Jesteśmy małżeństwem od 10 lat. Nie mamy dzieci. Ciągle zastanawiam się jakie kroki podjąć. Wiem też, że decyzji nikt za mnie nie podejmie. Tłumacze sobie, że może zbyt wiele wymagam. Przecież małżeństwo to nie pasmo tylko dobrych dni. To wzloty i upadki bo przysięgałaś na dobre i złe. Przecież przynosi pieniądze do domu, nie ma wyzwisk, nie bije, nie pali, to o co ja się czepiam? Każdy mąż ma coś za uszami. Mąż często pokazuje siebie w jak najlepszym świetle, chce żeby inni go podziwiali, chce wzbudzić zaufanie u innych. Motam się w tym wszystkim. Słowa nie idą w parze z czynami. Sytuacja przez ślubem: zaczął studia, których nie kończył, został skreślany powtarzał, wznawiał studia przed ślubem o czym nie wiedziałam. Skrzętnie się maskował, a ja mu wierzyłam. Po ślubie sytuacja powtórzyła się po raz kolejny, gdy w 1 roku małżeństwa jeździł na uczelnie do innego miasta, a okazało się, że w ogóle go tam nie było. Rekreacyjnie jeździł na „ryby”. Nic o tym nie mówił, nawet nie wspominał, że coś mu nie wychodzi, nie daje rady. Nie było między nami rozmowy na ten temat. Ukrywał to przede mną. Wznowił studia, tylko pod groźba, że jeżeli nie skończy ich, my się rozejdziemy. Po roku przyszło pismo o ponownym skreśleniu. Błagał wtedy, lamentował, że nie chce tego wszystkiego stracić i chce się zmienić, żeby w naszym małżeństwie było lepiej. Wtedy mieliśmy poważny kryzys. I przez chwilę było dobrze. Kilka kolejnych miesięcy. Odwlekanie, wszelkich poważnych decyzji. Manipulowanie mną. Mówienie, że coś zrobił lub będzie robił - czas trwania to nie tydzień, miesiąc , dochodziło nawet do kilku lat. Po czasie okazuje się, że nie jest to zrobione. Są to obietnice bez pokrycia. Kupienie sobie coś dla siebie bez rozmów, ustaleń coś co nie kosztowało kilka złotych. Zakupienie wyższego pakietu telewizji, dowiedziała się po fakcie, że go opłacał, a mówił, ze zrezygnował. Opowiadał ludziom, co on nie robi w pracy. Sam obiecuje, że schudnie. Komentuje: zobaczysz jaki będę szczupły, po czym nic z tym nie robi, tylko obiecuje. Rozmawialiśmy o planowaniu dziecka. Daje mi wolną rękę, nie pyta mnie jak wyszły wyniki moich badań. Po kilku latach, zrobił swoje podstawowe badania, jednak musiałam go dopytywać kiedy je zrobi, on odwlekał to w czasie. Nie zawiózł zwolnienia do pracy, gdy byłam chora. Miał na to 7 dni. W międzyczasie wrócił do domu po dwóch dniach delegacji, nie zapytał jak się czuje, czy wszystko ze mną w porządku, co ze zwolnieniem. On stwierdził, że jak przez telefon powiedzieli mi, żeby na razie przesłać mailem to wystarczy. Nie trzeba dowozić oryginału. Pokaże je jak sama, gdy wrócę po L4 do pracy. Tak, uniosłam się już wtedy honorem i pojechałam po tych 7 dnich, ze starym i nowym zwolnieniem 30 km żeby dać L4 stare i nowe. Próbuje powiedzieć, że dętka od roweru jest zepsuta, a wymieniana była niedawno, tak mówią jego rodzice. Gdybym tego nie sprawdziła, pewnie o rower też bym się nie doczekała. Tłumaczył się tym, że on bubla nie będzie brał, ale o nowym rowerze i jego zakupie nawet nie było mowy. Obiecuje założenie rolet, kilka lat o nie proszę, zostawiłam go samego, żeby je w końcu zrobił. Dałam mu konkretny czas do zrobienia tego. I co mój mąż zrobił, kolejny raz tłumaczył się, że najpierw nie pasuje tam mała roleta, potem duża, że okno jest nie takie, i nie da się rolet założyc, że lepiej tam dać zasłony, po czym zasłon też nie ma. Zgubienie kluczyków, wmawianie mi, że to ja je zgubiłam. Po czym zorientował się, że on ostatnio je miał. Poczekałam myślę, poszuka. Jak nie po południu czy wieczorem to rano następnego. Jednak on ma na wszystko czas, wieczorem pił ze szwagrami. Następnego dnia, zaczęłam rozmowę o kluczykach, chciałam wprowadzić rozmowę, żeby uświadomił sobie, jak ważne są kluczyki bo nie będziemy mieli czym wrócić do domu (500 km). Stwierdził,że jak się nie znajdą, to pożyczy samochód od mojego brata. Po czym ubrał się, zjadł śniadanie i jak gdyby nigdy nic, rozmawiał sobie z domownikami i oglądał telewizję. Nie wykazał inicjatywy szukania, zapewnił mnie o tym, że to jest potrzebne. Chyba pomyślał, że samo się zrobi, wyjaśni. Ustalenia o wakacjach, umawianie się ze znajomymi na wyjazd, wybieranie spędzonego czasu pod siebie - bo jest mecz, a mnie stawianie przed faktem i znajomymi. Urlop ma wyznaczony na lipiec, a wyjazd ustala z nimi wstępnie na sierpień. Zawsze miał problemy z wzięciem urlopu, a tu nagle, chyba będzie mógł go wziąć. Na imprezę do mojej siostry, nie chciało mu się jechać. Marudził, że on jest za stary na dłuższe wyjazdy (38l.),a wiem, że wolał spędzić ten czas ze swoimi rodzicami. Wiem, bo mówił mi o tym. Karał mnie ciszą. Przez to chciał, żebym zmieniła zdanie i odmówiła wyjazdu. Nie ufam mu, choć próbowałam. Trudno jest mi coś odbudować ponieważ są kolejne sytuacje, które wymagaja od niego odpowiedzialności, a on tego nie robi, zwala winię na zdarzenia losowe i obiecuje dalszą poprawę. Zwracanie uwagi skutkuje jego frustracją i zdenerwowaniem. Szantażował mnie, że złamie mi kark i będę jego, że zrobi kamienną twarz i powie co było. Nie wykazuje chęci i inicjatywy. Gdy rozmawia ze mną to tylko powierzchownie. Jest chwilowa poprawa, a potem to samo. Takich przykładów mogłabym jeszcze pisać. To tak po krótce. Zawsze byłam zaradna, ogarnięta, wiedziałam czego chce, dążyłam do tego. Jeśli coś się nie udało to próbowałam kolejny. Teraz już nie wiem, czego chcę od życia. Pogubiłam się totalnie... Próby tłumaczenia, wyznaczania granic działają na krótką chwilę. Do momentu nowej sytuacji. Nie chce stać na straży i ciągle go kontrolować bo nie oto mi w tym wszystkich chodzi. Mówi do mnie, a i tak w gruncie rzeczy za moment jesteśmy w tym samym punkcie. Ja już po prostu nie mam siły, mi samej się już nie chce jak kiedyś. Gdy widzę, powtarzające się schematy, które trzeba mu tłumaczyć jak małemu dziecku, wprawiają mnie w osłupienie.
1 2019-06-26 14:13:36 Ostatnio edytowany przez błękitna_ (2019-06-26 14:24:15)
2 2019-06-26 14:20:47 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2019-06-26 14:29:22)
Oczekujesz, że Ci podpowiemy, jak dalej żyć?
Napisz lepiej wprost, co Ci chodzi po głowie.
PS
OK, zmieniłaś tytuł wątku, ale z Twojego opisu nadal wyłania się obraz Twojej decyzji, której potwierdzenia tutaj oczekujesz, prawda?
Dla równowagi, więc dopisz, jakie są przesłanki ku tem, żeby ratować związek, oprócz tak oczywistych, jak wieloletnia inwestycja czasu, uczuć itd.
Zawsze byłam zaradna, ogarnięta, wiedziałam czego chce, dążyłam do tego.
I po co to narzekanie po 10 latach wspólnego życia? Z pełną zaradnością i dążeniem do celu, osiągnęłaś to co masz.
4 2019-06-26 14:55:40 Ostatnio edytowany przez fuorviatos (2019-06-26 14:56:28)
A mnie się wydaje, że mało w Twoim związku zrozumienia i empatii. Dlaczego przymuszasz faceta żeby skończył studia? Czy to wogole Twoja sprawa?
Być może Twój mąż jest niesłowny Ale może być też tak, że Ty stawiasz wymagania A on Ci obiecuje, żeby Cię nie stracić i mieć święty spokój.
Coś czuję, że chcesz mieć dzieci A on stracił w w twoich oczach wszystkie cechy samca alfa i już jest dawno pozamiatane.
Nie chce się wymądrzać bo sam nie umiem odejść jeszcze od żony i dziecka ale odpwiedz sobie na nastepujace pytania:
1. Czy mąż daje Ci poczucie bezpieczeństwa i oparcia.
2. Czy wyobrażasz sobie resztę życia z tym człowiekiem.
3. Czy chcesz aby był ojcem twoich dzieci, czy chcesz aby dzieci wrodziły się do niego.
Jeśli odpowiedziałaś na któreś pytanie NIE to należy wziąść rozwód. Jak znaleźć na to siłę to nie sam nie wiem.
Naprawdę jesteś w dobrej sytuacji bo nie macie dzieci.