Chciałabym się zapytać jak sobie radzić z samotnością? Mam znajomych, bliskie mi osoby, ale nie ma tego jedynego przy mnie. Ostatnio zasypiam i budzę się z tymi samymi myślami, że jestem sama. Robię wiele rzeczy w życiu, które dają mi radość, ale zawsze temu towarzyszy myśl, że gdyby była druga osoba to piękniej byłoby to szczęście dzielić z kimś drugim. Koleżanka mi tego nie zastąpi. 30 lat na karku - ta świadomość też robi swoje. Jak przestać non stop o tym myśleć? Może komuś z Was udało się zapanować nad tym? Dziękuję za wszystkie odpowiedzi z góry.
2 2018-06-24 12:54:31 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-06-24 12:55:30)
Nie widzę lepszej rady niż nauczyć się żyć w dobrej relacji z samą sobą. Okropny slogan, ale to prawda. Niestety, "drugiej połówki" na zawołanie się nie znajduje. Warto żyć aktywnie, wychodzić z domu, robić coś, co się lubi nie z myślą, że wycieczce spotka się męża, ale dlatego że po prostu wycieczki są fajne. Jak Ci będzie w życiu fajnie, to przestaniesz tak bardzo cierpieć z samotności. I oczywiście w ten sposób zwiększasz szansę na spotkanie innych ludzi, w tym może i tego jedynego. Ale nie radziłabym się zanadto na tym koncentrować.
Ja mam 41 lat (i pół, ale o tej połowie jakoś niechętnie sobie przypominam ), wydajesz mi się więc naprawdę "młodą kozą", przed którą jeszcze wiele możliwości
Navigare necesse est, vivere non est necesse.
Chciałabym się zapytać jak sobie radzić z samotnością? Mam znajomych, bliskie mi osoby, ale nie ma tego jedynego przy mnie. Ostatnio zasypiam i budzę się z tymi samymi myślami, że jestem sama. Robię wiele rzeczy w życiu, które dają mi radość, ale zawsze temu towarzyszy myśl, że gdyby była druga osoba to piękniej byłoby to szczęście dzielić z kimś drugim. Koleżanka mi tego nie zastąpi. 30 lat na karku - ta świadomość też robi swoje. Jak przestać non stop o tym myśleć? Może komuś z Was udało się zapanować nad tym? Dziękuję za wszystkie odpowiedzi z góry.
Hej, na to niestety się nic nie poradzi...
Ja też jestem sama, chociaż czas wypełnia mi Syn, ale to nie to samo...
Też tęsknię żeby móc się do kogoś przytulić, z kimś pogadać, zrobić coś wspólnie... pozdrawiam Cię:)
4 2018-06-24 12:58:47 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-06-24 12:59:58)
Och, mieszkałam bez syna (chciał być z ojcem) i teraz, choć nie mam tego jedynego mężczyzny, to z synem, który do mnie wrócił, zupełnie nie czuję się samotna. Słyszę w domu jego głos, wiem, że jest tuż obok i to mi wystarcza. Choć za więcej się nie obrażę
Przytulenia czasem brak, ale rozważam zakup... kołdry obciążeniowej
Serio: mam pewne fizyczne dolegliwości z powodu choroby i bardzo wtedy potrzebuję jakiegoś masażu, a tu nie ma kto masować obolałych mięśni.
A taka kołdra nie marudzi, że znowu musi masować
Navigare necesse est, vivere non est necesse.
Och, mieszkałam bez syna (chciał być z ojcem) i teraz, choć nie mam tego jedynego mężczyzny, to z synem, który do mnie wrócił, zupełnie nie czuję się samotna. Słyszę w domu jego głos, wiem, że jest tuż obok i to mi wystarcza. Choć za więcej się nie obrażę
Przytulenia czasem brak, ale rozważam zakup... kołdry obciążeniowej
Serio: mam pewne fizyczne dolegliwości z powodu choroby i bardzo wtedy potrzebuję jakiegoś masażu, a tu nie ma kto masować obolałych mięśni.
A taka kołdra nie marudzi, że znowu musi masować
Piegowata, mam nadzieję że żartujesz:D
Nawet kołdra elektryczna nie zastąpi męskiego ciała... Niestety... Ja tam tęsknię i to bardzo... Pomijam tu seks, ale chodzi mi o wspólne rozmowy, jazdę na rowerze, zakupy itp. Syn to niestety będzie niedługo przytulał ale inną:D
Chciałabym się zapytać jak sobie radzić z samotnością? Mam znajomych, bliskie mi osoby, ale nie ma tego jedynego przy mnie. Ostatnio zasypiam i budzę się z tymi samymi myślami, że jestem sama. Robię wiele rzeczy w życiu, które dają mi radość, ale zawsze temu towarzyszy myśl, że gdyby była druga osoba to piękniej byłoby to szczęście dzielić z kimś drugim. Koleżanka mi tego nie zastąpi. 30 lat na karku - ta świadomość też robi swoje. Jak przestać non stop o tym myśleć? Może komuś z Was udało się zapanować nad tym? Dziękuję za wszystkie odpowiedzi z góry.
Nie ma na to rady, musisz się przyzwyczaić.
Ale masz dopiero 30 lat jeszcze jesteś mloda, skąd te myśli?
jagodas.1989 napisał/a:Chciałabym się zapytać jak sobie radzić z samotnością? Mam znajomych, bliskie mi osoby, ale nie ma tego jedynego przy mnie. Ostatnio zasypiam i budzę się z tymi samymi myślami, że jestem sama. Robię wiele rzeczy w życiu, które dają mi radość, ale zawsze temu towarzyszy myśl, że gdyby była druga osoba to piękniej byłoby to szczęście dzielić z kimś drugim. Koleżanka mi tego nie zastąpi. 30 lat na karku - ta świadomość też robi swoje. Jak przestać non stop o tym myśleć? Może komuś z Was udało się zapanować nad tym? Dziękuję za wszystkie odpowiedzi z góry.
Nie ma na to rady, musisz się przyzwyczaić.
Ale masz dopiero 30 lat jeszcze jesteś mloda, skąd te myśli?
Nigdy nie byłam w prawdziwej długiej relacji. Zawsze to trwało chwilę moment. Brakuje mi tego. Mimo że się rozwijam, spełniam osobiście to chciałbym to dzielić z kimś.
rossanka napisał/a:jagodas.1989 napisał/a:Chciałabym się zapytać jak sobie radzić z samotnością? Mam znajomych, bliskie mi osoby, ale nie ma tego jedynego przy mnie. Ostatnio zasypiam i budzę się z tymi samymi myślami, że jestem sama. Robię wiele rzeczy w życiu, które dają mi radość, ale zawsze temu towarzyszy myśl, że gdyby była druga osoba to piękniej byłoby to szczęście dzielić z kimś drugim. Koleżanka mi tego nie zastąpi. 30 lat na karku - ta świadomość też robi swoje. Jak przestać non stop o tym myśleć? Może komuś z Was udało się zapanować nad tym? Dziękuję za wszystkie odpowiedzi z góry.
Nie ma na to rady, musisz się przyzwyczaić.
Ale masz dopiero 30 lat jeszcze jesteś mloda, skąd te myśli?Nigdy nie byłam w prawdziwej długiej relacji. Zawsze to trwało chwilę moment. Brakuje mi tego. Mimo że się rozwijam, spełniam osobiście to chciałbym to dzielić z kimś.
Rozumiem. Ale ja nic Ci nie podpowiem, poz tym co powyżej.
Może się jakaś szczęśliwa mezatka wypowie, albo ktoś w szczęśliwym związku?
Jednak nadal powtórzę, 30 lat to bardzo dobry wiek.
9 2018-06-24 13:21:22 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-06-24 13:24:03)
Piegowata, mam nadzieję że żartujesz:D
Nawet kołdra elektryczna nie zastąpi męskiego ciała... Niestety... Ja tam tęsknię i to bardzo... Pomijam tu seks, ale chodzi mi o wspólne rozmowy, jazdę na rowerze, zakupy itp. Syn to niestety będzie niedługo przytulał ale inną:D
Trochę żartuję, to też niezły sposób na zdystansowanie się do życia.
Ale jestem też przekonana, że za wiele w życiu uzależniamy od związków.
Czy nie można jeździć na rowerze z koleżankami? Czy mało wokół osób, z którymi można toczyć wspaniałe dyskusje do świtu? A na zakupy zdecydowanie wolę chodzić sama
Nawet do seksu nie trzeba być w związku, choć to na pewno lepsze.
A problem z obolałym ciałem jak najbardziej odczuwam, bo to efekt przewlekłej choroby (tak przypuszczam). To mam chłopa na siłę szukać tylko po to, by mi plecy masował?
Navigare necesse est, vivere non est necesse.
10 2018-06-24 13:26:53 Ostatnio edytowany przez puchaty34 (2018-06-24 13:27:28)
Rada jest jedna. Pogodzić się z losem aka poddać się w moim rozumieniu. Albo zacząć aktywnie szukać partnera. Od nic nie robienia dostaje się odleżyn. W sensie dosłownym i metaforycznym. Załóż konto na sympatii.
Rada jest jedna. Pogodzić się z losem aka poddać się w moim rozumieniu. Albo zacząć aktywnie szukać partnera. Od nic nie robienia dostaje się odleżyn. W sensie dosłownym i metaforycznym. Załóż konto na sympatii.
A ja się nie zgodzę. Jak się aktywnie szuka, to na bank nie znajdziesz. Wiem, bo sprawdziłam osobiście.
12 2018-06-24 13:35:29 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-06-24 13:39:11)
Co kto lubi. Znam takich, co szukali na portalach i znaleźli.
Ale to nie na moje nerwy, za dużo facetów tam tylko jednego szuka. Kobiety podobno też.
Obecnie jestem sobie na Badoo, ale nie przywiązuję się do niego zanadto. A w minionym tygodniu zupełnie niespodziewanie zagadnął mnie na ulicy znajomy i powiedział, że chciałby się ze mną umówić i mnie lepiej poznać. Chętnie się spotkam, bo to interesujący człowiek.
Życie jest pełne niespodzianek, choć nie spotyka się ich co dzień.
Gdybym nie wyszła z domu na film pod chmurką, nie wracała sama późnym wieczorem, tobym (to bym???) go nie spotkała i nie doszłoby do tej rozmowy
Ciekawe, czy ten pan dotrzyma słowa. Bardzo ciekawe
Navigare necesse est, vivere non est necesse.
13 2018-06-24 13:39:06 Ostatnio edytowany przez puchaty34 (2018-06-24 13:39:29)
puchaty34 napisał/a:Rada jest jedna. Pogodzić się z losem aka poddać się w moim rozumieniu. Albo zacząć aktywnie szukać partnera. Od nic nie robienia dostaje się odleżyn. W sensie dosłownym i metaforycznym. Załóż konto na sympatii.
A ja się nie zgodzę. Jak się aktywnie szuka, to na bank nie znajdziesz. Wiem, bo sprawdziłam osobiście.
To sprzeczność. Nie znajdziesz, nie szukając. Rozwiń proszę co masz na myśli, jestem ciekawy twojej odpowiedzi, bardzo. Dlaczego aktywne szukanie, Ci nie wyszło?
Puchaty, sprzeciw: nie szukając też można znaleźć. Wiele razy moje życie potwierdziło tę prawdę, choćby tylko w kwestii głupich zakupów. Ale jednak trzeba na te zakupy wyjść, wstąpić do sklepu, pozaglądać na wystawę...
Navigare necesse est, vivere non est necesse.
Co kto lubi. Znam takich, co szukali na portalach i znaleźli.
Ale to nie na moje nerwy, za dużo facetów tam tylko jednego szuka. Kobiet podobno też.
Obecnie jestem sobie na Badoo, ale nie przywiązuję się do niego zanadto. A w minionym tygodniu zupełnie niespodziewanie zagadnął mnie na ulicy znajomy i powiedział, że chciałby się ze mną umówić i mnie lepiej poznać.
Życie jest pełne niespodzianek, choć nie spotyka się ich co dzień.
Gdybym nie wyszła z domu na film pod chmurką, nie wracała sama późnym wieczorem, tobym (to bym???) go nie spotkała i nie doszłoby do tej rozmowy
Ciekawe, czy ten pan dotrzyma słowa. Bardzo ciekawe
Nigdy nie wiesz co będzie.
Ale z obserwacji zamiennych koleżanek powiem Wam, że żadna nie szukała a znalazła jakoś tak nagle i całkiem zwyczajnie.
Z singielek, z mojego wieku, znam ze trzy. Dwie są w związkach, ale dla mnie to żadne związki, dlatego nazywam je singoelkami (jedna ma faceta 500 km od miejsca zamieszkania, widują się może raz na 2 miesiące, trwa to już 4 lata nigdy razem nie mieszkali), drugiej facet ma żonę. Bez komentarza.
Ale trzecia to rasowa singielka, nikogo nie ma, a ile się naszukała w różnych miejscach, biurach matrymonialnych, przez znajomych, nawet na urlop sama wyjeżdżala I co -i nic. Dlatego piszę, że takie specjalne szukanie nie za bardzo się sprawdza.
Z resztą ja teraz też już jakiś czas temu już odpuscilam, nie szukam i nagle sam spadł z nieba, a nie myślałam już o tym.
Fakt, ze jest zajęty to już inna sprawa(czytaj kontynuacji nie bedzie).
rossanka napisał/a:puchaty34 napisał/a:Rada jest jedna. Pogodzić się z losem aka poddać się w moim rozumieniu. Albo zacząć aktywnie szukać partnera. Od nic nie robienia dostaje się odleżyn. W sensie dosłownym i metaforycznym. Załóż konto na sympatii.
A ja się nie zgodzę. Jak się aktywnie szuka, to na bank nie znajdziesz. Wiem, bo sprawdziłam osobiście.
To sprzeczność. Nie znajdziesz, nie szukając. Rozwiń proszę co masz na myśli, jestem ciekawy twojej odpowiedzi, bardzo. Dlaczego aktywne szukanie, Ci nie wyszło?
Tego nie wiem.
Swego czasu szukalam:
Poprzez znajomych, wprost pytałam, czy nie znają kogoś wolnego
Przez aplikacje randkowe
Dużo wychodziłem z domu, często nawet na siłę, nawet jak nie miałam ochoty na wspolnu wieczor ze znajomymi
Byłam nawet bez pary na imprezach typu ślub, sylwester, andrzejki
Bywałam na różnych forach internetowych
Nie jestem jakas nieśmiała, nie mam problemu z nawiązywaniem kontaktów z nieznajomymi
Słowem, nie zamykalam sie, a nawet często nawet jak mi się nie chciało, to wychodziłem z domu myslac, ok, nie chce ci się iść dziś do tego pubu, ale może dziś jest ten wieczór, że akurat tam kogoś poznasz, a siedząc w domu nie masz szans
Ale o wszystko już przeszłość. Będzie rok czy nawet 2 . Jak sobie powiedziałam, będzie co będzie, nie szukam.
I to cała historia.
17 2018-06-24 13:55:26 Ostatnio edytowany przez puchaty34 (2018-06-24 13:57:28)
Piegowata'76 napisał/a:Co kto lubi. Znam takich, co szukali na portalach i znaleźli.
Ale to nie na moje nerwy, za dużo facetów tam tylko jednego szuka. Kobiet podobno też.
Obecnie jestem sobie na Badoo, ale nie przywiązuję się do niego zanadto. A w minionym tygodniu zupełnie niespodziewanie zagadnął mnie na ulicy znajomy i powiedział, że chciałby się ze mną umówić i mnie lepiej poznać.
Życie jest pełne niespodzianek, choć nie spotyka się ich co dzień.
Gdybym nie wyszła z domu na film pod chmurką, nie wracała sama późnym wieczorem, tobym (to bym???) go nie spotkała i nie doszłoby do tej rozmowy
Ciekawe, czy ten pan dotrzyma słowa. Bardzo ciekaweNigdy nie wiesz co będzie.
Ale z obserwacji zamiennych koleżanek powiem Wam, że żadna nie szukała a znalazła jakoś tak nagle i całkiem zwyczajnie.
Z singielek, z mojego wieku, znam ze trzy. Dwie są w związkach, ale dla mnie to żadne związki, dlatego nazywam je singoelkami (jedna ma faceta 500 km od miejsca zamieszkania, widują się może raz na 2 miesiące, trwa to już 4 lata nigdy razem nie mieszkali), drugiej facet ma żonę. Bez komentarza.
Ale trzecia to rasowa singielka, nikogo nie ma, a ile się naszukała w różnych miejscach, biurach matrymonialnych, przez znajomych, nawet na urlop sama wyjeżdżala I co -i nic. Dlatego piszę, że takie specjalne szukanie nie za bardzo się sprawdza.
Z resztą ja teraz też już jakiś czas temu już odpuscilam, nie szukam i nagle sam spadł z nieba, a nie myślałam już o tym.
Fakt, ze jest zajęty to już inna sprawa(czytaj kontynuacji nie bedzie).
Może mam problem ze zrozumieniem tej postawy, bo nigdy nie miałem problemu ze znalezieniem sympatii, to że losy tych relacji potoczyły się różnie, to już inna sprawa. Najważniejsze, to być otwartym na nowe. I się nie poddawać. Swoją drogą to co pisze stoi w sprzeczności do twierdzen różnych sfrustrowanych panów, którzy piszą tu na forum, że kobiety mają łatwiej... To nie jest kwestia płci, tylko naszej postawy.
Rada jest jedna. Pogodzić się z losem aka poddać się w moim rozumieniu. Albo zacząć aktywnie szukać partnera. Od nic nie robienia dostaje się odleżyn. W sensie dosłownym i metaforycznym. Załóż konto na sympatii.
Mam kilkanaście spotkań na swoim koncie z facetami z internetu. Zazwyczaj oczekują seksu na pierwszej randce. Czego ja nie jestem zwolenniczką. Jakiś niewielki procent chce czegoś więcej, ale po jakimś czasie to nie wychodzi. Mają na to wpływ różne czynniki. Życie. Moje rozczarowanie możliwe że bierze się stąd że głównie poznaje facetów przez Internet.
rossanka napisał/a:Piegowata'76 napisał/a:Co kto lubi. Znam takich, co szukali na portalach i znaleźli.
Ale to nie na moje nerwy, za dużo facetów tam tylko jednego szuka. Kobiet podobno też.
Obecnie jestem sobie na Badoo, ale nie przywiązuję się do niego zanadto. A w minionym tygodniu zupełnie niespodziewanie zagadnął mnie na ulicy znajomy i powiedział, że chciałby się ze mną umówić i mnie lepiej poznać.
Życie jest pełne niespodzianek, choć nie spotyka się ich co dzień.
Gdybym nie wyszła z domu na film pod chmurką, nie wracała sama późnym wieczorem, tobym (to bym???) go nie spotkała i nie doszłoby do tej rozmowy
Ciekawe, czy ten pan dotrzyma słowa. Bardzo ciekaweNigdy nie wiesz co będzie.
Ale z obserwacji zamiennych koleżanek powiem Wam, że żadna nie szukała a znalazła jakoś tak nagle i całkiem zwyczajnie.
Z singielek, z mojego wieku, znam ze trzy. Dwie są w związkach, ale dla mnie to żadne związki, dlatego nazywam je singoelkami (jedna ma faceta 500 km od miejsca zamieszkania, widują się może raz na 2 miesiące, trwa to już 4 lata nigdy razem nie mieszkali), drugiej facet ma żonę. Bez komentarza.
Ale trzecia to rasowa singielka, nikogo nie ma, a ile się naszukała w różnych miejscach, biurach matrymonialnych, przez znajomych, nawet na urlop sama wyjeżdżala I co -i nic. Dlatego piszę, że takie specjalne szukanie nie za bardzo się sprawdza.
Z resztą ja teraz też już jakiś czas temu już odpuscilam, nie szukam i nagle sam spadł z nieba, a nie myślałam już o tym.
Fakt, ze jest zajęty to już inna sprawa(czytaj kontynuacji nie bedzie).Może mam problem ze zrozumieniem tej postawy, bo nigdy nie miałem problemu ze znalezieniem sympatii, to że losy tych relacji potoczyły się różnie, to już inna sprawa. Najważniejsze, to być otwartym na nowe. I się nie poddawać. Swoją drogą to co pisze stoi w sprzeczności do twierdzen różnych sfrustrowanych panów, którzy piszą tu na forum, że kobiety mają łatwiej... To nie jest kwestia płci, tylko naszej postawy.
Bo sympatię znaleźć można, tylko co w wypadku, jak ona nie podziela naszych uczuć? To już inna sprawa.
Ja bym powiedziala, że nie można powiedzieć kto ma łatwiej czy kobieta czy mężczyzna.
Owszem, ważna jest kwestia otwartości i podejście, ale potrzeba też trochę farta.
20 2018-06-24 14:08:40 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-06-24 14:16:44)
Moje doświadczenia mówią, że poznać kogoś, spotkać to nie jest duży problem. Reszta zależy od oczekiwań obu stron.
Mówią mi też, że brak partnera nie jest synonimem samotności oraz że są znacznie większe życiowe dramaty niż życie bez partnera.
Oczywiście mówią mi też, że pewne umiejętności w nawiązywaniu relacji i wchodzeniu w związki zdecydowanie mogłabym podszlifować.
Ale płakać, że jestem sama, nie zamierzam.
Navigare necesse est, vivere non est necesse.
puchaty34 napisał/a:Rada jest jedna. Pogodzić się z losem aka poddać się w moim rozumieniu. Albo zacząć aktywnie szukać partnera. Od nic nie robienia dostaje się odleżyn. W sensie dosłownym i metaforycznym. Załóż konto na sympatii.
Mam kilkanaście spotkań na swoim koncie z facetami z internetu. Zazwyczaj oczekują seksu na pierwszej randce. Czego ja nie jestem zwolenniczką. Jakiś niewielki procent chce czegoś więcej, ale po jakimś czasie to nie wychodzi. Mają na to wpływ różne czynniki. Życie. Moje rozczarowanie możliwe że bierze się stąd że głównie poznaje facetów przez Internet.
A musisz przez internet? Może żyj po prostu bez tego nacisku na szukanie. To się podobno sprawdza.
Jesli jesteś na portalu miesiąc, dwa i nic, to bym się nie zniechęcala. Ale jak jesteś tam powiedzmy 3 lata i aktywnie tam szukasz i nic, to bym sobie dała spokój.
puchaty34 napisał/a:Rada jest jedna. Pogodzić się z losem aka poddać się w moim rozumieniu. Albo zacząć aktywnie szukać partnera. Od nic nie robienia dostaje się odleżyn. W sensie dosłownym i metaforycznym. Załóż konto na sympatii.
Mam kilkanaście spotkań na swoim koncie z facetami z internetu. Zazwyczaj oczekują seksu na pierwszej randce. Czego ja nie jestem zwolenniczką. Jakiś niewielki procent chce czegoś więcej, ale po jakimś czasie to nie wychodzi. Mają na to wpływ różne czynniki. Życie. Moje rozczarowanie możliwe że bierze się stąd że głównie poznaje facetów przez Internet.
Kilkanaście spotkań w jakim czasie? Kiedy ostatni raz szukałem na sympatii, w dwa miesiące spotkałem się z 7 dziewczynami. Aż trafiłem na tę właściwą. Trzeba być aktywnym.
Moje doświadczenia mówią, że poznać kogoś, spotkać to nie jest duży problem. Reszta zależy od oczekiwań obu stron.
O dobrze ujęte.
Dwie strony muszą się zgadzać. Jak to osiągnąć nie wiem. Ale się przecież zdarza.
Mówię Wam, będzie dobrze.
Piegowata'76 napisał/a:Moje doświadczenia mówią, że poznać kogoś, spotkać to nie jest duży problem. Reszta zależy od oczekiwań obu stron.
O dobrze ujęte.
Dwie strony muszą się zgadzać. Jak to osiągnąć nie wiem. Ale się przecież zdarza.
Mówię Wam, będzie dobrze.
I ekspresowo przenosić znajomość z internetu, do świata realnego.
jagodas.1989 napisał/a:puchaty34 napisał/a:Rada jest jedna. Pogodzić się z losem aka poddać się w moim rozumieniu. Albo zacząć aktywnie szukać partnera. Od nic nie robienia dostaje się odleżyn. W sensie dosłownym i metaforycznym. Załóż konto na sympatii.
Mam kilkanaście spotkań na swoim koncie z facetami z internetu. Zazwyczaj oczekują seksu na pierwszej randce. Czego ja nie jestem zwolenniczką. Jakiś niewielki procent chce czegoś więcej, ale po jakimś czasie to nie wychodzi. Mają na to wpływ różne czynniki. Życie. Moje rozczarowanie możliwe że bierze się stąd że głównie poznaje facetów przez Internet.
Kilkanaście spotkań w jakim czasie? Kiedy ostatni raz szukałem na sympatii, w dwa miesiące spotkałem się z 7 dziewczynami. Aż trafiłem na tę właściwą. Trzeba być aktywnym.
O tym pisałam. Parę miesięcy jest ok. Ale jakbyś napisał, że szukasz tam 3, 4 5 lat i nic, to bym Ci poradziła, abyś już zlikwidował konto.
jagodas.1989 napisał/a:puchaty34 napisał/a:Rada jest jedna. Pogodzić się z losem aka poddać się w moim rozumieniu. Albo zacząć aktywnie szukać partnera. Od nic nie robienia dostaje się odleżyn. W sensie dosłownym i metaforycznym. Załóż konto na sympatii.
Mam kilkanaście spotkań na swoim koncie z facetami z internetu. Zazwyczaj oczekują seksu na pierwszej randce. Czego ja nie jestem zwolenniczką. Jakiś niewielki procent chce czegoś więcej, ale po jakimś czasie to nie wychodzi. Mają na to wpływ różne czynniki. Życie. Moje rozczarowanie możliwe że bierze się stąd że głównie poznaje facetów przez Internet.
Kilkanaście spotkań w jakim czasie? Kiedy ostatni raz szukałem na sympatii, w dwa miesiące spotkałem się z 7 dziewczynami. Aż trafiłem na tę właściwą. Trzeba być aktywnym.
Puchaty: W ciągu około 3 lat. Z przerwami. Odnoszę wrażenie, że jestem odbierana często przez pryzmat wyglądu, stąd te propozycje jednonocne (oczywiście nie od wszystkich). Ostatnio miałam takich kilka sytuacji, gdzie faceci w związkach chcieli swoją kobietę zdradzić ze mną. To dla mnie niewyobrażalne.
27 2018-06-24 14:21:13 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-06-24 14:22:17)
Siedem spotkań w dwa miesiące? Prawie co tydzień nowa randka. Padłabym z emocjonalnego wyczerpania.
Ekspresowo nie polecam niczego robić. Ja tam wolę najpierw trochę popisać, wiadomo, że nie miesiącami, ale jeśli pierwsza rozmowa ogranicza się wyłącznie do "cze, może kawa", to z miejsca odbiera mi ochotę na spotkanie.
Ale ja w ogóle lubię dłuższy "rozbieg".
Navigare necesse est, vivere non est necesse.
puchaty34 napisał/a:jagodas.1989 napisał/a:Mam kilkanaście spotkań na swoim koncie z facetami z internetu. Zazwyczaj oczekują seksu na pierwszej randce. Czego ja nie jestem zwolenniczką. Jakiś niewielki procent chce czegoś więcej, ale po jakimś czasie to nie wychodzi. Mają na to wpływ różne czynniki. Życie. Moje rozczarowanie możliwe że bierze się stąd że głównie poznaje facetów przez Internet.
Kilkanaście spotkań w jakim czasie? Kiedy ostatni raz szukałem na sympatii, w dwa miesiące spotkałem się z 7 dziewczynami. Aż trafiłem na tę właściwą. Trzeba być aktywnym.
Puchaty: W ciągu około 3 lat. Z przerwami. Odnoszę wrażenie, że jestem odbierana często przez pryzmat wyglądu, stąd te propozycje jednonocne (oczywiście nie od wszystkich). Ostatnio miałam takich kilka sytuacji, gdzie faceci w związkach chcieli swoją kobietę zdradzić ze mną. To dla mnie niewyobrażalne.
Chciałabym Ci jakoś poradzić, napisać coś w stylu idź na siłownię, albo zapisz się do koła PTTK. A tam na pewno kogoś poznasz, ale to tknelo nie działa. Równie dobrze możesz poznać kogoś w autobusie, albo być 5 kolejnych lat sama.
Jak przestać non stop o tym myśleć? Może komuś z Was udało się zapanować nad tym?
Był czas, kiedy w moim życiu nie było żadnego mężczyzny. Im byłam młodsza, tym bardziej mi to przeszkadzało. Po rozpadzie wieloletniego związku jak najbardziej brałam pod uwagę bycie singielką do końca swoich dni. Jest to kwestia wcześniejszych doświadczeń życiowych i ogólnej filozofii życia, że można być szczęśliwym mimo iż nie jest się w relacji. Akceptacja wielu rzeczy pojawia się z wiekiem.
Uważam, że im bardziej się myśli o znalezieniu drugiej połowy, tym trudniej o to. Nie wiem jak to działa. Moim zdaniem trzeba mieć po prostu trochę szczęścia, żeby trafić na kogoś, kto nam z wzajemnością będzie odpowiadał. Co nie oznacza oczywiście, żeby nie korzystać z możliwości, o których mowa tutaj (np. portale, wyjścia na imprezy, itp.) i zakładać od razu, że to bez sensu.
Czy się da wyłączyć myślenie? W sprawach, które nas gryzą od środka, raczej jest trudno. Z czasem może przyjść zobojętnienie lub wcześniej wspomniana przeze mnie akceptacja status quo.
Siedem spotkań w dwa miesiące? Prawie co tydzień nowa randka. Padłabym z emocjonalnego wyczerpania.
Ekspresowo nie polecam niczego robić. Ja tam wolę najpierw trochę popisać, wiadomo, że nie miesiącami, ale jeśli pierwsza rozmowa ogranicza się wyłącznie do "cze, może kawa", to z miejsca odbiera mi ochotę na spotkanie.
Ale ja w ogóle lubię dłuższy "rozbieg".
Tak, co tydzień randka. Raz mi coś nie pasowało, raz jej. To po prostu widać, jak pyknie to pyknie. A jak nie, trudno. I nic na zakładkę, by nie było, że z jednej randki szedłem na drugą. Tzn raz tak było, ale to ze względu na odległość. I właśnie wtedy pyklo, wylądowaliśmy od razu o niej na kwadracie. Nie ma reguły, trzeba próbować. Przez wiele lat byłem sam, do czasu aż zrozumiałem, że szkoda życia na dłuższe rozbiegi. Już po paru zdaniach wiadomo czy będzie coś z tej mąki
Jagoda, żyj! Po prostu żyj. Zapal se świeczki, zrób dobrą kawę, włącz ulubioną muzykę i poczuj, że może być fajnie i w pojedynkę. Albo cokolwiek innego, co lubisz. Miłość się znajdzie, jeśli ma się znaleźć. Trochę pomóż szczęściu, ale się nie torturuj nadziejami i niespełnionymi oczekiwaniami, to prosta droga do zgorzknienia.
PTTK uwielbiam i poznałam tam parę fajnych osób. Szkoda, że finanse i czas nie pozwalają na prawdziwe turystyczne szaleństwo
Navigare necesse est, vivere non est necesse.
A im bardziej się szuka to tym bardziej nie można znaleźć. Mam na myśli takie gorączkowo szukanie z podtekstem, o matko mam już x lat i jestem nadal sama, muszę kogoś znaleźć do wlentynek/wakacji/sylwestra, zapiszę się na kurs komputerowy, tam jest dużo panów, na pewno kogoś tam poznam. Znowu posłuży się przykładami swoich zameznych kolezanek- każda poznała swojego męża przypadkiem, wcale nie szukając. Musi być goto wówczas wewnętrzna, odpowiednie miejsce i czas. I wcale nie trzeba być dusza towarzystwa i obracać się wśród tysiąca osób.
Tak, co tydzień randka. Raz mi coś nie pasowało, raz jej. To po prostu widać, jak pyknie to pyknie. A jak nie, trudno. I nic na zakładkę, by nie było, że z jednej randki szedłem na drugą. Tzn raz tak było, ale to ze względu na odległość. I właśnie wtedy pyklo, wylądowaliśmy od razu o niej na kwadracie. Nie ma reguły, trzeba próbować. Przez wiele lat byłem sam, do czasu aż zrozumiałem, że szkoda życia na dłuższe rozbiegi. Już po paru zdaniach wiadomo czy będzie coś z tej mąki
To podejście mi się podoba. Kiedyś robiłam nagminnie ten błąd, że czułam, że z tego nic nie będzie, nawet koleżenstwa, ale uparcie trzymalam kontakt, bo miałam nadzieję, że jeszcze mi się odmienia uczucia. A poza tym uważałam, że jak będę wybredna, to zostanę sama.
Coś w tym jest, że już po paru pierwszych zdniach wiesz, czy chcesz się z daną osoba drugi raz spotkać czy też nie. Oczywiście potem też może być różnie, ale na razie nie wybiegam my aż tak do przodu,
Tak, co tydzień randka. Raz mi coś nie pasowało, raz jej. To po prostu widać, jak pyknie to pyknie. A jak nie, trudno. I nic na zakładkę, by nie było, że z jednej randki szedłem na drugą. Tzn raz tak było, ale to ze względu na odległość. I właśnie wtedy pyklo, wylądowaliśmy od razu o niej na kwadracie. Nie ma reguły, trzeba próbować. Przez wiele lat byłem sam, do czasu aż zrozumiałem, że szkoda życia na dłuższe rozbiegi. Już po paru zdaniach wiadomo czy będzie coś z tej mąki
Dla mnie "szkoda czasu..." brzmi jak desperacja, ale to kwestia osobistych preferencji.
Ten wspomniany pan też napomknął o odwiedzeniu mnie w domu (wie, gdzie mieszkam), ale odmówiłam, powiedziałam, że wobec wizyt prawie obcych mężczyzn mam mieszane uczucia. W odpowiedzi coś wspomniał, że może innym razem, więc z uśmiechem odparłam: "Wyjdzie w praniu". On też jakoś fajnie zażartował i zgodził się na "pranie". Cieszę się, że nie byłam nagabywana, bo nie cierpię nachalnych facetów.
Kiedyś znajomy z Badoo chciał mi się tak władować do chałupy. Odmawiałam lekko i żartobliwie, a ten dalej swoje - że zadzwoni do domofonu i powie, że listonosz, albo oknem wejdzie.
O nie, bratku!
Navigare necesse est, vivere non est necesse.
Dziękuję wszystkim za tak duży odzew.
U mnie to już tak długo trwa. Lata lecą i nic się nie zmienia.
To cholernie przykre.
Miałam niedawno taką sytuację, że zaczepił mnie na ulicy pewien mężczyzna, ok. 15 lat starszy. Zaproponował spotkanie dzień później. Bez wymiany telefonu, czegokolwiek. Spotkaliśmy się na drugi dzień. Kilka h przegadanych. Bardzo dobrze mi się rozmawiało. Ale traktowałam to spotkanie jak czysto kumpelskie. Mi on bardziej przypominał mojego zmarłego Tatę, który był również mądry jak on. Rozstaliśmy się bez wymiany kontaktu. Ja nie czułam takiej potrzeby.
Szkoda, że takie sytuacje nie dzieją się częściej, że się człowieka "zaczepia".
Dziękuję wszystkim za tak duży odzew.
U mnie to już tak długo trwa. Lata lecą i nic się nie zmienia.
To cholernie przykre.
Miałam niedawno taką sytuację, że zaczepił mnie na ulicy pewien mężczyzna, ok. 15 lat starszy. Zaproponował spotkanie dzień później. Bez wymiany telefonu, czegokolwiek. Spotkaliśmy się na drugi dzień. Kilka h przegadanych. Bardzo dobrze mi się rozmawiało. Ale traktowałam to spotkanie jak czysto kumpelskie. Mi on bardziej przypominał mojego zmarłego Tatę, który był również mądry jak on. Rozstaliśmy się bez wymiany kontaktu. Ja nie czułam takiej potrzeby.
Szkoda, że takie sytuacje nie dzieją się częściej, że się człowieka "zaczepia".
Wiesz, jeden tak trafi a inny nie.
Ja też ostatnio przegadalam z jednym mężczyzną całą drogę jadac pociągiem. Te 2 godziny minęły jak 5 minut. Wzięłam książkę, ale nawet do niej nie zajrzałam. Dawno mi się z obcym tak dobrze nie rozmawiało, jakbyśmy się znali od dawna. A Przeciez to był zupełnię obcy człowiek.
37 2018-06-24 14:44:07 Ostatnio edytowany przez puchaty34 (2018-06-24 14:44:42)
Dziękuję wszystkim za tak duży odzew.
U mnie to już tak długo trwa. Lata lecą i nic się nie zmienia.
To cholernie przykre.
Miałam niedawno taką sytuację, że zaczepił mnie na ulicy pewien mężczyzna, ok. 15 lat starszy. Zaproponował spotkanie dzień później. Bez wymiany telefonu, czegokolwiek. Spotkaliśmy się na drugi dzień. Kilka h przegadanych. Bardzo dobrze mi się rozmawiało. Ale traktowałam to spotkanie jak czysto kumpelskie. Mi on bardziej przypominał mojego zmarłego Tatę, który był również mądry jak on. Rozstaliśmy się bez wymiany kontaktu. Ja nie czułam takiej potrzeby.
Szkoda, że takie sytuacje nie dzieją się częściej, że się człowieka "zaczepia".
I tu poruszyłas najważniejsza kwestię, częstotliwość spotkań. Im więcej ludzi poznasz tym wieksza szansa, że pyknie. To proste jak konstrukcja cepa.
Nigdy nie byłam w prawdziwej długiej relacji. Zawsze to trwało chwilę moment. Brakuje mi tego. Mimo że się rozwijam, spełniam osobiście to chciałbym to dzielić z kimś.
To normalne pragnienie - życie u boku drugiego człowieka (o ile jest się dopasowanym), to może być wspaniałe doświadczenie.
Jeśli nie byłaś nigdy w relacji, to tym bardziej zrozumiałe. Jednak nie idealizuj zbytnio "bycia w parze". Każdy stan ma swoje plusy i minusy, co wielokrotnie było już ty na forum omawiane.
W każdym razie - powodzenia!
Jak mi się ktoś nie podoba, to nie podoba, ale czasami czuję, że czas mógłby zweryfikować moje uczucia, że może warto spróbować, poznać się, bo przecież nie zawsze "iskrzy" od razu. Większość panów jednak nie decyduje się na takie niezobowiązujące spotkania i rezygnuje ze znajomości.
Navigare necesse est, vivere non est necesse.
40 2018-06-24 14:48:01 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2018-06-24 14:48:38)
Jak mi się ktoś nie podoba, to nie podoba, ale czasami czuję, że czas mógłby zweryfikować moje uczucia, że może warto spróbować, poznać się, bo przecież nie zawsze "iskrzy" od razu. Większość panów jednak nie decyduje się na takie niezobowiązujące spotkania i rezygnuje ze znajomości.
A może nie o to chodzi, że nie chcą spotkań niezobowiązujących, tylko po prostu z ich strony też nie "pykło" i nie chcą tracić czasu na coś, czego dalszego ciągu nie widzą?
jagodas.1989 napisał/a:Nigdy nie byłam w prawdziwej długiej relacji. Zawsze to trwało chwilę moment. Brakuje mi tego. Mimo że się rozwijam, spełniam osobiście to chciałbym to dzielić z kimś.
To normalne pragnienie - życie u boku drugiego człowieka (o ile jest się dopasowanym), to może być wspaniałe doświadczenie.
Jeśli nie byłaś nigdy w relacji, to tym bardziej zrozumiałe. Jednak nie idealizuj zbytnio "bycia w parze". Każdy stan ma swoje plusy i minusy, co wielokrotnie było już ty na forum omawiane.
W każdym razie - powodzenia!
Staram się nie idealizować. Bo każdy stan ma swoje plusy i minusy, jak napisałaś. Ale to pragnienie rośnie, żeby móc kogoś kochać i żeby móc dzielić się dniem codziennym.
jagodas.1989 napisał/a:Dziękuję wszystkim za tak duży odzew.
U mnie to już tak długo trwa. Lata lecą i nic się nie zmienia.
To cholernie przykre.
Miałam niedawno taką sytuację, że zaczepił mnie na ulicy pewien mężczyzna, ok. 15 lat starszy. Zaproponował spotkanie dzień później. Bez wymiany telefonu, czegokolwiek. Spotkaliśmy się na drugi dzień. Kilka h przegadanych. Bardzo dobrze mi się rozmawiało. Ale traktowałam to spotkanie jak czysto kumpelskie. Mi on bardziej przypominał mojego zmarłego Tatę, który był również mądry jak on. Rozstaliśmy się bez wymiany kontaktu. Ja nie czułam takiej potrzeby.
Szkoda, że takie sytuacje nie dzieją się częściej, że się człowieka "zaczepia".I tu poruszyłas najważniejsza kwestię, częstotliwość spotkań. Im więcej ludzi poznasz tym wieksza szansa, że pyknie. To proste jak konstrukcja cepa.
Statystycznie tak, ale do życia to się ma średnio. Znowu posłużę się przykładami koleżanek. Swoich partnerów poznały i te, które były bardziej rozrywkowe i kompletne ciche myszki, które nie były specjalnie towarzyskie. Ot kwestia znalezienia się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Jedna koleżanka spóźniła się na swój zwykły autobus do pracy, a w następnym jechał jej przyszły mąż
Piegowata'76 napisał/a:Jak mi się ktoś nie podoba, to nie podoba, ale czasami czuję, że czas mógłby zweryfikować moje uczucia, że może warto spróbować, poznać się, bo przecież nie zawsze "iskrzy" od razu. Większość panów jednak nie decyduje się na takie niezobowiązujące spotkania i rezygnuje ze znajomości.
A może nie o to chodzi, że nie chcą spotkań niezobowiązujących, tylko po prostu z ich strony też nie "pykło" i nie chcą tracić czasu na coś, czego dalszego ciągu nie widzą?
A co to jest według Was to slynne "pykniecie"? Nidźcie proszę, bo to ważne.
44 2018-06-24 14:52:45 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-06-24 14:56:31)
Dziękuję wszystkim za tak duży odzew.
U mnie to już tak długo trwa. Lata lecą i nic się nie zmienia.
To cholernie przykre.
Miałam niedawno taką sytuację, że zaczepił mnie na ulicy pewien mężczyzna, ok. 15 lat starszy. Zaproponował spotkanie dzień później. Bez wymiany telefonu, czegokolwiek. Spotkaliśmy się na drugi dzień. Kilka h przegadanych. Bardzo dobrze mi się rozmawiało. Ale traktowałam to spotkanie jak czysto kumpelskie. Mi on bardziej przypominał mojego zmarłego Tatę, który był również mądry jak on. Rozstaliśmy się bez wymiany kontaktu. Ja nie czułam takiej potrzeby.
Szkoda, że takie sytuacje nie dzieją się częściej, że się człowieka "zaczepia".
A ja bym ten telefon wzięła. Co złego jest w czystym kumpelstwie z wartościowym, mądrym człowiekiem?
Wolę wyskoczyć na basen z kumplem niż płakać w czterech ścianach, że mój książę nie chce przyjechać
Navigare necesse est, vivere non est necesse.
Piegowata'76 napisał/a:Jak mi się ktoś nie podoba, to nie podoba, ale czasami czuję, że czas mógłby zweryfikować moje uczucia, że może warto spróbować, poznać się, bo przecież nie zawsze "iskrzy" od razu. Większość panów jednak nie decyduje się na takie niezobowiązujące spotkania i rezygnuje ze znajomości.
A może nie o to chodzi, że nie chcą spotkań niezobowiązujących, tylko po prostu z ich strony też nie "pykło" i nie chcą tracić czasu na coś, czego dalszego ciągu nie widzą?
Może i tak być, ale miewałam sytuacje, że chcieli się spotykać, pytali, co ja na to, ale ja wyraźnie ich informowałam, że nie jestem pewna swoich uczuć, chciałabym trochę czasu i spotkań. Wtedy panowie robili w tył zwrot.
Navigare necesse est, vivere non est necesse.
46 2018-06-24 14:57:54 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2018-06-24 14:59:48)
santapietruszka napisał/a:Piegowata'76 napisał/a:Jak mi się ktoś nie podoba, to nie podoba, ale czasami czuję, że czas mógłby zweryfikować moje uczucia, że może warto spróbować, poznać się, bo przecież nie zawsze "iskrzy" od razu. Większość panów jednak nie decyduje się na takie niezobowiązujące spotkania i rezygnuje ze znajomości.
A może nie o to chodzi, że nie chcą spotkań niezobowiązujących, tylko po prostu z ich strony też nie "pykło" i nie chcą tracić czasu na coś, czego dalszego ciągu nie widzą?
A co to jest według Was to slynne "pykniecie"? Nidźcie proszę, bo to ważne.
"Pyknięcie" to jest po prostu to, że czujesz, że ta druga osoba jest dla Ciebie interesująca na tyle, że chcesz znajomość kontynuować. Tylko żeby coś z tego wyszło, to pyknięcie musi być obustronne. Chodziło mi o to, że nawet jeśli Piegowata czuje, że może coś tam kiedyś, że warto - to przecież facet mógł akurat pomyśleć "no, sorry, ale mi się jednak nie podobasz", a nie że od razu chciałby nie wiadomo czego i niezobowiązujące spotkania go nie interesują. Ja jestem zdania, że jeśli od razu tej iskry nie ma, to ona się już nie zrobi, tu czas nie pomoże.
A z drugiej strony - jeśli nie pykło, a facet nie szuka koleżanki, bo pewnie ma ich już na tony, to po co miałby kontynuować znajomość?
A co to jest według Was to slynne "pykniecie"? Nidźcie proszę, bo to ważne.
No, właśnie.
Zastanawiam się, czy w ogóle kiedykolwiek to poczułam. Owszem wiedziałam, że mi się ktoś podoba, ale to za mało, żeby tak od razu po uszy się angażować.
Navigare necesse est, vivere non est necesse.
rossanka napisał/a:santapietruszka napisał/a:A może nie o to chodzi, że nie chcą spotkań niezobowiązujących, tylko po prostu z ich strony też nie "pykło" i nie chcą tracić czasu na coś, czego dalszego ciągu nie widzą?
A co to jest według Was to slynne "pykniecie"? Nidźcie proszę, bo to ważne.
"Pyknięcie" to jest po prostu to, że czujesz, że ta druga osoba jest dla Ciebie interesująca na tyle, że chcesz znajomość kontynuować. Tylko żeby coś z tego wyszło, to pyknięcie musi być obustronne. Chodziło mi o to, że nawet jeśli Piegowata czuje, że może coś tam kiedyś, że warto - to przecież facet mógł akurat pomyśleć "no, sorry, ale mi się jednak nie podobasz", a nie że od razu chciałby nie wiadomo czego i niezobowiązujące spotkania go nie interesują.
To myślę mniej więcej tak samo. Nie, że to od razu wielkie uczucie, ale tak jak piszesz, że chce się z tą osobą spotykać i mieć dalej kontakt. Jak jeszcze druga strona też tego chce to już super.
rossanka napisał/a:A co to jest według Was to slynne "pykniecie"? Nidźcie proszę, bo to ważne.
No, właśnie.
Zastanawiam się, czy w ogóle kiedykolwiek to poczułam. Owszem wiedziałam, że mi się ktoś podoba, ale to za mało, żeby tak od razu po uszy się angażować.
Przecież nikt nie mówi o angażowaniu się od razu i wybieraniu pierścionka zaręczynowego. To chodzi właśnie o to, czy ktoś Ci się na tyle spodobał, na tyle Cię zaciekawił, że chcesz go poznać bliżej. Czasem spotyka się ludzi, o których od razu wiadomo, że ok, wypijemy tą kawę, jak już tu przyszliśmy, ale drugiej nie będzie...
santapietruszka napisał/a:Piegowata'76 napisał/a:Jak mi się ktoś nie podoba, to nie podoba, ale czasami czuję, że czas mógłby zweryfikować moje uczucia, że może warto spróbować, poznać się, bo przecież nie zawsze "iskrzy" od razu. Większość panów jednak nie decyduje się na takie niezobowiązujące spotkania i rezygnuje ze znajomości.
A może nie o to chodzi, że nie chcą spotkań niezobowiązujących, tylko po prostu z ich strony też nie "pykło" i nie chcą tracić czasu na coś, czego dalszego ciągu nie widzą?
A co to jest według Was to slynne "pykniecie"? Nidźcie proszę, bo to ważne.
Oczywiście subiektywnie. Pyknięcie jest wtedy, gdy uśmiecham się do siebie na myśl o kolejnym spotkaniu. Gdy siedzimy razem, uśmiechamy się do siebie i nie ma poczucia niezręczności z trwającej ciszy.
jagodas.1989 napisał/a:Dziękuję wszystkim za tak duży odzew.
U mnie to już tak długo trwa. Lata lecą i nic się nie zmienia.
To cholernie przykre.
Miałam niedawno taką sytuację, że zaczepił mnie na ulicy pewien mężczyzna, ok. 15 lat starszy. Zaproponował spotkanie dzień później. Bez wymiany telefonu, czegokolwiek. Spotkaliśmy się na drugi dzień. Kilka h przegadanych. Bardzo dobrze mi się rozmawiało. Ale traktowałam to spotkanie jak czysto kumpelskie. Mi on bardziej przypominał mojego zmarłego Tatę, który był również mądry jak on. Rozstaliśmy się bez wymiany kontaktu. Ja nie czułam takiej potrzeby.
Szkoda, że takie sytuacje nie dzieją się częściej, że się człowieka "zaczepia".A ja bym ten telefon wzięła. Co złego jest w czystym kumpelstwie z wartościowym, mądrym człowiekiem?
Wolę wyskoczyć na basen z kumplem niż płakać w czterech ścianach, że mój książę nie chce przyjechać
Tylko, że ja widziałam, że na tym mężczyźnie zrobiłam duże wrażenie i rzucał aluzje. A ja tak jak wspomniałam, chciała porozmawiać.
52 2018-06-24 15:09:21 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-06-24 15:12:52)
Piegowata'76 napisał/a:rossanka napisał/a:A co to jest według Was to slynne "pykniecie"? Nidźcie proszę, bo to ważne.
No, właśnie.
Zastanawiam się, czy w ogóle kiedykolwiek to poczułam. Owszem wiedziałam, że mi się ktoś podoba, ale to za mało, żeby tak od razu po uszy się angażować.Przecież nikt nie mówi o angażowaniu się od razu i wybieraniu pierścionka zaręczynowego. To chodzi właśnie o to, czy ktoś Ci się na tyle spodobał, na tyle Cię zaciekawił, że chcesz go poznać bliżej. Czasem spotyka się ludzi, o których od razu wiadomo, że ok, wypijemy tą kawę, jak już tu przyszliśmy, ale drugiej nie będzie...
Och, ile ja miałam już takich spotkań, że gość wydawał się całkiem-całkiem, zaciekawiał mnie i miałam ochotę na kolejną kawę, spotkanie i poznawanie się. Ale zawsze coś mnie zrażało. Albo facet zupełnie nieznajomy, skądinąd sprawiający przyjemne wrażenie, widząc mnie pierwszy raz na oczy, już się zabierał do całowania na spacerze, albo inny napisał że mój biust wydaje mu się obiecujący. No, sorry... ja bardzo lubię różne przekomarzanki, żarty i wygłupy, i przytulania, ale nie z obcymi facetami.
Moje randki w ciemno rozbijały się głównie o to zagadnienie. Ale sorry, bo zaczynam off-top (tak to się nazywa?).
Navigare necesse est, vivere non est necesse.
Tylko, że ja widziałam, że na tym mężczyźnie zrobiłam duże wrażenie i rzucał aluzje. A ja tak jak wspomniałam, chciała porozmawiać.
Aha, rozumiem.
Navigare necesse est, vivere non est necesse.
54 2018-06-24 15:13:21 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2018-06-24 15:15:37)
Och, ile ja miałam już takich spotkań, że gość wydawał się całkiem-całkiem, zaciekawiał mnie i miałam ochotę na kolejną kawę, spotkanie i poznawanie się. Ale zawsze coś mnie zrażało. Albo facet zupełnie nieznajomy, skądinąd sprawiający przyjemne wrażenie, widząc mnie pierwszy raz na oczy, już się zabierał do całowania, albo inny napisał że mój biust wydaje mu się obiecujący. No, sorry... ja bardzo lubię różne przekomarzanki, żarty i wygłupy, ale nie z obcymi facetami.
Moje randki w ciemno rozbijały się głównie o to zagadnienie. Ale sorry, bo zaczynam off-top (tak to się nazywa?).
Piegowata, ale nawet pomijając aluzje erotyczne - czasem po prostu w zwykłej rozmowie już widać, że to nie to, że nie pyka, że jakoś tak nie pasuje gadka z tym człowiekiem, niby jest miło i sympatycznie, nikt nikomu krzywdy nie robi - ale to jednak nie to. I to działa w dwie strony - może Tobie nie pyknąć, a może nie pyknąć facetowi, no, wybaczcie, ale nie jesteśmy aż tak idealne jako kobiety, żeby pykać zawsze i wszystkim
Ty masz taki charakter, że chciałabyś dać czas, zweryfikować, poczekać, bo może pyknie - ale większość ludzi, jak nie pyka, to po prostu rezygnuje, bo nie widzi w tym sensu. Ja akurat też do takich należę, ja nie wierzę akurat, że coś może wyjść po czasie, skoro od razu nie pyka.
santapietruszka napisał/a:Piegowata'76 napisał/a:No, właśnie.
Zastanawiam się, czy w ogóle kiedykolwiek to poczułam. Owszem wiedziałam, że mi się ktoś podoba, ale to za mało, żeby tak od razu po uszy się angażować.Przecież nikt nie mówi o angażowaniu się od razu i wybieraniu pierścionka zaręczynowego. To chodzi właśnie o to, czy ktoś Ci się na tyle spodobał, na tyle Cię zaciekawił, że chcesz go poznać bliżej. Czasem spotyka się ludzi, o których od razu wiadomo, że ok, wypijemy tą kawę, jak już tu przyszliśmy, ale drugiej nie będzie...
Och, ile ja miałam już takich spotkań, że gość wydawał się całkiem-całkiem, zaciekawiał mnie i miałam ochotę na kolejną kawę, spotkanie i poznawanie się. Ale zawsze coś mnie zrażało. Albo facet zupełnie nieznajomy, skądinąd sprawiający przyjemne wrażenie, widząc mnie pierwszy raz na oczy, już się zabierał do całowania, albo inny napisał że mój biust wydaje mu się obiecujący. No, sorry... ja bardzo lubię różne przekomarzanki, żarty i wygłupy, ale nie z obcymi facetami.
Moje randki w ciemno rozbijały się głównie o to zagadnienie. Ale sorry, bo zaczynam off-top (tak to się nazywa?).
To działa w obie strony. Też miałem spotkania, gdzie dziewczyna się mnie pyta czy mam dużego. Albo łapie mnie tu i tam. Ilość idzie w jakość...
...żeby pykać zawsze i wszystkim
Aaaa!!! Ty jak co powiesz...
Ale masz rację. Tu się odzywa mój sławetny zgrzyt.
Jednak dobrze, że z Wami rozmawiam, choć mnie to czasem peszy.
Navigare necesse est, vivere non est necesse.
santapietruszka napisał/a:Piegowata'76 napisał/a:No, właśnie.
Zastanawiam się, czy w ogóle kiedykolwiek to poczułam. Owszem wiedziałam, że mi się ktoś podoba, ale to za mało, żeby tak od razu po uszy się angażować.Przecież nikt nie mówi o angażowaniu się od razu i wybieraniu pierścionka zaręczynowego. To chodzi właśnie o to, czy ktoś Ci się na tyle spodobał, na tyle Cię zaciekawił, że chcesz go poznać bliżej. Czasem spotyka się ludzi, o których od razu wiadomo, że ok, wypijemy tą kawę, jak już tu przyszliśmy, ale drugiej nie będzie...
Och, ile ja miałam już takich spotkań, że gość wydawał się całkiem-całkiem, zaciekawiał mnie i miałam ochotę na kolejną kawę, spotkanie i poznawanie się. Ale zawsze coś mnie zrażało. Albo facet zupełnie nieznajomy, skądinąd sprawiający przyjemne wrażenie, widząc mnie pierwszy raz na oczy, już się zabierał do całowania na spacerze, albo inny napisał że mój biust wydaje mu się obiecujący. No, sorry... ja bardzo lubię różne przekomarzanki, żarty i wygłupy, i przytulania, ale nie z obcymi facetami.
Moje randki w ciemno rozbijały się głównie o to zagadnienie. Ale sorry, bo zaczynam off-top (tak to się nazywa?).
Czyli nie pykło, bo inaczej miałabyś ochotę na dalszą znajomość.
To u mnie rzadko pyka, ale jeśli już, to na całego.
Ja jestem zdania, że jeśli od razu tej iskry nie ma, to ona się już nie zrobi, tu czas nie pomoże.
Ja tak mam.
To działa w obie strony. Też miałem spotkania, gdzie dziewczyna się mnie pyta czy mam dużego. Albo łapie mnie tu i tam. Ilość idzie w jakość...
No, ładnie...
Raz mi kolega opowiadał o jednej takiej randkowiczce, która wręcz zaczęła się do niego dobierać.
Navigare necesse est, vivere non est necesse.
60 2018-06-24 15:21:52 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-06-24 15:30:51)
U mnie długo jeszcze nie "pyknie", jestem nieufna.
Ale pan antykwariusz to ciekawy człowiek Na kawę pójdę, czemu nie
O ile kawa dojdzie do skutku oczywiście.
Navigare necesse est, vivere non est necesse.