szufladkowanie społeczne - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » szufladkowanie społeczne

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 8 ]

1

Temat: szufladkowanie społeczne

Hej,
dzięki za odzew pod każdym moim tematem w tym tyg.

Jako, że mam dużo przemysleń na inny temat chcę się spytać Was o zdanie.

Odgórnie chcę powiedzieć, że nie uważam się za niewiadomo kogo, że nie zadzieram nosa, ale jestem pewna siebie i miła. I czasem ludzie uwazają ze ta pewnosc siebie jest dziwna, bo nie mówię o porażkach, o zlych rzeczach, o depresji, nie wywalam wnętrznosci pesymizmu na wierzch tylko jestem optymistką.


Chodzi mi o to, że teraz jak tak myślę, robię w życiu dużo, rozwjam się. Ciągle mysle, nie stoję w miejscu- nienawidzę stagnacji, marazmu, stabilizacji ( co jest tez zle).
Ale do sedna.

Zauwazylam, że jestem jakby jednostką 'indywidualną' wsrod znajomych. Nie trzymam się zadnej grupy, nie kategoryzuje ludzi. Biorę ich takimi jakimi oni są.
I niby takie myslenie jest poprawne jest okej. Ale w moim zyciu spotkałam się z oporem, z krytyką, blokadami tworzonymi przez moich znajomych.

Powiem tak- moi rodzice, ludzie po studiach, wychowali mnie i moje rodzeństwo aby byc jak najbardziej otwartym na swiat- rozmowy o polityce, o sztuce, chodzenie na wystawy. Przede wszystkim komunikacja i rozmowy  o zyciu, o problemach ludzi, jakis sprawach spolecznych. Wyjezdzalismy na wakacje, rodzice jako artysci zawsze opowiadali jakies historie zwiazane z danym okręgiem gdzie jezdzilismy, wszystko zawsze bylo takie 'dorosle'.
I tak zostalam wychowana, czasem mialam wrazenie, ze jestem jakby 'starsza od rowiesników' i czasem musialam jakby 'udawac' glupsza, czy 'znizac sie'  do ich poziomu ale nie w pejoratywnym sensie.


Bardzo trudno bylo mi znalezc rowiesników takich jak ja- tzn troche bardziej powaznych, troche bardziej 'ogarnietych' ale nei wiem w jakim sensie. Na studiach zaczelam imprezowac z ludzmi w moim wieku i jakby zle sie czulam. Ciagle lała się wóda, ciągle imprezy, jakies dramaty. nie tylko sercowe, nic normalnie nie byl o zalatwiane. I zaczelam sie zastanawiac czy to ja jestem 'mala stara' czy po prostu powinnam szukac innych ludzi, podobnych do mnie. Tak tez robilam, ale zwykle z grupy jakiejs 30 osob znajdywalam max 1-2 spokojniejsze, powazniejsze- nie outsiderzy, ani nie alieny spoleczne. Po prostu osoby, ktore mi odpowiadaly. Uwazam do tej pory, ze nie nalezy sie z kazdym kolegowac, ze nalezy byc milym do kazdego, ale wybierac sobie znajomych takich jakich sie chce, bo jesli ma sie zbyt duzo znajomych to znaczy ze nie ma sie nikogo.

Ale do sedna. Zaczelam wyjezdzac za granice na wymiany, zaczelam tam poznawac ludzi. Bylo o wiele wiecej osob z artystycznych rodzin, takich z ktorymi dobrze sie czulam, wóda się nie lała, byli subtelniejsi. Co chwila wyjezdzalam do pracy , na warsztaty z uczelni za granicę aby tylko poznać ludzi z którymi lepiej mi się dogadywalo niz ze znajomymi z miasta.

Problem w tym, ze tak jakby na okres studiów opuscilam 'znajomych z miasta'. nie mialam z nimi duzego kontaktu, widzialam na facebook, ze ludzie się zapraszają, mnie omijają ale zaakceptowałam to bo 'sama wybralam' taka droge, poznania innych.
i tutaj jest problem bo za granicą w krajach w ktorych pracowalam i się uczylam czyli Belgia, Francja, Hiszpania i Włochy poznałam ludzi, dla których dzwne było to, że ja w ogole przejmuję się czyms takim jak przynaleznosc do grupy.
Wytlumaczylam im, ze zawsze na studiach ludzie pytali się siebie nawzajem z jakiego są miasta, z jakiego liceum, czy znają tego i tego i tak jakby automatycznie oceniali Cię z góry kto nalezal kiedys do jakiego srodowiska, kto utrzymywal z kim kontakty. Oczywiscie nie było tak wszędzie, nie chcę generalizować, ale w większosci przypadków- i na moim kierunku i na innych. Ludzie z mjego kierunku nie chcieli poznawać siebie nawazajem poniewaz mieli swoje 'grupy' znajomych z liceum czy z gimnazjum i nie chcieli integrowac się normalnie z innymi nowymi, tak jakby nie chcieli robic następnego kroku dalej, aby powiększać networking.

A za granicą z tego co zauwazylam, ludzie są bardziej mobilni niż w Polsce. Możliwe, że ja odczuwam to tak a nie inaczej ponieważ nie wyjechalam na studia do innego miasta tylko kilka lat spędzilam za granica w ramach swojej uczelni plus pracy. Ale jakby jestem tutaj. Mam wrazenie, ze za granicą ludzie są 'szybsi' bardziej, mobilni, ze szybciej zawierają znajomosci i prywatne i zawodowe. Mam wrazenie ze chodzi tez o historię i Polski i Europy, kiedy to kilkadziesiąt lat temu dla zwykego szarego czlowieka wyjazd z Polski byl czyms nadzwyczajnym a dla zwykłego Europejczyka normą.

I tutaj wracam do mojego sedna sprawy. Po mieszkaniu za granicą i pracy w roznych krajach , po powrocie do miasta mam wrazenie znowu, ze ludzie 'nawet moi znajomi nie chcą się integrowac. Ze są w 'danej jednej grupie' , ze trzeba gdzies przynalezec aby ktos z zewnątrz wiedzial kim ty jestes, skad nalezysz, co robisz. Nie ma takiej wolnosci w wyborze, bo np jesli kiedys 2-3 lata temu bylam 'tylko studentką danego kierunku' i zaczelam spotykać sie z hclopakiem z pewnej grupy, to zaraz byly ploty, laski z danej grupy zaczely nagabywac mnie, staraly sie mnie osaczyc, nawet nie poznac, a jakos tak dziwnie osaczyc, poznac bo ja 'wyrwalam' kogos z ich grupy.

Nigdy sie z czyms takim nie spotkalam za granica- kiedy komus sie podobalam, podchodzil obojetnie czy byl kelnerem, lekarzem, czy nalezal do kolka naukowego architektów, mechaników czy byl bezrobotny.

A tutaj nawet teraz jak jestem od kilku miesięcy po powrocie mam wrazenie, ze ludzie 'nie chcą' , 'boją się' poznawac nowych i wprowadzac do grupy. Jakby ten 'networking' grupowy byl czyms dziwnym tylko dla wybranych. Nie chodzi mi o grupy studenckie, jakies stowarzyszenia, kolka naukowe czy spotkania absolwentów. Chodzi mi o zwykle znajomosci i grupy znajomych z liceum , z gimnazjum, które trzymają się od ponad 10 lat i np nie 'wpuszczaja' do siebie nowych ludzi.


Pisze to bo jestem sfrustrowana, mam doslownie 4 osoby do ktorych otwieram gębę teraz po powrocie. Sama powtarzam to , sama, wykazuję inicjatywę spotkan z ludzmi, tworze spotkania pod pretekstem wspolnych projektów, sama szukam. Nie mam zadnej grupy. Bo nie jestem od 'nikogo'
Nie wiem dlaczego tak jest. cZy ktos moze mi wytlumaczyc bo moze jednak ja zle mysle, swiat sie na takich szufladkach spolecznych opiera a ja za granica poprostu innego zycia doswiadczylam ??

dzieki za odpowiedz.
xx

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: szufladkowanie społeczne
199144 napisał/a:

Hej,
dzięki za odzew pod każdym moim tematem w tym tyg.

Jako, że mam dużo przemysleń na inny temat chcę się spytać Was o zdanie.

Odgórnie chcę powiedzieć, że nie uważam się za niewiadomo kogo, że nie zadzieram nosa, ale jestem pewna siebie i miła. I czasem ludzie uwazają ze ta pewnosc siebie jest dziwna, bo nie mówię o porażkach, o zlych rzeczach, o depresji, nie wywalam wnętrznosci pesymizmu na wierzch tylko jestem optymistką.


Chodzi mi o to, że teraz jak tak myślę, robię w życiu dużo, rozwjam się. Ciągle mysle, nie stoję w miejscu- nienawidzę stagnacji, marazmu, stabilizacji ( co jest tez zle).
Ale do sedna.

Zauwazylam, że jestem jakby jednostką 'indywidualną' wsrod znajomych. Nie trzymam się zadnej grupy, nie kategoryzuje ludzi. Biorę ich takimi jakimi oni są.
I niby takie myslenie jest poprawne jest okej. Ale w moim zyciu spotkałam się z oporem, z krytyką, blokadami tworzonymi przez moich znajomych.

Powiem tak- moi rodzice, ludzie po studiach, wychowali mnie i moje rodzeństwo aby byc jak najbardziej otwartym na swiat- rozmowy o polityce, o sztuce, chodzenie na wystawy. Przede wszystkim komunikacja i rozmowy  o zyciu, o problemach ludzi, jakis sprawach spolecznych. Wyjezdzalismy na wakacje, rodzice jako artysci zawsze opowiadali jakies historie zwiazane z danym okręgiem gdzie jezdzilismy, wszystko zawsze bylo takie 'dorosle'.
I tak zostalam wychowana, czasem mialam wrazenie, ze jestem jakby 'starsza od rowiesników' i czasem musialam jakby 'udawac' glupsza, czy 'znizac sie'  do ich poziomu ale nie w pejoratywnym sensie.


Bardzo trudno bylo mi znalezc rowiesników takich jak ja- tzn troche bardziej powaznych, troche bardziej 'ogarnietych' ale nei wiem w jakim sensie. Na studiach zaczelam imprezowac z ludzmi w moim wieku i jakby zle sie czulam. Ciagle lała się wóda, ciągle imprezy, jakies dramaty. nie tylko sercowe, nic normalnie nie byl o zalatwiane. I zaczelam sie zastanawiac czy to ja jestem 'mala stara' czy po prostu powinnam szukac innych ludzi, podobnych do mnie. Tak tez robilam, ale zwykle z grupy jakiejs 30 osob znajdywalam max 1-2 spokojniejsze, powazniejsze- nie outsiderzy, ani nie alieny spoleczne. Po prostu osoby, ktore mi odpowiadaly. Uwazam do tej pory, ze nie nalezy sie z kazdym kolegowac, ze nalezy byc milym do kazdego, ale wybierac sobie znajomych takich jakich sie chce, bo jesli ma sie zbyt duzo znajomych to znaczy ze nie ma sie nikogo.

Ale do sedna. Zaczelam wyjezdzac za granice na wymiany, zaczelam tam poznawac ludzi. Bylo o wiele wiecej osob z artystycznych rodzin, takich z ktorymi dobrze sie czulam, wóda się nie lała, byli subtelniejsi. Co chwila wyjezdzalam do pracy , na warsztaty z uczelni za granicę aby tylko poznać ludzi z którymi lepiej mi się dogadywalo niz ze znajomymi z miasta.

Problem w tym, ze tak jakby na okres studiów opuscilam 'znajomych z miasta'. nie mialam z nimi duzego kontaktu, widzialam na facebook, ze ludzie się zapraszają, mnie omijają ale zaakceptowałam to bo 'sama wybralam' taka droge, poznania innych.
i tutaj jest problem bo za granicą w krajach w ktorych pracowalam i się uczylam czyli Belgia, Francja, Hiszpania i Włochy poznałam ludzi, dla których dzwne było to, że ja w ogole przejmuję się czyms takim jak przynaleznosc do grupy.
Wytlumaczylam im, ze zawsze na studiach ludzie pytali się siebie nawzajem z jakiego są miasta, z jakiego liceum, czy znają tego i tego i tak jakby automatycznie oceniali Cię z góry kto nalezal kiedys do jakiego srodowiska, kto utrzymywal z kim kontakty. Oczywiscie nie było tak wszędzie, nie chcę generalizować, ale w większosci przypadków- i na moim kierunku i na innych. Ludzie z mjego kierunku nie chcieli poznawać siebie nawazajem poniewaz mieli swoje 'grupy' znajomych z liceum czy z gimnazjum i nie chcieli integrowac się normalnie z innymi nowymi, tak jakby nie chcieli robic następnego kroku dalej, aby powiększać networking.

A za granicą z tego co zauwazylam, ludzie są bardziej mobilni niż w Polsce. Możliwe, że ja odczuwam to tak a nie inaczej ponieważ nie wyjechalam na studia do innego miasta tylko kilka lat spędzilam za granica w ramach swojej uczelni plus pracy. Ale jakby jestem tutaj. Mam wrazenie, ze za granicą ludzie są 'szybsi' bardziej, mobilni, ze szybciej zawierają znajomosci i prywatne i zawodowe. Mam wrazenie ze chodzi tez o historię i Polski i Europy, kiedy to kilkadziesiąt lat temu dla zwykego szarego czlowieka wyjazd z Polski byl czyms nadzwyczajnym a dla zwykłego Europejczyka normą.

I tutaj wracam do mojego sedna sprawy. Po mieszkaniu za granicą i pracy w roznych krajach , po powrocie do miasta mam wrazenie znowu, ze ludzie 'nawet moi znajomi nie chcą się integrowac. Ze są w 'danej jednej grupie' , ze trzeba gdzies przynalezec aby ktos z zewnątrz wiedzial kim ty jestes, skad nalezysz, co robisz. Nie ma takiej wolnosci w wyborze, bo np jesli kiedys 2-3 lata temu bylam 'tylko studentką danego kierunku' i zaczelam spotykać sie z hclopakiem z pewnej grupy, to zaraz byly ploty, laski z danej grupy zaczely nagabywac mnie, staraly sie mnie osaczyc, nawet nie poznac, a jakos tak dziwnie osaczyc, poznac bo ja 'wyrwalam' kogos z ich grupy.

Nigdy sie z czyms takim nie spotkalam za granica- kiedy komus sie podobalam, podchodzil obojetnie czy byl kelnerem, lekarzem, czy nalezal do kolka naukowego architektów, mechaników czy byl bezrobotny.

A tutaj nawet teraz jak jestem od kilku miesięcy po powrocie mam wrazenie, ze ludzie 'nie chcą' , 'boją się' poznawac nowych i wprowadzac do grupy. Jakby ten 'networking' grupowy byl czyms dziwnym tylko dla wybranych. Nie chodzi mi o grupy studenckie, jakies stowarzyszenia, kolka naukowe czy spotkania absolwentów. Chodzi mi o zwykle znajomosci i grupy znajomych z liceum , z gimnazjum, które trzymają się od ponad 10 lat i np nie 'wpuszczaja' do siebie nowych ludzi.


Pisze to bo jestem sfrustrowana, mam doslownie 4 osoby do ktorych otwieram gębę teraz po powrocie. Sama powtarzam to , sama, wykazuję inicjatywę spotkan z ludzmi, tworze spotkania pod pretekstem wspolnych projektów, sama szukam. Nie mam zadnej grupy. Bo nie jestem od 'nikogo'
Nie wiem dlaczego tak jest. cZy ktos moze mi wytlumaczyc bo moze jednak ja zle mysle, swiat sie na takich szufladkach spolecznych opiera a ja za granica poprostu innego zycia doswiadczylam ??

dzieki za odpowiedz.
xx


te pseudo grupki nie sa takie pozyteczne bo jak nie maja bodzcow zewnetrznych to sie robia zacofani, jak ktos cos zrobi zle a ktos drugi to poprze wewnatrz grupy to zaczynaja myslec ze to normalne i/lub fajne. (sebix/kariny?)

owszem za granica ludzie sa bardziej otwarci (i mili) i dostajesz nawet zaproszenia kiedy o nie nie zabiegasz

3

Odp: szufladkowanie społeczne
rwaczkobiet napisał/a:
199144 napisał/a:

Hej,
dzięki za odzew pod każdym moim tematem w tym tyg.

Jako, że mam dużo przemysleń na inny temat chcę się spytać Was o zdanie.

Odgórnie chcę powiedzieć, że nie uważam się za niewiadomo kogo, że nie zadzieram nosa, ale jestem pewna siebie i miła. I czasem ludzie uwazają ze ta pewnosc siebie jest dziwna, bo nie mówię o porażkach, o zlych rzeczach, o depresji, nie wywalam wnętrznosci pesymizmu na wierzch tylko jestem optymistką.


Chodzi mi o to, że teraz jak tak myślę, robię w życiu dużo, rozwjam się. Ciągle mysle, nie stoję w miejscu- nienawidzę stagnacji, marazmu, stabilizacji ( co jest tez zle).
Ale do sedna.

Zauwazylam, że jestem jakby jednostką 'indywidualną' wsrod znajomych. Nie trzymam się zadnej grupy, nie kategoryzuje ludzi. Biorę ich takimi jakimi oni są.
I niby takie myslenie jest poprawne jest okej. Ale w moim zyciu spotkałam się z oporem, z krytyką, blokadami tworzonymi przez moich znajomych.

Powiem tak- moi rodzice, ludzie po studiach, wychowali mnie i moje rodzeństwo aby byc jak najbardziej otwartym na swiat- rozmowy o polityce, o sztuce, chodzenie na wystawy. Przede wszystkim komunikacja i rozmowy  o zyciu, o problemach ludzi, jakis sprawach spolecznych. Wyjezdzalismy na wakacje, rodzice jako artysci zawsze opowiadali jakies historie zwiazane z danym okręgiem gdzie jezdzilismy, wszystko zawsze bylo takie 'dorosle'.
I tak zostalam wychowana, czasem mialam wrazenie, ze jestem jakby 'starsza od rowiesników' i czasem musialam jakby 'udawac' glupsza, czy 'znizac sie'  do ich poziomu ale nie w pejoratywnym sensie.


Bardzo trudno bylo mi znalezc rowiesników takich jak ja- tzn troche bardziej powaznych, troche bardziej 'ogarnietych' ale nei wiem w jakim sensie. Na studiach zaczelam imprezowac z ludzmi w moim wieku i jakby zle sie czulam. Ciagle lała się wóda, ciągle imprezy, jakies dramaty. nie tylko sercowe, nic normalnie nie byl o zalatwiane. I zaczelam sie zastanawiac czy to ja jestem 'mala stara' czy po prostu powinnam szukac innych ludzi, podobnych do mnie. Tak tez robilam, ale zwykle z grupy jakiejs 30 osob znajdywalam max 1-2 spokojniejsze, powazniejsze- nie outsiderzy, ani nie alieny spoleczne. Po prostu osoby, ktore mi odpowiadaly. Uwazam do tej pory, ze nie nalezy sie z kazdym kolegowac, ze nalezy byc milym do kazdego, ale wybierac sobie znajomych takich jakich sie chce, bo jesli ma sie zbyt duzo znajomych to znaczy ze nie ma sie nikogo.

Ale do sedna. Zaczelam wyjezdzac za granice na wymiany, zaczelam tam poznawac ludzi. Bylo o wiele wiecej osob z artystycznych rodzin, takich z ktorymi dobrze sie czulam, wóda się nie lała, byli subtelniejsi. Co chwila wyjezdzalam do pracy , na warsztaty z uczelni za granicę aby tylko poznać ludzi z którymi lepiej mi się dogadywalo niz ze znajomymi z miasta.

Problem w tym, ze tak jakby na okres studiów opuscilam 'znajomych z miasta'. nie mialam z nimi duzego kontaktu, widzialam na facebook, ze ludzie się zapraszają, mnie omijają ale zaakceptowałam to bo 'sama wybralam' taka droge, poznania innych.
i tutaj jest problem bo za granicą w krajach w ktorych pracowalam i się uczylam czyli Belgia, Francja, Hiszpania i Włochy poznałam ludzi, dla których dzwne było to, że ja w ogole przejmuję się czyms takim jak przynaleznosc do grupy.
Wytlumaczylam im, ze zawsze na studiach ludzie pytali się siebie nawzajem z jakiego są miasta, z jakiego liceum, czy znają tego i tego i tak jakby automatycznie oceniali Cię z góry kto nalezal kiedys do jakiego srodowiska, kto utrzymywal z kim kontakty. Oczywiscie nie było tak wszędzie, nie chcę generalizować, ale w większosci przypadków- i na moim kierunku i na innych. Ludzie z mjego kierunku nie chcieli poznawać siebie nawazajem poniewaz mieli swoje 'grupy' znajomych z liceum czy z gimnazjum i nie chcieli integrowac się normalnie z innymi nowymi, tak jakby nie chcieli robic następnego kroku dalej, aby powiększać networking.

A za granicą z tego co zauwazylam, ludzie są bardziej mobilni niż w Polsce. Możliwe, że ja odczuwam to tak a nie inaczej ponieważ nie wyjechalam na studia do innego miasta tylko kilka lat spędzilam za granica w ramach swojej uczelni plus pracy. Ale jakby jestem tutaj. Mam wrazenie, ze za granicą ludzie są 'szybsi' bardziej, mobilni, ze szybciej zawierają znajomosci i prywatne i zawodowe. Mam wrazenie ze chodzi tez o historię i Polski i Europy, kiedy to kilkadziesiąt lat temu dla zwykego szarego czlowieka wyjazd z Polski byl czyms nadzwyczajnym a dla zwykłego Europejczyka normą.

I tutaj wracam do mojego sedna sprawy. Po mieszkaniu za granicą i pracy w roznych krajach , po powrocie do miasta mam wrazenie znowu, ze ludzie 'nawet moi znajomi nie chcą się integrowac. Ze są w 'danej jednej grupie' , ze trzeba gdzies przynalezec aby ktos z zewnątrz wiedzial kim ty jestes, skad nalezysz, co robisz. Nie ma takiej wolnosci w wyborze, bo np jesli kiedys 2-3 lata temu bylam 'tylko studentką danego kierunku' i zaczelam spotykać sie z hclopakiem z pewnej grupy, to zaraz byly ploty, laski z danej grupy zaczely nagabywac mnie, staraly sie mnie osaczyc, nawet nie poznac, a jakos tak dziwnie osaczyc, poznac bo ja 'wyrwalam' kogos z ich grupy.

Nigdy sie z czyms takim nie spotkalam za granica- kiedy komus sie podobalam, podchodzil obojetnie czy byl kelnerem, lekarzem, czy nalezal do kolka naukowego architektów, mechaników czy byl bezrobotny.

A tutaj nawet teraz jak jestem od kilku miesięcy po powrocie mam wrazenie, ze ludzie 'nie chcą' , 'boją się' poznawac nowych i wprowadzac do grupy. Jakby ten 'networking' grupowy byl czyms dziwnym tylko dla wybranych. Nie chodzi mi o grupy studenckie, jakies stowarzyszenia, kolka naukowe czy spotkania absolwentów. Chodzi mi o zwykle znajomosci i grupy znajomych z liceum , z gimnazjum, które trzymają się od ponad 10 lat i np nie 'wpuszczaja' do siebie nowych ludzi.


Pisze to bo jestem sfrustrowana, mam doslownie 4 osoby do ktorych otwieram gębę teraz po powrocie. Sama powtarzam to , sama, wykazuję inicjatywę spotkan z ludzmi, tworze spotkania pod pretekstem wspolnych projektów, sama szukam. Nie mam zadnej grupy. Bo nie jestem od 'nikogo'
Nie wiem dlaczego tak jest. cZy ktos moze mi wytlumaczyc bo moze jednak ja zle mysle, swiat sie na takich szufladkach spolecznych opiera a ja za granica poprostu innego zycia doswiadczylam ??

dzieki za odpowiedz.
xx


te pseudo grupki nie sa takie pozyteczne bo jak nie maja bodzcow zewnetrznych to sie robia zacofani, jak ktos cos zrobi zle a ktos drugi to poprze wewnatrz grupy to zaczynaja myslec ze to normalne i/lub fajne. (sebix/kariny?)

owszem za granica ludzie sa bardziej otwarci (i mili) i dostajesz nawet zaproszenia kiedy o nie nie zabiegasz

tu nawet nie chodzi o grupke sebix/andżelika.
tu chodzi o grupy np moich znajomych, po studiach pracujacych... nie wiem o co chodzi ogolnie z ludzmi.
masz racje o tym za granicą.
zedostajesz zaproszenia nawte kiedy o nie nie zabiegasz. a w Polsce jakies wielkie HALO. ze ktos z kim sie spotyka z jakiejs grupki.

tez ofc nie chce generalizowac i tak pesymistycznie pisać.
ale po prostu to zauważyłam. że oczywiscie jesli chodzi o prace, projekty, jakieś warsztaty to rozumiem czlowiek powinien sie naswietlac, zabiegac aby byc wyzej jesli chodzi o prace. to jest logiczne - tzw level up.
a w zyciu prywatnym? mam wrazenie ze duzo moich znajomych odbiera zycie prywatne tak samo jak zawodowe. ze mają jakies restrykcyjne filtry, ze dopuszczaja tylko niektórych i tylko z niektórymi się trzymają aby mieć jakies profity - oczywiscie znowu uogólnienie , ale w kilkunastu przypadkach przez ostatnie lata wsrod moich znajomych tak było.

a dlaczego np ja jako dziewczyna mialabym specjalnie sie naswietlać i zabiegac o faceta a on leży na kanapie i tylko scrolluje instagrama i on 'wybiera' on 'ma wybór'- nie, tak samo ja mam wybór a jesli on tego nie rozumie bo mysli ze jest bogiem to jest jego sprawa.

4

Odp: szufladkowanie społeczne

Może to jest specyfika jakichś takich środowisk snobistycznych... Nie wiem, tak strzelam wink Czy to były jakieś "elitarne" szkoły, do których uczęszczałaś?

5

Odp: szufladkowanie społeczne

nie, normalne szkoły. tzn w moim miescie są niby 2-3 elitarne szkoły ponadgimnazjalne z tradycją i ludzie tam zadzierają nosa i się wywyższają. mam wrazenie, ze tam są jakies klany ludzi, jakies inne grupki o których nie mam pojęcia pomagające sobie, czy wgl ogarniające się nawet po skonczeniu szkoły.

ja chodzilam do normalnego liceum tez bylo jednym z najlepszych w miescie w rankingu wtedy kiedy się uczyłam ale wiem, ze teraz po 10 latach są lepsze
moze to jest specyfikacja wlasnie tych snobistycznych srodowisk jakis. ze nie wpuszczaja do siebie.

nie wiem. ale to nie jest  ivy league ani oxford czy cambridge...  wiec ja tego nie rozumiem.
tak jakby to otwarcie na swiat w ktorym zostalam wychowana, ktorego doznałam za granicą tutaj gdzie jestem w swoim wlasnym miescie nie istnialo.
a powtorze. mieszkam w 2 lub w 3 zalezy od rankingu miescie w Polsce . moja rodzina tu mieszka od 6-7 pokolen. a ja sie tym nie chwale, nie sprawdzam ludzi...
serio.

6

Odp: szufladkowanie społeczne

Zacytuję Cię:

199144 napisał/a:

nie, normalne szkoły. tzn w moim miescie są niby 2-3 elitarne szkoły ponadgimnazjalne z tradycją i ludzie tam zadzierają nosa i się wywyższają. (...)

tak jakby to otwarcie na swiat w ktorym zostalam wychowana, ktorego doznałam za granicą tutaj gdzie jestem w swoim wlasnym miescie nie istnialo. (...)
a powtorze. mieszkam w 2 lub w 3 zalezy od rankingu miescie w Polsce . moja rodzina tu mieszka od 6-7 pokolen. a ja sie tym nie chwale, nie sprawdzam ludzi...

Jeden krótki post, a również szufladkujesz ludzi (ludzie z elitarnych szkół zadzierają nosa i się wywyższają), podkreślasz swoje pobyty za granicą oraz sposób swojego wychowania i rodzinę. I tak od początku tego wątku...
Może nawet nie zauważasz jak taki ton rozmów przebija podczas kontaktów z rówieśnikami... Jeżeli tak jest, to nie dziw się, że ludzie Cię unikają. Chyba nikt nie lubi ciągłego " a jak byłam za granicą to... a w Polsce to tak nie ma". Przynajmniej ja jestem na takie wypowiedzi uczulona wink
Poza tym podkreślając tak swoje inteligenckie wychowanie, może wypadałoby się trochę bardzie postarać i swoje posty napisać zgodnie z regułami języka polskiego. Zdania rozpoczyna się z wielkiej litery, używa znaków diakrytycznych oraz interpunkcyjnych, liczebniki raczej pisze się słownie (przynajmniej tak łatwiej zrozumieć sens zdania)

7

Odp: szufladkowanie społeczne

Normalnie nie udzielam się na żadnych forach, jedynie sobie poczytuję, ale po przeczytaniu Twojego tematu 199144 aż się zarejestrowałem, bo jakbym ujrzał swoje odbicie w lustrze hehe. Mam identycznie - również wywodzę się z rodziny artystycznej, jestem skrajnym indywidualistą i samotnikiem. Nawet chyba jesteśmy z tego samego rocznika (jeśli pierwsze 4 cyfry Twojego nicka to rok urodzenia) smile Z tym, że mi nie brakuje towarzystwa, a wręcz go unikam. Mam pracę związaną z moją pasją, w której cały czas mam kontakt z ludźmi, gram w 2 zespołach, uprawiam regularnie sport i po prostu nie mam ochoty dodatkowo przebywać w żadnym gronie, potrzebuję czasu dla siebie. Wolę poczytać książkę, poćwiczyć na instrumencie, napisać jakąś piosenkę, albo porobić masę innych rzeczy, które przyjdą mi akurat do głowy. Na takie typowe imprezy, czy też spontaniczne popijawy do pubów chodzę rzadko, bo zazwyczaj się tam nudzę, a jeśli już, to z reguły na jakiś koncert. Często słyszę, że jestem "stary duchem", wśród moich znajomych dominują osoby kilkanaście lat starsze, aczkolwiek myślę, że jest to bardziej związane z prowadzonym trybem życia, niż z wiekiem.

Choć fakt faktem, że mało jest ludzi, którzy w młodym wieku mają ukształtowaną osobowość, światopogląd, określone pasje i cele życiowe, potrafią o siebie sami zadbać i nie chwieją się emocjonalnie jak chorągiewki na wietrze. A o to się w znacznej mierze rozchodzi. Jeśli mam stabilną sytuację życiową i żyję na swoim, to o czym mam rozmawiać z takim stereotypowym studenciakiem na garnuszku mamusi, który nie ma żadnych zainteresowań, w życiu nie pracował i nie umie wykonać podstawowych czynności tj. ugotowanie obiadu, czy naprawa cieknącego kranu? Miałem takiego osobnika w klasie w liceum, który na moje pytanie, czemu nie chce iść do pracy i na studia zaoczne, tylko na dzienne, odparł "bo ja jestem po to żeby się uczyć, a nie jakiś pieprzony robol". I co mi po relacjach z takim gościem, skoro różni nas w zasadzie wszystko? Zresztą teraz większość młodych ma takie nastawienie - wszystko im się należy, bo "oni się uczą", a rodziców traktują jak pralnię, bar mleczny i bankomat w jednym. To jest kwestia podejścia do życia - jeśli wiesz czego chcesz, masz konkretne cele i je realizujesz, to trudno Ci będzie rozwinąć relację z kimś, kto "żyje chwilą" i "chce się wyszaleć". Rób swoje i nie wchodź między wrony wink Z czasem z pewnością spotkasz na swojej drodze osoby, z którymi będziesz nadawać na tych samych falach.

8

Odp: szufladkowanie społeczne

A jak dla mnie, to właśnie zadzierasz nosa a rówieśnikom stąd (ziomalom!) udowadniasz, że się wywyższach. Niestety po części jest to wina rodziców, bo tak Cię wychowali. Mnie dla przykładu rodzice wychowali w duchu m.in., że starszych ludzi się szanuje. Życie zweryfikowało, że tak wcale nie powinno być, bo po pierwsze na szacunek trzeba sobie zasłużyć (tak, dotyczy to również rodziców, bo nie sztuką jest spłodzić dziecko) a po drugie, ci starsi są najgorsi, jeżeli idzie o zachowanie. Pracowałem kilka lat w markecie i 95% przykrych incydentów pochodzą od ludzi starszych. Więc wychowanie i rodzice to jedno, a życie to drugie. I u Ciebie jest podobnie. Tylko, że Ty zachowujesz się podobnie jak Twoi rodzice. Pytanie tylko, czy to dobrze. Na to już musisz sobie sama odpowiedzieć.

Posty [ 8 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » szufladkowanie społeczne

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024