Post powstał jako odpowiedź dla przedszkolanki nie umiejącej sobie poradzić z problematycznym dzieckiem. Ale warto temat potraktować osobno. Chętnie porozmawiam z osobami mającymi trudności z dzieckiem. Wymienię się doświadczeniem z koleżankami po fachu ale również bardzo chętnie z rodzicami. Będę opisywać realizowanie w życiu codziennym tego, o czym piszę. To nie będzie poradnik tylko rozmowa. Nie chcę dawać gotowych rad, niech to będzie koleżeński dialog, wymiana myśli. Oczywiście imiona dzieci będą zmienione.
Od lat prowadzę grupy przedszkolne dla 5-cio i 6-ciolatków. Rodzice dzieci z problemami najczęściej nie współpracują ze mną bagatelizując istotne dla ich dzieci sprawy. Moje grupy nie są integracyjne choć nieformalnie są. Co roku są w nich dzieci trudne, z różnymi dysfunkcjami, najczęściej emocjonalnymi wynikającymi z rozmaitych przyczyn, np. przebodźcowania. Jestem jedynym nauczycielem-wychowawcą, nie mam żadnej pomocy. Często zdarzają się dzieci głuchonieme, upośledzone w stopniu lekkim, dzieci alkoholików itp. U każdego z moich byłych wychowanków rodzice zauważali znaczną poprawę w zachowaniu i funkcjonowaniu dziecka. Przede wszystkim zaś wielką chęć chodzenia na zajęcia. Z czego ta chęć wynika? Z miłej, przyjaznej dla KAŻDEGO dziecka atmosfery, wsparcia i pomocy w trudnych dla niego chwilach, sporej dawki poczucia humoru na co dzień, wyrozumiałości i życzliwości także dla rodziców, wielu rozmów prowadzonych w tonie zrozumienia. Najczęściej mam do czynienia z zaburzeniami w zachowaniu dzieci, agresją, lękliwością, nadpobudliwością psychoruchową. Pośród objawów zaburzeń najczęstsze są te fizjologiczne. W tym roku mam także dziecko 6-cioletnie, które nie radzi sobie z toaletą. Od września sytuacja poprawiła się. Co takiego zrobiłam? Nic szczególnego. Pozwalam wychodzić do toalety zawsze, kiedy potrzeba jest jeszcze niezbyt dokuczliwa, dziecko ma wsparcie i w czasie zajęć i zabaw, jest chwalone za najmniejsze sukcesy, inne dzieci pomagają mu w różnych sytuacjach-nie wyśmiewają tylko wspierają. Mówię do dziecka tonem łagodnym, spokojnym, życzliwym. Wiele czynności wykonuje samo, coraz chętniej. Od lat wiem z doświadczenia, że nie trzeba nieludzkiego wysiłku aby dziecku skutecznie pomóc. Zawsze buduję przyjazną atmosferę wśród dzieci, co roku od nowa i każdego dnia. Tworzę więzi, które trwają przez lata. Mam w placówce wielu młodych przyjaciół. Rodzice, których starsze dzieci były w mojej grupie starają się umieścić u mnie także swoje młodsze pociechy. Wielu z nich nawet po latach chętnie ze mną rozmawia, widać, że są życzliwi, bo pamiętają jeszcze moją życzliwość i wyrozumiałość. Starsi wychowankowie specjalnie do mnie przychodzą w odwiedziny, pogadać. Czują się u mnie dobrze, swobodnie. Często dzieci i rodzice zaczepiają mnie na ulicy, w sklepie itp. z dużą życzliwością. Widzę także jak wiele moich koleżanek spotyka się z niechęcią i wulgarnym słowem pod ich adresem od byłych wychowanków. Nieraz słychać za drzwiami krzyki nauczyciela na dzieci, czasem nawet płacz… W tym zawodzie wylewanie swoich osobistych frustracji na dzieci nie może mieć miejsca. Przynosi złe efekty wychowawcze czyli szkodzi dzieciom. A przecież nie dla siebie pracujemy, staramy się lecz dla dzieci miejmy więc do nich ludzkie podejście. Kiedyś praktykowałam u pani , która pisała pracę doktorską nt dobrego traktowania dzieci a te uciekały przed nią pod stół co wcale jej nie przerażało. Uważała to za normę a nawet chełpiła się, że ma taki posłuch wśród dzieciaków.
4-latek z Zespołem Aspergera nie chce korzystać ani z nocnika, ani z toalety. Chodzi do przedszkola, do grupy integracyjnej. Próbowaliśmy już wszystkiego, Panie w przedszkolu również.
Jakieś pomysły?
Miałam podobną dziewczynkę rok temu. Osiągnęła znaczny postęp. W tym roku też mam podobną ale jeszcze za wcześnie by cokolwiek powiedzieć. Jestem ciekawa jakie metody zastosowałaś lub zastosowałyście skoro nie sprawdziły się. Napisz kilka słów.
Głównie zachęcanie i pochwały bez monotonnego trucia co 5 min pt. "chcesz siusiu?".
Wybrał sobie sam nocnik, przez jakiś czas się nim bawił. Siadał w ubraniu, etc. Żadnych efektów. Próbowaliśmy też z deską do toalety. Chodził z nami do łazienki, obserwował. NIC to nie dało. Rozmowy, książeczki specjalne też nic. Chodzi do psychiatry i psychologa, w przedszkolu ma trening czystości. Myśleliśmy, że może przy innych dzieciach zrobi postęp, ale nic z tego.
Psychiatra twierdzi, że jeszcze nie jest gotowy. To kiedy będzie?
5 2017-11-11 16:00:31 Ostatnio edytowany przez pogodnaMaria (2017-11-11 16:05:03)
Przy podejściu „próba nr 1 z nocnikiem”, „próba nr 2 z książeczką” itp. a generalnie panie „mają problem i chcą rozwiązać swój kłopot i niewygodę”, a zapominają o problemie dziecka i o dziecku, które ma dojrzeć. Stworzenie atmosfery akceptacji dziecka to nie to samo co codzienne nakazy i zakazy, a także chęć pozbycia się problemu, dla świętego spokoju. Trzeba spowodować aby dziecko chętnie chodziło do przedszkola i czuło się w nim dobrze, swobodnie. Jest to oczywiście PROCES czyli coś co trwa, wymaga czasu. Przy niedojrzałości dziecka efekt na pewno nie będzie natychmiastowy ale stopniowo następuje poprawa na skutek chęci poprawy . Ogromny wpływ na motywację do zmian ma atmosfera w domu. Dziecko powinno mieć zaufanie do domowników, inaczej trudno o zaufanie do pani w przedszkolu. Zanim zaczniesz oczekiwać zbuduj zaufanie. Nie należy zapominać , że dziecko doskonale wyczuwa intencje dorosłych i celowo robi im na złość, jeśli ich nie lubi lub nie chce zastosować się do ich oczekiwań.
Przy podejściu „próba nr 1 z nocnikiem”, „próba nr 2 z książeczką” itp. a generalnie panie „mają problem i chcą rozwiązać swój kłopot i niewygodę”, a zapominają o problemie dziecka i o dziecku, które ma dojrzeć. Stworzenie atmosfery akceptacji dziecka to nie to samo co codzienne nakazy i zakazy, a także chęć pozbycia się problemu, dla świętego spokoju. Trzeba spowodować aby dziecko chętnie chodziło do przedszkola i czuło się w nim dobrze, swobodnie. Jest to oczywiście PROCES czyli coś co trwa, wymaga czasu. Przy niedojrzałości dziecka efekt na pewno nie będzie natychmiastowy ale stopniowo następuje poprawa na skutek chęci poprawy . Ogromny wpływ na motywację do zmian ma atmosfera w domu. Dziecko powinno mieć zaufanie do domowników, inaczej trudno o zaufanie do pani w przedszkolu. Zanim zaczniesz oczekiwać zbuduj zaufanie. Nie należy zapominać , że dziecko doskonale wyczuwa intencje dorosłych i celowo robi im na złość, jeśli ich nie lubi lub nie chce zastosować się do ich oczekiwań.
Czyli jednym słowem nie masz dla mnie żadnej rozsądnej rady. Bo to, co piszesz, to jest dla mnie jasne już od dawna.
Cyngli, a Twój syn mówi może co mu nie pasuje w załatwianiu się w toalecie?
Cyngli, a Twój syn mówi może co mu nie pasuje w załatwianiu się w toalecie?
Niestety nie, choć staraliśmy się dowiedzieć na wszystkie możliwe sposoby. Jak tylko próbujemy go zachęcić, to od razu jest nie i sprzeciw totalny.
A przeszkadza mu chodzenie w mokrych spodniach, czy nie? Bo może jeżeli by mu przeszkadzało, to dać mu to trochę dłużej odczuć. Może go to przekona...
A przeszkadza mu chodzenie w mokrych spodniach, czy nie? Bo może jeżeli by mu przeszkadzało, to dać mu to trochę dłużej odczuć. Może go to przekona...
Niestety nie przeszkadza. Jak każde dziecko z ZA, ma problem z odczuwaniem pewnych bodźców.
11 2017-11-12 10:02:24 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2017-11-12 10:03:55)
Cyngli, mogę jedynie Ci napisać, że po pół roku pełnej współpracy z paniami w nowym w przedszkolu u nas wreszcie się udało
Panie konsekwentnie zabierały małego co godzinę do toalety, nie umiem powiedzieć, w jaki dokładnie sposób "zmuszały" go, żeby usiadł - ale jakoś to ogarnęły (na pewno nie siłą ) i w końcu w domu również zaczął. Być może wpływ u nas też miała akurat przeprowadzka i zmiana kibelka, bo to akurat się zbiegło w czasie, trudno mi powiedzieć.
Z tym, że panie w przedszkolu od razu zdjęły mu pampersa. Nie obeszło się bez przygód po drodze typu pranie przedszkolnego dywanu (nie ja prałam, przedszkole wliczyło w koszty ) oraz przebieranie po 10 razy dziennie (dodatkowa szafka w szatni na ciuchy, bo w jednej się nie mieściły
).
Tylko że młody ma 6 lat, więc może to u Ciebie jeszcze trochę potrwać.
No, a teraz wszystko gra i trąbi, sikamy na stojąco - tylko że z kolei zrobił się strasznie wrażliwy na czystość majtek i przebiera je z 20 razy dziennie, a ja w kółko piorę
12 2017-11-12 10:09:53 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2017-11-12 10:11:30)
Santa, ja wiem, że dzieci z ZA mają problem z treningiem czystości i naprawdę nie mam parcia na to, by młody już koniecznie od razu robił na toaletę, bo ja tak chcę. Dałaś mi nadzieję swoim postem, może faktycznie jest tak, jak mówią, że musi przyjść jego pora i zacznie gdy będzie gotowy.
Panie w przedszkolu nie chcą za bardzo go do niczego zmuszać, bo i tak ciężko znosi pobyt w nowym miejscu i zmiany. Zaczął chodzić we wrześniu, najpierw do normalnej grupy, potem do integracyjnej go przenieśli i wciąż jest na etapie adaptacji.
Dzięki Bogu, że są pierwsze sukcesy w postaci jedzenia obiadów, w domu była masakra, a teraz dzięki dzieciakom w przedszkolu Młody je nawet surówki i chętnie pije ze szklanki, wcześniej tylko bidon. Zaczął też myć zęby, do czego w warunkach domowych nie mogłam go totalnie namówić. Po cichu liczę, że korzystać z toalety też się nauczy.
Wiem, że może wychodzę tutaj na kiepską matkę, która nie potrafi niczego dziecko nauczyć, ale rodzic który ma latorośl z ZA na pewno zrozumie, bo wie jak jest.
Dzięki Bogu, że są pierwsze sukcesy w postaci jedzenia obiadów, w domu była masakra, a teraz dzięki dzieciakom w przedszkolu Młody je nawet surówki i chętnie pije ze szklanki, wcześniej tylko bidon. Zaczął też myć zęby, do czego w warunkach domowych nie mogłam go totalnie namówić. Po cichu liczę, że korzystać z toalety też się nauczy.
Czyli jest ok, a na toaletę przyjdzie pora. Jedzenie ważniejsze U nas też zaczęło się od kisielu z jabłkami
Nie jesteś złą matką i nie daj tego sobie wmówić.
(...) Panie w przedszkolu nie chcą za bardzo go do niczego zmuszać (...)
Brawo dla pań w przedszkolu. Rozumieją, że to one są dla dziecka, a nie dziecko dla nich.
(...) wciąż jest na etapie adaptacji. (...)
Czyli... trzeba mu dać czas na zaadaptowanie do nowych warunków. Dokładanie mu wyzwań do niczego dobrego (dla nikogo) nie doprowadzi.
(...) są pierwsze sukcesy w postaci jedzenia obiadów, w domu była masakra, a teraz dzięki dzieciakom w przedszkolu Młody je nawet surówki i chętnie pije ze szklanki, wcześniej tylko bidon. Zaczął też myć zęby (...)
Czyli... uczy się nowych rzeczy.
(...) Po cichu liczę, że korzystać z toalety też się nauczy. (...)
Możesz liczyć głośno. Każdy ma swoje tempo, Twój syn także.
(...) Wiem, że może wychodzę tutaj na kiepską matkę, która nie potrafi niczego dziecko nauczyć (...)
Nie. Nie wychodzisz i nią nie jesteś.
(...) ale rodzic który ma latorośl z ZA na pewno zrozumie, bo wie jak jest.
Do zrozumienia Ciebie nie potrzeba być rodzicem dziecka z ZA. Wystarczy odrobina rozumu i empatia.
Dziękuję Wielokropku.
To je jeszcze trochę podrążę... a może siadając na nocnik czy kibelek po prostu syn odczuwa zimno deski. Może spróbować przed siądnięciem ją ogrzać. Albo może jakiś pokrowiec z materiału, żeby imitowało w dotyku ubranie. Bo skoro w spodenkach siadał a bez nie chce to może problem jest właśnie w tym...
Przydałoby się jakieś urządzenie do odczytywania czasem myśli dziecka... bo czasem jest to jakaś mała, łatwa do wyeliminowania pierdółka ale wpaść na to, co akurat dziecku nie pasuje jest prawie rzeczą niemożliwą... A potem żeby wiedzieć co konkretnie pasuje nastolatkowi... ech... marzenia
To je jeszcze trochę podrążę... a może siadając na nocnik czy kibelek po prostu syn odczuwa zimno deski. Może spróbować przed siądnięciem ją ogrzać. Albo może jakiś pokrowiec z materiału, żeby imitowało w dotyku ubranie. Bo skoro w spodenkach siadał a bez nie chce to może problem jest właśnie w tym...
Przydałoby się jakieś urządzenie do odczytywania czasem myśli dziecka... bo czasem jest to jakaś mała, łatwa do wyeliminowania pierdółka ale wpaść na to, co akurat dziecku nie pasuje jest prawie rzeczą niemożliwą... A potem żeby wiedzieć co konkretnie pasuje nastolatkowi... ech... marzenia![]()
Już próbowaliśmy ogrzewać deskę, to nie w tym leży problem...
To pozostaje tylko życzyć Wam cierpliwości...
To pozostaje tylko życzyć Wam cierpliwości...
Dziękuję bardzo.
20 2017-11-15 21:36:31 Ostatnio edytowany przez pogodnaMaria (2017-11-15 21:41:57)
Wielokropek, szkoda, że mało osób rozumie dzieci tak jak Ty. Myślimy podobnie. Ten rodzaj zainteresowania dzieckiem świadczy o Twojej mądrości i empatii, czego tak mało nie tylko wśród przedszkolanek ale ogólnie wśród ludzi. Nauczyciele i rodzice jeśli mają dziecko z problemami najczęściej chcą jak najszybciej osiągnąć efekt pozytywny swoich oddziaływań nie myśląc o odczuciach dziecka, nie do końca zdając sobie sprawę z jego możliwości w danym momencie. Przypomniało mi się powiedzenie o piecu. Żeby w chacie zrobiło się ciepło, trzeba w piecu rozpalić i poczekać aż się rozgrzeje pomieszczenie. Ogień to ten niezbędny „wkład” w dziecko a czas…musi po prostu upłynąć zanim to do dziecka dotrze. Aby było ciepło przez cały czas trzeba stale „dorzucać do pieca” czyli dawać ciepło dziecku. Jaka to radość kiedy dziecko zaczyna sobie radzić ze swoim problemem. Mam na myśli oczywiście radość obustronną. Między innymi na tej podstawie tworzy się więź dziecko-nauczyciel lub jeszcze większa więź dziecko-rodzic. Taka więź wywołuje zaufanie dziecka do osoby dorosłej a wtedy już bez stresu chce ono zmieniać się, uczyć nowych rzeczy, itp. przez co możliwy jest postęp. Wiele zależy od indywidualnych cech dziecka. Niby jest to wiadome ale często rodzice chcą aby ich dziecko robiło wszystko w tempie innych dzieci. Co gorsza zdarza się, że ambitni rodzice chcą by ich dziecko było najlepsze chociaż go na to nie stać. Wtedy często następuje przebodźcowanie dziecka a w razie niepowodzenia staranie się o opinię ZA.
Nie znając dziecka ani wystawionej opinii o nim nie chcę się wypowiadać konkretnie o dziecku cyngli. Cyngli opisała sztuczki, jakie stosowała a nie atmosferę w klasie czy dziecko. Wspomniała o opinii psychiatry choć z mojego doświadczenia wynika, że nie wszystkie opinie specjalistów uważam za w pełni trafne ale nie można ich lekceważyć. Choćby przykład dziewczynki, u której psycholog stwierdził „stan nie rokujący poprawy” a stopniowo pod moją opieką nastąpiła radykalna poprawa. Ale nie o niej chcę teraz napisać. Takie dzieci zdarzają się co roku. To normalne w pracy z dziećmi. I nie zawsze te ostatnie są zawsze ostatnie.
Dziś chcę opowiedzieć o sytuacji chłopca z mojej grupy. Darek lat 5 sprawiał kłopoty w przedszkolu, siedział w kącie, nie brał udziału w zajęciach, czasem się moczył, płakał. U mnie od września do grudnia wchodził do klasy niezadowolony, czasem zapłakany, zły, mówiąc, że nienawidzi szkoły, wszyscy i wszystko jest tu głupie, łącznie z panią. „Ok, możesz być zły, płakać ze złości, wolno Ci” pozwalam mu wykrzyczeć, wyzwolić swoje emocje. Robi to wiele razy. Jest nadruchliwy, nerwowy, nie chce pracować, podejmować zadań, nie słucha poleceń. Pewnego dnia, gdy ulepianka rozmawia z dziećmi Darek dochodzi i mówi „wiesz..,że cię lubię”. „Niemożliwe! Przecież powiedziałeś, że nie”. „Nieprawda! I szkołę trochę też już lubię!” Co się stało? Pozwolenie na ekspresję swoich uczuć, niezmuszanie do pracy za wszelką cenę. To jest 5-latek jeszcze niedojrzały do trudnego procesu nauczania, siedzenia i słuchania, poza tym boi się porażki, tego, że czegoś nie umie. Nie chce zawieść wymagających rodziców ale nie jest w stanie spełnić ich oczekiwań. Stąd obok buntu płacz, rozpacz. Trzeba pozwolić na wyluzowanie się. Stopniowo, czasami chce wykonać z dziećmi krótkie, łatwe zadanie z moją pomocą. Stara się być grzeczniejszy, częściej się uśmiecha, mama mówi, że chętniej chodzi do szkoły. Uczestniczy w zabawach z kolegami, choć czasem bywa ich”ofiarą”. Kilka razy koloruje z własnej inicjatywy narysowane na kartce serduszka… całkiem ładnie! „Coś potrafisz!” Jest pochwała. Uśmiech zadowolenia. Musi pozostać w mojej grupie jeszcze rok ale pierwsze „lody przełamane”. Lęk oswojony, bariera strachu pokonana, nie moczy się. Przybyło pozytywnych doświadczeń. Chętnie współpracuje z logopedą, pyta kiedy następne zajęcia. Pozytywne informacje docierają do mamy. Mama chwali, cieszy się. To najważniejsza nagroda. Obok kruszenia barier, lęków jest zachęta w postaci budzenia ambicji dziecka. „Przecież masz mądrą głowę, umiesz myśleć, wiesz, co się stanie, gdy…” Nauczyć myślenia, przewidywania konsekwencji swoich zachowań, pokazać dziecku jako osobie swoją akceptację ale nie wszystkim jego zachowaniom. Rozmawiać szczerze, mówić do dziecka otwarcie, uczyć odwagi, wspierać. To zwykły człowiek z zaletami, wadami, emocjami. Wiadomo, że gdy się czegoś boi to albo wycofuje się albo denerwuje lub jedno i drugie. Ma prawo być przeczulony, tym bardziej w nowym środowisku. A jeszcze chciałby zaistnieć, zdobyć akceptację otoczenia, być lubianym. Tym większy stres, trzeba pomóc nie siłą a sposobem. Zachęcić. Ważna jest cierpliwość bo efekty nie pojawią się przecież od razu. I konsekwencja. Darek osiąga tylko społeczno-emocjonalną podstawę dojrzałości szkolnej ale słowo „podstawa” jest tu właśnie kluczem. Opanowanie swoich emocji, motywacja wewnętrzna „Chcę” są niezbędne.
Uwagi i dziecku luty 2017
W czasie wakacji spotykam się z mamą, rozmawiamy długo, serdecznie, Darek chętnie pracuje w domu. W drugim roku uczęszczania chłopiec uśmiechnięty, siada do stolika, robi zadania szybko i dobrze, pisze starannie, dostaje znaczki-nagrody. Inicjuje sam zabawy, czuje się ważny. Jest nawet w centrum uwagi, koledzy go lubią, mówią mu to często. Mama pyta mnie „Jak pani tego dokonała?” W skrócie opowiedziałam Jej to, co tutaj napisałam. Mama mówi dalej, że Darek przed wyjściem do szkoły perfumuje się i czesze, a kiedy zachorowałam dopytuje się kiedy wrócę bo nie jest zachwycony zastępstwami. Wspieram mamę przez cały czas do dziś.
PS Po Twoich postach poczytałam trochę o Twojej sytuacji rodzinnej. Funkcjonowanie dziecka w grupie zależy między innymi od sytuacji domowej i jest to jeden z istotniejszych czynników wpływających na dziecko. Bardzo często rozmawiam z rodzicami dzieci z mojej grupy ale zawsze są to rozmowy w cztery oczy dlatego nie chcę omawiać Twoich spraw na forum publicznym. Nie jestem do tego przyzwyczajona choć widzę, że mają one wpływ na Twoje dziecko. Ja też znam sporo własnych i koleżanek sztuczek ale to nie jest sposób na zmianę dziecka a eskalacja brutalności prowadzi do nikąd. Rozwiążesz jeden problem a pojawią się trzy nowe. Dziecko to nie pies Pawłowa-bodziec-reakcja. Eskalacja metod agresywnych niczemu dobremu nie służy, przynajmniej niczemu dobremu dla dziecka.
Ale do mnie piszesz o tej brutalności?
Co konkretnie ma według Ciebie wpływ na moje dziecko?
Nie dysponuję jedynie opinią od psychiatry. Mam opinię od psychologa dziecięcego, fizjoterapeuta, terapeutki SI, neurologa, mam opinię wydaną przez wczesne wspomaganie rozwoju, mam opinię wydaną przez komisję do orzekania o niepełnosprawności, mam opinię wydaną przez poradnię pedagogiczo-psychologiczną... i tak dalej. Mam całą kupę opini.
Mój syn jest cudowny. Robi duże postępy. Nie mam parcia, by już teraz był idealny i załatwiał się na kibel. Chodzi mi o jego komfort. Pampersy nie są komfortowe dla czterolatka.
W grupie integracyjnej panuje miła atmosfera. Dzieci się lubią i pomagają sobie. Obie panie plus woźna stały się prawie rodziną dla nas wszystkich. Ja jestem typem matki angażującej się i ogólnie interesującej się tym, co się z dzieckiem dzieje.
Syn miał 4 miesiące, a ja już czułam, że coś jest nie tak, jednak diagnozę można było postawić dopiero po drugim roku życia.