Mam 33 lata a czuję się, jakbym miała 60. Mówi się, że najbardziej stresujące sytuacje w życiu to:
1. śmierć bliskiej osoby,
2. rozwód,
3. utrata pracy.
Tak się u mnie złożyło, że to wszystko naraz dzieje się u mnie. I nie potrafię sobie z tym poradzić. Najpierw odeszła moja mama, z którą byłam bardzo związana, potem odszedł ode mnie mężczyzna, którego kochałam nad życie, a teraz dowiaduje się, że moje stanowisko do likwidacji. Mała mieścina, gdzie ja znajdę nową pracę. Naprawdę mam ochotę zakończyć życie. Do tej pory wydawało mi się, że jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. W ciągu pół roku stałam się wrakiem człowieka. Resztkami sił wstaję rano. Skąd czerpać siły skoro nie mam żadnej motywacji, nie mam dla kogo żyć. Zostałam pozostawiona sama sobie. Gdybym miała dzieci to choć dla nich, a tak nie ma dla kogo. Całe życie byłam twardo stąpającą na ziemi, nie było problemów - były wyzwania. Umiałam się w tym wszystkim odnaleźć. Zawsze pomagałam innym, pokazywałam że nie wolno się poddawać, a teraz sama sobie nie potrafię pomóc. Jestem strasznie nieszczęśliwa. Dorosłe życie mnie przerosło. Do tego ze wszystkim zostałam sama. Nie mam w nikim oparcia. Jest mi tak źle.