Nie wiem, do którego wątku podpiąć mój problem, ale spróbuję tutaj. Rozstałem się ze swoją byłą już dziewczyną 3 miesiące temu. Temat zamknięty, ona ma już nowego, ja się cieszę, że tak się potoczyło, ale..moja była dziewczyna ma wobec mnie zobowiązania finansowe oscylujące w granicach 2 tysięcy złotych - dokładnie 2170. Oczywiście przy rozstaniu twierdziła, że żałuje, że ode mnie pożyczyła i nie będę się musiał prosić o własne pieniądze. Gdy jej pożyczałem, ustaliliśmy, że będzie mi spłacać w ratach - tyle, ile będzie w stanie. Nie naciskałem, ale też zaznaczałem, że chcę zakończyć ten etap w swoim życiu i byłbym bardzo zadowolony, jakby mimo wszystko spłaciła mnie jak najszybciej. No i teraz jest problem, bo 3 miesiące minęło i nie zobaczyłem choćby złotówki na koncie. Upomniałem się miesiąc temu, napisała, że nie ma. Mam dziwne wrażenie, że te obiecanki i teksty, że chce jak najszybciej mnie spłacić, to wszystko patykiem na wodzie pisane. I teraz pytanie do was. Mam dowody w postaci rozmów na facebooku, z których ewidentnie wynika, że jest mi winna 2170. Powoli zaczynam się zastanawiać, czy nie iść krok dalej i nie zmotywować jej jakoś do działania w tym kierunku. Mam na myśli jakąś firmę windykacyjną. Myślę, że jak zobaczy takie pismo, to się wystraszy (spłaca jeden dług w banku, drugi spłaciła dzięki mojej pożyczce). Ile takie pismo może kosztować? Co w ogóle myślicie o tym "pomyśle" ? Może się wstrzymać?
btw. mam pieniądze, mi chodzi o zasadę, ale uważam, że trochę mnie olewa, bo jakby chciał mnie jak najszybciej spłacić, to by robiła przelew co miesiąc w kwocie chociażby 100 zł.. Aha i ona pracuje, mieszka z rodzicami, pozdrawiam.