architektwawa napisał/a:Chciałbym, aby wszyscy, szczególnie kobiety, które czytają ten post miały te względy na uwadze i zastanowiły się, czy aby praca, w której mało kto ma szansę na etat lub na przyzwoite zarobki, a jakikolwiek większy dochód obarczony jest spędzeniem całej młodości w pracy ma wogóle sens.
Przepraszam ale jedno nie ma za wiele wspólnego z drugim. W zawodzie projektanta spędziłem 23 lata z czego niewiele ponad rok na etacie, który wynikał tylko i wyłącznie z ówczesnych wymogów uzyskania samodzielnych uprawnień do wykonywania zawodu. Od tego czasu te wymogi zmieniono właśnie ze względu na fikcję lub niemożność zatrudnienia na umowę o pracę. Najniższy szczebel w drabinie tzw. projektantów jest de facto odpowiednikiem dawnego zawodu kreślarza i nigdy nie będzie zarabiał kokosów. To jest szczebel kariery zawodowej okupowany przez studentów czy młodych absolwentów. Znaczy tanią siłę roboczą. Ta grupa będzie zarabiać grosze niezależnie od tego czy ma rok doświadczenia czy 15. Awans z tej nieciekawej grupy zawodowej jest możliwy tylko i wyłącznie jeśli dowiedzie się zdolności i umiejętności do czegoś więcej. To znaczy, że na przykład w ramach biura projektowego zostaje się szefem zespołu projektowego i nadzoruje się pracę grupy innych pracowników. Zostaje się tzw. kierownikiem projektu, który z ramienia firmy za niego odpowiada albo odpowiada za kilka projektów. Wtedy taka osoba pracuje za zupełnie inną stawkę niż ci "kreślarze". Dokładnie ten sam mechanizm istnieje na budowach, w dużych firmach budowlanych realizujących duże kontrakty. Za bycie kierownikiem jednej budowy dostaje się taką stawkę, a za byciem kierownikiem nadzorującym kilka realizacji zupełnie inną stawkę.
Jest rzeczą oczywistą i pisałem to na tym forum jakiś czas temu, że wszelka praca projektowa jest mało atrakcyjna dla kobiet. Właśnie ze względu na to, że rzadko kiedy można liczyć na etat, który oczywiście najbardziej jest oczekiwany przez kobiety. Stąd nadreprezentacja kobiet, absolwentek studiów technicznych na różnych szczeblach administracji samorządowej i rządowej, bo tam dają pracę na etat. Nigdy nie zarobią nawet części tego co ich zdolni koledzy z roku, którzy zostają w sektorze prywatnym ale praca do 15 30, etat, chorobowe, urlopy robią swoje.
Jeśli komuś po 15 latach pracy na rynku nie oferuje się więcej niż 2700 na rękę, to dokładnie tyle warta jest jego wiedza i umiejętności. Ten ktoś ma do wyboru:
- przestać narzekać i pogodzić się z takimi zarobkami,
- przestać narzekać i zweryfikować swoją wiedzę i umiejętności na rynku podejmując samodzielną praktykę projektową.
Jeśli jest dobrym projektantem, dobrym biznesmenem, to samodzielnie zarobi więcej niż te 2700 na rękę. Oczywiście po opłaceniu już 1500 ZUS, PIT, VAT, 15 tysięcy za jeden program, 10 tysięcy za drugi 
Żartowałem, są tańsze alternatywy tj. da się obrobić koszt oprogramowania w paru tysiącach. Da się drukować po drukarniach. Co prawda rachunek za wydruk średniej wielkości projektu potrafi przyprawić o palpitację serca więc czym prędzej zaczyna się szukać na rynku możliwości zakupu używanego plotera. Wychodzi, że to kwota co najmniej kilku tysięcy na start, bo potem dochodzi jeszcze papier i tusze. Ktoś z bardziej pozytywnym myśleniem weźmie w leasing wielkoformatowy ploter, wielofunkcyjne ksero, stanowisko komputerowe albo dwa. Licencje na odpowiednie programy do projektowania. Do tego trzeba by wynająć jakieś lokum, gdzie to wszystko można postawić. Nagle wychodzi całkiem okrągła sumka, którą trzeba co miesiąc spłacać do banków. Do tego jeszcze składka ZUS za samego siebie, czy się osiąga przychód czy nie.
No i siedzi taki ktoś patrząc w monitor i myśli. Kurna, jeszcze nic nie zarobiłem. Nie mam jeszcze ani jednego klienta. Jak zdobędę klienta, to na pierwszą fakturę będę mógł liczyć po 2-3 miesiącach, gdzie faktura będzie miała miesięczny termin płatności. Będąc pełnymi optymizmu możemy zakładać, że klient zapłaci
Znając życie musimy zakładać, że klient na 99% nie zapłaci w terminie, przeleje jakieś grosze, a resztę będzie spłacać przez kolejne 2-3 miesiące. Tymczasem o jejej, jak wystawiliśmy fakturę, to trzeba od tej faktury odprowadzić podatki, dochodowy i VAT. Niezależnie czy klient zapłacił czy nie (są od tego wyjątki ale nie będziemy sobie zawracać głowy wyjątkami do reguły). No i taki delikwent siedzi, z głowy mu paruje, bo widzi, że za 2 tygodnie ma do zapłacenia raty za oprogramowanie, za komputery, za ploter i ksero, czynsz, swój ZUS, VAT od faktury, a pracownik jednym tchem woła, że nie może wydrukować projektu, bo skończył się tusz, którego opakowanie kosztuje 300 zł oraz, że on też by chciał pracować na etat. Ten etat, który jemu pracodawcy dołoży kolejne stałe obciążenie składką ZUS, którą musi zapłacić. Czy dostanie wynagrodzenie za projekt czy nie. Czy zdobędzie nowe zlecenie, czy nie. A w tym fachu zlecenia się zdobywa. Się kradnie kolegom po fachu. Obmawia się kolegów po fachu, że są słabi i że ja zrobię to lepiej, szybciej, taniej. Włazi się w dupę różnym takim żeby zdobyć zlecenie. Wchodzi się w nieciekawe relacje. Wtedy jest się spełnionym zawodowo i finansowo projektantem
Ma się kasę, dom, samochody. Co prawda też wrzody tudzież inne przypadłości. Niewiele się śpi. Bywa, że nie bardzo chce się patrzeć w lustro wiedząc jak wielu ludzi trzeba było zrobić w przysłowiowego ch..., ilu orżnąć na pieniądze.
No to jak, startujemy w kierunku zawodowego i finansowego sukcesu? 