Witam wszystkich,
Nie wiem nawet kiedy to sie stalo gdy moja zona owinela mnie sobie wokol palca, zdominowala calkowicie i wziela "pod pantofel", uwaza ze faceta trzeba trzymac krotko.
Przyznam, ze zawsze uwazalem sie za silnego, niezaleznego faceta i nie wyobrazalem sobie nigdy, ze kobieta moglaby mna rzadzic, zawsze chcialem zwiazku na "rownych prawach". Praktycznie od poczatku, odkad sie poznalismy, zawsze miedzy nami iskrzylo, duzo sie klocilismy, nieustannie, o wszystko. Mimo ze sie pokochalismy, zaczelo nas to wykanczac. Wielokrotnie bylismy blisko rozstania, takze po slubie ale przetrwalismy te kryzysy az coraz czesciej zaczalem dostrzegac jej dominacje. Niby rozmawiamy, wymieniamy sie opiniami ale oboje zdajemy sobie sprawe ze na koncu ma byc tak jak powie moja zona i z czasem stalo sie to dla mnie naturalne. Kochamy sie, wiem ze ona tez mnie kocha, bardzo o mnie dba a ja o nia. Zajmuje sie domem, na nic nie moge narzekac a ja staram jej sie zapewnic cieplo i poczucie bezpieczenstwa.
Jednak po ostatniej naszej duzej klotni zdalem sobie sprawe ze moze mnie rzucic i jedyne co mi zostanie to pasc przed nia na kolana, calowac ja po rekach i prosic zeby do mnie wrocila...zrozumialem ze moja zona jest ode mnie silniejsza.
jesli o mnie chodzi to mam swiadomosc swoich wad: nie jestem typem maczo, zreszta moja zona od poczatku sie o tym przekonala bo gdy sie poznawalismy opowiedzialem jej ze zostalem pobity przez jakiegos faceta...Mimo ze nie potrafie sie bic, to walczylbym o moja zone do konca i ona o tym wie. Facet powinien dbac o swoja kobiete i dawac jej poczucie bezpieczenstwa, codziennie adorowac i ja staram sie to robic i okazywac ile dla mnie znaczy. Powracajac do wad: "Zlota raczka" tez nie jestem, troche brzuszka przybylo. Mojej zonie to wszystko nie przeszkadza ale nawet gdy rozmawiamy o nas szczerze to przyznala ze juz od poczatku naszego zwiazku pracowala nade mna i postanowila pokazac kto tu rzadzi. Ja zrozumialem to dopiero niedawno. Oboje wiemy, ze to co powie, tak ma byc, nawet jak mi sie to nie podoba. Trzyma mnie krotko, za "jaja". Przyznam ze czasem boje sie odezwac zeby jej nie zdenerwowac. Wie ze jak zagra, tak ja musze zatanczyc. Mimo tej dominacji nade mna jest tez bardzo czula i troskliwa. Uwazam ze odkad zrozumialem ze z nia nie wygram i ze musze sie podporzadkowac, wreszcie tworzymy naprawde udany zwiazek. Stepila moj testosteron ale wyszlo nam to na dobre. Teraz uwazam, ze facet powinien znac swoje miejsce w szeregu a tak naprawde i tak co bysmy nie robili i nie mowili, rzadza nami kobiety. Czy kobiety w gruncie rzeczy cenia takich mezczyzn?
Zdominowany mąż
nieregulaminowa reklama