Cale moje zycie tak wyglada: albo ktos leci na mnie, albo ja lece na kogos. Zadnych kompromisow, zadnych form posrednich, Jezeli ktos leci na mnie, niewazne, jak mocno, niewazne, jak bardzo to widac- ja nie lece na kogos. Moge go lubic, uwielbiac z nim rozmawiac, ale na pewno nie mam ochoty na seks. Jezeli widze, ze sytuacja z kims sie dobrze rozwija i ja zaczynam wskutek tego leciec na kogosd- okazuje sie dosc szybko, ze ta osoba na mnie nie leci. I mam wrazenie, ze to nie dotyczy tylko mnie. Mam silne wrazenie, ze wszyscy dookola to maja- leca na kogos, kto leci na kogos innego. Pare osob dookola sugeruje mim, ze powinnam sei zwiazac z facete, z ktorym juz od dwoch lat gadam bardzo duzo, ciagnie nas do siebie ewidentnie, on na mnie bardzo leci, jednak dla mnie on jest kompletnie aseksualny. Czy naprawde najwiecej, ile mozna oczekiwac w tym zyciu, to zwiazanie sie z osoba, ktora na Ciebie leci, bo nic lepszego juz sie w zyciu nie spotka (tak mi zaczyna mowic moje doswiadczenie)? Czy znacie zwiazki, w ktorych istnieje jakas chemia/pozadanie przez dluzszy okres w zyciu? Czy zawsze trzeba w ktoryms momencie postawic na pewna stabilizacje i zrezygnowac z pozadania i emocji?
2 2017-04-21 23:11:17 Ostatnio edytowany przez T-28 (2017-04-21 23:12:22)
Cale moje zycie tak wyglada: albo ktos leci na mnie, albo ja lece na kogos. Zadnych kompromisow, zadnych form posrednich, Jezeli ktos leci na mnie, niewazne, jak mocno, niewazne, jak bardzo to widac- ja nie lece na kogos. Moge go lubic, uwielbiac z nim rozmawiac, ale na pewno nie mam ochoty na seks.
Ech, skąd ja to znam... Też mi zależało na jednej takiej, to proponowała mi koleżeństwo. Jak olałem, to teraz sama proponuje spotkania, a mi w międzyczasie przeszło i teraz średnio zależy i mam w dupie, a ona ma pretensje o to, że nie jestem taki, jak dawniej. Kurczę, czemu tak ciężko zgrać się w czasie? Wtedy życie byłoby prostsze
Wystarczy mierzyc sily na zamiary a okaze sie ze wszystko jest proste
Kiedys mialem kolezanke ktora byla "wymagajaca" co do partnera i tak przebierala, ze same "zgnilaki" zostaly... nie majac juz wyboru w akcie desperackim zgnilak tez okazal sie bursztynem... i zyli "dlugo i szczesliwie"
Super Harvey podniosłeś mnie na duchu...zawsze wierzyłam,że to wśród tych zgnilaków trzeba szukać
i piszę poważnie. Za bardzo wybrzydzamy, szukamy lepszych i lepszych, a nie doceniamy tych obok, gdzieś tam...
Wystarczy mierzyc sily na zamiary a okaze sie ze wszystko jest proste
Kiedys mialem kolezanke ktora byla "wymagajaca" co do partnera i tak przebierala, ze same "zgnilaki" zostaly... nie majac juz wyboru w akcie desperackim zgnilak tez okazal sie bursztynem... i zyli "dlugo i szczesliwie"
Serio...? Dla mnie to brzmi jak przekonywanie do wiazania sie z ludzmi z rozsadku. Do wiazania sie z kims, kto mnie nie pociaga. Przeciez nie da sie swiadomie modyfikowac swoich upodoban. Poza tym co to znaczy 'zgnilaki'? Co wiecej, to nei jest tak, ze lece na osoby bedace poza moim zasiegiem, Inaczej- zaczynamy sie spotykac, sa mna zainteresowani, wszystko sie dobrze uklada, zaczynam sie angazowac i bum... Nagle komus sie odechciewa.
Super Harvey
podniosłeś mnie na duchu...zawsze wierzyłam,że to wśród tych zgnilaków trzeba szukać
i piszę poważnie. Za bardzo wybrzydzamy, szukamy lepszych i lepszych, a nie doceniamy tych obok, gdzieś tam...
Co to znaczy 'zgnilakow'?