Walczyć czy skończyć? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Walczyć czy skończyć?

Strony 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1 do 65 z 157 ]

Temat: Walczyć czy skończyć?

Moje małżeństwo właśnie chyba przechodzi do historii. Proszę, pomóżcie mi spojrzeć na to trzeźwym okiem, bo sama już nie daję rady.

Jesteśmy razem 10 lat, oboje tuż przez 30-ką. Rok temu mąż mi się oświadczył, 5 miesięcy temu wzięliśmy ślub. Nie mamy dzieci, od 9 lat mieszkamy razem. W chwili obecnej stoję przed decyzją o rozwodzie, uważam, że ten ślub był niepotrzebny i tak naprawdę powinniśmy byli się rozstać kilka lat temu. Kilkanaście dni temu przedyskutowaliśmy opcję rozwodu, doszliśmy do wniosku, że zanim złożymy papiery, spróbujemy terapii dla par. Po drugim spotkaniu terapeuta powiedział, że na jego oko ten związek od dłuższego czasu psuł się, był reanimowany i tak w kółko, i wskazał, że jego zdaniem obecnie nie ma pola do prowadzenia terapii par, a każde z nas powinno iść do psychologa indywidualnie. Obecnie myślimy co dalej, jeśli mam być szczera to w głębi duszy nie chcę tej terapii, ale chyba nie potrafię spojrzeć w oczy prawdzie, że to koniec.

Nie wiem nawet od czego zacząć. Czuję się po prostu od dłuższego czasu nieszczęśliwa w tym związku. Mój mąż komentuje i krytykuje w zasadzie wszystko co robię, do tego stopnia, że jakiś czas temu jak kolejny raz pouczał mnie przy jakichś bzdurach ukułam sobie ironiczne powiedzenie "czekaj, jak to szło z tym oddychaniem? wdech-wydech, tak?", żeby mu zasygnalizowac, że przesadza. Nie docenia żadnych osiągnięć, nigdy nie usłyszałam od niego np. że jest ze mnie dumny. Skupia się na własnych potrzebach, moje w zasadzie ignorując, ma podwójne standardy dla siebie i dla mnie. Wpędza mnie w poczucie bycia gorszą, głupszą, brzydką. Tytułem przykładów:
- nie umiem prawidłowo załadować zmywarki, źle prowadzę samochód, nie tak jak trzeba wyprowadzam psa, za mało kasy wynegocjowałam podczas rozmowy o pracę, źle koszę trawę;
- za rzadko gotuję, piorę, zmywam - mąż faktycznie te rzeczy robi częściej niż ja, wynika to głównie z tego, że wcześniej wraca z pracy i jak ja docieram do domu to już jest "ogarnięte". Jednocześnie nie widzi, że tylko ja robię rzeczy typu zmiana pościeli, mycie okien, wycieranie kurzu, sprzątanie łazienki, wcieranie blatów kuchennych, tylko ja pamiętam o zamówieniu karmy dla psa, o szczepieniach itd.
- twierdzi, że gdybym naprawdę chciała to znalazłabym lepiej płatną i "lepsza" (wg niego) pracę, denerwuje się kiedy muszę sporadycznie popracować popołudniu - w takich sytuacjach oprócz tego, że i tak się wkurzam, że muszę poświęcać prywatny czas na pracę, to jeszcze muszę się jemu tłumaczyć i mam poczucie winy,
- oczekuje, że będę z nim spędzać praktycznie cały wolny czas, wywiera na mnie presję tego rodzaju, że kiedy on chce coś zjeść/wypić, a ja nie mam na to ochoty, to on już też tego nie chce;
- praktycznie nie słyszę od niego komplementów, za to dość regularnie: masz pryszcza na twarzy, mogłabyś mieć mniejsze/większe (raz tak, raz tak) piersi, pośladki, zaniedbałaś się, za słabo się malujesz, nosisz brzydkie ubrania;
- kiedy miałam "gorętsze" okresy w czasie studiów czy dalszej nauki, nie mogłam na niego liczyć, wręcz za każdym razem były awantury że poświęcam uwagę nauce a nie jemu i domowi;
- fochy - większość moich niesubordynacji była karana mniejszym albo większym fochem + mój mąż potrafił zafundować mi np. trzy ciche dni, bo się źle czuł, a kiedy grzecznie zapytałam o co chodzi, to poczuł się zaatakowany więc sie obraził;
- traktuje mnie z góry, bywa chamski i niegrzeczny;
- zmieniły się ostatnio jego przyzwyczajenia, zainteresowania - z otwartego, dość wesołego i imprezowego faceta stał się znudzonym mrukiem, interesuje go działka, filmiki na youtube i komputer.

Od 3 lat praktycznie nie śpimy w jednym łóżku - on zasypia na kanapie. Przez pierwszy rok prosiłam, żeby spał ze mną, później przestałam. Seks jest rzadko i prawdę mówiąc od zawsze był kiepski. Ja bardzo lubię seks, mogłabym się kochać od 6 do 22 codziennie i w każdym miejscu, kręcą mnie różne rzeczy. Mój mąż ma największą ochotę o 1-2 w nocy, kiedy ja już dawno śpię - przychodzi, wkłada mi rękę między nogi, zero gry wstępnej, często pięć minut i po sprawie. Z tego względu mąż uważa, że jestem kłodą, choć (nie tylko) moim zdaniem nie jest to prawda. Od jakiegoś czasu on mnie nudzi, śmieszą mnie jego niektóre zachowania, przestałam go podziwiać. Nie odpowiada mi jego tryb życia, nie interesuje mnie co u niego. Przez 10 lat byłam mu bezwzględnie wierna, a ostatnio pod wpływem alkoholu - pierwszy raz w życiu - kleiłam się do kolegi. Dla mnie to jest czytelny znak, że coś w mojej głowie się zmieniło.

Od kilku miesięcy uciekam od niego, staram się jak najrzadziej być w domu. Zdarzały się weekendy i wieczory, kiedy po prostu jeździłam bez celu po mieście, byle nie być w domu. Przestałam go lubić, chyba przestałam go kochać - nie myślę o nim, nie czuję kompletnie nic kiedy mnie przytula. Kiedyś prawie wszystko robiłam z myslą o nim albo dla niego. Idąc na zakupy zwykle wracałam z czymś dla niego. Kupowałam mu ulubione przysmaki. Wkładałam karteczki do portfela. Wysyłałam sprośne zdjęcia. Teraz nie chcę tego robić i w zasadzie w ogóle o nim nie myslę. Marzę o tym, żeby wynająć sobie kawalerkę i mieć w końcu święty spokój, ale cały czas boję się, że będę tego żałować, nie umiem wyobrazić sobie życia samej.

Jeśli chodzi o jego zalety: bez nałogów (pali i pije z umiarem), pracowity, raczej zaradny, majsterkowicz, który wszystko w domu zrobi sam, nie ma problemu z dzieleniem się domowymi obowiązkami, troszczy się o mnie w tym sensie, że jak zasnę na kanapie to przykryje kocem, jak wychodzę na imprezę bez niego to albo po mnie przyjedzie albo upewni się, że bezpiecznie wrócę do domu, nigdy dotąd poważniej nie zawiódł mojego zaufania.

Poradźcie - walczyć czy odłączyć w końcu respirator?

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Walczyć czy skończyć?

Nie napisałaś najważniejszego-po co braliście ślub jak wali się wszystko i co to znaczy kleić się do kolegi?

3

Odp: Walczyć czy skończyć?

Pytasz, ale przecież już zdecydowałaś, być może on też. Bo z twojego opisu wynika, że oboje macie siebie dosyć. Skoro się zdecydowałaś, to nie zwlekaj. Im szybciej, tym lepiej dla każdego z was. Skończy się ta szarpanina dla każdego z was.

4

Odp: Walczyć czy skończyć?

Z Twojego opisu jasno wynika, że należy odłączyć respirator. I nie powinnaś tego żałować.

5

Odp: Walczyć czy skończyć?
reniarenia napisał/a:

Moje małżeństwo właśnie chyba przechodzi do historii. Proszę, pomóżcie mi spojrzeć na to trzeźwym okiem, bo sama już nie daję rady.

Jesteśmy razem 10 lat, oboje tuż przez 30-ką. Rok temu mąż mi się oświadczył, 5 miesięcy temu wzięliśmy ślub. Nie mamy dzieci, od 9 lat mieszkamy razem. W chwili obecnej stoję przed decyzją o rozwodzie, uważam, że ten ślub był niepotrzebny i tak naprawdę powinniśmy byli się rozstać kilka lat temu. Kilkanaście dni temu przedyskutowaliśmy opcję rozwodu, doszliśmy do wniosku, że zanim złożymy papiery, spróbujemy terapii dla par. Po drugim spotkaniu terapeuta powiedział, że na jego oko ten związek od dłuższego czasu psuł się, był reanimowany i tak w kółko, i wskazał, że jego zdaniem obecnie nie ma pola do prowadzenia terapii par, a każde z nas powinno iść do psychologa indywidualnie. Obecnie myślimy co dalej, jeśli mam być szczera to w głębi duszy nie chcę tej terapii, ale chyba nie potrafię spojrzeć w oczy prawdzie, że to koniec.

Nie wiem nawet od czego zacząć. Czuję się po prostu od dłuższego czasu nieszczęśliwa w tym związku. Mój mąż komentuje i krytykuje w zasadzie wszystko co robię, do tego stopnia, że jakiś czas temu jak kolejny raz pouczał mnie przy jakichś bzdurach ukułam sobie ironiczne powiedzenie "czekaj, jak to szło z tym oddychaniem? wdech-wydech, tak?", żeby mu zasygnalizowac, że przesadza. Nie docenia żadnych osiągnięć, nigdy nie usłyszałam od niego np. że jest ze mnie dumny. Skupia się na własnych potrzebach, moje w zasadzie ignorując, ma podwójne standardy dla siebie i dla mnie. Wpędza mnie w poczucie bycia gorszą, głupszą, brzydką. Tytułem przykładów:
- nie umiem prawidłowo załadować zmywarki, źle prowadzę samochód, nie tak jak trzeba wyprowadzam psa, za mało kasy wynegocjowałam podczas rozmowy o pracę, źle koszę trawę;
- za rzadko gotuję, piorę, zmywam - mąż faktycznie te rzeczy robi częściej niż ja, wynika to głównie z tego, że wcześniej wraca z pracy i jak ja docieram do domu to już jest "ogarnięte". Jednocześnie nie widzi, że tylko ja robię rzeczy typu zmiana pościeli, mycie okien, wycieranie kurzu, sprzątanie łazienki, wcieranie blatów kuchennych, tylko ja pamiętam o zamówieniu karmy dla psa, o szczepieniach itd.
- twierdzi, że gdybym naprawdę chciała to znalazłabym lepiej płatną i "lepsza" (wg niego) pracę, denerwuje się kiedy muszę sporadycznie popracować popołudniu - w takich sytuacjach oprócz tego, że i tak się wkurzam, że muszę poświęcać prywatny czas na pracę, to jeszcze muszę się jemu tłumaczyć i mam poczucie winy,
- oczekuje, że będę z nim spędzać praktycznie cały wolny czas, wywiera na mnie presję tego rodzaju, że kiedy on chce coś zjeść/wypić, a ja nie mam na to ochoty, to on już też tego nie chce;
- praktycznie nie słyszę od niego komplementów, za to dość regularnie: masz pryszcza na twarzy, mogłabyś mieć mniejsze/większe (raz tak, raz tak) piersi, pośladki, zaniedbałaś się, za słabo się malujesz, nosisz brzydkie ubrania;
- kiedy miałam "gorętsze" okresy w czasie studiów czy dalszej nauki, nie mogłam na niego liczyć, wręcz za każdym razem były awantury że poświęcam uwagę nauce a nie jemu i domowi;
- fochy - większość moich niesubordynacji była karana mniejszym albo większym fochem + mój mąż potrafił zafundować mi np. trzy ciche dni, bo się źle czuł, a kiedy grzecznie zapytałam o co chodzi, to poczuł się zaatakowany więc sie obraził;
- traktuje mnie z góry, bywa chamski i niegrzeczny;
- zmieniły się ostatnio jego przyzwyczajenia, zainteresowania - z otwartego, dość wesołego i imprezowego faceta stał się znudzonym mrukiem, interesuje go działka, filmiki na youtube i komputer.

Od 3 lat praktycznie nie śpimy w jednym łóżku - on zasypia na kanapie. Przez pierwszy rok prosiłam, żeby spał ze mną, później przestałam. Seks jest rzadko i prawdę mówiąc od zawsze był kiepski. Ja bardzo lubię seks, mogłabym się kochać od 6 do 22 codziennie i w każdym miejscu, kręcą mnie różne rzeczy. Mój mąż ma największą ochotę o 1-2 w nocy, kiedy ja już dawno śpię - przychodzi, wkłada mi rękę między nogi, zero gry wstępnej, często pięć minut i po sprawie. Z tego względu mąż uważa, że jestem kłodą, choć (nie tylko) moim zdaniem nie jest to prawda. Od jakiegoś czasu on mnie nudzi, śmieszą mnie jego niektóre zachowania, przestałam go podziwiać. Nie odpowiada mi jego tryb życia, nie interesuje mnie co u niego. Przez 10 lat byłam mu bezwzględnie wierna, a ostatnio pod wpływem alkoholu - pierwszy raz w życiu - kleiłam się do kolegi. Dla mnie to jest czytelny znak, że coś w mojej głowie się zmieniło.

Od kilku miesięcy uciekam od niego, staram się jak najrzadziej być w domu. Zdarzały się weekendy i wieczory, kiedy po prostu jeździłam bez celu po mieście, byle nie być w domu. Przestałam go lubić, chyba przestałam go kochać - nie myślę o nim, nie czuję kompletnie nic kiedy mnie przytula. Kiedyś prawie wszystko robiłam z myslą o nim albo dla niego. Idąc na zakupy zwykle wracałam z czymś dla niego. Kupowałam mu ulubione przysmaki. Wkładałam karteczki do portfela. Wysyłałam sprośne zdjęcia. Teraz nie chcę tego robić i w zasadzie w ogóle o nim nie myslę. Marzę o tym, żeby wynająć sobie kawalerkę i mieć w końcu święty spokój, ale cały czas boję się, że będę tego żałować, nie umiem wyobrazić sobie życia samej.

Jeśli chodzi o jego zalety: bez nałogów (pali i pije z umiarem), pracowity, raczej zaradny, majsterkowicz, który wszystko w domu zrobi sam, nie ma problemu z dzieleniem się domowymi obowiązkami, troszczy się o mnie w tym sensie, że jak zasnę na kanapie to przykryje kocem, jak wychodzę na imprezę bez niego to albo po mnie przyjedzie albo upewni się, że bezpiecznie wrócę do domu, nigdy dotąd poważniej nie zawiódł mojego zaufania.

Poradźcie - walczyć czy odłączyć w końcu respirator?

Odejdź, przecież to nie związek, tylko męka.

6

Odp: Walczyć czy skończyć?

Podpisuję się pod poprzedniczkami. Ewakuacja jak najbardziej wskazana.

7

Odp: Walczyć czy skończyć?
Janix2 napisał/a:

Nie napisałaś najważniejszego-po co braliście ślub jak wali się wszystko i co to znaczy kleić się do kolegi?

chyba nam sie obojgu wydawalo, ze ten slub cos uratuje. prawde mowiąc, ja chyba podswiadomie czulam co sie swieci - nie cieszyly mnie przygotowania, niechetnie wracalam do zdjec slubnych i ogolnie raczej nie mam dobrych wspomnien

kleić - znaczy się przytulałam się i zasnęłam na koledze na imprezie

8

Odp: Walczyć czy skończyć?

W trybie pilnym wyprowadź się, pozew rozwodowy, zerwanie wszelkiego kontaktu. I to na wczoraj.

9

Odp: Walczyć czy skończyć?
maku2 napisał/a:

W trybie pilnym wyprowadź się, pozew rozwodowy, zerwanie wszelkiego kontaktu. I to na wczoraj.

Dlaczego aż tak?

10 Ostatnio edytowany przez madoja (2019-12-19 17:09:09)

Odp: Walczyć czy skończyć?

Rozwód będzie ciężkim przeżyciem, bo odczujesz poczucie klęski, porażki że nie wyszło - byliście ze sobą jednak długo.
Być może na początku będziesz nawet żałować, płakać i tęsknić za pewnymi jego dobrymi cechami. Może nawet będziesz myśleć że nikogo już nie spotkasz, i że kolejny facet będzie w pewnych kwestiach gorszy.
Ale gdy to wszystko minie, odetchniesz pełną piersią.
A juz w ogóle odżyjesz gdy poznasz potem faceta którego pokochasz i będziesz pragnąć.

11

Odp: Walczyć czy skończyć?
madoja napisał/a:

Rozwód będzie ciężkim przeżyciem, bo odczujesz poczucie klęski, porażki że nie wyszło - byliście ze sobą jednak długo.
Być może na początku będziesz nawet żałować, płakać i tęsknić za pewnymi jego dobrymi cechami. Może nawet będziesz myśleć że nikogo już nie spotkasz, i że kolejny facet będzie w pewnych kwestiach gorszy.
Ale gdy to wszystko minie, odetchniesz pełną piersią.
A juz w ogóle odżyjesz gdy poznasz potem faceta którego pokochasz i będziesz pragnąć.

Spodziewam się, że będzie ciężko. Mój mąż nie jest złym człowiekiem i pewnie nie raz będzie mi go brakować. Mam w pamięci - choć było to "przed dinozaurami" - rozstanie z moją pierwsza "prawdziwa" miłością i uczucia, które mi wtedy towarzyszyły.

Ale staram się myśleć właśnie tak, że jestem młoda i wiele dobrego jeszcze przede mną. Powtarzam też sobie, że lepiej rozwieść się teraz niż za kolejne kilka lat. I choć boję się strasznie, myślę ze niedługo zdecyduję się na ten krok.

Odp: Walczyć czy skończyć?

Panicz spoczął na laurach i ma wyje.ne bo mysli, że ma cie w garści na stałe. Ty jak widać za bardzo sie postawić też nie umiesz, uległa kobieta dla normalnego faceta to skarb ale on normalny nie jest. Pora na terapie wstrząsową. Albo sie chłop wybudzi z letargu albo idziecie w swoją stronę.  Zacznij robić przygotowanie do ewakuacji, na widoku, bez żadnego ukrywania się. Mozesz zaserować papiery rozwodowe. Pamietaj, że na rozprawe i tak bedziesz czekać kilka miesięcy, a wniosek możesz cofnąć.
Jak taki wstrząs nic nie zmieni, to masz sprawę prostą. Jak jednak zmieni, to wtedy może coś z tej gliny bedzie mozna ulepić.

13

Odp: Walczyć czy skończyć?

Przykro się czyta coś takiego. Jednak coś Was kiedyś połączyło, z jakiegoś powodu czy tez powodów związaliście się ze sobą, rozwijaliście swój związek, który w naturalnym ciągu powienien prowadzić do ślubu. Pytanie czy mąż zawsze taki był? Bo rozumiem, że Twoje całkowite zniechęcenie i obojętność do niego jest czystym następstwem jego lekceważącej postawy? Jeśli jestes zdecydowana na rozwód( a wszystko na to wskazuje), to musisz sobie zadać pytanie czy dalej będziesz w stanie sobie poradzić. Warto zatem dokładnie przemyśleć sprawę.

14 Ostatnio edytowany przez reniarenia (2019-12-19 17:48:49)

Odp: Walczyć czy skończyć?

Jeśli mam być szczera, dla mnie po ślubie zmieniło się na gorsze, a wtedy z kolei ja zaczęłam się stawiać żeby ratować siebie. Dotarło do mnie, że to jak on mnie traktuje nie jest w porządku i zaczęło mi to bardzo przeszkadzać. Była taka jedna sytuacja graniczna, po której coś we mnie pękło i zaczęłam przeglądać na oczy.

Obserwacje były mocno nieciekawe, we wrześniu zrobiłam taki "test" - przez tydzień nie zrobiłam w jego stronę żadnego gestu typu przytulenie, pocałowanie - z jego strony nie było żadnej inicjatywy + nie zauważył nawet, że ja tego nie robię. A później juz poszło. Na początku nie dopuszczałam do siebie myśli o rozwodzie, myśłałam, że to kryzys. Ale kiedy mu pierwszy raz od początku tej sytuacji poważnie wygarnęłam co we mnie siedzi, a on przez kilka kolejnych dni robił sobie z tego jaja plus na moje zachowanie reagował fochem, zaczęło do mnie dochodzić że to chyba nie ma sensu. Potem powoli doszły kwestie związane z codziennym funkcjonowaniem, życiem w zasadzie jak współlokatorzy a nie małżeństwo. On wręcz nazwał nasza sypialnię "moim pokojem". Bardzo dużo przepracowałam w swojej głowie, doszłam do etapu, w którym na myśl o rozwodzie nie czuję paniki, tylko ulgę. Jakbym przebijała głową powierzchnię wody i łapała oddech.

Prawdę mówiąc nigdy nie określiłabym siebie jako uległej, a wygląda na to, że z miłości bardzo długo przymykałam oczy na złe rzeczy. Kochałam, doceniałam, komplementowałam, dbałam o to żeby miał w co się ubrać, znosiłam fochy, humory, traktowanie z góry. Aż coś pękło. I tak, moje zachowanie jest reakcją na jego postawę, przy czym on tego nie rozumie. W ostatnim okresie bardzo dużo rozmawiamy ze sobą, oczywiście kłócimy się też, ale staramy się rozmawiać. I nie dochodzimy do żadnego konsensu.

To nie jest tez tak, że ja jestem słodycz charakteru - bywam pyskata, wulgarna, leniwa. Ale nigdy nie traktowałam go tak jak on mnie.

Jesli chodzi o naszą historię - to ja się zakochałam w nim, długo sama ciągnęłam ten wózek, on się przyznał, że dopiero po kilku latach (!) pokochał mnie naprawdę i zaczęło mu zależeć. Dwa razy do tej pory stawało na ostrzu noża, ale wtedy nie wyobrażałam sobie rozstania, po opadnięciu emocji przerazała mnie samotność i czułam, że bez niego nie mogę. Łączyło nas upodobanie do tej samej muzyki, wyjazdy na koncerty, wspólni znajomi, podobne poczucie humoru, poglądy na rzeczywistość i podejście do życia. Jakiś czas temu to się rozjechało - mnie nie bawią jego dowcipy, on się nie śmieje z moich; wycofał się z życia towarzyskiego, ja z kolei żeby tylko nie siedzieć w domu latam ciągle po mieście i znajomych. On chce spędzać ze mną więcej czasu niż kiedyś, nie wystarcza mu ze się kręcę po domu albo siedze obok na kanapie z książką - on potrzebuje interakcji, a ja mam wrażenie że zaraz się uduszę. Tak naprawdę żyjemy obok siebie.

Myśl o tym, że sobie nie poradzę na pewno mnie nie powstrzyma przed rozwodem. Strach nie jest tak silny, by zrezygnować z siebie w imię dalszej walki o ten związek. Będzie cięzko, bo zawsze lepiej z kimś pokonywać trudności, ale ogólnie bedę w stanie sama się utrzymać, mam sporo przyjaciół i znajomych. Muszę dać radę.

15

Odp: Walczyć czy skończyć?

Przecież sama wiesz, że powinnaś to skończyć. Po pierwszym Twoim poście to widać. Więcej wymieniłaś negatywnych, niż pozytywnych aspektów Waszego małżeństwa.

16

Odp: Walczyć czy skończyć?

A nie możesz wynająć kawalerki i na jakiś czas się wyprowadzić, zobaczyć jak sobie bez siebie radzicie? Może zatęsknicie a może uznacie, że lepiej wam bez siebie? Rozwód to najłatwiejsze rozwiązanie.

Odp: Walczyć czy skończyć?

Renia, zadałaś pytanie w tytule posta, ale nie jest chyba adekwatne do sytuacji. Nie zauważyłam być o cokolwiek walczyła. Ty już się poddałaś i szukasz drogi ucieczki.
Jak piszesz, latami byłaś nieszczęśliwa, więc ciężko nie zadać pytania, co było powodem, dla którego zdecydowałaś się na ślub. Przypuszczam, że miały na to wpływ Wasze wspólnie spędzone lata.
Twój mąż, z tego co piszesz, faktycznie może robi z igły widły o zmywarkę, lub jest przykry zwracając Ci uwagę. Ale się z Tobą komunikuje, Ty natomiast testujesz go, by sprawdzić czy zauważy brak przytulania, lub wsiadasz w samochód i uciekasz z domu. 
Twój mąż chce spędzać z Tobą wolny czas, Ty uważasz że Cię to ogranicza i się dusisz. Nie rozumiem, co się takiego wydarzyło? Nie rozumiem o co chodzi z rezygnacją z siebie? Czego oczekujesz?
Nie wiem, ale może jednak nie dojrzałaś do małżeństwa?

18 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-12-20 18:24:48)

Odp: Walczyć czy skończyć?

W takich wypadkach zastanawiam się zawsze co jest tą iskrą, która sprawia, iż ludzie zaczynają się oddalać od siebie...Czy tutaj nie gra roli to, że byliście bardzo długo ze sobą, a mimo to pobraliście się dość niedawno.
Powiedz Autorko, czy to naprawdę kwestia otwartej niechęci męża do Ciebie, jego opryskliwego zachowania czy ciągłej krytyki i niedoceniania Twojej osoby? Czy może bardziej to, żę po prostu żyjecie zwykłą prozą życia, szarą codziennością, w której obowiązki, zadania i związany z nimi niejednokrotnie stres, zmienia w sposób znaczący nastawienie i charakter ludzi? To drugie jest przecież nieuniknione! Skoro twierdzisz, że robiłaś mu jakieś testy, to czy miało to w ogóle jakiś sens? Rozumiem, że wcześniej próbowałaś wielokrotnie podejmowac rozmowy, przedstawiać swoje oczekiwania i potrzeby a on to otwarcie krytykował?

Pytam dlatego, że zbyt często pojawiają się tutaj historie, gdzie tak naprawdę kobietom brakuje jedynie tych niezaspokojonych emocji, ciągłego adorowania i uwielbiania, poczucia bycia ważną i kochaną..
Okazuje się, że można to okazywać po przez czyny a nie tylko słowa i czułe gesty. Z jednej strony ludzie się zmieniają a z drugiej wielu( szczególnie facetów) nie ma tak rozbudowanej sfery uczuciiowej lub tez dośc szybko ona przemija. Są osoby, którym okazywanie uczuć wszelkich, czy to poprzez gesty czy słowa lub uzewnętrznianie emocji wydaje się nieatrakcyjne, sztuczne, czują się z tym zwyczajnie nieswojo. Ja właśnie tak mam, co nie onzacza, że jestem emocjonalnym głazem. Po prostu tych uczuć zbyt jaskrawo i zbyt często nie okazuje i nie lubię się nimi dzielić tudziez kogoś obdarowywać nimi. Odczuwam dyskomfort w takich momentach, szczególnie jeśli chodzi o bezpośrednią bliskość( przytulanie, dotyk itp.) Uprzedzam, ze nikt mnie w życiu nie molestował, nie bił i nie krzywdził. To samo dotyczy własnie czułych słówek czy bezpośrednich wyrazów pochwały czy docenienia. To wszystko zdecydowanie wolę okazywać czynami.
W jaki sposób zatem mąż Ciebie ogranicza? Co sprawia, że źle się czujesz w tym związku, jeśli pominą te jego ciągłe przytyki? Coś musiało się stać ważnego, że nagle straciłaś kompletnie zaufanie i uczucie, jakim go darzyłaś wcześniej.

19

Odp: Walczyć czy skończyć?

Facet Cię po prostu skutecznie zniechęcił do siebie. Ile można znosić toksycznego egoistę. I jeszcze słabo w łóżku :-)
Nie stara się i spotka go zasłużona kara.
A Ty masz farta, że zdążysz przed 30-tką i to jeszcze bez dzieci na karku.
Rzuć papierami i zobacz co on na to. Jak nie bardzo go to ruszy to sajonara.
Czasem faceci się budzą ale z reguły po czasie - jak zobaczą pozew rozwodowy albo żona "odpływa" z innym.

20 Ostatnio edytowany przez reniarenia (2019-12-22 11:14:35)

Odp: Walczyć czy skończyć?
bagienni_k napisał/a:

W takich wypadkach zastanawiam się zawsze co jest tą iskrą, która sprawia, iż ludzie zaczynają się oddalać od siebie...Czy tutaj nie gra roli to, że byliście bardzo długo ze sobą, a mimo to pobraliście się dość niedawno.
Powiedz Autorko, czy to naprawdę kwestia otwartej niechęci męża do Ciebie, jego opryskliwego zachowania czy ciągłej krytyki i niedoceniania Twojej osoby? Czy może bardziej to, żę po prostu żyjecie zwykłą prozą życia, szarą codziennością, w której obowiązki, zadania i związany z nimi niejednokrotnie stres, zmienia w sposób znaczący nastawienie i charakter ludzi? To drugie jest przecież nieuniknione! Skoro twierdzisz, że robiłaś mu jakieś testy, to czy miało to w ogóle jakiś sens? Rozumiem, że wcześniej próbowałaś wielokrotnie podejmowac rozmowy, przedstawiać swoje oczekiwania i potrzeby a on to otwarcie krytykował?

Pytam dlatego, że zbyt często pojawiają się tutaj historie, gdzie tak naprawdę kobietom brakuje jedynie tych niezaspokojonych emocji, ciągłego adorowania i uwielbiania, poczucia bycia ważną i kochaną..
Okazuje się, że można to okazywać po przez czyny a nie tylko słowa i czułe gesty. Z jednej strony ludzie się zmieniają a z drugiej wielu( szczególnie facetów) nie ma tak rozbudowanej sfery uczuciiowej lub tez dośc szybko ona przemija. Są osoby, którym okazywanie uczuć wszelkich, czy to poprzez gesty czy słowa lub uzewnętrznianie emocji wydaje się nieatrakcyjne, sztuczne, czują się z tym zwyczajnie nieswojo. Ja właśnie tak mam, co nie onzacza, że jestem emocjonalnym głazem. Po prostu tych uczuć zbyt jaskrawo i zbyt często nie okazuje i nie lubię się nimi dzielić tudziez kogoś obdarowywać nimi. Odczuwam dyskomfort w takich momentach, szczególnie jeśli chodzi o bezpośrednią bliskość( przytulanie, dotyk itp.) Uprzedzam, ze nikt mnie w życiu nie molestował, nie bił i nie krzywdził. To samo dotyczy własnie czułych słówek czy bezpośrednich wyrazów pochwały czy docenienia. To wszystko zdecydowanie wolę okazywać czynami.
W jaki sposób zatem mąż Ciebie ogranicza? Co sprawia, że źle się czujesz w tym związku, jeśli pominą te jego ciągłe przytyki? Coś musiało się stać ważnego, że nagle straciłaś kompletnie zaufanie i uczucie, jakim go darzyłaś wcześniej.

Nie, tutaj nie chodzi o rozczarowanie proza życia. Jesteśmy razem 10 lat, ta proza jest z nami od dawna i ja ją nawet lubiłam. Ceniłam spokój i bezpieczeństwo w zyciu.

Nie chodzi też o brak czynów - mąż potrafił mi pokazać, że dba, że się troszczy i ja to widziałam i doceniałam. Ale z drugiej strony było np tak, że kiedy kilka miesięcy temu podlapalam dodatkowa fuchę i przez tydzień wracałam do domu koło 21-22, po prosto z pracy leciałam do tej drugiej pracy, to już były z jego strony pretensje, że ta robota za długo trwa, sugerowanie że stawka która miałam dostać jest za niska i on by dostał więcej, pretensje że mnie nie ma w domu. Jednocześnie nie widział tego, że wszystko się przedłużyło o jeden dzien, bo on sam wyciągnął mnie na mocno zakrapiana imprezę, po ktorej cały dzień miałam kaca.

Chodzi po prostu o to nieustanne gnojenie. Ja nie potrzebuje głaskania po głowie i zachwytu nad wszystkim co robię. Ale nieustanna krytyka i komentowanie w końcu zaczęły na mnie wpływać destrukcyjnie, przyszedł taki dzień że coś we mnie pękło, ze uświadomiłam sobie że on nie ma prawa ciągle mnie tak traktować, że nie jestem od niego gorsza, głupsza, że wbrew temu co mówi nie jestem ani gruba (rozmiar 40 to chyba nie jest tragedia), zaniedbana, że moja praca nie jest gorsza od jego pracy itd. Przestałam rzucać wszystko żeby być dla niego, zaczelam traktować go bardziej "z buta" no i to się już jemu bardzo nie spodobało. Kiedy mu prosto i konkretnie powiedziałam co czuje i co mnie wkurza, on przez kolejny tydzień się z tego nabijał. I to też mi dało dużo do myślenia, bo jeśli ja mu odslonilam całe podbrzusze, a on sobie w nie kopał, no to raczej trudno będzie się z nim dogadać.

A co do testów - nigdy wcześniej nie miałam potrzeby testowania czegokolwiek. Dodam jeszcze że mój mąż jest z tych, którzy ogólnie lubią się przytulać, nie unikają tego rodzaju czulosci. Ale w momencie w którym doszlo do mnie, że przytulamy się i całujemy tylko z mojej inicjatywy, i to tylko wtedy kiedy on na to pozwoli (nie zlicze ile razy usłyszałam że on nie ma ochoty/czasu/mam nie przeszkadzać itd.), uznałam że zobacze na ile on w ogóle chce takiej czułości z mojej strony i ja zauważa. No się okazało że oba przypadki na 0 pkt, niestety.

21

Odp: Walczyć czy skończyć?

No cóż..facet zachowuje się dziwnie, bo jednocześnie Cię krytykuje i niby o Ciebie dba. Może warto zrobić sobie rachunek zysków i strat. Nikt nie znosi dobrze ciągłej krytki, poniżania czy upodlania, tym bardziej jak żadne prośby o zmianę nie przynoszą oczekiwanego skutku. On ma chyba swoją własną wizję małżeństwa i Waszej relacji, która Tobie już dawno przestała się podobać. Pytanie co tutaj jest dla Ciebie cenniejsze i ważniejsze: to co mąż mimmo wszystko dla Ciebie robi czy poczucie komfortu psychicznego, którego niewątpliwie Ci brak w tej sytuacji..?

22

Odp: Walczyć czy skończyć?

Ważniejsze jest jednak moje samopoczucie, zwłaszcza że wychodzę z założenia że jeszcze kiedyś znajdzie się ktoś kto będzie i dbał i nie jeździł po mnie smile

23

Odp: Walczyć czy skończyć?

Uciekaj Reniu, jak najszybciej i bez sentymentów.

24 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-12-23 13:14:44)

Odp: Walczyć czy skończyć?

Skoro zdecydowanie większą rolę odrgrywa dla Ciebie Twój komfort psychiczny i oczekiwanie zwyczajnego szacunku i docenienia, a przy tym uczucia, to już wiesz sama dobrze co masz zrobić.
Zastanawia mnie to jego rozdwojenie w okazywaniu emocji. Jeśli kogoś darzę uczuciem i staram się chociaż mu to okazywać poprzez specyficznie pojmowaną troskę, to jednocześnie nie będę przecież prawie codziennie kogoś krytykował, pouczał, czy odnosił się w tak pogardliwy sposób.

25 Ostatnio edytowany przez cześka8 (2019-12-23 11:39:45)

Odp: Walczyć czy skończyć?

... tak niektórzy mają - że mają daleko.. wzajemny szacunek, komfort psychiczny partnera bagiennik a to jest ważne. Ja trochę pozno to zauważylam bo dość krotko mieszkalismy razem, a po 1 dziecku to juz równa pochyła.. są lepsze i gorsze momenty, ale chyba tych złych jest wiecej..  Moj ma podobnie, niby się troszczy, niby ogólnie dba ale ... często gęsto wychodzą jakies kwiatki, że czasem żałuję ze nie odeszlam dawno temu.. Moj tez nie okazuje raczej uczuc, tez karze fochem, w dyskusji rozmawia dopoki chce.. potem zaczyna przeklinac, krzyczy.. i niewazne że dzieci są obok, nie rozumie że nie powinien..  a ja tez nie należę do osób ktore ulegają dla spokoju. Tego spokoju nie ma i dzieci na to patrzą.. 
Reniarenia - nie macie dzieci, nie ma sensu, znajdziesz jeszcze mężczyznę który Cie bedzie szanował.

26

Odp: Walczyć czy skończyć?

A może odkrył, że go zdradzasz (co zaznaczasz w pierwszym poście) i nie mam na myśli klejenie się do kolegi i w ten sposób odreagowuje?

Ja bym proponował dokończenie standardowego zestawu niszczenia sobie życia tj zróbcie sobie dzieci bo z nimi na bank się zmieni i czekaj kolejne 10 lat

27

Odp: Walczyć czy skończyć?

Ja nie rozumiem po co ludzie sobie to robią. katują siebie sami, męcząc się w jakiś chorych związkach... nie żal Ci twojego życia ? ślub był po co ? bo może coś się z mieni... to już dawno nie miało sensu. Trzeba iśc dalej na przód, a nie teraz zastanawiać się przez kolejne 10 lat czy odejść, czy zostać i tak w kółko. Nie wyszło, trudno... jeszcze nie jedna rzecz Ci w życiu nie wyjdzie.

28

Odp: Walczyć czy skończyć?

Jesteś z zazdrośnikiem, facetem o niskiej samoocenie, który stara się to ukryć.
Dlatego ciągle Cię krytykuje i robi Ci przykrości.
Nie chce lub nie umie analizować siebie, zresztą krótszą drogą jest poprawianie sobie podłego nastroju Twoim kosztem.
Zapewniam Cię też, że jeśli Cię nie zdradza,to z braku okazji. jeśli odwozi Cię i przywozi z imprez to z zazdrości, nie troski.
I kara Cię brakiem seksu.
Ciesz się że obudziłaś się teraz, a nie jako matka z dziećmi.

29

Odp: Walczyć czy skończyć?

To o czym piszesz, jest mi bardzo znajome. Twój związek jest bardzo toksyczny. Uciekaj z niego jak najszybciej, a jak będziesz mieć chwilę to zajrzyj na youtube na kanał soul gps. Ja tam odnalazłam mnóstwo cennych rad. Żałuję że z 10 lat za późno.

Kończ to czym prędzej i ciesz się, że nie masz z nim dziecka. Po prostu zamkniesz rozdział i więcej nie będziesz musiała go oglądać.

30

Odp: Walczyć czy skończyć?

Dziękuję za wszystkie wasze odpowiedzi, no może poza tą absurdalna, odnosząca się do mojej rzekomej zdrady (???).

Daliście mi do myślenia, myślę że po świętach ruszę do działania, bo to już nie ma szans się skleic, zresztą ja czuję że nie chce już tego naprawiać i walczyć o to co bylo.

31

Odp: Walczyć czy skończyć?

Jeżeli jesteś pewna swoich postanowień czy też hierarchi ważności potrzeb to pozostaje życzyć szczęścia i wytrwałości w dązeniu do celu.
Zachowując się w opisany sposób, mąż emanuje toksycznością, co objawia się widoczną krytyką i ciągłym upokarzaniem. Takie zachowanie nikomu nie służy.

32 Ostatnio edytowany przez Losu (2019-12-24 05:08:56)

Odp: Walczyć czy skończyć?

On może cię prowokuje do rozwodu z powodu zdrady ? Nie rozumiem takich ludzi jak on.

33

Odp: Walczyć czy skończyć?

Ale ja NIE zdradziłam męża. Skąd wam się to wzięło? Przeczytałam jesacz raz swoją pierwsza wypowiedz - czy chodzi o to że napisałam że nie tylko moim zdaniem nie jestem kłoda? Spieszę z wyjaśnieniem, że po prostu mąż nie był moim pierwszym partnerem w łóżku, stąd znam inne zdania na te kwestię, co prawda dość stare, ale jednak.

Zasadniczo jestem zdecydowana, do mojego męża też dotarło już że tu chyba nie będzie happy endu. On jeszcze coś tam próbuje mnie zagadywać, ma chyba nadzieję na dalszą terapię - ja nie widzę sensu, nie czuje tego. Ostatni weekend kiedy sporo nie było go w domu uswiadomil mi, jak bardzo odpoczywam psychicznie kiedy go nie ma i mogę robić to co chce.
Straszne to jest, pisze o człowieku za którym do niedawna skoczylabym w ogień, a teraz go nawet nie lubię. Boli mnie jak cholera świadomość, że coś się skończyło, że nie ma już "nas", że wspólne zdjęcia, pamiątki w wyjazdów będą się na razie kojarzyły z bólem. Ale staram się być dzielna, myśleć bardziej o korzyściach niż stratach, podchodzic do tego zadaniowo.

34

Odp: Walczyć czy skończyć?

Przykre jest to, jak skądiną bliski a nawet drogi nam człowiek staje się dla nas zupełnie obcy lub wrogi .Powody jak widać w Twoim przypadku się namnażały przez dłuższy czas. Skoro podczas jego nieobecności czujesz wręcz ulgę, jakby ktoś zdejmował z Ciebie ciężar, można sobie tylko wyobrazić jak bardzo czujesz się osaczona i przybita na codzień. Ciągła krytyka, upokorzenie i krzywda( nie wiem czy można aż tak to nazwać), wylewająca się na nas codziennie jest w stanie zrobić prawdziwe spustoszenie w naszej psychice..
Mimo wszytko życzę aby się wszystko ułożyło po Twojej myśli smile Dużo siły i wytrwałości a na pewno uwolnisz się od tego wszystkiego!

35

Odp: Walczyć czy skończyć?

Tak, tekst o tym, że nie tylko Ty uważasz, że nie jesteś kłoda w sytuacji kiedy piszesz, że jesteście tuż przed 30 i od 10 lat z partnerem raczej nasuwał myśli o zdradzie. Komentarze sprzed 10 lat jurnych 18-19 Latków ciężko nazwać wiarygodną opinią.

W temacie wszystko zostało powiedziane. Nie ma żadnej innej opcji, nie ma nic do naprawy.

36

Odp: Walczyć czy skończyć?

Witam.

   Od momentu, w którym zostawiła mnie dziewczyna (pominę historię z zbyt trywialnych powodów) tj. 7 miesięcy czytam to forum oraz jeszcze jedno (bardziej dla mężczyzn). Przeczytane tu historie, refleksje i wbrew pozorom emocje które mi towarzyszyły jasno ukierunkowały mnie na temat kobiet, małżeństwa.

   7 miesięcy czytania i żadnych wpisów ale moja Droga Reniarenia Twój temat mnie do tego zmusił. Być może spotkam się tu z linczem (nawet się tego spodziewam).
Droga autorko. 9 lat, prawie całe młodzieńcze życie spędziłaś z jednym mężczyzną, trudne chwile, dobre, piękne i te złe, których nikt by nie chciał pamiętać. Podjęłaś ślub z nadzieją naprawy Twojej relacji. Czy słusznie? Powodów może być tyle co ludzi na świecie i każdy, może być tym trafnym.  W Twojej wypowiedzi; żal, gorycz i złość aż się przelewa, nie bez powodu. Rozumiem tę frustrację, niechęć i najzwyklejsze zmęczenie. Stety/niestety też tego doświadczyłem. 
   Proszę Cię autorko, nie rób i nie podejmuj decyzji pod wpływem emocji. Ktoś na pewno napisze że to obiektywna ocena. Nie chcę wyjść na mizoginistę, nie chcę wyjść na obrońcę mężczyzn wartych potępienia ale jedna cecha która towarzyszy takim wypowiedziom opisom? Duża zawartość przewinień, niespełnionych obietnic i zła ocena partnera natomiast niewielka wzmiankach o zaletach.
Mam rodziców z 38 letnim stażem małżeńskim (2 kure**ko różne charaktery), tarcia i kłótnie. Jako smarkacz przeżywałem to jak cholera i wiesz co, nie ma niczego bez kompromisów i to nigdy nie było łatwe dla nich. Nie podejmuj decyzji na podstawie opinii osób z forum, które Ciebie nie znają, nie widzą 24h co robicie z Twoim mężem. Nikt nie jest w stanie zajrzeć do waszego umysłu, serca i sprawdzić czego się boicie, co wam dodaje otuchy, a co was po prostu boli i zespala.
   Piszesz to wszystko pod wpływem emocji. Proszę oczyść umysł. Weź kartkę i coś do pisania, idź na spacer. Napisz na niej zalety i wady Twojego męża ale i również swoje. Wróć do domu i włóż ją pod swoją poduszkę.
Codziennie rano dopisuj po jednej zalecie dla swojego męża. Napisz też do niego jedną wiadomość w coś w stylu "Kocham Cię, choć nie jest łatwo to chcę i marzę tylko o Tobie".
Po pewnym czasie dopisz jedną małą prośbę o jeden mały komplement, o małą drobnostkę, którą  mógłby Tobie poprawić humor.
   Podjęłaś decyzję o małżeństwie, najważniejszej ludzkiej relacji, przysiędze. Proszę Cię o to żebyś nie marnowała tego czego ja już nigdy mieć nie będę. Nie walcz, lecz wpierw zawalcz o siebie i swój trzeźwy, czysty umysł.

   I na koniec, dla jasności. Rozwiedziesz się po około 1- 2 lat, dostaniesz rozwód. Wszyscy piszą: "Znajdziesz jeszcze faceta, którego pokochasz", "Nigdy nie dowiesz się, do póki nie spróbujesz, lepiej spróbować i żałować"....... Zapewniam Cię moja droga, każdy, naprawdę każdy zdrowo myślący facet nie będzie chciał wchodzić w głębsze relację rozwódką, z kilkuletnim, kilkunastomiesięcznym stażem, bo od razu pomyśli że z Tobą jest coś nie tak (zwłaszcza że mąż nie pije, nie bije, pracuje, majsterkowicz).  A co do uwag moich przedmówców typu: "Nigdy się nie dowiesz.....".
   Tak jak nigdy się możesz nie dowiedzieć czy może jednak warto było ratować to małżeństwo, Twoje małżeństwo. Wątpliwości ma każdy, ludzka rzecz zwątpić, jednak nie wierzę że przyzwyczajenie, że to rutyna trzyma was tyle lat razem, jego i Ciebie. Odnajdźcie w sobie to coś. Wierzę w was.

   I na koniec coś żałosnego: Nie bądź baba, głowa do góry i do roboty smile

   A teraz kochani hejterzy, dawajcie wszystko i tak oleję wink

37

Odp: Walczyć czy skończyć?

https://www.youtube.com/watch?v=Vrq63_K … uVxXdem1Nc

38

Odp: Walczyć czy skończyć?
RycerzIdiota napisał/a:

Witam.

   Od momentu, w którym zostawiła mnie dziewczyna (pominę historię z zbyt trywialnych powodów) tj. 7 miesięcy czytam to forum oraz jeszcze jedno (bardziej dla mężczyzn). Przeczytane tu historie, refleksje i wbrew pozorom emocje które mi towarzyszyły jasno ukierunkowały mnie na temat kobiet, małżeństwa.

   7 miesięcy czytania i żadnych wpisów ale moja Droga Reniarenia Twój temat mnie do tego zmusił. Być może spotkam się tu z linczem (nawet się tego spodziewam).
Droga autorko. 9 lat, prawie całe młodzieńcze życie spędziłaś z jednym mężczyzną, trudne chwile, dobre, piękne i te złe, których nikt by nie chciał pamiętać. Podjęłaś ślub z nadzieją naprawy Twojej relacji. Czy słusznie? Powodów może być tyle co ludzi na świecie i każdy, może być tym trafnym.  W Twojej wypowiedzi; żal, gorycz i złość aż się przelewa, nie bez powodu. Rozumiem tę frustrację, niechęć i najzwyklejsze zmęczenie. Stety/niestety też tego doświadczyłem. 
   Proszę Cię autorko, nie rób i nie podejmuj decyzji pod wpływem emocji. Ktoś na pewno napisze że to obiektywna ocena. Nie chcę wyjść na mizoginistę, nie chcę wyjść na obrońcę mężczyzn wartych potępienia ale jedna cecha która towarzyszy takim wypowiedziom opisom? Duża zawartość przewinień, niespełnionych obietnic i zła ocena partnera natomiast niewielka wzmiankach o zaletach.
Mam rodziców z 38 letnim stażem małżeńskim (2 kure**ko różne charaktery), tarcia i kłótnie. Jako smarkacz przeżywałem to jak cholera i wiesz co, nie ma niczego bez kompromisów i to nigdy nie było łatwe dla nich. Nie podejmuj decyzji na podstawie opinii osób z forum, które Ciebie nie znają, nie widzą 24h co robicie z Twoim mężem. Nikt nie jest w stanie zajrzeć do waszego umysłu, serca i sprawdzić czego się boicie, co wam dodaje otuchy, a co was po prostu boli i zespala.
   Piszesz to wszystko pod wpływem emocji. Proszę oczyść umysł. Weź kartkę i coś do pisania, idź na spacer. Napisz na niej zalety i wady Twojego męża ale i również swoje. Wróć do domu i włóż ją pod swoją poduszkę.
Codziennie rano dopisuj po jednej zalecie dla swojego męża. Napisz też do niego jedną wiadomość w coś w stylu "Kocham Cię, choć nie jest łatwo to chcę i marzę tylko o Tobie".
Po pewnym czasie dopisz jedną małą prośbę o jeden mały komplement, o małą drobnostkę, którą  mógłby Tobie poprawić humor.
   Podjęłaś decyzję o małżeństwie, najważniejszej ludzkiej relacji, przysiędze. Proszę Cię o to żebyś nie marnowała tego czego ja już nigdy mieć nie będę. Nie walcz, lecz wpierw zawalcz o siebie i swój trzeźwy, czysty umysł.

   I na koniec, dla jasności. Rozwiedziesz się po około 1- 2 lat, dostaniesz rozwód. Wszyscy piszą: "Znajdziesz jeszcze faceta, którego pokochasz", "Nigdy nie dowiesz się, do póki nie spróbujesz, lepiej spróbować i żałować"....... Zapewniam Cię moja droga, każdy, naprawdę każdy zdrowo myślący facet nie będzie chciał wchodzić w głębsze relację rozwódką, z kilkuletnim, kilkunastomiesięcznym stażem, bo od razu pomyśli że z Tobą jest coś nie tak (zwłaszcza że mąż nie pije, nie bije, pracuje, majsterkowicz).  A co do uwag moich przedmówców typu: "Nigdy się nie dowiesz.....".
   Tak jak nigdy się możesz nie dowiedzieć czy może jednak warto było ratować to małżeństwo, Twoje małżeństwo. Wątpliwości ma każdy, ludzka rzecz zwątpić, jednak nie wierzę że przyzwyczajenie, że to rutyna trzyma was tyle lat razem, jego i Ciebie. Odnajdźcie w sobie to coś. Wierzę w was.

   I na koniec coś żałosnego: Nie bądź baba, głowa do góry i do roboty smile

   A teraz kochani hejterzy, dawajcie wszystko i tak oleję wink

Ach, jak bardzo ja bym chciała żeby to wszystko co pisałam było napisane pod wpływem emocji. Niestety, ale to nie były emocje, bo po 4 miesiącach męki emocji już we mnie w zasadzie nie ma, ani dobrych ani złych.

Co prawda ubawiło mnie podejście typu "nikt nie zechce rozwódki", ale szczerze - stokroć bardziej wolę być sama do śmierci niż zostać z moim mężem tylko dlatego, że nikt mnie nie zechce.

Co do pisania sobie miłych słów - nie będę pisać mężowi że go kocham, skoro to nie jest prawda. To by było okrucieństwo.

Ale tak czy inaczej dziękuję równiez i za twój wpis.

39 Ostatnio edytowany przez reniarenia (2020-01-17 14:57:10)

Odp: Walczyć czy skończyć?

Wracam do was niemal miesiąc po ostatnim poście.

Tuż przed sylwestrem powiedziałam mojemu mężowi, że podjęłam decyzję o tym, że nie chcę już dalej terapii i chcę się wyprowadzić. Za kilka dni odbieram klucze od wynajętej kawalerki i prawdę mówiąc nie mogę się tego doczekać. Jestem już częściowo spakowana, wyrzuciłam sporo niepotrzebnych rzeczy, kupiłam nowe do nowego mieszkania.

Od kiedy do mojego męża dotarło, że to NAPRAWDĘ  koniec, złapał doła i przez kilka dni próbował mnie przekonać do zmiany zdania. Obiecywał, kajał się - a jak zapominał, że ma być miły, to wyłaził z niego charakterek. Nijak nie ruszały mnie te jego płacze, prośby, aż sama się sobie dziwię. Jest mi po ludzku smutno i przykro, że on cierpi, ale osobiście nie czuję nic, co mogłoby mnie skłonić do powrotu. Zabił we mnie całą miłość do niego.

Mamy już napisany pozew rozwodowy, zostanie złożony w sądzie w ciągu kilkunastu najbliższych dni, już po mojej wyprowadzce.

Czuję... ulgę. Jeśli ktoś, kto czyta to forum zastanawia się nad rozstaniem, to z całego serca polecam to zrobić zamiast ciągnąć coś, co nie rokuje.

Jasne, mam momenty załamania, czasami płaczę, czasami jest mi bardzo smutno, ale ani razu nie pomyślałam o tym, żeby jednak wrócić i spróbować. Żyjemy teraz jeszcze pod jednym dachem, ale już kompletnie obok siebie, a ja czuję że odżywam, czuję się jakbym po latach siedzenia w jaskini wystawiała twarz do słońca. Chce mi się żyć, czuję, jak odpoczywam psychicznie.

Mąż przestał się mnie czepiać o cokolwiek, więc idę spać o której chcę, wstaję o której chcę, jem to, na co mam ochotę, ubieram się jak mi się podoba, wychodzę i wracam kiedy chcę. Jest naprawdę lepiej, choć wiem, że jeszcze nie raz i nie dwa będę płakać w ciągu najbliższych tygodni.

40 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-01-17 16:12:38)

Odp: Walczyć czy skończyć?

To szanowny mąż dostał prezent na Nowy Rok, że nie ma co..

Szkoda, szczególnie, że Wasze małżeństwo trwało dopiero niecałe pół roku.. Ciekawi mnie, że raczej jego zachowanie nie zmieniło się przez ten długi czas Waszego związku.
Dlaczego zatem zdecydowałaś się na ślub?Skoro jego stosunek do Ciebie był tak oschły, dusiłaś się w tej relacji, czując się zaniedbywana i poniżana, to co Ciebie pchnęło do tego małżeństwa?
Całkowicie rozumiem taką decyzję, gdyż ciągłe fochy, krytyka i lekceważenie nie potrafią podbudować żadnej więzi, wręcz są najlepszym sposobem na jej zburzenie.
Tylko czy nie było tego widać od samego początku?

41

Odp: Walczyć czy skończyć?

Gratulacje i powodzenia na "nowej drodze życia"

42 Ostatnio edytowany przez reniarenia (2020-06-09 05:03:54)

Odp: Walczyć czy skończyć?

Witajcie kochani po niemal pół roku.

Tak jak pisalam, tak zrobiłam - od lutego mieszkam sama, pod koniec tego miesiąca mamy wyznaczone posiedzenie na ktorym sąd wyda wyrok rozwiązujący malzenstwo.

Z mężem utrzymujemy kontakt, choć ja dążę do jego rozluznienia, bo jeszcze-mąż po fazie pod tytułem "kocham cie, nie zostawiaj mnie" wszedl w fazę "patrz jak dokonale radze sobie bez ciebie". Przez te pół roku ani razu nie żałowałam decyzji o rozstaniu, wręcz pluje sobie w brodę, ze tak późno sie na to zdecydowałam i żałuję ślubu.

Niestety, ale nie jesteśmy w stanie calkiem uciąć kontaktu, bo przez te 10 lat zebralo nam sie tylu wspólnych znajomych, ze po prostu sie nie da. Mąż mial moment, ze robił mi niezapowiedziane wizyty, zwłaszcza wieczorami, i oczywiście obraził się kiedy mu powiedziałam, ze sobie tego nie życzę. Później zmienił strategie i chciał być przydatny - jak tylko dowiedział się, że cos mi sie zepsuło, leciał z walizka narzedzi i winem. To tez ucielam w momencie w ktorym uswiadomilam sobie, ze gra nie fair i próbuje wzbudzić moja zazdrość opowiesciami o tym, z iloma kobietami to on ostatnio nie pisał/spotykal się itd.

Liczę na to, ze skoro moj eks znalazl sobie ostatnio nową partnerke, to będzie jej poświęcał tyle czasu i uwagi, ze na razie przestanie przychodzic na wspólne spotkania ze znajomymi i ogólnie da mi w końcu spokój.

Niemniej, smiać mi się chce, kiedy człowiek który w styczniu zapewnial o swojej milosci i blagal o szanse, w maju wiąże sie z dziewczyną poznana w internecie... i uważa za stosowne, zeby przy kazdej okazji o niej napomkniec, zeby przypadkiem mi nie umknelo, że on cos tam robil Z NIĄ.
Jednoczesnie podobno autentycznie sie martwi jak ja to znosze, wiec mamy zachowania typu: mowi mi ze jedzie z nia na pierwszą randke, po czym pisze do mnie, ze ma nadzieję ze ja sie z tym zle nie czuje, bo on sie martwi o moje samopoczucie w zwiazku z tym, ze kogos ma. W kazda opowieść o swoim życiu wplata ją, choćby jej obecność dla calej historyjki nie miała zadnego znaczenia. Np. opowiada mi, że nasz pies zlapal kleszcza no i ze wyciągnął mu go jak ona u niego byla.

Ja tez od jakiegoś czasu mam kogos, choć u mnie to jest raczej luzna relacja bez wiekszych szans na zwiazek, bardziej trochę seksu i przytulania. Mój mąż o tym nie wie, uznalam, ze po wyprowadzce i zlozeniu papierów rozwodowych to jest moja sprawa z kim sypiam i czy w ogóle sypiam. No i nie chcialam go dodatkowo ranic, bo i bez tego czas bezpośrednio po mojej wyprowadzce byl dla niego ciezki - korzystal z psychoterapii, do tej pory bierze leki psychotropowe.

Dzis zmęczona jestem pokazowkami, opowiadaniem ile to oni nie mają ze soba wspolnego. Chce utrzymać z moim eks dobre relacje w imie wspolnych przyjaźni, ale mam wrażenie, że pewnego pieknego dnia nie wytrzymam tych podjazdów i powiem mu o kilka slow za duzo. Na mój rozum, skoro wszedl z kims w zwiazek, powinien się na tym związku skupić, a nie sprawdzac jak ja na to reaguję. Powiedziałam mu wprost, że nie chce słuchać o tym, co u nich, że życzę mu szczęścia i cieszę sie, ze uklada sobie zycie, ale chyba nie dotarlo.

Myslicie, ze to dlugo potrwa? Chcialabym, zeby po prostu zaczal zyc swoim zyciem, a nie bujac sie od milosci do nienawiści wzgledem mnie...

43

Odp: Walczyć czy skończyć?
reniarenia napisał/a:

Witajcie kochani po niemal pół roku.

Tak jak pisalam, tak zrobiłam - od lutego mieszkam sama, pod koniec tego miesiąca mamy wyznaczone posiedzenie na ktorym sąd wyda wyrok rozwiązujący malzenstwo.

Z mężem utrzymujemy kontakt, choć ja dążę do jego rozluznienia, bo jeszcze-mąż po fazie pod tytułem "kocham cie, nie zostawiaj mnie" wszedl w fazę "patrz jak dokonale radze sobie bez ciebie". Przez te pół roku ani razu nie żałowałam decyzji o rozstaniu, wręcz pluje sobie w brodę, ze tak późno sie na to zdecydowałam i żałuję ślubu.

Niestety, ale nie jesteśmy w stanie calkiem uciąć kontaktu, bo przez te 10 lat zebralo nam sie tylu wspólnych znajomych, ze po prostu sie nie da. Mąż mial moment, ze robił mi niezapowiedziane wizyty, zwłaszcza wieczorami, i oczywiście obraził się kiedy mu powiedziałam, ze sobie tego nie życzę. Później zmienił strategie i chciał być przydatny - jak tylko dowiedział się, że cos mi sie zepsuło, leciał z walizka narzedzi i winem. To tez ucielam w momencie w ktorym uswiadomilam sobie, ze gra nie fair i próbuje wzbudzić moja zazdrość opowiesciami o tym, z iloma kobietami to on ostatnio nie pisał/spotykal się itd.

Liczę na to, ze skoro moj eks znalazl sobie ostatnio nową partnerke, to będzie jej poświęcał tyle czasu i uwagi, ze na razie przestanie przychodzic na wspólne spotkania ze znajomymi i ogólnie da mi w końcu spokój.

Niemniej, smiać mi się chce, kiedy człowiek który w styczniu zapewnial o swojej milosci i blagal o szanse, w maju wiąże sie z dziewczyną poznana w internecie... i uważa za stosowne, zeby przy kazdej okazji o niej napomkniec, zeby przypadkiem mi nie umknelo, że on cos tam robil Z NIĄ.
Jednoczesnie podobno autentycznie sie martwi jak ja to znosze, wiec mamy zachowania typu: mowi mi ze jedzie z nia na pierwszą randke, po czym pisze do mnie, ze ma nadzieję ze ja sie z tym zle nie czuje, bo on sie martwi o moje samopoczucie w zwiazku z tym, ze kogos ma. W kazda opowieść o swoim życiu wplata ją, choćby jej obecność dla calej historyjki nie miała zadnego znaczenia. Np. opowiada mi, że nasz pies zlapal kleszcza no i ze wyciągnął mu go jak ona u niego byla.

Ja tez od jakiegoś czasu mam kogos, choć u mnie to jest raczej luzna relacja bez wiekszych szans na zwiazek, bardziej trochę seksu i przytulania. Mój mąż o tym nie wie, uznalam, ze po wyprowadzce i zlozeniu papierów rozwodowych to jest moja sprawa z kim sypiam i czy w ogóle sypiam. No i nie chcialam go dodatkowo ranic, bo i bez tego czas bezpośrednio po mojej wyprowadzce byl dla niego ciezki - korzystal z psychoterapii, do tej pory bierze leki psychotropowe.

Dzis zmęczona jestem pokazowkami, opowiadaniem ile to oni nie mają ze soba wspolnego. Chce utrzymać z moim eks dobre relacje w imie wspolnych przyjaźni, ale mam wrażenie, że pewnego pieknego dnia nie wytrzymam tych podjazdów i powiem mu o kilka slow za duzo. Na mój rozum, skoro wszedl z kims w zwiazek, powinien się na tym związku skupić, a nie sprawdzac jak ja na to reaguję. Powiedziałam mu wprost, że nie chce słuchać o tym, co u nich, że życzę mu szczęścia i cieszę sie, ze uklada sobie zycie, ale chyba nie dotarlo.

Myslicie, ze to dlugo potrwa? Chcialabym, zeby po prostu zaczal zyc swoim zyciem, a nie bujac sie od milosci do nienawiści wzgledem mnie...

Jest do ciebie przyzwyczajony i na swój sposób przywiązany. Byliście przecież razem kupę lat. Tak więc jesteś dość ważnym elementem w jego życiu. On dla ciebie też, tyle tylko że tobie jest troszkę łatwiej, gdyż to on ustawił się w obecnej sytuacji w pozycji minusa, ty natomiast jesteś plusem. Jesteś plusem, bo byłaś po prostu bardziej od niego zniesmaczona tym małżeństwem i szybciej poczułaś ulge. Wcale ci się nie dziwię, bo rzeczywiście mało kto mógłby wytrzymać wieczna krytykę i popychanie przez drugą osobę i to z uśmiechem na ustach.
Oczywiście że on odczepi się od ciebie, gdy przyzwyczai się wreszcie do nowej sytuacji. Miał trochę mniej czasu od ciebie, by psychicznie przygotować się do rozwodu. Dla każdej kobiety, z którą się w końcu zwiąże on będzie taki, jaki był dla ciebie. On ma taki charakter. Kiedyś napastował cię inaczej, wiecznym krytykanctwem, dzisiaj napastuje cię w taki sposób, że będzie opowiadał Ci o kobietach, z którymi się spotyka. One na razie są dla niego czymś w rodzaju pocieszenia w trudnych czasach, bo tak naprawdę on nie uporał się jeszcze z tym, że stracił ciebie. Musisz ucinać dyskusje z nim, bo po pierwsze są one bez sensu, a po drugie irytują cię. Nie ma żadnego powodu, żebyś musiała się męczyć. Po prostu ucinaj jego opowieści. Skończy się to szybciej niż gdybyś miała czekać, aż w sposób naturalny wszystko u niego wygaśnie.
Aha, brawo za odwagę i uwolnienie się od przemocowego, bo że był to agresor to fakt nie do podważenia.

44

Odp: Walczyć czy skończyć?

Agresor , przemocowy ? Bardzo ciężkie słowa ,szczególnie kiedy ocenia się relację małżeńską tylko po wypowiedziach jednej strony. Co będzie dalej w waszych życiach to się okaże.Uważam że jego zachowanie w małżeństwie było pochodną wzorców z domu rodzinnego.Tylko czy tego nie było widać przez 10 lat? I dlaczego trzeba było to sprawdzić poprzez zawarcie małżeństwa ,czy małżeństwo może coś zmienić?

45 Ostatnio edytowany przez reniarenia (2020-06-09 10:53:06)

Odp: Walczyć czy skończyć?

Ach, skąd się bierze pomysl, ze slub bralam w nadziei, ze on cos zmieni?

Ja bylam w mojego meza zapatrzona, głupia i slepa na sygnały, ze jego zachowanie nie jest w porządku wobec mnie. Kochalam go strasznie, bardziej niz siebie. Dopiero kiedy jemu po slubie chyba zaczęło sie wydawac, że ma mnie w garści juz na zawsze i zaczal przekraczać kolejne granice wobec mnie, opadły mi klapki z oczu. Mąż zamienił się w tyrana, miałam żyć tak jak on chce, robic to co on chce, kochać sie z nim kiedy i jak on chciał, a jak sie nie stosowalam, to byly fochy i awantury. Sam mi powiedział już po mojej wyprowadzce, że umniejszal wszystko to, co ja mu zarzucałam, ze to dla niego nieistotne glupoty były.

No i sie zdziwil, ja odzylam, on... wariuje.

46

Odp: Walczyć czy skończyć?

Oj Renia.To co teraz robicie sami sobie ,to wzajemne dowalania z dział o coraz to wiekszym kalibrze.Jest ci dobrze gdy sypiasz z tym nowym facetem? No powiedz szczerze? Mężowi jest dobrze z nową kobietą ? Czy to tylko taka gra? Naprawdę nie było możliwości kompromisu ,bo taki musi być zawsze w każdym małżeństwie ,tylko trzeba było ślubu by później mieć co burzyć i udowadniać sobie nawzajem wyższość swoich racji? Już pomijając fakt co zrobiliście razem ze swoim małżeństwem raptem przez pół roku ,to zastanów się co robisz ty teraz ze swoim życiem ,co sobie i jemu udowadniasz mając kochanka jeszcze przed rozwodem .Już nie musicie zrzucać bomb ,tu już zostały tylko gruzy ,ale po rozwodzie też istnieje życie.

47

Odp: Walczyć czy skończyć?
Kacper55 napisał/a:

Oj Renia.To co teraz robicie sami sobie ,to wzajemne dowalania z dział o coraz to wiekszym kalibrze.Jest ci dobrze gdy sypiasz z tym nowym facetem? No powiedz szczerze? Mężowi jest dobrze z nową kobietą ? Czy to tylko taka gra? Naprawdę nie było możliwości kompromisu ,bo taki musi być zawsze w każdym małżeństwie ,tylko trzeba było ślubu by później mieć co burzyć i udowadniać sobie nawzajem wyższość swoich racji? Już pomijając fakt co zrobiliście razem ze swoim małżeństwem raptem przez pół roku ,to zastanów się co robisz ty teraz ze swoim życiem ,co sobie i jemu udowadniasz mając kochanka jeszcze przed rozwodem .Już nie musicie zrzucać bomb ,tu już zostały tylko gruzy ,ale po rozwodzie też istnieje życie.

Nie zamierzam sie tlumaczyc z decyzji o rozwodzie, bo byla jedna z najmądrzejszych, jaka podjelam w życiu. Ja ogólnie nie rozumiem tego zachlysniecia sie haslem małżeństwo, tak jakby ten ślub i kilka miesięcy po nim anulowało to, ze przez poprzednie 10 lat bylo mocno srednio, tylko ja nis chciałam tego dostrzec.

Nie bardzo rozumiem w jaki sposób dowalam mezowi sypiajac z kochankiem, skoro mąż o tym nie wie i się nie dowie. Złożyłam pozew, wyprowadzilam sie, nie wroce do niego nigdy, a przy okazji tez mam swoje potrzeby i nie bede czekac na prawomocność wyroku żeby isc z kimś do lozka.

Ja z calych sił staram sie byc fair wobec męża, nie robic mu niepotrzebnej krzywdy. To on pajacuje, próbując wzbudzić zazdrosc. Wreszcie, to on sprowadził do "naszego" mieszkania inną kobiete, nie tylko nie czekając na rozwód, ale do tego informując mnie o tym w sobie znanym celu.

48

Odp: Walczyć czy skończyć?

Nie no rozumiem.Na ten moment każde z was czeka w okopach na rozwód.Ty mieszkasz sama ,robisz co chcesz i kiedy chcesz i jak pisałaś powyżej to cię kręci.Uważasz że nie robisz sobie krzywdy ,jemu zresztą też nie.To co znaczyły te 10 lat ,no i ten ślub? Wtedy też nie robiłaś sobie krzywdy? Wtedy też nie było kompromisow? Słowem ,nie szkoda ci czasu? Po co to było tobie ,wam , potrzebne? Tego nie rozumiem. Czy to postawa typu młoda-niecierpliwa , czy ja taka biedna ,dałam z siebie wszystko ,a on ....,czy jeszcze coś innego?

49

Odp: Walczyć czy skończyć?

Pomijając te Wasze przepychanki i wojny podjazdowe, to zastanawia mnie pochopność podjęcia decyzji o małżeństwie. Jest to chyba najciekawsze w całym wątku, skoro od samego początku praktycznie się między Wami nie układało. Chociaż może po prostu nie widziałaś tak naprawdę jakim człowiekiem jest Twój mąż, bo miałaś różowe okulary na nosie. Tylko skoro go tak kochałaś, to dlaczego twierdzisz, że te 10 lat związku prezentowało się średnio? Sugeruje to, że widziałaś w nim pewne jego wady, tylko miałaś nadzieję, że się zmieni.. Weszliście teraz na wojenną ścieżkę, która raczej przyniesie obojgu więcej szkody niż pożytku.

50

Odp: Walczyć czy skończyć?

Nie, ja nie jestem w okopach. Po prostu, probuje zyc bez męża, jest mi duzo lepiej bez niego. Zalezy mi na bezkonfliktowym zalatwieniu rozwodu i zyciu dalej z jakimis w miare poprawnymi relacjami. Wierzcie mi, ze gdybym chciala toczyć wojenke z mezem, juz dawno powiedziałabym mu, że z kims sypiam, bo wiem, ze bardzo by go to zabolalo. Ale nie powiedzialam i mówić nie zamierzam. On natomiast potrafi przyjść do mnie i zaczyna po prostu opowiadac o swoich podbojach. Opowiada mi gdzie był, co robił, co zamierza robić ze swoja partnerka. Ja tego nie chce, nie interesuje mnie to, szczerze życzę mu zeby był szczęśliwy, bo wiem, że odchorowal to rozstanie.

Decyzja o małżeństwie byla tak szybka z uwagi na naciski męża. Ja chcialam wziac slub w wakacje w tym roku, on uparl sie ze po co czekac, wezmy od razu po zareczynach. Uleglam, bo slub braliśmy skromny, nie bylo problemu ze zorganizowaniem go w krótkim czasie.

Maz mial wczesniej duzo niefajnych zachowan. Ale dopiero po slubie one siegnely takiego poziomu, ze ja nie bylam w stanie tego dluzej znosić. Mialam być jak pies przy nodze i koniec. Odeszlam, bo zaczęłam widzieć, że musze ratować siebie, ze nie jestem glupsza od niego, nie jestem ani brzydka ani gruba. Nie godziłam sie dluzej na to, żeby mąż ocenial moje nagie cialo jak kawal mięsa na haku i komentowal, ze mam za gruby brzuch albo nie takie piersi. Nie chcialam dalej uprawiac pięciominutowego seksu. Nie chcialam znosic kolejnych upokorzen - maz potrafil w trakcie stosunku sie obrazic bo nie chcialam zmienic pozycji i po prostu sobie pojsc, zostawiajac mnie, za przeproszeniem, du*a do gory. Potrafil przy ludziach warknac na mnie ze gadam glupoty. Wiecznie wszystko robiłam nie tak, on robił to lepiej. Zdarzylo mu sie mnie szarpnac, wyzwac od idiotek. Mój mąż potrafil prowokowac awantury po to, zebym zamknela sie w sypialni i dala mu spokój. Kiedy jakoś s październiku powiedzialam mu, ze jego komentarze na temat mojego wygladu mnie upokarzaja i rujnują mi poczucie wlasnej wartosci, on kilka dni pozniej mnie przedrzeźniał. Kiedy zaczynalam płakać po jakichs jego slowach, slyszalam komentarze ze jestem niestabilna emocjonalnie, że jak ja wyglądam, że brzydka taka sie robię podczas placzu. Nie moglam wyjsc z domu albo zostać w prscy na nadgodzinach nie ryzykując jego złości i fochow. Przy czym raz było tak, że awanturowal sie bo zostalam w pracy godzine dłużej, wydzwanial i pisal kieey będę w domu, by kilka dni później nie zainteresować sie kompletnie dlaczego nie wrocilam jeszcze z pracy i po prostu obrazic sie na trzy dni. Tak sie naprawdę nie dalo żyć.

Glupia byłam, zakochana i zaslepiona, akceptując podobne zachowania calymi latami. W mniejszym natężeniu, ale jednak one caly czas byly.

51

Odp: Walczyć czy skończyć?

Nie no ,zgadza się ,nie jesteś dosłownie w okopach ,myślę że nasi politycy jeszcze długo nie wpedza nas w taką biedę ,byśmy musieli się tam spotkać ,a nawet gdyby ,to nie wiem czy chciałbym spotkać jako ranny i poszkodowany taką sanitariuszke.Po co ci owe poprawne stosunki z mężem? Czy dowalanie rogów poza kurtyną jest bardziej humanitarne niż przy aplauzie? Czy zasada co ty mnie ,to ja tobie jest jedynie słuszna? Czy aby ta sanitariuszka naprawdę nie robi sobie krzywdy rozwalajac sobie życie klinem którym się cieszy ,bo klin chociaż wkrótce się zuzyje ,to mówi ci że jesteś  piękna i  młoda i gratisowa. Dlatego pytałem ,czy nie robisz sobie szkody.Zastanawiam się czy współczuć mężowi ,no bo do sylwestra miał rodzinę a po już nie miał.Czy on w ogóle może być zszokowany? Ile potrzeba czasu by zrozumieć żonę ? Jaki jest wskazany czas na poprawę? A jakbym ja się zachował w takiej sytuacji skoro reaguję bardzo wolno na wszystko ,bo jestem kierowcą walca drogowego.Czy uprawiając ten zawód już przez 10 lat powinnem być szybszy?

52 Ostatnio edytowany przez reniarenia (2020-06-09 14:18:26)

Odp: Walczyć czy skończyć?

Ciekawa jestem jakie bylyby wasze wypowiedzi gdyby slubu nie hylo, tylko po prostu rozstanie po ponad 10 latach...

Reaguj jak chcesz drogi Kacprze, moj mąż przez trzy miesiace nie kiwnal palcem zeby ratować to małżeństwo. Malo tego, to on pierwszy powiedzial mi że chce rozwodu i zdjął obrączkę - i to ja to ratowalam, ja mu ją na sile wcisnelam na palec i ciagnelam na terapię. I w pewnym momencie dotarlo do mnie, że on przyjmuje starania i zabiegi, ale zmieniac sie nie zamierza. Próby ratowania tego małżeństwa przypłaciłam strata kilku kilo, bo nie jadlam. Zemdlalam z glodu, no to wtedy sie na jeden dzien przejął, potem było jak zwykle.

Ale pewnie, łatwiej powiedziec ze siksa sie znudzila, trzasnela drzwiami i jeszcze rogi przyprawia.

Męża mam tylko na papierze, wiec zeby mu te rogi przyprawic, musiałabym chyba origami skladac. I zeby nie bylo - mój kochanek to nie jest "wet za wet", ot, po prostu miły układ bez zobowiązań, z początkiem sporo przed podbojami męża.

53

Odp: Walczyć czy skończyć?

Dzięki za odpowiedź.Dobrze widzisz że prowokuje ,przez to ślicznie tu wszystko dopowiadasz.Wiesz ,ten wątek jest cenny. Powinni go przeczytać faceci o pewnych cechach .Mowisz tak kawa na ławę ,prosto.Ponadto potwierdzasz pewną teorię że w życiu związku istnieje pewien punkt zwany punktem bez odwrotu ,on go u ciebie przekroczył.Nie czuj się winna.Przepraszam za podchody i cierpliwość do mnie.Oby ci się wiodło.Przypuszczam że nawet gdybyscie wrócili do siebie ,to nic by z tego nie było.Ludzie aby się zmienić muszą pierw zrozumieć swoje błędy.Szkoda mi tylko tych twoich 10 lat straconych ,ale wiesz , to wynika z tego że im człowiek starszy ,to bardziej ceni każdy rok życia.Pozdrawiam.

54 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-09 15:53:42)

Odp: Walczyć czy skończyć?

Okres 10 lat to i tak bardzo długo, więc zwyczajnie mnie zastanawia, że tych wszystkich sygnałów nie dało się zauważyć czy nie zadziałać w odpowiedni sposób. Tym bardziej jak się regularnie z tą osobą
przebywa. Rozumiem w pewnym sensie, że można to tłumaczyć zaślepieniem czy zakochaniem,ale obraz Twojego męża( jeśli tylko jest prawdziwy), jaki tutaj podałaś, czyni z niego jakiegoś totalnego potwora.
Jeśli taki był w rzeczywistości, to rzez jasna Twoja decyzja była jedyną, jaką mogłaś podjąć. Zadziwia mnie po prostu, jak bardzo można nie dostrzegać niektórych wad drugiego człowieka lub jak inni potrafią się świetnie maskować, choć jednak bardziej to pierwsze...

55

Odp: Walczyć czy skończyć?

bagiennik to proste
takie osoby jak ex mąż autorki stosują metodę ciepło-zimno. robią chu*owe rzeczy, a następnie robią coś miłego. i taka ofiara długo potrafi mieć nadzieję, że dziś wyzywa ale jutro będzie mial lepszy dzień. poza tym nie potrafią uwierzyć, że ktoś ich nienawidzi, nieszanuje bo przecież znają się 10 lat. ona sobie mysli "no gdyby mnie nie kochał to by przecież odszedł, a jednak jest ze mną to znaczy ze kocha tylko nie potrafi tego wyrazic".
ludzie wiele książek o takich toksycznych związkach napisali, nie ma tu żadnej większej tajemnicy niż czysta psychologia.

56

Odp: Walczyć czy skończyć?

Kacper - faktycznie, prowokowałeś, ale dzięki temu uzupełniłam obrazek, a przy okazji sama sobie przypomniałam co czułam pół roku temu i dlaczego zdecydowałam się odejść od tego człowieka. Czytałam kiedyś o tym punkcie odwrotu i ja ten punkt przekroczyłam mniej więcej w połowie listopada, choć wtedy sama jeszcze nie chciałam się do tego przed sobą przyznać.

Mnie samą fascynuje to, że przez te pół roku ani razu nie pomyślałam o tym, by do niego wrócić. Ani jednej myśli, by się przytulić, a na myśl o całowaniu i seksie z nim coś mi się robi - do tego stopnia obrzydził mi ten chłop sam siebie, rzucając komentarze na mój temat. Mój aktualny partner seksualny był zszokowany moim poczuciem wartości siebie, kompleksami, tym, co słyszałam od ex. I nie będę ukrywać, że pomógł mi bardzo uwierzyć w to, że mogę się podobać, że seks może być znowu super, że mam ładną figurę i wcale nie jestem głupia.

Bagiennik - to oczywiście nie jest tak, że mój mąż był cały czas "zły". Generalnie ma dwie cechy, których ja u mężczyzny bardzo pożądam - dawał mi pewność, że nie zdradzi/nie wpadnie w hazard/nałogi i był zaradny, potrafił wyjść z każdej sytuacji. Do tego ma niezłe poczucie humoru i jest inteligentny. Szczerze, bardzo się boję tego, że kolejny partner będzie np. zdradzał, kłamał. Ale przede wszystkim myślę, że tak długo z nim byłam, bo nakładł mi do głowy, że jestem głupia, nie poradzę sobie bez niego i nie znajdę nikogo innego, bo przecież jestem brzydka i gruba. Nigdy chyba nie powiedział mi tego takimi właśnie słowami, ale taki obraz mojej osoby rysował się ze wszystkich jego stwierdzeń. A przy okazji przez lata przyzwyczaiłam się do tych jego fochów i zmiennych nastrojów, długo nie zauważałam, że one ulegają nasileniu. Do tego dochodziło to, że ja go naprawdę bardzo kochałam. Tak bardzo, że sama się dziwię, że tak po prostu mi ta miłość przeszła.

Przykre jest dla mnie również odkrycie, że mój mąż jednak nie jest tak przyzwoitym człowiekiem, za jakiego go miałam. Nigdy, przenigdy nie posądziłabym go o takie zagrywki ukierunkowane na wbicie mi szpili, wywołanie określonych negatywnych emocji - a jednak to od jakiegoś czasu robi. I mam naprawdę szczerą nadzieję, że mimo oczywistej chęci dowalenia mi na zasadzie "patrz, już kogoś mam", mimo wszystko traktuje poważnie tę dziewczynę, bo nikt nie zasługuje by być ersatzem. Ja bym tylko chciała żeby przestał to robić, choć wiem, że w gruncie rzeczy jest to zachowanie idiotyczne i dziecinne. Wiem, że chce w ten sposób mi dokopać, wzbudzić zazdrość - co nie zmienia faktu, że w ten sposób tylko pogarsza mój obraz w swoich oczach. W ogóle nie było mowy, żebym do niego wróciła, a teraz, ze swiadomością że śpi z inną i się z nią obnosci, to już w ogóle, bez jakiejkolwiek opcji.

57

Odp: Walczyć czy skończyć?

Wiesz Renia ,to jest według mnie tak.Nigdy nie jest tak że w związku tylko jedno ponosi winę za jego rozpad .Ciebie nie pasowało to ,jego pewnie co innego.Tylko że przez 10 lat to naprawdę można się już dotrzeć.Nowy partner w seksie zawsze będzie lepszy i atrakcyjniejszy niż stary.By cię zdobyć i oczarować musiał ciebie przyciągnąć słowami.To slynne oh i ah u kochanków takich od czasu do czasu.Tu nikt nie wygra z twym obecnym przyjacielem.Boisz się nowego związku ,uważam że nim do niego wejdziesz ,przepracuj najpierw stary związek od twojej strony. Popracuj także nad wybaczaniem pojedynczych złych słów i głupich postępkow ze strony najbliższej osoby.Nie ma ludzi doskonałych.Twój były mąż jest pewnie bardzo ambitnym ,stąd tak szybkie znalezienie przez niego nowej pocieszycielki ,by wszyscy widzieli że on jest ok.Ale to jest bez sensu.Twój zresztą związek typu tylko dla seksu też w zasadzie nic ci nie daje więcej prócz normalnego zaspokojenia.Może cię natomiast niechcący poranic jeśli pociągniesz go zbyt dlugo.

58 Ostatnio edytowany przez szeptem (2020-06-09 19:50:13)

Odp: Walczyć czy skończyć?

Reniu, gratuluję! dobrze uczyniłaś. Uczucie ulgi jest tego niezbitym dowodem (znam to uczucie!). Ale radziłabym Ci odseparować się od jeszcze-męża bardziej, zwłaszcza mentalnie. Ogranicz kontakty i rozmowy z nim do niezbędnego minimum, dotyczącego rozwodu itp spraw. Żadnych gadek - szmatek o niczym czy o wspólnych znajomych. I nie widuj się z nim wcale. To straszny toksyk.

On, jak to samiec, oczywiście będzie dwoił się i troił, aby Cię sobą znów zainteresować, czy to płaczem czy przechwałkami, ale nie daj się na to nabrać. Zobaczysz, że da Ci to jeszcze więcej spokoju i lepszego samopoczucia - a poza tym kto mówi, że exowie muszą koniecznie być nadal w naszym życiu?? czasem lepiej się odciąć. I tak to widzę w tej sytuacji. O niego nie martw się, to dorosły człowiek. I żyj! smile

59 Ostatnio edytowany przez reniarenia (2020-06-10 06:20:46)

Odp: Walczyć czy skończyć?
Kacper55 napisał/a:

Wiesz Renia ,to jest według mnie tak.Nigdy nie jest tak że w związku tylko jedno ponosi winę za jego rozpad .Ciebie nie pasowało to ,jego pewnie co innego.Tylko że przez 10 lat to naprawdę można się już dotrzeć.Nowy partner w seksie zawsze będzie lepszy i atrakcyjniejszy niż stary.By cię zdobyć i oczarować musiał ciebie przyciągnąć słowami.To slynne oh i ah u kochanków takich od czasu do czasu.Tu nikt nie wygra z twym obecnym przyjacielem.Boisz się nowego związku ,uważam że nim do niego wejdziesz ,przepracuj najpierw stary związek od twojej strony. Popracuj także nad wybaczaniem pojedynczych złych słów i głupich postępkow ze strony najbliższej osoby.Nie ma ludzi doskonałych.Twój były mąż jest pewnie bardzo ambitnym ,stąd tak szybkie znalezienie przez niego nowej pocieszycielki ,by wszyscy widzieli że on jest ok.Ale to jest bez sensu.Twój zresztą związek typu tylko dla seksu też w zasadzie nic ci nie daje więcej prócz normalnego zaspokojenia.Może cię natomiast niechcący poranic jeśli pociągniesz go zbyt dlugo.

Widzisz, wydaje mi sie, ze mamy jednak znacząco rozne doświadczenia w kwestiach seksu i związków smile

Nie zgodze sie choćby z tym, ze nowy kochanek jest zawsze lepszy u atrakcyjniejszy niz poprzedni - moj maz był od poczatku, mimo silnego napiecia seksualnego, fascynacji itd, duzo slabszy od mojego poprzedniego partnera. Wtedy zwalalam to na karb braku doswiadczenia, no ale lata zwiazku pokazaly, ze jednak nie o to chodzilo. Wchodzac w obecny układ, na nowo odkrylam radosc z seksu, przypomniałam sobie co lata temu lubilam. Ale przede wszystkim - po latach glupich, przykrych i niepotrzebnych komentarzy, bardzo miło jest widziec, ze sie komus podobam, że daje tej osobie satysfakcję taka jaka jestem. A co będzie dalej, to sie zobaczy.

Co do rozpadu zwiazku - jasne, że nie bylam chodzacym idealem. Niemniej, wydaje mi sie, ze mąż mial tak naprawdę wszystko, czego mógł chcieć, po czym zepsuł to na wlasne życzenie. Szczerze, w swojej glowie nie czuje sie winna rozpadu tego związku. Ja sie przyznaje bez bicia - w tej ostatniej fazie zwiazku dałam mu pewnie do wiwatu, bo ratując siebie naprawde unikalam go jak moglam i przestałam sie patyczkowac z jego humorami i fochami, ale wczesniej myślę ze nie mial na co narzekać, nie mial do mnie poważniejszych zarzutów (mam na mysli naprawdę istotne sprawy). On sam sie przyznał, że w czasie kiedy ja mu mowilam, że on mnie nie szanuje, nie przytula, nie troszczy sie o mnie, dla niego ważniejsze było ze nie wstawilam tej cholernej zmywarki.

Mysle tez, ze bardzo dlugo wybaczalam i puszczałam w niepamiec zle słowa i głupie postepki. Inaczej nie wytrzymałabym tych 10 lat smile ale kiedy ich podaż i intensywnosc przekroczyły pewien poziom, no to już nie było odwrotu.

Szeptem - dziękuję za mile slowa:) chciałam tylko zaznaczyć, ze tu jest problem tego typu, że nasi wspolni znajomi to takze moi przyjaciele z ponad 10 letnim stażem. I na pewno nie pozwole sobie na to, zeby przez jednego kretyna stracic cala rzesze dobrych i mądrych ludzi. Ale poukladam to tak, żeby jak najrzadziej na niego wpadać, to to na pewno.

60

Odp: Walczyć czy skończyć?

Reniu ,każdy z nas ma inne doświadczenia w związkach ,w seksie.To normalne.Mnie zaskakuje tylko ta twoja 10 letnia inwestycja z rzutem na taśmę w postaci ślubu i później bardzo szybka przegrana.Jakie wnioski i doświadczenia wyciągasz na przyszłość? Tutaj widzę że mąż ciągle przy tobie czuł się mały .Aby to wyrównać zaczął wobec ciebie stosować chwyty poniżej pasa.W seksie był nijaki ,więc atakował tak brutalnie ,że chyba sam sobie z tego nie zdawał sprawy ,że tak ostatecznie sobie robi źle.Po prostu on nie umiał znaleźć drogi do ciebie ,chyba zresztą dalej jej szuka.A ty znalazłas do niego drogę ,zrobiłaś wszystko co można było?

61

Odp: Walczyć czy skończyć?

"Jest problem tego typu, że nasi wspólni znajomi to także moi przyjaciele z ponad 10 letnim stażem." - rozumiem, jasne - ale jest możliwe spotykanie się osobno, prawda? da się jak się chce.
I najlepiej, jakbyście spotykając się z przyjaciółmi unikali tematu exa. Są inne, ciekawsze sprawy, no nie?? wink

62

Odp: Walczyć czy skończyć?
sosenek napisał/a:

bagiennik to proste
takie osoby jak ex mąż autorki stosują metodę ciepło-zimno. robią chu*owe rzeczy, a następnie robią coś miłego. i taka ofiara długo potrafi mieć nadzieję, że dziś wyzywa ale jutro będzie mial lepszy dzień. poza tym nie potrafią uwierzyć, że ktoś ich nienawidzi, nieszanuje bo przecież znają się 10 lat. ona sobie mysli "no gdyby mnie nie kochał to by przecież odszedł, a jednak jest ze mną to znaczy ze kocha tylko nie potrafi tego wyrazic".
ludzie wiele książek o takich toksycznych związkach napisali, nie ma tu żadnej większej tajemnicy niż czysta psychologia.

Tak jak pisze Sosenek.
Pewnie gdyby zapytać autorkę no te 2 lata temu, to pewnie stwierdziłaby, że on nie jest taki zły, no, ale klapki opadły i pozamiatane.

63 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-10 11:07:05)

Odp: Walczyć czy skończyć?

Skoro facet był słaby w łóżku to może było właśnie głównym(albo chociaż jednym z wielu) powodów tego, jak się przez cały ten czas zachowywał? Wiadomo, że dla przeciętnego faceta to kwestia dość ważna a jeśli coś niedomaga, pojawiają się frustracje, które może wyładowywać na kimś w swoim otoczeniu. Nie chcę go tutaj bronić, ale ciekawi mnie fakt, skąd mogło u niego powstać takie zachowanie? Całokształt jego stosunku do Ciebie, szczególnie po ślubie(chociaż również przed, w trakcie trwania związku) pokazuje, że ewidentnie ma swój specyficzny sposób pojmowania relacji z kobietą. Być może coś mogło wpłynąć na to motywująco, ale raczej myślę, ze niestety miał taki charakter i próbował Cię "ustawiać" po swojemu. Deprecjonowanie i umniejszanie komuś poczucia własnej wartości to chyba sposób na pokazanie z kolei swojej wyższości, oczywiście w jego mniemaniu. Tak, czy inaczej nie masz się Autorko potrzeby zamartwiać tym, skoro podjęłaś, jak twierdzisz słuszną decyzję, która pozwoli Ci się od tego upodlenia uwolnić i zacząć nowe życie.
Cały czas jednak jestem zadziwiony, że tak wiele niepokojących sygnałów można wcześniej bagatelizować lub wmawiać sobie, że jednak poza tym ktoś w sobie ma coś pozytywnego i kochać kogoś właściwie nie wiadomo za co. Być może dla kogoś nie obeznanego z psychologią jest to ciężkie do zrozumienia, ale metoda ciepło zimno może być rozsądnym wytłumaczeniem. Człowiek zwykle stara się unikać tego, co złe, co przynosi mu negatywne odczucia i przykrości, więc z zewnątrz czasami ciężko wytłumaczyć trwanie danej osoby w cierpieniu, czego skrajnym przykładem są przecież osoby będący ofiarami przemocy ze strony swoich partnerów(współuzależnienie).

64 Ostatnio edytowany przez lisseo (2020-06-10 12:13:33)

Odp: Walczyć czy skończyć?
bagienni_k napisał/a:

Skoro facet był słaby w łóżku to może było właśnie głównym(albo chociaż jednym z wielu) powodów tego, jak się przez cały ten czas zachowywał? Wiadomo, że dla przeciętnego faceta to kwestia dość ważna a jeśli coś niedomaga, pojawiają się frustracje, które może wyładowywać na kimś w swoim otoczeniu. Nie chcę go tutaj bronić, ale ciekawi mnie fakt, skąd mogło u niego powstać takie zachowanie? Całokształt jego stosunku do Ciebie, szczególnie po ślubie(chociaż również przed, w trakcie trwania związku) pokazuje, że ewidentnie ma swój specyficzny sposób pojmowania relacji z kobietą. Być może coś mogło wpłynąć na to motywująco, ale raczej myślę, ze niestety miał taki charakter i próbował Cię "ustawiać" po swojemu. Deprecjonowanie i umniejszanie komuś poczucia własnej wartości to chyba sposób na pokazanie z kolei swojej wyższości, oczywiście w jego mniemaniu. Tak, czy inaczej nie masz się Autorko potrzeby zamartwiać tym, skoro podjęłaś, jak twierdzisz słuszną decyzję, która pozwoli Ci się od tego upodlenia uwolnić i zacząć nowe życie.
Cały czas jednak jestem zadziwiony, że tak wiele niepokojących sygnałów można wcześniej bagatelizować lub wmawiać sobie, że jednak poza tym ktoś w sobie ma coś pozytywnego i kochać kogoś właściwie nie wiadomo za co. Być może dla kogoś nie obeznanego z psychologią jest to ciężkie do zrozumienia, ale metoda ciepło zimno może być rozsądnym wytłumaczeniem. Człowiek zwykle stara się unikać tego, co złe, co przynosi mu negatywne odczucia i przykrości, więc z zewnątrz czasami ciężko wytłumaczyć trwanie danej osoby w cierpieniu, czego skrajnym przykładem są przecież osoby będący ofiarami przemocy ze strony swoich partnerów(współuzależnienie).

Zależności ludzkie są tak skomplikowane, że czasami ciężko to ogarnąć. Może zwyczajnie kochała go takim, jakim jest, ale coś pękło w niej.
Osoby, które doświadczają ekstremalnej przemocy też czasami długo tkwią w takich związkach. Dlaczego ? To jest relatywne, Ty (być może) odszedłbyś wcześniej, inni nie, z wielu przyczyn, czasami, autodestrukcyjnych. I to nie jest tak, że taki związki są non stop złe, pewnie bywają miłe chwile. Ludzie się zmieniają też w czasie lat.

Najbardziej zastanawia mnie to, że to faceci tu przeżywają i pośrednio obwiniają cierpiącą, że dlaczego nie odeszła wcześniej. Nie wiem, czy to męski pragmatyzm (?), a jak już odejdzie, to olaboga, ale dlaczego. Zdecydujcie się.

65 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-10 21:03:25)

Odp: Walczyć czy skończyć?

Sam od siebie mogę napisać, że po tym, co Autorka tutaj napisała, nie widzę żadnego powodu do tego, aby żałowała tej decyzji. Obiektywnie patrząc, jeśli historia jest w dużej mierze prawdziwa, to zdziwienie może budzić jedynie facet, który odwraca kota ogonem, próbując zrzucić z siebie winę albo w ogóle jej nie dostrzegając. Z tekstu wynika, że od samego początku sporo Autorce w facecie nie pasowało, ale jednak go kochała, może właśnie za te kilka pozytywnych cech. Dlatego zaczynam rozumieć kobiety, które dla tych nielicznych szczęśliwych chwil znoszą nieraz upokorzenie czy niedocenianie, chociaż bilans takiej relacji jest niewątpliwie ujemny. Pragmatyzm? Być może, ale wolałbym już bardziej określenie "komfort psychiczny", który nie pozwala mi być z kimś, kto mnie nie szanuje i odnosi się lekceważąco, bo za co ja mam go kochać? Za okazywanie mi pogardy, braku szacunku czy akceptacji?

Posty [ 1 do 65 z 157 ]

Strony 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Walczyć czy skończyć?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024