Witam was ponownie,
temat kieruję głównie do osób samotnych... Jak radzicie sobie z tymi najgorszymi dniami? U mnie dziś właśnie taki jest, choć mimo iż po rozstaniu radzę sobie całkiem nieźle, to złapał mnie kryzys, taki ogólno-egzystencjonalny. Jak niektórzy wiedzą, pracuję w jednym zakładzie z moim eks. Pomijając ten fakt, pracę i tak chce zmienić, bo perspektyw na dalszy rozwój brak, a ja mam większe ambicje, CV całkiem pełne, wykształcenie wyższe, doświadczenie i pewne ciekawe predyspozycje. Niestety ofert pracy brak... Złapał mnie dziś wielki dół, odezwała się tęsknota za byłym, pojawiły się czarne wizje... i myśli samobójcze, niestety. Czuję się niekochana, niepotrzebna, słaba, brzydka i taka do niczego. Leżę w łóżku i nie mam ochoty z niego wyjść, mama zamiast wesprzeć dobrym słowem, bardziej dobija...kiedy potrzebuję ciepłego słowa, przytulenia, ona się na mnie wścieka...
Brak mi bliskości, ciepła, rozmów i towarzystwa mojego byłego, chociaż wiem że to wszystko było skazane na niepowodzenie, ale przyzwyczajenia trudno tak szybko wyeliminować...
Jak przeżyć te kryzysy? Jak sobie z nimi radzicie? Czuję się fatalnie a potęguje te uvzucia fakt, że naprawdę brak mi chęci i sił na takie życie, gdzie nic mi nie wychodzi, wszystko czego dotkne się sypie, podczas gdy ludzie wokół świętują sukces za sukcesem...