedzy wami wspolnego gospdarstwa
to sa najwazniejsze powodu rozpadu trwalego malzenstwa wiec wszytsko jasne
musisz byc pewna ze nie ma powrotu, ze niechcesz juz tego.
a pomysl nad separacja, zalatwisz to w sadzie, wedlog prawa bedziecie oddzielnymi gospodarstwami i dajecie sobie czas na zastanowienie sie, na poczatku powiannas chyba sie wyprowadzic i wtedy bedziesz czula czy tak ci jest ok.
To jest właśnie smutne syla, że jestem pewna, że nie zatęsknię
poczuję chyba ulgę nawet... przez ten cały czas związku ja byłam tą stroną troszczącą się, zabiegającą...czas, żebym pomyślała o sobie, póki jeszcze nie jest za późno.
Dzięki za odpowiedzi i wsparcie!
ja tez sie szarpalam, wstydzilam zachowan meza, zlozylam sprawe o rozwod i bylo pojednanie, tak tak minelo 37lat, teraz widze ile stracilam, a tego czlowieka nic nie interesuje co sie w domu dzieje, nie mowiac o synach , wnukach, ciagla krytyka wsystkiego, nikt do nas nie przychodzi , bo jest arogancki, nieprzyjemny....brak slow
ja tez sie szarpalam, wstydzilam zachowan meza, zlozylam sprawe o rozwod i bylo pojednanie, tak tak minelo 37lat, teraz widze ile stracilam, a tego czlowieka nic nie interesuje co sie w domu dzieje, nie mowiac o synach , wnukach, ciagla krytyka wsystkiego, nikt do nas nie przychodzi , bo jest arogancki, nieprzyjemny....brak slow
gra1234, dziękuję za odpowiedź
wiesz, u mnie było tak, że mnóstwo cech męża mi bardzo przeszkadzało, często właśnie czułam się z nim źle wśród ludzi, ale zawsze powtarzałam sobie, że przecież go kocham i muszę zaakceptować wszystkie jego wady. Dziś już wiem, że to był wielki błąd i dlatego postanowiłam walczyć o siebie i dać sobie szansę na normalne życie. Nie wyobrażam sobie dalej nas razem w związku, nie dam rady...
nie jest to łatwe, bo ciężko zmienić zachowania dorosłego człowieka ( no trudno żebyś musiała wychowywać męża! ). Pisałyśmy w innym wątku o pracy - widzisz mam tutaj na myśli pracę dwojga ludzi, on ma rację ON SIĘ NIE ZMIENI ale ma możliwość zmienić swoją postawę. I teraz tak: albo potraktuje to poważnie i weźmie pod uwagę to, że czujesz się z nim źle, albo zachowa się jak prostak i nie wykorzysta szansy walki o wasze małżeństwo. Czasami w takich sytuacjach warto jest skorzystać z pomocy osoby trzeciej. Być może twojego męża nikt nie nauczył okazywania i wyrażania uczuć no i wiesz trudno tutaj jest mieć pretensje o to czego on zwyczajnie NIE UMIE! bo nikt mu nie pokazał - oczywiście gdybam teraz.
Wiesz absolutnie nie chcę cie nakłaniać do tego abyś tkwiła w czymś co sprawia ci ból tylko weź pod uwagę również, że czasami wydaje nam się że nasze komunikaty są jasne i klarowne a dla drugiej strony to totalna abstrakcja.
Zadam ci takie pytanie: w jakich warunkach podejmowałaś takie rozmowy? czy komunikowałaś mu swoje potrzeby komunikatem JA czy też obowianiem go "bo ty mi nie mówisz" ? jakie okoliczności prowokowały do tych rozmów? jak on reagował? czy jesteś pewna, że on zrozumiał co chcesz mu powiedzieć?
nie jest to łatwe, bo ciężko zmienić zachowania dorosłego człowieka ( no trudno żebyś musiała wychowywać męża! ). Pisałyśmy w innym wątku o pracy - widzisz mam tutaj na myśli pracę dwojga ludzi, on ma rację ON SIĘ NIE ZMIENI ale ma możliwość zmienić swoją postawę. I teraz tak: albo potraktuje to poważnie i weźmie pod uwagę to, że czujesz się z nim źle, albo zachowa się jak prostak i nie wykorzysta szansy walki o wasze małżeństwo. Czasami w takich sytuacjach warto jest skorzystać z pomocy osoby trzeciej. Być może twojego męża nikt nie nauczył okazywania i wyrażania uczuć no i wiesz trudno tutaj jest mieć pretensje o to czego on zwyczajnie NIE UMIE! bo nikt mu nie pokazał - oczywiście gdybam teraz.
Wiesz absolutnie nie chcę cie nakłaniać do tego abyś tkwiła w czymś co sprawia ci ból tylko weź pod uwagę również, że czasami wydaje nam się że nasze komunikaty są jasne i klarowne a dla drugiej strony to totalna abstrakcja.
Zadam ci takie pytanie: w jakich warunkach podejmowałaś takie rozmowy? czy komunikowałaś mu swoje potrzeby komunikatem JA czy też obowianiem go "bo ty mi nie mówisz" ? jakie okoliczności prowokowały do tych rozmów? jak on reagował? czy jesteś pewna, że on zrozumiał co chcesz mu powiedzieć?
KGB, no ja starałam się raczej nie tyle "wysyłać sygnały", co jasno i wyraźnie mówić, że np. czasem chciałabym usłyszeć, że ładnie wyglądam, albo jakiekolwiek inne miłe słowo z jego strony, że chciałabym, aby sam miał potrzebę mnie objąć, pocałować, a nie ciągle tylko ja pierwsza wszystko. Ja nie przeczę, że on nie umie okazywać uczuć, że nie został tego nauczony, ale ja nie będę za to cierpieć, decyzja już zresztą podjęta i wiesz co? czuję się teraz tak, jakby to była najlepsza decyzja w moim życiu. A co do walki to tak, mój mąż już zachował się jak prostak i nie wykorzystał szansy, pogodził się z faktem, przestał nawet utrzymywać ze mną kontakt (pewnie liczy, że mi przejdzie chwilowa fanaberia). Mój błąd polega na tym, że kochałam go prawie bezkrytycznie, dawałam, ile mogłam, nie oczekując wiele w zamian, ale nie mogę już dłużej, moich uczuć już po prostu nie ma i nie wrócą nigdy, został jedynie sentyment.
Rozumiem. Pozwolę sobie tylko na jedną malutką wskazówkę, którą być może będziesz miała okazję wykorzystać w relacjach z nowym partnerem. Komunikat "chciałabym żebyś mnie pocałował" zamień np na " jest mi przykro kiedy mnie nie przytulasz" itd dobrze jest korzystać z komunikatu JA przynosi efekty.
Zadałam ci kilka pytań na koniec, ponieważ często takie "sygnały" rzucamy w warunkach gdzie jest mnóstwo bareier komunikacyjnych takich jak chociażby: późna godzina, zmęczenie, włączony tv, problemy w pracy itd.... więc nie ma szans aby odbiorca zrozumiał o co nam chodzi i z reguły uznaje to jako "zwykłe ględzenie". To tylko taka moja wylewność się włączyła być może zboczenie zawodowe Ja życzę ci bardzo dużo szczęścia i nadziei na to, że twoje życie będzie takie jak sobie wymarzysz!!! jeśli podjęłaś takie decyzje, twój mąż nie oponuje to widocznie macie konsensus bez słów powodzonka.
Rozumiem. Pozwolę sobie tylko na jedną malutką wskazówkę, którą być może będziesz miała okazję wykorzystać w relacjach z nowym partnerem. Komunikat "chciałabym żebyś mnie pocałował" zamień np na " jest mi przykro kiedy mnie nie przytulasz" itd dobrze jest korzystać z komunikatu JA przynosi efekty.
Zadałam ci kilka pytań na koniec, ponieważ często takie "sygnały" rzucamy w warunkach gdzie jest mnóstwo bareier komunikacyjnych takich jak chociażby: późna godzina, zmęczenie, włączony tv, problemy w pracy itd.... więc nie ma szans aby odbiorca zrozumiał o co nam chodzi i z reguły uznaje to jako "zwykłe ględzenie". To tylko taka moja wylewność się włączyła być może zboczenie zawodowe Ja życzę ci bardzo dużo szczęścia i nadziei na to, że twoje życie będzie takie jak sobie wymarzysz!!! jeśli podjęłaś takie decyzje, twój mąż nie oponuje to widocznie macie konsensus bez słów powodzonka.
Już pal licho to okazywanie słowem, gestem też nie okazywał ani czynem
najgorsze, że ja kompletnie nie czuję się przy nim jak kobieta, bardziej jak matka lub opiekunka...
Odkąd mieszkam sama, czuję się wspaniale i nie chcę wracać do tej klatki...
Dzięki za rady co do komunikacji:) jestem pewna, że on większość moich słów uznawał za "zwykłe ględzenie", ale już nie będę tego rozpamiętywać
Na razie on nie oponuje, ale może to cisza przed burzą, oby nie
20 2013-01-25 15:54:28 Ostatnio edytowany przez Lexpar (2013-01-25 15:54:48)
Bugenwill wypisywałem się już w Twoim. Dla mnie jest sprawa jasna jak słońce.
Postępujesz uczciwie wobec siebie i męża.
W pierwszej kolejności poinformowałaś męża o swojej decyzji. Nie oszukiwałaś go i nie zdradziłaś.
Wyprowadziłaś się z domu i jesteś sama.
Chcesz zakończyć Wasz związek, a następnie ułożyć sobie życie od nowa.
Ja popieram Ciebie w całości.
Jesteś mądra, rozważna i potrafisz podejmować trudne decyzje.
Wielki szacun dla Ciebie.
Lepiej się rozstać niż tkwić w toksycznym związku i marnować lata.
Zastosuj punkt 34 metody 34 kroków :
"Nie schodź z raz obranej drogi"
Dziękuję, Lexpar, podnosisz mnie na duchu:)
Nie zejdę już z raz obranej drogi na pewno, chociaż mam cięższe chwile, ale wiem w 100%, że decyzja jest słuszna.
Witaj...
Widze ze sie znowu "potykamy" o siebie na watkach.
NIe bede mowil tego, co tu juz zostalo powiedziane. Ale... decyzje podjete wbrew Nam beda sie mscic na Nas...
Emocje i pospiech to zly doradca.
Syla...
Separacja sluszny krok awaryjny, do tego nie trzeba nawet zgody sadu. Mozna wejsc w nia nieformalnie ale z jedym warunkiem, ze zrywamy zupelnie kontakt ze soba.
Bo nic nie da separacja gdy bugenwilla dalej bedzie walczyc o meza czy odwrotnie. To jest teraz i bedzie dalej rozstaniem. Separacja jest rozwodem z opcja powrotu... pod warunkiem checi do powrotu i pracy obu stron.
Witaj...
Widze ze sie znowu "potykamy" o siebie na watkach.
NIe bede mowil tego, co tu juz zostalo powiedziane. Ale... decyzje podjete wbrew Nam beda sie mscic na Nas...
Emocje i pospiech to zly doradca.Syla...
Separacja sluszny krok awaryjny, do tego nie trzeba nawet zgody sadu. Mozna wejsc w nia nieformalnie ale z jedym warunkiem, ze zrywamy zupelnie kontakt ze soba.
Bo nic nie da separacja gdy bugenwilla dalej bedzie walczyc o meza czy odwrotnie. To jest teraz i bedzie dalej rozstaniem. Separacja jest rozwodem z opcja powrotu... pod warunkiem checi do powrotu i pracy obu stron.
bags,
na pewno moja decyzja nie jest podjęta pod wpływem chwili i impulsu, to był długotrwały proces dojrzewania do tej decyzji
tak, jak piszesz, jesteśmy teraz w separacji i zero kontaktu jak na razie. Mojej chęci do powrotu na pewno nie będzie, a co do niego, nie mam pojęcia, ja nawet nie umiem z nim rozmawiać...więc nic nie wiem:)
Anhedonio, chyba nie zrozumiałaś mnie do końca.
Myślę, że w małżeństwie chodzi o to, żeby czuć się kochaną, prawda? A ja tego nie czuję w ogóle. Mój mąż nie okazuje mi tego ani gestem, ani słowem, ani czynem. Nie chodzi mi o słodkie słówka i prawienie komplementów, ale co ma na celu jego podkreślanie moich wad czy niedoskonałości? Ja go kochałam takim, jakim jest, nie robiłam mu przykrych uwag, bo jak się kocha, to się nie rani, prawda? Nie przeszkadzałoby mi nic, nawet jego zamkniętość i niechęć do chwalenia, gdybym czuła się w jakikolwiek inny sposób ważna, wyróżniona, ale tak nie jest. To on zawsze był dla siebie na pierwszym miejscu, ja jestem tylko dodatkiem do jego życia, którego równie dobrze mogłoby nie być.
Bugenwilla, moj maz tez nie prawil komplementow, byl w stosunku do mnie oschly i nic mu sie nie podobalo. Niewazne, czy cos zrobilam czy nie zrobilam, zawsze byla moja wina, bo on by to zrobil inaczej. Okazalo sie, ze ma kochanke 13lat mlodsza. Odszedl ode mnie do niej po 6 mies od slubu. Ona ma 21lat... Zycie go przeroslo?
Ja jestem/byłem bardzo podobny do twojego męża i tak jak już ktoś pisał nikt nie nauczył mnie okazywania uczuć i nigdy mi nie były one okazywane i czasami w codziennym życiu po prostu sie zatracałem i nie zwaracałem na to uwagi.
Wg powinnaś się wyprowadzić ale nie kończyć tego związku. Poczekać na jego reakcję. Ja wiem po sobie że teraz to bym co dziennie mowił i robił to co moja kobieta by chciała jednak jest już dla mnie za późno ...
Ja jestem/byłem bardzo podobny do twojego męża i tak jak już ktoś pisał nikt nie nauczył mnie okazywania uczuć i nigdy mi nie były one okazywane i czasami w codziennym życiu po prostu sie zatracałem i nie zwaracałem na to uwagi.
Wg powinnaś się wyprowadzić ale nie kończyć tego związku. Poczekać na jego reakcję. Ja wiem po sobie że teraz to bym co dziennie mowił i robił to co moja kobieta by chciała jednak jest już dla mnie za późno ...
Mationi86, tak zrobiłam- wyprowadziłam się, a on co? Pytał, kiedy go zaproszę na obiad i jak on teraz się będzie żywił:) Serio, miałam cichą nadzieję, że może zadzwoni, napisze, że kocha i tęskni, ale nie za obiadami, ale za mną. Nic takiego nie miało miejsca - pozew już jest w sądzie. Utwierdziłam się w decyzji w 100%. Ja rozumiem, że każdy jest inny, nie wszyscy muszą być super czuli, ale w obliczu rozstania to chyba człowiek zaczyna rozumieć pewne rzeczy? Normalny człowiek oczywiście, niezaburzony emocjonalnie. Ja nie mam zamiaru sobie życia marnować, ale życzę jemu jak najlepiej, oby sobie jeszcze ułożył wszystko.
Bugenwillo....Moim zdaniem podjęłaś słuszną decyzję w odpowiednim momencie....
Ja również po kilku latach małżeństwa byłam w bardzo podobnej sytuacji,ale ze względu na dzieci postanowiłam walczyć o "dobro rodziny" kosztem rezygnacji "z siebie"....
Jak wielki to był błąd zrozumiałam po bardzo wielu latach....(moja historia jest do przeczytania)
Wiele osób nie jest w stanie zrozumieć niuansów takiego związku,bo o wielu rzeczach nie da się pisać a one tworzą jakąś tam całość....
Po 30 latach małżeństwa okazało się,że byłam niezastąpiona,ale jako.....kucharka,opiekunka do dzieci,sprzątaczka itp......
Cześć wszystkim
Skoro już założyłam ten wątek, myślę, że warto podzielić się z Wami rozwinięciem historii. A więc, rozwód zbliża się wielkimi krokami, będzie to dla mnie tylko formalność, bo mentalnie już dawno zaczęłam nowe życie. A co najważniejsze, poznałam swój ideał mężczyzny i jestem szczęśliwa jak jeszcze nigdy w życiu:) Tak więc jestem przykładem, że szczęście przychodzi, kiedy wcale się go nie szuka i że trzeba czasem zawalczyć o siebie, aby mogło nas spotkać coś wspaniałego, czego wszystkim życzę:)