Mam pytanie. Po koszmarnych związkach, rozstaniach, rozwodach... co Was uratowało, dało nadzieję, siły? Rodzina, przyjaciele, wewnętrzna siła, wiara? Może Wasze hobby, pasje? Może ulubiony song, film, książka?
Uratowało przed czym?
Mnie jeszcze nic szukam cały czas tego czegoś...
Póki co ja muzyki słuchać nie mogę, książek czytać również ani oglądać filmów chyba brak skupienia..
Uratowało przed czym?
Przed obłędem...
Co dodało sił po traumie? Co sprawiło, że odzyskaliście siły, chęć do życia i by znów zaufać?
Iceni napisał/a:Uratowało przed czym?
Przed obłędem...
Co dodało sił po traumie? Co sprawiło, że odzyskaliście siły, chęć do życia i by znów zaufać?
Moze świadomość, ze mam jedno życie? I że w tym życiu to ja jestem glownym bohaterem? Ze bez przystojnego ksiecia przy boku jestem wciąż tą samą osobą? Że będąc sama w rzeczywistości mogę się lepiej rozwijać niż mogłam z nieodpowiednią osobą przy boku?
Bo wlasciwie tak naprawdę to co się stało? Nadal żyję, nadal mogę robić to samo, co 10 lat temu wiec dlaczego mialabym tego nie robić?...
Coombs napisał/a:Iceni napisał/a:Uratowało przed czym?
Przed obłędem...
Co dodało sił po traumie? Co sprawiło, że odzyskaliście siły, chęć do życia i by znów zaufać?Moze świadomość, ze mam jedno życie? I że w tym życiu to ja jestem glownym bohaterem? Ze bez przystojnego ksiecia przy boku jestem wciąż tą samą osobą? Że będąc sama w rzeczywistości mogę się lepiej rozwijać niż mogłam z nieodpowiednią osobą przy boku?
Bo wlasciwie tak naprawdę to co się stało? Nadal żyję, nadal mogę robić to samo, co 10 lat temu wiec dlaczego mialabym tego nie robić?...
Wiem o czym piszesz... Te ściąganie w dół, kłody pod nogi.. Życie.
mi dalo silę juz samo to, że po rozstaniu wielki, olbrzymi , ciezki kamień spadl mi wtedy z serca....o ktorym wcześniej nie wiedzialam, że go mam....
Wiara w siebie i przekonanie, że nie ma dla mnie ważniejszej osoby niż ja sama.
9 2018-05-09 09:40:32 Ostatnio edytowany przez SonyXperia (2018-05-09 09:40:50)
Duma. Poczucie osobistej godności i wartości.
Sport! Tylko tyle, i aż tyle.
Czas zrobił swoje
Duma. Poczucie osobistej godności i wartości.
Tak, wlasnie to. Plus sport.
Mam pytanie. Po koszmarnych związkach, rozstaniach, rozwodach... co Was uratowało, dało nadzieję, siły? Rodzina, przyjaciele, wewnętrzna siła, wiara? Może Wasze hobby, pasje? Może ulubiony song, film, książka?
Uratowało? zależy przed czym. Ale jedno jest pewne w każdej sytuacji musi zwyciężać rozsądek i dbałość o własne dobro i jako takie szczęśliwe życie. Emocje należy odrzucać zawsze na drugi plan,bo one nigdy do niczego dobrego nie prowadzą.
ja sama
Staram się być dobrym człowiekiem we wszystkich relacjach ogólnoludzkich, więc zawsze sobie mówię, kiedy nie wyjdzie - że widocznie stać mnie na więcej. Że musiało być źle, żeby spotkało mnie coś lepszego i żebym umiała to docenić. I ta wiara w to, że będzie lepiej, pcha mnie do przodu.
Psycholog. Dopiero mając świadomość tego, że ktoś mnie zbiera z podłogi byłam w stanie sama się ogarniać.
A ja niezmiennie i z uporem maniaka - klin klinem - i przechodzi jak ręką odjął, a przede wszystkim człowiek daje sobie szansę
na bycie szczęśliwym, zamiast taplać się w bagnie na własne życzenie, tak jak tu jest w sąsiednim dziale taki wątek,
gdzie ludzie całymi LATAMI rozpamiętują, klepiąc się wzajemnie po plecach jak to im w życiu jest źle i niedobrze...
No pewnie że jest, a jak ma być inaczej, kiedy zamiast próbować z tego wyjść, to specjalnie się nakręcają i ten stan przeciągają.
Jeszcze nic, ale pracuję nad tym...
19 2018-05-10 09:42:27 Ostatnio edytowany przez SonyXperia (2018-05-10 09:42:48)
A ja niezmiennie i z uporem maniaka - klin klinem - i przechodzi jak ręką odjął, a przede wszystkim człowiek daje sobie szansę
na bycie szczęśliwym, zamiast taplać się w bagnie na własne życzenie, [...].
Zasadniczo się z tym zgadzam, ważne jednak, aby nie był to klin na siłę, żeby zamiast klina nie wyszedł plaster na ranę.
20 2018-05-10 11:15:54 Ostatnio edytowany przez terazszczesliwa (2018-05-10 11:18:48)
Co mnie uratowalo? Na pewno syn, przedszkolakiem jeszcze byl musiala sie ogarnac, wyjechac tam gdzie sie urodzil i czul dobrze, wziac sie w kupe i wio a potem juz poszlo. Jestem gdzie byc chcialam i ten kamien z serca o ktorym jak ktos wczesniej pisal i tez nie wiedziala ze go mam czy pozbierala bym sie sama dla siebie? pewnie tak ale nie w takim tempie.
Klin u mnie odpadal za bardzo bylam poturbowana zeby ktos to nosil na barkach bo na milion procent przelala bym bolaczki na 2 czlowieka albo tak sie pozamykala ze nikt by ze mna nie wytrzymal zreszta mialam odrzut od zwiazkow na dluzszy czas.
Mam pytanie. Po koszmarnych związkach, rozstaniach, rozwodach... co Was uratowało, dało nadzieję, siły? Rodzina, przyjaciele, wewnętrzna siła, wiara? Może Wasze hobby, pasje? Może ulubiony song, film, książka?
W życiu ratuje mnie głównie wrodzony rozsądek i inteligencja, dzięki temu zawsze wiedziałam, żeby nie wiązać się z idiotami, i dlatego nie mam historii dramatycznych ani patologicznych związków.
22 2018-05-10 16:02:59 Ostatnio edytowany przez terazszczesliwa (2018-05-10 16:04:31)
Coombs napisał/a:Mam pytanie. Po koszmarnych związkach, rozstaniach, rozwodach... co Was uratowało, dało nadzieję, siły? Rodzina, przyjaciele, wewnętrzna siła, wiara? Może Wasze hobby, pasje? Może ulubiony song, film, książka?
W życiu ratuje mnie głównie wrodzony rozsądek i inteligencja, dzięki temu zawsze wiedziałam, żeby nie wiązać się z idiotami, i dlatego nie mam historii dramatycznych ani patologicznych związków.
po 1 piszesz nie na temat tylko po to zeby pokazac jaka super jestes
po 2 wow szacun ile masz lat 95? bo jesli 23 to sorry ale o jakiej Ty historii zwiazkow piszesz? w wieku 23 lat tez bylam taka hej do przodu nawet 10 lat pozniej tez a potem jak nie pierdyklo
Nie mam akurat 23, po prostu nigdy nie chciało mi się zmienić wieku na forum. Nieszczęście w życiu to jest, jak przyjdzie wojna, dopadnie człowieka poważna choroba albo urodzi mu się niepełnosprawne dziecko. Zły związek to nie potop, nie bierze się z powietrza, to niestety konsekwencja naszych własnych działań. Dlatego zamiast przeżywać takie rzeczy, a potem szukać ratunku, lepiej nie pakować się w takie związki albo szybko z nich uciekać.
Nie mam akurat 23, po prostu nigdy nie chciało mi się zmienić wieku na forum. Nieszczęście w życiu to jest, jak przyjdzie wojna, dopadnie człowieka poważna choroba albo urodzi mu się niepełnosprawne dziecko. Zły związek to nie potop, nie bierze się z powietrza, to niestety konsekwencja naszych własnych działań. Dlatego zamiast przeżywać takie rzeczy, a potem szukać ratunku, lepiej nie pakować się w takie związki albo szybko z nich uciekać.
a widzisz to ja mialam nieszczescie bo jak syn zachorowal to tatus sie wymiksowal - nie wytrzymal a 9 lat wczesniej bylo wszystko super wiec nie mow hop, gdyby nie kliniki 2 lata biegania po lekarzach zamiast normalnego zycia pewnie nadal by bylo ok, wiec tak czasem malzenstwo moze rozwalic nieszczescie a nie zly wybor partnera bo tego nie wiesz jak sie zachowa dopuki nie stanie w syt krytycznej, tego nawet sama o sobie nie wiesz.
Wybacz ze zle trafilam z wiekiem zmylilo mnie to podejscie do zycia jeszcze u 23 latki do przelkniecia bo dziewcze u progu doroslosci.
25 2018-05-10 20:59:02 Ostatnio edytowany przez Entropia (2018-05-10 21:00:06)
Współczuję, rzeczywiście spotkało Cię coś złego. Choć Twój mąż się nie popisał.
Powiem Ci, że gdy miałam 20 lat byłam bliższa traktowania złych związków i rozstań jak powodzi. Im dłużej żyję na tym świecie, tym bardziej jednak przekonuję się, że w większości jesteśmy kowalami swego losu. Wiadomo, że komuś może urodzić się chore dziecko jak Tobie albo w ogóle można przyjść na świat w kraju, w którym zamiast wysłać Cię do szkoły, wydadzą Cię za mąż, bo jesteś dziewczynką. Wtedy nic nie zrobisz, po prostu przegrałaś na loterii życia. Ale im więcej widzę takich prawdziwych nieszczęść, tym mniej mam współczucia dla kobiet, których dramat wynika z tego, że wyszły za idiotę/egoistę/bubka. Nie trzeba być w związku, to żaden obowiązek. Czasy, w których trzeba było za kogoś wyjść, na szczęście na naszej szerokości geograficznej minęły. Niestety większość rozwodów, które w życiu widziałam, była wizualizacją zasady: jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Trochę więcej myślenia, a tych "dramatów" byłoby mniej.
Dobre pytanie. Z pewnością najbliższa rodzina, przyjaciele, książki, rozmowy z ludźmi, którzy przeszli podobne rzeczy jak ja, akupresura. Postronni mówili, że wewnętrzna siła. Wizja życia porozwodowego. I czas.