Czy jestem uzależniona emocjonalnie od niej? Czy jestem pod jej dyktaturą? Czy kiedykolwiek coś do niej dotrze?
Borykam się z tymi pytaniami już dłuższy czas, a czym wiecej czasu mija tym więcej dostrzegam niuansów jej (chyba?) toksyczności. Ale przy okazji zastanawiam się czy to może z moim podejściem jest coś nie tak..
Moja matka wychowywała mnie i moją siostrę sama, odkąd miałam 2 lata, a siostra 6. Faktycznie jej małżeństwo było ciężkie, rozwód trwał 5lat. Ale starała się nam zapewnić wszystko co była w stanie, także niczego nam nie brakowało. Dlatego chyba względnie nie mogę narzekać na dzieciństwo, wydaje się być beztroskie. Ale.. No i tu mogłabym zacząć wyliczać, co mi nie pasuje i co mnie obecnie niszczy
To zaczynam: chyba nigdy nie usłyszałam że mnie kocha, dlatego ja też nie jestem w stanie jej tego powiedzieć; Zawsze czułam z jej strony niedosyt np. w nauce, siostra zawsze była uczennicą z paskiem i ja czułam przez matkę podświadoma presję że też muszę taka być, bo slabsze oceny by ją nie zadowalaly, wiąże się to też z tym, że aktualnie jak coś zrobię np jakieś rękodzieło (lubię robić handmade), ugotuje coś, to nigdy nie potrafi się zachwycić i powiedzieć że super, albo że bardzo smaczne, tylko "No ładne" albo nie mówi nic; ostatnimi czasy jak cokolwiek jej mówię, tłumaczę, to nie bierze tego na poważnie, nie wierzy mi, ale jak tą rację ktoś inny potwierdzi, zwłaszcza moja siostra to wtedy dopiero do niej dociera; czuje się strasznie zależna od jej opinii, bardzo przeżywam jej zdanie do takiego stopnia że zdarza mi się kłamać bo wiem że prawda by jej się nie spodobała (chodzi o błahe rzeczy) albo mi tak wygodniej? Bo nie będę musiała jej wysłuchiwać?; moja siostra po urodzeniu dziecka zaczęła do niej dzwonić kilka razy dziennie codziennie + weekendowe spotkania, rozmowy ewoluowały do videorozmów, gdzie dziecko jest głównym obiektem na kamerce, rozmawiaja o niczym (dodam że siostra mieszka 10min drogi autem) i mama się tak uzaleznila od kontroli całego harmonogramu dnia, że jak ja np w weekend śpię u chłopaka i przez 1 dzień do niej nie zadzwonię to ma do mnie pretensje, że o niej nie pamiętam, że do matki nie potrafię zadzwonić, a że moja siostra potrafi,.. tyle że ja nie lubię się spowiadać co robię, dodatkowo nigdy nie miałam z nią zażyłości by opowiadać o prywatych sprawach (w porównaniu do mojej siostry), tym bardziej że chyba mam prawo do odrobiny prywatności.. I boję się że jak się wyprowadzę to będzie wymagać ode mnie tego samego co robi moja siostra.. Ale ja nie będę w stanie, ja nie mam takiego charakteru, nie czuje takiej potrzeby, nie chce tak robić jak ona. Moglabym zadzwonić raz na 2-3 dni, powiedzieć że jest wszystko ok, albo podzielić się czymś o czym faktycznie chce mówić i tyle. I jak jej przetłumaczyć że jestem inna niż moja siostra i nie będę tak samo postępować?
Neguje czasami też moje wybory i się mnie czepia w takich blahostkach, np jak kupię cos czego ona nie je albo nie jadła, to czepia się co za świństwa piję lub jem i że mam jgdy tego dzieciom nie podawać (a do dzieci mi jeszcze bardzo daleko), wyśmiewa mnie z różnych rzeczy ze kto normalny je np rybę z kasza (ona uważa że tak się kategorycznie nie je), zrobiła zupę krupnik której nie lubię to naskoczyla że co ja będę dzieciom gotować skoro tego nie lubie.
Jako jej charakter to nigdy nie potrafila sie przyznac do bledu ani powiedzieć przepraszam, uważa że wszyscy wokol niej są w większości tacy siacy i owacy.. Uważa że albo ją wykorzystują, albo są dwulicowi albo ich krytykuje za to jacy są, o każdym jest w stanie coś złego powiedzieć. I żyje ciągłym narzekaniem jak to nie było i jest jej źle w życiu, codziennie przychodzi i narzeka na pracę, na każde poprzednie prace też narzekała. O wszystko się wypytuje np jak gdzieś byłam to: kto byl, ile ma pokoi, jakie ma mieszkanie, na którym piętrze, ile wypiłam, co jadłam, o której wróciłam, czym wróciłam, taka seria pytań by najlepiej podać jej z podziałem na godziny cały harmonogram spotkania i menu. Traktuje mnie jak dziecko powtarzając czasami kilka razy przy wyjściu: zamknij okna, zakręć kaloryfery, powyłączaj wszystko, albo robiąc coś za mnie niby z łaska że ona to zrobi lepiej. Jak dostałam awans w pracy to zamiast się cieszyć, powiedzieć że super i że jest dumna, to miała negatywne podejście typu "mhmm pogodzisz wszystkie obowiązki, które Ci narzucą?". A kiedyś wybierając się na wesele rodzinne, chciała mi "doradzić" jaka sukienkę mam ubrać i jak powiedziałam że pójdę w innej, w tej która mi się podoba to wykrzyczała zdenerwowana ze mam się nie przyznawac że jestem jej córka.
Zatem, co sądzicie? Czy to są objawy toksyczności? I czy kiedyś to się zmieni?