Cześć. Z góry zaznaczam, że jestem tu nowa, więc proszę o wyrozumiałość w kwestii moich ew. błędów w obsłudze tego forum, wątku itd. Chciałam się z Wami podzielić moją sytuacją, i poznać Wasze zdanie.
Mam wrażenie, że wielu ludzi jest bardzo konformistycznych i to z tego powodu mają tyle znajomych. Nie buntują się przeciw niczemu, godzą na wszystko. Wolą przemilczeć jakiś temat, niż doprowadzić do kłótni. Ja taka nigdy nie byłam. Zawsze wyrażałam swoje zdanie, nie zamiatałam problemów pod dywan. Z tego powodu nie miałam przyjaciół wcale lub miałam ich niewiele. Jednak z obecnego punktu widzenia, nie mogę tych osób nazwać moimi przyjaciółmi. Te znajomości trwały póki były korzystne dla obu stron. W przypadku większej różnicy poglądów, lub kiedy los pokierował nas w inne drogi życiowe, te znajomości pryskały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dlatego uważam przyjaźń za fałszywy twór, swego rodzaju ''umowę'' między dwójką ludzi, w której ty masz prawo mi się wygadać i prosić o przysługi, w zamian za to, że kiedy będzie źle, ja także otrzymam pomocną dłoń. Trwa to do czasu, aż któraś z osób nie znajdzie sobie zamiennika tudzież nie stwierdzi, że dana znajomość już się nie kalkuluje.
Ostatnio pokłóciłam się z moją "przyjaciółką" o to, że ja chciałabym ją na świadka na moim ślubie, a ona zamiast docenić, że proponuję jej w pewien sposób nobilitującą rolę powiedziała, że się nie zgadza, jeśli nie będzie się mogła ubrać cała na czarno. Powiedziałam, że może się ubrać jakkolwiek, byle nie na czarno, bo jestem w takich kwestiach tradycjonalistką, w dodatku także osobą przesądna i przywiązująca dużą wagę do konwenansów. Biel i czerń jest dla świadków zakazana. Na co ona, że wtedy nie będzie sobą i całe życie próbowano ją zmieniać i ona tak nie chce, oraz że mówię, że cenię tę znajomość ale zawsze kiedy jest konflikt między nią a konwenansami, wybieram konwenanse (dodam, że dziewczyna chodzi ubrana tylko na czarno). Taka niby głupota, ale widzicie, daje do myślenia, bo znajomość która była bardzo bliska i cenna, już staje nad przepaścią. A ja nie zamierzam stawiać jej ponad uniwersalnymi zasadami, którymi się kieruję.
Przyjaciół w zasadzie brak, oprócz takich, jak widzicie. Rodziny też brak. Toksyczna matka, która ostatnio wykrzyczała, że nie ma córki i usuwa mój numer telefonu. Za co? Zaczęła mnie wyzywać i poniżać w kłótni, kiedy powiedziałam, że mam do niej o coś żal. Zaczęła wyzywać mnie, mojego partnera, kazać mi się wynosić (byłam u niej w gościach), a ja w ramach wdzięczności powiedziałam przy niej ojcu o jej znajomości z panem sąsiadem, która trwa już dobre parę lat. Kiedyś odkryłam tę tajemnicę, potem mama mi zaufała i swobodnie z nią o tym sekrecie gadałam. Ale przelała się czara goryczy. Najgorsze jest to, że mam niewiele dowodów, a moja matka się przed ojcem wszystkiego wypiera, stawiając mnie w świetle wariatki, która chce ich skłócić. Moja "matka" jest złym człowiekiem. Zawsze stawiała swoje dobro ponad moje. Jej altruizm polegał na tym, że mogła oferować tylko to, co nie ujmowało jej komfortu. O co mam do niej żal? O to, że nigdy nie była prawdziwą matką, że mnie biła i wyżywała na mnie swoje zszargane pracą nauczyciela nerwy. Że często łamała dane słowo. Że niszczyła mnie psychicznie. Że kiedyś obiecała mi mieszkanie po dziadkach, po czym jak wyczuła, że jej się to mieszkanie przyda, zmieniła od tak sobie z dupy zdanie, mimo, że już rozglądałam się za panelami podłogowymi... Także za to, jak zareagowała, kiedy dowiedziała się że jestem w ciąży w wieku 20 lat. Powiedziała, że co ona powie znajomym, że to wstyd, że ona sobie tego nie wyobraża, że nie będzie mogła mi pomóc, oraz że nie będę mogła u niej nocować bo będąc w ciąży jestem dla niej problemem. Obecnie nie obchodzi jej czy będę miała gdzie spać, za co żyć. Także matki już też nie mam. Z ojcem relacje zawsze złe. W przeciągu dwóch lat straciłam także dziadka i babcie. Babci nie znosiłam bo niszczyła dziadkowi życie. Ale jednak. Czuje że tracę w życiu wszystko, że nie mam nikogo i jestem całkiem sama. Mam tylko mojego chłopaka, którego kocham, ale z którym też się kłócę. Ale nie potrafię nie być buntowniczką. Nie potrafię milczeć, zaciskać zęby i znosić ciosy albo udawać, że wszystko jest jak należy. Myślę, że za bycie autentyczną osobą zapłacę własnie samotnością...
Dziękuję osobom, które przeczytały i proszę o wyrażenie szczerej opinii na temat mojej sytuacji. Powiedzcie też, jakie wy macie w życiu wartości i czy stawiacie spokój ponad autentyczność?
2 2018-08-28 14:46:38 Ostatnio edytowany przez puchaty34 (2018-08-28 14:52:00)
Moja Pani w przedszkolu nauczyła nas takiej jednej zasady, życiowej. Jeśli nie masz nic miłego do powiedzenia, to nic nie mów. Gowno mnie obchodzi ludzka złośliwość, podszyta szczerością. Nie mam przyjemności z przebywania w obecności takich osób.
3 2018-08-28 15:19:52 Ostatnio edytowany przez feniks35 (2018-08-28 15:22:36)
Cześć. Z góry zaznaczam, że jestem tu nowa, więc proszę o wyrozumiałość w kwestii moich ew. błędów w obsłudze tego forum, wątku itd. Chciałam się z Wami podzielić moją sytuacją, i poznać Wasze zdanie.
Mam wrażenie, że wielu ludzi jest bardzo konformistycznych i to z tego powodu mają tyle znajomych. Nie buntują się przeciw niczemu, godzą na wszystko. Wolą przemilczeć jakiś temat, niż doprowadzić do kłótni. Ja taka nigdy nie byłam. Zawsze wyrażałam swoje zdanie, nie zamiatałam problemów pod dywan. Z tego powodu nie miałam przyjaciół wcale lub miałam ich niewiele. Jednak z obecnego punktu widzenia, nie mogę tych osób nazwać moimi przyjaciółmi. Te znajomości trwały póki były korzystne dla obu stron. W przypadku większej różnicy poglądów, lub kiedy los pokierował nas w inne drogi życiowe, te znajomości pryskały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dlatego uważam przyjaźń za fałszywy twór, swego rodzaju ''umowę'' między dwójką ludzi, w której ty masz prawo mi się wygadać i prosić o przysługi, w zamian za to, że kiedy będzie źle, ja także otrzymam pomocną dłoń. Trwa to do czasu, aż któraś z osób nie znajdzie sobie zamiennika tudzież nie stwierdzi, że dana znajomość już się nie kalkuluje.
Ostatnio pokłóciłam się z moją "przyjaciółką" o to, że ja chciałabym ją na świadka na moim ślubie, a ona zamiast docenić, że proponuję jej w pewien sposób nobilitującą rolę powiedziała, że się nie zgadza, jeśli nie będzie się mogła ubrać cała na czarno. Powiedziałam, że może się ubrać jakkolwiek, byle nie na czarno, bo jestem w takich kwestiach tradycjonalistką, w dodatku także osobą przesądna i przywiązująca dużą wagę do konwenansów. Biel i czerń jest dla świadków zakazana. Na co ona, że wtedy nie będzie sobą i całe życie próbowano ją zmieniać i ona tak nie chce, oraz że mówię, że cenię tę znajomość ale zawsze kiedy jest konflikt między nią a konwenansami, wybieram konwenanse (dodam, że dziewczyna chodzi ubrana tylko na czarno). Taka niby głupota, ale widzicie, daje do myślenia, bo znajomość która była bardzo bliska i cenna, już staje nad przepaścią. A ja nie zamierzam stawiać jej ponad uniwersalnymi zasadami, którymi się kieruję.
Przyjaciół w zasadzie brak, oprócz takich, jak widzicie. Rodziny też brak. Toksyczna matka, która ostatnio wykrzyczała, że nie ma córki i usuwa mój numer telefonu. Za co? Zaczęła mnie wyzywać i poniżać w kłótni, kiedy powiedziałam, że mam do niej o coś żal. Zaczęła wyzywać mnie, mojego partnera, kazać mi się wynosić (byłam u niej w gościach), a ja w ramach wdzięczności powiedziałam przy niej ojcu o jej znajomości z panem sąsiadem, która trwa już dobre parę lat. Kiedyś odkryłam tę tajemnicę, potem mama mi zaufała i swobodnie z nią o tym sekrecie gadałam. Ale przelała się czara goryczy. Najgorsze jest to, że mam niewiele dowodów, a moja matka się przed ojcem wszystkiego wypiera, stawiając mnie w świetle wariatki, która chce ich skłócić. Moja "matka" jest złym człowiekiem. Zawsze stawiała swoje dobro ponad moje. Jej altruizm polegał na tym, że mogła oferować tylko to, co nie ujmowało jej komfortu. O co mam do niej żal? O to, że nigdy nie była prawdziwą matką, że mnie biła i wyżywała na mnie swoje zszargane pracą nauczyciela nerwy. Że często łamała dane słowo. Że niszczyła mnie psychicznie. Że kiedyś obiecała mi mieszkanie po dziadkach, po czym jak wyczuła, że jej się to mieszkanie przyda, zmieniła od tak sobie z dupy zdanie, mimo, że już rozglądałam się za panelami podłogowymi... Także za to, jak zareagowała, kiedy dowiedziała się że jestem w ciąży w wieku 20 lat. Powiedziała, że co ona powie znajomym, że to wstyd, że ona sobie tego nie wyobraża, że nie będzie mogła mi pomóc, oraz że nie będę mogła u niej nocować bo będąc w ciąży jestem dla niej problemem. Obecnie nie obchodzi jej czy będę miała gdzie spać, za co żyć. Także matki już też nie mam. Z ojcem relacje zawsze złe. W przeciągu dwóch lat straciłam także dziadka i babcie. Babci nie znosiłam bo niszczyła dziadkowi życie. Ale jednak. Czuje że tracę w życiu wszystko, że nie mam nikogo i jestem całkiem sama. Mam tylko mojego chłopaka, którego kocham, ale z którym też się kłócę. Ale nie potrafię nie być buntowniczką. Nie potrafię milczeć, zaciskać zęby i znosić ciosy albo udawać, że wszystko jest jak należy. Myślę, że za bycie autentyczną osobą zapłacę własnie samotnością...
Dziękuję osobom, które przeczytały i proszę o wyrażenie szczerej opinii na temat mojej sytuacji. Powiedzcie też, jakie wy macie w życiu wartości i czy stawiacie spokój ponad autentyczność?
Nie wiem czy to autentycznosc czy jednak bardziej konfliktowosc, kalkulacja i faktycznie stawianie swojego widzimisie ponad wszystko. Ty bys chciala zeby wszystko sie dzialo pod Twoje dyktando a brak umiejetnosci pojscia na jakiekolwiek kompromisy nazywasz autentycznoscia i buntowniczym charakterem.
Sytuacja z matka zenujaca. Skoro jestes taka autentyczna to nalezalo od razu matki postawe napietnowac i ojca poinformowac a tymczasem Tobie sie syndrom sprawiedliwej zalaczyl dopiero w akcie zemsty na matce. Dotad jakos Cie nie bolala krzywda ojca, teraz zreszta tez nie boli tylko chcialas ich sklocic. Gratulacje, rozumiem ze cos z tego masz? Czy tylko chora satysfakcje? Kolejny przyklad egoizmu to wymaganie od przyjaciolki zeby sie ubrala pod Twoje dyktando. Ja rozumiem jakbys miala druchny w tych samych kreacjach a ona jedna sie wylamuje ale nie, Ty poprostu wierzysz w zabobony i za cene tej wiary bedziesz miala na swym slubie jako swiadkowa jakas srednio lubiana i bliska osobe zamiast jednej z niewielu jesli nie jedyna przyjaciolke. Plus oczekiwania co do przyjazni bardzo ciekawe. Bo najlepiej zeby wszyscy wszystko dla Ciebie ale bron Boze zeby sami czego nie oczekiwali w zamian, to ma byc bezinteresowne ale oczywiscie w jedna strone
Na koniec wszyscy wokolo Ciebie bee. Ojciec matka, przyjaciolka, babka narzeczony w sumie tez. Pytanie czy to oni wszyscy maja problem czy moze Ty rowniez? A moze glownie Ty?
Nie wiem czy to autentycznosc czy jednak bardziej konfliktowosc, kalkulacja i faktycznie stawianie swojego widzimisie ponad wszystko. Ty bys chciala zeby wszystko sie dzialo pod Twoje dyktando a brak umiejetnosci pojscia na jakiekolwiek kompromisy nazywasz autentycznoscia i buntowniczym charakterem.
Sytuacja z matka zenujaca. Skoro jestes taka autentyczna to nalezalo od razu matki postawe napietnowac i ojca poinformowac a tymczasem Tobie sie syndrom sprawiedliwej zalaczyl dopiero w akcie zemsty na matce. Dotad jakos Cie nie bolala krzywda ojca, teraz zreszta tez nie boli tylko chcialas ich sklocic. Gratulacje, rozumiem ze cos z tego masz? Czy tylko chora satysfakcje? Kolejny przyklad egoizmu to wymaganie od przyjaciolki zeby sie ubrala pod Twoje dyktando. Ja rozumiem jakbys miala druchny w tych samych kreacjach a ona jedna sie wylamuje ale nie, Ty poprostu wierzysz w zabobony i za cene tej wiary bedziesz miala na swym slubie jako swiadkowa jakas srednio lubiana i bliska osobe zamiast jednej z niewielu jesli nie jedyna przyjaciolke. Plus oczekiwania co do przyjazni bardzo ciekawe. Bo najlepiej zeby wszyscy wszystko dla Ciebie ale bron Boze zeby sami czego nie oczekiwali w zamian, to ma byc bezinteresowne ale oczywiscie w jedna strone
Na koniec wszyscy wokolo Ciebie bee. Ojciec matka, przyjaciolka, babka narzeczony w sumie tez. Pytanie czy to oni wszyscy maja problem czy moze Ty rowniez? A moze glownie Ty?
Ale jedno nie wyklucza drugiego. Co jeśli moje prawdziwe ja, to właśnie osobowość konfliktowa, egoistyczna. Wtedy wyrażanie tych cech, to właśnie bycie kimś autentycznym... Dlaczego to, że ktoś nie chce chodzić na ustępstwa uważamy z coś złego, ale to, że ktoś jest jak trusia za coś pozytywnego. To wszczepione sztucznie wzorce społeczne, że w pierwszej kolejności mamy myśleć o innych, a potem o sobie. Czy człowiek, który myśli o sobie jest człowiekiem gorszej kategorii?
W sytuacji z matką nie ma mowy o żadnej kalkulacji. Nic z tego nie mam, a wręcz tracę. Sprowokowała mnie do takiej reakcji, wywołała u mnie silne negatywne emocje i poczucie, że nie warto stawać murem za takim człowiekiem jak ona. Akurat w relacji rodzic-dziecko moim zdaniem powinno się stawiać dziecko ponad siebie, bo przecież to była czyjaś dobrowolna decyzja, że chce mieć istotę, która będzie wymagać opieki, oparcia i poświęceń. Wcześniej nie mówiłam ojcu, bo nie chciałam mamy skrzywdzić, zależało mi na niej, dawałam kolejną i kolejną szansę. Ale kiedy ktoś nas miesza z błotem i depcze, czy pierwszą naturalna reakcją nie jest, aby jego też zranić? Tak, przesądna jestem. W kwestii stroju przyznaję, jestem bardzo przesądna i nie chcę się stresować na własnym ślubie. Wydaje mi się, że po prostu skoro to mój ślub, mam prawo do takiej prośby. Niektórzy wręcz właśnie, jak Pani zaznaczyła, ubierają druhny samemu. Ja postawiłam jeden warunek związany z uroczystościa, która przecież będzie moja uroczystościa... Oczekiwań od przyjaźni nie mam żadnych, nie wierzę w bezinteresowność, nie wiem skąd to Pani wzięła. Podważam wgl powszechnie przyjęty konstrukt przyjaźni. A może nie tyle, że ja mam problem, co po prostu spotykam nieodpowiednie osoby? Choć może też być tak, że faktycznie po prostu nie umiem współżyć z ludźmi. Dziękuję za szczerą krytykę
Nie wiem czy to autentycznosc czy jednak bardziej konfliktowosc, kalkulacja i faktycznie stawianie swojego widzimisie ponad wszystko. Ty bys chciala zeby wszystko sie dzialo pod Twoje dyktando a brak umiejetnosci pojscia na jakiekolwiek kompromisy nazywasz autentycznoscia i buntowniczym charakterem.
Sytuacja z matka zenujaca. Skoro jestes taka autentyczna to nalezalo od razu matki postawe napietnowac i ojca poinformowac a tymczasem Tobie sie syndrom sprawiedliwej zalaczyl dopiero w akcie zemsty na matce. Dotad jakos Cie nie bolala krzywda ojca, teraz zreszta tez nie boli tylko chcialas ich sklocic. Gratulacje, rozumiem ze cos z tego masz? Czy tylko chora satysfakcje? Kolejny przyklad egoizmu to wymaganie od przyjaciolki zeby sie ubrala pod Twoje dyktando. Ja rozumiem jakbys miala druchny w tych samych kreacjach a ona jedna sie wylamuje ale nie, Ty poprostu wierzysz w zabobony i za cene tej wiary bedziesz miala na swym slubie jako swiadkowa jakas srednio lubiana i bliska osobe zamiast jednej z niewielu jesli nie jedyna przyjaciolke. Plus oczekiwania co do przyjazni bardzo ciekawe. Bo najlepiej zeby wszyscy wszystko dla Ciebie ale bron Boze zeby sami czego nie oczekiwali w zamian, to ma byc bezinteresowne ale oczywiscie w jedna strone
Na koniec wszyscy wokolo Ciebie bee. Ojciec matka, przyjaciolka, babka narzeczony w sumie tez. Pytanie czy to oni wszyscy maja problem czy moze Ty rowniez? A moze glownie Ty?Ale jedno nie wyklucza drugiego. Co jeśli moje prawdziwe ja, to właśnie osobowość konfliktowa, egoistyczna. Wtedy wyrażanie tych cech, to właśnie bycie kimś autentycznym... Dlaczego to, że ktoś nie chce chodzić na ustępstwa uważamy z coś złego, ale to, że ktoś jest jak trusia za coś pozytywnego. To wszczepione sztucznie wzorce społeczne, że w pierwszej kolejności mamy myśleć o innych, a potem o sobie. Czy człowiek, który myśli o sobie jest człowiekiem gorszej kategorii?
W sytuacji z matką nie ma mowy o żadnej kalkulacji. Nic z tego nie mam, a wręcz tracę. Sprowokowała mnie do takiej reakcji, wywołała u mnie silne negatywne emocje i poczucie, że nie warto stawać murem za takim człowiekiem jak ona. Akurat w relacji rodzic-dziecko moim zdaniem powinno się stawiać dziecko ponad siebie, bo przecież to była czyjaś dobrowolna decyzja, że chce mieć istotę, która będzie wymagać opieki, oparcia i poświęceń. Wcześniej nie mówiłam ojcu, bo nie chciałam mamy skrzywdzić, zależało mi na niej, dawałam kolejną i kolejną szansę. Ale kiedy ktoś nas miesza z błotem i depcze, czy pierwszą naturalna reakcją nie jest, aby jego też zranić? Tak, przesądna jestem. W kwestii stroju przyznaję, jestem bardzo przesądna i nie chcę się stresować na własnym ślubie. Wydaje mi się, że po prostu skoro to mój ślub, mam prawo do takiej prośby. Niektórzy wręcz właśnie, jak Pani zaznaczyła, ubierają druhny samemu. Ja postawiłam jeden warunek związany z uroczystościa, która przecież będzie moja uroczystościa... Oczekiwań od przyjaźni nie mam żadnych, nie wierzę w bezinteresowność, nie wiem skąd to Pani wzięła. Podważam wgl powszechnie przyjęty konstrukt przyjaźni. A może nie tyle, że ja mam problem, co po prostu spotykam nieodpowiednie osoby?Choć może też być tak, że faktycznie po prostu nie umiem współżyć z ludźmi. Dziękuję za szczerą krytykę
No raczej nie umiesz a wlasciwie nie chcesz. Wspolzycie w spoleczenstwie wiaze sie z koniecznoscia respektowania pewnych wzorcow spolecznych ktorymi Ty pogardzasz. Gdyby kazdy myslal podobnie jak Ty to szybko bysmy sie wszyscy pozabijali bo kazdy kierowalby sie tylko swoim interesem nie probujac nawet zrozumiec i jakos dogadac sie z innymi ludzmi. Od tego prosta droga do kradziezy i mordow bo skoro ja mam potrzeby i kieruje sie tylko swoim egoizmem to czemu mam nie zabrac komus czegos, nawet jesli na to ciezko pracowal. Ja chce i tylko to sie liczy, mam gdzies czyjes uczucia czyjes dobro.
Co do roli rodzicow to nie uwazam ze oni sa od tego zeby sie poswiecac cale zycie. Maja wychowac, dac wsparcie milosc i opieke a nie sponsorowac i dawac wszystko dzieciom nawet gdy te sa juz dorosle. Mam wrazenie ze uwazasz ze to mieszkanie nalezalo Ci sie jak psu zupa i stad ta wscieklosc na matke. Tyle ze ona moze podobnie jak Ty uwaza ze skoro to mieszkanie jej rodzicow to w pierwszej kolejnosci ona ma prawo czerpac z niego korzysci, ze jej sie ono nalezy.
Nie rozumiem w sumie jednego. Skoro nie chcesz zyc zgodnie z zasadami spolecznymi to czemu Cie martwi brak bliskich i przyjaciol. Przeciez swiadomie tak wybralas i dzieki temu wyborowi w zasadzie za chwile moze sie okazac ze z nikim nie musisz sie liczyc,no moze poza ewentualnym pracodawca.
Ślub kościelny?
I czemu konwenanse są ważniejsze od człowieka?
Zbuntowana autentyczna do bólu bezkompromisowa . Tylko co z tej autentyczności i bezkompromisowości masz? Ludzie się od Ciebie oddalają bo po prostu większość nie lubi walczyć nie lubi się kłócić na to się tylko traci energię. Ludzi idących na kompromisy unikających walki jest zdecydowanie więcej w społeczeństwie niż takich autentycznych konfliktowych. Nie jest to przypadek. Po prostu gdy ilość kłótliwych przekroczy pewien poziom dana społeczność nie przetrwa.
"Akurat w relacji rodzic-dziecko moim zdaniem powinno się stawiać dziecko ponad siebie, bo przecież to była czyjaś dobrowolna decyzja, że chce mieć istotę, która będzie wymagać opieki, oparcia i poświęceń."
Z tego co rozumiem to jesteś teraz w ciąży albo masz małe dziecko. Myślisz że kłócąc się z jego babcią robisz to w jego interesie? Myślisz że przeżywając stresy podczas przygotowań do ślubu przez swój upór to jest dobre dla dziecka ? Myślisz że jak nigdy się nie ugniesz i będziesz dzięki temu autentyczna ale samotna to twoje dziecko będzie szczęśliwsze? Przemyśl czy faktycznie stawiasz dobro swego dziecka na 1 miejscu bo mam wrażenie że paradoksalnie idziesz w ślady swojej matki tak jak ona szła w ślady swojej. W swym zaślepieniu nie dostrzegasz jak stajesz się taka jak ona.
No raczej nie umiesz a wlasciwie nie chcesz. Wspolzycie w spoleczenstwie wiaze sie z koniecznoscia respektowania pewnych wzorcow spolecznych ktorymi Ty pogardzasz. Gdyby kazdy myslal podobnie jak Ty to szybko bysmy sie wszyscy pozabijali bo kazdy kierowalby sie tylko swoim interesem nie probujac nawet zrozumiec i jakos dogadac sie z innymi ludzmi. Od tego prosta droga do kradziezy i mordow bo skoro ja mam potrzeby i kieruje sie tylko swoim egoizmem to czemu mam nie zabrac komus czegos, nawet jesli na to ciezko pracowal. Ja chce i tylko to sie liczy, mam gdzies czyjes uczucia czyjes dobro.
Co do roli rodzicow to nie uwazam ze oni sa od tego zeby sie poswiecac cale zycie. Maja wychowac, dac wsparcie milosc i opieke a nie sponsorowac i dawac wszystko dzieciom nawet gdy te sa juz dorosle. Mam wrazenie ze uwazasz ze to mieszkanie nalezalo Ci sie jak psu zupa i stad ta wscieklosc na matke. Tyle ze ona moze podobnie jak Ty uwaza ze skoro to mieszkanie jej rodzicow to w pierwszej kolejnosci ona ma prawo czerpac z niego korzysci, ze jej sie ono nalezy.
Nie rozumiem w sumie jednego. Skoro nie chcesz zyc zgodnie z zasadami spolecznymi to czemu Cie martwi brak bliskich i przyjaciol. Przeciez swiadomie tak wybralas i dzieki temu wyborowi w zasadzie za chwile moze sie okazac ze z nikim nie musisz sie liczyc,no moze poza ewentualnym pracodawca.
No nie do końca. Okej, być może nie chcę żyć do końca wg wzoru, ale sądzę że doszło tu do zbyt dalekoidącego uogólnienia. Respektuje jednak pewne wzorce i zasady i nie popieram egoizmu "kosztem" innych. Popieram zdrowy egoizm. Uważam, że każdy powinien czuć się po prostu wolny do momentu, kiedy nie narusza wolności innego człowieka, oraz kiedy przestrzega starej zasady tj. nie czyń drugiemu co tobie niemiłe. I stąd nawiązanie do mordów i kradzieży uważam za przesadzone. Ale wymierzenie komuś "kary" za to, że oszukał, pomówił, poniżył wydaje mi się bardziej sprawiedliwe, aniżeli przemilczenie tego i przymknięcie oka. I tak samo uważam, że ludzie powinni być nieco bardziej wierni swoim ideałom, a niżeli ciągle nadstawiać karku za "spokój". A może po prostu bunt jest trudniejszą drogą? Drogą samotnika?
Nie uważam, że rodzice są od tego, żeby sponsorować (no może z wyjątkiem tego, co przewiduje prawo). Zaczęłam uważać, że to mieszkanie mi się należy dopiero w momencie, kiedy druga strona mi je obiecała. Wcześniej nie śmiałabym nawet o nie poprosić, bo tak, to moja matka miała w pierwszej kolejności do niego prawo i ja to respektowałam. Ale kiedy się komuś coś obiecuje, daje się temu komuś już wręcz cieszyć mieszkaniem, jako kwestią pewną na sto procent, po czym się rozmyśla, to jest to karygodne zachowanie człowieka, którego słowo nic nie znaczy i bawi się cudzym kosztem! A tu już mowa o tym "złym" egoizmie.
Martwi mnie czasem i jednocześnie nie martwi, bo jednak jestem istotą społeczną, a czysto rozumowo próbuję uwolnić się od nałożonych na mnie kajdan społecznych. Ale pozostają jeszcze uczucia, a one się jawią, jako rozgoryczenie i smutek, kiedy zawodzę się też na tych jednostkach, co do których miałam resztki nadziei. Powiem Pani szczerze, że o tym marzę - żeby być w stu procentach niezależną osobą. Nie tylko finansowo, ale także, a może zwłaszcza psychicznie. Wtedy w moim życiu będą tylko te osoby, które starannie wyselekcjonowałam
Zbuntowana autentyczna do bólu
bezkompromisowa . Tylko co z tej autentyczności i bezkompromisowości masz? Ludzie się od Ciebie oddalają bo po prostu większość nie lubi walczyć nie lubi się kłócić na to się tylko traci energię. Ludzi idących na kompromisy unikających walki jest zdecydowanie więcej w społeczeństwie niż takich autentycznych konfliktowych. Nie jest to przypadek. Po prostu gdy ilość kłótliwych przekroczy pewien poziom dana społeczność nie przetrwa.
"Akurat w relacji rodzic-dziecko moim zdaniem powinno się stawiać dziecko ponad siebie, bo przecież to była czyjaś dobrowolna decyzja, że chce mieć istotę, która będzie wymagać opieki, oparcia i poświęceń."
Z tego co rozumiem to jesteś teraz w ciąży albo masz małe dziecko. Myślisz że kłócąc się z jego babcią robisz to w jego interesie? Myślisz że przeżywając stresy podczas przygotowań do ślubu przez swój upór to jest dobre dla dziecka ? Myślisz że jak nigdy się nie ugniesz i będziesz dzięki temu autentyczna ale samotna to twoje dziecko będzie szczęśliwsze? Przemyśl czy faktycznie stawiasz dobro swego dziecka na 1 miejscu bo mam wrażenie że paradoksalnie idziesz w ślady swojej matki tak jak ona szła w ślady swojej. W swym zaślepieniu nie dostrzegasz jak stajesz się taka jak ona.
No niestety, nie mam z tego nic a nic To prawda, większość unika walki i zgadzam się z Pani tezą, dlaczego
A na potwierdzenie tego, dodam czytelnikom smaczek: Dziś widziałam się z ojcem i pierwsze co powiedział, to próbował udowodnić, że kłamię, bo przekręciłam w swoich "zeznaniach przeciwko matce" jakąś pierdołę, po czym jak wyjaśniłam niuans, stwierdził, że nie obchodzi go co było i chce zacząć z mamą wszystko od zera. Dodał, że być może zle na tym wyjdzie i że on ma w tej sytuacji najgorzej, ale trudno. Robi to tez dla siebie. I jeszcze zachęcił mnie abym nie była wroga wobec mamy
Mimo słów, które rzucała pod moim adresem, konfliktu który tym razem sama wywołała i mimo tego, że kłamała ojcu w żywę oczy robiąc ze mnie kłamczuchę, znów stawiając siebie wyżej ("jak córka na tym wyjdzie, a kogo to obchodzi? grunt że uratuję tyłek")
Gardzę takimi ludźmi. Ojca to mi bardziej żal, że woli przymknąć oczy na prawdę, ale "matką" pozostało mi tylko gardzić... Ciekawe kiedy jej sumienie się odezwie
No i wracając do tego co Pani piszę, ojciec okazał się dobrym przykładem "kompromisowości dla komfortu". Ale czy to jest zachowanie godne człowieka? Ja bym nie umiała sobie spojrzeć w oczy jakbym olała sprawę dorabiania mi potencjalnie rogów przez dobrych parę lat, zamiast próbować to jakoś rozwikłać. Chociaż spróbować...
Dziecka niestety nie ma, bo poroniłam. Ale na pewno kiedyś będziemy się jeszcze starać, a kwestia babci wtedy na pewno okaże się trudna... Będę stała też przed wyborem, czy poznać je z babcią, która jasno już mi kiedyś mówiła, że będzie wnuki chować po swojemu ignorując moje uwagi. (to zanim byłam w ciązy; z hipotetyczną rzeczywistością sobie radziła, ale jak dziecko się miało pojawić, to już jej się odechciało babciowania ). No i nie mam też gwarancji czy przez swoją, ładnie ujmując, nerwowość, nie będzie się kiedyś nad moim dzieckiem pastwić jak nade mną w dzieciństwie ...
Ślub kościelny?
I czemu konwenanse są ważniejsze od człowieka?
Ślub cywilny.
Dla mnie akurat są ważne, ponieważ uważam, że każdy powinien w swoim życiu mieć jakiś kręgosłup, którego pierwszy lepszy "powiew" nie zdmuchnie. Dla mnie takim kręgosłupem są takie kwestie. Moja "matka" od dziecka bardzo mnie wyczulała na to, żebym się stosownie zachowywała, a odpowiedni strój do danej sytuacji jest jednym z przejawów stosowności. To we mnie mocno wsiąkło. A i świadomie to teraz sobie chwalę. Ludzie będą w naszym życiu przychodzić i odchodzić, ale nasze przekonania już się tak łatwo nie zmieniają. I tworzą nas. A kultura osobista w moim mniemaniu wręcz kształtuje nasze człowieczeństwo.