Witajcie.
Nie wiem jak dokładnie nazwać mój problem, być może jest to brak asertywności, albo po prostu trafiam ciągle na takie egzemplarze.
Moje stado ludzi gadatliwych powiększyło się ostatnio o 3 nowe osoby i od tego czasu mam wrażenie, że pracuję w call center.
Wstaję rano - już mam zawalony telefon sms, gdy je przeczytam i pojawi się po drugiej stronie ich odhaczenie - zaczynaja się telefony.
Są to ludzie, którzy wysyłają mi po kilkadziesiąt pierdół dziennie.
Dwa dni temu wyłączyłam dzwonki powiadomienia, bo juz dostawałam nerwicy od tego.
Próbowałam grzecznie zakomunikować: PRACUJĘ, POROZMAWIAMY PÓŹNIEJ
W ciągu dnia wtedy dostaję "I Jak tam, jeszcze pracujesz"? Albo: "Co się dzieje? Dlaczego nie odbierasz? Martwię się."
Tłumaczyłam tym osobom, że nie lubię rozmawiać przez telefon i że jestem zajęta - po prostu pracuję, ale wg ich mniemania jak ktos pracuje w domu to ma czas odebrać.
Jestem coraz bardziej wkurzona. Nie interesuje mnie jakie kto jadł śniadanie ani co się śniło jego sąsiadce z pierwszego pietra.
Czasami czuję się jako kibel, w którym ludzie spuszczają swoje problemy. Ja już po 10 minutach rozmowy odczuwam irytację, a niektórzy próbują ciągnąć to godzinami.
Skoro już mówiłam wyraźnie, ze przeszkadza mi to, czy jedynym wyjściem jest naprawdę zakonczenie kontaktu, czy po prostu mogę powiedzieć po 15 minutach monologu" przepraszam, jestem teraz zjęta, porozmawiamy pozniej" i po prostu sie rozłączyć?