Witam!
Jakoś tak mi czasem ciężko i przykro, i chciałabym komuś opowiedzieć o mojej trudnej miłości.
Wyżalić się, może mi coś doradzicie...
Obecnie studiuje zaocznie, pracuje (zlecenie), dzięki pomocy rodziny mogłam pójść na swoje.
Sedno sprawy - spotykam się z facetem sporo starszym od siebie. Ja 20+ on 30+ To już się ciągnie kawał czasu.
To mój pierwszy partner. Nigdy wcześniej nie miałam chłopaka, sympatii, nie chodziłam na imprezy, nie miałam wielkiego grona znajomych.
Ja mimo wieku swoje w życiu przeszłam – w szkole średniej miałam załamanie nerwowe- to był jeden z najgorszych okresów w moim życiu. Zamiast imprez, pierwszych miłości, szalonych przygód, była ciężka depresja, leki, wycofanie. Nie chce do tego wracać. Aczkolwiek dziś jestem mądrzejsza o te wszystkie doświadczenia. Ostrożniejsza, bardziej sceptyczna.
On – praca jest dla niego najważniejsza. To jedna z niewielu rzeczy która daje go poznać jako człowieka pracowitego, ambitnego, odpowiedzialnego. Prywatnie kobieciarz, za kołnierz nie wyleje, trudny charakter, egoistyczny. Ale on też w życiu swoje przeszedł.
Moje stanowisko od początku było takie: potrzebuje czasu aby się wreszcie całkowicie ogarnąć, usamodzielnić, poukładać życie. Nie jestem gotowa na żadne zobowiązujące deklaracje. On jest w takim wieku, że jego koledzy jedni zakładają inni już pozakładali rodziny, więc byłam fair i od początku mu powiedziałam, jak wygląda sytuacja. Żeby chłopa nie przetrzymywać. Ale jemu właśnie to pasowało. Tłumaczył, że nie ma głowy i chęci do zakładania rodziny, że nie jest gotowy
Nasz układ:
Mieszkamy osobno, czasem razem pomieszkujemy, wspólne wypady w góry, miłe kolacje, seks, wypady na miasto. Nasza relacja nie była tajemnicą poliszynela, ale też się z tym nie afiszowaliśmy. Bez rodzinnych obiadków i wkupnego w paczce znajomych. Na tygodniu każdy miał swoje życie. Wiadomość o ciąży byłą dla mnie bardzo niemiłym zaskoczeniem, szokiem, traumą. Widziałam tylko to jedno właściwe wyjście – kierunek Niemcy.
Zdałam sobie sprawę, że ja tak naprawdę tego człowieka nie znam do końca , nie wiem czy to jest ktoś z kim chciałabym założyć rodzinę i spędzić resztę życia. Jaki on by był dla mnie gdy byłabym od niego zależna, jaka naprawdę jest jego rodzina. W każdym razie to był najgorszy moment na takie znaczące decyzje. Nie byłam gotowa. Jakoś tak się złożyło, że on wtedy wyjechał służbowo za granicę i mieliśmy sporadyczny kontakt. Więc widzieliśmy się dopiero prawie miesiąc po wszystkim. W tym czasie znów moje najgorsze czarne myśli wróciły. On na tym szkoleniu oprócz szkolenia, nieźle się bawił, nie sam. Po powrocie miała być poważna szczera rozmowa, a wyszła wielka awantura, żale. Obustronnie stwierdziliśmy, że to nie ma sensu. I tak się rozstaliśmy gorzko, bez sentymentów.
Prawie rok później:
Ja w tym czasie doceniłam to co mam. Moje życie, studia, pracę w której zaczyna mi się układać i podobać. Mieszkanie, to że wreszcie doczekałam już oficjalnie mojego własnego, wymarzonego M. To, że wreszcie mam jakiś znajomych z którymi mogę wyjść na piwo, na basen, do kina. Rozejrzałam się za jakimś fajnym facetem. Ale gdzie takiego znaleźć. Raz, że już się sparzyłam, dwa mi jakoś ciężko się zakochać, zaufać. Jakaś kawa ze znajomym i nic poza tym.
X w tym czasie zaczął się spotykać z kobietą z dzieckiem. Więc sprawa była zamknięta.
Wesele – moja rodzina, a jego znajomi. Dziwnie bałam się tego spotkania, jak to będzie. Miałam opracowany plan, że jak coś będzie nie tak, po prostu udam, że źle się czuje i wyjdę. Tymczasem on był sam. Ale staraliśmy się unikać nawzajem. Już późno było gdy w pokoju hotelowym stanęliśmy oko w oko. Nie wiedziałam jak się zachować co powiedzieć. On jak gdyby nigdy nic usiadł na brzegu łóżka. Wyglądał jak styrany życiem człowiek. Mówi: powiedz mi dlaczego tak jest że z czasem marzenia stają się nierealne? Tak ogólnie, że jak człowiek był dzieckiem to miał tyle planów, pomysłów. Wszystko wydawało się być takie łatwe i paradoksalne. Tymczasem marzenia z czasem stają się nierealne, człowiek obojętnieje. Usiadłam obok, bo jak ja to dobrze rozumiem.
Żałuje,że chociaż nie umieliśmy się rozejść nawet w przyjaźni, zrobiliśmy sobie słownie tyle przykrości. Dlaczego tak wyszło?