Cześć, witajcie. Pisałem swój post pół godziny, a potem wyskoczył jakiś błąd i wszystko mi się usunęło, ech. Dobrze, to teraz będzie w nieco większym streszczeniu.
Mam 21 lat, więc jestem jeszcze bardzo młodym człowiekiem. Studiuję, uczę się naprawdę dobrze, mam swoje zainteresowania, dbam o siebie, staram się być odpowiedzialnym facetem. Nie umiem poradzić sobie jednak ze swoją samotnością. Wcale nie cieszę się wolnością związaną z wiekiem, brakiem związku i obowiązków. Nie chodzi nawet o to, że zupełnie nikt mnie nie chce. W przeciągu ostatnich miesięcy przynajmniej kilka razy umawiałem się na randki z internetu. Bardzo chciałem spróbować, czasami robiłem drugiej stronie zbyt dużą nadzieję, ale akurat tego naprawdę żałuję i mam spore wyrzuty sumienia. Za cholerę jednak nie potrafiłem wyzbyć się poczucia, że to nie jest "to", że szukam czegoś innego. Niemal zawsze kluczową rolą była kwestia wyglądu, chociaż i charakterologicznie średnio widziałem te relacje na dłuższą metę. Odczuwam duży smutek kiedy widzę szczęśliwe pary, bo zdaję sobie sprawę, że nigdy nie potrafiłem sam stworzyć takiego obrazka. Co gorsza, boję się, że już nie będę w stanie tego zrobić, że nawet nie potrafię i nie uda mi się zakochać, bo nie wiem co to tak naprawdę znaczy. Mam więc tendencję do wycofywania się po kilku dniach znajomości, choć często wiąże się to z wyrzutami drugiej strony. Tłumaczę sobie wtedy, że przecież teraz mam studia, jestem jeszcze młody, a na związek przyjdzie czas. Wycofanie się wiąże się z pewną ulgą, ale trwa ona tylko kilka dni. Dojmująca samotność przychodzi bardzo szybko i cały dramat rozgrywa się na nowo.
Zawsze szukałem na tych wszystkich Tinderach, Badoo i tak dalej, ale widzę, że to strata czasu. Uzyskiwałem zainteresowanie od dziewczyn nieco zdesperowanych, średnio lub mało atrakcyjnych, albo od kogoś, kto wyznawał w życiu inne wartości niż ja. Łatwo przywiązuję się emocjonalnie i bolą mnie takie sytuacje, że muszę później jednak tę drugą stronę w jakiś sposób zranić. Jestem w tym całym cierpieniu rozdarty i sprzeczny, ale co najgorsze - jestem tego absolutnie świadom. Bardzo chciałbym kogoś poznać, ale każda taka znajomość przynosi mi jedynie rozczarowanie, ból i smutek. Bardzo możliwe, że to kwestia moich wysokich, może nieadekwatnych wymagań i oczekiwań. Z drugiej strony czy to źle, że chciałbym być z kimś, kto by do mnie naprawdę pasował?
Z domu rodzinnego wyniosłem wizerunek mojej babci i mojego dziadka, którzy wzajemnie się nienawidzili. Dopiero kiedy byłem starszy, zrozumiałem, jakie są koszty niedopasowania się w związku. Dziś wiem, że cierpi się z tego powodu do końca życia. Bardzo chcę tego uniknąć. A dlaczego jestem tak młody i już pragnę miłości? Trudno powiedzieć. Mam starszego brata, ale szczerze mówiąc czuję się jak jedynak, chociaż mieszkamy razem. Nigdy się nie dogadywaliśmy, nie odczuwam do niego nawet większej sympatii, chociaż nic złego mi nie zrobił. Nadajemy na innych falach. Moich rodziców przez większość mojego dzieciństwa bardziej interesowały oceny w szkole niż uczucia i to co przeżywam. Nigdy też nie zaznałem zainteresowania, docenienia ze strony płci przeciwnej w prawdziwym życiu.
Pozdrawiam Was, chciałem się wygadać, bo jest to coś, z czym naprawdę nie mogę dać sobie rady.