Kleoma napisał/a:balin napisał/a:Żyjemy w świecie różnych tradycji związanych z tym świętem. A to spotkań w gronie rodzinnym, a to masowego palenia zniczy, ogólnie tradycji pamięci o zmarłych, czy coraz modniejszej halloween. Ale gdy dokładniej przeczytamy dzisiejsze czytanie w kościele. Zrozumiemy trochę inny sens tego święta. Zatem cytuję, a główny sens podkreślam:
Czytanie z Pierwszego listu świętego Jana Apostoła
Najmilsi:
Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego.
Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim jaki jest.
Każdy zaś, kto pokłada w Nim nadzieję, uświęca się, podobnie jak On jest święty.
Nawet nie mamy świadomości, że w Tradycji chrześcijańskiej, pokładający w Bogu nadzieję - są już tu i teraz świętymi.
Szpital. Cierpienie, ból nieraz niemiłosierny, strach, przerażenie, bezsilność, bezradność, rozgoryczenie, rozpacz, zwątpienie, tragedia, upokorzenie itd.
I nie chodzi o mnie bo ja wiele lat przeżyłam szczęśliwie i bez problemów.
Tylko o te dzieci, młode osoby, które szczęścia nie zaznały lub bardzo niewiele.
Tak, masz rację autorze. Oni będą świętymi, za to cierpienie, które ich spotkało.
Tylko miłości ojcowskiej jakoś tu nie widzę.
Nie rozumiem. To jest tyle razy wałkowane, że aż razi nieświadomość tego, że cierpienie jest potrzebne i wymagane w nauce chrześcijańskiej natomiast jest negowane przez neoliberalizm stad np. eutanazja. Poza tym jest wiele objawień w których jest dosłownie mówione, że cierpienie sami ludzie na siebie sprowadzają. Było ostrzeżenie przed IIWŚ, nawoływanie do pokuty i ludzie się nie posłuchali. A wiesz, że w biblijnej Niniwie się posłuchali z pozytywnym efektem? I dlatego, że Ojciec kocha człowieka daje mu wolną wolę. Nie było by cierpienia, urodzenia w ciele, ani wolnej woli. Coś ją w końcu kształtuje, nie są to przyjemności. Wprawdzie to nie nasza wina, że powstało zło na świecie, ale to my wybieramy między Bogiem a złem. Wiele cierpienia tworzy też człowiek, a choroby i wady biorą się z człowieka działalności, np. zatrute chemicznie jedzenie, żeby było więcej, taniej.
Dzieci, ludzie cierpią często za innych, dzieci są bardziej z tym pogodzone i pogodne w przeciwieństwie do osób dorosłych. Co więcej z hipnozy osób w takich sytuacjach często wynika że to wyraz wyboru samej duszy, dla celu nauki innej i nauki otoczenia dla pomocy, miłości, oddania. Potem po urodzeniu się już tego nie pamięta (podobno pamięta 1 dziecko na 1000).
Pamiętam co mówiła austriacka mistyczka Maria Sima. Kiedyś "rozmawiając" z duszą cierpiącej za życia i zmarłej młodej kobiety dowiedziała się, że ona ofiarowała to swoje cierpienie i skrócone życia za możliwość nawrócenia się chociaż jednego! z jej dwóch synów, którzy odrzucili Boga. Jako dusza już to wiedziała, za życia nie do końca się ma tego świadomość.
A kiedy cierpienie ofiarowujemy dzieją się wielkie rzeczy. Nie wiem też czy wiesz ale wielu świętych dobrowolnie ofiarowywało cierpienia duchowe i fizyczne za świat i innych ludzi. Piszesz jakbyś o tym nic nie wiedziała.
Pewnie że nikt nie chce cierpieć, ani ty, ani ja, czy nawet (choć to rzadkie) inni, w tym dzieci. Ale chyba wiemy skąd to się bierze, i w sensie materialnym i duchowym. A słyszałaś np. o bombach Hiroszima, Ńagassaki. 80, 140 tys. ludzi którzy zginęli natychmiast i wiele setek cierpiących na choroby przez wiele lat. Człowiek zrobił, człowiek zrzucił i kto jest za to odpowiedzialny? Wolna wola!
Pamiętaj, że to życie w skali wieczności jest bardzo krótkie, że cierpienie tutaj skraca cierpienia w czyśccu takie jakich nie możemy sobie wyobrazić. Że to też wiele razy było ludziom pokazywane. Piszesz jakbyś o tym nic nie wiedziała.