Odrazu na wstępie zaznaczę że wiem, że w porównaniu do niektórych problemów tutaj poruszanych, jak śmierć partnera czy zdradzanie latami, mój problem wydać się może nieistotny. Ale, liczę na zrozumienie. Nie powiem o tej sprawie znajomym, bo nie ufam im na tyle żeby się żalić. Nie powiem rodzinie, bo już się nauczyłam że opowiadanie o problemach w związku najbliższym, wiąże się z tym że potem długo są uprzedzeni i nastawieni negatywnie do partnera, trzymając moją stronę nawet kiedy ja już odpuszczam i wybaczam. Liczę więc na jakiś rozsądny komentarz i może radę tutaj od was.
Sprawa wygląda następująco. Mój mąż, po wypiciu większej ilości, usunął z telefonem obok siebie. Nie raz nie dwa przetrzepuje mu telefon (tak, wiem co niektórzy o tym myślą, i tak to robię, wiem, mam problem z zazdrością) tym jednak razem w ogóle nie miałam tego na myśli. Chciałam sprawdzić czy nastawił sobie budzik do pracy i podpiąć mu telefon do ładowania. Podnosząc ten telefon, zobaczyłam na czym zgasł. A mianowicie na otwartym messengerze z wiadomością do koleżanki z pracy "Kowalska ty transwestyto" a pod spodem link z romantyczną piosenką z YouTube. W pierwszej chwili wściekłam się, później właściwie byłam w szoku bo nie wiedziałam co o tym myśleć. Na drugi dzień oczywiście powiedział że wydziwiam, kiedy zrobiłam o to awanturę. A jego tłumaczenie, to: wyzwisko napisał dla żartu, bo oni tak ze sobą rozmawiają w pracy. Uznał będąc pijanym że to bardzo zabawne i napisał. A piosenkę wysłał do niej niechcący, chciał do mnie, pomyliło mu się. Zbaraniałam, że to najgłupsze tłumaczenie. Awantura płacz że przecież to podryw, on że po 12 latach razem jak go moge podejrzewać o coś takiego, przecież go znam, ja dalej swoje że nie ważne czy już zdradził, bo to pokazuje że chce. Przecież pijany facet nie pisze zaczepek do koleżanki z pracy (młodszej o 10lat) tylko dla żartu i rozmowy.
Sam flirt, już jest dla mnie częściowo zdradą. Wiem że jest mnóstwo ludzi którzy dają sobie nawzajem w związku mnóstwo wolności i nie traktują flirtów jako zdrady. Ja do nich nie należę i mój mąż też nigdy taki nie był. Nie był fircyk zalotnik, nie podrywał, nie ma w domu tony gazetek i filmów dla dorosłych, to w ogóle nie ten typ. Aż tu nagle to. Jeśli jest tu ktoś, kto podobnie jak ja uważa że nie będzie patrzeć na coś co jest czarne i wmawiać sobie że nieee to jet zielone. To proszę powiedzcie co myślicie. Co powinnam zrobić. Wiem że to nie powód do rozstania ani nie koniec świata. Ale nie będę patrzeć jak podrywa jakąś dziewczynę wmawiając sobie że to tylko żarty i nic się złego nie dzieje. Najchętniej bym się wyniosła z domu i ochłoneła, pokazując mu że nie toleruje czegoś takiego i że nie przejdzie to bez echa. Ale, niestety jestem w sytuacji że nie mam ani jak ani gdzie. Jestem "skazana narazie" na jego wikt i opierunek. I to kolejna kwestia, jestem wściekła na siebie że dopuściłam do takiej sytuacji w życiu, że jestem od niego całkowicie zależna. Widzę że w sytuacji jego zdrady, zostawienia mnie, śmierci, wypadku lub czegokolwiek co odcina mnie od jego dochodu, jestem bezradna. Dziewczyny, mój apel do was, nigdy tak nie róbcie. Bądźcie absolutnie niezależne finansowo od swoich mężczyzn, dla własnego dobra i dla własnego poczucia komfortu psychicznego.
Powiedzcie co o tym myślicie. Tylko proszę, bez ironi czy umniejszania skali mojego "problemu".