Historii ciąg dalszy....
Mogłabym pisać epopeję, ostatnio doszłam do wniosku że nienawidzę szwagierki. To jest pierwsza osoba, którą nienawidzę - wkurza mnie i dobija.
Sobota - fajny dzień z mężem i dzieckiem, siedzimy w domku pełen relaksik i nagle dzwoni ONA że niby jej partner wyrzucił ją z domu z psem. Fakt fatkem nikt tym psem się nie opiekuje, tzn. ona sika wszędzie, w domu dziecko niepełnosprawne, partner nigdy nie chciał mieć psa ale został postawiony przed faktem dokonanym, więc już się wkurzył i kazał wynieść tego psa. Jednak ona zapłakana dzwoni do mojego męża, więc już atmosfera się zepsuła. Ja już wkurzona na maxa poleciałam do jej domu i powiedziałam jej parnterowi bez osądzania, że jeszcze raz usłysze o jakiś awanturach to dzwonię na policję. Plus oczywiście były narzekania każda na drugą strone. Jeżeli nie potrafią się dogadać to niech się zdecydują na rozstanie, albo idą do centrum pomocy rodzinie. Podałam konkretne rozwiązania i to samo zakomuniowałam w szwagierce po powrocie do domu Na to ona patrzy się na mnie jak ciele na malowane wrota i raczej takiej odpowiedzi się nie spodziewała. Na to ja, że czego ona oczekuje po moim męzu - jakiej reakcji, bo ja już nie wiem. Na to że ona nie wie. Powiedziałam, że jak będzie chciała się pożalić i nic nie robić to niech dzwoni do koleżanek. Powiedziałam, że jak chcą psa oddać to nawet ja popilnuję dziecka itd itd. No nie radzą sobie nad niczym. Jednak nie mnie to oceniać.
Akt 2 sobota popołudniu. Telefon, czy nie zawiozę szwagierki do szpitala - ona nadal w ciąży. Na to ja oki to mogę zrobić, nawet jej torbę niosłam, chociaż sama byłam po złamaniu ręki. Ona 32 tydzień i ma problemy, ale się nie dziwię bo ona pali w ciąży. To mnie tak wkurza na maxa. Wie że ma problemy i w poprzednich ciążach też były ale ona nic z tego nie robi, plus pali papierosy, więc uważam że na własne życzenie tak poszła. Przyjechałam do domu, i znów telefon do męża - partner zajmował się synkiem, czy nie mogłabym przyjechać bo ona nie ma tego tego i tego i nic do jedzenia. Wkurzyłam się ale pojechałam, zawiozłam jedzenie, ale z nią nie posiedziałam, bo tak mi działała na nerwy. W między czasie mówiłam jej że z 3 dzieci nie da rady z psem, no i jak dojadą do lekarza od małego ----> autystyk, na to ona mam nadzieję że w żartach " że pożyczą mój samochód" Gdy jechałam drugi raz to w szpitalu mi powiedziała że ta najstarsza córka też chciała przyjechać, i musiała jej powiedzieć że pojechałam. Dodam że ta córka ma 14 lat a szpital jest 4 przystanki od miejsca zamieszkania plus ma darmowe bilety. No po prostu szkoda gadać. Jeszcze mój mąż się pyta mnie czy ona mówiła coś o pilnowaniu młodego, bo ten partner musi zrobić zakupy. Na to że nie mówiła, a ona napisała do mojego meża. Ja ją mam zablokowaną, bo ona potrafiła dzwonić do mnie codziennie i godzinę narzekać.
Akt 3 Niedziela rano, budzi mnie sms od partnera mojej szwagierki ----> skopiował mi smsy jakie ona mu wysłała i mnie szokło - ile tam jadu i wulgaryzmów. Dodam że tak on do mnie nie pisał, wysłał próbkę i powiedział że więcej nie bedzie pisał. Dlatego ja się mieszać nie będę, ale jest mi trudno odmawiać pomocy wiedząć że za bardzo nie mają na kogo liczyć, ale ja też nie liczę na kogoś co chwila w pomocy. Robię naprawdę wszystko, by kogoś nie wykorzystywać i np. jadę ze złamaną ręką autem bo nie chcę by ktoś musiał po nie jechać, dodatkowo jadę po zgrzewki wody do sklepu by mąż nie musiał nosić ze sklepu.
Mam w sobie tyle emocji, że sama siebie nie poznaję. Teraz mam wyrzuty sumienia, bo może powinnam pomóc... Skąd u mnie to "powinna", chyba by mąż mnie docenił, ale on powiedział, że nie muszę jednak we mnie to siedzi