Tematy powielam z innego forum. Nie uzyskalem tam satysfakcjonujących odpowiedzi od dojrzałych użytkowników. Dlatego postanowiłem zasięgnąć opinni tutaj.
A zatem....
Zastanawiam się czy w dzisiejszych czasach, epoce instagrama, facebooka, wyrzeźbionych torsow, szesciopakow, wielkich ramion szczupły koleś ma jeszcze szanse u kobiety.
Mam 35 lat, i tak zgadłyście - jestem szczupły i zawsze byłem szczupły. Mam 192cm wzrostu i wazę 80kg. Jestem drobnej kości i ogólnie mam budowę skoczka narciarskiego. Widać tu i ówdzie zarysowane mięśnie ale z uwagi na moja ektomorficzna budowę i wzrost po prostu znikają. Chodze na siłownię, jem dużo (a przynajmniej staram się) ale niewielkie to daje efekty. Akceptuje siebie i jestem pogodzony z tym ze mam taką a nie inną sylwetkę.
Ale, ponieważ jestem rozwodnikiem i od jakiegoś czasu ponownie jestem dostępny "na rynku" mam wrażenie że kobiety nie zwracają na mnie uwagi. Byłem w kilku związkach, byłem żonaty, spotykalem sie z kobietami. Ogólnie uchodze za dość przystojnego faceta (podobalem np się koleżankom byłej zony). Ale to przeszłość. A teraźniejszość wygląda tak, że w starciu z napakowanym gościem stoję od razu na straconej pozycji. Dlatego to pytanie kieruje do szerszego damskiego grona. Jak to jest drogie Panie, czy facet w typie Svena Hannavalda ma szanse umówić się z atrakcyjną kobietą?