Witajcie. Jestem świeżo po zakończeniu toksycznego związku. Nie było w nim przemocy fizycznej ale zdarzała się agresja słowna, brak szacunku, chorobliwa zazdrość.. Zresztą co będę mówić, same na pewno najlepiej wiecie jak to wygląda.
Jednak chyba tym co najbardziej mnie boli w tym wszystkim jest to jak wyglądało nasze rozstanie... Ja chciałam rozstać się jak ludzie, porozmawiać, bez nienawiści.. Przecież mamy ze sobą tyle pięknych wspomnień i wspólnie przeżytych lat. Chciałam rozstać się "z klasą", z szacunkiem, po rozmowie, bez nerw. Ale niestety nie było to możliwe. Mój partner powiedział, że mnie nienawidzi, krzyczał, w ogóle nie rozumiał moich argumentów, nie chciał słuchać, zrzucił całą winę na mnie, nie przyznał się nawet do najmniejszego błędu, wyszło, że to ja jestem ta najgorsza.. Jak zwykle zresztą.
Strasznie mnie boli to że nie rozstaliśmy się w neutralnej atmosferze, tylko takiej okropnej. Ja naprawdę próbowałam rozmawiać ale jak grochem o ścianę... Teraz na pewno będzie przy rodzinie i znajomych robił ze mnie najgorszą, dziwkę, latawicę która go zostawiła i złamała mu serce... A przecież to wszystko nieprawda...
A jak wyglądało to u was? Też tak dramatycznie czy udało się po ludzku? Mnie strasznie boli, że z moim partnerem się tak nie udało...